Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2013, 21:51   #40
Temteil
 
Temteil's Avatar
 
Reputacja: 1 Temteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodzeTemteil jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3h0heT3sVas[/MEDIA]

Atsushi nie miał ochoty na nie prowadzącą do niczego innego jak śmierć i cierpienie przemoc. Zamiast postąpić nagle i bez przemyslenia, tak jak szarżujący właśnie wojownik, on wolał stronić od bezpośredniej walki i oszczędzać siły na pomoc otoczonej kobiecie. Zawdzięczał jednak Kurochiemu to, że poprzez swoją gwałtowną szarżę skupił on na sobie uwagę większości zbójców latających teraz z broniami w dłoniach, po wiosce. Mnich rozejrzał się szybko w okół, i nie widząc nikogo w okół siebie, zaledwie tylko grupę bandytów goniących ronina, stanął na kilku zalegających przy ścianie jednej z chat skrzyniach, złapał się skośnego dachu i podciągnął do góry. Miał nadzieję że nie był on aż tak śliski, by spaść i przez to dać znak bandytom o swoich zamiarach.
Nikt go jednak nie zauważył, pomimo braku gracji ruchów równym wojownika. Wspiął się na dach chaty, jednej z tych, która uniknęła jeszcze ognia. Eiji podążył zaś za Kuroichim, zwracając ku mnichowi tylko jedno spojrzenie, pełne braku zrozumienia.
Mężczyzna spojrzał po wdrapaniu się cudem na pokrycie chaty w dół. Pomimo dziwacznego wzroku swojego towarzysza, nie zamierzał on zmienić swojego planu i ruszyć prosto w “ogień”. Szybko, acz tak cicho jak tylko potrafił wyciągnął włócznię, które niedawno otrzymał i z rozbiegu przeskoczył na kolejny domek. Zamierzał robić to dotąd, aż albo ktoś go spostrzeże i zmusi do walki, albo dotrze niedaleko dziewczyny i będzie w stanie jej pomóc. Przez adrenalinę, chodziło mu jednak po głowie tylko jedno. Czy ta włócznia, będzie służył mu równie dobrze co niedawno stracony kij?
Skoczył sprawnie raz i drugi, korzystając z korzystnie zbudowanych blisko siebie chat, takich jednak w wiosce nie było dużo, a bandyci budując bramę pomyśleli i o tym, oddalając ją od domków. Jednak wyminął sprawnie paru bandytów nie zdających sobie sprawy z jego obecności, lgnęli oni do Eijiego i Kuro, którzy równie dobrze mogli już być martwi.
W końcu zszedł na ziemię i ruszył ku bramie. Widział na niej sporą blokadę, ale dałby radę ją odsunąć.
Mężczyzna, zatknął na prędce włócznię za swój bawełniany, podtrzymujący mnisią szatę za pas. Wiedział że niedługo może mu być ona potrzebna, gdyby na czas nie zdąrzył odblokować wrót. Podwinął rękawy, napiął i tak niewyrobione mięśnie i całą siłę jaką potrafił wykrzesać ze swojego ciała przkierował na odblokowanie bramy.
Z niemałym trudem, zwalił ciężką kłodę na bok. Gruchnęła o ziemię wzbijając w górę tumany kurzu i pachu. Atsushi zachłysnął się kaszlem, skulił w sobie by lepiej odkaszlnąć i tym samym uniknął śmiertelnej strzały. Łapiąc oddech spojrzał zaskoczony za siebie, na zagubionego łucznika, rozwścieczonego podstępną próbą ucieczki mnicha. Celował ponownie i tym razem mnich nie mógł liczyć na szczęście.
Wiedząc, że bandyta w każdej chwili może wypuścić strzałę, której przeznaczeniem będzie go przebić na wylot, natychmiast odbiegł od bramy. Szybko krążył pomiędzy wszelakimi, możliwymi osłonami, by uniknąć wypuszczonego przez cięciwę łuku pocisku. Starał się być jak najbliżej szkrzyń, chatynek i dużych, transportowych dzbanów, by zdekoncentorować, a zarazem uniemożliwić wystrzał łucznikowi. W jednej chwili chwycił za swą włócznię i nadbiegając właśnie zza jednego z domków, skierował ją w stronę bandyty, schylając się przy tym nieco i szarżując prosto na niego.
Niecelnie strzelając dwa razy, stracił nieco pewności siebie. Gdy mnich wyszedł na ostatnią prostą, nie wiedział czy sięgnąć po kolejną strzałe, czy po miecz. Rzucić łuk, wyjąć miecz… miały krótszy zasięg od włóczni. Sięgnąć po strzałę, nałożyć, naciągnąć cięciwę, wycelować… Strzelił. Nie miał jednak czasu na celowanie, strzelił byle jak, wyglądało to nieporadnie, ale było w miarę skuteczne. W połowie. Po części. Strzałą ugodziła mnicha w udo, nie powstrzymało to jednak jego szarży, po prostu sprawiło, że nieporadnie się potknął, ale dzięki temu jego atak wyszedł nawet bardziej nieprzewidywalny. Bandyta nieporadnie się odsunął, jednak od ślizgu mnicha nie mógł już uciec. Włócznia wbiła mu się brzuch, Atsushi trzymał ją lekko jedną ręką, drugą ściskając strzałę wystającą mu z nogi.
Łucznik miał niewiele ponad piętnaście lat i patrzył przerażony na kawał drewna, który sterzał mu z brzucha. Drżącymi dłońmi sięgnął za plecy… gdy tylko musnął lekko ciepłe od jego krwi ostrze broni mnicha, cofnął je nagle zachłystując się niezręcznie pobieranym powietrzem.
Spojrzał wściekle na klęczącego przed nim mnicha, który wciąż jakoś dzierżył nieszczęsny oręż. Powoli sięgnął po katanę…
Stojący przed nim, piętnastoletni chłopak, wzbudził w Atsushim falę współczucia. Najbardziej było to widoczne w jego oczach, które po części zrobiły się jakby ze szkła. Jednak wiedział, że teraz i tak już jest za późno i nie może się wachać. Chłopak może i był młody, może i czekało przed nim cały życie, ale był bandytą. A bogowie stworzyli na ziemi ludzi po to, by służyli sprawiedliwości i ich zamiarom. Nie wiadomym przecież było, ilu padło już od strzał tego młodzika. Może miał swój wkład w okolicznych napaściach. Możliwe też było że skosztował już ciała jakieś kobiety, wbrew jej woli. Z tymi zbójcami nic nigdy nie wiadomo.
Mnich przerwał swoje błyskawiczne rozmyślania. Złapał włócznię dwiema dłońmi, nie zwracając uwagi na tkwiącą w jego udzie strzałę, przyłożył trochę siły i pchnął ją jeszcze raz w stronę łucznika. W to samo miejsce, w które wcześniej, cudem trafiło ostrze.
Ból powrócił ze zdwojoną siłą i młodzieniec nie miał już innego wyboru, by runąc na ziemię, walcząć o krzyk i ostatnie oddechy.
Atsushi miał wolną drogę do bramy, jednak po lewej grupa bandytów blokowała tę drogę dla Kuroichiego, gonionego przez wielką grupę, która podobnie jak samuraj, nie opadała jeszcze z sił.
Mnich nie wiedział jak dokładnie postąpić w zaistniałej sytuacji. Mógł nadal unikać potyczki i poczekać aż ronin dosłownie staranuje bandytów, lub pomóc mu w walce, a tym samym ułatwić drogę do Shirakaby. Wybrał więc tą drugą opcję. Ścisnął mocniej włócznię i lekko kulejąc ruszył w stronę bandytów, blokujących drogę po lewej. Starał się jednak mimo to, robić to jak najciszej jak się da, aby pierwszy cios był śmiertelnym i ostatnim dla pierwszego z ugodzonych przez mężczyznę.
 
__________________
"Ani drogi do nieba, ani bramy do ziemi."
Temteil jest offline