Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2013, 11:39   #27
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Rob sięgnął do jakiejś szafeczki i wyjął z niej pogniecioną plastikową butelkę. Podniósł ją, przejrzał i położył na stole. Pływał w niej jakiś pyłek, ale w tych czasach nie było to jakimś specjalnym problemem.
- W miarę oczyszczona deszczówka teksańska. - powiedział podając Bryanowi.
- Cieszy mnie fakt, że w końcu zgodziliście się pomóc. Jestem pewny, że nie wyjdziecie na tym źle. Wasze rzeczy są pewnie u doktorka, nie wydaje mi się, żeby ktoś wam coś zwinął od niego. Idźcie tam, a następnie na parter. Po lewej będzie takie coś jak... chyba to się przed wojną recepcja nazywało. Tam złapiecie Tonnego.

Po odebraniu rzeczy skierowali się na dół. Im bliżej drzwi wyjściowych, tym bardziej zaczynał im przeszkadzać zapach, jaki czuli w laboratorium na górze, po rozbiciu okna. Tym razem było tam jeszcze kilka innych nutek, jakich nie poczuli wyżej. Widocznie najcięższe i najmniej przyjemne opary unosiły się najbliżej ziemi.


* * *

Nick średnio sprawnie pozbawiał zwierzę futra, kości i innych wnętrzności. Nie płukał mięsa, po prostu odkrawał to co chyba było zbędne i kładł na niezbyt czystym blacie. Mieszanka prochu i opiłków ołowiu nieraz przylepiała się do leżących filecików. Po jakimś czasie obiadek był gotowy do podgrzania. Tonny chwycił oparty o jakąś szafkę pręt i nabił na niego ich przyszły posiłek, po jakimś czasie nad ogniem w powietrzu rozniósł się zapach... płonącego papieru, specyficznego dymu powstałego przy spalaniu prochu i kilka innych pomniejszych.

W międzyczasie, ktoś zszedł na dół.

Wszyscy

Na stole leżało futro i skóra ociekające krwią. Nad kominkiem wisiał pręt z nabitymi na niego kawałkami mięsa. Wszystko śmierdziało nieziemsko. Jacyś ludzie przy stoliku stojącym niedaleko ściany tworzyli pociski. Proch i ołów nieraz zachodziły na jedzenie. Kto by się obecnie przejmował zatruciem tlenkiem siarki czy ołowiem. Teraz pewnie je się takie rzeczy na śniadanie, dziękując matce, że było pyszne. O ile matka żyła i nie była egoistyczną suką, myślącą o własnej żałosnej dupie. Wielki czarny murzyn położył mięso nad ogniem. Przyjrzał się nowo przybyłym i zapytał:
- E! To pewno wy. Zjemy i idziemy. Mkay?
 
__________________
Sanity if for the weak.

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 12-12-2013 o 11:54.
Aeshadiv jest offline