Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2013, 09:46   #173
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Morghane


Bydlę było wielkie, głupie i śmierdziało. Taką opinię wyrobił sobie Morghane o jednorożcu na podstawie pierwszego wrażenia, a umacniał ją obecnie w kontakcie bliskim i intymnym niemal, kołysząc się na grzbiecie bestyji i obejmując nogami kudłate boki. Fakt, że jego ręce obejmowały w tym czasie jędrne wdzięki Alraun Rork jedynie trochę windował mniemanie Pana Craya o ukochanych zwierzu Skagosów. Bowiem Alraun w sposób widoczny pękała z dumy, że mogła przedstawić Morghane'owi jednoroga. Że to za jej przyczyną Pana Cray usiadł na jego grzbiecie, z małą pomocą jeno Borroqa... Alraunowy braciaszek pchał dupę Morghane w górę, gdy ten wsiadał, podczas gdy Alraun ciągnęła go za ręcę.

Gdy Morghane nacieszył się już krągłościami, które nagle znalazły się w zasięgu jego dłoni, zapytał Skagijki, czemu nie wyposażyć jednorożców w uprzęże, że łatwiej by było wspinać się na bydlaki, i w ogóle... Alraun wysłuchała go z powagą. A potem zabiła go argumentem tradycji.
- Od zawsze jeździmy na jednorożcach. Nigdy nie potrzebowaliśmy uprzęży. Znaczy, tak jest dobrze, jak jest.
- Ale... - Morghane ze szczerego serca chciał się podzielić myślą racjonalizatorską.
- Tak jest dobrze! Jak jest! - zirytowała się Alraun, i nie dosyć, że nakrzyczała, to jeszcze odsunęła się od Morghane'a, na tyle, na ile mogła na ograniczonej przestrzeni.

Skagosi kochali swoje jednorożce. I Morghane wcale a wcale się temu nie dziwił. Bydlaki były jak Skagos i Skagosi. Wielkie i potężne, ich siłę przewyższał tylko ich smród, a ich smród ich przyrodzona durnota. Do tego były nieposłuszne i gruboskórne, w związku z czym nigdy do końca nie było wiadomo, co zrobią... Na szczęście były też głupie, więc zniszczenia nigdy nie były szczególnie wielkie. Dopóki ktoś nie zaczynał jednorożcem kierować. Ktoś mądrzejszy od zwierza.

- Jednorożce są dziećmi boga gromu - dumnie opowiadała Crayowi Alraun. Spomiędzy kudłatych pośladów zwierza tymczasem wydobył się dźwięk gromu, tak potężny, że mógłby zwiastować koniec świata.
- Iście. Alraun?
- Tak?
- A ślubnymi czy z nieprawego łoża?
Sarknęła niezadowolona i zmieniła temat.

- Harleńscy jeńcy gadali, że mieli tutaj klanową walkę o władzę. I że Harlenami nie dowodzi już Iorweth, tylko Agneta.
- Dobrze to czy źle?
- Źle, Morghane, źle - odparła, i zamilkła.
- Czemu?
- Bo Iorwethowi zależało na Skagos. A Agnecie zależy nawet nie na klanie... ona podgarnia wszystko pod siebie. Nawet jeśli go nie zabiła, trudno mu będzie odzyskać władzę. Okazał się słaby.
Morghanowi zdało się, że w twardym głosie usłyszał dziwne nuty, jakby coś na kształt sympatii i żalu.
- Popierałaś go?
- Miałam nadzieję, że mu się powiedzie - ucięła.

Wyraźnie posmutniała, toteż Morghane pozwolił sobie się przysunąć bliżej, by zaoferować pocieszające i zawsze działające uściski. Alraun oparła się o niego plecami, wykręciła lekko głowę... i Morghane zaczął sobie rozważać, czy to już odpowiedni moment na pierwszy pocałunek. Czy nie za wcześnie, nie za szybko, czy przypadkiem aby jednorożec nie śmierdzi za bardzo... kiedy w jego rozterki wdarł się niczym nóż niespodziewany dźwięk.

Beeeee beeeeeee - dobiegło zza drzew. - Beeeee beeeeee
Alraun się wyprostowała.
- Co to?
- Jeśli po okolicy nie biega jakaś legendarna bestia naśladująca głosy, to mniemam, iż to owce - oznajmił Morghane wesoło, chociaż wesoło mu nie było. Stada w darze wypasały tylko klany. A w tym miejscu nie powinno ich być...
- Co oni tu robią? - wydyszała wściekle Alraun, chyba też miała jakieś blade pojęcie o tym, jak w Darze sprawy stoją.
- Nie wiem. Ale mam jak najgorsze przeczucia - westchnął Morghane. Po pierwsze: nici z pocałunku. Jednorożec śmierdzi, owce beczą, nie nie nie. - Ekhm... mówiłaś mi, że jak, wy, Skagosi, macieą ze sobą jednorożca poza swoją wyspą, to znaczy to zawsze, że na wojnę idziecie niechybnie. Więc...
- Więc? - warknęła.
- Więc jak klany Północy idą na wojnę, zawsze pędzą ze sobą owce.
- Aha... trują je i podrzucają wrogom? Psy!
- Nie - zaprzeczył Cray poważnie i cierpliwie. - Flintowie i ich ziomkowie po prostu nie lubią być głodni. Wojna to żaden powód, żeby zaciskać pasa...

Pomiędzy drzewami przesuwała się wełnista ściana brudnawej bieli, a za owcami ludzka masa, najeżona drzewcami włóczni. Cray rozpoznał znaki Flintów, Norreyów i Liddlów, ale kto wie, czy i inni się nie ruszyli. Klany z jakiegoś powodu postanowiły iść na wojnę.

- Stój, kto idzie? - dobiegło gdzieś z przodu.
- Jesteśmy w dupie - podsumowała Alraun ponuro.

 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 11-12-2013 o 07:08.
Asenat jest offline