Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2013, 19:12   #218
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Od momentu gdy Elia wychynęła z drzewa Petru trzymał język za zębami. Słuchał tylko, z niepokojem zauważając że znowu o Lu'cci jest mowa i zastanawiając się co jeszcze dziewczynie grozi. I kim była sama Elia? Przez chwilę miał wrażenie że jest krewniaczką Nemertes, ale słowa zielonoskórej poddały w wątpliwość to domniemanie.

Może była boginką jakiegoś rodzaju? Albo tylko uważa się za taką...

Jakkolwiek było, Petru był zadowolony z jednego - rozmawiali, miast się bić. Możliwe że Elia miała rację w sporze z Cethem, możliwe że nie miała, ale zawsze było to kształcące i puszczał mimo uszu komentarze na temat niewiedzy drużyny. Przysłuchiwał się i pilnował by kogoś z drużyny nie poniosły nerwy. Nie podnosił broni na zaczepiające ich istoty, tylko czuwał by Lu'cci nie uczyniły krzywdy. Uprzejmie uśmiechnął się do chichoczącej obok driady ... czy kimkolwiek tam było "ożywione drzewko". Do towarzyszki z drużyny uśmiechnął się po chwili z o wiele większym uczuciem.
- W porządku, Lu'ccia? - zapytał ją cicho, łagodnie, idąc blisko niej i Wichra. - Dobrze się czujesz? Te wszystkie magiczne energie wokół nie przeszkadzają ci, Źródełko? - dodał z uśmiechem. Do tego momentu jego twarde niczym wysuszony rzemień ciało odzyskało siły, a oddech mu się uspokoił.

- Em... Tak, tak...- mruknęła niemrawo dziewczyna, obserwując kręcące się dookoła driady, odgonione przez rozeźloną ich poufałością Elię.- W sensie czuję się ciut rozkojarzona, ale niekoniecznie musi mieć to związek z całą tą magią...

Zaśmiała się gdy jedna z drzewnych niewiast przebiegła pomiędzy Austem i Rulfem, zrywając z głowy brodacza jego skórzaną czapkę i zrzucając kaptur półelfa.

Obaj odwrócili się niemal jednocześnie, wpadając na siebie, zaskoczeni.

Czapka wróciła jednak do właściciela w chwili gdy nie na żarty rozwścieczona Eli krzyknęła coś do rozbestwionej młódki w nieznanym Petru języku. On sam z resztą co chwilę był mijany przez jej siostry.

- Jak myślisz, kto to...? - zapytała w końcu Lu'ccia zerkając na idącą przodem, tajemniczą kobietę.

- Hmm... - Petru mruknął w zamyśleniu, przyglądając się całej scenie. Milczał przez długą chwilę, dotrzymując kroku Wichrowi.
- Z tego co mówiła Elia, odniosłem wrażenie że uważa się za bardziej związaną z przyrodą nawet bardziej od druidów i baśniowych istot. Z nimfą miałem już do czynienia, Cetha - przedstawiciela druidów - oboje znamy. Widziałem co uczyniła z kwiatem, czy raczej co się z nim stało w jej obecności - rozrósł się w oka mgnieniu w krzew. Tego nawet Nemertes ani Ceth chyba nie potrafią - zapomniał się trochę, bo o nimfie zwykle nie mówił jeśli nie musiał, ale teraz jedynie wzruszył ramionami. - Tak sobie myślę ... nie znam się na innych planach egzystencji, jak dobrze wiesz - zerknął na Lu'ccię, ale mówił bez żadnej złośliwości czy wyrzutu, bowiem magikiem był co najwyżej początkującym - ale wydaje mi się że tak jak Wicher ona pochodzi wprost z innego planu, jakiegoś ... bo ja wiem, "Planu Natury" czy jak to zwać. O ile taki w ogóle istnieje...

Zmarszczył brwi i potrząsnął głową.
- Nic innego nie przychodzi mi na myśl. Przekonamy się zresztą niedługo - spojrzał znowu na zielonoskórą i uśmiechnął się do psotnych driad.

- Nemertes? - Elia nawet nie odwróciła głowy.- Cóż, słyszalam o niej. Jak na wasze standardy można by ją było określić półboginią albo bogiem określonego miejsca, ale bliżej do boskości jest potężnym magom na tym świecie niż dziwnym bękartom jak ona...

Kobieta wzruszyła ramionami.
- Ale wciąż owe bękarty są bliższe do zdobycia mojej sympatii niż dowolni ingnoranci zza zachodnich szczytów...

Ceth prychnął z irytacją.
- Niech ktoś mnie przytrzyma...- wymamrotał.

Aust pokręcił głową.
- Daj sobie na wstrzymanie, staruszku... Jeszcze ci w krzyżu strzeli...

- I jeszcze tego na głupoty wzięło!

Drzewa dookoła stawały się coraz większe, o bardziej gęstych koronach. Cała grupa poruszała się już praktycznie w półmroku, a sam Petru dałby głowę że dostrzegł jak niektóre korzenie umykają spod ich stóp, ułatwiając drogę.

- Ceth, zachowaj spokój - Petru powiedział z naciskiem choć na tyle cicho by być słyszanym jedynie w promieniu kilku kroków. Mówił do kapłana natury, ale słowa skierowane były do wszystkich. Pomijając wszystko inne, warto było pozyskać pomoc niewiasty - była to pierwsza od opuszczenia miasta wosów istota która zdradzała jakąkolwiek ochotę na rozmowę. Zerknął na idącego obok drzewca i przez chwilę zastanawiał się w jaki sposób walczyć z tak wielkim i zapewne groźnym stworem.

Zapewne używając ognia. Nie mógł sobie wyobrazić w jaki sposób stal mogłaby zwyciężyć w starciu z czymś takim.

Przyspieszył kroku.

- W jaki sposób dowiedziałaś się o Nemertes, Elio? - zapytał podobnie jak wcześniej cichym, równym tonem, zrównując się z białowłosą.

- Wy, ludzie i nieludzie, jesteście ślepi na pewne rzeczy... Chciałam powiedzieć że śmiertelnicy, ale śmiertelna jestem tak samo ja, wy czy owa Nemertes... Wszystko zależy od skali. Każdy starzeje się i umiera. Tylko że niektórym zabiera to milenia.- uśmiechnęła się leciutko.- I tak po prawdzie to ja powinnam pytać cię skąd ją znasz. Bo znasz ją zapewne osobiście...

Kobieta spokojnie przejechała dłonią po pobliskim konarze drzewa, sprawiając że korzenie pod jej stopami ułożyły się w wygodne schodki.

- Ja zaś wyczułam ją, jak wyczułam narodziny każdego boskiego bękarta na tym świecie. A że jej jestestwo było silnie związane z naturą, dane mi było samą myślą poznać ją ciut bliżej...- uniosła brew.- I tak przy okazji, skoro poznałam wasze imiona a wy moje, nie znaczyło to że możesz być ze mną na "ty"...

Westchnęła.
- Chociaż moje wymaganie etykiety z waszej strony to już chyba fanaberia, co?

Po raz pierwszy uśmiechnęła się bezpośrednio w kierunku jednego ze swoich gości.

Petru.

Tropiciel uśmiechnął się w odpowiedzi i pochylił głowę.
- Wybacz, pani, nie powiedziałaś jak życzysz sobie by się do ciebie zwracać - odpowiedział spokojnie, bo i nie było powodu spierać się i czasu marnować. A ojciec Valerian - jak przystało słudze Pelora - długo i skutecznie wtłaczał mu do głowy znaczenie uprzejmości.

Przyglądał się poczynaniom kobiety. Widział wcześniej przemianę kwiatu, słuchał uważnie jej słów, dlatego nie był teraz aż tak zdumiony jak mógłby być, widząc co dzieje się z drzewem pod jej dotykiem. Ale mimo wszystko pokręcił w zadziwieniu głową.

- Nemertes życie mi uratowała - powiedział i odruchowo położył dłoń na brzuchu, przez chwilę krzywiąc się na wspomnienie ostrza przeszywającego mu wnętrzności na podobieństwo rozżarzonego pręta. - Pomogła mi, chociaż nie musiała - dodał, choć tak naprawdę słowa same wypłynęły mu z ust.

Siłą oderwał się od myśli o władczyni kotliny i źródła ukrytego pośród rozpadlin i pustyni.
- A ty, pani, skąd pochodzisz? Jak się tutaj znalazłaś? - zapytał ciekawie i zerknął na druida, który na pewno równie co on zainteresowany był zagadkową Elią. - Jeśli to nie tajemnica - uśmiechnął się do kobiety i dodał pół-żartem, pół serio - Różnych rzeczy oczekiwałem po drodze, jeszcze więcej mnie zaskoczyło, ale że spotkam ciebie, pani, która Cetha jesteś w stanie wprawić w zmieszanie - nigdy bym się nie spodziewał.

- Druida łatwo jest wytrącić z równowagi. Nie daj mu się zagadać a staje się jak kot bez pazurów i uroku osobistego.- odparła spokojnie, parskając leciutko.- I dla twojej informacji, tam gdzie was teraz prowadzę jest bezpiecznie i nikt was nie znajdzie, ale nie robię tego dla was, ale dla bezpieczeństwa tego miejsca. Przenocujecie i nie chcę was tu więcej widzieć...

Spojrzała krótko na tropiciela.
- To miejsce jest praktycznie święte. Zesłano mnie tutaj, gdyż dziwnym trafem zebrala się tu potężna ilość magii, zwanej przez was Splotem albo Mythalem. Chronię go. I nie, nie chodzi mi o wasze śmieszne miejsce dzikiej magii...

Petru westchnął. Wyglądało na to że ojciec Valerian w czasie poprzednich pielgrzymek wiedział co robi, możliwie szybko omijając ten rejon i jego mieszkańców.
- Przed kim lub czym chronisz, pani, to miejsce? - zapytał uprzejmie, mając jednocześnie w pamięci słowa swego ojca.

"Nie całe Naz'Raghul jest w pełni skażone... Istnieją w nim miejsca czystej mocy magicznej, nie spaczonej chaosem. Chaos nie jest w stanie spaczyć takich miejsc, a ich moc jest w stanie chronić je sama w sobie..."

- Przed wszystkim co uznam za niebezpieczne...- odparła spokojnie Elia, docierając do potężnego dębu na którego pniu położyła dłoń.- Cieszcie się, że uznałam że wy nie zagrażacie temu miejscu...

Uśmiechnęła się lekko, słysząc westchnienia podziwu gdy kora na drzewie zaczęła się marszczyć, z drewno rozsuwać na boki, ukazując całej grupie wejścia w głąb pnia.

Ceth wciągnął powietrze.
- O bogowie... Czy to... ?

- Serce tego miejsca.- ucięła Elia, spoglądając na zbudowane ze światła drzewko w centrum ciemności.- Najbezpieczniejsze. Tutaj nic was nie znajdzie.



Nawet Aust wyczuł że to coś naprawdę dużego.

- Pani, to dla nas zaszczyt...

- Będę was pilnować cały czas.

- Acha…

Petru wpatrywał się w rozciągający się przed nim widok świetlistego drzewa jak oczarowany. Pielgrzymka do magicznego miejsca była pełna cudów i naraz cały przeżyty strach, znużenie i nerwy przestały mieć znaczenie. Dla takich chwil warto było się starać i nadstawiać grzbietu…

Syn Pelora przypomniał sobie inny widok - krajobraz Piekielnych Wrót, grupy wulkanów odległych od Palenque o dobre kilkanaście dni wytężonego marszu, nieustannie wyrzucających z siebie lawę, popiół i dym. Na tym pozbawionym jakiegokolwiek życia pustkowiu znalazł się raz, unikając patroli kultystów. Miejsce to zaiste przypominało wrota do królestwa potępionych … ale Petru pamiętał jak siedział na ciepłej od żaru, zastygłej lawie i spoglądał na srożące się wulkany, podziwiając ich majestat. I ich dzikie i surowe piękno, które odkrywał mimo ponurej sławy jaką cieszyło się to podobno nawiedzone, przeklęte pustkowie.



Opowiedział o tym w Palenque, by i inni mieszkańcy mogli choć w wyobraźni posmakować tego piękna. Oczywiście, Nima jak zwykle wytknął mu że jedynie dziwoląg taki jak Petru mógłby znajdować cokolwiek interesującego w widoku nawiedzonego rumowiska i jedynie on mógłby skierować tam swe kroki. Ale Nima zazdrościł mu wszystkiego - miłości ojca, sprawności w walce, przychylności Fareiby, nawet przyjaciół - i po prostu dogryzał gdy tylko mógł.


Wspomnienie sprawiło że Petru uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami. Zazdrość Nimy była Nimy sprawą i jego zmartwieniem. Tak jak Petru miał on nadzieję zostać kapłanem Lśniącego Boga … ale tropiciel miał wrażenie że małostkowość i zazdrość Nimy są głównymi powodami dla których Ojciec Światło do tej pory nie okazał mu swej łaski.

Już miał poprowadzić “swoją” gromadę jeszcze bliżej drzewa, gdy naraz odwrócił się do Elii.
- Pani, a kto miałby nas znaleźć? Wspomniałaś że to z powodu Lu’cci jest “to całe zamieszanie”. Co się dzieje? - zapytał wpatrując się w jej jaskrawo zielone oczy.

- Ale z ciebie głupek...- syknęła, odciągając tropiciela w tył. - Myślisz że czemu nie rozwijałam przy niej tematu? Pomówimy na spokojnie, kiedy wszyscy zasną. Serce stoi w kurhanie istot baśniowych, dla twojej rasy zwanego Grobowcem Planarnym. Wszyscy którzy nie są chociaż w części planokrwiści zasypiają tutaj w ciągu kilku minut… - powiedziała cicho, kątem oka obserwując jak reszta wyprawy powoli rozkłada się do snu. Lu'ccia już leżała na grzbiecie Wichera, trąc oczy.

- Lu'ccia, tak jak reszta, ma prawo wiedzieć co jej grozi - Petru odpowiedział starannie neutralnym tonem, ale - znowu - nie było sensu kłócić się z Elią. Zacisnął szczęki gdy pojął pełne znaczenie jej ostatnich słów. Stał nieruchomo nie próbując uwolnić ręki, czekał cierpliwie udając że jest zafascynowany Sercem. Po chwili zdał sobie sprawę z tego że Drzewo naprawdę go fascynuje i przykuwa jego spojrzenie, nawet bardziej niż Elia.

Zerknął na Wichra - jedynego który bez problemu zachowywał świadomość - po czym rozejrzał się wokoło, czując na ramieniu ucisk szczupłych palców strażniczki.

“Baśniowe istoty..." - powiedział kiedyś ojciec Valerian, w czasie jednego ze swoich licznych wykładów skierowanych do młodzieży z wioski - "... mimo niezwykłego wręcz rodowodu i rzadkości w tych stronach, są spotykane na granicach Naz'Raghul. Chociaż w pewnych kategoriach niedaleko im do demonów, są one bliższe nam, ludziom, w swoim postrzeganiu świata, oraz aniołom, pod względem swojego planu ojczystego leżącego daleko poza granicami Wordis."

Mówił długo o ich powiązaniu z życiodajną energią natury ale i nie tylko. Wróżki, driady i chochliki mogły żyć tak jak ludzie, z dala od lasów i puszcz, lecz jednak to tam osiągały pełnię swych możliwości i niemal półboski stan.

"Od demonów i aniołów, czy też nawet żywiołaków, różni je jednak jedna, zasadnicza rzecz..." - mówił wtedy dalej, kiedy to wielu z rówieśników Petru zdążyło już zasnąć od monotonnego głosu duchownego - "... po śmierci na planie materialnym nie wracają one na swój ojczysty świat, tak jak demony czy anioły, lecz ciałem pozostają tutaj, duszami umykając na plany eteryczne. Dlatego też, pośród istot baśniowych wykształciła się niezwykła tradycja związana z pogrzebami i śmiercią... Nawet po zgonie, ciało istoty baśniowej to wciąż potężny katalizator energii która wypełniała ją za życia. Dlatego też baśniowe istoty, wobec śmierci współplemieńca, zanoszą jego ciało do wielkiego, wspólnego grobowca, zwanego kurhanem, i tam też grzebią je pod cienką warstwą ziemi i liści. W ciągu kilku godzin ciało to rozkłada się, a raczej rozpływa w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko czystą energię, która wsiąka w grunt..."

Ojciec również na ten temat rozwodził się długo i precyzyjnie, jak tylko on miał to w zwyczaju. Istotnym elementem tego wykładu była jednak informacja że istoty baśniowe bardzo pilnie strzegły miejsca pochówku swoich współbraci, pilnowały by nikt nie proszony nie zabierał stamtąd niczego oraz nastrajały energię ziemi tak, by oddziaływała na wszystkie istoty nie-planokrwiste która na nią wchodziły, z wyjątkiem demonów i czartów, oczywiście.

Efekty tego oddziaływania były różne.

Sen był najłagodniejszą wersją ochrony Kurhanów istot baśniowych...

Aust najdłużej był przytomny, jakby jego elfia krew najlepiej opierała się mechanizmom obronnym Grobowca. Spoglądał na Palenquiańczyka coraz bardziej zamglonym wzrokiem. Petru ruchem ręki dał mu znać że będzie ich pilnował. Nie wiedział czy dotarło to do półelfa, ale ten zamknął wreszcie oczy. Wtedy Elia puściła ramię syna Pelora i podeszła ku Sercu, nie oglądając się. Petru odetchnął głębiej i dopiero wtedy pozwolił sobie na refleksję.

Skąd Elia wiedziała?! Mieszaniec otworzył i zacisnął szponiaste dłonie. Senny nie był ani odrobinę … co wzajemnie potwierdzało i dopełniało słowa ojca Valeriana i Elii. I co to oznaczało dla niego?

Pytanie o to kim byli jego przodkowie po raz tysięczny odezwało się wątpliwościami. Co gorsza, Petru wiedział że nigdy się już tego nie dowie. Jego rodzice zginęli lata temu uciekając ze wschodu Naz’Raghul wraz z wszystkimi towarzyszami, jeno kilkoro najmłodszych dzieci ocalało, wśród nich dzieciak o skórze twardej niczym garbowana i paznokciach ostrych jak igły. I temperamencie, który długo musiał uczyć się trzymać w ryzach…

Spoglądając na tajemniczą strażniczkę, której kobiecych kształtów i zielonego ciała nie dawał rady ukryć egzotyczny, roślinny pancerz czy też odzienie, upewniał się że nie on jeden jest oryginałem. Zresztą w samym Palenque, w dużej mierze składającym się z potomków uciekinierów z różnych stron Naz’Raghul, nie jeno “czystej krwi” ludzie mieszkali.

A może to Nemertes, jej błogosławieństwo, więź z nią czy cokolwiek innego, właśnie się odezwało? Może…

Galopada myśli urwała się bo Elia stanęła przy Sercu i spojrzała na niego swymi wściekle zielonymi oczyma.

Petru ściągnął plecak i odłożył go przy śpiących. Łuk również, choć swój ciężki, zaufany miecz zabrał. Na krótką chwilę przyklęknął przy Lu’cci i pogłaskał ją po policzku, odsunął luźny kosmyk włosów z jej twarzy. Potem zacisnął zęby, wstał i ruszył ku Elii. Mokre od potu odzienie nieprzyjemnie kleiło mu się do ciała po szaleńczym biegu do obozowiska i późniejszym marszu. Odetchnął głęboko i wzruszył szerokimi ramionami.

“Będziemy rozliczani za to co staramy się osiągnąć, Petru” - powiedział ojciec Valerian po tym gdy tropiciel przybył do Palenque wraz ze Skuldyjczykami i rozmawiał z kapłanem o swym nowo odkrytym, magicznym talencie. Ojciec uśmierzył wtedy jego strach i zwątpienie pełnymi mądrości i miłości słowami, a to wspomnienie miało też zbawienny skutek i dziś.

Jeśli Lśniący Bóg wyznaczył Petru zadanie, czy jego pochodzenie może być jakąkolwiek przeszkodą?
- Pelor jest pierwszym wśród równych, bez Jego światła nic nie jest możliwe - wymamrotał. - Jego dłoń spoczywa na moim ramieniu, Jego łaska oświetla mą drogę.

Teraz nie było czasu na zastanawianie się nad przeszłością, to mogło poczekać na sposobniejszą chwilę. A nawet musiało, bowiem teraz najważniejsze było by pomóc Lu’cci i reszcie przyjaciół bezpiecznie dotrzeć do domu.

Z powagą stosowną wobec miejsca ostatniego spoczynku stanął przed Elią i spojrzał w jej jadowicie zielone oczy w blasku bijącym z Serca.
- Porozmawiamy teraz, pani? - zapytał.
 
Romulus jest offline