Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2013, 23:43   #219
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jean Battiste Le Courbeu czuł się nieswojo w tym… miejscu czy mieście. Było może i piękne, ale coś było nie tak. Było za cicho. Nie było tu życia, do jakiego przywykł i to czyniło stolicę elfów… wyjątkowo upiornym miejscem. I to mimo niewątpliwej urody.
Była to cisza przed burzą. Czuł to w kościach i... nie mylił się.

Koci zabójca...Jean był zaciekawiony pomysłowością, ale też i ironią sytuacji.
Że też kochające naturę elfy, wysłały zmechanizowanego kota przeci Kotu w Butach. Le Courbeu musiał przyznać, że tego akurat nie mógł się spodziewać.
Zerknął na Sargasa, po czym na gnomią kapłankę pytając.- Nie masz wymodlonego jakiegoś zesłania przypadkiem?
Bowiem na swego chowańca liczyć nie mógł. A kiedy kapłanka zaprzeczyła, Jean wypowiedział słowa. Na moment zamigotał widmowy pancerz, efekt zbroi maga, którą na siebie rzucił. Po czym ruszył w kierunku futrzaka mrucząc pod nosem.- Miły kotek.
Kolejny gest sprawił że Jeana otuliły mgliste opary poruszające się wraz z nim i wywołujące zmęczenie. Gnom uznał, że to wystarczy by zachęcić czarnego kota do drzemki.
-Ty weź uważaj...- mruknęła Seravine, która przesunęła się lekko do przodu, uważnie obserwując zainteresowane gnomem zwierzę.
-Wszystko idzie zgodnie z planem.- stwierdziła rozmazana sylwetka gnoma rzucająca kolejny czar. Cichy i bezgłośny Jean wynurzył się z oparów i ruszył żwawo w kierunku kota. Była to prosta iluzja, ale Le Corbeu miał nadzieję że, wystarczy by oszukać zwierzaka.
On sam zaś zachodził kota z drugiej strony.
Kotka zaś rozejrzała się, zamiotła ogonem i polizała ekstrawagancko łapę, by następnie obrócić się i spojrzeć prosto na idącego w jej stronę Jeana. Tego prawdziwego.

Jednocześnie gnom dostrzegł delikatny błysk magii na dziwnym monoklu zamontowanym na kocim łebku a następnie cała aparatura na jego grzbiecie poruszyła się z cichym kilkotem.
Ogar zamarł.
Dennise wstrzymała oddech.
Z tuby wycelowanej w gnoma, mogącej równie dobrze być pistoletem, wysunęła się mniejsza dookoła której zwinięty był złożony kawałek papieru.
Seravine uniosła brwi.
-Em...
Sargas zaś z zainteresowaniem obserwował gładkiego intruza.

Jean odetchnął w duchu. A więc to tylko posłaniec. Kto by pomyślał, że właśnie u elfów, ptaszki pierwsze wyjdą z mody.
-Ktoś tu lubi się popisywać.- żachnął się gnom rozpraszając mgiełkę i iluzję. Trochę go intrygowały te kosztowne zabawki. Monokl nie mógł wszak wykrywać magii, bowiem i Jean i jego iluzja były magiczne. A szpieg wątpił, by futrzak potrafił właściwie rozpoznawać magiczne aury. Wykrycie niewidzialności też nie wchodziło w rachubę... czyli kot został wyposażony w zabawkę magiczną o potężnej mocy...coś co pokazywało prawdziwą naturę widzianego świata. Magia taka była poza zasięgiem przeciętnego czaromiota, o tak kiepskim jak Le Corbeu nie wspominając. Gnom wziął do ręki zwitek papieru, rozwinął i zaczął czytać.


Kotka poczekała aż gnom weźmie wiadomość, przeciągnęła się a następnie skoczyła w stronę okna.
A raczej skoczyłaby, gdyby nie to że w chwili napięcia mięśni i wyprostowania zadnich łap, zniknęła w małej, trzeszczącej eksplozji energii.
Seravinne uniosła brwi Jean zaś dostrzegł jak zwierze pojawia się w dokładnie takiej samej eksplozji kilka dachów dalej, lądując lekko... no niczym kot.
Na liście zaś, zapisanym wąskim, precyzyjnym pismem nie było za dużo treści.
Cytat:
"Północne tereny łowieckie, jutro w południe, powiedz że to przejażdżka. Bierz kogo chcesz z bronią czy też bez. Nie mów nikomu na dworze. Puść kartkę.

Naprawdę, puść."
Ktoś się naprawdę... postarał. Dłoń gnoma otwarła się i Jean patrzył jak karta upada na ziemię spodziewając się pożaru lub wybuchu lub równie efektownego samozniszczenia. Jean był już szpiegiem jakiś czas... znał zasady. Sytuacja była intrygująca…
Kartka zaś nie eksplodowała, nie spłonęła.
Zamiast tego, zapadła się w sobie, nie pozostawiając po sobie nawet pyłku. Jean znał już ten efekt, widział go, ale w znacznie większym spektrum, kiedyś.

Była to implozja.
Implozja na tyle mała by zniszczyć tylko mały skrawek papieru albo inny, równie niewielki przedmiot.
Chennet zbliżył się do gnoma i spojrzał nań pytająco.
-Mam się martwić bardziej niż do tej pory?- zapytał spokojnie, rozglądając się po okolicy.
Cóż, mało kiedy widzi się migbłyskalne koty.
-Zostaliśmy zauważeni przez kogoś.- Jean potarł podbródek zastanawiając się czy rzeczywiście jest sens zabierać kogoś na przejażdżkę. Pokaz mocy był wystarczająco wstrząsający dla niego, by zwątpić we własne siły. Jakiż był więc powód narażać resztę?
-Jutro w południe wybieram się na północne tereny łowieckie. Przydałoby się, by ktoś towarzyszył mi w tej podróży... z bezpiecznej odległości. I w razie czego szybko powiadomił kogo trzeba na dworze elfów, w razie... gdybym zginął.
Szpieg starał się mówić te słowa spokojnym tonem. Ale ręce mu lekko drżały.
Potarł czoło próbując uspokoić bicie serca.-To co z tym zaproszeniem?

Ivette, która stała w milczeniu i obserwowała całe zajście z pewnym zaskoczeniem na twarzy, odchrząknęła i podała gnomowi otworzoną kopertę.
-Em... Dziś wieczór, o siódmej, w Księżycowej Jadalni...- powiedziała cicho, wyraźnie mając niepewne odczucia względem tego małego, sypialnianego zajścia.- Spotkasz się z królem i jego małżonką...
-Czyli mam jeszcze czas na małe polowanie. Proponuję wyruszyć teraz.
- rzekł po namyśle gnom.-Tak. To dobry pomysł. Ponoć na północ stąd są dobre tereny łowieckie. Wyruszamy teraz.
Spojrzał na Ivette.- Kogo wypada zabrać na spotkanie z parą królewską?
Kobieta uniosła lekko brwi.
-Ivette i Seravine, wy dwie mi wystarczycie.-
odparł z uśmiechem gnom i po chwili zamyślenia dodał.- I Dennise, na wszelki wypadek. Tak, myślę że tyle wystarczy.
-Masz okazję teraz powęszyć. I po kolacji z ichmościami też.
-odparł cicho gnom.-Masz dużo czasu na węszenie.
Potarł podbródek dodając.-Teraz pewnie wyjadę na łowy, więc nie wszyscy muszą udawać się ze mną. Ogar i moja trójka ochroniarzy wystarczy... Masz więc dużo czasu dla siebie.
-Skoro tak uważasz...-
Seravine przewróciła oczami.- Dawno jednak nauczyłam się że kolacje u wielmożów bardzo negatywnie wpływają na czujność strażników... W razie czego powiem że się zgubiłam.
Prychnęła i pokręciła głową.
-Jak myślisz... co szyją?- zapytała w bardzo łamanym gnomim, w ostatnim słowie przenosząc akcent na nie właściwą sylabę.
-Hmm... możesz wyjść podczas kolacji. Niby za potrzebą.- stwierdził po namyśle Jean rozważając sytuację i wszelkie możliwe scenariusze.
-Co da mi maksymalnie cztery kwadranse...- mruknęła złodziejka, wzruszając ramionami.- Ale niech ci będzie. Jakoś musisz sobie zwiększyć ego w czasie tej kolacji...
Rzuciła uszczypliwie, ruszając w stronę wyjścia.

W progu minęła się z Ogarem który, w płaszczu pod którym trzymał pełny rynsztunek bojowy, uniósł brwi na jej widok.
-Em...

-Z drogi!

Z pewną irytacją odepchnęła go na bok, łapiąc za twarz.
Chennet lekko skonfundowany zbliżył się do pracodawcy.
-Od kiedy to lubisz polowania?- zapytał szeptem którego nie dosłyszałby paranoiczny królik.
-Od kiedy lubię poznawać miejsca przyszłych spotkań. I kryjówki w ich okolicy.- odparł cicho gnom. Równie cicho. Zerknął za odchodzącą Seravine... Kobiety. Nie można żyć z nimi. A bez nich... nie warto żyć.

Jean miał obecnie dwie możliwości do wyboru. Próbować złodziejce wytłumaczyć, że pierwsza noc w nowym miejscu, to nie jest dobry czas wałęsanie się po nowym miejscu, gdyż straże z pewnością czujne i nieufne wobec nowo-przybyłych. Więc należało chwilę odczekać i pozwolić im przywyknąć do obecności ambasadora i jego świty. Nic tak bowiem nie usypia czujności jak rutyna w obowiązkach.
Poza tym to spotkanie mogło być wielką uroczystością, ale równie dobrze mogło być kameralnym spotkaniem… ergo większość elfiej szlachty mogła się kręcić w swych pokojach.
No i po tym małym pokazie nieco bał się o jej bezpieczeństwo. Mógł…

Lub też mógł przeprosić Seravine i dać jej wolną rękę. I choć irytowała go ta sytucja, Jean jednak przychylał się do tej drugiej opcji. Obecnie zbyt wiele miał na głowie, by mieć dość jeszcze sił na rozmowę z nadąsaną szlachcianką… które też miała pewnie solidne argumenty na poparcie swych racji. Więc pewnie przyjdzie mu się ukorzyć.

Załatwienie wyruszenia na łowy zajęło parę chwil. Najpierw budząc zdziwienie u straży, która nie spodziewała się po miastowych takich łowieckich ciągutek. Zwłaszcza po gnomie, który wyglądał jak rasowy mieszczuch. Ale wszak elfy nie mogły odmówić szlachetnemu ambasadorowi, który słyszał o cudownych terenach łowieckich na północ od stolicy.
Pozostało jeszcze uzbroić świtę. Elfy tradycyjnie lubowały się długich łukach, ale miały też lekkie kusze łowieckie… dla swych podrostków.


Przejeżdżali przez piękne i duże miasto, z białym strzelistymi budynkami i kunsztownymi zdobieniami i… Kogo to tak naprawdę to obchodziło?
Po kilkunastu zachwytach, nad kolejnym zgrabnym mosteczkiem, wkomponowanym estetycznie między drzewa, nawet entuzjaści architektury szpiczastouchych zaczęli się nudzić. Miasto bowiem wydawało się takie… monumentalne i… nudne, bez życia.
Widok lasu wydał się więc odświeżający.


Jean ostawił elfią eskortę i wraz ze swoją drużyną udał się na ”polowanie”. W zasadzie to zapoznawał się z terenem wraz Chennetem i resztą drużyny, ignorując wszelkie żywe stworzenia, które powinien ubić. Rozproszyli przyglądając wszelkim chaszczom i wykrotom. Szukali potencjalnych kryjówek i miejsca potencjalnej zasadzki na Jeana.

Gnom nawet nie zauważył, kiedy… reszta ekipy oddaliła się od niego i pozostał… sam.
No, może nie całkiem sam…
Szpieg drgnął nerwowo słysząc za sobą szelest i obróciwszy się spotkał zarośniętego niczym krzak, pomarszczonego niczym stare jabłko elfiego mężczyznę w podeszłym wieku. Miał na sobie bardzo znoszone i wytarte ubrania dobrej jakości. Elf praktycznie zmaterializował się za plecami Jeana, siedząc na jakimś powalonym pniu. Bo zajść od tyłu Jeana nie miał prawa z uwagi na gęstą roślinność.
-Ładny dziś dzionek mamy prawda?- rzekł Jean trochę zaskoczony tą sytuacją i trochę poirytowany brakiem ochrony, która miała mu towarzyszyć.
-Tak...- starzec potarł brodę wierzchem dłoni i spojrzał w górę.- Ale może potem popadać...

Kątem oka spojrzał na gnoma.
-Ale powiedz mi, mały przyjacielu... Kiedy dookoła jest tylko las, to czym staje się to co lasem nie jest? Czy to co cywilizowane pośród dziczy nie staje się dzikie pośród natury?
Jedna brew gnoma uniosła się w zaskoczeniu, bowiem rozpoznał w tym typie... druida. A z druidami Jean nie miał dużej styczności.
Właściwie to był pierwszy druid z jakim zetknął się żyjący głównie w mieście gnom.
Niemniej filozoficzne pogaduszki przy kuflu dowolnego trunku, były czymś znanym gnomowi. Jakoś należało kusić panienki szkolące się na czarodziejki.
-Wpierw musiałbyś uznać, że istnieje coś cywilizowanego w tej cywilizacji. A ulice miast.. potrafią być bardzo dzikie.- stwierdził w odpowiedzi gnom.- Drapieżniki i ofiary są i w miastach. Reguły nimi rządzące, tylko z pozoru są inne od tych w dziczy.
-Miasta i dzicz to w istocie miejsca na popisy ze strony ewentualnych drapieżników...- dziadek uśmiechnął się gorzko.- Las zaś pozostanie zawsze lasem. Zdrowym i silnym. Jeśli nie ten to inny, jeśli nie tu, to gdzie indziej. I nie trzeba go ratować.

Jego oczy wydawały się patrzeć gdzieś w głąb jego umysłu.
-Więc powiedz mi, panie gnomie, kto uratuje ratujących kiedy świat udowodni im że to właśnie oni potrzebują ratunku? Kto uratuje oprawcę, który w istocie jest ofiarą?
Nim gnom zdążył cokolwiek powiedzieć, zarośla gdzieś za jego plecami zadrżały a do jego uszu dotarł tupot końskich kopyt.
-Gdzie szef jest?! Cholera, mała, był praktycznie za tobą!

-Nie wiem gdzie zniknął!

No tak, jego dzielni ochroniarze.

Kiedy jednak Jean skierował wzrok z powrotem na staruszka, w miejscu gdzie siedział był tylko pusty pień. Jednocześnie, z przeciwnej strony polany, wypadł elficki jeździec na lekkim koniu.
Rozejrzał się dookoła, niezainteresowanym spojrzeniem przebiegł po gnomie i opuścił polanę nim pojawili się na niej Clavissa i Chennet.
-Druidzi i ich sztuczki.- mruknął gnom rozglądając się dookoła. Jego dziedzictwo odezwało się sprawiając, że spojrzeniem wyszukiwał magiczne aury, ale... tu też było ich zbyt wiele, by odkryć gdzie znikł elf.
W istocie, całą polanę spowijała delikatna mgła charakterystyczna dla miejsc o dużym natężeniu mocy magicznej. W tym wypadku był to jednak splot energii natury, zwanej również dziką mocą.
Z takiej Jean niestety nie potrafił czerpać tak jak robili to druidzi czy tropiciela.

Claviss zmarszczyła brwi.
-Szef tu był cały czas... Byliśmy tu minutę temu przecież...
-Druidzi... Muszą mieć w okolicy jakiś krąg i przez to... dzieją się tu dziwne rzeczy.-
wyjaśnił wymijająco Jean poprawiając kapelusz na głowie.- W każdym razie powinniśmy być gotowi na takie niespodzianki, choć wątpię by to druidzi nas jutro tu zapraszali.
Tropicielka rozejrzała się i powoli pokręciła głową.
-Ale szefie, przecież tutaj nie ma drudzikich kręgów... W sensie nie dziwie się że nie wiecie, bo było o tym głośno tylko w określonych kręgach, ale tutejsze elfy już ponad pięć lat temu zabroniły druidom zakładania kręgów w południowej części lasu. Obecnie spotkać ich można tylko przy granicy z Conlimote...
-Elfy nie lubią druidów?
- Chennet zmarszczył z niedowierzaniem brwi.
-Nie... Elfy nie lubią "obcych" druidów. A i ich rodacy parający się druidyzmem postrzegani są... dziwnie. Ot, tak to już jest z elfami wysokiego rodu.
-A w stolicy nie ma gangów przestępczych.-
skwitował słowa gnomki Jean przypominając, że oficjalna prawda bywa czasami gówno-prawdą. Zresztą szpiegowi nie chodziło o krąg druidzki jako organizację, a... budowlę. Te druidzkie świątynie były trudne do zauważenia. Więc jakaś tu się mogła ostać z dawnych czasów.
Potarł zawadiacko wąsa.- Nieważne zresztą. Wracajmy do naszych komnat. Musimy się przygotować na wieczór.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline