Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2013, 19:06   #220
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Lurie westchnęła, podwinęła rękawy i z braku innej perspektywy, wbiła wzrok w tył głowy przyjaciółki.

-Czyli reasumując, ten drań bez większych problemów wysiekł nasłany na niego oddział gwardzistów świątynnych, uniemożliwił zasadzkę na swoją skromną osobę a następnie po krótkiej potyczce z tobą, zaczął uciekać...


Tsuki nie miała co komentować, zbyt rozleniwiona po gorącej kąpieli by chociażby skinąć głową kiedy kochanka wycierała jej plecy a następnie pomagała założyć nań najlżejszą warstwę kimona.

Ciut skonfundowana kapłanka mówiła więc dalej.

-Mimo to udało ci się go dopaść, sponiewierać a nawet unieruchomić, a to wszystko tylko po to by odkryć że wszystkie kościane elementy jego pancerza to w istocie...

-Kościane pająki...


-No! Właśnie! Małe, niebezpieczne konstrukty których zadaniem nie była obrona właściciela, ale dobicie go na wypadek wtopy... A tak to przynajmniej wyglądało. I w tym momencie docieramy do eksplozji...

Kobieta, która posłała kulę ognia w stronę Tsuki, Heishiro i pojmanego przez nich Mazgusa była najbardziej tajemniczym elementem tej zagadki. Po pierwsze, niewątpliwie wiedziała co robi, atakując inkiwyzytorkę i jej więźnia. Po drugie, musiała być co najmniej dobrze wyszkolona skoro jednym zaklęciem posłała w cholerę cała łódź, o mały włos nie zabijając wszystkich na jej pokładzie.

W ostateczności Laurie westchnęła cicho.

-Tak czy inaczej, zadanie wypełnione. Dopadłaś gnoja który stał za tymi morderstwami.-
oznajmiła, wygładzając kimono na ramionach elfki i cofając się, by sama zawiązała sobie obi.- Tylko... dlaczego mam taki dziwny niedosyt po tej sprawie...

Cóż, mało którą sprawę można było w pełni domknąć tak jak Słony Las.

Ogniem.

-Bo morderca okazał się niczym więcej niż płotką, marionetką w rękach kogoś, kto obrał sobie na cel Inkwizycję?-


Spokojnie założyła swoje obuwie, po czym z pomocą Laurie założyła także zbroję. Niby potrafiła sama, ale czemu miałaby odmówić pomocy?

-W każdym razie chodźmy odmeldować się do przełożonej. I ty odpowiadasz na pytania, które zada. Masz lepszą pamięć do szczegółów i kojarzenia faktów.-



-Skoro tak mówisz...-
Laurie bezradnie wzruszyła ramionami i zapięła ostatni pasek skórzanego pancerza Tsuki, jednocześnie poprawiając jego ułożenie na torsie oficjalnej zwierzchniczki.- Mam tylko nadzieję że Wielebna będzie łaskawa ciut głębiej przyjżeć się całemu problemowi. Chwasty należy wypalać na poziomie korzeni...

Mimo wszystko uśmiechnęła się lekko, oglądając Tsuki od góry do dołu.

-No i od razu lepiej wyglądasz. W sensie nie żebym miała coś przeciwko naturalnym upiękrzaczom, ale zawartość wody z nabrzeża jakoś się do nich nie zalicza.-
po upewnieniu się że wszystko jest na swoim miejscu, spokojnie otworzyła drzwi.

Zamarła, widząc świątynnego gwardzistę unoszącego akurat dłoń żeby zapukać.

-Em... Tak?

Mężczyzna szybko zasalutował.

-Wielebna Nadiana prosi do siebie w sprawie Mazgusa Farnese... W sensie jeśli inkwizytor Tsuki zdążyła zregenerować już siły...


Była ledwo przed południem a Tsuki już musiała brać kąpiel i odpoczywać. Nieźle.

Sama również podeszła do drzwi, kiwając głową gwardziście.

-Właśnie zbierałyśmy się do spotkania z Wielebną, możesz przekazać, że będziemy za kilka chwil u niej.-


Spokojnie podeszła jeszcze do wysokiego lustra by uporać się ze swoimi włosami oraz zapiąć wszystkie dodatki jakie zawsze nosiła. Trochę tej roboty było, ale dawało jej to uczucie samozadowolenia. Lubiła wyglądać schludnie.

Laurie zaś przed zamknięciem drzwi sięgnęła po zestaw eliksirów który po akcji trafił z powrotem w ręce kwatermistrza. Uśmiechnęła się lekko, odczytując dołączoną doń karteczkę.

-"Wszystko uzupełnione i wyczyszczone. Niech panience dobrze służy"... O i dodłożył nawet impregnat do skóry i wyciory do flaszek.- oznajmiła, podając towarzyszce.- Miło z jego strony...

Biorąc pod uwagę koncertowe wypełnienie zadania, średnio było się czemu dziwić.

Uśmiechnęła się lekko.

-Cóż, użyłam tylko jednej mikstury więc wiele nie było do uzupełniania, ale prezent jest ładny więc podziękuję mu nawet.-


Ostatni klips znalazł się na swoim miejscu, jeszcze jedynie upewnić się, że włosy są w odpowiednio zorganizowanym nieładzie i skinęła głową kompance.

-Ruszajmy, Nadia pewnie nie może doczekać się zadania pytań... wiesz, nie powtarzaj tego, ale ona ciągle robi taką minę, że nie wiem czy ona myśli nad poświęceniem mnie w jakimś rytuale czy może jak mi gardło poderżnąć... przesadzam oczywiście, ale jej spojrzenie serio powoduje pewne... podenerwowanie.-


-Nie tylko u ciebie.- Laurie uśmiechnęła się lekko i wraz z Tsuki ruszyła korytarzami świątyni.- Kiedy ona szukała informacji o Mazgusie, ja poszukałam informacji o niej i cóż... Ma sporo za uszami. Nie było jej nigdy w żadnym rejestrze akademickim a w samym zakonie pojawiła się jako gość kilka dobrych lat temu, niedługo po rozbiciu dośc niebezpiecznego kultu Purpurowych Rzek. Dranie specjalizowali się w magii krwi... Nie znam co prawda całej historii, ale widząc jej wprawę w magii rytualnej, sadzę że była z nimi dość znacznie związana...

Paradoksalnie, w środku dnia świątynie były najbardziej opustoszałe. Zakonnicy zajmowali się codziennymi sprawami, wierni byli w pracy i tylko nieliczni akolici zajmowali się czynnoścami pokroju mycia okien albo wycierania kurzy.

-Równie dobrze mogła być naszą wytczką w ich szeregach co skruszoną grzesznicą, ale nie zmienia to faktu że pomimo pełnego zaufania ze strony Arcymistrza Astarona, wciąż jest w niej coś... niepokojącego?


Biorąc pod uwage fakt że kobieta używała własnej krwi do swoich zaklęć? Cóż, mogło być gorzej.

-Prawdę powiedziawszy, tą kwestię zostawię bardziej doświadczonym i wyżej postawionym osobom. Coś, czego uczono mnie od dzieciństwa to wiedza kiedy coś jest moją sprawą, a kiedy nie.-


Spokojnie skręciła w bok, kierując się na schody prowadzące na wyższe piętro, na którym znajdował się ich cel.

-Ale jak to się mówi "Myśl o najlepszym, szykuj się na najgorsze.". Czyli zawsze będę mieć w głowie fakt, że pewnego dnia Inkwizycja mogłaby mnie dźgnąć w plecy...-

Po chwili ciszy spojrzała na Laurie z lekkimi przeprosinami w oczach.

-Wybacz, jeśli cię urażę, ale to miejsce nie jest moim domem. Inne zasady, inne zwyczaje i inni ludzie, wątpię bym była w stanie zaufać w pełni jakiejkolwiek organizacji, zwłaszcza tym zbrojnym.


Laurie uśmiechnęła się bezradnie.

-Cóż, powinnam się chyba obrazić, ale w tej kwestii wykazujesz znacznie wiecej rozsądku niż ja.-
stwierdziła spokojnie, wraz z elfką wychodząc do głównego holu świątyni i kierując się na schody.- Inkwizycja może i robi coś dobrego, co wcale nie oznacza że jesteśmy święci. Czasy brutalnych i niejednoznacznych rozwiązań odeszły co prawda dawno temu, ale każdy powinien pamiętać jak zaczynaliśmy... Palenie całych miast i wiosek w świadomości że jest tam więcej heretyków niż zwykłych obywateli i zabijanie tych, którzy byli wbrew własnej woli częściami niezbędnymi do demonologicznych rytuałów... Ta... To były ciężkie czasy.

Z jednego z bocznych korytarzy wyłonił się starszy mężczyzna w wytartym ornacie kapłańskim na który przezornie narzucił biały fartuch.

Na widok Tsuki uśmiechnął się.

-Och, pani inkiwzytor. Pragnę z ulga poinformowac że pani przyboczny ma się całkiem dobrze i jeszcze dziś będę mógł go wypuścić ze skrzydła szpitalnego...

Cóż, kiedy ktoś zaczyna przy tobie wymiotować na fosforyzująco chyba należy zacząć się martwić.

Skinęła lekko głową.

-Dziękuję za udzieloną pomoc. Jestem pewna, że i mój podopieczny doceni to po tym jak wyzdrowieje. Do tej pory z góry przepraszam za wszelkie uwagi jakie mógłby powiedzieć, Heishiro nie lubi sytuacji gdy nie jest w pełni sił i powodują one u niego zgryźliwość.-


Lekko się skłoniła tradycyjnym ukłonem i ruszyła dalej z Laurie, uśmiechając się lekko.

-Cóż, przynajmniej to jest dobra wiadomość.-

-W sumie, jakby na to nie patrzeć, otaczają nas same dobre wiadomości.- Laurie uśmiechnęła się lekko i po zapukaniu, otworzyła drzwi do gabinetu wielebnej.


Przedpokój okazał się jednak pusty.

-Em... Przepraszam... ?

-O! Już jesteście?-
zza wejścia do prytwanej kaplicy wyłoniła się sama Nadiana, uśmiechnięta i lekko zdyszana ze świeżym opatrunkiem na dłoni.- Wybaczcie, ale posłałam przyboczną na spisywanie zeznań do lochów... Proszę, proszę. Spocznijcie.

Sama szybko zajęła miejsce przy biurku, pozostawiając do dyspozycji swoich gości dwa krzesła.

-Mam nadzieję że udało ci się wyjść z zajścia bez szczególnego uszczerbku na zdrowiu, Tsuki?- zapytała z łagodnym uśmiechem kiedy elfka zajęła już swoje miejsce.

Skinęła lekko głową, zajmując miejsce tak by po jej prawej stronie siedziała Laurie.

-Zajęłyśmy się tym i złapaliśmy odpowiedzialnego za ten atak, chociaż muszę z przykrością poinformować, że po prostu jest to osoba najęta do tej pracy, zbywalna całkowicie. Były też zabezpieczenia by się pozbyć przecieku, ale zdołałam je rozbroić nim pozbyły się naszego winowajcy. Co nie zmienia faktu, że nadal wysadzono statek, próbując się nas pozbyć...-


Zamrugała, spoglądając na dłoń Wielebnej.

-... masz może Wielebno jakiś fetysz z używaniem własnej krwi?-

-Nie lubię ciąć w tym celu podwładnych.- odparła wymijająco, splatając dłonie i wzdychając cicho.- Cóż... Nie zmienia to jednak faktu że ktokolwiek chciał nam zaszkodzić, odkrył że nie jest to takie łatwe... Już teraz Farnese wyznał nam że miał za zadanie zabijać co najmniej jedną osobę dziennie...

-Wyznał?- Laurie lekko uniosła brew.- On nie wygląda na kogoś kto łatwo pęka w czasie przesłuchania...

-Istotnie. Sposób w jaki przekazał nam ta wiadomość zakrawał bardziej na chełpienie się własnymi czynami niż cokolwiek innego...-
bezwiednie potarła bandaż.- Ale fakty pozostają faktami. Mazgus nie jest przeciętnym mordercą z ulicy o czym świadczy ilość ofiar na jego koncie. A tacy zwykle liczą sobie naprawdę sporo...

-Zamierza pani dobić z nim targu?

-Nie.-
wielebna potrząsnęła głową.- Wyzna nam wszystko co wie a potem zawiśnie. Sprzęt którym go obwieszono również należał do jego pracodawców, nie zadawał sobie sprawy z jego symboliki. Ale tutaj niestety też mamy niezbity dowód na to że przeciwko nam knuje grupa mająca dostęp do demonologicznych artefaktów...

-Kościane pająki mające go uciszyć, zniszczyłam... dwa albo trzy, zwracałam uwagę raczej na zniszczenie ich, nie liczenie ile odnóż ucięłam.-

Wzruszyła lekko ramionami.

-Cóż, pełny raport pewnie niedługo Wielebna dostanie, Laurie posiada dobrą pamięć do szczegółów i wychwytywania tego co ja przegapiłam. Rozumiem, że zlecenie zostało wykonane i możemy złożyć potwierdzenie wykonania zadania w kwaterze głównej?


-Tak, wysłałam już list do Lantis i wypłaciłam z kościelnej skrytki pieniądze na pani honorarium.-
uśmiechnęła się lekko, wyjmując spod biurka małą kasetkę.- Teoretycznie zlecenia wewnętrzne zakonu nie podlegają tego typu gratyfikacji, ale znam specyfikę pani układu z mistrzem Astaronem... Nie wykazuje pani chęci związania się z nami na stałe, przy jednoczesnym wspieraniu naszej sprawy...

Mówiąc to, dotykiem dłoni sprawiła że pudełko rozszczelniło się.

-Jednak przed samą zapłatą, chciałabym panią poprosić o jeszcze jedno. Wstępnie, egzekucja Mazgusa będzie miała miejsce dzisiaj, tuż przed zmierzchem. Chciałabym żeby była pani przy niej obecna...

W kasetce zalśniło złoto.




Nadiana spokojnie wyjęła jedną z pozornie nietypowych monet i spokojnie położyła ją na blacie.

-Zarekwirowaliśmy tą kasetkę z pokładu przemytniczego statku kursującego pod Middenlandzką banderą... Uznałam że w gruncie rzeczy będzie to nie tyle zapłata, co symboliczny zwrot skradzionej pani narodowi własności.

Zamrugała lekko i się uśmiechnęła.

-W takim przypadku dziękuję za zwrot dziedzictwa mojego ludu.-

Obejrzała monetę dokładniej po czym schowała do kasetki, którą wzięła.

-I cieszy mnie, że przemytnicy stracili jeszcze jedną rzecz, którą ukradli z mego domu.-


-Ze smutkiem stwierdzam że Middenlandzka inwazja na pani ojczyznę to jedno wielkie pogwałcenie ideałów naszej cywilizacji. Nawet dzikie plemiona z Krevlodh są traktowane z większym szacunkiem niż pani krajanie za morzem...

Laurie prychnęła.

-Wielebna wie jakie zasady wyznaje Middenland. Póki ktoś nie ma siły ci czegoś zabronić, rób to... A żaden kraj nie wyda im wojny z powodu jakiejś zamorskiej krainy o której obecnie jest więcej plotek niż faktycznych informacji...

A same Jadeitowe Wyspy natomiast były zbyt skłócone żeby dać odpór najeźdźcom. Ba! Z tego co Tsuki usłyszała od Heishiro, niektóre klany gotowe były nawet zawrzeć z nimi sojusze, zaprzedając ojczyznę na rzecz złota.

Zmrużyła oczy.

-Do czasu... pewnego dnia... pewnego dnia Middenland będzie płonął...-

Co do tego, żadna z kobiet nie miała wątpliwości. Ton głosu Tsuki był głosem obietnicy, która się spełni, nie czczej pogróżki.

Proste stwierdzenie faktu. Zimne, przeszywające aż do szpiku kości i powodujące dreszcz na plecach.

-To tylko kwestia czasu nim odbuduję mój klan, a Heishiro swój... wszyscy zdrajcy zostaną zniszczeni, lojaliści zebrani, a śmiecie, którzy mieli czelność zagrabić dobra naszej ziemi dowiedzą się czemu nie budzi się śpiącego smoka.-

Nadiana uniosła brwi i z dość niepewnym wyrazem twarzy cofnęła się ciutkę kiedy dookoła Tsuki wybuchła aura zimnej, okrutnej zemsty.

Dopiero kiedy Laurie położyła dłoń na jej ramieniu i uśmiechnęła się uspokajająco, Nadaiana odetchnęła.

-Cóż...

-Dziękujemy za tą gratyfikację, wielebna.-
powiedziała uprzejmie Laurie, nie pozwalając kobiecie w jakikolwiek sposób tego skomentować.- Wedle twojej prośby zjawimy się na egzekucji. Pewne sprawy należy dociągać do końca...

Z tymi słowami na ustach powstała, delikatnie ujmując elfkę pod ramię.

Albo Tsuki sie zdawało, albo przyjaciółka chciała ją możliwie szybko wyprowadzić z gabinetu najwyższej kapłanki Portu Drevis.

Oczywiście dała się prowadzić przez chwilę, ale jeszcze na sekundę się zatrzymała, jeszcze przed samym wyjściem, spojrzała na Wielebną.

-Mój klan uznaje krew za ważną rzecz, opieramy na niej wiele symbolicznych rytuałów, a moja katana była wykuta z żelaza zebranego z krwi przeciwników... tak więc jakby co to ja sama nie potępiam fetyszu Wielebnej.-

I z ostatnim skinięciem opuściła pomieszczenie, spokojnie zamykając za sobą drzwi.

I spojrzała kompletnie niewinnie na swoją przyjaciółkę.

Ta zaś po zamknięciu drzwi wygięła się w sposób mocno niekontrolowany, dając jednocześnie upór tłumionym emocjom.

-Na Sędziego!- syknęła, zerkając na niewinne ślepka elfki.- Czy u ciebie w ojczyźnie wszystkim wali sie tak prosto z mostu, niezależnie od konsekwencji i statutu rozmówcy... ?

Wciąż dziwiąc się że Nadiana nie pognała ich z gabinetu krzykiem ruszyła wraz z Tsuki w dół schodów.

-Ja nie mogę...-
mruknęła.

Dopiero wtedy też rzuciła okiem na kasetkę.

-Wyjaśnisz mi przy okazji co to za pokraczne talarki?

-Te pokraczne talarki, jak to je określasz, są warte dziesięć razy więcej niż wasze złote monety. A są w esencji walutą z moich rodzinnych stron.-

Uśmiechnęła się lekko.

-Sam ten fakt sprawił, że ta misja stała się dla mnie ważniejsza bo otrzymałam "zwrot" czegoś z mojego domu. A fakt, że to waluta, na pewno pomoże kiedyś, kiedy wrócę do domu.-


-Cóż, biorąc pod uwagę że do wieczora mamy wolne, możemy iść coś zjeść, uzupełnić ewentualne zapasy no i... właśnie, pospać.- z pewnym krytycyzmem spojrzała na elfke.- Wiem że mamy ostatnio sporo na głowie, ale już ponad dobę jesteśmy ciągle na nogach...

Nocne bieganie z Elem, potem poszukiwanie informacji o Mazgusie a w ostateczności poranna zasadzka na assasyna.

Tak, to było intensywne kilkanaście godzin.

Pozwoliła sobie na chwilę zastanowienia, raczej krótką chwile.

-Coś zjeść, nie mieliśmy czasu zrobić sobie dłuższej przerwy. Dlatego wpierw coś zjemy, a później sen. Tylko wpierw poinformujmy Heishiro o tym, nie chcę by nagle zaczął się zamartwiać o nas.-


Ostatni punkt planu był mniej przemyślany niż mogłoby się wydawać.

Zakwaterowany w skrzydle szpitalnym samuraj wysłuchał słów swojej pani, ale kiedy do jego uszu dotarła informacja o perspektywie jedzenia innego niż szpitalny kleik, rozpoczęły się problemy.

Najpierw zarządał zwolnienia na własne życzenie, potem najzwyczajnie wstał i przepychając się pomiędzy sanitariuszami zaczął szukać zarządcy skrzydła, by w ostateczności dopaść do nieszczęsnego przełożonego całej sali.

Z prychającym wielkoludem nad głową tylko prawdziwy weteran szpitalniczej praktyki dałby radę się nie złamać.

Dlatego kwadrans później, wciąż ciut blady ale jak najbardziej zadowlony, Heishiro ruszył wraz ze swoją panią na miasto.

-To co idziemy zjeść?-
zagadnął, poprawiając kimono oraz różaniec przeplatający jego piersi.

Laurie podrapała się po nosie.

-Hmmm... Kiedy miałam tu praktyki, było jedno miejsce które mogłoby was zainteresować...

-Prowadzone przez kogoś z moich stron albo z jedzeniem z Jadeitowych Wysp?-


Cóż, dziwniejsze rzeczy się zdarzały więc nie byłoby nic dziwnego w czymś takim.

Pomijając fakt, że gdy widziała jaką żywność mają na kontynencie, nic dziwnego, że popadła w alkoholizm. Jedyna rzecz, która nie jest smażona na głębokim oleju, z ilością przypraw zdolną do wypalenia całego podniebienia do postaci zwęglonej skorupki.

Pierwsza próba jedzenia kontynentalnego spowodowała u niej pawia. I bynajmniej nie chodziło jej o Klan Pawia...

-Więc módl się aby pan Myjagi nadal prowadził interez.-
Laurie uśmiechnęła się szeroko, złapała przyjaciółkę pod łokieć i raźnym krokiem ruszyła ku drzwiom.

Za dnia Port Drevis okazał się miejscem o wiele bardziej uporządkowanym i nie tak bardzo napędzanym bezprawiem jak jego nocna twarz. Prawda, prostytutki i nielegalni kramarze wciąż byli widoczni tu czy tam, ale znacznie bardziej kryli się ze swoją działalnością wobec wszechobecnej straży dziennej.

Na miejscu zaś, które okazało się małym budyneczkiem wciśniętym pomiędzy dwa sklepy w jednej z porządniejszych dzielnic Drevis, oczom Tsuki ukazały się niskie stoły, bambusowe maty, poduszki do siedzenia i ruchome ściany z papieru i balsy oddzielające jedne sekcje od drugich.

Już od progu w nos elfki uderzył intensywny zapach do którego w jej oczach pojawiły się łzy.

Nie tylko wzruszenia.

Zapach świeżo tartego wasabi.

Zapach popularny w domu... a także ten, który nie był jej ulubionym, zdecydowanie za ostry. Jasne, odrobinę, małą odrobinę, bez problemu by zjadła. Ale samo wspomnienie ojca, który potrafił włożyć palec do słoiczka i zlizać całą tą masę wasabi? Dostawała zgagi na samą myśl!

-Nie wiem jakim cudem ma wszystkie potrzebne rzeczy by robić to co my mamy w domu, ale jeśli faktycznie ma...-


Zamrugała.

-To będzie czysta przyjemność. Chyba nawet będę specjalnie czekać przy portalu co tydzień by tu wpaść...-


Właścicelem przybytku nie okazał się jednak wysuszony staruszek, którego Laurie pamiętała z czasów kiedy była ledwie świątynną adeptką, ale jego syn, nie tak wysuszony ale żylasty, noszący się z charakterystyczną dla Klanu Ziemi uprzejmą gburowatością.

-Ech, pamiętam jak przychodziliśmy tu z innymi uczniami i zakładaliśmy się kto zje coś bardziej dziwnego...-
westchnęła nostalgicznie kapłanka, odprowadzając wzrokiem gospodarza który po prostu spojrzał na Tsuki i Heishiro by następnie zapewnić że znajdzie coś co ich zadowoli.

Fakt że jednocześnie uciszył Heishiro gestem dłoni, wyraźnie dając mu znać że on tu rządzi i wie co mówi, wcale nie umniejszyło ekscytacji samurajki na myśl o nadchodzącej uczcie.

Laurie zaś na spokojnie zabrała się podstawiony im na wstępnie imbryk z zieloną herbatą z dodatkiem palonego ryżu.

-Zastanawia mnie jednak jedno. Narzekacie na nasze wody przybrzeżne, a zakładam że wy sami również w ojczyźnie pochłanialiście mnóstwo tych dziwnych, morskich stworków które się tutaj serwuje...- z uprzejmym pytaniem w oczach spojrzała to na przyjaciółkę, to na siorbiącego herbatę samuraja.

-Jadeitowe Wyspy to piękne miejsce, ale był długi okres gdy wyżywienie populacji było ciężkie, dlatego szukaliśmy zdrowych i tanich sposobów wyżywienia ludzi. I mieliśmy szczęście, odkrywając wiele roślin i istot, które były wytrzymałe i jednocześnie pozwalały zaspokoić nasze potrzeby.-

Uśmiechnęła się lekko, siadając ze skrzyżowanymi nogami.

-Mówisz "dziwne stworki", ale to one oraz reszta naszej diety z moich rodzinnych stron sprawia, że przeciętny mieszkaniec naszej wyspy żyje nawet dwadzieścia lat dłużej niż mieszkaniec kontynentu, nie mówiąc o fakcie, że ludzie u nas żyją zdrowiej, rzadziej chorują i cóż...-

Wskazała na Heishiro.

-Hieishiro jest stuprocentowo naturalny, zero magii czy jakiś eliksirów. Na waszej diecie pełnej tłuszczy i soli, to byłoby prawie niemożliwe, a jeśli już udałoby się to nie do takiego stopnia jak u nas.-

Chwila ciszy ze strony Tsuki nim dodała przysłowiowy gwóźdź do trumny.

-Przeciętna długość mężczyzn z Jadeitowych Wysp jest większa, tak samo potrafią pracować dłużej i posiadają niewyczerpane pokłady sił.-

Jeśli Laurie rozumiała co Tsuki miała na myśli.

Heishiro, który pomimo zajęcia się herbatą słuchał, podniósł głowę i zmarszczył brwi.

-Czy wy mówicie o moim... ?

-Obiad podano.


Szczęśliwie, pruderia mężczyzny była niczym delikatny deszczyk w porównaniu do tajfunu uosabiającego jego głód.

Trzy tace które trafiły na stół przy którym siedziała elfka z towarzyszami były niczym ucieleśnienie snu o domowej kuchni.




-Na przodków...-
szepnął Heishiro patrząc na przygotowany im posiłek z nabożną czcią.

Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na młodego mężczyznę.

-Gdybym miała córkę to już bym ci zaoferowała jej rękę by wciągnąć cię do mojego klanu.-


Po czym spokojnie złożyła dłonie, wymamrotała cicho pod nosem kilka słów i sięgnęła po pałeczki.

-Słodkości...-


I oczywiście zabrała się do jedzenia. Wbrew jednak powszechnemu zwyczajowi, używała zdecydowanie za dużo sosu sojowego, którego normalnie używało się tylko trochę dla smaku. Ona brała go bez litości tak jak jej ojciec brał wasabi... i jej matkę... głównie wasabi.

Szczęśliwie, pozorny brak manier i nadużywanie sosu sojowego w wykonaniu Tsuki było niczym wobec Heishiro, który z pasją maniakalnego żarłoka pochłaniał wszystko po kolei, pałaeczki zmieniając w furkoczące smugi a idealnie skorojone roladki sushi we wpadające do jego ust pociski.

Jadł szybko, zaciekle i z wielkim zapałem, zupełnie tak jak walczył.

Co jeszcze dziwniejsze, nie przełykał, tylko z wypchanymi do granic możliwości policzkami delektował się smakiem tak długo, jak było to możliwe.

Dopiero wtedy przełykał.

W połowie tacki czknął, wrzucił do ust kawałek łososa obtoczony w wasabi i uniósł dłoń na gospodarza, który wynagrodzony garścią złotych monet konsternowa się akurat nad swoim nowo nabytym bogactwem.

-Tak, panie?

-Sake!

-Em... Tak, panie.

-I więcej jedzenia!

-Em... Dobrze panie... ?


W sumie ten posiłek był jednym z najdłuższych w życiu Tsuki. I jednocześnie, jednym z najprzyjemniejszych.
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta

Ostatnio edytowane przez Kizuna : 13-12-2013 o 22:07.
Kizuna jest offline