Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2013, 23:38   #114
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
- Pfe! Wszędzie badyle i chwasty! – narzekał maluch – Pfe! I jak ja Ci mam tutaj pokazać radość życia? Cholera, nie mogłeś wymarzyć sobie jakiegoś klubu ze striptizem?!

Mateusz rozejrzał się zdziwiony pięknem ogrodu i pytaniem satyra, choć już sama jego obecność dziwiła go mniej.

- Sugerujesz, że znalazłem się tutaj, bo wymarzyłem sobie to miejsce?

- No, tak mi się wydaje. Choć pewności nie ma. Wiesz, ze mną jest tak jak z Tobą - ławka rezerwowych. Zostałem trochę przysposobiony na Twojego opiekuna, choć do aniołków się nie zaliczam. Swoją drogą to ciekawe, co robi Twój anioł stróż. Pewnie on już jest w tym barze... - satyr westchnął po czym usiadł na trawie obok - Niby mam ci pokazać uroki życia, ale przydałyby się jakieś te... pomoce dydaktyczne, a tu są tylko badyle, słońce i wiatr. Pfe!

Jabłoński uniósł się na łokciach i chciał wstać, ale szybko porzucił ten zamiar. Atmosfera tego miejsca, miękkość trawy, zapach kwiatów, szum wiatru, działały na niego kojąco. To dziwne, nigdy bowiem nie uważał się za miłośnika przyrody. Może jednak była ona namiastką spokoju, której w tej chwili potrzebował? Taką miłą odmianą od zapowiadanego końca świata, któremu towarzyszyły jakieś psychodeliczne wizje. I postacie - pomyślał spoglądając na satyra, po czym położył się na wznak i zamknął oczy.

- Jakby się nad tym zastanowić… to też nie masz lekkiej roboty, co? - Mateusz zdobył się na uśmiech.

- Sam w sumie chciałem. - satyr zamyślił się, po czym zerwał źdźbło trawy i zaczął je przeżuwać - Ja naprawdę lubię ten świat jakim jest. Lubię ludzi z ich niedoskonałościami i wiesz co? Najbardziej mnie boli tylko jak młode dziewczyny albo młode chłopaki - jak Ty - dają się uwikłać w konwenanse i przestają się tym życiem cieszyć. Gdybym był na twoim miejscu... korzystałbym chłopie. Oj korzystał...
Malec wyraźnie się rozmarzył.

- Hmm… A tak zwyczajnie, na codzień, to czym się zajmujesz? Znaczy... gdy akurat nie zbliża się apokalipsa? - Mateusz chciał przez chwilę pogadać o czymś innym, oderwać się od tego wszystkiego. A może zwyczajnie nie miał ochoty na roztrząsanie tego co zrobił, czego nie zrobił i jak powinien pokierować swoim życiem.

- Podglądam, podrywam demonice... czasem anielice, ale to jak jestem mocno napruty. No i generalnie robimy zakłady. Takie tam…

- Rozumiem - zaśmiał się krótko, po czym dłuższą chwilę milczał. Rozkoszował się zapachem, ciepłem i spokojem, coraz bardziej się bojąc, że doświadcza tego wszystkiego już po raz ostatni…

- Powiedz mi, bo nie wiem czy dobrze to zrozumiałem. Jeśli zapadnie decyzja, by zniszczyć ten świat, będziemy mogli odrodzić się w nim na nowo, pod dowolną postacią? My - wybrańcy znaczy się. A jeśli postanowimy zachować go w obecnym kształcie?

- Stary, wiem tyle co ty. To też nie jest tak, że mamy jakieś spotkania integracyjne czy kurs przewodnika po stworzeniu świata. Mamy wizje... no przynajmniej ja miałem. I tam zadano mi pytanie czy chcę ocalić Wasz świat. Chcę. Lubię go jakim jest i... soreczka, ale moim zdaniem jesteście za głupi, aby stworzyć coś lepszego. Ten świat ma dwa tysiące lat. Ostatni przekręt zrobili tzw. apostołowie. Byli cwani, bo zbudowali nowy świat na wyobrażeniach starego, jednak... no ogarniasz, to wszystko co dla Ciebie jest historią sprzed narodzin Chrystusa, to są ich wersje wydarzeń. Miała być jedna spójna, która zastopuje wojny, a i tak wyszło, że z prawdą jest jak z dupą - każdy miał własną. Jak na mój gust tworzenie świata jest po prostu przereklamowane.Nie stworzysz nic pięknego, jeśli tego piękna nie masz w sobie. Ot.

Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Też uważam, że jestem za głupi. Wszechmocny Bóg stworzył ten świat i… wyszło jak wyszło. Może i pięknie, ale nie bez wad. Nie wydaje mi się by garstka losowo wybranych popaprańców mogła zrobić to lepiej. Tylko widzisz… myśl o tym, że dla dobra sprawy mam poświęcić własne życie, jakiekolwiek by ono nie było, średnio mi się podoba. Chociaż… z drugiej strony rozwiązuje to problem moich długów, nie? -
Mateusz uśmiechnął się, choć przyszło mu to z trudem.

- Słuchaj... Bóg jest wszechmogący, nie? Może... może targuj się. Czy coś.

- Jest to jakaś opcja. Tylko.. nie wiem czy mam odwagę. Nie jestem pewien czy chcę. Parę razy w życiu było mi tak ciężko, byłem tak przytłoczony tym wszystkim, że chciałem umrzeć. Albo żeby świat się skończył, a wraz z nim wszystkie moje problemy, błędy i zobowiązania. Aby nie nadszedł kolejny dzień, z którym będę się musiał zmagać. Teraz w sumie mam taką możliwość. Mogę przyczynić się do tego, że świat się skończy, a przynajmniej skończy się dla mnie. I co? I nie wiem. Zwyczajnie, po ludzku, nie wiem co mam zrobić. Nigdy nie byłem za mocny w podejmowaniu decyzji. Ironia, nie?

Satyr patrzył przez niego na chwilę w milczeniu - wyjątkowo poważny. Nawet źdźbło trawy wypadło mu spomiędzy zaostrzonych ząbków. Po chwili położył się plecami na trawie i zamknął oczy. Przez chwilę Mateusz zastanawiał się nawet czy nie zasnął, ale wtem potworek odezwał się. I nie był to głos dziecka, lecz... demona.

- Powinienem powiedzieć, że ci nie zazdroszczę, ale... to nieprawda. Nie zazdroszczę ci brzemienia, jednak... zostałeś wybrany, chłopie. Ty możesz coś zrobić - naprawdę! Jesteś pieprzonym bohaterem. Wiesz ile razy ja życzyłem śmierci sobie i światu, gdy widziałem jak ładna dziewczyna podcina sobie żyły, albo jak ojciec kopie noworodka, jak te dzieciaki w Etiopii... one naprawdę zdychają z głodu, wiesz? A kościół wcale nie pomaga. Co im z egzemplarza Biblii na głowę, skoro jedyne o czym potrafią myśleć, to pajda chleba? Naprawdę... do dziś nie rozumiem czemu tak jest. Ale... no właśnie “ale”. Dobra jest więcej. Każdy uśmiech niemowlaka, każde spojrzenie kochającej matki, każda zakochana para, każda para kumpli na śmierć i życie... Jasne, bywa parszywie, ale wiesz - w większości na własne życzenie. Ludzie muszą mieć problemy, bo czują się niepewnie, gdy mają wszystko, czego chcieli. Z tobą też tak jest. Sorry, ale to trochę gadanie rozkapryszonego dzieciaka. Nie pasował ci ten świat, a teraz gdy masz szansę coś dla niego zrobić, odnaleźć się - kaprysisz. Śmierć to tylko etap. Jeśli sam nie wiedziałeś co ze swoim życiem zrobić i nadal nie masz planu, to zrób coś dla innych. Ot i tyle porady demona. - satyr zamilkł i znów leżał nieruchomo, jakby usnął.

- Mówisz tak, jakbym mógł to wszystko naprawić. Głód w Etiopii, ból istnienia, bezsensowną przemoc. A przecież wybór, jaki mi dano, pozwala mi jedynie przyłożyć rękę do tego, by wszystko to trwało dalej. Mogę co najwyżej pozostawić ten świat takim jakim jest. Z głodem, chorobami, wojnami i ojcami kopiącymi nowo narodzone dzieci. Nie mogę nic więcej dla nich zrobić. Mogę tylko pozwolić im trwać i mieć nadzieję, że się opamiętają. Zresztą… Bóg chyba zrobił to samo.
Mówisz, że kapryszę jak dziecko? Owszem, jestem w tej chwili dzieckiem, które kaprysi. Kaprysi, bo tatuś dał mu do zabawy bombę atomową. I jest na tyle głupie, by nie wiedzieć co z tym fantem zrobić, a jednocześnie na tyle mądre, by wiedzieć, że tatuś postąpił bardzo, bardzo nie fair.
Ale nie przejmuj się, poradzę sobie. U nas w Polsce marudzenie jest na porządku dziennym. Złośliwi upatrują w tym nasz nowy sport narodowy. Ale pomimo tego, że ciągle narzekamy… żyjemy dalej. Może po prostu potrzebujemy sobie pogadać, pozrzędzić. Ale tak poza tym robimy swoje.


- No to na zdrowie - zaśmiał się satyr swoim dziecięcym głosem - Ja ci powiem tylko jedno. Mimo tej całej chujozy, na którą nic nie poradzisz, świat jest piękny. Rozejrzyj się. Świat jest ok, to ludzie są jacyś nie teges. I co gorsza, widać chcą tacy być.Wolą marudzić niż walczyć o to, co jest/było dla nich ważne...

Jabłoński westchnął, po czym uśmiechnął się, jakby nieco swobodniej.

- Dzięki...

Chciał coś jeszcze dodać, ale szybko zdał sobie sprawę, że w zasadzie nie wie, za co chce podziękować malcowi. Może zresztą to jedno słowo najpełniej wyrażało to, co miał do powiedzenia.

Spróbował się jeszcze odprężyć. Nacieszyć chwilą, która niebawem dobiegnie końca. Jak człowiek cieszy się ostatnią minutą snu, wiedząc, że musi wstać do pracy bo zaraz zadzwoni budzik. Budzik, w którym z jakiegoś powodu nie działa przycisk "drzemki".
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline