Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2013, 14:38   #5
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Michael milczał przez paręnaście dobrych sekund, cała trójka patrzyła się na niego zlewając się zimnym potem. Ester powoli i delikatnie wyciągnęła zza paska Trumana połyskujący, srebrny pistolet. Pozbawiony palca mężczyzna przygryzając wargi, spojrzał na nią przelotnie kątem oka.
- Cóż... - mruknął w końcu Antonio. - Czy to tutaj mnie dotyczy czy mogę się zająć swoim bratem?
- Twój brat stracił kawałek dolnego kręgosłupa i brzuch, zajmiesz się pogrzebem i starczy. Siedź - odpowiedział spokojnie Pony.
- Słuchaj bracie... - zaczął Dereck podnosząc ręce do góry.
- Zamknij ryj... - syknął tylko - nie masz prawa nazywać mnie swoim bratem! Wziąłem za was właściwie wszystko, ale było niemożliwe by żaden z was nie poszedł siedzieć choć na chwilę razem ze mną. Nawet jak powiedziałem, że cała broń i dragi były moje! Byliście tam razem ze mną, współudział to się nazywa. Ale nic... żadnego ograniczenia wolności, ni nic. Dlaczego? I dlaczego przestałem widywać Jee-Daya po pierwszych dwóch miesiącach?
- Wyniósł się z miasta... zbliżał się ten cały kryzys, krach - usprawiedliwiał się Truman.
- Gówno prawda! - warknął ciężko. - Wiem, że tego by nie zrobił. Nie wiem tylko kto dalej przesyłał mi prezenty do paki, ale na pewno nie on...
- Szlag - Dereck spuścił głowę zrezygnowany. - Niech ci będzie... to było dawno temu więc nie ma co ukrywać. Francuz kazał nam cię wystawić. Cała broń i dragi były podstawione, nie było tam żadnej skrytki 16K, oni nie mieli z tym nic wspólnego. Wszystko pochodziło od nas. Jak nas przepytywali zaproponowaliśmy układ... wydaliśmy im wszystkie twoje poprzednie zbrodnie, parę zabójstw, ale na nie nie znaleźli dowodów, ogółem wpieprzyliśmy ci dwa razy więcej niż byś dostał normalnie. Jee-Day nic o tym nie wiedział, gdyby nie ten prawnik, którego ci załatwił nie miałbyś szans wyjść na warunkowym za dobre sprawowanie, ale... ale parę miesięcy później Francuz go zajebał.

Michael westchnął ciężko kiwając głową. Opuścił w końcu pistolety i wbił się w kanapę. Jego byli koledzy i meksykanin tez się uspokoili, ale Damian, Olaf i Richard tylko bardziej się spięli.
- Awansował się? Wpierdolił mnie do więzienia bo byłem jedynym osobistym ochroniarzem Jee-Daya? - spytał wbijając wzrok w blat stołu.
- No... byłeś zajebiście lojalny wobec JD... jakbyś się mścił na Francuzie, jeśli by mu się udało zajebać JD pod twoim nosem, to i tak byś dał mu radę.
- A wy nie mogliście znaleźć w sobie tyle lojalności wobec Jee-Daya żeby nie iść z planem tego zjeba? - spytał powoli podnosząc nieco głowę i patrząc na nich spode łba.
- Mało kto chciał jeszcze stać z JD... - powiedział Truman wzruszając ramionami. - Sprzeciwiał się tym nowym dragom, mówił że nie wierzy w jakieś szamańsko-magiczne gówna, że chce się trzymać z dala od tego gówna, ale dzięki temu, że Francuz się nimi zajął, przetrwaliśmy kryzys... szlag! Detroit dzięki temu stoi!
- Wiesz ilu bogaczy, maklerów giełdowych, sportowców, polityków kupuje ten szajs? Jest tego sto razy mniej niż zwykłego gówna, a schodzi się sto razy szybciej i sto razy więcej na tym zarabiamy! - wyżalił się nieco zbyt agresywnie Dereck.
Michael znowu milczał wpatrując się w zabrudzony, zalany alkoholem stół. Przy tym swoim szamotaniu się z samym sobą Dereck wywalił otwartą butelkę teuqili, która potrąciła popielniczkę i teraz w rozsypany po stole popiół wsiąkała meksykańca wóda, powoli skraplająca z brzegów stołu na czym skupiał wzrok biedny Antonio.

- Co teraz się dzieje z Francuzem? Gdzie jest?
- Zajebali go, no... - mruknął po chwili Truman.
- No kto by się spodziewał… - westchnął Pony. - Kto?
- Obecni. Thunder i One Love - odparł Dereck. - Po tym jak już się umocniliśmy jeśli chodzi o towar. Zajęli się terenem i mamy obecny stan rzeczy. Ty ciągle miałeś pomoc bo przemyt został zlecony dla gościa imieniem Alex, ale on jest z zewnątrz, płacimy mu legalnie o ile się nie mylę. Konto bankowe za granicą czy coś… zwyczajnie wszyscy o tobie zapomnieli.
- Łącznie z moim własnym bratem…
- Hej, stary… wszyscy jesteśmy tu rodziną. Wielką rodziną. Czasami jest ona po prostu za duża - Dereck wbił się mocniej w fotel gdy Pony nieco się nachylił. Po chwili mierzenia się wzrokiem, oba pistolety znowu powędrowały w górę. Bracia Ester cofnęli się o krok w tył.
- Pony… - mruknął Damian. - Bądź co bądź oni rzeczywiście należą do jednej familii i ten… nie wiem czy to taki dobry ruch. O ile się nie mylę oni przypomnieli Thunderowi o tobie, gdyby nie to to byśmy w ogóle po ciebie nie przyjechali ani nic…
- I wcześniej mi nie powiedziałeś? - warknął Michael kierując wściekły wzrok na Damiana. Chłopak cofnął się o krok unosząc ręce do góry.
- Znaczy właściwie to był ten o… Antonio. Nie wiedziałem, że tu będzie, ale skoro on coś o tobie i twoim wyjściu wiedział to oni pewnie też… - odpowiedział wzruszając ramionami.
- Dopiero co przyszedłem im powiedzieć… tego - wtrącił cichutko grubiutki Antonio.
- A tego wziąłeś na ochroniarza? - spytał Michael skinając głową na Wesleya, który nie miał w sobie już ani odrobiny życia, którym tak hucznie rozporządzał przed paroma minutami.
Antonio pokiwał głową.
- No to przyjął za ciebie kulkę… - Michael wstał od stolika, wsadzając pistolet za pasek. Rewolwerem przeskakiwał z Trumana na swojego brata i na odwrót. - Który z was wystawi się za drugiego, jak ja to zrobiłem za was, hm?
Obydwaj przełknęli głośno ślinę przekręcając się nerwowo.
- W sumie to bez różnicy, nie? Jesteście takimi samymi kawałkami gówna! - pokręcił głową z rezygnacją. - Ale zabiję jednego... - powiedział zagłuszając ostatnie słowo kolejnym ogłuszającym wystrzałem.
Dereck otworzył obryzgane krwią oczy dysząc ciężko, czując jak jego serce jest bliskie ekspolozji. Zamrugał parę razy by pieczenie spowodowane kroplą krwi, która wpadła do oka minęło i zobaczył jak Pony powoli i niechętnie opuszcza rewolwer.
- Michael… ja… - zaczął żałośnie. Jego brat przerwał mu, zwracając się do Damiana i reszty.
- Zajmijcie się moim bratem, a ty - dodał jeszcze zwracając się do Antonia - tocz się stąd.
Właściwie jednocześnie, jak pluton egzekucyjny, bracia Ester wyjęli trzy pistolety, identyczne do tych, które Damian dał siostrze. Wycelowali w murzyna, przez chwilę czerpiąć poczucie potęgi, które dawało im spojrzenie Derecka.
Tak jak mówił Damian, pociski kończyły się naprawdę szybko. Z każdym kolejnym, okrutnie głośnym strzałem, coraz mniej było i Derecka, który bezwładnie niczym zbity na płask kawałek mięsa, podskakiwał raz po raz, wciśnięty w kąt pomiędzy kanapą i ścianą.

- Ooo… o kurwa! - mruknął Richard chwytając się za brzuch. Olaf chwycił go za ramię i powoli wyprowadził z baru, którego właściciel zwiesił głowę wpatrując się w blat.
Michael obserwował chwilę ciała, podszedł do lady i położył tam parę banknotów.
- Sorry… - powiedział, po czym odwrócił się do Damiana. - Odrzucicie mnie przy mieszkaniu i… i mogę dla ciebie pracować.
Najstarszy bart Ester pokiwał głową powoli oblizując wargi.
- Ta, ta, ta… ze mną pracować stary… z nami.

***

Gdy wracali, prowadził Damian. Tym razem nikt nic nie mówił. Jedynie Richard co jakiś czas coś mruczał, zielony na twarzy, zwalał wszystko na zbyt ostrą paprykę w pizzy.
W końcu podjechali pod bloki, w których ulokowali Michael’a. Wysiadając uścisnął rękę Damianowi i szepnął mu coś do ucha. Później pojechali prosto do domu.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline