Stefan wolną ręką co mu została zagwizdał przeciągle.
-Ty!- wskazał na Mustanga.- -Już powiedziałem, że nie mam wyboru, więc siłą rzeczy się zgadzam. I dobra amestriański nie jest moim pierwszym językiem, ale przemawia do mnie metafora o psie i dobrym panie. W takim razie uwzględnij, że psa się karmi, zwłaszcza szczeniaka, żeby rósł zdrowo. A w jakieś książce o taktyce to przeczytałem tylko tyle, że połowa moralii żołnierzy zależy od jedzenia, więc też to uwzględnijcie panie Mustang. Ty!- wskazał na Sao Biao- Won z tym tygrysem, ale przedtem zapłać za śledzia.
-Powinna być zaszczycona, że…- stwierdziła Sao.
-Straciła i tak dzisiaj robotę! Prawdopodobnie…
-Jakoś się odwdzięczymy- zapewnił Lin.
-No mam nadzieję- skwitował młodociany.- Potem wskazał na Ranfu.:- Ty! Wbrew pozorom świat nie obraca się wokół twojego Cesarza i nie tylko o nim się gada.-zignorował protesty. Wskazywał dalej.:- Ty… ty jesteś Shieska?
-Ta- tak- wymamrotała wciąż w szoku.
-Miło mi cię w końcu poznać- uścisnął jej dłoń.
-W- w końcu?
-Długo by opowiadać.
-Nie mówiliście, że jest córką syna stryja ciotki?- wtrącił Mustang.
-O tym później. W każdym razie pani Shiesko, wyglądasz mi tu na jedyną rozsądną osobę. Czy chcesz kawy? Herbaty? Może lepiej herbaty-stwierdził patrząc jak ta się nadal trzęsie.- Z reguły wstawiam tyle wody co dla połowy oddziału. Słodzisz? –wręczył jej kubek. Na koniec poklepał ją pocieszająco po ramieniu.- Będzie lepiej… -potem zaczął się przeciskać między ludźmi.
-Samuel! Pomożesz mi z tą kawą?
-A tak, tak- wymamrotał lekarz stwierdzając, że powiedział za dużo.
-A! Jeszcze tutaj…- stojący przy wejściu Stanisław postanowił się ujawnić.
-Z drogi, frajerze.
Za nim młodocianym przeciskał się Samuel z dzbankiem kawy.
-A, to pani Shieska- starszy Nowicki starał się ukryć rozczarowanie. Padło hasło o „gorącej bibliotekarce”, a ta prezentowała się dość nijako.: -Miło mi w końcu poznać- obiema rękami uścisnął jej dłoń.
-Dlaczego ja ?
-Długo by opowiadać.
-Tamten też to mówił. To pana brat?
-Tak, uroczy dzieciak, nie?
Twarz bibliotekarki skurczyła się przechodząc w płacz:
-Zawsze jak spali mi się biblioteka to spotykam braci.
-No już, już…- pogłaskał ją po głowie.:- O! Stefan, zapomniałeś czegoś?
-Obstawiam, że ty mózgu w Piastii. I to zanim się urodziłem.- zalał kolejny kubek herbaty.
-Bardzo dobrze, jesteś za młody na kawę.
-Morda! Ej panie Mustang. Czy pana żona słodzi?
-Słucham?
-Rozumiem, że nie. No co? Zwaliłem jej się do kuchni, to spytałem, czy chciałaby czegoś ciepłego do picia. Powiedziała, że chce herbaty
-A mi to nie zaproponujesz?- wtrąciła Sao urażona.
-Czy łaskawie zrobisz sobie herbaty? I zabierze tego tygrysa! Jeszcze pani Riza się zapatrzy i dzieciak będzie nienormalny.
-Słucham?!
-Róbta tak dalej, a na drugi raz nie przerwę Samowi. Nawet dopomogę tak, że twojemu bratu cesarzowi, będzie jeszcze trudniej znaleźć ci męża!
-Tylko nie to!- zaprotestował Lin.
-Z drogi! Wrzątek niosę!- równie szybko co wpadł tak wyszedł z namiotu.
-Zapatrzy się?- powtórzył Płomienny Alchemik.
-My jesteśmy dość przesądnym narodem- wyjaśnił Stanisław. Odruchowo zaczął wyprowadzać Mustanga z namiotu za rękaw.:- Pewnie dlatego jesteśmy wyczuleni na kobiety w ciąży. Zaraz ktoś jej broni, a nawet złodziej jak widzi brzuch ciężarnej to cofa odruchowo rękę. Mówi się, że jak kobieta w ciąży się czegoś wystraszy to potem odbija się na dziecku. Wystraszy się niedźwiedzia to potem urodzi niedźwiedziowatego człowieka. Jak matka zobaczy pożar i dotknie wystraszona twarzy to potem urodzi dziecko ze znamieniem w tym samym miejscu. Mieliśmy takiego jednego w wiosce. Tak w ogóle to Stefan urodził się przedwcześnie z zaciśniętymi pięściami to do teraz gadają, że urodził się walcząc o życie i nie przestaje walczyć. E… To nie tak, że chcę pana straszyć, Sir. Co mnie tak pieką uszy?
W miejscu, gdzie zostawili Perra utworzyła się całkiem wesoła grupka jedząca jajecznicę i gawędząc. Po za Samuelem i Stefanem nie wiedzieć czemu siedziała przy nich także Riza.
-No ja mówię. Jest równie durny co miły- oświadczył Stefan.- Osobiście to mnie zastanawia ile miało na znaczeniu, że wyruszyliśmy po tym jak stary Hubert przydybał mojego idiotę w stodole ze swoją córką. Wszyscy wiedzą, że Celina nie zachowała wianka, choć też z byle kim to nie. Jest fajna, nieźle strzela i dała mi parę lekcji sarkazmu.
Perro z Samuelem oglądali z zainteresowaniem zdjęcie z kobietą o jasnej cerze, czerwonych ustach, czarnych lokach i przede wszystkim sporym biuście. Wydano kilka pomruków czegoś między uznaniem, a bliżej nieokreślonymi komentarzami. Zważywszy na obecność innej kobiety nie mogli sobie pozwolić na okazanie zbyt dużego entuzjazmu. Choć lekarz nie mógł opanować czerwienia się.
[MEDIA]
http://1.bp.blogspot.com/-Nc9tID1rF_...lpaper.net.jpg[/MEDIA]
-No ale ojcowie zwykle mają łuski na oczach- stwierdziła Riza.
-Staremu Hubertowi urodziły się z 4 córki zanim w końcu miał syna. Wszystkie dorodne, nie dające sobie w kaszę dmuchać. Choć nie aż tak jak Celina, jego druga córka. Dlatego wszyscy zapomnieli jak ma naprawdę na imię.
-A Celina?
-Jak to ksywka- zapomniano. Chyba dlatego, że rymowało się z „Cycolina”. Nasza znachorka mówi, że po czymś takim nie powinien się dziwić, skoro zawczasu miał ksywę „Zadrzyjkiecka”. Psu na baby rodzą się córki, żeby dotarło, co zrobił.
-To się nazywa karma- skwitował Sam odrywając oczy od zdjęcia.
-Naprawdę? A znachorka przysięgała, że „karmel”.
-I dlatego warto podróżować- trudno było powiedzieć, czy detektyw mówi o płynącej z niej nauki, czy o zdjęciu Celiny. W każdym razie najadłszy, osuszywszy się i doznawszy cudów Piastii świat wydawał mu się lepszym miejscem.
-A my pani Rizo jakoś odpracujemy za kuchnię- zapewnił Stefan.- W mojej rodzinie zawsze się spłaca długi. Bo raczej oszczędności w słojach mamy kruche. Zgarnęli nas przed wypłatami.
-Mówi się w „banku”- poprawiła go.
-Nie, ja naprawdę je trzymam w słoju i zakopuję. Dziadek zawsze twierdził, że nie można ufać bankom. W tych czasach, w Piastii na pewno. W każdym jak nie kasą to pracą spłacamy. Jakby pani Rizie coś nawaliło w domu to proszę wołać.
-W porządku- chyba po raz pierwszy dzisiaj gospodyni się uśmiechnęła.
-Połowę drogi spłacaliśmy odpracowując. Przy jednej natknęliśmy się na młodą wdowę. Ja poszedłem spać do stodoły, a ten pacan, że wdowa „potrzebuje pocieszenia”. I rano wpadł do stodoły karząc mi wiać. Bo jak powiedział „wdowa nie powiedziała, że jest wdową słomianą”, a mąż wrócił na przepustce. Z karabinem. Choć to nic w porównaniu z powiedzeniem do generał Armstrong „O przebiśniegu gór, chyba twe szlachetne serce rozumie w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. Możemy to omówić przy czymś ciepłym?”. Może jestem młody i głupi, ale skumałem, że to był kiepski pomysł jeszcze zanim strzeliła nam pod nogi. Nie wiem czy jest milszy, czy głupszy? Ale potem ja muszę też beknąć.
Stanisław poczuł niepokojącą aurę.
-Żołnierzu, umiesz wymierzyć na oko odległość 3 metrów?- spytał Mustang głośnością, którą słyszał tylko starszy Nowicki i psy.
-Tak, Sir…
-To na taką odległość od mojej żony, albo mnie najdzie jak dobrze umiem celować na słuch.
-Długo tam jesteście?- spytał zdziwiony Samuel, który akurat odkręcił głowę słysząc szybkie kroki Staśka.
-Proch strzelniczy i tania woda kolońska- Perro przysunął sobie pod nos zdjęcie Celiny.
-Panie Perro jakby tam były perfumy to dawno by i tak wywietrzały- stwierdził Stefan.- Choć może to świadczyć o ich relacji…
-Nie wykluczam
-No co- Wymamrotał, gdy brat pociągnął go za ucho. –Ja tylko uprzedzam panią Rizę, żeby ci w razie czego nie odstrzeliła… Zawsze coś chlapniesz!
-Cicho…- wysyczał starszy.
-Widzę, że morale mają się nieźle- skwitował Mustang.
-A czym się różni danchemia od alchemii?- spytał Stefan.