Mgła zwisała nad Smallcentre niczym całun na zastygłej twarzy zobojętniałego zmarłego. Dwójka mężczyzn spacerowała pewnym siebie krokiem, jeden wysoki drugi niższy. Nico i Conny. Nie wiedzieli zbytnio co robić , bo mieli zadane czekać aż pewien dłużnik odda należne , na dodatek nie tak to sobie wyobrażali. Czuli napięcie choć nie uświadamiali go sobie nazbyt, bardziej energiczni wypatrywali otoczenie mogące coś przynieść. Mieli właśnie kupić pobudzający napój w Megacolu, gdy przed sklepem rozgrywała się godna pogardy scena. Pewne siebie skurwiele z milicji znęcały się psychicznie nad urodzinowym prezentem dla córki a celniej nad samą kobietą. Nico patrzył na to przez chwilę zastanawiając się. Rosła w nim trudna do pohamowania niechęć , którą przeciwstawiało opanowanie. Jeśli zaczepi funkcjonariuszy może dość do kłopotów, rozpoznania ich twarzy. Nie wiedział nawet czy Yala już nie wezwał glin i pierwszy dług przejdzie im bokiem. Popatrzył smutno i skierował się w stronę obrotowych drzwi Megacolu. -Mamy świecące facjaty- w szpitalu szukała ich przecież sama cholerna Straż Wolności i Żyleta nie zapomniał o tym- Lepiej się nie wychylać, choć zastrzelił bym kurwy. Jeśli wyjdziemy a oni zrobią jej coś poważnego to lepiej mnie trzymaj Conny. |