Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-12-2013, 22:27   #111
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
V Trąba Anielska

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/hglVqACd1C8?[/MEDIA]

Były dwie siostry: noc i śmierć
Śmierć większa, a noc mniejsza
Noc była piękna jak sen, a śmierć
Śmierć była jeszcze piękniejsza.

WSZYSCY

Sceneria znów się zmieniła.
I piąty anioł zatrąbił: i ujrzałem gwiazdę, która z nieba spadła na ziemię, i dano jej klucz od studni Czeluści. I otworzyła studnię Czeluści, a dym się uniósł ze studni jak dym z wielkiego pieca, i od dymu studni zaćmiło się słońce i powietrze.

Lecieli nad ziemią – ziemią, którą trawiła plaga. Szarańcza o sile skorpionów niszczyła wszystko to, czego dokonał człowiek. Ludzie lamentowali, modlili się, przeklinali. Na próżno. Anioł Apokalipsy rozwinął już kruczoczarne skrzydła.

Było ich pięcioro i choć pędzili z niesamowitą prędkością, mogli uchwycić charakterystyczne cechy wyglądu pozostałych Pieczęci. Wciąż jednak nie byli w stanie się porozumieć…

Minęło pierwsze "biada": oto jeszcze dwa "biada" potem nadchodzą.


Adam

Ból zniknął. Zamiast ciężaru poduszki, Moliński poczuł na twarzy delikatny dotyk – jakby ktoś wodził po jego skórze listkiem osiki. Otworzył oczy i zobaczył ją – Joannę w prawdziwej postaci.


- Już po wszystkim. On już cię nie skrzywdzi…

Uśmiechnęła się ciepło. Była teraz nie większa od noworodka. Siedziała na piersi Adama i wpatrywała się z uwagą w jego oblicze.

Mężczyzna rozejrzał się. Siedział pod ogromnym, rozłożystym drzewem – samotnym pośród traw jakiejś niekończącej się łąki. Zapadła już noc, choć wcale nie było ciemno, dzięki milionom roziskrzonych gwiazd na niebie.



Piotr

Stał na szczycie górskim. Powietrze było chłodne i rześkie. Wciągał je w płuca z przyjemnością. To był najpiękniejszy moment, kiedy słońce właśnie stawało, zwiastując swoje pojawienie jasną łuną na linii horyzontu.

Piotr przypatrywał się tej scenie z rosnącym zachwytem… aż dostrzegł znajomą sylwetkę na pobliskim wzniesieniu.


To był znów on – Nożownik.

- Nie sądzisz, że szkoda byłoby to zniszczyć? - odezwał się, nie patrząc na Palucha.


Aniela

Fala światła zalała świat. Musiała przez parę chwil mrużyć oczy żeby przywyknąć. Aniela znajdowała się znów w nowym miejscu… tym razem była to rajska plaża. Palmy uginały się pod ciężarem kokosów, złocisty piasek odbijał słońce, a woda była tak czysta, że można było z łatwością dostrzec pływające w niej ryby.


Ze zdumieniem kobieta zobaczyła, że ma na sobie strój kąpielowy – ten, który lubiła najbardziej, choć przecież zgubiła go w podróży kilka lat temu. Na dodatek pasował idealnie… Jej figura znów była bez zarzutu.

- Witaj piękna, nieznajoma!

W jej stronę biegł roześmiany Stefan. Nie mogła nie zwrócić uwagi na jego idealne ciało, odziane tylko w opinające czarne bokserki.

- No i wreszcie widzisz mnie w prawdziwej postaci – powiedział mężczyzna, gdy już znalazł się blisko - Tak, to ja Mateusz. Tamto ciało było fajne, ale jednak we własnym czuję się najlepiej.

Mężczyzna mrugnął porozumiewawczo, po czym spoważniał i wskazał leżącą na brzegu łódkę.


- Może chcesz popływać? Mamy trochę do pogadania, jak wiesz.


Mateusz

Ocknął się na ciepłej od słońca ziemi, pośród kwiatów. Ich słodki zapach wiercił go w nosie. Słyszał brzęczenie pszczół i trele słowików.


To miejsce przypominało odrobinę ogród jego babci, jednak było piękniejsze… Najpiękniejszy ogród jaki kiedykolwiek widział.

Sielanki mają jednak to do siebie, że nie trwają wiecznie. Mateusz usłyszał czyjeś kroki oraz towarzyszące im parskanie. Po chwili spomiędzy grządki gerber wyłonił się znajomy satyr.

- Pfe! Wszędzie badyle i chwasty! – narzekał maluch – Pfe! I jak ja Ci mam tutaj pokazać radość życia? Cholera, nie mogłeś wymarzyć sobie jakiegoś klubu ze striptizem?!



Lena

- Leno… Leno…

Kto ją woła? Gdzie w ogóle jest? Rozejrzała się nerwowo. Znajdowała się nad górskim jeziorem – bardzo podobnym do tego, które kiedyś widziała jako mała dziewczynka na wycieczce z mamą.


Wtedy obiecywała sobie, że wróci tu i zamieszka nad brzegiem pięknej tafli. Niestety, życie potoczyło się inaczej.

- Leno…

Nów ten głos, lecz tym razem bliżej. Kobieta odwróciła się akurat w chwili, gdy spomiędzy krzewów wynurzył się Gabriel. Jego odzienie było porwane, a ciało pokrywały liczne skaleczenia. Piękną twarz ściągał wyraz bólu, który jednak ustąpił, gdy mężczyzna dostrzegł Sobolewską.

- Leno… kochana… znalazłem cię wreszcie. Mamy mało czasu...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 09-12-2013, 14:11   #112
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Z początku przez chwilę znów była zadowolona. Na twarzy czuła ciepło słońca, przyjemna odmiana zimą. Miała ochotę wbiec do wody i popływać, nie przejmując się niczym. Oczywiście zanim zdążyła wprowadzić w życie ten piękny plan, podbiegł do niej Stefan. A właściwie jak się okazało - Mateusz.
- Nie chcę z Tobą rozmawiać. Nie wiem który z was mnie zwodzi, a który mówi prawdę. Chcę, żeby to wszystko się już skończyło.
- Skończy się... niestety. Nie chcesz chociaż popływać? Możemy milczeć.

Aniela spojrzała tęsknie na delikatne fale i promienie słońca odbijające się w wodzie.
- Dobrze, możemy popływać.
Woda była przyjemna, delikatnie chłodna, dzięki czemu dawała przyjemne wytchnienie od słońca. Kobieta szybko zanurkowała i popłynęła przed siebie. Lubiła pływać, lubiła gdy jej ciało było takie lekkie dzięki wypychającej sile wody. Ciekawe co to właściwie za miejsce, i dlaczego akurat tutaj? Te piękne chwile zapomnienia minęły wraz z pytaniem Mateusza.
- Wiesz, że to wszystko zniknie, jeśli nie ochronisz starego porządku?
- Wiem, ukończyłam studia, potrafię myśleć i zdaję sobie sprawę z tego, że każda akcja ma swój skutek. Więc daruj sobie, proszę.

Mężczyzna już więcej się nie odezwał, po prostu dryfowali sobie na wodzie, twarzą zwróconą ku słońcu. Było tak spokojnie i pięknie. Aniela czuła, że zaraz to wszystko minie i przyjdzie moment wyboru. Próbowała więc nacieszyć się tym momentem i uchwycić go w sercu.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 10-12-2013, 14:58   #113
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Adam szerzej otworzył oczy. Przelotna myśl przeszła mu przez głowę - ile jeszcze razy zaskoczy go pobudka w kolejnym, nieprawdopodobnym uniwersum? Tym razem jednak był prawdziwie zadowolony. Odetchnął z ulgą, wiedząc, że dla odmiany duszek siedzący na jego piersi nie chce go zgwałcić. Na dodatek powietrze smakowało tutaj inaczej. Było świeższe, orzeźwiające, a na dodatek podsycone dodatkową, bliżej niesprecyzowaną, słodką wonią. Po chwili Adam uświadomił sobie, że to kora tak pachnie. Rzucił wzrokiem na poskręcaną teksturę rozłożystej osiki, o którą się opierał i dostrzegł szereg maleńkich mrówek, fosforyzujących jaskrawym, zielonym kolorem. Wertykalnie przemierzały milimetr za milimetrem, ku koronie drzewa. Adam zastanowił się, czy właśnie tym dla Boga byli ludzie. Maleńkimi stworzonkami, które pojedynczym ruchem dłoni można było strącić na ziemię. Tylko, że Moliński nie mógł rozkazać piątce z zapracowanych owadów, by podjęły decyzję, czy ściąć, czy zachować osikę. To jednak stawiało Boga na wyjątkowej pozycji.

No bo to w końcu Bóg.

- Twój głos. To ty, prawda? - zapytał. Nie istniała potrzeba, by doprecyzowywać, o kogo dokładnie chodzi. - Jak się nazywasz? Ale tak… naprawdę; w sensie, jak brzmi twoje prawdziwe imię? - dopowiedział. Czuł, jak język mu się plącze. - Dziękuję za ratunek… mój aniele stróżu.

Istotka aż pokraśniała z radości, a jej skrzydełka zadrżały.

- Nazywam się Caracasa. Jestem aniołem wiosny... tak, to chyba najlepsze określenie - istota zamyśliła się, po czym znów spojrzała na Adama. - Pewnie masz sporo pytań…

- Mam wiele pytań, ale sądzę, że na większość nawet ty nie znajdziesz odpowiedzi. Choć oczywiście… mogę cię wypróbować - uśmiechnął się. - Na przykład, po co Bóg stworzył awatara zła? Jeżeli to Bóg go stworzył, rzecz jasna…

- Awatara zła? - istotka przekrzywiła pytająco główkę.

- Tak myślałem - zaśmiał się w odpowiedzi. - Tak przedstawił się kidnaper, od którego właśnie mnie uwolniłaś. Ten, który porwał także Lenę i Ewę - dodał, obserwując maleńkiego kolibra stworzonego jakby z podkoloryzowanej zielenią efemery. Ptaszek podleciał w ich kierunku i przysiadł na ramieniu Adama.

- To wielkie uproszczenie. Zło jest uproszczeniem... dużo większej sprawy. Najprościej ujmując, jego zadaniem jest przedstawienie drogi na skróty. Bez wysiłku, bez konsekwencji - zrównanie wszystkiego z ziemią.

- Ja i tak umrę. Cokolwiek nie zdecyduję, nie mam żadnego interesu w tym, by pójść na skróty i zagłosować za nowym porządkiem. I tak to nie ja go będę tworzył - odparł Adam. - To sprawia, że teoretycznie mogę być bardziej obiektywny. Gówno prawda - westchnął. - Powoli narasta we mnie obojętność. Jak mam decydować, czy jest nadzieja dla świata, gdy dla mnie jej nie ma?

- A jeśli ci powiem, że nowy świat będzie gorszy? Mniej dopracowany... Naprawdę chcesz by ludzie, tacy jak Ewa czy Lena, cierpieli jeszcze bardziej? - w oczach małej istoty pojawiły się łzy - Adam... sporo razem przeszliśmy... znam cię. Wiem, że nie jesteś zły, tylko... wiele rzeczy nie zamykasz, wybierasz krótsze drogi, przez co potem cierpisz. I cierpią twoi bliscy. Ja tylko proszę cie o jedno - bądź mądry tym razem. Pomyśl o swojej córce. Zabijesz ją, jeśli zniszczysz ten świat.

- Dlaczego w ogóle cię to obchodzi? Boisz się, że nie przetrwałabyś końca świata? - odparł opryskliwie Adam, usłyszawszy argument dotyczący Marty. Poruszył się nerwowo, a ptaszek z efemery odleciał z jego ramienia, po czym przysiadł na jednej z gałęzi osiki.

- Kocham ten świat. To takie dziwne? Kocham go, bo jest piękny... mimo niedoskonałości... a może nawet dzięki nim.

Adam ostentacyjnie rozejrzał się dookoła.

- Kochasz ten świat - powiedział, akcentując środkowe słowo. - …czy ten poniżej, gdzie „niedoskonałości” raczej doskwierają, niż dodają uroku? - zamilkł na chwilę. - Nie uwierzę ci, że potrafisz spojrzeć na świat ludzkimi oczami. Nie jesteś człowiekiem. Mówisz, że zło jest uproszczeniem dużo większej sprawy i że ja sam nie jestem zły, ale jednak dobro i zło to pojęcia względne, a ja nie znam twojego kodeksu moralnego. Wiesz, myślę, że apokalipsę nie można tak łatwo zaszufladkować, jako dobrą, lub złą. Jest śmiercią, czyli końcem, ale i początkiem nowego. To jak w Tarocie. Wszystko musi się kiedyś skończyć, by inne mogło powstać. Więc teraz pytam cię - czy ty nie jesteś zła, skazując wszystkich tych ludzi, którzy narodziliby się w nowym świecie na coś gorszego od śmierci… na nigdy nieistnienie? Być może głosując za apokalipsą zabiję sześć miliardów ludzi, ale dzięki ich ofierze powstaną nowi. Mówisz, że świat będzie gorszy, ale może dlatego właśnie oni będą lepsi? Będą potrafili zjednoczyć się przeciw zewnętrznym niedogodnościom, gdyż będzie brakować i czasu, i chęci, i amunicji na wewnętrzne potyczki? Powiesz, że opowiadając się za końcem świata skazuję na śmierć nie tylko wszystkich żyjących, ale i ich potomków… ale dam również nowe życia, które także będą się rozwijać i rozmnażać. To jest znacznie trudniejszy wybór, niż by się z początku wydawało i sądzę że nie ma ani dobrych, ani złych odpowiedzi. Można się opowiedzieć za jedną, lub drugą stroną, lecz nie wierzę, żeby można było podzielić je na tę dobrą i tę złą. Śmierć jest początkiem czegoś nowego. I Bóg jest tego świadom, każąc i tak wszystkim żywym stworzeniom umierać, a innym rodzić się. Codziennie jest nieskończona ilość takich małych apokalips. Równie dobrze mogą globalnie zebrać się w jednym momencie, na przykład teraz. Przecież wszyscy i tak kiedyś umrzemy. Za sto lat wszyscy obecnie żywi i tak będą rozkładać się w grobie. Z tych wszystkich powodów jestem zupełnie neutralny. Tutaj nie ma złej, czy dobrej decyzji, wbrew temu co w ty, lub Marcin wierzycie - Adam przełknął ślinę. - Powiedz lepiej, Caracaso… Czy niebo i piekło rzeczywiście istnieją?

Istotka skuliła się, ale po przemowie Adama w jej oczach pojawił się ogień. Widać jeszcze się nie poddała.

- A Ty wiesz jak to jest być człowiekiem? Ty, który nie potrafiłeś być nawet ojcem. Ty, który nie ocaliłeś miłości swojego życia. Przeżyłam wiele żywotów jako śmiertelniczka i tak, uważam je wciąż za piękne, mimo że raz spalono mnie na stosie, a innym razem zmarłam samotnie na szkorbut. To co mówisz jest takie typowe dla ciebie - byle zbuntować się, byle zrobić na opak. Nie patrzysz choćby na to, że jesteś coś winien swojej córce. Nie miała ojca, a teraz jeszcze odbierasz jej szansę, by wyjść z bagna, w które - bądź co bądź - Ty ją wrzuciłeś. Weź odpowiedzialność za swoje czyny Adamie Moliński, a nie odlatuj znów w rozważania filozoficzne, które nijak się mają do Twojej egzystencji! Twoje dziecko cierpi - tu i teraz. Jeśli przetniesz teraz wstęgę jej życia, odbierzesz jej szansę na zaleczenie ran, na zrealizowanie się, na miłość, na macierzyństwo... Czy ty naprawdę tego nie widzisz?

- Dlatego moje pytanie, istnieje niebo i piekło? Jeśli tak, to przynajmniej w ten sposób będę mógł dopilnować jej przyszłości… Z końcem świata pójdzie do nieba… Będzie szczęśliwa, będzie jej dobrze… Gdy umrę, a dotychczasowy świat dalej będzie istnieć… nie będę mógł dopilnować jej szczęścia. Nie było mnie przy niej i tak to się skończyło… - w umyśle Adama pojawiła się twarz Huberta Listka. - Jesteś bardzo optymistyczna, zresztą ty uważasz, że to piękne, że palono cię na stosie i umierałaś na szkorbut… ale ja… tego nie chcę dla mojej córki. Przecież w tej chwili ona mnie tak bardzo potrzebuje. Niedawno okładała szczątkami miski zwłoki swojego ojczyma i płakała mi w koszulę. To nie czas na moje kolejne odejście. Ale jeżeli i ona by odeszła… - Adam przerwał, nie potrafiąc dokończyć zdania.

- To problem z głowy. I znów na skróty. - dawna Joanna podleciała w górę i zawisła na wysokości oczu mężczyzny - Nie widzisz tego schematu w swoim postępowaniu? Twoja córka nigdy nie mogła na Ciebie liczyć, więc i teraz nie oczekuje od Ciebie pomocy. Ma bliższych sobie ludzi. A czy Ty wiesz chociaż jak nazywa się jej chłopak lub najlepsza przyjaciółka? Twoja córka ma też matkę, z którą szczerze się kochają. Przykro mi, Adamie, ale jeśli znikniesz... niewiele osób po Tobie zapłacze. Tak żyłeś. Przed Leną, przed swoją córką, nawet przed Ewą, jeśli pokona własne demony, szykuje się jasna przyszłość. A Ty chcesz im to odebrać tylko dlatego, że ciebie w niej nie będzie? Byłbyś strasznym egoistą dokonując takiego wyboru.

Adam zamilkł, po czym uśmiechnął się lekko, przechylił głowę i spojrzał na Caracasę, lecz zdawał się jej nie dostrzegać. Jego oczy rozszerzyły się lekko, a źrenice zaczęły drgać.

-Adam?

Mężczyzną osunął się z osiki na ziemię, uderzając w nią prawym ramieniem - zupełnie tak, jakby nagle opadł z sił, a mięśnie zmęczyło podtrzymywanie ciała. Impakt jednak sprawił, że nieco oprzytomniał. Przechylił się na drugi bok i spojrzał na ogromny Księżyc, który dominował nad firmamentem. Wpatrywał się w nie, aż zaczął dostrzegać krew. Osocze wsiąkające w bandaże Leny, lepki posmak wnętrzności Huberta, szaleńczy śmiech Marcina, obraz płomieni oblepiających restaurację położoną na wrocławskim rynku, postawiony na ogniu czajnik z wrzącą wodą oraz mgłę nacierającą z łazienki. Przywry krwi każące dzieciom krzyczeć z powodu gorączki, kobietę przechowywaną w piwnicy szaleńca satanisty, odblask sztucznych świateł na puszce soku pomidorowego, gdy usłyszał krzyk żony na zewnątrz sklepu - a później już tylko krew - i jej, i ich nienarodzonego dziecka. Wreszcie ukazał się obraz palącej się stodoły, dzięki której Adam zdobył oparzenia na dłoniach, czerwona szminka układająca się w napis na lustrze „witaj w klubie HIV”, oraz przecięte linki hamulcowe samochodu, przez co Ewa - wtedy opatulona śnieżnobiałym welonem - została kaleką.

Za dużo.

- Odejdź. Daj mi spokój - wyszeptał. Jego głos zachwiał się, jak u chłopca przechodzącego mutację.

W tle Księżyca znów pojawiła się ludzka twarz Joanny - mówiącej o grzechu, który popełnił, o tym, że wybiera proste, krótkie drogi, o tym też, że…

Za dużo.

Rozpłakał się. Złamał się.
 
Ombrose jest offline  
Stary 10-12-2013, 23:38   #114
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
- Pfe! Wszędzie badyle i chwasty! – narzekał maluch – Pfe! I jak ja Ci mam tutaj pokazać radość życia? Cholera, nie mogłeś wymarzyć sobie jakiegoś klubu ze striptizem?!

Mateusz rozejrzał się zdziwiony pięknem ogrodu i pytaniem satyra, choć już sama jego obecność dziwiła go mniej.

- Sugerujesz, że znalazłem się tutaj, bo wymarzyłem sobie to miejsce?

- No, tak mi się wydaje. Choć pewności nie ma. Wiesz, ze mną jest tak jak z Tobą - ławka rezerwowych. Zostałem trochę przysposobiony na Twojego opiekuna, choć do aniołków się nie zaliczam. Swoją drogą to ciekawe, co robi Twój anioł stróż. Pewnie on już jest w tym barze... - satyr westchnął po czym usiadł na trawie obok - Niby mam ci pokazać uroki życia, ale przydałyby się jakieś te... pomoce dydaktyczne, a tu są tylko badyle, słońce i wiatr. Pfe!

Jabłoński uniósł się na łokciach i chciał wstać, ale szybko porzucił ten zamiar. Atmosfera tego miejsca, miękkość trawy, zapach kwiatów, szum wiatru, działały na niego kojąco. To dziwne, nigdy bowiem nie uważał się za miłośnika przyrody. Może jednak była ona namiastką spokoju, której w tej chwili potrzebował? Taką miłą odmianą od zapowiadanego końca świata, któremu towarzyszyły jakieś psychodeliczne wizje. I postacie - pomyślał spoglądając na satyra, po czym położył się na wznak i zamknął oczy.

- Jakby się nad tym zastanowić… to też nie masz lekkiej roboty, co? - Mateusz zdobył się na uśmiech.

- Sam w sumie chciałem. - satyr zamyślił się, po czym zerwał źdźbło trawy i zaczął je przeżuwać - Ja naprawdę lubię ten świat jakim jest. Lubię ludzi z ich niedoskonałościami i wiesz co? Najbardziej mnie boli tylko jak młode dziewczyny albo młode chłopaki - jak Ty - dają się uwikłać w konwenanse i przestają się tym życiem cieszyć. Gdybym był na twoim miejscu... korzystałbym chłopie. Oj korzystał...
Malec wyraźnie się rozmarzył.

- Hmm… A tak zwyczajnie, na codzień, to czym się zajmujesz? Znaczy... gdy akurat nie zbliża się apokalipsa? - Mateusz chciał przez chwilę pogadać o czymś innym, oderwać się od tego wszystkiego. A może zwyczajnie nie miał ochoty na roztrząsanie tego co zrobił, czego nie zrobił i jak powinien pokierować swoim życiem.

- Podglądam, podrywam demonice... czasem anielice, ale to jak jestem mocno napruty. No i generalnie robimy zakłady. Takie tam…

- Rozumiem - zaśmiał się krótko, po czym dłuższą chwilę milczał. Rozkoszował się zapachem, ciepłem i spokojem, coraz bardziej się bojąc, że doświadcza tego wszystkiego już po raz ostatni…

- Powiedz mi, bo nie wiem czy dobrze to zrozumiałem. Jeśli zapadnie decyzja, by zniszczyć ten świat, będziemy mogli odrodzić się w nim na nowo, pod dowolną postacią? My - wybrańcy znaczy się. A jeśli postanowimy zachować go w obecnym kształcie?

- Stary, wiem tyle co ty. To też nie jest tak, że mamy jakieś spotkania integracyjne czy kurs przewodnika po stworzeniu świata. Mamy wizje... no przynajmniej ja miałem. I tam zadano mi pytanie czy chcę ocalić Wasz świat. Chcę. Lubię go jakim jest i... soreczka, ale moim zdaniem jesteście za głupi, aby stworzyć coś lepszego. Ten świat ma dwa tysiące lat. Ostatni przekręt zrobili tzw. apostołowie. Byli cwani, bo zbudowali nowy świat na wyobrażeniach starego, jednak... no ogarniasz, to wszystko co dla Ciebie jest historią sprzed narodzin Chrystusa, to są ich wersje wydarzeń. Miała być jedna spójna, która zastopuje wojny, a i tak wyszło, że z prawdą jest jak z dupą - każdy miał własną. Jak na mój gust tworzenie świata jest po prostu przereklamowane.Nie stworzysz nic pięknego, jeśli tego piękna nie masz w sobie. Ot.

Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Też uważam, że jestem za głupi. Wszechmocny Bóg stworzył ten świat i… wyszło jak wyszło. Może i pięknie, ale nie bez wad. Nie wydaje mi się by garstka losowo wybranych popaprańców mogła zrobić to lepiej. Tylko widzisz… myśl o tym, że dla dobra sprawy mam poświęcić własne życie, jakiekolwiek by ono nie było, średnio mi się podoba. Chociaż… z drugiej strony rozwiązuje to problem moich długów, nie? -
Mateusz uśmiechnął się, choć przyszło mu to z trudem.

- Słuchaj... Bóg jest wszechmogący, nie? Może... może targuj się. Czy coś.

- Jest to jakaś opcja. Tylko.. nie wiem czy mam odwagę. Nie jestem pewien czy chcę. Parę razy w życiu było mi tak ciężko, byłem tak przytłoczony tym wszystkim, że chciałem umrzeć. Albo żeby świat się skończył, a wraz z nim wszystkie moje problemy, błędy i zobowiązania. Aby nie nadszedł kolejny dzień, z którym będę się musiał zmagać. Teraz w sumie mam taką możliwość. Mogę przyczynić się do tego, że świat się skończy, a przynajmniej skończy się dla mnie. I co? I nie wiem. Zwyczajnie, po ludzku, nie wiem co mam zrobić. Nigdy nie byłem za mocny w podejmowaniu decyzji. Ironia, nie?

Satyr patrzył przez niego na chwilę w milczeniu - wyjątkowo poważny. Nawet źdźbło trawy wypadło mu spomiędzy zaostrzonych ząbków. Po chwili położył się plecami na trawie i zamknął oczy. Przez chwilę Mateusz zastanawiał się nawet czy nie zasnął, ale wtem potworek odezwał się. I nie był to głos dziecka, lecz... demona.

- Powinienem powiedzieć, że ci nie zazdroszczę, ale... to nieprawda. Nie zazdroszczę ci brzemienia, jednak... zostałeś wybrany, chłopie. Ty możesz coś zrobić - naprawdę! Jesteś pieprzonym bohaterem. Wiesz ile razy ja życzyłem śmierci sobie i światu, gdy widziałem jak ładna dziewczyna podcina sobie żyły, albo jak ojciec kopie noworodka, jak te dzieciaki w Etiopii... one naprawdę zdychają z głodu, wiesz? A kościół wcale nie pomaga. Co im z egzemplarza Biblii na głowę, skoro jedyne o czym potrafią myśleć, to pajda chleba? Naprawdę... do dziś nie rozumiem czemu tak jest. Ale... no właśnie “ale”. Dobra jest więcej. Każdy uśmiech niemowlaka, każde spojrzenie kochającej matki, każda zakochana para, każda para kumpli na śmierć i życie... Jasne, bywa parszywie, ale wiesz - w większości na własne życzenie. Ludzie muszą mieć problemy, bo czują się niepewnie, gdy mają wszystko, czego chcieli. Z tobą też tak jest. Sorry, ale to trochę gadanie rozkapryszonego dzieciaka. Nie pasował ci ten świat, a teraz gdy masz szansę coś dla niego zrobić, odnaleźć się - kaprysisz. Śmierć to tylko etap. Jeśli sam nie wiedziałeś co ze swoim życiem zrobić i nadal nie masz planu, to zrób coś dla innych. Ot i tyle porady demona. - satyr zamilkł i znów leżał nieruchomo, jakby usnął.

- Mówisz tak, jakbym mógł to wszystko naprawić. Głód w Etiopii, ból istnienia, bezsensowną przemoc. A przecież wybór, jaki mi dano, pozwala mi jedynie przyłożyć rękę do tego, by wszystko to trwało dalej. Mogę co najwyżej pozostawić ten świat takim jakim jest. Z głodem, chorobami, wojnami i ojcami kopiącymi nowo narodzone dzieci. Nie mogę nic więcej dla nich zrobić. Mogę tylko pozwolić im trwać i mieć nadzieję, że się opamiętają. Zresztą… Bóg chyba zrobił to samo.
Mówisz, że kapryszę jak dziecko? Owszem, jestem w tej chwili dzieckiem, które kaprysi. Kaprysi, bo tatuś dał mu do zabawy bombę atomową. I jest na tyle głupie, by nie wiedzieć co z tym fantem zrobić, a jednocześnie na tyle mądre, by wiedzieć, że tatuś postąpił bardzo, bardzo nie fair.
Ale nie przejmuj się, poradzę sobie. U nas w Polsce marudzenie jest na porządku dziennym. Złośliwi upatrują w tym nasz nowy sport narodowy. Ale pomimo tego, że ciągle narzekamy… żyjemy dalej. Może po prostu potrzebujemy sobie pogadać, pozrzędzić. Ale tak poza tym robimy swoje.


- No to na zdrowie - zaśmiał się satyr swoim dziecięcym głosem - Ja ci powiem tylko jedno. Mimo tej całej chujozy, na którą nic nie poradzisz, świat jest piękny. Rozejrzyj się. Świat jest ok, to ludzie są jacyś nie teges. I co gorsza, widać chcą tacy być.Wolą marudzić niż walczyć o to, co jest/było dla nich ważne...

Jabłoński westchnął, po czym uśmiechnął się, jakby nieco swobodniej.

- Dzięki...

Chciał coś jeszcze dodać, ale szybko zdał sobie sprawę, że w zasadzie nie wie, za co chce podziękować malcowi. Może zresztą to jedno słowo najpełniej wyrażało to, co miał do powiedzenia.

Spróbował się jeszcze odprężyć. Nacieszyć chwilą, która niebawem dobiegnie końca. Jak człowiek cieszy się ostatnią minutą snu, wiedząc, że musi wstać do pracy bo zaraz zadzwoni budzik. Budzik, w którym z jakiegoś powodu nie działa przycisk "drzemki".
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 11-12-2013, 23:02   #115
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Nie sądzisz, że szkoda byłoby to zniszczyć? - odezwał się, nie patrząc na Palucha.
- A co mnie to gówno obchodzi - Paluch skomentował stwierdzenie obcego. - To nie mój świat. Mój świat, ten który znam, to cztery ściany, brudny kibiel i okno z żelaznymi kratami. Miałbym zmienić zdanie tylko dlatego, że pokazałeś mi pocztówkę z National Geografic?
- A co szkodzi przenieść się w takie miejsce? Kasa? Potrafisz ją zdobyć. Gdybyś odkładał, to co złowiłeś na kradzieżach, byłoby cię stać na podróż dookoła świata. Ale ty przewaliłeś wszystko na panienki, kumpli i wódę. Sam wybrałeś swój los - przyznaj to w końcu, a nie kryj się za spódnicą mamusi.
- Przewaliłem na leczenie najbliższej mi osoby, coś czego taki magiczny skurwiel zapewne nigdy nie zrozumie - odparł Brzyski. - Zdaje się, że nie bardzo rozumiesz ludzi i ich naturę. Podobnie zresztą jak to co podszyło się pod moją matkę.
- Popraw mnie, ale coś mi się wydaje, że najpierw stałeś się złym chłopcem, a dopiero potem Twoja matka zachorowała. Kiepskie tłumaczenie. Jesteś słabym, żałosnym człowiekiem Piotrusiu, a kiedyś chciałeś być przecież jak ten Piotruś z bajek.*
- Obrażanie mnie przynosi odwrotny skutek od zamierzonego - odpowiedział, co zaskakujące, spokojnie Brzyski. - Popraw mnie gówniarzu, ale mam wrażenie, że od naszej woli zależy co się z wami stanie. I się boicie, sracie po gaciach, że możemy was zniszczyć naszym wyborem. Powiedz jakie to uczucie zależeć od “słabego, żałosnego człowieczka”?
Nożownik wzruszył ramionami i odwrócił się tyłem do Piotra, ten jednak wyczuł, że właśnie trafił w sedno.
- Pieprze to. - odezwał się wreszcie - Pieprze swoje istnienie, bo dość już się nażyłem, ale na tym świecie są lepsi od Ciebie ludzie, Brzyski. Piękniejsi... mądrzejsi... Ty jesteś odrzutem i naprawdę Bóg jeden wie czemu taki... cwel więzienny ma decydować o losach świata. Miałem być twoim aniołem stróżem, ale wiedziałem, że najgorszym zagrożeniem dla siebie jesteś ty sam. Dlatego skrzyżowałem twoją drogę z Leną. Ta kobieta ma piękną duszę... i silną wolę. Tamci chcieli cię wykorzystać jak narzędzie, byś skrzywdził drugą Pieczęć. Ja cię obroniłem... choć zraniłem fizycznie i przez to nie umiesz mi teraz zaufać. Taka była cena.*
- A jednak nie okradłem jej, a potem starałem jej się pomóc. Podobnie jak Adamowi. Prawda jest tak, że póki ten cwel więzienny zachowuje się jak aniołek. Jedyny problem polega na tym, że nadal nie widzę powodu dla którego miałbym zachować świat w takim kształcie jak obecnie. Piękna natura… ponoć możemy ją odtworzyć. Jednak już bez cweli więziennych i innych istot, które tak kochasz - ostatnie słowo Brzyski przeciągnał. - A teraz, skoro nie masz ochoty mnie widzieć, zwolnię cię z przykrego obowiązku o który nigdy nie prosiłem. Jesteś wolny, rób co chcesz i nie mieszaj się więcej w moje sprawy. Ka-pe-wu?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Spoko. Też za tobą nie przepadam. Nim jednak odejdę, zostawię ci ostatnie pytanie. Odpowiedz na nie sam sobie. Czy masz w sobie dość siły, prawości i dobra, by nowy świat stworzyć lepszym?*
- Diabli wiedzą. Jestem tylko “więziennym cwelem” - odpowiedział Brzyski, a potem obrócił się i zaczął schodzić z góry.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 19-12-2013, 13:34   #116
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/XAi3VTSdTxU[/MEDIA]
Codzienność która już nie chce ostrzegać i ostrzec
patrzę: dokoła ludzie chodzą - pająki -
- po niewidzialnych niciach swojej odwagi najprostszej.


Ile potrzeba czasu, by zdecydować o losach świata? Czy można mieć na to dość czasu? Czy zwykły człowiek jest w stanie udźwignąć na swoich barkach taką decyzję?

Ktoś uznał, że tak. Ktoś… Ktoś kazał im decydować.

I szósty anioł zatrąbił: i usłyszałem jeden głos od czterech rogów złotego ołtarza, który jest przed Bogiem, mówiący do szóstego anioła, który miał trąbę: Uwolnij czterech aniołów, związanych nad wielką rzeką, Eufratem! I zostali uwolnieni czterej aniołowie, gotowi na godzinę, dzień, miesiąc i rok, by pozabijać trzecią część ludzi.

Znów zmieniło się otoczenie, znów oni sami się zmienili po to… by wreszcie się spotkać. Pięć osób stanęło kręgiem w jednym pomieszczeniu. Aniela, Lena, Adam, Piotr, Mateusz… tak różni, a jednak teraz jakby podobni czy to za sprawą wspólnego brzemienia, czy białych kombinezonów, w które byli ubrani.


Sala, w której się znaleźli, miała okrągły kształt. Nawet sufit miał sklepienie elipsy. Tylko podłoga pozostawała prosta, choć nie umieszczono na niej żadnych mebli. Nie było tu niczego poza piątką ludzi…


Minęło drugie "biada", a oto trzecie "biada" niebawem nadchodzi.
Ostatnie.


A jednak skądś pojawiło się pod sufitem światło – mały, błędny ognik, który okrążył pomieszczenie po czym… wleciał prosto w usta Leny.

- Oto nadeszła chwila bez imienia. Pieczęci zdecydują czy pozwolą rozpaść się staremu światu czy staną się jego spojeniem na kolejnych 1000 lat. Anioł Apokalipsy nadchodzi, by poznać Wasze wybory. Są tylko dwie drogi ku jasności. Tylko dwie. Trzecia bowiem prowadzi jeno w mrok. Jeśli nie zdecydujecie… nic się nie stanie. Nic zupełnie. Zastanówcie się więc wybrańcy po raz ostatni. On bowiem już kroczy ku wam, a ślad jego krwawym kwieciem zarasta.

…Puf!

Ognik wleciał równie szybko, co wleciał do ciała kobiety i szybko wzniósł się pod sufit, gdzie zniknął. Jakby nigdy go tu nie było.

Trzech mężczyzn i dwie kobiety... zostali sami…
Na razie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-12-2013, 03:13   #117
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Krople spadały jedna za drugą. Srebrzyste, przezroczyste twory, które skapywały z oczodołów, by uderzyć w źdźbła bujnej, rozkosznie zielonej trawy. Jak gdyby sama obecność anioła wiosny - Caracassy vel Joanny - kazała roślinności rozkwitać, auksynom w łyku płynąć, a komórkom dzielić się i wydłużać - aby tylko jak najbliżej ciała niebieskiego, którego promienie słodko oblepiały uniwersum. Krople - o idealnej wręcz krągłości - upadały, bezwiednie przyciągane przez grawitację. Adam nie spoglądał na nie, wewnętrznie zajęty sklejaniem porozdzieranej psychiki, aż w pewnym momencie - zupełnie przypadkowo - jedna z łez przykuła jego uwagę. Ta ostatnia, bo więcej już nie popłynęło. Niby zwyczajna, a jednak jakby bardziej połyskująca. Bardziej ważna. Inna.

Adam nie wiedział kiedy zaczęła się powiększać, a idealny okrąg, który ją determinował - 2 π r - rozszerzył się i swoimi ramionami objął większą część rzeczywistości. Na początku w trzech wymiarach, później doszedł czwarty, następnie piąty, a zaraz po tym wszystkie pozostałe - misternie wkomponowane w tę samą - a jednak zupełnie inną - łzę. Czas zawrzał, przestrzeń zabulgotała i w konsekwencji obraz przed oczami Adama zaczął się przemieniać, jak gdyby uzależniony od photoshopowych filtrów nakładanych jeden po drugim przez szalonego, obcego wirusa. Kontury łzy podzieliły się na pięć równoległych względem siebie części, które przypominały pięciolinię, uroczyście krążąc wokoło Adama. Dźwięki jednak nie padały, choć mężczyzna zdawał się w nie wsłuchiwać. Cisza w tonacji gis-moll, a obok niewidzialnego klucza wiolinowego cztery znaki - fis, cis, gis, dis. O jeden za mało. Trawa rozmyła się, niebo pojaśniało, Caracassa znikła. Osika rozpłynęła się, fosforyzujące mrówki odeszły, a zapach rozrzedził się. Grzbiet kropli uformowany w okrągłe sklepienie wzleciał nad Adamem, natomiast spodnia część łzy rozpłaszczyła się, równocześnie zajmując odpowiednie miejsce pod stopami. W ten sposób powstało pomieszczenie o idealnych, matematycznie wręcz skrojonych wymiarach.

Obok mężczyzny przewijały się pasma cyfr, zwłaszcza zer i jedynek. Gdy próbował skoncentrować się na nich, uciekały - niczym czarne plamki na siatkówce, których prędkość wzrasta wraz z ruchem gałki ocznej. Być może stanowiło to dowód na istnienie oblicza Boga jako wielkiej misternej Maszyny, opisującej świat za pomocą nieuchwytnych liczb kwantowych i ich wzajemnych zależności. Lub też był to jedynie wytwór szalonego umysłu. Nie miało to znaczenia, bowiem w tej właśnie chwili Adam odkrył, że to on był brakującym, piątym krzyżykiem.

- Ais - powiedział więc na głos, dla odmiany kreśląc palcem na podłodze klucz wiolinowy, gdy szósty anioł przemówił na temat Anioła Apokalipsy.

Ta sama niebiańska istota utrzymywała, że Adam mógł przelać swój aisowy ton czysto, zgodnie z tonacją - i wtedy melodia apokalipsy popłynie w swej doskonalszej postaci. Istniała też druga opcja, gdzie z rozmysłem zafałszuje, by zdegenerować nuty i w konsekwencji pozwolić światu dalej trwać. Jednakże ais mógł w ogóle nie pojawić się na pięciolinii, a byłaby to droga o wiele mroczniejsza - tak utrzymywało stworzenie. Adam mu wierzył.


- On bowiem kroczy ku wam, a ślad jego krwawym kwieciem zarasta.

Oczy Adama rozszerzyły się. Pomimo niezaprzeczalnego istnienia białego skafandra, poczuł się przeraźliwie nagi. Nie był przygotowany na swoją kolej i wnet odniósł wrażenie, że jest jedynie wystraszonym uczniem szkoły muzycznej, który ani razu nie przejrzał nut, lecz stał już przed ogromnymi dębowymi drzwiami prowadzącymi na aulę, gdzie ludzie zgromadzili się, by wysłuchać popisów. Wnet miała przyjść jego kolej, a zza progu dobiegały dźwięki grane nie tylko z wypracowaną wirtuozerią, lecz i czystą pasją, zdradzającą prawdziwy talent muzyka umieszczonego ten jeden punkt wyżej w harmonogramie. Adam podszywał się za kogoś takiego, stojąc następny w kolejce, a miękkość futerału wykonanego ze sztucznego materiału prędko przelała się na miękkość nóg. Kolana zgięły się i Adam usunął się na podłogę, zmysłami odbierając jedynie szaleńczą tachykardię własnego serca.

W rzeczywistości - czy raczej „rzeczywistości” - Adam wciąż siedział na podłodze nieopodal pozostałych czterech pieczęci i kreślił wskazującym palcem dziwne znaki, linie i symbole.

Po chwili podniósł wzrok, gdy kobieta - medium dla anioła - zamilkła. W pierwszej sekundzie Moliński wydawał się być spokojny, lecz wnet jego twarz dała wydźwięk grozie, o jakiej Lovecraftowi się nawet nie śniło. Ujrzał, jak usta dość ładnej blondynki rozwierają się szeroko a spomiędzy nich wylatuje krwistoczerwona kaskada ognia. Szkarłatna pożoga, która oblepiła Adama niczym każdy grzech, który popełnił za życia. Mężczyzna czuł potworne katusze, nie tyle przedsmak, co istotę cierpień piekielnych - bezlitosnych i skrupulatnych. Wnet zwijał się po podłożu, krzycząc wniebogłosy. To, co w istocie było jedynie małym, błędnym ognikiem, dla Adama wydało się być okrutnym inferno, pełnym sadyzmu i terroru.

Po chwili wiązki cyfr znów zaczęły otulać mężczyznę, każąc się uspokoić. Jak gdyby Bóg nie chciał, aby Adam bezwiednie manifestował szaleństwo, gdyż Pieczęć powinna dumnie pełnić powierzoną jej rolę, pełna psychicznej równowagi. Liczby koiły, wsiąkały w duszę niczym balsam, wypełniając ukłucia fosforyzującą, puchową mgiełką. Kolejna seria znaków i Adam znów siedział, kołysząc się, lecz jednak delikatnie, bez zbędnych, niebezpiecznych i gwałtownych ruchów. Spokojnie.

Zaraz po tym nastąpiła chwila, której Adam nie zapamiętał. Mogła trwać nieskończenie długo, lub też żałośnie krótko i choć mężczyzna był w pełni świadomy oraz rozumny podczas jej trwania, gdy minęła, nie zarejestrował jej. Mógł wtedy robić cokolwiek, mówić cokolwiek, rozmawiać z kimkolwiek. Jednak z jakiegoś powodu pamięć odrzuciła zapis niczym niechcianego bękarta i gdy Adam czekał już na przyjście ostatniego, siódmego anioła - jego ostatnim wspomnieniem była przyjemna, uspokajająca mgiełka, dzięki której już się nie bał. Wiedział kto nadchodzi, i jaka jest waga chwili powiązanej z najbliższą przyszłością.

Strach odszedł i Adam poczuł się przyjemnie lekko - czego nie było mu dane w przeciągu wielu ostatnich lat.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 22-12-2013 o 03:38.
Ombrose jest offline  
Stary 02-01-2014, 12:10   #118
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Aniela rozejrzała się niepewnie. Nie znała żadnej z tych osób. Nie wiedziała gdzie są, ani "kiedy" są. I czy w ogóle jeszcze istnieją? A może to tylko sen. Był jednak zbyt realny, a jej serce waliło tak mocno, że na pewno działo to się naprawdę.

- Witajcie - zaczęła nieśmiało - w końcu się spotykamy. Czy ktoś ma chociaż najmniejsze pojęcie co my tu robimy i dlaczego właśnie my? Znaczy wiem, że losy świata i tak dalej, ale może ktoś wie coś więcej?
Lena rozglądała sie nerwowo aż w koncu skupiła wzrok na Anieli.
- Witaj - odpowiedziała uprzejmie - Ja... mój anioł stróż mnie tu przyprowadził. Nie wiem jednak czemu mnie wybrano i on mówił, że również nie wie. Że to... sam Bóg.

Adam wstał i podszedł do obu kobiet, nie do końca pewny, czego oczekiwać. Wołanie anioła zdawało się być autentyczne, lecz i tak pozostawał lekki, zapewne irracjonalny lęk, że któryś z zebranych nagle ściągnie maskę i okaże się Marcinem. Moliński pozował na opanowanego, choć wprawne oko dostrzegłoby delikatne drżenie dłoni.
- Wszyscy mówią o Bogu, lecz nigdzie go nie widać. Nawet teraz - zaczął. - Myślę, że pytanie, dlaczego nas wybrano nie jest właściwe. Mnie bardziej interesuje, co z tym zrobimy. Co… zadecydujemy.
- Anioł mówił o trzech drogach, a opisał tylko dwie. Myślicie że jaka jest trzecia?
- spytała Aniela.
- Ja zrozumiałem, że trzecia droga to niezdecydowanie pomiędzy pierwszymi dwiema. I odczułem… że to najgorsze wyjście - odpowiedział Adam. - Może czas się zatrzyma. Albo wydarzy się coś jeszcze gorszego…
- Miałam nadzieję, że trzecia droga to wprowadzenie zmian w obecnym porządku rzeczy. Bo czy chcemy wszystko niszczyć? Po co? Żeby powstał nowy ład, który potem znowu zamieni się w burdel?
- wtrąciła Aniela.
Adam wzruszył ramionami, przez co materiał śnieżnobiałego skafandra nieprzyjemnie zaszeleścił.
- Tak naprawdę nie wiemy, jak wyglądałby ten nowy świat. Można jedynie być optymistą, lub pesymistą - odrzekł. - A jeśli wprowadzenie zmian, o których mówisz, możliwe jest tylko przez start od nowa? A jeśli apokalipsa jest drogą smutną, lecz konieczną, by mógł powstać raj? Szkoda, że nikt w to nie wierzy… Nawet anioły… - dodał, mając na myśli Caracassę.
- Pierdolenie - wtrącił Brzyski. - Żaden wybór nie uratuje nas - zauważył. - A poza tym… skąd mamy pewność, że nowy lepszy świat będzie lepszy?
- Poruszyłeś ciekawą kwestię. Co się stanie z nami gdy już dokonamy wyboru? Bo pewności co do tego co będzie potem ze światem, nie mamy absolutnie żadnej - odpowiedziała Aniela.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 02-01-2014, 16:46   #119
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Gdybym był pewny czegokolwiek, wszystko byłoby o wiele prostsze - odparł Adam. - W rzeczywistości nie wiem nawet, czy ten wybór jest naprawdę nasz. Zastanawiamy się, dlaczego zostaliśmy wybrani przez Boga. Wszechmocnego Boga, dla którego spojrzenie w przyszłość i przewidzenie naszych stanowisk nie powinno być żadnym problemem. Czy więc Bóg, gdy nas wybierał, nie wiedział od początku, co zadecydujemy? Nie ma różnicy pomiędzy wybraniem pięciu osób, które zagłosują za apokalipsą, a samodzielnym zadecydowaniem o końcu świata. Nie ma różnicy pomiędzy wybraniem pięciu osób, które sprzeciwią się apokalipsie, a samodzielnym zadecydowaniem o zachowaniu świata. Na dodatek ja, być może i wy, byłem manipulowany zarówno przez anioły, jak i awatara zła, którego mógł stworzyć Bóg. Właściwie wszystkie te ostatnie tragedie mogły być zaplanowaną przez niego misterną intrygą. Ten zły powiedział mi, że chce apokalipsy. Ta dobra wspomniała, że apokalipsa nie jest odpowiednim wyjściem. Wygląda to jak zabawa w dobrego i złego policjanta, a ja w tej chwili powinienem opowiedzieć się za zachowaniem statusu quo. Ale nie jestem tego pewny. Wszystko może być jedną wielką farsą, a najzabawniejsze jest to, że choć teoretycznie to ja mam być jedną z osób, które zadecydują… nie czuję, że mam jakikolwiek wybór. Nazwij to pierdoleniem - zwrócił się do Palucha. - A po dokonaniu wyboru umrzemy - odparł na pytanie Anieli. - A przynajmniej tak usłyszałem od mojego osobistego… anioła stróża.

- Skoro i tak mamy zginąć, równie dobrze możemy ten świat zabrać ze sobą do grobu.

- Albo stwierdzić, że chuj nas to obchodzi i samymi stać się super istotą, która dla swojego kaprysu będzie rządzić i dzielić. Zresztą... jakie to ma znaczenie. Równie dobre, a może i uczciwsze, byłoby rzucenie monetą. Orzeł, reszka i trzecia droga jakby moneta stanęła na krawędzi.

- A gdyby moneta wskazała na koniec świata, to… - Adam przerwał. - Wybaczcie mi osobiste pytanie, ale… czy macie coś na tym świecie, co byście chcieli zachować? Ja mam osoby, które kocham. O które walczyłem. Walczyliśmy… - poprawił się, spoglądając na Palucha. - Oni wszyscy przeminą wraz ze starym światem. Z jednej strony przyjemnie jest myśleć w ten sposób, co ty - zwrócił się do Anieli. - W gruncie rzeczy chyba nawet myślę podobnie. Lecz wciąż… to zagmatwane - uśmiechnął się niezręcznie.
 
Ombrose jest offline  
Stary 02-01-2014, 19:31   #120
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. To może zróbmy wstępne głosowanie, na szczęście remisu nie będzie. Kto jest za nowym porządkiem niech podniesie rękę - Aniela sama nie wykonała jeszcze żadnego ruchu, ciekawa była jak zagłosują pozostali.
- Rzucanie monetą? Głosowanie?! - Lena, która starała się zachować neutralność, nie wytrzymała - Na Boga... tam została moja córka!Jak mam skazać ją na śmierć? Nawet kosztem ocelenia losu tych najbardziej pokrzywdzonych... No jak? Musi być inne wyjście. Musi...
Kobieta opadła na kolana i zaczęła najzwyczajniej w świecie płakać, chowając głowę w ramionach.

Adam podszedł do płaczącej kobiety, niepewny jak się zachować. Przyklękł, podniósł rękę, jakby chciał pogłaskać po policzku… lecz zrezygnował. Westchnął, po czym znów wstanął, starając się zachować jasność umysłu. Niespodziewany emocjonalny wybuch Leny zmierzwił cienką skorupkę, trzymającą szaleństwo Adama w ryzach. Jeden spokojny wdech, kolejna fala uspokajającej, zerojedynkowej mgiełki i mężczyzna znów był psychicznie stabilny. Tak bardzo, jak psychicznie stabilny mógł w tej sytuacji być.

- Myślicie, że gdy Anioł Apokalipsy przyjdzie… wciąż będzie czas na pytania? - rzekł. - Znaczy dosłownie, chciałbym go zapytać o konsekwencji trzeciej drogi. Teoretycznie powinien być osobą najlepiej poinformowaną.
Adam wolał nie dodawać, że wątpi, by personikacja zagłady rzeczywiście była “osobą” - a więc miała choćby najmniejszy pierwiastek człowieczeństwa.
- Po prostu chcę znać wasze zdanie. Czyli Ty jesteś za ocaleniem obecnego świata, i bardzo dobrze - zwróciła się do Leny. - Sama nie wiem co powinniśmy zrobić, ale wygląda na to, że jednak będziemy za przetrwaniem ludzkości. I wątpię by ktokolwiek zechciał odpowiedzieć wprost na nasze pytania.
- W ogóle dość niechętnie odpowiadają na pytania - odezwał się w końcu Mateusz - przynajmniej mój diabeł stróż i ten drugi… nie byli zbyt wylewni, jeśli chodzi o szczegóły. Tak czy owak, zamierzam się jednak opowiedzieć za pozostawieniem świata takim, jakim jest. Nic mnie tu nie trzyma, nie ma na tej Ziemi nikogo, kogo chciałbym ocalić od apokalipsy… I choć uważam ten świat za bardziej niż popieprzony, to jednocześnie jestem przekonany, że żadne z nas nie stworzyłoby go lepiej. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale… po prostu nie widzę siebie w roli kogoś, kto stworzy tutaj raj…
- Myślę, że nawet gdybyśmy wybrali apokalipsę, na pewno nie dano by nam prawa tworzenia nowego świata. My tylko decydujemy w sprawie końca tego obecnego. Wszystko inne jest już poza naszą… kompetencją - odparł Adam. - Później umieramy. Za chwilę umieramy. To tak jakbyśmy byli w poczekalni do komory gazowej - lekko zadrżał. - Nie wiem, dlaczego mieliby blefować z tym umieraniem po głosowaniu, więc pewnie rzeczywiście tak się stanie. Tak.
- A dlaczego mieliby blefować o tym, że będziemy w stanie wybrać tym czym się staniemy, np. nowym Bogiem? Kurwa - Piotr się zaśmiał - każdy wybór jest zły. Moneta jest przy tym sprawiedliwa, nie ma emocji, ani niczego na czym by jej zależało. W jednym jesteśmy chyba zgodni, że nas nie czeka nic przyjemnego..
- Paradoksalnie odnoszę wrażenie, że sam Bóg pomyślał dokładnie w ten sam sposób. Wybrał piątkę przypadkowych osób, każe im podjąć decyzję i uważa, że tak jest sprawiedliwie. I chyba byłoby łatwiej, gdyby sam postanowił rzucić monetą… - Mateusz zamyślił się na chwilę - A jeśli… okażemy się jednak monetą, która stanie na kancie? Jeśli wszyscy, na fundamentalne pytanie odpowiemy “nie wiem” albo zwyczajnie odmówimy podjęcia decyzji? Chyba na tym polega wolna wola, nie? Jak myślicie, co wtedy?
- Pewnie nic, świat i tak będzie trwał dalej. A my jesteśmy zabawkami w rękach losu.
- Sądzę, że i tak nie jesteśmy w stanie niczego wygdybać - wtrącił Adam. - Przynajmniej dla mnie nic nie jest tu przewidywalne.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172