Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2013, 22:24   #11
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Sybil potrząsnęła głową, w beznadziejnej próbie pozbycia się z umysłu resztek wizji. Cicho otworzyła drzwi od pokoju, nasłuchując. Może kroki na górze były też częścią snu? A jednak nie… po chwili zastanowienia psykerka wróciła po pistolet i bezszelestnie ruszyła po schodach na górę, by przekonać się, kto ośmielił się zerwać plomby pokoju Inkwizytora Morene…
Dotarła na górę, aby przekonać się, że plomby faktycznie były zerwane, a drzwi leciutko uchylone, jednak ze środka nie dochodziło żadne światło. Nie słyszała także żadnych dźwięków z pokoju.
Przez kilka uderzeń serca usiłowała coś wyczuć, ale pokój wydawał się pusty… psykerka westchnęła i równie bezszelestnie, co przedtem, wróciła na schody, by już po chwili pukać cicho do pokoju akolity, Gnaeusa Naeviusa. Ktoś musiał podjąć decyzję, co dalej...
Na dźwięk pukania Gnaeus otworzył oczy w ciemności zalegającej pokój i powoli podniósł się z posłania. Po omacku włączył lampkę i ziewając ruszył do drzwi. Zawahał się po dwóch krokach i zawrócił by wyjąć spod poduszki pistolet. Dopiero wtedy ruszył by wreszcie otworzyć nieoczekiwanemu gościowi.
Gdy tylko drzwi otworzyły się na tyle, by gospodarz mógł rozpoznać, kto zakłóca mu nocny odpoczynek, Sybilla szepnęła dobitnie, w napięciu wpatrując się w twarz akolity - Ktoś był w pokoju Inkwizytora, plomby są zerwane.
- Sprawdzę to, jeśli zechcesz poczekać na mój powrót - spojrzał pytająco na psykerkę - nie ma sensu abyśmy się narażali oboje.
- Teraz już nikogo tam nie ma, a przynajmniej nikogo nie udało mi się ani usłyszeć, ani wyczuć. - odpowiedziała, puszczając jednak akolitę przodem.
- W porządku zatem - Gneaus ruszył naprzód rozglądając się czujnie i z gotową do strzału bronią w zaciśniętej dłoni.
Ruszyli na górę schodów, powoli i tak cicho, jak potrafili, chociaż wydawało im się, że nawet bicie ich serc rozchodzi się echem po pustym korytarzu uśpionej rezydencji. Kiedy drzwi pojawiły się w zasięgu ich wzroku pierwszym co rzuciło się Sybil w oczy to fakt, że wcześniej lekko uchylone drzwi były zamknięte, a Gnaeus mógł na własne oczy zobaczyć, że plomby zostały ponownie zerwane.
Psykerka nie wyczuwała niczyjej obecności w środku. Nagle oboje usłyszeli uderzenie czegoś o podłogę dochodzące z pokoju Inkwizytora.
Gestem nakazał Sybil pozostać z tyłu a sam zakradł się do drzwi wytężając zmysły. Zatrzymał się z ręką na klamce, po czym nacisnął ją jednocześnie uderzając barkiem w drzwi i wpadając do środka.
- Stój w imieniu Inkwizycji!
Pierwszym co powitało Gnaeusa był lodowaty podmuch nocnego powietrza Crei wdzierający się z półotwartego okna naprzeciw wejścia. Skryba wpadł do pokoju oświetlonego jedynie światłem księżyca planety. Nikt jednak nie wyskoczył na mężczyznę, czy nie skulił się wpadając w ręce członka Inkwizycji. Pokój stał pusty.
W bladym świetle księżyca zobaczył jakich zniszczeń dokonał ogień i zauważył, że nikt najwyraźniej nic stąd nie ruszał od czasu pożaru. Po podłodze walały się resztki ksiąg, drewnianych elementów wyposażenia. Na środku leżało na wpół strawione ogniem ciężkie biurko. Na pierwszy rzut oka skryba nie mógł określić co mogło zniknąć stąd lub zostać przemieszczone.
Jednakże coś zobaczył.
Na jednej, prawie w całości nieoświetlonej ścianie zauważył coś, jakby jakiś wyrysowany na niej kształt lub litery, nie był pewien w tych warunkach.
Stanął przy ścianie obok okna i wyjrzał ostrożnie na zewnątrz pozwalając by orzeźwiający chłód owiewał mu twarz.
- Ktokolwiek to był zniknął - rzucił w stronę korytarza - ale zostawił nam pamiątkę…
- Przyniosę światło - dobiegła go cicha odpowiedź, po czym równie ciche kroki skierowały się na schody i po chwili umilkły, gdy dziewczyna wstąpiła na schody. Po kilku minutach była z powrotem, niosąc świecznik, który zapaliła dopiero w pokoju. Dopiero teraz w spokoju rozejrzała się wokół siebie, usiłując w pierwszej kolejności coś dostrzec a w drugiej - wyczuć.
Działanie Sybil było prawie odruchowe, kiedy zaczęła skupiać się na atmosferze tego pomieszczenia. Zadrżała od natłoku uczuć, którą ją zalały i nie była w stanie oddzielić żadnego konkretnego, chociaż gdzieś w duszy czuła, że już miała podobne odczucia w niedalekiej przeszłości…
Niestety mimo tego nie mogła przesiać wszystkiego, czym zarósł ten pokój od czasu, kiedy sprowadził się Inkwizytor od tego, co stało się niedawno. Czuła strach, podniecenie, zmęczenie i złość. Czuła ból, jakby przyniesiony z zewnątrz będący jedynie echem. Ból tak… znajomy.
Nie dała się jednak stłamsić tym odczuciom uważnie obserwując każdy skrawek pokoju. Gnaeus wodził wzrokiem za światłem świecy, którą przyniosła psykerka. Wzrok obojga w końcu natrafił na to, co było niedawno ukryte w mrokach pokoju. Światło padło na napis napisany krwią, jeszcze spływającą ze świeżych liter.
Sybil ścisnęło w żołądku. Adeo Imperator.
Napis brzmiał:
Zapłatą za prawdę jest krew.

Zbladła wyraźnie i zachwiała się, światło kołyszącej się świecy przemknęło po ścianach i podłodze, nim psykerka opanowała drżenie ręki. Powróciły do niej echa wizji przeżytej w Dolnym Ulu i echa koszmarów, jakie miała tej nocy. W panice obejrzała swoją dłoń, lecz była czysta, bez śladu krwi. Jednak ani słowem się przy tym nie odezwała, a jej spojrzenie jak przykute magnesem, wędrowało do krwawych słów.
Skryba przyjrzał się z bliska makabrycznemu grafitti i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Czy mógł to napisać własną krwią? Zresztą to chyba bez znaczenia, nie jest niespodzianką iż mamy do czynienia z szaleńcem.
Przeszedł się raz jeszcze po pokoju wypatrując śladów jakie mógł pozostawić ich tajemniczy gość. Nie wyglądało aby przyszedł tu po cokolwiek… poza oczywiście ponurą wiadomością na ścianie.
Oboje zauważyli winowajcę tego hałasu, który zastał ich przed wejściem. Najwyraźniej przez podmuch wiatru z parapetu spadła niewielka gliniana misa, teraz leżąca spodem do góry. Skryba był prawie pewny, że nie było jej tu wcześniej, jako że nie przystawała do gustu Visiusa. Nie nosiła na sobie także śladów pożaru.
Gnaeus ostrożnie uchwycił brzeg misy przez wyciągnięty rękaw szlafroka i podniósł naczynie oglądając je ze wszystkich stron.
- To wszystko? Miska? - skierował zaskoczone spojrzenie na psykerkę - myślisz że mogłabyś wyczuć skąd ona pochodzi lub kto był jej właścicielem?
Gnaeus jednak zbyt szybko wydał swój osąd. Kiedy spojrzał jeszcze raz na miskę, a dokładniej na jej wnętrze zrozumiał, że było tu coś więcej. Cały środek był zalany krwią, a na jego glinianej powierzchni wyryte były nieokreślone symbole okalające jej dno szerokim kręgiem. Krew w środku była równie świeża co ta na ścianie.
- W tym pokoju jest i tak zbyt wiele emocji, ale mogę spróbować coś wyczuć. - odpowiedziała wyraźnie niechętnie, odrywając wreszcie spojrzenie od makabrycznego napisu na ścianie i podchodząc, by z bliska przyjrzeć się misie.
Początkowo wszechobecne emocje zbytnio ją zalewały, aby mogła się skupić na czymś konkretnym. W końcu jednak udało jej się przezwyciężyć tę nieokiełznaną falę, a przynajmniej sprawić, aby nie była tak zniewalająca.
Patrzyła na misę w skupeniu, przyglądając się symbolom i krwi ją pokrywającej. Zadrżała. Widziała….
Ręce umaczane we krwi, dłonie przesuwające wnętrzności. Słyszała śmiech… Tak znajome…
Musiała odstawić świecznik, bo rozdygotana dłoń odmówiła jej posłuszeństwa.
- Ja… ja… - wyraźnie miała problem ze złapaniem oddechu - ...ja już miałam takie… odczucia… - mówiła nieco mętnie, usiłując uspokoić zarówno ciało, jak i umysł.
- Wyjdźmy stąd, oboje musimy odpocząć - oznajmił zabierając okrwawione naczynie i świecznik - zabezpieczę tymczasowo nasz dowód i przyjdę do twojego pokoju. Będziesz mi mogła opowiedzieć o poprzednim razie gdy miałaś takie wizje.
Skinęła tylko głową, po czym w milczeniu udała się za nim, a potem do swojego pokoju, gdzie od razu rzuciła się do łazienki, by obmyć ręce i twarz lodowatą wodą. Dopiero upewniwszy się, że i twarz i dłonie są czyste, usiadła sztywno na łóżku, czekając na akolitę. Kiedy przyszedł, nieco składniej opowiedziała Gnaeusowi o wydarzeniach z poprzedniego dnia. Nie pominęła również swoich koszmarów i wizji po przebudzeniu… nigdy nie wiadomo było, co może się okazać ważne. Ona nie zawsze dostrzegała wszystkie powiązania. Czasem spojrzenie osoby “z zewnątrz” potrafiło pomóc… dlatego też szczegółowo odpowiadała na wszystkie pytania, jakie akolita jej zadawał. W końcu zamilkła, gdy nie zostało już nic do powiedzenia, jedynie w jej oczach czaiło się pytanie “co dalej?”
- Musimy dowiedzieć się co oznaczają te symbole, może to nas naprowadzi na jakiś ślad… kult krwi? Mordu? Może za tym stać którakolwiek z Mrocznych Potęg. Martwi mnie dodatkowo fakt, że ten kto zostawił nam wiadomość w gabinecie mógł tu wejść niezauważony, ale z naczyniem pełnym krwi? Rano musimy przepytać służbę i sprawdzić czy nie brakuje kogoś z domowników. Potem będziemy musieli poszukać kogoś kto będzie mógł nam powiedzieć coś więcej o tych znakach...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 30-11-2013, 23:15   #12
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Marcus westchnął i zaczął zakładać nowe ubranie.
- Wasz oficer śledczy chyba nie wierzy w przeznaczenie nocy. No dobrze, prowadźcie.
Żołnierz odczekał na zewnątrz pokoju, aż Marcus się przebierze w nowe ubranie, po czym ruszył poprowadzić Vigila do innego kompleksu. Kiedy wyszli na zewnątrz Caesarianin nie żałował otrzymania nowych ubrań. Przyzwyczajony był do znacznie cieplejszych temperatur i nie był zaprzyjaźniony z craeńskim klimatem.

Kiedy dotarli na miejsce Marcus czuł ogarniające go zmęczenie, które potęgowało się, kiedy znaleźli się w ciepłym budynku, a zimno zaczęło opuszczać jego ciało w ten przyjemny, kojący zmysły sposób. Czy Grevoir, tak jak wielu innych o tej porze, jak uśpiona była część mijanych po drodze kompleksów, spał niezakłóconym snem? Czy może on też wykonywał swoją pracę? Z jakiegoś powodu jednak bardziej prawdopodobna dla Marcusa była pierwsza wersja, ale to raczej wynikało z przemęczenia i pewnego zirytowania…

W co się plątali jego rodacy?
Żołnierz zaprowadził Marcusa do sali przesłuchań, orzy której stał jeden niestrudzony strażnik.Vigil otworzył drzwi nie niepokojony przez niego i wszedł do oświetlonej bladym światłem niewielkiej sali, w których jedynymi elementami wyposażenia był długi stół i kilka przystawionych przed nim krzeseł. W środku znajdowało się już pięć osób. Trzech mężczyzn siedzących na krzesłach i dwóch żołnierzy podobnych temu, na którego Marcus natknął się na zewnątrz. Strażnicy mający chronić… tylko kogo?

Na widok Vigila trzech mężczyzni do tej pory siedzących wstało na baczność i uderzyło się prawą pięścią w pierś.
Marcus odpowiedział im wykonując ten sam gest.
-Ave Imperator. Spocznij. - po czym sam usiadł na jednym z krzeseł - Jestem Marcus Triarius Vigil sił zbrojnych Caesery. - spojrzał na trzech mężczyzn - Jestem tutaj, aby upewnić się, że nie wyślą nas na Valhallę jeżeli jesteście niewinni i wywrzeć nacisk, abyście wylądowali na Fenris jeżeli jesteście. - dał żołnierzom chwilę na przemyślenie tych słów - Lokalne władze mówią mi, że handlowaliście broną waszych gospodarzy. Mylą się?

- Wyraźnie - odezwał się młody żołnierz, Savius Lideel, o śniadej, caeseriańskiej cerze i ciemnych włosach. Wyglądał na dość zdenerwowanego. - Nie handlowałem żadną bronią. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.

- Te pomówienia to bzdura - wtrącił Corves Nidus, mężczyzna o bardzo jasnej karnacji, jak na swoją planetę, bardziej wyglądający na mieszkańca Crei niż Caesery - I na czym się opierają? Na zeznaniach jakiegoś kwatermistrza?

- Oczywiście, że się mylą - stwierdził ostatni z mężczyzn, Asnerus Mariter. Marcus na pierwszy rzut oka określił, że tego żołnierza nikt nie chciałby spotkać sam na sam w ciemnym zaułku. - Jesteśmy Legionistami, mamy swoje zasady i honor.

- Z tego co czytałem gówno macie, a nie zasady i honor. Mariter, ty ponoć zajmujesz się zakładaniem umów, kontaktowali się ponoć z tobą o tym. Lideel ty przekazywałeś informacje o miejscu odbioru. Nie ustalili co Nidus niby robił, ale zapewne sądzą, że organizował transport. - spojrzał po kolei na każdego z Legionistów - Nie będę kłamał chłopcy, źle to wygląda. Dowody co do waszej dwójki -wskazał tu na Saviusa i Asnerusa - są mocne. Co do ciebie Nidus mają tylko, że utrzymywałeś kontakt z Kwatermistrzem, jego zeznań jeszcze nie czytalem więc nie wiem co im nagadał. Oprócz tego, że wy wyszliście do niego z propozycją handlową.

- Ja tylko zrobiłem to, o co zostałem poproszony… - jęknął Lideel nerwowo pukając palcami o blat stołu. - Nic nie wiedziałem o żadnym handowaniu bronią.

- Gówno mają - warknął Mariter. - Kwatermistrz poprosił mnie o przysługę, to ją dopełniłem.

- Naprawdę? - Nidus pokręcił głową. - Wszystko co na mnie mają to zeznania ICH kwatermistrza?

- Zadam ci lepsze pytanie Nidus. Czy ty jesteś w stanie dać mi coś mocniejszego? Jesteś żołnierzem spoza tego systemy, oskarżony przez ICH prokuraturę, o handlowanie ICH bronią, będziesz sądzony przez ICH sąd i tak, jedyne co mają to zeznania ICH kwatermistrza. Zaczynasz widzieć co mam na myśli? - Marcus westchnął - Dobrze, powiedzcie mi. Lideel, kto cię poprosił o wzięcie w tym udziału? Mariter, o jaką przysługę cię poprosił Kwatermistrz i czemu, ją spełniłeś? Carvus, czy masz pomysł, czemu uważasz, że Kwatermistrz cię wkopuje? I czy słyszeliście COKOLWIEK na temat tego, że hadnlują tu bronią?

- Kwatermistrz - odparł Savius, a na te słowa jasnowłosy Nidus parsknął.

- Kwatermistrz, kwatermistrz. Najwyraźniej coś nagadał na mnie, poprosił i przysługę dwóch innych, a że to obcosystemowcy to tylko lepiej, prawda?

- Bo spłacałem swój dług. - mruknął Asnerus. - Powiedzmy, że kiedyś… Wymienił mi uszkodzony ekwipunek poza kolejnością i bez informowania o tym osób trzecich.

- A moje ostatnie pytanie?

- Na każdej planecie znajdzie się handlarz bronią. - mruknął Nidus - To raczej proste, ale wątpię, aby ktokolwiek z nas interesował się taką kwestią.

Pozostali dwaj żołnierze pokiwali głowami na słowa kompana.

-Nie rozumiesz mnie. Nie pytam, czy byliście swiadomi, że taki proceder jest możliwy. To tak jakbym was pytał, czy są na tej planecie dziwki, które wam coś sprzedadzą podczas igraszek.

Ja pytam, czy ktoś wam powiedział “Tak przy okazji, jeżeli chcecie dorobić Kwatermistrz handluje bronią”?

Nidus pokręcił głową.

- Oczywiście, że nie i spójrz na to tak Vigilu, Sir. DLACZEGO ktoś chciałby wciągać w spółkę osoby z innego systemu planetarnego?

- Bo łatwo zwalić na nich winę. Bo łatwo zmanipulować gości, którzy nie są przyzwyczajeni do średnich rocznych temperatur, które nigdy nie są osiągane w domu. Ponieważ nie jesteście tutaj na stałe i byćmoże odlecicie zanim ktoś coś zwęszy. Mam kontynuować?

- Czyli widzę, że przysłano nam kolejnego prokuratora. - mruknął Asnerus.

- To ja teraz zadam pytanie wam, sir - wtrącił Corves. - Skoro tak łatwo manipulować gości, to co w takim razie z Vigilem?

Savius jedynie siedział milczący, przysłuchując się wymianie zdań.

- Uwierz mi Mariter chcę wam pomóc, sęk w tym na razie nie mam jak. Jedyne stanowisko obrony jakie mi dajecie to: “Zwalacie winę na nas bo jesteśmy obcy”, wątpię, abym wygrał tym spór o to kto podjada żarcie z kantyny. Odpowiadając na twoje pytanie Corves, jestem świadom, że mogą próbować mnie zniechęcić do tego wszystkiego. Żebym się po prostu poddał i powiedział “Walić, są winni, rozstrzelać, ja lecę do domu”. Fakt, że gadam z wami w środku nocy, po kilku godzinach gapienia się w tekst, tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Nie mam jednak zamiaru na to pozwolić. Jestem tutaj dlatego, że zależy mi na opinii Caesery i JEŻELI jesteście pionkami, które ktoś wykorzystał… no cóż ciągle jesteście czegoś winni, ale nie jest to zdrada. Więc, żaden z was nie wiedział o pozostałych?

- Z tymi Legionistami bliżej poznałem się dopiero po oskarżeniu - idezwał się w końcu Savius.

- My zaś znaliśmy się wcześniej, ale to tyle, przelotna znajomość - odparł Asnerus.

-Yhym… Asnerus, jak dokładnie brzmiała przysługa Kwatermisrza?- Marcus spojrzał na Lideela- I czemu w sumie, usłuchałeś jego prośby Savius? Z dobroci serca?

- Miałem skontaktować się z pewnymi ludźmi i ustalić z nimi z góry określone miejsce, w które mieli się stawić.

- To była też spłata… długu - mruknął niechętnie Savius.

- Co wydał ci sprzęt, który zgubiłeś?

- Nie… - skrzywił się. - Ja dbam o wydany sprzęt.

- Więc? Nie wstydź się, wszyscy jesteśmy tu facetami.

- Pomógł mi załatwić przepustkę… na jedną noc… poza przydziałem.

Przez dłuższą chwilę mina i pozycja Marcusa się nie zmieniła. Po czym westchął boleśnie.

- No dobrze więc z tego co rozumiem… Kwatermistrz załatwiał wam coś co teroetycznie było ponad jego kompetencje, lub poza wiedzą swoich przełożonych?- Spojrzał na Corvusa - A tobie? Nie załatwił przejażdźki Banebladem po peryferiach?

- Nic mi nie załatwiał i nic dla niego nie zrobiłem. - mruknął Corves.

Asnerus się zaśmiał i zerknął na Saviusa.

- Kobiety Crei nie są tak zimne jak sama ta bryła lodu?

W odpowiedzi Lideel jedynie odwrócił wzrok.

- Corvus słuchaj, masz kłopoty i tak i tak. Jeżeli coś zrobił dla ciebie powiedz mi, bo szczerze. To jest coś. Jeżeli okaże się, że “pomagał” też innym żołnierzom i wyciągał “przysługi” za to, daje mi to jakąś obronę. Bo na razie, twoja obecność tu jest na tyle dziwna, że oznacza, albo skończony przypadek, albo głębsze powiązanie.

- Nie było żadnej przysługi - odparł mocno. - Raczej jest to próba zaszkodzenia mi w odpowiedzi na pewną utarczkę.

-Utarczkę?

- Dowiedziałem się, że Asnerus zdobył ekwiunek poza przydziałem. Nie spodobało mi się to i poszłedłem się z nim rozmówić w tej kwestii. W rozmowie próbował mnie przekupić, ale jedynie mnie to rozeźliło i zgłosiłem nieautoryzowane wydanie ekwipunku.

-Komu? - ta informacja zaintrygowała Marcusa. Nie kojarzył jej ani w raportach, ani od Grevoira.

- Sierżantowi Lascasowi - odparł Corves. - Jest on sierżantem naszego oddziału.

Marcus zamyślił się chwilę. Będzie potrzebował więcej informacji, wątpił jednak, aby ta trójka bardziej mu pomogła - No dobrze chłopcy, to już coś… niewiele, ale więcej niż miałem kiedy tu weszłem. Pewnie się jeszcze tu zjawię. - spojrzał na strażników - To chyba wszystko na dziś. Oddaję podejrzanych wam.- Triarius wstał i ponownie wykonał salut Caesery - Ave Imperator.

Trójka podejrzanych również wstała i Vigilowi odpowiedziały trzy saluty i złączone głosy:
- Ave.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 03-12-2013, 00:42   #13
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Ale najgorszym złem i herezją, która gnieździła się i nadal gnieździ u podstaw naszego Imperium jest Inkwizycja.





Marcus Triarius
13 Esper 18 godzina

To wszystko zaczynało być irytujące.
Po odespaniu kawałka nocy spędzonego w sali przesłuchań, a co ważniejsze poza łóżkiem, Marcus powrócił do akt wiedząc, że nie doczytał wszystkiego do końca. Musiał się zapoznać z każdym, nawet najmniejszym skrawkiem informacji, aby móc stworzyć linię obrony… albo oskarżenia. Vigil zdawał sobie sprawę, że żołnierze mogą być winni, a wtedy jego pracą będzie doprowadzić do ukarania winnych nie tylko kradzieży wojskowej broni i handlu nią, ale przede wszystkim zszargania opinii Caesery. Na to Marcus nie umiałby przymknąć oka.
Jednakże akta nie oferowały wiele.
Zawierały protokoły z przesłuchania kwatermistrza, Caldona Merina, które prowadzone były w sprawie ubytków w broni i ekwipunku wojskowym. Merin zwalał wszystko na błędy w raportach i pomniejsze pomyłki. Zaczęto prowadzić postępowanie mające na celu udowodnienie braku kompetencji kwatermistrza i odsunięcie go od pełnionej funkcji. Zaczęto przeprowadzać wnikliwe analizy zgłaszanego stanu zaopatrzenia, miesiąc po miesiącu, i dopiero wtedy zrozumiano, że utracone zostało więcej, niż na początku się wydawała. Zbyt wiele, aby zrzucać to na pomyłkę czy niekompetencję.
Dalej poszło już gładko.
Caldon Merin początkowo zarzekał się, że nic nie wie o takim procederze i nie był świadom takich braków. Dalsze śledztwo wykazało, że na mieście stoi oferta sprzedaży wojskowego sprzętu, więc i tym tropem poszli śledczy. Caldon wiedział, że jest w potrzasku, więc postanowił iść na ugodę- mniejszy wyrok w zamian za ujawnienie swoich wspólników… którymi było trzech caeseriańskich żołnierzy.
Marcus przetarł oczy zastanawiając się. Kto miał w tym wszystkim rację? Kto był winnym, a kto ofiarą, o ile ktokolwiek był ofiarą w tej sprawie? Komu powinien wierzyć? Na razie Vigil miał trochę poszlak, więc mógł już zacząć wyrabiać sobie opinię. Chciał jeszcze porozmawiać z dwoma osobami. Kwatermistrzem i sierżantem Lascasem. Na razie jednak miał związane ręce. Pomimo że Grevoir dał mu swoje błogosławieństwo na przesłuchanie Caldona Merina, to wyznaczył jego termin na 14 Esper, wieczorem. Jeżeli zaś chodziło o sierżanta sprawa wyglądała nieco inaczej. Pomimo poszukiwań nikt od wczoraj nie widział Lascasa.
Pięknie.

***

14 Esper 4 godzina

Głośne pukanie do drzwi wyrwało Marcusa ze snu. Jeden rzut oka w stronę okna utwierdził Triariusa w przekonaniu, że godzina była zbyt późna, aby opuszczać łóżko… znowu. Niemniej udało mu się zmusić się do tego czynu. Kiedy podszedł do drzwi i otworzył je zobaczył tego samego żołnierza, który ostatniej nocy przyszedł go poinformować, że trzej caeserianie oczekują w sali przesłuchań na niego.
- Sir. - mężczyzna zasalutował Vigilowi. - Proszę o wybaczanie za godzinę, ale oficer Tanmares wzywa w trybie natychmiastowym. Mam zaprowadzić pana na miejsce spotkania.
Coraz lepiej.

***

14 Esper 5 godzina

Wbrew oczekiwaniom Marcusa, Grevoir nie chciał spotkać się z nim w swoim gabinecie. Co więcej nie chciał nawet w żadnym z kompleksów wojskowych. Jego przewodnik nie umiał powiedzieć jaki jest cel Tanmaresa, a może nie chciał? Tak czy inaczej razem z Marcusem wsiedli do wojskowego auta, które zabrało ich poza tereny wojska. Jechali dłuższy czas po obszarach Średniego Ula, aby dotrzeć do jakiś magazynów. Z informacji zawartych na szyldzie wynikało, że należą one do jednej z firm budowlanych.
Co oni tu robili?
Auto zatrzymało się, a młody żołnierz wyprowadził Marcusa w stronę magazynów, przed którymi zgromadzone było trochę osób, w tym ochraniający teren żołnierze pod bronią. Przewodnik zapytał o oficera Tanmaresa i wskazano mu jeden z magazynów. Kiedy zbliżyli się zobaczyli Grevoira w długim, ciemnym płaszczu rozmawiającego z innym mężczyzną. Marcus zobaczył także, że wokół kręcą się ludzie z policji.
Kiedy podeszli Grevoir zakończył rozmowę i spojrzał na Marcusa.
- Jesteś w końcu - przywitał Vigila, po czym odprawił przewodnika. - Mam dla ciebie dobrą i złą wiadomość. - skinął na Trariusa, aby ten ruszył za nim, po czym zaprowadził go do środka magazynu. - Dobra wiadomość jest taka, że znaleźliśmy poszukiwanego przez ciebie sierżanta Diro Lascasa. - odparł lekko mijając kolejne ustawione na sobie skrzynie. - Zła jest taka… - zatrzymał się patrząc przed siebie. Początkowo Marcus nie wiedział co widzi Grevoir, dopóki nie zbliżył się trochę, akurat na tyle, aby dojrzeć czarną płachtę z wybrzuszeniem o ludzkim kształcie leżącą na środku pomieszczenia, otoczoną krwawymi smugami. - ...że znaleźliśmy sierżanta Diro Lascasa.





Python Ceylau’Moris, Antonius Avaretto
13 Esper, 17 godzina

Kiedy Python wrócił do posiadłości Ceylau’Moris, Antoniusa jeszcze nie było. Zdziwił go początkowo brak jego ochroniarza, ale szybko dowiedział się, że nawiązano kontakt z Sieghardem Kehllerem, co ucieszyło szlachcica. Kto jak kto, ale to właśnie Kehller mógł być kartą, jakiej brakowało im, aby na poważnie dobrać się do dochodzenia. Nie spodziewał się przecież żadnych kłopotów…
Aż do czasu powrotu Antoniusa.
Pierwszym o czym usłyszał od służby był fakt, że jego ochroniarz znajduje się pod opieką domowego medyka, który opatruje jego ranę. Python nie mógł wiedzieć jak ciężka jest to rana, a co najważniejsze- jak ją zdobył? Czy poszło coś nie tak?

***

Antonius wracał nieśpiesznie do posiadłości, a mroźne powietrze Crei pozwalało mu ochłonąć po niedawnych wydarzeniach. Nie rozumiał zachowania Kehllera, a tym bardziej w świetle ostatnich wydarzeń nie rozumiał nadziei, jaką pokładał w nim jego pracodawca. Czemu tak ufał temu człowiekowi, który nie tak dawno zagrażał jego życiu? Gdyby nie trzeźwość umysłu Avaretto teraz zapewne gniłby gdzieś w Dolnym Ulu, pozostawiony na pastwę szczurów.
Gdy tylko znalazł się w posiadłości szybko służba zaciągnęła go do medyka i obiecała powiadomić Pythona o jego powrocie. Obaj mężczyźni musieli się rozmówić...




Python Ceylau’Moris
14 Esper, 12 godzina

Czy zdarzenia mogły zacząć iść po ich myśli?
Python z pewną irytacją odłożył na stolik czytaną książkę. Jakkolwiek bardzo by nie próbował się skupić na lekturze, to jednak najwyraźniej nie było mu to dane. Wciąż myślał o tych morderstwach i o Corneliusu, o wszystkim, co zdarzyło się w ostatnim czasie. Mimo zdrowego rozsądku szlachcice, z którymi się spotkał nie byli chętni na zawiązanie współpracy w kwestii dochodzenia prawdy o tych zabójstwach. Woleli wszystko zwalić na policję planetarną czy Arbites, samemu nie chcąc w żaden sposób brudzić sobie tym rąk. Poprzestawali na zwiększeniu wydatków na swoją ochronę i zmniejszeniu do niezbędnego minimum opuszczanie swoich posiadłości, zupełnie jakby w nich byli całkowicie bezpieczni.
Wydawało się, że żaden nie podziela punktu widzenia Pythona.
Oczywiście życzyli mu powodzenia w tej inicjatywie, ale młody arystokrata wiedział, że pod fasadą uprzejmości było niedowierzanie i wątpliwość, że w ogóle zdoła się on dostać na tyle blisko, aby być na tyle blisko śledztwa, co Crea gwiazdy Tyestus…. chyba że zostanie ofiarą. Tak, chyba właśnie niechęć zwracania na siebie uwagi możliwego zabójcy była głównym czynnikiem, dla którego szlachta wolała chociaż ten jeden raz podkulić ogony i spokojnie czekać w kącie. Tylko co dobrego mogło im z tego przyjść?
Python po raz kolejny tego dnia podszedł do biurka, na którym stało drewniane, kunsztownie zdobione pudełeczko. Przesunął palcami po zdobiących go motywach roślinnych, prezentujących kwitnące kwiaty, które nie rosły na Crei. Otworzył je, żeby zobaczyć środek obity czerwonym niczym krew aksamitem, a w środku zobaczył porcelanową gwiazdę na malutkim podeście, która zaczęła się obracać jak tylko wieko zostało uchylone. Ze środka pudełka rozległa się muzyka…



Zamknął wieko przed zakończeniem melodii.
Całe pudełeczko dostał dzisiejszego ranka. Służba, która znalazła przesyłkę na progu bocznego wyjścia wykazała się tak wielkim brakiem ostrożności, że wpierw otworzyła pudełko, aby sprawdzić, co kryje się w jego środku. Tyle wyszło z uczenia służby ostrożności i rozwagi…
Westchnął ciężko i wziął ponownie książkę do ręki mając zamiar powrócić do czytania, kiedy po zapukaniu do pokoju wszedł jeden z jego sług.
- Lordzie… Wysłannicy Sven proszą o możliwość rozmowy z lordem.
Sven… Może to będzie dobra nowina?
Kiedy wprowadzeni zostali wysłannicy okazało się, że prócz jednego, najwyraźniej robiącego za dyplomatę grupy, trzech kolejnych to ochroniarze. Dyplomatka skłonił się Pythonowi i powiedział:
- Lordzie, dobrze Cię widzieć w dobrym zdrowiu. Przynoszę dobre nowiny. Lord Cornelius czuje się już lepiej i zaprasza Cię do swojej posiadłości, w której jest pod opieką naszych medyków. Przesyła też nas, jako twoją eskortę.




Antonius Avaretto
14 Esper, 11 godzina

Antonius nie wiedział co powinien o tym myśleć. Jego pracodawca otrzymał niespodziewaną przesyłkę. Maleńką pozytywkę. Co to oznaczało? Kto zwrócił niechcianą uwagę na Pythona Caylau’Moris? Czy to powinno postawić jego ochroniarza w stan gotowości?
Teraz jednak Python znajdował się w posiadłości i z tego, co Antonius wiedział na razie nigdzie się nie wybierał, więc szampierz miał trochę czasu dla siebie. Wydarzenia wczorajszego dnia nie były niczym, w czym nie mógłby dopomóc zdrowy sen. Rana na ręce jednak wciąż dawała o siebie znać, ale daleko jej było do obrażeń, które mogłyby zaszkodzić w jakiś sposób Antoniusowi. Oczywiście o walce wręcz raczej mógł zapomnieć, ale od czego ma się pistolety?
Szampierz przechadzał się po ulicach Górnego Ula, między rezydencjami, nie oddalając się jednak za bardzo od Ceylau’Moris. Oddychał głęboko zimnym i rześkim powietrzem, rozprostowując na tym spacerze nogi. Cała ta sprawa zdawała się wymykać spod kontroli. Za czym oni w sumie gonili? Za mordercą? Przecież nie byli Arbites lub przynajmniej nie należeli do policji planetarnej. Antonius mógł zapewnić bezpieczeństwo, ale nie był dochodzeniowcem. Python natomiast miał swoje szlachectwo, pieniądze i wpływy, ale tylko na tym nie rozwiąże się sprawy. Mogliby zostawić wszystko swojemu losowi, tylko co dalej? Co jeżeli zabójca nie zaprzestanie? Czy Antonius będzie w stanie poradzić sobie z każdym zagrożeniem wymierzonym w jego mocodawcę?
I dlaczego mieliby sądzić, że akurat w Pythona Faethona Cassa Caylau’Moris będzie wymierzony strzał, skoro na Crei było tak wielu innych, ważniejszych możnych?
Nagły ruch z boku nie umknął uwadze Antoniusa. Spojrzał on w tamtą stronę bardziej z wyuczonego nawyku niż świadomej decyzji. Przez sekundę wydawało mu się, że zaszła pomyłka, bo przecież… Czy to był Sieghard Kehller?
- Caylau’Moris… - mruknął mężczyzna w jego kierunku. - Chyba źle nam wczoraj poszły te rozmowy.




Sybilla Hoeren

14 Esper, 14 godzina

Sybil źle spała w nocy. Nie z powodu koszmarów, bo tym dzięki Imperatorowi nie miała, ale przez wspomnienia, które nie dawały jej zasnąć. Do tego wciąż wytężała słuch próbując wyłapać nawet najmniejszy szmer, który mógł dochodzić w pokoju Inkwizytora ponad nią. Czy to zabójca jeszcze przed godziną po prostu przechadzał się po gabinecie Visiusa? Jak to możliwe, że mógł ot tak wejść do rezydencji, dostać się na piętro Inkwizytora nie budząc nikogo i spokojnie wymalować krwią napis na ścianie, a później nie niepokojony przez nikogo w jakiś sposób umknąć? Sybil przeszedł zimny dreszcz po plecach. Czy było możliwe, aby zakradł się do czyjegokolwiek pokoju w taki sam sposób? Czy mogli czuć się w takim wypadku bezpieczni w tym miejscu, które do niedawna służyło im jako swoisty azyl?
Co powinni zrobić teraz?
Kiedy w końcu obudziła się czuła tępe pulsowanie bólu głowy, zapewne nie w całości spowodowanego nieprzespaną nocą. Przetarła oczy i usiadła na łóżku sama nie wiedząc, co powinna z sobą zrobić. Może Gnaeus miał jakiś plan. Pewnie będzie próbował wywiedzieć się czegoś o symbolach z misy, ale co ona powinna robić? Czy nie zrobiła już wystarczająco? Nie wiedziała czy chciałaby widzieć więcej, niż już zobaczyła przez ostatnie dwa dni, spłacając dług zaciągnięty przez Visiusa i biorąc udział w oględzinach pokoju Inkwizytora Morene.
Służba Imperatorowi to zaprawdę ciężki kawałek chleba...

***

14 Esper, 15 godzina

Dzień ciągnął się leniwie ku zadowoleniu Sybilli, dla której mógłby on taki pozostać, jednakże nieme wrażenie mówiło jej, że tak nie będzie w nieskończoność. Na pewno nie po tym wszystkim, co miało miejsce. Visius nie zdążył wystarczająco skorzystać z jej talentów, więc teraz nadrabiano za niego. Sybil zadawała sobie pytanie, czy gdyby Inkwizytor bardziej poważnie podszedł do jej ostrzeżeń, jakie zsyłały jej sny- żyłby? Czy sam sobie tego losu nie zgotował ignorując ostrzeżenia i działając poza wszelkim rozsądkiem? Ostatnimi czasy zaczął on przecież działać samotnie, nie biorąc nikogo ze sobą na swoje podróże, nawet własnego ochroniarza Deverona. Jaki miał w tym cel? Nie ufał własnej świcie inkwizytorskiej?
Pytania, pytania… Za dużo pytań.
Pukanie do drzwi wyrwało psykerkę z rozmyślań, których z ulgą się pozbyła. Nie można było się tak dawać im zamęczać. Kiedy otworzyła drzwi stanęła naprzeciw wysokiego i postawnego mężczyzny, którego prawą stronę twarzy zdobiła długa, poszarpana blizna. Był to nikt inny jak Deveron Coort, jeden z członków świty Visiusa Morene, któremu najbliżej do określenia było “ochroniarz”. Sybil rzadko z nim rozmawiała, a i tak nie był on typem człowieka szczególnie rozmownego, zaś jego aparycja nie zachęcała do nawiązania zbytniej znajomości.
- Aslader się ujawnił - odezwał się od wejścia. - I chce, abyś do niego przyszła.
Aslader… Sybil nie wiedziała czy to było imię, nazwisko, czy pseudonim, chociaż wszystkie te opcje były możliwe. Najbardziej tajemniczy z członków świty, działający jako informator w dolnych partiach Ula, oczy Inkwizytora widzące to, czego ten zobaczyć nie mógł. Sybil nie wiedziała, czy także z jego usług Visius zrezygnował, kiedy zaczął sam udawać się na swoje “krucjaty” w poszukiwaniu prawdy, ale pewne było, że od dłuższego czasu Aslader nie ujawniał swojej obecności. Nie było to dziwne, bo zazwyczaj tylko Inkwizytor wiedział, gdzie szukać swojego “cienia” i nie dzielił się ową wiedzą z nikim. Nie było też pewne dlaczego Aslader nie ujawnił się wcześniej i czy był w ogóle świadom śmierci Inkwizytora.
I dlaczego skontaktował się z Coortem, a nie chociażby z Gnaeusem?
Teraz jednak zapragnął kontaktu i to właśnie z nią. Z Deveronem miała już więcej kontaktu, niż z wręcz kruchej postury, czarnowłosym Asladerem, którego łatwo przeoczyć w tłumie. Mogła tylko zgadywać czemu zapragnął jej obecności i nie wiedziała czy jej się to podoba, ale…
…co jeżeli ten tajemniczy członek świty zniknie ponownie?




Gnaeus Naevius
14 Esper,14 godzina

Wydarzenia poprzedniej nocy także Gnaeusowi zapewniły noc pełną przemyśleń. Był już trochę zmęczony tym natłokiem myśli, które gnieździły się w jego głowie i nie dawały ani chwili wytchnienia. Wiedział, że musi porozmawiać ze służbą, bo wręcz niemożliwe było, aby obcy po prostu wszedł niezauważony, zachlapał ścianę krwią i wyszedł radośnie. Ktoś musiał przecież coś zauważyć…
Zostawała jeszcze kwestia tej misy.
Skryba nigdy w swoim życiu nie widział podobnych symboli, jakie znajdowały się po wewnętrznej stronie naczynia. Potrzebował kogoś, kto byłby w stanie odczytać, o ile te symbole stanowiły coś więcej, niż tylko ozdobę. Potrzebował wykwalifikowanego tłumacza…
Żałował, że Visius nie posiadał żadnego w swojej maleńkiej świcie.
Duże nadzieje dawały akta Arbites, które zgodnie ze słowami Kathana Svena powinien dostać dziś lub jutro. Gnaeus nie wiedział czy podkomisarz, lub jego przełożeni, będzie sprawiał jakieś dodatkowe problemy członkowi Inkwizycji, ale sądził, że dostatecznie wyraźnie określił zasady, na jakich ich współpraca ma przebiegać. Arbites nie mieli większego wyboru, jak tylko dostosować się do wymagań Gnaeusa, akolity Inkwizytora, jeżeli nie chcieli zaczynać walki z niewspółmiernie silniejszym od siebie przeciwnikiem. Nikt nie chciał stawać na drodze Inkwizycji, a skryba wątpił, aby Sędziowie byli wyjątkiem. Nawet jeżeli nie aprobowali oni metod Świętego Oficjum i warunków współpracy to nie mieli oni innego wyjścia, jak tylko się dostosować.
Inkwizycja będzie uleczać nawet opornych chorych.

***

14 Esper,15 godzina

Rozmowa ze służbą rezydencji nie przyniosła odpowiedzi, jakich poszukiwał Gnaeus.Niezależnie od tego, jak bardzo próbowałby się wdrążyć w temat, wyciągnąć coś czego ci ludzie mogli być nawet nieświadomi, nie przynosiło to spodziewanych rezultatów. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Nie, nie wpuszczali nikogo obcego do środka. Nie, nikt nie próbował się do środka dostać. Nie, nie zauważyli, żeby rezydencja była pod obserwacją, nikt nie rzucił im się w oczy jako osoba, która miałaby częściej kręcić się wokół posiadłości. Nie, nie widzieli nigdy wcześniej tej misy. Nie, nie, nie,nie. Każda odpowiedź tylko zdawała się istnieć tylko po to, aby testować stan nerwów Gnaeusa.
Bezcelowa strata czasu.
Gnaeus usiadł na łóżku rozważając dalsze kroki. Fiasko rozmowy ze służbą nie zamykało wszystkich dróg do dalszego prowadzenia dochodzenia. Musiał tylko ustalić sobie priorytety i plan działania. Musiał tylko…
Rozległo się nieoczekiwane pukanie do drzwi.
Skryba odłożył na stolik misę, niechętnie wstał z miejsca i podszedł otworzyć drzwi. Spodziewał się, że będzie to jeden z członków służby, może przynoszący nową pościel?
Gość przekroczył wszelkie oczekiwania.
Kiedy tylko Gnaeus zobaczył stojącego w progu mężczyznę w ciężkim, ocieplanym płaszczu z narzuconym na głowę kapturem pomyślał od razu o służbie wpuszczającej tego jegomościa do środka, zapewne nie zapytawszy nawet o personalia. Westchnął w duchu zastanawiając się, czy coś takiego nie mogło się stać i wczorajszej nocy, o czym nikt już nie pamiętał lub, co możliwe, do czego nie chciał się przyznać.
Nieznajomy przyjrzał się uważnie Gnaeusowi, po czym odezwał się cicho:
- Przysyła mnie Inkwizytor Kernes…
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 15-12-2013 o 22:54.
Zell jest offline  
Stary 08-12-2013, 23:16   #14
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Gnaeus Naevius
“Och doprawdy?” przemknęło mu przez myśl, ale odsunął się na bok uprzejmym gestem zapraszając nieoczekiwanego gościa do środka.
- Chyba będzie lepiej jeśli porozmawiamy za zamkniętymi drzwiami…
Nieznajomy skinął głową.
- Tak będzie najlepiej - zgodził się i wszedł do pokoju Gnaeusa przyjmując zaproszenie.
- Jak zawsze jestem do usług Świętego Officium - skinął z namaszczeniem głową - ale obawiam się że nie jestem w stanie zlokalizować na poczekaniu pozostałych akolitów Inkwizytora Visiusa.
- Nie szkodzi, nie szkodzi… Wystarczy nam rozmowa z tobą, Gnaeusie - odparł mężczyzna i zsunął z głowy kaptur. Gnaeus zobaczył młodą twarz, naznaczoną kilkoma niewielkimi, bladymi bliznami ciągnącymi się od żuchwy krótko po policzku. Kruczoczarne włosy kontrastowały z dość bladą cerą, a ciemne oczy uważnie obserwowały skrybę. - Jestem Amandeus Dreck, akolita Inkwizytor Kernes i z jej ramienia działam. - uchylił poły płaszcza, aby pokazać uwieszoną na szyi, złotą literę inkwizycyjną, po czym schował symbol ponownie pod płaszczem.
- Cieszę się niezmiernie z faktu iż tak szybko na planecie pojawił się nowy inkwizytor. Strata mojego mistrza pozostawiła nas w stanie pewnego... zawieszenia - napełnił dwa kielichy wodą z karafki - Obawiam się że bez przywództwa nieco się rozproszyliśmy, a i planetarne służby porządkowe wydają się nie być pewne co do naszego statusu... - Postawił przed gościem jedno z naczyń - Czego zatem oczekuje ode mnie czcigodna inkwizytor?
- Inkwizytor była już w systemie wcześniej - odparł mężczyzna. - Jest zaniepokojona tym, co dzieje się w systemie i z wiadomych powodów woli nie ujawniać swojej obecności komukolwiek spoza Inkwizycji. Na razie chce jedynie przepływu informacji między naszymi komórkami.
- To zrozumiałe - jednym haustem opróżnił kielich - przekaż jej proszę iż będziemy ją informować na bieżąco o postępach naszego śledztwa, choć przyznam że ślady są co najmniej niepewne... Czy inkwizytor uznała za stosowne aby przekazać nam jakieś własne ustalenia?
- Tak - powiedział spokojnie upijając zawartość swojego kielicha. - Oczywiście w założeniu, że otrzymamy coś w zamian.
Z pewnym wysiłkiem powstrzymał się przed szybkim spojrzeniem na szafkę z zamkniętą w niej misą.
- Cóż, mam nadzieję iż Pani Kernes uzna moje rewelacje za wartościowe, ale zanim przejdę do szczegółów, czy mogę obejrzeć twoją rozetkę? Czysta formalność naturalnie.
- Naturalnie. Zawsze czujni - odparł Amandeus i rozsunął poły płaszcza, po czym nieśpiesznie zdjął z szyi symbol inkwizycyjny. Przez chwilę patrzył uważnie na Gnaeusa zanim powoli oddał w jego ręce ten znak urzędu.
Skryba z szacunkiem ujął w dłoń złoty talizman i powoli obrócił go w palcach. Nie dostrzegając nic podejrzanego z lekkim ukłonem oddał go w ręce agenta.
- Zacznę od incydentu w gabinecie inkwizytora, już po jego śmierci…
Akolita słuchał w milczeniu nie zadając pytań, a jedynie chłonąc słowa Gnaerusa. Dopiero kiedy ten skończył jego rozmówca zabrał głos:
- I nie są wiadome szczegóły dotyczące śmierci Inkwizytora?
Skryba pokręcił głową.
- Niestety, dopóki nie dostanę obiecanych mi raportów arbitrów nie jestem nawet pewny jak zginął. Zbyt wiele spraw w tej sprawie pozostaje tajemnicą, a służby odpowiedzialne za jej odkrywanie zdają się rywalizować… jeśli nie wprost działać na swą wzajemną szkodę. Oczywiście odbija się to też na postępach naszego śledztwa - dodał po krótkiej przerwie - myślę że z odpowiednim wsparciem bylibyśmy w stanie zidentyfikować przyczyny tej wewnętrznej walki wśród planetarnych strażników prawa.
- Niestety nie zawsze ci strażnicy prawa działają na korzyść naszych dochodzeń, często nawet nie zdając sobie sprawy z faktu, że działają wręcz na naszą szkodę - mruknął Amandeus. - Nawet w tak niespokojnych czasach. A ta misa? Mogę ją zobaczyć?
- Naturalnie - odparł starając się ukryć zaskoczenie. Pozostało jedynie się modlić do Złotego Tronu aby ten człowiek był tym za którego się podaje...
Po chwili wręczył przybyszowi owinięte w tkaninę naczynie.
Mężczyzna odwinął naczynie i przez chwilę przyglądał się mu w milczeniu, uważnie wpatrując się w symbole.
- Te znaki mogą nic nie znaczyć - odezwał się ważąc w dłoniach misę. - Ale może też mieć ważne znaczenie. Tutaj konieczny będzie wykwalifikowany tłumacz, którego jednak w świcie Inkwizytor Kernes nie ma.
- W takim razie pozostaje nam poszukać tu w kopcu specjalisty od rzeczy zakazanych - zabębnił palcami po stole - niepokoi mnie myśl że ktoś kto mógłby posiąść taką wiedzę porusza się tu bez odpowiedniego... nadzoru.
Przez chwilę milczeli oboje ze spojrzeniami utkwionymi w makabrycznym artefakcie. Klucz, ślad pozostawiony przez szaleńca czy ślepy trop mający ich zmylić?
- Spróbuję skontaktować się z pozostałymi członkami świty naszego inkwizytora, być może trafili na jakieś inne ślady. Jak mogę powiadomić o tym Panią Kernes gdy mi się to uda?
Amandeus jakby oczekiwał na podobne pytanie, bo z kieszeni wyjął niewielką kartkę i podał ją Gnaeusowi.
- Tutaj jest zapisany adres niewielkiego… barku w Dolnym Ulu. Lokalizacja niezbyt interesująca, ale nie rzucająca się tak w oczy jak podobna w Górnym Ulu. Będziesz mógł u właściciela Tederusa Warneka lub jego zastępcy zostawić tam wiadomość dla mnie, a ją otrzymam i przekażę Inkwizytor.
Gdy chwilę później za gościem zamknęły się drzwi, Gnaeus skrzętnie ukrył artefakt, po czym uprzątnął papiery i przybory do pisania którymi akolita skopiował tajemne symbole. Dopiero gdy upewnił się iż w pokoju panuje porządek pozwolił sobie ułożyć się na spoczynek. Miał tej nocy jeszcze wiele do przemyślenia.
 
__________________
Sorry, ale teraz to czytam już tylko własne posty...
MadWolf jest offline  
Stary 10-12-2013, 12:43   #15
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Marcus zaklął pod nosem i przyklęknął przy zwłokach, zdjął rękawice z prawej ręki i położył ją na worku.
- Idź do nich bracie, Imperator cię wezwał do prawdziwej wojny. Przynieś chwałę Caeserze. - po czym pochylił na chwilę głowę, wstał i spojrzał na Grevoira - Co się tu stało?
- Chciałbym, abyś sam to ocenił. - spojrzał w górę na coś ponad ich głowami. Kiedy Marcus uniósł głowę zobaczył zwisający z metalowych prętów przy sklepieniu spory łańcuch zakończony hakiem, z którego zwisały strzępki liny. Jak i hak, tak i lina zabarwiona była wyschniętą cieczą.
Marcus przez dłuższą chwilę patrzył na hak, w jego głowie pojawiały się obrazy, których miał nadzieję, już więcej nie zobaczyć póki żyje.
-Nie patrząc na ciało? Zawiesili go na haku za sznur, po czym zaczęli ranić, może okładanie tępym narzędziem, może dźganie nożem… wątpie aby strzelali. Pewnie wy go ścieliście, kiedy go znaleźliście.
- Dokładnie, ściągnęliśmy go po udokumentowaniu wszystkiego - odparł Grevoir. - Widok nie należał do ładnych, ale tego się dowiesz jak zobaczysz ciało, póki jeszcze jest na miejscu zbrodni.. - skinął na jednego z medyków, którzy przybyli na miejsce i ten odsłonił zakrywający ciało plastik.
Oczom Marcusa wpierw ukazała się twarz, doświadczonego i zaciętego żołnierza o urodzie typowej dla caesery - ciemnym włosom i oczom, śniadej skórze. Sama twarz była mocno poraniona ostrymi narzędziami i z siniakami… jednakże to nie zapowiadało tego, co miało nastąpić. Okazało się, że żołnierz miał na sobie niekompletny mundur, który jednak został porwany na korpusie, a między strzępami materiału Vigil zobaczył poznaczone sińcami, krwiakami oraz ciętymi ranami ciało sierżanta Lascasa.Co było pierwszą rzeczą jaka rzuciła się w oczy to fakt, że zadane rany były dość płytkie prócz jednej, niepasującej do reszty. Pojedyńcza dziura na klatce piersiowej po laserze pistoletu odznaczała się na tle innych obrażeń… których było multum.
- Coś mi tu nie pasuje… - Marcus przykucnął do zwłok, aby bliżej przyjrzeć się obrażeniom - Większość ran wsakzuje na jakiegoś sadystę, może skatowanie go na śmierć miało przekazać jakąś wiadomość, ale to… - tu wskazał na ranę postrałową - Oznaczałoby obecność kogoś trzeciego…
- Wydaje się, że wszystkie te obrażenia, prócz rany postrzałowej nie zagrażały życiu - dodał Grevoir wskazując na siniaki i krwiaki, rozcięcia, jak i przypalenia, co zauważył teraz Marcus. - Oczywiście na oficjalne oświadczenie musimy poczekać do zakończenia autopsji.
-Ile trzeba będzie na to czekać? - każdy moment zwłoki zwiększał szansę, że się to powtórzy.
- Mogę spróbować nadać sprawie większy priorytet, ale nie przeskoczę wszystkich procedur - odparł Grevoir. - Powinniśmy być szczęśliwi, jeżeli uda się załatwić to wszystko do jutra.
-Powinieneś pogadać z kwatermistrzem. Jemu jakoś się udawało. - spojrzał jeszcze raz na zwłoki Lascasa - Dzień co… może uda mi się coś znaleźć przez ten czas.
- Na razie do ty powinieneś się wyspać, bo mam dobrą nowinę. Rano będziesz mógł porozmawiać z Caldonem Merinem.
- O radości…- entuzjazm aż BUCHAŁ z Caeserianina - Dziękuje tak czy inaczej. Za przyśpieszenie sprawy.- spojrzał ponownie na ciało - Czy po autopsji będzie możliwość wysłania go do domu?
- Sądzę, że tak szybko to nie nastąpi zanim ten cały kocioł procedur się napełni - wyjaśnił Tanmares. - Wątpię, aby rozsądnie było pozbywać się ciała z zasięgu dopóki wciąż mogłoby się przydać w dochodzeniu.
- Jasne. Zostajesz tu, czy wracasz? Mógłbym ci przekazać co dowiedziałem się z przesłuchania Legionistów.
- Wręcz powinieneś przekazać - odparł lekko oficer. - Zostanę jeszcze chwilę, aby uporządkować co się da i możemy wrócić.
- Sir, tak jest sir.

***

Ta sala chyba zawsze będzie mu się kojarzyć z nieprzespanymi nocami, zupełnie jak ten żołnierz, który przychodził do niego w późnych godzinach.
Marcus zdołał się zdrzemnąć jeszcze po wyrwaniu ze snu przez Tanmaresa, ale wciąż czuł ten ból głowy za oczami. Niemniej powinien iważać się za szczęściarza, że Grevoir przyśpieszył całą sprawę z przesłuchaniem kwatermistrza, przed którym Triarius właśnie siedział w tej samej sali przesłuchań, w której był ostatnio.
- Złożyłem już zeznania. - mruknął rosły mężczyzna o ciemnobrązowych włosach przyprószonych już trochę siwizną. Caldon Merin. - Nic więcej nie mam do powiedzenia.
- Pozwolisz, że ja to ocenię. - Marcus usiadł na przeciwko Caldona - Jestem Marcus Triarius, Vigil z Caesery. Reprezentuję Legionistów, na których ty zwalasz winę. - przyjrzał się uważnie twarzy Creańczyka - Powiedzieli mi kilka ciekawych rzeczy na twój temat. Powiedz, jak na ogół wygląda system wydawania przepustek u was?
- O takich sprawach powinieneś dyskutować ze swoim przełożonym - zadrwił Caldon. - Ale uprzedzam, że czeka cię masa papierkowej roboty i łażenia po dowódcach.
-Więc zakładam, że jesteś przełożonym szeregowego Lideela? Skoro wydałeś mu przepustkę na dwa dni?
- Co ci ten dzieciak nagadał?
- Że pomogłeś załatwić mu przepustkę poza przydziałem. - Marcus przyjrzał się kwatermistrzowi - I nie tylko jemu ponoć załatwiałeś coś niezgodnie z przepisami. Zastanawiałem się, co jeszcze byłbyś wstanie załatwić? Zawsze chciałem zasiąść za sterami Tytana.
- Pomogłem tylko dzieciakowi, ale to była jedna noc, sam rozumiesz. Nic zobowiązującego. - parsknął. - A o Tytana pytaj u Mechanicus.
-A Asnerus? Jemu ponoć wymieniłeś sprzęt poza kolejnością.
- Asnerus? - Caldon zamyślił się. - Ach, on… Przyszedł do mnie i prawie błagał o wymianę. Najwyraźniej na Caeserze nie uczą poszanowania dla sprzętu wojskowego.
- Albo wasz sprzęt działa inaczej niż nasz. Tak czy inaczej. To już dwie przysługi wykonane nielegalnie. Za które później ty poprosiłeś o wykonanie przysług.
- Nie prosiłem o wykonanie przysług - odparł z delikatną irytacją. - Źle zakładasz. Sami się zgłosili.
- Jasne, jasne. Ty jesteś niewinny, tylko niekompetentny. A co z Nidusem? Jemu coś załatwiłeś, czy jego wersja jest prawdziwa?
- Jaka jego wersja?
- Najpierw moje pytanie.
- On pewnego dnia przyszedł do mnie ze swoim kompanem, Asnerusem i zechciał brać udział w całym procederze.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Czy jemu też coś załatwiłeś?
- Zapytaj jego.
-Pytam ciebie. I nie próbuj mojej cieprliwości.
- Wy, Caeserianie, pijecie jakby miało nie być jutra. - uśmiechnął się złośliwie.
- Alkohol co? Więc, jak na “niekompetentnego” jesteś całkiem w stanie osiągać niebywałe rzeczy. Przemycic alkohol, wydać przepustkę i broń pod ladą… Jesteś pewny z tym Mechanicusem?- uśmiechnął się delikatnie- Co z Lascasem?
- Z kim? - zapytał niedbale.
-Sierżant Lascas. Przełożony tych trzech żołnierzy, których ty pośrednio oskarżasz. Kontaktował się z tobą?
- Nie.
-To ciekawe. Widzisz, Nidus twierdzi, że nic mu nie załatwiłeś, ale wrabiasz go bo on miał zamiar cię wydać. Twierdzi, że gadał o tym z Sierżantem Lascasem.
- Ja już swoje powiedziałem. Jeżeli chłopak tak próbuje się bronić… - wzruszył ramionami. - To musi być naprawdę zdesperowany.
-Być możę… ale widzisz, wyszły na jaw sprawy, które sprawiają, że ja się robię trochę nerwowy.- Spojrzał w oczy Kwatermistrzowi- Czy domyślasz się o czym mogę mówić?
- Skąd mogę wiedzieć? - odparł znużonym tonem kwatermistrz.
- Lascas nie żyje… więc, oprócz niekompetencji, przemycania kontrabandy, jesteś teraz zamieszany w morderstwo żołnierza Caesery. A my bronimy swoich.
- Niedorzeczność - parsknął Caldon. - Nie mam nic wspólnego ze śmiercią tego żołnierza, a ty powinieneś poszukać innej ofiary swoich pomówień i może spojrzeć na swoich pod innym kątem, niż jak na pokrzywdzonych. Taka przyjacielska rada.
- Widzisz, ja jestem obiektywny. Nie stety jestem obiektywny. Dlatego uważam, że ty jesteś jakoś za to odpowiedzialny. Nie wierzę w twoje “Jestem zwykłym głupim kwatermistrzem, którego wykorzystali Caeserianie”, ponieważ NIKT, kto jest w wojsku nie jest, aż tak głupi i niekompetentny. Informuje cię teraz Merin, jeżeli się okaże, że mam rację w obu sprawach. Osobiście zorganizuje pluton egzekucyjny.
Caldon nachylił się w stronę Marcusa.
- Mam nadzieję, że równie twardy będziesz dla swoich.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 10-12-2013, 21:17   #16
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Wiedziała z całą pewnością, że nie spodoba jej się to, co wyniknie z jej spotkania z Asladerem. Ale wiedziała też z równą pewnością, że decyzja tak naprawdę nie należała do niej… została podjęta z chwilą wysłania wiadomości. Zacisnęła usta w wąską kreskę i bez słowa zaczęła się ubierać. Znajomy ciężar broni jak zawsze dodał jej nieco otuchy, choć wątłe pocieszenie to było. W końcu skinęła Deveronowi głową.
- Prowadź.
Deveron bez słowa ruszył do wyjścia. Jeżeli Sybil miała nadzieję, że tym razem wezmą jakiś środek transportu - przeliczyła się. Mężczyzna wyprowadził ją z budynku i ruszył uliczkami Górnego Ula. Śnieg leniwie spadał na odśnieżane regularnie alejki, a psykerka dziękowała Imperatorowi, że niedługo po przybyciu na tę planetę otrzymali ubranie odpowiednie do jej warunków.
Na całe szczęście Visius obrał za bazę budynek znajdujący się raczej na skraju Górnego Ula, więc dość szybko doszli niżej, do dzielnicy klasy średniej, rozleglejszej od swojego lepszego odpowiednika. Dzięki orientacji Deverona szybko przedostali się przez zatłoczone ulice, podążając tylko jemu znanymi skrótami. Sybil trzymała się jak najbliżej ochroniarza nie tyle z powodu poczucia bezpieczeństwa, ale także bojąc się go zgubić w tłumie i pozostać samą sobie wśród przelewających się przez ulice mas. Idąc była wciąż potrącana i popychana, a każdy zmierzał byle szybciej w sobie tylko znanym kierunku, nie zwracając uwagi na kogokolwiek. Jako drobna kobieta nie miała takiej siły przebicia jak postawny mężczyzna, jakim był Deveron, więc brnęła z trudem przez ten ludzki potok.
Na szczęście nie trwało to długo.
Zobaczyła, jak Deveron zatrzymuje się przed jednym z budynków i rozgląda się w poszukiwaniu psykerki. Kiedy ją dostrzegł dał jej znak ręką, aby ta szła za nim i zniknął w środku budynku. Sybil chcąc nie chcąc ruszyła za nim.
W środku zaatakowało ją przyjemne ciepło, które było jak nagroda za drogę, jaką musiała przebyć. Znalazła się w holu budynku, zadbanym na możliwości tych rejonów. Zobaczyła jak Deveron podąża do windy, a kiedy wraz z nim wsiadła do dźwigu, mężczyzna wybrał 24 piętro.
Deveron w ogóle się nie odzywał ani przez drogę, ani teraz w windzie. Czy chodziło o to, że była psykerką, czy o jego własną naturę? Z drugiej strony, czy Sybilla chciałaby teraz rozmowy?
Winda przybyła na wskazane piętro i oboje wyszli na długi korytarz. Tutaj, co od razu psykerce rzuciło się w oczy, stopień zadbania wyraźnie spadł, jakby tak wysoko nie było już sensu się starać. Co w takim razie działo się na jeszcze wyższych piętrach? Mężczyzna poprowadził kobietę do jednego z mieszkań, które otworzył posiadanym kluczem.
Zaczynało się.
Sybil weszła do środka meszkania wraz z Deveronem, aby zobaczyć… pusty pokój.
Nie, nie pusty, przeszło jej przez myśl. Na samym środku stał niewielki stolik, na którym stała prosta lampa oraz pudełko nieznanego pochodzenia, a przy nim dwa krzesła. Prócz tego to pomieszczenie, jak i zapewne przypisany do niego pokój, do którego drzwi były widoczne po lewej, było zaniedbane. Odpadająca farba ze ścian, pęknięcia na suficie, zacieki…
Ale co najważniejsze, przy stoliku stał Aslader… Tak sądziła. Teraz jednak jego kruczoczarne włosy były jasnobrązowe, jednak mężczyzna pozostał kruchej postury. Widząc dwóch gości skinął im na powitanie, po czym odezwał się do Deverona.
- Dziękuję. Klucz zostaw na stoliku.
Deveron bez słowa podszedł do mebla i położył na nim klucz, którym otworzył drzwi, po czym równie milczący wyszedł z mieszkania.
Aslader uśmiechnął się do Sybil i usiadł na jednym z krzeseł, kładąc zawieszoną na ramieniu torbę na ziemię i gestem zapraszając psykerkę też do zajęcia miejsca.
- Pewnie przemarzłaś - odparł, wyciągając z torby dwa kubki oraz niewielką butelkę. - Ornetha?
Skrzywiła się na samą myśl o zimnym trunku, ale po chwili lekko skinęła głową. Naprawdę przemarzła.
- Odrobinkę. - zajęła miejsce obok mężczyzny i spojrzała na niego uważnie - Po co tu jestem?
Aslader nalał czerwonego Ornetha do obu kubków. Nic nie sugerowało, jakoby trunek miałby być ciepły… ale chyba ważne jego działanie, prawda?
- Zakładam, że nie znasz dobrze realiów Dolnego Ula?
- Zakładasz właściwie. - orneth był dokładnie tak obrzydiwy, jak się tego spodziewała, ale też dokładnie tak samo rozgrzewał.
- To stwarza pewne problemy, ale nic, co nie byłoby do przejścia. - mężczyzna również napił się, ale ku zdziwieniu Sybilli nie skrzywił się mocno. - Jesteś mi potrzebna, jak zgadujesz. Tylko… Jak widzisz siebie w roli osoby, która musi przeniknąć do środowiska Dolnego Ula?
- Zwykle i tak gubię się w tłumie. - psykerka wzruszyła ramionami - Rzadko ludzie są w stanie zapamiętać moją twarz, jest dość nijaka… mam wrażenie. Problem polega raczej na tym, że nie bardzo potrafię się tu poruszać. Dlaczego nie możesz zrobić tego sam?
- To nie tak, że nie mogę tego zrobić sam - wyjaśnił Aslader. - Bardziej chodzi o to, że twoje talenty mogą się przydać. Sam już trochę wywęszyłem i czuję, że tutaj moi nieświadomi niczego “kompani” z dolnych ulic ukrywają coś naprawdę ważnego. Miejsce, do którego nie każdego dopuszczają… a przynajmniej tak mi się wydaje. - upił kolejny łyk. - Jeżeli dostałbym się tam, chciałbym mieć ciebie do pomocy. To oczywiście wymagałoby naszej współpracy i ustalenia dla ciebie wiarygodnej tożsamości.
- Pójdę z Tobą. - dziewczyna westchnęła w duchu na myśl o kolejnych wizjach, które z pewnością będą powracały do niej w koszmarach przez kolejne długie noce - Z pewnością masz już gotowy plan… powiedz mi proszę, co wiesz i czego się domyślasz. Im więcej wiem, tym większa szansa, że uda mi się coś zobaczyć… jak długo to potrwa?
- Wiem, że na mieście istnieje miejsce, którego się unika, jak i niechętnie mówi się o osobach przebywających w tamtym miejscu. Ostrzegano mnie przed interesowaniem się tym, a i sądzę, że od pewnego czasu byłem śledzony. - uniósł ręce. - Spokojnie, zgubiłem ogon zanim się tutaj dostałem. Niektórzy są aż nadto przewidywalni. - zamyślił się. - Czego się domyślam... To może być wszystko. Zwykła kryjówka brutalnych bandziorów, miejsce spotkań wywrotowców, magazyn przemytników lub nawet jakiś kult. Pomimo jednak problemów wydaje mi się, że jestem o krok od dostania się w tamto miejsce za zgodą lub bez osób tam będących. - zerknął na Sybil. - Jak długo... Chcę, abyś została ze mną do jutra, ustalimy wszystko, jak i pokażę cię paru osobom, a jutro ruszylibyśmy na obadanie sprawy. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, już jutro zakończymy. - nie dodał co będzie, jeżeli dobrze nie pójdzie…
- Nawet, jeśli uprzedzę Gnaeusa, i tak nie będzie w stanie nic zrobić, jeśli coś pójdzie nie tak, jak trzeba, prawda? - psykerka upiła kolejny łyk czerwonego, nie potrafiąc powstrzymać skrzywienia ust.
- Prawdopodobnie i tak by nas nie znalazł. Będziemy działać na moich zasadach, a w nich pewna dyskretność ma wysokie noty. Rozumiesz, takie skrzywienie zawodowe. Pomaga przeżyć.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się lekko. Zaczynała lubić tego człowieka. - W takim razie zaczynajmy…
- Masz jakieś preferencje co do tożsamości? Musi być powiązana oczywiście z moją osobą.
- Chyba sam najlepiej wiesz, co będzie pasowało. Ja przyjmę każdą rolę.
- Mogłabyś być moją wspólniczką - odparł po chwili namysłu mężczyzna. - Oficjalnie zajmuję się zdobywaniem informacji za odpowiednią opłatą.
- Będę bardzo tajemnicza i nie będę się odzywać bez absolutnej potrzeby. - westchnęła psykerka - Tylko musisz mnie trochę oprowadzić po okolicy, muszę choć trochę poznać teren i zachowania tutejszych… mieszkańców.
- To zrozumiałe - zgodził się Aslader. - Do wszystkiego cię przygotuję do jutra. Na razie zaprowadzę cię do mieszkania, w którym rezyduję.
- Chodźmy więc. - Sybil opatuliła się szczelnie i podążyła za mężczyzną w skuty lodem labirynt uliczek Dolnego Ula.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 16-12-2013, 00:31   #17
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Antonius Avaretto, Python Faethon Cass Ceylau’Moris

Drzwi do wyposażonej we wszelkie luksusy, jakich mógłby domagać się smak szampierza zostały otwarte delikatnie od zewnętrznej strony. Słychać było ciche “Zostaw nas na chwilę”, po czym pukając dwa razy gospodarz rezydencji zaanansował swoją obecność również szlachetnie urodzonemu Antoniusowi. Python wszedł do pokoju towarzysza, przyjaciela i ochroniarza już nie w mundurze tylko wieczornych szatach w których przyjmował gości i spędzał czas w rezydencji Ceylau’Moris, z niewielką karafką jednego z niezliczonych, wysmakowanych i niemożliwych do nazwania alkoholi modnych obecnie wśród dekadenckiej szlachty górnych poziomów Ula. Podszedł do jakiegokolwiek miejsca w którym Antonius mógł trzymać kieliszki (lub gdzie służba trzymała je dla niego) i ustawił dwa na podstawie, po czym nalał do nich trunku.
- Uzdrowiciel niewiele mi powiedział. Jak ciężko zostałeś raniony? - zapytał dość nonszalancko, choć wynikało to raczej z niewiary by Antonius pozwolił zrobić sobie jakąkolwiek poważną krzywdę niż obojętności na los szampierza.
Antonius sięgnął zdrową ręką po kieliszek po czym wypił jego zawartość jednym haustem.
- Nic takiego, to tylko powierzchowna rana. Sądzę, że bardziej zmartwi Cię wiadomość, że nasze negocjacje z Kehllerem nie potoczyły się zbyt pomyślnie. - Przeszedł od razu do rzeczy. - Niestety nie udało mi się go przekonać do współpracy, a ta rana to wynik mojej zbytniej wiary we własne umiejętności i lekkomyślność. - Podsumował wynik swoich działań milknąc na chwilę.
- Cóż… - Python wziął łyk - To naprawdę całkiem nienajlepiej. - opukiwał przez chwilę kieliszek palcami, wpatrzony w zawartość, rozmyślając - Ale jakkolwiek Kehller jest takim razie nie do pomocy, wydaje mi się, że wciąż warto spróbować poznać osoby oficjalnie odpowiedzialne za śledztwo. Masz jakiś pomysł, dlaczego do tego doszło? - zapytał, zmieniając temat z powrotem na kwestię rany - Spotkał się z tobą z zamiarem uśmiercenia cię? Jakie odniosłeś wrażenie?
- Początkowo wszystko wyglądało na zwykłe spotkanie z informatorem. Jakiś jego ochroniarz wpuścił mnie do środka a ja przedstawiłem Kehllerowi naszą propozycję. On jednak chciał się za wszelką cenę dowiedzieć co nami kieruje i jaki jest nasz cel. Zaproponowałem mu w takim razie obustronną współpracę bo widziałem, że ta sprawa jego również interesowała, mimo to jednak on wolał wyciągnąć ze mnie informacje za pomocą siły lub jak mi się wydaje, po prostu mnie pozbyć. Byłem na przegranej pozycji, lecz jakimś cudem udało mi się odwrócić sytuację tak, że wyszedłem ze starcia z tą tylko raną, zostawiając za sobą jednego trupa. Kehllerowi natomiast udało się uciec. Z tego co mi się wydaje on również jest w jakiś sposób zamieszany w tę sprawę, gdyż w innym wypadku raczej nie byłby skłonny do grożenia potencjalnym klientom. Informator o dobrej renomie raczej nie pozwala sobie na takie rzeczy. - Zakończył swój monolog i czekał na reakcję Pythona.
- Wygląda to jak strzał w dziesiątkę. - westchnął Python, odstawiając naczynie - Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że Kehller został już wynajęty, przez stronę przeciwną. To dość złe wieści. Nie wiem nawet co o tym myśleć.
- Bardzo możliwe. Ale w takim razie będziemy musieli znaleźć jakieś inne rozwiązanie naszych problemów i spróbować w jakiś inny sposób dostać się do osób prowadzących śledztwo. Masz jeszcze jakieś inne kontakty? Tylko tym razem może odrobinę bardziej sprawdzone. - Dodał lekko ironicznym głosem. - Sam uruchomił bym swoje, ale większość z nich jest z poza Crei, a te które mam tutaj mogą okazać się nie wystarczające.
- Jeszcze jedna ważna rzecz. - Python spokojnie przerwał, uniwersalnym gestem dłoni prosząc by Antonius zwolnił na chwilę z tokiem rozumowania - Myślisz, że mógł cię powiązać z Ceylau’Moris?
- Ty mi go poleciłeś więc spodziewałem się, że jest bardziej sprawdzonym kontaktem, a wspomnienie mu o tym, że kiedyś już współpracował z Twoją rodziną wpłynie raczej pozytywnie na nasze stosunki. Więc tak, raczej na pewno mnie z Tobą powiązał.
- Jest sprawdzonym kontaktem. W tym problem. - młodszy arystokrata potarł podbródek - Teraz możemy założyć, że niemal na pewno go nie znajdziemy. Trzeba będzie postawić straż w stan podwyższonej gotowości… i wymyślić alternatywną metodę znalezienia śledczych. W międzyczasie zostanę zaproszony przez dom Sven, rozważam, czy powinienem się udać w takich okolicznościach. To jest bez ciebie.
- Skoro tak mówisz to jeszcze raz powinniśmy się zastanowić co mogło go podkusić do takiego zachowania. Rzeczywiście uważam, że przydałoby się wzmocnić ochronę posiadłości. Nad sposobem dostania się do śledczych jeszcze pomyślimy. A co do zaproszenia. Postawili warunek, że masz przybyć bez ochroniarza, czy może to Twój własny wybór? Ta rana na prawdę nie jest aż tak poważna więc nie musisz się obawiać o moje zdrowie. Chyba, że chodzi Ci o skuteczność mojej osoby w takim stanie? Gwarantuję Ci, że nie pogorszyła się ona aż tak byś musiał zastępować mnie chwilowo kimś innym.
- Cóż, to twoja decyzja. - uśmiechnął się Python, odstawiając kieliszek - Wizyta jako mój nieodłączny przyjaciel, gdy i jeśli w ogóle mnie zaproszą, czy bieganie po spelunach Dolnego Ula i popijanie plebejskich sikaczy za zawyżone ceny w szczurzych dziurach w badaniu sprawy Kehllera? Na co masz większą ochotę?
- Wydaje mi się, że jednak wolałbym udać się z Tobą. Zwłaszcza, że rodzina Sven, a także Ty jako osoba która im pomogła możecie być pod obserwacją tego mordercy. A o Kehllerze w Dolnym Ulu raczej i tak niewiele bym się dowiedział. Raczej jest profesjonalistą więc wydaje mi się, że umie zacierać za sobą ślady. Ach, właśnie, nie powiedziałeś mi jeszcze jak miewa się nasz ocalony od śmierci szlachcic. Po możliwości bycia zaproszonym do ich posiadłości wnioskuję, że raczej mu się polepszyło?
- Przeżył. To wszystko co nas interesuje w obecnej chwili. Chciałbym jeszcze, żeby był skłonny podzielić się rysopisem sprawcy. - młodszy mężczyzna przysunął sobie wyściełany atłasem taboret i usiadł na nim - Gdybyś był mordercą i twoja ofiara miałaby szanse ocaleć, jak działałbyś dalej? Wydaje mi się, że mam pewien pomysł, ale krok po kroku, ustami… zawodowca.
- Wydaje mi się, że postarałbym się jakoś do niej dotrzeć. Nie wiem, może przekupić służbę, lub starać się wykończyć ją w jakiś mniej bezpośredni sposób. Może trucizna? Choć istnieje też mała szansa, że morderca tym razem odpuści, choć raczej nie należy się tego spodziewać.
- Myślę, że to zależy na ile groźne jest dla niego że został widziany, i co z tego może wywnioskować świadek, lub ktokolwiek z kim ma kontakt. Lecz… czy miałby czas przez te kilka godzin, i możliwość, zlokalizować ofiarę w szpitalu? Chodzi mi jedynie o to, czy wie już, że jego ofiara znajduje się w siedzibie rodu Sven, czy po ucieczce nie był zajęty… - Python w środku gestykulacji rozłożył ręce i zrobił pauzę, szukając adekwatnej frazy -...czymkolwiek wy się zajmujecie po takiej ucieczce po nie wiadomo czy udanym zamachu.
- No cóż, grunt w tym by robotę wykonać tak aby nie było wątpliwości co do jej wyniku, ale nawet najlepszym zdarzają się wpadki. Ja w takiej sytuacji prawdopodobnie starałbym przyczaić się, zdobyć odpowiednie informacje, a następnie zaatakować ponownie w najdogodniejszym momencie, ale tu jeszcze dużo zależy od tego czy zamachowiec został przez Svena rozpoznany lub zapamiętany. Jeśli wystąpiła taka możliwość to wtedy taki zabójca jest już w sporym stopniu spalony, przynajmniej jeśli chodzi o dalsze ataki na ten sam cel. Nadal może próbować wykończyć swoją ofiarę, ale staje się to o wiele bardziej trudniejsze. Jeśli to jedna osoba to będzie miała teraz o wiele trudniej, natomiast jeśli to jakaś większa grupa to prawdopodobnie wyślą następnym razem kogoś innego.
- W takim razie pojedziemy razem, jeśli nas zaproszą… i weźmiemy ze sobą w gościnę kontyngent doborowych ochroniarzy aby okazać naszą drobną acz dobrą wolę we wsparciu bezpieczeństwa dla Svenów w tej chwili próby. Odpoczywaj. - to powiedziawszy, młody szlachcic wstał, od razu ruszając do drzwi - Zostawiam ci likier, i służkę do dyspozycji. Jeżeli byś czegokolwiek potrzebował… poślij po mnie.

* * *


“To może być niepowiązana sprawa. Wewnętrzne przepychanki Svenów, w środku trudnego czasu.” westchnął w duchu Python, przybywając do galerii wielkiego foyer rezydencji, robiącego wrażenie ogromu przez wysokość stropu, o niemal każdym calu pokrytym nie tylko arrasami, lecz też obrazami, płaskorzeźbami i freskami świadczącymi o tym, że gospodarz był mecenasem i miłośnikiem sztuk. Z galerii prawie niknącej w rzadkich na Crei barwach około złota i brązu, Python, w szatach domowych, przypominających raczej błękitny jak creański lód szlafrok przeszywany srebrną nicią spojrzał w dół na przybyłego emisariusza Svenów i ochroniarzy.
- Witajcie w moim domu. - odparł na kurtuazyjne powitanie emisariusza, schodząc do grupy po schodach, mijając kilku z ośmiu wiecznie przebywających w foyer nieruchomych strażników. Mundury w czerni wyszywanej czerwienią i z fioletowymi dodatkami nadawać im mogły wyglądu drogich teatralnych manekinów. Pomyślał przelotnie, jak bardzo nie zazdrości im służby, lecz jej warunki i wynagrodzenie były poza zasięgiem tak wielu z innych ochroniarzy, mających wyłącznie praktyczne wykształcenie, bez cienia ogłady.
- Pomyślałem, że jeśli nie byłby to nietakt i kłopot, mógłbym zabrać raptem kilku, a najprzedniejszych ze strażników mojego dobrobycia, gdyż mogliby się przydać w tych trudnych dla nas wszystkich godzinach. Jeśli tak, rzekłbym jedynie słowo i zaprosił w bardziej komfortową i gościnną część rezydencji na krótki czas, jaki zajmą mi przygotowania. - zakończył, taksując dokładnie wzrokiem wygląd tak osoby emisariusza, jak też ochroniarzy.
- Oczywiście, nie ma z tym problemu, Lordzie - odparł emisariusz. - Niemniej proszę też się nie obawiać, my także jesteśmy do Pańskiej dyspozycji. Rozumiemy oczywiście chęć zabrania ze sobą dodatkowych ludzi, co w tych czasach jest zaiste rozsądną decyzją i nie będziemy oponować.
- Doskonale zatem. Mój sługa zaprowadzi was do czytelni, salonu lub oranżerii, zgodnie z waszym życzeniem - skinął emisariuszowi głową, zarazem niebezpośrednio wydając polecenie majordomusowi, który poinformował go i przyprowadził do gości - A ja dopilnuję, by wasze oczekiwanie nie trwało dłużej, aniżeli to konieczne.
- Dobrze więc. Poczekamy w takim razie w salonie. Dziękujemy za zaproszenie. - emisariusz skłonił się Pythonowi, który po skinieniu głowy słudze odwrócił się i ruszył z powrotem po schodach ku swoim komnatom, by przygotować siebie i pozostałych na wizytę.
 
-2- jest offline  
Stary 16-12-2013, 01:49   #18
 
Lavolten's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavolten nie jest za bardzo znanyLavolten nie jest za bardzo znanyLavolten nie jest za bardzo znanyLavolten nie jest za bardzo znany
Antonius Avaretto

Antonius przez ułamek sekundy wpatrywał się ze zdziwieniem w Kehllera, po czym pamiętając wydarzenia wczorajszego dnia ustawił się w pozycji dającej mu największe szanse w razie ewentualnej walki i położył dłoń na pistolecie, tak by móc go w każdej chwili błyskawicznie wyciągnąć. Nie wyjął broni od razu tylko dlatego, że Kehller również tego nie uczynił, a poza tym coś podpowiadało mu, że tym razem mężczyzna ma odrobinę inne podejście do sprawy. Nie tracił jednak czujności i w każdej chwili był gotów do błyskawicznego użycia pistoletu.
- Również mam takie wrażenie. - Odpowiedział chłodno. - Przyszedłeś tutaj je kontynuować, czy może raczej z jakiegoś innego powodu? - Zapytał podejrzliwie.
- Musisz zrozumieć moją podejrzliwość. Prosisz o jedno, ale nie podajesz powodu swojej prośby. - przymrużył oczy. - Do tego zabiłeś mojego… kompana.
- Nawet w takiej sytuacji mogłeś po prostu odmówić współpracy. Tak jak mówiłem, grożenie komuś bronią nie jest najlepszym sposobem na dobry interes. A co Ty informatorze zrobiłbyś na moim miejscu?
- Powiedziałbym, jeżeli zależałoby mi na załatwieniu tej sprawy albo nie szukał i chlapał jęzorem, jeżeli nie byłbym pewien czy mogę uiścić opłatę.
- Są sprawy których nie załatwia się za wszelką cenę, a opłatę którą zwykle przyjmują tacy jak Ty byłem w stanie uiścić. Nikt mnie nie zawiadomił, że pod tym względem Twoje preferencje różnią się od tych ogólnie przyjętych.
- Poszukujesz kontaktu z ludźmi odpowiedzialnymi za śledztwo - mruknął Kehller. - Dlaczego więc twój pracodawca sam nie pójdzie do Arbites czy policji planetarnej?
- Dobre pytanie. Mimo wszystko jednak oni nie są zbyt skorzy do dzielenia się informacjami w tej sprawie, zwłaszcza ze szlachtą. Dlatego właśnie potrzeba nam było kogoś kto dzięki odpowiednim możliwościom załatwi takie spotkanie.
Kehller milczał przez chwilę zanim odezwał się znowu.
- Ile?
- Wystarczająco wiele by pokryć wszelkie koszty związane z załatwieniem spotkania, zapewnić Ci całkiem ładną sumkę na własne potrzeby oraz… wystarczyć na najęcie nowego kompana. - Odpowiedział z dość ironicznym tonem w głosie. - Zapewniam Cię, że Ceylau’Moris nie brakuje pieniędzy.
Mężczyzna zastanowił się.
- Musisz mi jednak podać trochę więcej szczegółów, żebym sam wiedział co przekazać odpowiednim osobom.
- Powiedz im, że komuś bardzo zależy na udziale w tym śledztwie i wiele mogą zyskać na udzieleniu nam o nim dokładniejszych informacji. Będziemy potrzebowali spotkać się ze śledczymi by wspólnie omówić szczegóły. I najlepiej niech spotkanie odbędzie się na jakimś neutralnym terenie. To w końcu obrońcy prawa, oni nie muszą przeprowadzać spotkań w jakichś ciemnych zakamarkach. - Tu spojrzał znacząco na Kehllera. - Nie obraź się, ale nie ufam Ci dostatecznie by po raz kolejny wplątywać się w łażenie samotnie po jakichś slumsach.
- Dobrze, dobrze… Postaram się ustalić lepsze miejsce. Kogo mam “reprezentować” w załatwianiu sprawy ze śledczymi? Kogo konkretnie?
- Rodzine Ceylau’Moris oczywiście. Jeśli będą pytać z kim dokładnie to powiedz, że dowiedzą się już w trakcie spotkania.
- Nie sądzę, aby to ich zadwoliło. Nie chcą marnować czasu na spotkanie z kimś, kto nie będzie wart ich uwagi - odparł lekko znużony Kehller. - Mogą nie przystać na nie.
Antonius westchnął lekko. - Dobrze. Jeśli po usłyszeniu samego nazwiska nie zgodzą się na spotkanie przekaż im, że zainteresowanym jest Python Ceylau’Moris, młody dziedzic rodu. Powiedz im również, że nie pożałują jeśli będą z nami współpracować.
- To już coś - zgodził się Kehller. - Mamy od czego zacząć. Rozumiem, że mam was szukać w rezydencji Caylau’Moris?
- Tak. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że właśnie tam rezydujemy. - Wyrzekł szampierz.
- Niech i tak będzie. Spróbuję uruchomić moje kontakty i zobaczymy co z tego wyjdzie.
Antonius zamyślił się na chwilę po czym odpowiedział.
- Mam nadzieję, że tym razem współpraca ułoży nam się lepiej niż ostatnio. Powodzenia. Wiesz gdzie nas szukać.
- Tobie również powodzenia - dodał enigmatycznie mężczyzna i ruszył uliczką, z której się wyłonił.
Szampierz patrzył jeszcze chwilę za odchodzącym, po czym targany mieszanymi uczuciami, ruszył powoli w stronę rezydencji. Będzie musiał dokładnie przemyśleć i zaplanować kilka spraw w najbliższym czasie, tego był pewien.
 
Lavolten jest offline  
Stary 17-12-2013, 02:16   #19
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Wmówiono nam, że jest święta. Wmówiono, że działa dla dobra Imperium, dla dobra nas wszystkich, walcząc z wrogiem, którego nawet możemy nie dostrzegać.




Sybilla Hoeren
14 Esper 15 godzina

Aslader zaprowadził ją poprzez kręte uliczki, sobie tylko znanymi skrótami w kierunku dolnych partii Ula. Im bardziej zbliżali się do tej biedniejszej części Crei, tym bardziej widoczny stawał się kontrast pomiędzy tym, co Sybil widziała w Górnym Ulu, w którym na razie pomieszkiwała a rzeczywistością Dolnego Ula.
Zapchane ulice zdawały się żyć własnym życiem. Psykerka przeciskała się przez tłumy płynące falą przez siebie. Co chwila traciła z oczu dość niepozornego Asladera, ale ku jej uldze to on miał teraz na nią oko i nie pozwalał, aby ten ludzki potok zabrał ją daleko od niego. Raz miała wrażenie, że ktoś specjalnie na nią wpadł, aby móc obszukać, ale szybko opatuliła się tylko szczelniej płaszczem i ruszyła dalej za swoim przewodnikiem. Kilkukrotnie potykała się o ukruszony chodnik, którym powinno się dawno zająć, ale kto interesował się potrzebami tej części Ula? Zupełnie, jakby zapomnienie o niej i ludziach ją zamieszkujących miało sprawić, że problem zniknie.
A problem tylko się nawarstwiał i było to widoczne na pierwszy rzut oka.
W pewnym momencie poczuła szarpnięcie za ramię i odciągnięcie pod ścianę budynku. Kiedy spojrzała w tamtą stronę zobaczyła mężczyznę o jasnobrązowych włosach i pożerającym ją spojrzeniu piwnych oczu. Jego ubranie było dość znoszone i wytarte. Kobieta zastanawiała się czy wciąż zapewniało ono tyle ciepła co za jego dni świetności.
- Chcesz zarobić mała? Akurat mam trochę wolnej gotówki... - odezwał się lustrując wzrokiem całą Sybil.
Zanim jednak psykerka zdążyła zareagować poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu i usłyszała spokojny głos Asladera.
- Kochanie, chodźmy już. Mamy jeszcze sporo do załatwienia.
Natręt skrzywił się, ale puścił Sybil przez chwilę jeszcze serwując stojącemu za kobietą Asladerowi twarde spojrzenie, najpewniej takie, które miało zastraszyć mężczyznę, ale widząc, że nic nie wskóra odsunął się i zniknął w tłumie. Psykerka spojrzała na przewodnika, który skinął jej głową i dał znak, aby trzymała się blisko, po czym pociągnął ją za sobą.

***

Sybil z ulgą przyjęła dotarcie do obskurnego kompleksu mieszkalnego, w którym mieściła się miejscówka Asladera. Cały budynek już dawno nadawał się do remontu, ale wątpiła, aby ktokolwiek chociażby marzył o czymś takim. Ogrzewanie tego budynku było minimalne, ale w końcu zawsze lepsze od tego, co oczekiwało na zewnątrz... Miejsce to przywodziło jej na myśl ogromny grobowiec, nie tylko swą temperaturą, ale także betonowymi, szarym i ukruszonymi w wielu miejscach ścianami. Zapomniany.
Idąc piętrem, na którym znajdowała się tymczasowa baza członka świty Visiusa Morene zobaczyli grupkę dzieci bawiących się na korytarzu, nie robiących sobie niczego z przechodzących przez ich "plac zabaw". Bawiły się w układanie w jedną całość kolorowych szkiełek rozsypanych na podłodze, na zmianę próbując dołożyć do tej układanki kolejny fragment. Nowo przybyli nie interesowali ich ani odrobinę.
Zmieniło się to, kiedy Sybil z Asladerem podeszli bliżej.
Dzieci, mające nie więcej jak dziewięć lat, uniosły wzrok na nich, po czym rzuciły po sobie szybkie spojrzenia. Blond włosy chłopiec wstał w klęczek i podszedł do nich odchodząc poza zasięg słuchu znajomych.
- Nowa osoba, nowa opłata - odezwał się twardo, co stanowiło dość komiczny obrazek.
- A zrobiłeś to, o co cię prosiłem? - zapytał cicho w odpowiedzi Aslader.
- Oczywiście - odparł dumnie chłopiec.
Aslader poczochrał go po włosach i włożył mu dyskretnie w dłoń trzy monety.
- To za moją towarzyszkę i grzeczność, jaką mi uczyniłeś.
Chłopiec uśmiechnął się szeroko i wrócił do towarzyszy zabawy przepuszczając ich oboje. Aslader skierował się do drzwi znajdujących się na końcu korytarza, które otworzył prostym kluczem. Przepuścił Sybil pierwszą, po czym sam wszedł zamykając za sobą drzwi na dwa zamki i łańcuch. Ostrożność, która nie była niczym dziwnym w takiej okolicy.
Psykerka znalazła się w niewielkim pokoiku, do którego dochodziło tylko mizerne światło poprzez zasłony w oknach. Aslader podszedł do stojącego na środku, niewielkiego stołu i zapalił znajdującą się na nim lampkę. Oczom Sybil ukazało się pomieszczenie w całej swej świetności, chociaż owa świetność była dość mizerna. Prócz owego stołu i trzech krzeseł do niego zobaczyła jeszcze podniszczoną, brunatną kanapę, szafę i gablotę pełną papierów. Na pożółkłych ścianach wisiały dwie puste ramy po obrazach, które, sądząc po stanie ram, zostały po prostu z nich wycięte.
Aslader zdjął grube ubranie i rzucił je na jedno z krzeseł, po czym podszedł do gabloty i otwierając ją zapytał:
- Możemy zaczynać?

15 Esper, 1 godzina

- Wreszcie. Ile można na ciebie czekać?
Sybil stała z Asladerem w ciemnym, rozległym pomieszczeniu magazynu oświetlonym jedyni bladymi światłami uczepionymi jego ścian. Wokół nich piętrzyły się skrzynie i kontenery o nieznanej zawartości. Nie dość, że było tu nieprzyjemnie z powodu małej ilości światła, to jeszcze w środku panował ziąb.
Sama sytuacja była jeszcze oddzielną kwestią.
Aslader zabrał ją na spotkanie z ludźmi, którzy mogli im dać dostęp do miejsca, które tak ich interesowało. Mogło być to nic, ale członek świty Visiusa Morene miał przeczucie, że jednak jest większy powód, z powodu którego woli się milczeć o tym miejscu. Można by się dziwić, czemu służby planetarne nie zainteresowały się nim jeszcze… ale czy wystarczyłoby im życia, gdyby mieli sprawdzać każde unikanie miejsce w odmętach Dolnego Ula?
Teraz oboje stali naprzeciw rosłego mężczyzny o krótkich, jasnobrązowych włosach i szorstkim zaroście, który od samego początku, jak tylko się pojawili uważnie obserwował Sybillę, mniejszą uwagę poświęcając Asladerowi. Z drugiej strony towarzysza psykerki miało na oku czterech mężczyzn przy broni, najwyraźniej ochroniarzy tego, który odezwał się do Asladera. Zachowywali się, jakby w każdej chwili oczekiwali kłopotów.
Jak Aslader mógł być tak spokojny?
- Ważne, że robota została dobrze wykonana - odparł Aslader. - Jak zwykle.
- Czyżby? - mruknął mężczyzna i przeniósł spojrzenie na Sybil. - A kim ona jest?
Aslader nawet nie spojrzał na psykerkę. Ćwiczyli to wiele razy przed udaniem się do magazynów. On oficjalnie nazywał Cador Nilen, chociaż wątpił, żeby ci, z którymi się kontaktował traktowali poważnie to miano. Dał Sybil wolność w wymyśleniu swojego pseudonimu, tak na wszeki wypadek, jak i pomógł jej w lekkim makijażu, mającym dopomóc dochować jej anonimowości. Zdobył dla niej także ubrania, które bardziej swoim krojem i stanem pasowały do osób z Dolnego Ula. Ustalili, że będzie jego wspólniczką, zajmującą się pomocą w zdobywaniu informacji i służeniu za “oko” na wszystko, co interesuje pracodawcę. Czasami Aslader także zajmował się zdobywaniem rzeczy, które z jakiegoś powodu płacący za zlecenie uznawał za należące już do niego.
I chyba tak było w tym wypadku, zrozumiała Sybil, jako że Aslader zabrał ze sobą pudełko, które widziała przy pierwszym spotkaniu z nim, zawinięte w szarą tkaninę.



Gnaeus Naevius
14 Esper,15 godzina

Gnaeus patrzył na stojącą na stoliku misę, której wnętrze pokrywały symbole o nieznanym znaczeniu. Mógł czuć się zirytowany całą sprawą. Możliwe, że miał tak blisko siebie całe rozwiązanie sprawy. Mogło mu się śmiać wprost w oczy z dna misy, a on nie potrafił nic z tym zrobić. Potrzebował kogoś, kto byłby w stanie odczytać te znaki… oczywiście o ile miały one jakiś swój ukryty sens. Równie dobrze ten, kto to zrobił, mógł podrzucić fałszywkę tylko po to, aby zmylić przeciwnika. Gnaeus krążył na ślepo, ale to było wszystko, co mu pozostawało, szczególnie, że nigdzie nie mógł znaleźć ani Sybilli, ani Deverona.
Ale może była nadzieja...
Tuż po wyjściu Amandeusa akta Arbites przybyły... ale nie tego spodziewał się Gnaeus.
Otrzymał wyraźnie ocenzurowaną wersję, w której szczegóły, jak chociażby nazwiska, były skreślone na czarno tak, że niemożliwe było ich odczytanie. Na swój sposób przypominało to walkę z misą, która nie chciała za nic wyjawić swoich sekretów i tak najwyraźniej też było z Arbites. Gnaeus nie wiedział czy powinien winić za to Kathana, czy może jego przełożonych… ale czy to ma jakieś znaczenie? Na razie jednak zagłębił się w lekturę, a ta sama w sobie, nawet ocenzurowana, była interesująca...

14 Esper, 19 godzina

Ocenzurowane akta pozbawione były nazwisk, części nazw miejsc i niektórych godzin. Wciąż jednak oferowały historię, a to było ważne. O resztę Gnaeus mógł przecież upomnieć się w najbliższym czasie, prawda?
Liczyły się fakty.
Pierwsze, doczepione do akt, były zapiski funkcjonariuszy policji planetarnej, jako że ona pierwsza dotarła na miejsce. Visius Morene został znaleziony nad ranem (dokładna godzina wykreślona) w jednym z zaułków Dolnego Ula (tutaj szczęśliwie miejsce zostało dokładnie określone i pozostawione niezmienione, może przez przeoczenie?). Odnalazł ciało i zawiadomił służby policyjne Resned (nazwisko wykreślone) mieszkający w okolicy przy (adres wykreślony). Zdecydował się on na powiadomienie odpowiednich służb dlatego, że zobaczył zerwany z łańcuszka i leżący w dłoni Visiusa symbol Inkwizycyjny.
Długo jednak policja nie miała wpływu na śledztwo.
Bardzo szybko na miejscu pojawili się funkcjonariusze Adeptus Arbites pod dowództwem podkomisarza Kathana Svena (nazwisko pozostawione?) i przejęli dochodzenie. Ustalono, że ciało Visiusa nie było nigdzie przenoszone, więc zginął on w tamtym zaułku. Na miejscu znaleziono kilka dowodów opisanych jedynie numerami, bez wdawania się w szczegóły, odsyłając do następnych stron. Prócz tego spisano zeznania od świadka o imieniu Resned, który twierdził jakoby widział mężczyznę pośpiesznie oddalającą się z miejsca. Oczywiście mogła to być osoba kompletnie niepowiązana ze zbrodnią, a jedynie nie czująca się w potrzebie informowania kogokolwiek o znalezisku, czego nie można było mieć za złe. Nikt nie chce tak naprawdę zostać wciągnięty w tą całą maszynerię urzędniczo-policyjną, szczególnie jeżeli miałby możliwość przewinięcia się w dochodzeniu Arbites.
W tym momencie było odwołanie do załączonego portretu pamięciowego i do krótkiego, spartańskiego opisu:
“Mężczyzna około trzydziestu lat, wysoki (1,70m - 1,80m), dość szczupły, o jasnym zaroście i równie jasnych blond włosach. Ubrany w gruby płaszcz nieprzemakalny, w kolorze czarnym.”
Tutaj kończyła się sprawa świadka, ale czy naprawdę nie było więcej w aktach, czego Gnaeus nie otrzmał?
Następnie doszło do wspomnianych dowodów, ale nie mówiły one wiele. Początkowo skryba czuł się zagubiony wśród zbioru liczb, które były oznaczeniem dowodów, jednak ku jego uldze szybko wyjaśniło się czym owe dowody są i o dziwo nie było to utajnione.
Wśród nich znalazł się zakrwawiony kawałek tkaniny, z której jest zrobiona większość płaszczy Crei klasy średniej w czarnym kolorze. Kawałek był zakrwawiony i wyraźnie oderwany od reszty. Płaszcz Visiusa nie doznał takiego ubytku. Kolejnym z dowodów była porcelanowa gwiazda porzucona przy ciele, ale nie ona stanowiła główną atrakcję programu. To trzeci z dowodów przykuł uwagę Gnaeusa. Nieopodal miejsca zbrodni znaleziono zakrwawiony sztylet (dołączono do opisu tego dowodu szkic broni).
Następne strony traktowały o sekcji zwłok Visiusa Morene, którą przeprowadzał bezimienny (bo wykreślony) koroner. Pomiędzy specjalistycznym, medycznym żargonem Gnaeus zrozumiał, że Inkwizytor zginął na wskutek rozległych ran kłutych, chociaż część z nich została zadana już po jego śmierci. Godne zauważenia był fakt, iż pośmiertnie Visius został rozcięty, a jego wnętrzności naruszone, przemieszczone jak w jakiejś makabrycznej układance. Na końcu Gnaeus przeczytał, że identyfikację przeprowadził nikt inny, jak Kathan Sven.
Skryba zdążył odłożyć na chwilę akta, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Jak tylko je otworzył stanął twarzą w twarz z młodym sługą, który podał mu zapieczętowaną kopertę.
- Przyniósł ją dla pana posłaniec - wyjaśnił. - Nie chciał wejść na górę.
Kiedy Gnaeus rozerwał pieczęć wyjął niewielką kartkę z zapisanymi słowami:
“Aman. Tłumacz. Świątynia Zwycięskiego Imperatora. Sororitas. Deus.”



Python Ceylau’Moris, Antonius Avaretto
14 Esper, 13 godzina

Ostatnie wydarzenia wprowadziły zamęt w życiu jak i Pythona, jak i Antoniusa. Obaj zostali wrzuceni w sam środek próby zabójstwa innego szlachcica i obaj dzięki trzeźwości umysłu wybronili go od śmierci. Czyniąc to chyba żaden z nich nie spodziewał się, iż ta sprawa obejdzie się bez dalszych wydarzeń, jednak Python wiązał z tym swoje nadzieje. Niepewne oczywiście było jak wielka będzie wdzięczność Sven, a najbardziej samego Corneliusa, ale szansa, że wyjdzie im ten gest na dobre była ogromna.
Nie było to jednak jedyne wydarzenie godne ich uwagi, o czym na własnej skórze przekonał się Antonius.
Kehller… Dlaczego tak się zachował, skoro Python miał w niego wiarę? Co poszło nie tak? Teraz wrócił dokończyć interesy z Caylau’Moris, nawet po tym wszystkim, co stało się z jego udziałem, a realnie zagroziło Antoniusowi. Niemniej wyglądało na to, jakby informator po przemyśleniu wszystkich za i przeciw wybrał drogę pieniądza i to idąc za jego tropem postanowił zmienić swoje podejście do sprawy. Tak naprawdę wyglądało na to, że wszystko teraz powinno zacząć toczyć się po myśli Pythona. Kiedy tylko otrzymają możliwość skontaktowania się z osoba odpowiedzialnymi za prowadzenie śledztwa w sprawie ostatnich zabójstw będą mogli ruszyć naprzód. Oczywiście nikt nie mógł zagwarantować, nawet Kehller mający znajomości, że śledczy zgodzą się na ich udział w dochodzeniu. Kim w sumie byli? Szlachcic i jego ochroniarz? Czy mieli cokolwiek do zaoferowania? A raczej czy mieli cokolwiek wartego uwagi do zaoferowania? Python posiadał pieniądze, ale wątpliwe było, aby potrzebowali ich, finansowani z zewnątrz. Nie mieli także doświadczenia w dochodzeniach, a czy pewne znajomości będą wystarczające?
Antonius został poproszony przez Pythona o udanie się z nim do posiadłości Sven, do której został zaproszony. Oddzielnego zaproszenia nie wystawiono szampierzowi, ale nie było co się dziwić. Rody szlacheckie mają jednak swoje… standardy, jakkolwiek nie brzmiałoby to okrutnie. Niemniej Python był prawie pewien, że Antoniusa też dotyczy to zaproszenie, jako jednego z wybawców.
Wszystko i tak rozwiąże się na miejscu.
Sven nie pożałowali Pythonowi obstawy wysyłając trzech ochroniarzy mających ochraniać zdrowie i życie dziedzica. Mimo tego Python zabrał ze sobą prócz Antoniusa kilku zaufanych, własnych ochroniarzy, jako że w tych czasach niczego nie można byłoby mieć mniej pewnego, niż własnego bezpieczeństwa. Wysłannik Sven nie oponował przeciw temu pomysłowi. Zapewne był nawet z niego zadowolony, jako że teraz odpowiedzialność za bezpieczeństwo nie spoczywała jedynie na rodzinie Sven, tylko dzieliła się pomiędzy nią a Ceylau’Moris, więc w razie kłopotów nie tylko na nich spadnie odpowiedzialność. Czego można było chcieć więcej w takiej sytuacji?

***

Do rezydencji zostali przewiezieni samochodami, z czego ten, którym jechał Python opływał w luksusy, jakby był stworzony z myślą o przewożeniu osób szlachetnie urodzonych, dbający o ich potrzeby. Sven nie mieli zamiaru dać powodów swojemu gościowi z Ceylau’Moris do stwierdzenia, że ich dom niedostatecznie zadbał o jego wygody. Mogło to być wykonane aż do przesady, ale nie było to coś, na co Python miał zamiar narzekać.
W końcu dotarli…
Ich oczom ukazała się wielka rezydencja, większa od tej, jaką posiadał ród Ceylau’Moris. Budowla była cała biała jedynie z jasnoniebieskimi zdobieniami, aż wydawała się być zrobiona w całości ze śniegu. Co było godne zauważenia to fakt, że samego śniegu na niej znajdowało się niewiele. Mogło to oznaczać, że ściany i dach były ogrzewane, jako że regularne odśnieżanie byłoby problematyczne. Wokół domu rozpościerał się ogród, ale jak wszystkie takie ogrody na Crei, oferował on niewiele gatunków roślin do oglądania. Szlachetne rody Crei podłapały pomysł z ogrodami od rodów, których planety posiadały bardziej przyjazny zieleni klimat. Rośliny można było jedynie zobaczyć w miejscach osłoniętych przez ustawione, drewniane, niskie zadaszenia. Python i Antonius zobaczyli tam bladą zimową trawę, białe Karyki o długich płatkach i drobne, niebieskie Znaje. Wydawało się, jakby kolorystyką tego rodu, skrupulatnie pielęgnowaną, był biały i niebieski.
Kiedy tylko weszli do środka rezydencji prawie od progu przywitała ich blond włosa Ava. Skłoniła nieznacznie głowę i odezwała się:
- Cieszę się, że przyjąłeś lordzie zaproszenie mojego brata. Proszę, rozdziejcie się i rozgośćcie.
Ochroniarzom Pythona zaoferowano jeden z pokoi gościnnych, gdzie mogli odpocząć i wypić coś rozgrzewającego. Ava zapytała o drugą osobę, która pomogła jej bratu, więc wskazany został jej Antonius. Okazało się, że Cornelius zaprasza do siebie nie tylko Pythona, ale także drugiego z wybawców.
Dom był równie biały wewnątrz co z zewnątrz. Niebieskie motywy wciąż tu obowiązywały, ale dla przełamania monotonii pojawiało się też złoto, purpura i czerwień. W głównym holu zaś wisiał zawieszony sporych rozmiarów herb rodowy- biała pantera z błękitnymi ślepiami, do której najpewniej dopasowany był cały wystrój.
Obaj mężczyźni zostali poprowadzeni przez Avę schodami w górę i dalej jednym z szerokich korytarzy, w jaki piętro się rozwidlało. Tutaj ponownie została przełamana monotonia. Dolna połowa ścian w korytarzu obłożona była drewnianą boazerią, zaś górna pomalowana była purpurową farbą. Ową ścianę zdobiły ustawione w rzędzie portrety, najpewniej ważnych członków rodziny, których jednak Python zupełnie nie kojarzył. Jasne światła sprawiały, że pomimo, iż korytarz był urządzony w dość ciemnej kolorystyce, to jednak nie było tego tak odczuwać.
Ava zatrzymała się przy jednych z drzwi odchodzących w bok i zapukała, po czym nie czekając na odpowiedź uchyliła drzwi i skinęła głową.
- Proszę. Drzwi po prawo. - odezwała się do Pythona i Antoniusa, po czym przepuściła gości do środka.
Obaj mężczyźni znaleźli się w sporych rozmiarów gabinecie, którego ściany tak jak korytarza obłożone były drewnianą boazerią. Tutaj jednak, co od razu rzuciło się w oczy, jedynymi obrazami jakie wisiały były przedstawienia różnych pejzaży, bynajmniej nie creańskiego klimatu. W pomieszczeniu znajdował sie medyk, który przeglądał jakieś papiery, najpewniej wyniki badań. Na widok gości skłonił się im, ale nie niepokoił ich w żaden sposób. Kiedy przeszli przez wskazane przez Avę drzwi znaleźli się w prywatnej części pokoi. Wielkie łoże zajmowało większą część pokoju, resztę zaś zagospodarowano na szafy. Na łóżku leżał nikt inny jak Cornelius. Blady i wymęczony, ale żywy. Jego jasnobrązowe włosy były starannie ułożone, ale spojrzenie piwnych oczu zdradzało zmęczenie właściciela. Podpięty był on do aparatury monitorującej jego stan, stojącej obok łóżka. Na widok Antoniusa i Pythona uśmiechnął się szeroko.
- Moi przyjaciele. - powitał ich. - Cieszę się, że przyjęliście zaproszenie. Chcecie się czegoś napić?
Ava weszła za nimi do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.



Marcus Triarius
14 Esper 17 godzina

Marcus przeglądał jeszcze raz otrzymane dokumenty w poszukiwaniu jakiejś wskazówki, która dopomogłaby mu w rozwiązaniu tej zagadki. Niestety najwyraźniej reguły gry uległy zmianie poprzez śmierć sierżanta Lascasa. Czy była ona w ogóle powiązana z dochodzeniem, do jakiego został przydzielony Marcus? Mogła być zupełnie oddzielną sprawą, którą nie powinien sobie zawracać głowy, ale mogła także być ściśle związana z nielegalną sprzedażą broni… Pytanie tylko: w co on sam wierzył?
Kiedy wracał z Grevoirem samochodem do kompleksu i opowiadał mu o swoich działaniach, w pewnym momencie oficer Tanmares przerwał mu i wtrącił niepokojące wciąż Marcusa zdanie, którego sensu nie był skory wyjaśniać.
“Pamiętaj, że jesteś oficjalnym śledczym z ramienia Caesery.”
Marcus obawiał się, że zrozumiał dobrze te słowa. Czy jeżeli jest oficjalnym śledczym reprezentującym sprawy Romanusa to także sprawa zabójstwa powinna go dotyczyć? Czy tym prostym zabiegiem Grevoir wplątał go i w to śledztwo?
Czy on kiedykolwiek wróci do domu?
Z drugiej strony czy nie powinien podjąć się sam wzięcia udziału wtym dochodzeniu? W końcu chodziło o jednego z Legionistów, a kto, jak nie on, mógł lepiej dbać o interesy Caesaerian?
Na razie jednak musiał skupić się na jednej sprawie.
Dopiero co powrócił z rozmowy z Legionistami oddziału, do którego przynależeli trzej oskarżeni i ich zamordowany sierżant. Ku swemu niezadowoleniu nie dowiedział się od nich zbyt wiele. Z tego co wiedział, to i tak byli przy nim rozmowni, bo śledczy z Crei niczego od nich dowiedzieć się nie mogli. Nikt nie wiedział, gdzie Lascas się udał dnia swojej śmierci, a ostatni raz go widzieli na treningu. Był jak zwykle niezadowolony z pogody, ale to było normalne. Zawsze narzekał na Creę. Zaprzeczyli jakoby kwatermistrz miał oferować jakieś przysługi względem żołnierzy. Czy była to prawda, czy może kolejne kłamstwo sklejone naprędce? Tak czy inaczej Marcus szybko się zorientował, że nie wyciągnie w ten sposób z nich czegoś więcej. Może gdyby nie rozmawiał z nimi w grupie…
O Lideelu i Mariterze dowiedział się niewiele więcej. Savius był wciąż dzieciakiem i tak go traktowano w oddziale. Nie miał najlepszych not, ale starał się jak tylko mógł. Był dość zamknięty w sobie i brakowało mu pewności siebie, ale Legioniści mieli o nim dobre mniemanie. Inaczej mówili o Asnerusie. Nie pałali do niego sympatią, ale najwyraźniej ze wzajemnością. Ponoć powodem tego była jego nieumiejętność współpracy w grupie i dogadania się z członkami oddziału. Nikogo by nie zdziwiło, jeżeli okazałby się winny stawianych mu zarzutów i najpewniej tak samo nikogo nie zasmuciłoby to.Co zaś Nidusa się tyczy…
Tu było ciekawiej.
Nie można powiedzieć, żeby go nie lubili. Mieli raczej na jego temat mieszane uczucia. Został przyłączony do ich oddziału niedawno, dopiero na Crei i początkowo wydawał się być wzorowym żołnierzem i dość poprawnym kompanem. Nie minęło jednak dużo czasu zanim zaczęły się z nim problemy od momentu, gdy pierwszy raz został złapany pod wpływem alkoholu w koszarach. Od tego czasu dość regularnie były podejrzenia, że pije i Lascas miał tego dosyć. Ponoć chodziły słuchy, że sierżant ma zamiar zrobić z tym porządek, co zapewne oznaczałoby dyscyplinarne wydalenie z oddziału. Plotki głosiły także, że Corves już raz został wydalony i przez to zesłany na Creę, by dołączyć do tego oddziału.
Sprawy komplikowały się.
Marcus przetarł oczy i wstał z krzesła zgarniając najpotrzebniejsze dokumenty do torby. Pora na konfrontację…

***

Jasnowłosy, o creańskiej urodzie Corves Nidus siedział znużony przy stole w sali przesłuchań. Kiedy Marcus wszedł wstał on i wykonał caeseriański salut, chociaż Triarius zobaczył w nim więcej przyzwyczajenia, niż prawdziwej chęci wykonania gestu. Usiadł na krześle i spojrzał uważnie na śledczego.
- Czemu tu jestem? - zapytał znudzonym głosem. - Powiedziałem wszystko.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 18-12-2013 o 23:38.
Zell jest offline  
Stary 05-01-2014, 21:44   #20
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Gnaeus Naevius
- Proście a będzie wam dane - mruknął wpatrując się w kartkę, zupełnie jakby spodziewał się że w tych dwóch linijkach tekstu odkryje tożsamość i intencje nadawcy. Po chwili, najwyraźniej zdenerwowany własną opieszałością, zerwał się z miejsca i zaczął gorączkowe przygotowania. Szybko przerzucił zalegające stolik papiery, wydobył z ukrycia artefakt i zapiął na pasie kaburę pistoletu. Płaszcz dopinał już w drodze, pod pachą ściskając niewielkie pudło wyściełane szmatami w którym umieścił drogocenną misę. Po drodze wsunął jeszcze przez szparę pod drzwiami Psykerki kopertę z tajemniczą wiadomością, stroną raportu z adresem miejsca zbrodni i prośbą o kontakt od siebie. Wsiadając do pojazdu mającego go zabrać do świątyni zastanawiał się jeszcze czy pozostali mieli więcej szczęścia w dotychczasowym dochodzeniu.
Ruszyli w kierunku Świątyni Zwycięskiego Imperatora. Na całe szczęście znajdowała się ona w Dolnym Ulu, więc droga nie była daleka, jak i nie musieli się zagłębiać w niepewne uliczki Dolnych partii Ula. Przynajmniej tyle dobrego...
Zatrzymali się w końcu przed wielką świątynią, która wyglądała jakby świętowała właśnie swoje dni świetności. Zbudowana w połyskliwego, czarnego kamienia, ozdobiona złotymi ornamentami i płaskorzeźbami przedstawiającymi świętych. Tuż za bramą stał sporych rozmiarów złocony posąg Imperatora, stojącego dumnie, wspartego na mieczu. Jego oczy zdawały się spoglądać na śmiertelnych, którzy zmierzali w kierunku świątyni. Spoglądać wprost w ich dusze.
Imperator wiedział, kto wita w jego progi.
Gnaeus wszedł do środka nie niepokojony przez nikogo. Jego oczom ukazała się ogromna nawa główna oddzielona od naw bocznych rzędami kolumn, a z przodu majaczyło wzniesienie, z którego kapłan wygłaszał swoje kazania. To przytłaczające pomieszczenie wyłożone było czarnym marmurem, podobnie jak z zewnątrz ozdobione złotymi ornamentami. Tutaj jednak artyści mogli sobie pozwolić na więcej, jako że ściany po obu stronach były udekorowane wieloma freskami przedstawiającymi czyny Imperatora, jak i świętych. Wielu z tych osób Gnaeus nie rozpoznawał, ale wiedział, że w różnych systemach czci się różnych świętych, a Tyestus należał do tych bardzo nastawionych na niezależność w tej kwestii.
Skryba powoli szedł w stronę wzniesienia dla kapłana, które jako jedyne w tej świątyni zbudowane było z białego marmuru i wznosiło się wysoko, aby zgromadzeni mogli widzieć osobę znajdującą się na nim. Co zauważył Gnaeus w całej nawie nie było ani jednej ławki, co oznaczało, że wierni musieli całą mszę stać. Drugą rzeczą, z jakiej zdał sobie sprawę akolita była temperatura. Świątynia oczywiście była ocieplana, ale nie na tyle, aby wiernym było komfortowo ciepło.
Skryba usłyszał odgłos kroków i spojrzał w stronę, z której ten dochodził. Zobaczył zbliżającego się ku niemu młodego mężczyznę w habicie. Kiedy zbliżył się on do Gnaeusa odezwał się spokojnym głosem:
- Łaska Imperatora jest z tymi, którzy się na nią otwierają. - skinął głową Gnaeusowi. - Poszukujesz jej?
- Jak każdy pokorny sługa Złotego Tronu - odparł z powagą - Wybacz bezpośredniość bracie, ale poszukuję pomocy w przetłumaczeniu starożytnego tekstu w nieznanym języku. Mam powody przypuszczać iż w murach tej świątyni znajdę kogoś kto będzie mi w stanie pomóc.
Mężczyzna przez chwilę się wahał, jakby trochę zaskoczony, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Niezwłocznie jednak przywołał na swoje oblicze uprzejmy uśmiech.
- To… możliwe. Proszę mi wybaczyć, ale chciałbym wiedzieć kim jest ten, który takiej pomocy poszukuje i… skąd posiadł wiedzę kogo może się tu spodziewać,
- Wybacz proszę to niedopatrzenie z mojej strony - Skryba niezdarnie sięgnął do wewnętrznej kieszeni, jednocześnie starając się nie upuścić drogocennego pakunku - Jestem Akolita Gnaeus Naevius - przedstawił się cicho trzymając w dłoni inkwizycyjną rozetkę.
Mężczyzna spojrzał na Gnaeusa dość zmieszany, po czym ukłonił się mu lekko.
- Rozumiem. Pójdę zapytać o tę kwestię. Proszę o chwilę cierpliwości, niedługo wrócę. - odparł i skierował się w głąb świątyni.
Oczekiwanie przedłużało się, ale Gnaeus miał przynajmniej możliwość obejrzenia dokładnie wnętrza, a było co oglądać. Cokolwiek by nie powiedzieć o tym miejscu musiano przyznać, że nie szczędzono na jego ozdobieniu. Wielkie witraże przedstawiały rozmaitych świętych mających stanowić przykład dla wiernych. Pod żadnym z witraży nie było ani słowa wyjaśnienia kogo prezentują, co mogło oznaczać, że wierni potrafili rozpoznać swoich patronów... albo że przynajmniej tak wydawało się twórcom. Ściany zdobiły freski, jednak były one utrzymane w stonowanej kolorystyce, bez szaleństw odcieni. Dominował biały, szary, przytłumiony złoty. Jedynie przedstawienia Impreatora wyróżniały się mocnymi odcieniami i zdawały się wręcz błyszczeć pośród reszty przedstawionych osób i miejsc.
W końcu mężczyzna w habicie powrócił. Ponownie skłonił się Gnaeusowi i rzekł:
- Siostra Dalia przyjmie pana.
Po tych słowach skinął skrybie, aby ten ruszył za nim. Poprowadził Gnaeusa wgłąb świątyni. Dopiero w tym momencie mężczyzna zrozumiał, że to miejsce było tak naprawdę istnym labiryntem. Jego przewodnik szybko skręcił w jeden z bocznych korytarzy, który prowadził do oddzielnego kompleksu i poprowadził dalej po plątaninach korytarzy. Mijali różne zamknięte pomieszczenia o nieznanym Gnaeusowi przeznaczeniu. Przechodzili obok kapłanów pogrążonych w modlitwie przy pomniejszych kapliczkach, rozmawiających ze sobą czy zmierzających w sobie tylko znanym kierunku. Co pewien czas natrafiali także na osoby świeckie. Dotarli w końcu do miejsca, w którym roiło się od akolitów i skrybów niosących ciężkie księgi i zwoje. Musieli się czasami wręcz przeciskać przez ich tłumy. Gnaeus mógł poczuć na miejscu.
Mężczyzna zatrzymał się w końcu przed jednymi z sporych drzwi i bez wahania pchnął je. Gnaeus znalazł się w ogromnej bibliotece zastawionej przepastnymi, wysokimi regałami, wręcz uginającymi się od ksiąg. Jeszcze tylko kilka kroków i znalazł się przed ciężkim, mahoniowym stołem, przy którym siedziała młoda kobieta o białych włosach pogrążona w lekturze rozłożonej na stojaku księgi. Uniosła głowę, gdy obaj mężczyźni podeszli bliżej spoglądając na nich swoimi błękitnymi oczami. Pod okiem widniał tatuaż oznaczający, że przynależy ona do Adepta Sororitas. Przewodnik Gnaeusa skinął głową i wycofał się z biblioteki.
- Witaj - odezwała się kobieta. - Czemu zawdzięczam tę wizytę?
- Witaj Siostro, jak zapewne już wiesz służę Świętej Inkwizycji, ale nasze dochodzenie utknęło ze względu na mą ignorancję w sprawach lingwistycznych - postawił na biurku pudło i ostrożnie wypakował z niego tajemnicze naczynie - To jeden ze śladów jaki znaleźliśmy, ale niestety nie potrafię odczytać tych symboli - rzekł wskazując na wnętrze misy - zostałem poinformowany iż mogę znaleźć tu pomoc...
- Nie mogę dać gwarancji, że na pewno ten konkretny język będę w stanie przetłumaczyć - ostrzegła Gnaeusa, ale wzięła do ręki misę i zaczęła się jej przyglądać. - Wydaje mi się, że przewinęły mi się podobne symbole już wcześniej odkąd stacjonuję na Crei… Pamiętam, bo trochę mi zajęło ich odszyfrowanie i nie było to tak dawno. - zerknęła na Gnaeusa. - Również tekst został przyniesiony przez Inkwizycję.
- To chyba dość niezwykły zbieg okoliczności? - rozejrzał się za krzesłem po czym usiadł naprzeciw - Osobiście pracowałem z inkwizytorem Visiusem, ale o ile wiem nie informował o tym nikogo ze swej świty więc zakładam że to nie był on. Czy mogłaby mi Siostra opowiedzieć o tym spotkaniu?
Dalia zamyśliła się.
- Miało do miejsce pięć, czy sześć dni temu… Zgłosił się sam Inkwizytor. - spojrzała na misę. - Inkwizytor… Morene. Tak, Morene. - pokiwała głową. - Nie miał ze sobą tak jak pan, żadnej misy, ale miał przepisane symbole, jak twierdził, na kawałku kartki. Nie było łatwo z tego powodu, że sam to przepisywał, więc dokładnie nie było. Nalegał, abym zdołała rozszyfrować je jak najszybciej będę w stanie.
"Stary drań" przeszło przez myśl skryby, ale jedynie pogłębiający się mars na czole świadczył że odpowiedź mu się nie spodobała.
- Czy udało się przetłumaczyć tekst od ręki?
- Od ręki nie. Musiałam upewnić się, że go dobrze zrozumiałam, chociaż nie był on długi. Inkwizytor obiecał pojawić się niedługo, chociaż nie zrobił tego tak szybko. Przyszedł do mnie cztery dni temu i otrzymał tłumaczenie. To było wieczorem.
- Jaka jest szansa że to był ten sam tekst? - spytał czując się coraz bardziej nieswojo - i czy mówił cokolwiek o źródle tego tekstu?
- Wątpię, aby był to zupełnie ten sam tekst - odparła Dalia. - A o źródle… Twierdził, że przepisał go z podłogi, dlatego był on tak niewyraźnie napisany, bo Inkwizytor sam nie mógł za dobrze rozczytać go, ponieważ był zamazany i zabrudzony.
Gnaeus zasępił się jeszcze bardziej, jak dotąd uzyskał znacznie więcej odpowiedzi niż oczekiwał, choć nie do końca w sprawie w której tu przyszedł.
- Czy jest coś jeszcze co może mi siostra powiedzieć na temat tej wizyty? Cokolwiek bo... - zawahał się - była siostra jedną z ostatnich osób jakie widziały inkwizytora Visiusa Morene żywego.
Dalia spojrzała na Gnaeusa zaskoczona.
- Żywego? Cóż… - zmyśliła się. - Inkwizytorowi na pewno na czasie zależało, a wtedy gdy przyszedł już po tłumaczenie wydawał się dość… poruszony. Nie wiem z czym to było związane. Zachowywał się tak, jakby nie miał ani chwili do stracenia, a po otrzymaniu tłumaczenia szybko się oddalił.
- Czy mogę dostać kopię tłumaczenia tekstu który tu przyniósł?
- Musiałabym przejrzeć moje notatki, bo z tego co pamiętam przepisywałam sobie na czysto to co zdołałam rozczytać z pisma Inkwizytora. Wątpię, abym wyrzuciła. Nie chcę teraz mówić z pamięci, aby czegoś istotnego nie przeinaczyć.
- Czy mógłbym prosić o te notatki? Być może rzucą trochę światła na sprawę... jeśli chodzi o misę to obawiam się że jest równie pilna jak poprzednie tłumaczenia - zabębnił palcami po blacie wpatrując się w naczynie - Czy z tym językiem wiążą się jakieś planetarne kulty?
- Obawiam się, że te notatki na niewiele się przydadzą. Większość z tego to po prostu n czysto przepisany tekst bez tłumaczenia. A czy wiążą się… O to przydałoby się zapytać Siostrę Selene, która na Crei rezyduje dłużej, niż ja. Niestety nie wiem gdzie może się teraz znajdować… - skrzywiła się. - Nie widziałam jej od dwóch dni.
- Proszę mi po prostu powiedzieć tak jak to Siostra zapamiętała, a po dokładne tłumaczenie wrócę gdy uda się rozwikłać znaczenie symboli na misie, dobrze?
- Może uda mi się szybko rozwiązać, więc mogłabym spróbować to załatwić praktycznie od ręki, skoro już trochę nad tym siedziałam. Co do tekstu… Brzmiał on mniej więcej tak:
"Chwała Imperatorowi, śmierć jego wrogom. Każdy, kto stanie na drodze naszemu Władcy powinien błagać o śmierć, bo nic lepszego nie otrzyma. Zdejmij z oczu opaskę ślepca i zobacz kto naprawdę jest wrogiem, a kto podłym heretykiem. Którym ty jesteś?"
- Chyba rzeczywiście będę musiał porozmawiać z siostrą Selene… wydaje się że to rzeczywiście jakaś sekta…
“Rytualne morderstwa, smarowanie krwią po ścianie to pewnie część jakiegoś obrzędu, a teraz to…” Zastanawiał się czekając na odpowiedź tłumaczki.
- Sama chciałabym wiedzieć, gdzie podziała się Siostra Selene. Ostatnio widziano ją te dwa dni temu, jak opuszczała świątynię…
- I z nikim się nie kontaktowała? Nie ma swoich ulubionych miejsc, albo kogoś z kim zwykła czasem chodzić na te wyprawy? Bo jak rozumiem nie jest to jej pierwsze zniknięcie?
- Nie, nie jest, jednak zawsze wracała następnego dnia. Z tego co wiem chodziło o jej obowiązki i główny skryba o tym wiedział, więc nie było problemu. Przychodził po nią młody mężczyzna, dość blady, czarne włosy i... tak, blizny na twarzy.
- W takim razie porozmawiam z głównym skrybą - podniósł się - kiedy mogę wrócić po tłumaczenie?
- To bardzo krótki tekst. Sądzę, że może mi to niedługo zająć. Masz zamiar teraz iść rozmawiać z głównym skrybą?
- Jeśli tylko go znajdę - uśmiechnął się - to miejsce to istna twierdza.
- Faktycznie. - siostra również się uśmiechnęła. - Ale to akurat nie będzie problemem. Wystarczy, że złapie się któregokolwiek ze skrybów, którzy się kręcą w okolicy i oni poprowadzą.
Spotkanie z głównym skrybą także obfitowało w niespodzianki. Mimo że Gnaeus nie dowiedział się gdzie może znaleźć siostrę Selene, a prawdę mówiąc sam skryba tego nie wiedział, to jednak uzyskał interesującą wiadomość. Osobą, która przychodziła po siostrę był mężczyzna związany z Inkwizycją, a dokładniej poznany już Dreck. Skryba nie był bardzo skory do dzielenia się informacjami zasłaniając się tajemnicą Inkwizycji i tutaj sprawa się rozbijała. Prawdę mówiąc sam skryba zapewne wiele nie wiedział, a tylko tyle, że sprawę z nim załatwiał owy Dreck.
 
__________________
Sorry, ale teraz to czytam już tylko własne posty...
MadWolf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172