- Może w ich rozmowie padła jakaś nazwa własna, miejscowość, albo imię? - Wtrącił Marco. - Jeśli pan nie pamięta to trudno, señor Hernando. Obiecujemy, że prędzej czy później dorwiemy tych bastardos i zapłacą z nawiązką za pana taksówkę i zdrowie.
***
Gdy opuścili salę Ruiz szturchnął przyjacielsko Paulę.
- Nie wiedziałem, że pochodzisz z Grecji - zagadnął. - W Stanach macie najróżniejsze imiona i nazwiska. Byłem parę lat temu w Grecji, wiesz? Kiedyś lubiłem trochę czytać i oglądać filmy o tych starożytnych miastach i tym no...Aleksandrze Wielkim. No i poleciałem to sobie zobaczyć. Plaże są lepsze w Kolumbii, a te najstarsze zabytki to kupa kamieni, ale zamki mucho mi się podobały. Tutaj nie ma w ogóle żadnych zamków.
Tymczasem na korytarzu spotkali Bucka i znów byli w komplecie.
- Zatem następny przystanek, Hotel Americano? - Marco bardziej stwierdził niż zapytał. - Mam również już plany na wieczór dla was. Przynajmniej dla ciebie, gigante - zwrócił się do Bucka. - Jeśli umówiłeś się z tamtą chica,to musisz to przełożyć, amigo. Zdobyłem adres gościa, który może nam coś powiedzieć. Dzisiaj po 20-stej. Ale to jest w naprawdę złej dzielnicy. Ta, w której byliśmy wcale nie jest najgorsza - wyjaśnił Sue. - W każdym razie będę potrzebował kogoś, żeby pilnował mi pleców. |