Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2013, 21:28   #39
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://fc04.deviantart.net/fs14/f/2007/071/6/2/Samurai_by_akyra.jpg[/MEDIA]

Łuczniczka była zaskoczona. Skąd bandyci wiedzieli o ich planie? Czyżby po raz kolejny dali się zwieść kłamliwym słowom i to Eriko zdradziła ich plan Anzaiowi? Teraz jednak nie było czasu na zastanawianie się nad tym, co zawiodło.

Pięciu przeciwników...Shirakaba była dumna z swoich umiejętności i przekonana o własnej doskonałości we władaniu orężem, ale nie łudziła się aż tak mocno, by nie rozumieć dramatyzmu sytuacji, w której się znalazła. Jednego była pewna - nie pochwycą jej żywcem. Chwyciła w lewą dłoń tanto i przyciśnęła chłodny metal do brzucha. Kiedy osłabnie poza możliwość obrony, starczy jej jeszcze siły, by wbić sobie sztylet w serce albo żołądek; śmierć była lepszym końcem jej podróży niż hańba.

Odrzuciła łuk w bok, by nie zawadzał jej podczas walki, i by nikt w zamieszaniu nie uszkodził delikatnej konstrukcji. Wdech. Wydech. Uspokoić swoją duszę, przygotować się do nadchodzącego starcia. Żarłoczyny ogień zaczął pochłaniać okoliczne trawy, łuczniczka przesunęła więc tak, by płomienie przynajmniej częściowo osłaniały jej flankę od szarży napastników. Pomarańczowy odblask pełgał na odsłoniętym ostrzu katany Shirakaby i w rozpalonych oczach napastników. Przesunęła obnażone ostrze nieco za plecy, tak by nie można było przewidzieć, skąd padnie pierwszy cios. Usta zacisnięte w wąską kreskę, pewny chwyt na dwóch rękojeściach i głęboki oddech w rytm powtarzanych w umyśle szermierczych nauk. Była gotowa.

Kiedy podniosła na przeciwnków ciemne oczy, nie pozostało w nich nic więcej niż skupienie i obietnica śmierci. Ich lub jej.

Zaraz za nią był spory spadek na drogę, można się było nieźle połamać. By skutecznie ją atakować, naprzeciwko niej nie mogło znaleźć się więcej niż trzech, na szczęście nie mogli jej aż tak otoczyć. Za plecami mieli ogień. Nie bali się jednak niczego, upadku, ognia, czy kobiety z mieczem, choć wiedzieli, że nie jest byle kim.

Dobrze zgrani, wiedzieli, że za bardzo tłocząc się wokół niej, będą sobie tylko zawadzać, trzech wysunęło się na przód, chcąc zaatakować niemal jednocześnie. Ucieczka w tył była… nie była ucieczką. W lewo, gdzie ogień jeszcze nie trawił nastroszonej trawy, mogła próbować uskoczyć, co jednak też było ryzykowne i dałoby pozostałej dwójce możliwość dołączenia do flanki. Przewaga zdawała się miażdżąca, po postawach i ruchach bandytów, wiedziała, że nie jest to ich pierwsza walka, przeciwko komuś lepszemu w walce od wieśniaków. Oprócz swoich umiejętności do dyspozycji miała tylko ogień i stromy, kamienisty spadek w dół. Tak jak i oni.

W tych długich sekundach, które dzieliły biegnących mężczyzn od stojącej nieruchomo Shiarakaby, przez głowę przebiegały jej kolejne obrazy, wyuczone sekwencje kolejnych ruchów, które nieodmiennie kończyły się wybuchem czerwieni z jej trzewi. Nie mogła zostać w miejscu i biernie czekać na to, co się wdarzy. Najlepszą obroną jest atak. Przewaga należy do tego, kto potrafi wyjść naprzeciw przeciwnikowi, w chwili najbardziej ku temu odpowiedniej. Shirakaba wolała zawsze korzystać z błędów wrogów, którzy w swej głupocie i pysze nie docenili młodej wojowniczki, ale pamiętała i o tych naukach.

Zrobiła krok do tyłu, jakby zamierzała cofnąć się przed nadciągająch szerokim frontem bandytów. Ale to był tylko krok, który miał dać jej niezbędny pęd i siłę; wybiła się ze stopy i pobiegła na spotkanie wrogów, trzymając miecz nisko, przy lewym boku. W ostatniej możliwej chwili uskoczyła w bok, tak, by minąć najbardziej skrajnego bandytę dosłownie o milimetry. Niemal poczuła ostry zapach potu i brudu mężczyzny, kiedy całą siłę włożyła w poderwanie ostrza miecza do góry, usiłując ciąć bok przeciwnika pod ostrym kątem.
Katana nie byłą siekierą. Nie chodziło w jej używaniu o siłę ramion, o odpowiednio wielki zamach barkami. Pierwsze szły nogi, siła wychodziłą z bioder, barki zaczynał cięcie, ramiona kierowały, nadgarstki kończyły. Jak najkrótsze cięcia, mało które trafienia przez samuraja, nie kończyło się śmiercią. Nie inaczej było w tym przypadku. Manewr choć ryzykowny i trochę za długi, udał się dzięki dezorientacji przeciwników. Duch walki, okrzyk bojowy… to co najważniejsze było na treningu ginęło gdzieś w walce, choć tak bardzo mogło pomóc. Teraz Shira znalazła się między dwoma wrogami z przodu i dwoma z tyłu… oni swoich okrzyków bojowych nie mieli, żaden nie chciał tym sposobem przestraszyć kobiety, rozproszyć jej, zmylić co do przewidywania zamiarów. Walka choć była fizyczna, nie toczyła się tylko na miecze. Na nich się kończyła. Prawdziwy samuraj nie mógł o tym zapominać. Możliwość ataku i obrony, to nie wszystko.

- Po prostu odłóż miecz, najemna szmato - powiedział jeden, kiedy wszyscy się zatrzymali i bardziej rozrzedzili by lepiej ją otoczyć, poobserwować jej ruchy, niech sobie popatrzy i pomyśli, który zaatakuje pierwszy. - Możesz się z nami dobrze zabawić. Umiesz walczyć, jesteś pewna siebie… tylko jęzor masz cięty, a tego nie chcielibyśmy cię pozbawiać! - ryknął śmiechem jeden z nich. Miał roztrzepaną, czarną fryzurę i odsłonięty, umięśniony i naznaczony bliznami i tatuażami tors. Oblizał wargi i zakręcił efektownego, podwójnego młynka kataną na nadgarstku. Może i wiedział jak machać mieczem, jak ciąć i pchnąć, ale nigdy nie miał szkolenia godnego samuraja. Nie znał prawdziwych zasad walki…

[MEDIA]http://www.marksparacio.com/images/graphics/shi10thanniversarycover.gif[/MEDIA]

Wdech. Wydech. Shiarakaba dyszała, zmęczona ostrym biegiem. Czuła zapach palonej trawy i ciepłej nocy. Na jej koszuli pyszniła się lepka pręga krwi zabitego bandyty; podniosła dłoń i powoli starła resztkę czerwonej cieczy z podbródka i szyi. Rozejrzała się wokół: czwórka wrogów. Zła liczba, cyfra śmierci, shi. Teraz, kiedy jeden z mężczyzn dogorywał za jej plecami, śmiertelnie cięty w bok, sytuacja stała się czysta i jasna, jak ostrze miecza. Puściła mimo uszu gadkę mężczyzny; cokolwiek by nie zostało powiedziane, droga naprzód wiodła tylko przez śmierć i żadne zapewnienia ani czyny nie mogły tego zmienić. Być może wieśniakom i prostaczkom zdawało się, że walka jest czymś, co można przerwać na życzenie, słowem czy gestem. W myślach łuczniczki jednak wszyscy, łącznie z nią samą, byli już martwi. I tylko taki koniec miał znaczenie i sens. Cokolwiek innego, poddanie się, ucieczka, kompromis… byłoby hańbą, zdradą ideałów wojownika. Urodziła się i została wychowana, by zabijać… i być zabitym, a jej słowo było jej życiem. Nie musiała przysięgać, ani zaklinać się na bogów; decyzja zapadła już dawno, kiedy zdecydowała w Orishi, że wyruszy w góry, przegnać bandę Anzaia. I nic nie mogło jej zmienić. Nawet jej własna śmierć.

Strzepnęła krew z miecza oszczędnym gestem, opuszczając broń ku ziemi. Uspokoiła oddech. Mów, zagłusz swój strach, swoje wątpliwości. Mów, by przekonać siebie, że ta młoda dziewczyna nie jest wcale zagrożeniem, choć przed chwilą zabiła człowieka. Mów. Jesteś słaby i właśnie przegrałeś walkę. To nie miecz zabija. Zabija siła woli, potęga ducha. Nie masz jej, skoro maskujesz swój lęk słowami.

Odwróciła głowę w kierunku gadającego mężczyzny i podniosła na niego oczy.
- Dużo mówisz, jak na trupa - powiedziała cicho - Jestem twoją śmiercią - odchyliła lekko czubek miecza, a ostrze odbiło blask płomieni - Więc, proszę, chodź do mnie. O ile starczy ci odwagi - rozciągnęła usta w krzywym uśmiechu, by do końca sprowokować bandytę.

Mężczyzna zechciał więc przejąć inicjatywę. Zarówno wśród swoich kompanów, jak i względem przeciwniczki. Ruszył pierwszy, sekundę po nim Shira wyczuła ruch za swoimi plecami. Nie jedna technika została stworzona by pokonać dwóch przeciwników jednym czy dwoma cięciami. Każda narażała ją na niebezpieczeństwo. Co teraz nie znaczyło właściwie nic.

Wykonała szybkie fumikomi w stronę pierwszego, by zwiększyć dystans do przeciwnika z tyłu. Krótkie spojrzenie na ruch wroga dało jej całą wiedzę jakiej potrzebowała. Wylądowała sprawnie i stabilnie ze skoku, uniosła miecze do góry układając go w poziomie i pociągnęła dalej, skręciła i przecięła brzuch mężczyzny, który odsłonił go, próbując zaatakować ją na od góry, na głowę. Okręciła się na pięcie, na wpół kulnięta, podnosząc się wykonała podobny ruch jak poprzednio. Odsłoniętą miała tylko głowę więc i tam spodziewała się ataku. Taki sam blok i taka sama kontra, wyprowadzona przy szybkim, ponownym przykucnięciu.

Dwóch kolejnych już było przy niej i miało miejsce, gdy ich kompani padali na ziemię martwi.

Obrót i blok, atak na tego z drugiej strony z wyskoku. Jednak chociaż się udał i dystans od wroga za jego plecami zwiększyła, to i tak udało mu się rozciąć porządny kawałek jej pleców. Spod łopatki, aż do przeciwległego końca pleców. Rana raczej nie była głęboka. Wiedziałaby gdyby miecz przeszedł przez kręgi kręgosłupa… Mimo to, porażona bólem padła na brzuch do przodu, niemal nadziewając się na własny miecz…

Szybko się obróciła, ziemia i trawa chłonęła krew z jej pleców potęgując ból. Parszywomordy bandyta chwycił miecz na odwrót, chcąc przybić Shirę do ziemi. Ostrze powędrowało w dół, zmieniając tor lotu w kierunku jej twarzy, gdy jego właściciel nadział się na wystawiony szybko miecz Shiry…

Okrutnie zapiekł ją policzek, gdy uchylając nieco głowę, rozminęła swoją szczękę z kataną wroga i milimetry. Krew sączyła się teraz z jej prawego polika mieszając się z tą, która skapywała z leżącego na niej, śmierdzącego bandyty, który ostatkiem sił, dławił się swoją krwią, by zaraz nią kaszleć tuż obok jej twarzy.

Ostatkiem sił podniosła lewą dłoń i uderzyła nią na oślep, raz, drugi, trzeci. Któryś cios sięgnął celu; trafiony w oko mężczyzna wierzgnął, wyrywając ostrze ze zmęczonych palców dziewczyny i skonał. Shiarakaba poczuła jeszcze jak przez spodnie przesiąka jej ciepła plama moczu, kiedy puściły zwieracze trupa.

Było jej w tej chwili wszystko jedno. Niebo nad nią wirowało w powolnym rytmie, gdzieś z tyłu słyszała dalekie odgłosy nawoływań i krzyki. Woń ognia, śmierci i ludzkiego potu mieszała się w powietrzu w cuchnącą kombinację, a ból pleców i twarzy to przygasał, to zaogniał się znów. Ze zdrętwiałych od ciągłego zaciskania palców wysunęła się jej katana i spadła na trawę. Trzeba...trzeba wstać, odszukać łuk, opatrzyć rany...wiedziała, że musi to zrobić, że zaraz zapewne nadciągną kolejni bandyci, ale ciało nie chciało jej słuchać. Zaraz...zaraz to zrobi.

Przewróciła się na bok i zwymiotowała z wysiłku, stresu i obrzydzenia, krztusząc się i charcząc. Nitki śliny kapały z jej pogryzionych i wyschniętych warg. Wyglądała jak i czuła się niczym najgorszy gnój: drżąca, brudna, spocona i zakrwawiona, z trudem panująca nad drżącymi mięśniami.

Ale zwyciężyła.

Tylko to było ważne.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline