Wątek: [Wh40k] Veritas
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2013, 21:17   #16
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Wiedziała z całą pewnością, że nie spodoba jej się to, co wyniknie z jej spotkania z Asladerem. Ale wiedziała też z równą pewnością, że decyzja tak naprawdę nie należała do niej… została podjęta z chwilą wysłania wiadomości. Zacisnęła usta w wąską kreskę i bez słowa zaczęła się ubierać. Znajomy ciężar broni jak zawsze dodał jej nieco otuchy, choć wątłe pocieszenie to było. W końcu skinęła Deveronowi głową.
- Prowadź.
Deveron bez słowa ruszył do wyjścia. Jeżeli Sybil miała nadzieję, że tym razem wezmą jakiś środek transportu - przeliczyła się. Mężczyzna wyprowadził ją z budynku i ruszył uliczkami Górnego Ula. Śnieg leniwie spadał na odśnieżane regularnie alejki, a psykerka dziękowała Imperatorowi, że niedługo po przybyciu na tę planetę otrzymali ubranie odpowiednie do jej warunków.
Na całe szczęście Visius obrał za bazę budynek znajdujący się raczej na skraju Górnego Ula, więc dość szybko doszli niżej, do dzielnicy klasy średniej, rozleglejszej od swojego lepszego odpowiednika. Dzięki orientacji Deverona szybko przedostali się przez zatłoczone ulice, podążając tylko jemu znanymi skrótami. Sybil trzymała się jak najbliżej ochroniarza nie tyle z powodu poczucia bezpieczeństwa, ale także bojąc się go zgubić w tłumie i pozostać samą sobie wśród przelewających się przez ulice mas. Idąc była wciąż potrącana i popychana, a każdy zmierzał byle szybciej w sobie tylko znanym kierunku, nie zwracając uwagi na kogokolwiek. Jako drobna kobieta nie miała takiej siły przebicia jak postawny mężczyzna, jakim był Deveron, więc brnęła z trudem przez ten ludzki potok.
Na szczęście nie trwało to długo.
Zobaczyła, jak Deveron zatrzymuje się przed jednym z budynków i rozgląda się w poszukiwaniu psykerki. Kiedy ją dostrzegł dał jej znak ręką, aby ta szła za nim i zniknął w środku budynku. Sybil chcąc nie chcąc ruszyła za nim.
W środku zaatakowało ją przyjemne ciepło, które było jak nagroda za drogę, jaką musiała przebyć. Znalazła się w holu budynku, zadbanym na możliwości tych rejonów. Zobaczyła jak Deveron podąża do windy, a kiedy wraz z nim wsiadła do dźwigu, mężczyzna wybrał 24 piętro.
Deveron w ogóle się nie odzywał ani przez drogę, ani teraz w windzie. Czy chodziło o to, że była psykerką, czy o jego własną naturę? Z drugiej strony, czy Sybilla chciałaby teraz rozmowy?
Winda przybyła na wskazane piętro i oboje wyszli na długi korytarz. Tutaj, co od razu psykerce rzuciło się w oczy, stopień zadbania wyraźnie spadł, jakby tak wysoko nie było już sensu się starać. Co w takim razie działo się na jeszcze wyższych piętrach? Mężczyzna poprowadził kobietę do jednego z mieszkań, które otworzył posiadanym kluczem.
Zaczynało się.
Sybil weszła do środka meszkania wraz z Deveronem, aby zobaczyć… pusty pokój.
Nie, nie pusty, przeszło jej przez myśl. Na samym środku stał niewielki stolik, na którym stała prosta lampa oraz pudełko nieznanego pochodzenia, a przy nim dwa krzesła. Prócz tego to pomieszczenie, jak i zapewne przypisany do niego pokój, do którego drzwi były widoczne po lewej, było zaniedbane. Odpadająca farba ze ścian, pęknięcia na suficie, zacieki…
Ale co najważniejsze, przy stoliku stał Aslader… Tak sądziła. Teraz jednak jego kruczoczarne włosy były jasnobrązowe, jednak mężczyzna pozostał kruchej postury. Widząc dwóch gości skinął im na powitanie, po czym odezwał się do Deverona.
- Dziękuję. Klucz zostaw na stoliku.
Deveron bez słowa podszedł do mebla i położył na nim klucz, którym otworzył drzwi, po czym równie milczący wyszedł z mieszkania.
Aslader uśmiechnął się do Sybil i usiadł na jednym z krzeseł, kładąc zawieszoną na ramieniu torbę na ziemię i gestem zapraszając psykerkę też do zajęcia miejsca.
- Pewnie przemarzłaś - odparł, wyciągając z torby dwa kubki oraz niewielką butelkę. - Ornetha?
Skrzywiła się na samą myśl o zimnym trunku, ale po chwili lekko skinęła głową. Naprawdę przemarzła.
- Odrobinkę. - zajęła miejsce obok mężczyzny i spojrzała na niego uważnie - Po co tu jestem?
Aslader nalał czerwonego Ornetha do obu kubków. Nic nie sugerowało, jakoby trunek miałby być ciepły… ale chyba ważne jego działanie, prawda?
- Zakładam, że nie znasz dobrze realiów Dolnego Ula?
- Zakładasz właściwie. - orneth był dokładnie tak obrzydiwy, jak się tego spodziewała, ale też dokładnie tak samo rozgrzewał.
- To stwarza pewne problemy, ale nic, co nie byłoby do przejścia. - mężczyzna również napił się, ale ku zdziwieniu Sybilli nie skrzywił się mocno. - Jesteś mi potrzebna, jak zgadujesz. Tylko… Jak widzisz siebie w roli osoby, która musi przeniknąć do środowiska Dolnego Ula?
- Zwykle i tak gubię się w tłumie. - psykerka wzruszyła ramionami - Rzadko ludzie są w stanie zapamiętać moją twarz, jest dość nijaka… mam wrażenie. Problem polega raczej na tym, że nie bardzo potrafię się tu poruszać. Dlaczego nie możesz zrobić tego sam?
- To nie tak, że nie mogę tego zrobić sam - wyjaśnił Aslader. - Bardziej chodzi o to, że twoje talenty mogą się przydać. Sam już trochę wywęszyłem i czuję, że tutaj moi nieświadomi niczego “kompani” z dolnych ulic ukrywają coś naprawdę ważnego. Miejsce, do którego nie każdego dopuszczają… a przynajmniej tak mi się wydaje. - upił kolejny łyk. - Jeżeli dostałbym się tam, chciałbym mieć ciebie do pomocy. To oczywiście wymagałoby naszej współpracy i ustalenia dla ciebie wiarygodnej tożsamości.
- Pójdę z Tobą. - dziewczyna westchnęła w duchu na myśl o kolejnych wizjach, które z pewnością będą powracały do niej w koszmarach przez kolejne długie noce - Z pewnością masz już gotowy plan… powiedz mi proszę, co wiesz i czego się domyślasz. Im więcej wiem, tym większa szansa, że uda mi się coś zobaczyć… jak długo to potrwa?
- Wiem, że na mieście istnieje miejsce, którego się unika, jak i niechętnie mówi się o osobach przebywających w tamtym miejscu. Ostrzegano mnie przed interesowaniem się tym, a i sądzę, że od pewnego czasu byłem śledzony. - uniósł ręce. - Spokojnie, zgubiłem ogon zanim się tutaj dostałem. Niektórzy są aż nadto przewidywalni. - zamyślił się. - Czego się domyślam... To może być wszystko. Zwykła kryjówka brutalnych bandziorów, miejsce spotkań wywrotowców, magazyn przemytników lub nawet jakiś kult. Pomimo jednak problemów wydaje mi się, że jestem o krok od dostania się w tamto miejsce za zgodą lub bez osób tam będących. - zerknął na Sybil. - Jak długo... Chcę, abyś została ze mną do jutra, ustalimy wszystko, jak i pokażę cię paru osobom, a jutro ruszylibyśmy na obadanie sprawy. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, już jutro zakończymy. - nie dodał co będzie, jeżeli dobrze nie pójdzie…
- Nawet, jeśli uprzedzę Gnaeusa, i tak nie będzie w stanie nic zrobić, jeśli coś pójdzie nie tak, jak trzeba, prawda? - psykerka upiła kolejny łyk czerwonego, nie potrafiąc powstrzymać skrzywienia ust.
- Prawdopodobnie i tak by nas nie znalazł. Będziemy działać na moich zasadach, a w nich pewna dyskretność ma wysokie noty. Rozumiesz, takie skrzywienie zawodowe. Pomaga przeżyć.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się lekko. Zaczynała lubić tego człowieka. - W takim razie zaczynajmy…
- Masz jakieś preferencje co do tożsamości? Musi być powiązana oczywiście z moją osobą.
- Chyba sam najlepiej wiesz, co będzie pasowało. Ja przyjmę każdą rolę.
- Mogłabyś być moją wspólniczką - odparł po chwili namysłu mężczyzna. - Oficjalnie zajmuję się zdobywaniem informacji za odpowiednią opłatą.
- Będę bardzo tajemnicza i nie będę się odzywać bez absolutnej potrzeby. - westchnęła psykerka - Tylko musisz mnie trochę oprowadzić po okolicy, muszę choć trochę poznać teren i zachowania tutejszych… mieszkańców.
- To zrozumiałe - zgodził się Aslader. - Do wszystkiego cię przygotuję do jutra. Na razie zaprowadzę cię do mieszkania, w którym rezyduję.
- Chodźmy więc. - Sybil opatuliła się szczelnie i podążyła za mężczyzną w skuty lodem labirynt uliczek Dolnego Ula.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline