Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2013, 22:39   #137
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://fc01.deviantart.net/fs6/i/2005/019/5/5/grave_by_mjohnston.jpg[/MEDIA]

Chłopak
konał. Leżał na ziemi, kurczowo przyciskając trzymaną w ręku szmatę do rozharatanego boku. Koszula i prowizoryczny opatrunek przesiąkły krwią. Nie krzyczał już nawet; jego pierś unosiła się nieregularnym oddechu, a usta rozwierały się i zamykały, nie mogąc wydobyć z siebie dźwięku. Kopał nogami, aż zrył ziemię; nie trzeba było wiele wiedzieć, by dojrzeć, jak śmierć wyciąga ku nie niemu chłodne palce.

Dziesięciu mężczyzn stało luźnym kręgiem wokół umierającego, a ich twarze i oczy, które widziały przecież niejeden zgon, były zacięte i zgaszone. Nikt nie wyrzekł ani słowa, cisza panowała również wokół, i tylko rzężenie chłopaka niosło się w okolicy niczym ochrypły jęk wrony.

Irgun przyklęknęła przy posłańcu; ten, poznając jeszcze dowódcę, wytrzeszczył na nią swe przerażone oczy i zmusił się do ostatniego wysiłku, szpecząc: zdra...zdra...da...da. Palce drapały ziemię; na szyję i czoło chłopaka wstąpiły grube krople śmiertelnego potu. Jej ludzie patrzyli.

- Ciii...odpocznij, będzie dobrze... - kapitan pochyliła się nad jego twarzą, mówiąc łagodnie niczym matka, usypiająca dziecko. Jej ludzie patrzyli. Położyła jedną dłoń na rozszerzonych oczach kuriera, zamykając mu powieki; szczupłym ciałem mężczyzny wstrząsnął kolejny dreszcz, a z jego popękanych ust wydobył się kolejny nieludzki skrzek. Mewa sięgnęła po nóż. Jej ludzie patrzyli.
- Śpij...śpij, wyzdrowiejesz... - powiedziała, przytrzymując jego skronie. A potem wbiła mu nóż prosto w serce. Jej ludzie patrzyli. Chłopak wierzgnął po raz ostatni i zesztywniał; nad obozem zapadła ostateczna cisza. Jego ręce opadły na bok; z nietamowanej już rany chlusnęła ostatnia porcja czarnej krwi, karminowo barwiąc zieloną trawę. Jej ludzie patrzyli, jak kapitan nurza w niej dwa palce i przykłada je kolejno do serca i czoła, zostawiając krwawe znamię.
- Pomścimy - powiedziała, starając się nadać swojemu głosowi uroczysty ton, ale więcej było w nim żalu i zmęczenia. Oto kolejna przysięga na śmierć, która składała nad martwym ciałem. Ile jeszcze czeka ją kolejnych ciosów?
- Pomścimy...pomścimy...pomścimy - odpowiadało po kolei dziesięć męskich głosów, przyjmując na siebie to straszne zobowiązanie. Nic więcej nie trzeba było mówić. Rozeszli się do swoich zajęć, szykując konie i obóz do spotkania z bagiennym człowiekiem.

Po posłańcu pozostała tylko zryta ziemia w miejscu, gdzie znajdował się pośpiesznie wykopany grób, plama czerwieni na łące i obietnica śmierci dla Ducha, niesiona w żelaznych sercach niczym najcenniejszy skarb.

***

[MEDIA]http://fc01.deviantart.net/fs16/i/2007/213/0/e/Swamp__s_End_by_arisuonpaa.jpg[/MEDIA]

Kazała czekać swoim ludziom w gotowości, a ostatni kawałek do załomu rzeki przebyła sama. Kiedy końskie kopyta zaczęły zapadać się w bagnistym brzegu, zeskoczyła ciężko z wierzchowca i przywiązała go do jakiegoś pniaka. Buty mlaskały w błocie i mchu, a znad mętnej wody niósł się nieprzyjemny chłód. Drzewa lekko szumiały, woda chlupała, tocząc swój nurt w rozmiękłej ziemi, a okoliczne ptaki zerwały się w popłochu, zdenerwowane widokiem siedzącej na ramieniu Zakały. Irgun rozejrzała się wokół, bardziej z nawyku, niż z nadzieją na dostrzeżenie kogokolwiek; w szuwarach, skarlałych wierzbach i gęstych krzakach mógłby ukryć się pułk wojska, a jeszcze zostałoby miejsce dla ciurów i wierzchowców.

Poprawiła wiszącą u boku broń, i oparła dłonie na biodrach, wsadzając kciuki za pas. Postała tak chwilę, bijąc się z myślami; gadanie do krzaków niezbyt jej się uśmiechało i naprawdę musiało wyglądać śmiesznie; w końcu jednak przemogła się, splunęła i zwołała:
- Chciałeś mnie widzieć, i oto jestem! - a jej głos zaraz wchłonęła podnosząca się znad rzeki mgła.
- Nie wrzeszcz - zbeształ młody mężczyzna, który niewykrzywiony okiem ptaka wyglądał całkiem zwyczajnie, trochę mniej pokaźnie niż poprzednio. Wyłonił się gdzieś z prawej, spośród wysokich traw i zarośli. Irgun nie mogła się nadziwić, że go wcześniej nie zauważyła. Jednak gdy obserwowała, jak się porusza, z kuszą na ramieniu, zorientowała się, że tak jak ona była kobietą morza, tak on był człowiekiem lasu.

Nie bardzo się jej przyglądał, zajęty był skrobaniem jakiegoś niepozornego korzonka i pogryzaniem wyrżniętych z niego plastrów. W końcu, gdy był już na odległość kilku kroków przystanął i wyciągnął do niej rękę z tajemniczą przekąską.
- Freimhe - stwierdził, spoglądając na nią spod roztrzepanej, ciemnej grzywy - Dobre na oczy.
Mewa wzięła w palce kawałek rośliny, wstrzymała oddech i przełknęła go bez gryzienia, nie spuszczając wzroku z niskiego mężczyzny, i obserwując jego reakcję.
- Mam tylko suszone mięso. Dobre dla ptaków - uniosła dłoń i pogłaskała nastroszoną Zakałę pod dziobem, nie zdjemując jednak drugiej ręki z gałki na rękojeści miecza. - Jeśli chcesz jakieś...dary, to musisz wrócić ze mną do obozu. To niedaleko - rozjerzała się znów, zastanwiając się, czy w szuwarach nie czają się kolejni bagienni ludzie - Nie szukamy zwady, jesteśmy tylko grupą...podróznych, zgubionych na tym pustowiu. Jeśli możesz wskazać nam drogę przez bagna… - zawiesiła głos, zostawiając resztę domysłowi mężczyzny

Ten uśmiechnął się krzywo, widząc jak przełknęła roślinę.

- Mama cię nie nauczyła żeby nie łykać od razu? - prychnął i pokręcił głową wrzucając sobie do ust kolejny plasterek i przeżuwając demonstracyjnie - Teraz się módl żeby nie dostać sraczki.
Poruszył ramionami, pozbywając się sztywności zmęczenia.
- Mogę, mogę, ale wskazanie drogi nic wam nie da. I tak byście się zaraz pogubili, albo wpadli na niedobitki Boltonów, albo wyleźli prosto pod nogi klanom. Bagna są teraz bardzo popularne. Wszyscy wybierają się na Pólnoc. - zawiesił na chwilę głos - A wy?
Mewa rzuciła bagiennemu człowieczkowi długie spojrzenie, a potem odkorkowała manierkę, z której rozszedł się ostry zapach alkoholu. Przechyliła bukłaczek do ust i wzięła solidny łyk, ocierajac resztkę wódki rękawem płaszcza. Bimber, jak wiadomo, jest najlepszą odtrutką na wszystko, nawet na ziółka powodujące rozwolnienie.
- My nie - odpowiedziała krótko i odkaszlnęła, kiedy spirtus palił jej gardło - Chcę po prostu dostać się na drugą stronę, do morza. W rzyci mam Boltonów, klany, piratów, draugów i kogo tam jeszcze nadadzą. Mogą se orać tę Północ jak tylko pragną, w te czy we te. Ja, im szybciej opuszczę ten kurwidołek, tym będę szczęśliwsza...wskaż nam drogę, jak możesz, to się odwdzięczę. Resztę zostaw mi, broń noszę nie po to, żeby mi gacie obciążała - położyła pewnym gestem dłoń na pasie z mieczem.
Mężczyzna zmrużył oczy i wzruszył ramieniem.
- Na morzu może ci się nie spodobać - burknął - Ale was przeprowadzę. Bogami a prawdą nie mam teraz nic lepszego do roboty. Kuzynka mi zaniemogła, klany osadziły się na Fosie Cailin, a ja nie lubię się osadzać. Ja w ogóle mało lubię - zaśmiał się.

***

Kolejny dzień podróży pod przewodnictwem mężczyzny, który przedstawił się w końcu jako Connor z Flintów, minął w ciszy i skupieniu. Przechodzili przez obcy, dziwny kraj, z taką ostrożnością, jakby za chwilę mieli spodziewać się zasadzki. Żadnych błyszczących ani brzęczących przedmiotów, nocleg na drzewie...W jednym dzikus miał rację: gdyby nie on, kompania nigdy nie odnalazła by tych małych, niewidocznych ścieżek z mchu i paproci, którymi ich prowadził, a które dla niewprawnych oczu niczym nie różniły się od otaczającego ich bagniska.

Następnego dnia tropiciel niespodziewanie przystanął i gestem nakazał wszystkim przypaść do ziemi i nie ruszać się, póki nie wróci. Sam zaś przepadł w oczeretach. Robił tak już wcześnie; Irgun nie miałaby powodów do niepokoju, ale tym razem, mimo tego, że znajdowali się w środku bagnistego lasu, usłyszała ukochaną kołysankę każdego Żelaznego: szum morza! Musieli więc znajdować się w miarę blisko brzegu. Czemu więc zwiadowca zataił ten fakt? Czyżby coś knuł? Mewa nie ufała mu do końca; stęskniona była też widoku fal, nie zmieniając więc pozycji, sięgnęła myślą ku siedzącej na gałęzi Zakale i na jej skrzydłach postanowiła towarzyszyć Flintowi.

***

[MEDIA]http://fc05.deviantart.net/fs23/f/2007/361/e/a/The_Wreck_by_MichelRajkovic.jpg[/MEDIA]

Conner Flint poruszał się zwinnie i cicho, jak wiewiórka. Nawet Zakała miała problemy by dojrzeć jego burą sylwetkę na tle burej roślinności. Ptak dostrzegł jednak coś ciekawszego niż ostrożny zwiadowca.
Przed nim, rozpościerała się plaża i bezkresne szare morze. Dziś spokojne, jak tafla jeziora. Fale powoli obmywały brudny piasek i porzucone na nim kawałki drewna. Za oczami Zakały, Mewa szybko doszła do wniosku, że to fragmenty roztrzaskanej łodzi. I to fragmenty roztrzaskanej łodzi żelaznych. Pobudzony nagłym zdenerwowaniem Irgun ptak zatoczył szersze koło wysoko w powietrzu i krzyknął.

Nieopodal, częściowo zasypany piaskiem i przykryty wodorostami leżał przewrócony na bok i nieco nadwyrężony, ale w sumie cały drakkar. Conner Flint też go dostrzegł, bo już był na odległość kilku kroków. Zamarł jednak nagle i zaczął się wycofywać w stronę ukrywających się w krzakach żelaznych.

Kiedy Flint zaczął wracać do miejsca postoju, Mewa uwolniła umysł ptaka ze swych objęć i spokojnie poczekała na zwiadowcę, nie ruszając się z miejsca. Przepełniała ją cicha radość, aczkolwiek nieokreślony niepokój powoli wyciągał czarne szpony w kierunku jej serca. Drakkar! Utopiony Bóg był łaskawy, zsyłając jej w potrzebie morskiego wierzchowca. Dotychczas największym zmartwieniem Irgun była kwestia, jak przedostanie się przez morze, a teraz niespodziewania znalazła się nań odpowiedź. Nawet jeśli statek był uszkodzony, naprawa nie sprawi większego problemu. Pozostawało pytanie, co stało się z załogą - Żelaźni Ludzie nie porzucali swoich statków inaczej, niż zmuszeni poważną potrzebą, a nawet jeśli, to dowódcy mieli w zwyczaju palić jednostki, by nie wpadły w ręce wroga. Koniecznie trzeba będzie przyjrzeć się bliżej brzegowi i spróbować odczytać ze śladów historię okrętu. Gdzie ten zwiadowca się podział...pomyślała, znużona czekaniem; od leżenia bez ruchu zaczynała drętwieć jej zaciśnięta na nożu dłoń.

Conner pojawił się po dłuższej chwili, głowę miał spuszczoną, a czoło zmarszczone od głębokiego zastanowienia. Musiał być nie przyzwyczajony do tak dużego mentalnego wysiłku, bo zaczął międlić paznokieć prawego kciuka między zębami.
- Problem - stwierdził, jakby to wszystko wyjaśniało.

Mewa wstała, przeciągając się, aż strzeliły kości. Jej ludzie podnosili się za nią, marudząc i starając otrzepać z mokrej ziemi. Szczególnie ucierpiała Dina (a raczej jej ubranie), w przypadku której komenda “leżenia na płask na brzuchu” miała spore trudności w realizacji. Irgun spojrzała spod brwi na bagiennego obszarpańca - przecież niemal na własne oczy widziała bezludny brzeg i opuszczony okręt. Jaki więc mogło stanowić to problem?
- Jaki kłopot? Wróg? Jacyś inni ludzie? - spytała przewodnika - Czy morze nagle zniknęło? - dopiero po chwili przyszło jej na myśl znacznie gorsze wytłumaczenie - ...draugi? - spytała z wahaniem, jakby nie chciała usłyszeć odpowiedzi.

Flynt skinął głową, wciąż męcząc między zębami paznokieć.

Dina podeszła bliżej otrzepując poduchy, na której przyszło jej się wylegiwać z piachu. Uwadze Irgun nie umknęło rozbiegane nagle spojrzenie zwiadowcy, który za wszelką cenę próbował nie patrzeć. Niestety, było to prawie niemożliwe i opalone policzki Connera jakby się zaróżowiły. Odchrząknął i odwrócił się plecami, udając że spogląda wymownie w dal, ku złowrogiej plaży.
- W statku - mruknął - I więcej śladów.
Mewa postukała palcami po rękojeści miecza. No i to całe szczęście się skończyło, ot tak, bez niczego, uleciało jak sen.
- Potrzebujemy tego statku - stwierdziła twardo - Nie znam się na walce z nieumarłymi...Da się się jakoś zwieść? Zwabić w inne miejsce? Spotkałeś je już wcześniej? - spytała przewodnika.
Burknął pod nosem coś, co miało być potwierdzeniem. Przez chwilę milczał, zastanawiając się nad czymś.
- Chodź - powiedział ruszając w las. Obejrzał się przez ramię. Dina chciała chyba dołączyć do spaceru. Na lico Flinta wystąpiła irytacja. Mężczyzna był zmienny, jak pogoda w zatoce Eyre - Sama. Muszę ci coś powiedzieć - syknął do Irgun.
- Hej! - zdezorientowana kapitan krzyknęła za oddalającym się zwiadowcą - Po co te sekrety? Nie mam przed moimi ludźm żadnych tajemnic, to, co powiesz mi, możesz powiedzieć każdemu z nas.
- To im powiesz - syknął Flint, nie zatrzymując się - Pomyślisz i powiesz, albo nie pomyślisz i powiesz, albo, na obwisłe suty Norn, zrobisz z tym co chcesz. Tylko - zatrzymał się wreszcie, gdy byli wystarczająco daleko - To nie jest coś, co powinni usłyszeć ode mnie.
- Bądźcie ostrożni! Zaraz wrócę - Mewa wydała krótkie polecenie swoim ludziom i skrzywiona, powędrowała za Flintem. Czyżby mały dzikus prowadził ją w pułapkę? Położyła dłoń na mieczu, i gdy uszli już spory kawałek, zatrzymała się, spoglądając na mężczyznę z pytającym wyrazem twarzy, ale nie wyrzekła ani słowa.

Flint oparł się o drzewo i próbował rozmasować spięty bark. Milczał, szukając słów. Nie wyglądało to na pułapkę, chyba że chodziło o zirytowanie Mewy przedłużającą się ciszą.

- Usłyszałem o tym niedawno, kiedy Klany, Lannisterowie i Błotniacy połączyli się żeby rozpieprzyć Boltona na Fosie Cailin - zaczął spokojnie, nie patrząc na rozmówczynię. Wyglądał jakby każde kolejne słowo miało mu zaraz stanąć kością w gardle - To może… Hm… może nie być prawdą - chyba w to zapewnienie nie wierzył - Żelazne Wyspy padły - słowa uderzyły w Irgun, jak taran - Pochłonęła je plaga ożywieńców.

Nie, to nie mogła być prawda. Nie. To nie była prawda. Żelazne ziemie poddały się trupom? Jak? Niezdobyte wyspy, których karku nie zgięło ani okrutne morze, ani gniew kolejnych królów i namiestników, miały nagle ulec bezmózgim zwłokom? Twarz Irgun zastgła w twardym wyrazie, a jej oczy zwęziły się do wąskich szparek.
- Łżesz jak pies! - warknęła, szarpiąc za miecz - A ja nie lubię kłamców i zdrajców. Po co ta cała farsa? Po co nas tu przyprowadziłeś? Służysz Duchowi czy Boltonom, obszarpańcu? Odpowiadaj! - postąpiła krok naprzód w kierunku przewodnika, wyciągając przed siebie ostrze.
Conner Flynt złożył się w sobie, jak zaatakowany zwierz. Oderwał się od drzewa i obserwując żelazo w prawicy Irgun postąpił parę kroków do tyłu, zwiększając dystans.
- Nie służę nikomu - syknął i sięgnął po zawieszoną na ramieniu kuszę - Uspokój się.
Mewa nie dała się jednak tak łatwo przekonać. Zakała, czując buzujące w niej emocje, wydała z siebie przeciągły skrzek, i zerwała sie w górę, wściekle bijąc skrzydłami. Kapitan opuściła miecz, ale postąpiła krok w kierunku Flinta, a jej ciemne oczy miotały pioruny. Raz już dała się złapać na lep pięknych słówek. I jak to się skonczyło? Martwy chłopak, który przebył długą drogę z obozu piratów, by przynieść jej straszne wieści, był właśnie ofiarą tej zbytniej ufności. Zgrzytnęła zębami, starając się poluzować zaciśnięte z gniewu szczęki. Tropciel nie dał wcześniej podstaw do podejrzeńi czy niepokoju. Może po prostu bezmyślnie powtarzał złe plotki i inne bzdury, które niesie wiatr i kłamliwe języki?
- Dowód - warknęła, bo mówienie pełnych zdan przychodziło jej z niejakim trudem - Na twoje słowa masz coś więcej niż bagienne opary? - postąpiła kolejny krok, ignorując napiętą kuszę - Jednego już oduczyłam mielenia jęzorem bez sensu i plucia jadem...Jak to sie mogło stać? Mów! - niemal krzyknęła ostatnie słowa, a w jej głosie prócz gniemu zabrzmiała jakaś rozpaczliwa nuta
Flint opuścił kuszę odrobinę. Wpatrywał się w nią, jakby próbował coś odczytać z wyrazu twarzy i mowy ciała.
- Lannisterowie - powiedział wreszcie - Byli otoczeni z każdej strony. Twoi ziomkowie nękali ich od morza. Czarny Lord wysłał na wyspy statki pełne trupów, żeby pozbyć się zagrożenia - zwilżył wargi językiem - Nie mam dowodów. Potwarzam tylko to, co słyszałem. Mówię to tylko dlatego, że znalazłem drakkar pełen ożywieńców na brzegu.
Mewa zatrzymała się wreszcie, i zacisnęła palce na rękojeści. Czubek ostrza wbił sie w ziemię, kiedy oparła cieżar ciała na mieczu. Zgrzytnęła zębami, aż chrupnęło.
- Bzdury i zmyślenia - wycedziła, bo odpowiedź kusznika brzmiała tak absurdalnie, że aż rozbrajająco. Być może Lwy rzeczywiście wysłały flotę przeciw wyspom, ale poważnie wątpiła, by mogli wyładować okręty draugami - Na tym zaplutym bagnistym gnoju rodzą się takie ciemne bajania - wydęła wargi. Gniew ją opuszczał, została pogarda i irytacja, że dała się tak łatwo sprowokować - Niemniej, nie będę ryzkowała walki z umarłymi przy statku. Musimy znaleźć inny sposób. Możesz mnie zaprowadzić do kogoś kto tu wie cokolwiek pewnego lub ma jakąkolwiek władzę? Wy, bagienni czy klanowi, macie chyba coś w rodzaju wodza czy podobnego? - uniosła broń, ale zanim wsadziła ją na powrót do pochwy, wymierzyła jeszcze szpic w kierunku Flinta. - I jak będziesz te nieprawdy sączył w uszy moich ludzi...urwę ci jaja i wepchnę w gardło. To jedyne i ostatnie ostrzeżenie - zagroziła i z metalowym szelestem wsunęła miecz za pas.
Conner skrzywił się, ale skinął głową i zarzucił kuszę na ramię.
- Wodzów ci u nas dostatek - mruknął - Mogę cię poprowadzić do głównego błotniaka. Mogę cię też poprowadzić do tych, którzy zdobyli Fosę Cailin - westchnął - To klany z Gór Księżycowych, pod wodzą Yrsy z Wullów, ale ona teraz niedysponowana, więc za nią mówią Shlan i Mahr. Razem z nimi wojska Eyre pod wodzą Spiżowego Royce’a, klany z pod Muru, znaczy moi braciszkowie. No i ostatni Lannisterowie. Wszyscy oni słuchają teraz Lothara Reyne’a, septona.
- Fosa to dobry kierunek - Irgun wyciągnęła rękę, na której przysiadł nastroszony ptak. Pogłaskała Zakałę pod dziobem - Prowadź więc...

Ale tak naprawdę kłamała. To był żaden kierunek, a ona nie wiedziała po prawdzie, co i jak teraz powinna czynić. Była jak łódź z przetrąconym masztem, zdana na łaskę i niełaskę miotających nią wichrów, płynąca tam, gdzie zawieje kapryśny wiatr. Gdzieś straciła poczucie prawidłowego kursu, zniknęły gwiazdy, które dotychczas ją nawigowały. Póki szło o kolejnej walki, bitwy i podjazdy, była niezmordowana i działała bez wahania. W krótkich chwilach pokoju, kiedy dane było jej wybierać i myśleć dalej niż następny cios miecza czy topora, okazała się zupełnie bezradna. W jej duszy tkwiła tęsknota i potrzeba, która była pragnieniem steru potrzebującego pewnej ręki szypra. Ktoś musiał ją poprowadzić, bo sama gięła się pod tym ciężarem odpowiedzialności, niezdolna wybrać świadomie żadnej z przerażającej ilości dróg, które otwierały się przed nią z każdym krokiem. Ta łódź, którą była, potrzebowała swojego kapitana, który wyznaczy jej nowy, jasny kurs, nieważne gdzie, byle naprzód. Równie dobrze mogła zacząć go szukać w Fosie...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 09-12-2013 o 01:32.
Autumm jest offline