Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2013, 21:17   #6
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Victor



[MEDIA]http://th08.deviantart.net/fs71/PRE/i/2012/341/f/e/trash_back_by_tntrekabulator-d5ndn4o.jpg[/MEDIA]

To był dobry dzień dla Szelesta. Godziny błąkania się po ciemnych zaułkach dzielnicy portowej przyniosły mu łup w postaci skrzynki prawie nieprzegniłych bananów, kilku wczorajszych bułek i pełnego worka puszek, który szybko upłynnił w zaprzyjaźnionym skupie. Po południu podjął nieco ryzykowną decyzję wyprawy na Stare Miasto - gliny ścigały tam żebraków bezlitośnie - i opłaciło się. Studenci dużo chętniej rzucali drobniaki niż portowi robotnicy, i po zakupie połówki płynnego szczęścia zostało mu w kieszeni dość dolarów, żeby nie martwić się jutrem. Może gdyby tak przyoszczędzić i szarpnąć się na działkę śniegu albo i brązowego cukru, przemknęło mu nawet przez myśl. Albo mógłby pożyczyć od V. trochę kasy...i...

I wszystko szlag trafił. Ten dzień *był* dobry, a potem nagle i bez ostrzeżenia zrobił się kurewsko zły.

Albert leżał na obszczanej i zarzyganej uliczce, na którą wychodziło zaplecze jakiegoś nocnego klubu. Jego twarz znajdowała się dosłownie o milimetry od ostrych odłamków szkła z rozbitej butelki, którą jeszcze przed chwilką obejmował ustami z namiętnością godną stęsknionego kochanka. Ostry zapach alkoholu unosił się w powietrzu, nie maskując jednak całkiem smrodu wybijającej kanalizacji i ludzkiego moczu. Czuł, jak mokra, lepka maź, która została z reklamówki z bananami i bułkami, na której aktualnie leżał, wydostaje się z folii i powoli przesiąka przez jego spodnie i dziurawą koszulę. Nie mógł zrobić nic: do bruku przyciskała go mocno szeroka łapa w skórzanej rękawicy, trzymająca go za kudły, a wykręcona ręka bolała nieznośnie, kiedy tylko poruszył się choć odrobinę. Napastnik siedział na nim okrakiem, dociskając całym swoim nielichym ciężarem drobne ciało Nicka do gleby. Kolano przeciwnika wbijało mu się kręgosłup, zraniony policzek piekł, a na dodatek czuł, że zaraz zleje się w gacie. W tych cholernych czasach nawet nie można człowieka się kulturalnie zapytać, czy nie dorzuciłby się do flaszki, żeby nie oberwać w zęby...

Usłyszał stukot kroków, i instynktownie obrócił głowę w tą stronę, ale zyskał tym jedynie tyle, że napastnik szarpnął go za włosy i stuknął twarzą Szelesta o bruk. Gdyby nie to, że połowy zębów i tak nie miał, pewnie kilka by poleciało. Z rozbitego nosa pociekła krew.

W polu widzenia sponiewieranego Alberta pojawiły się szpilki. Czerwone szpilki, bardzo eleganckie, czerwone szpilki sporego rozmiaru i pasujące do nich czarne kabaretki. Chwyt nieco zelżał; Szelest wykorzystał ten moment, żeby zaczerpnąć powietrza i splunąć przed siebie, pozbywając się posmaku żółci, który czuł w ustach. Tego się akurat nie spodziewał; napad, pobicie, zabranie kasy czy skopanie menela było akurat codziennością w jego fachu, ale dziewczyny brały się za takie rzeczy nader rzadko. To, co go spotkało, to musiał być zły wpływ tego całego równouprawnienia i genderyzmu, o którym tyle ostatnio mówili w mediach.

- Masz wybor - głos kobiety był głęboki i uwodzicielski, dziwnie nie pasujący do okoliczności spotkania - Mam tu paralizator...i działkę niezłego brązu. Jedna z tych rzeczy może być twoja, więc wybieraj.
- Dżał..dżałka - Szelest przełknął ślinę. Zupełnie pogubił się, próbując pojąć, o co w tym wszystkim chodzi, ale życie nauczyło go, że czasem należy zarzucić wszelką logikę i po prostu iść za porywem serca.
- Mądry chłopak - pochwaliła kobieta. Nick poczuł, jak trzymający go napastnik puszcza go i wstaje. Sam jednak nie odważył pozbierać się z ziemi.
- Wiem, że się z nim widujesz - ciągnęła kobieta, postukując obcasem w bruk - Przekażesz mu wiadomość...

***


- No i dała mi to. Tyle, ko-ko-koniec hisztorii - Szelest pociągnął nosem i oblizał się, ostrożnie manewrując łyżką nad płomieniem. Metal parzył, a drżące palce narkomana nie ułatwiały wcale zadania. Nick ściągnął łyżkę znad świeczki i powoli zaczął odciągać tłoczek strzykawki, wstrzymując oddech.
- No i szo o tym szystkim sządzisz, czo...? - postukał w plastik, by uwolnić brązową ciecz od bąbelków i znad igły rzucił długie spojrzenie stojącemu w głębi pomieszczenia mężczyźnie.

Victor Vilmer nie odpowiedział. Obrócił w palcach sztywny kartonik - wizytówkę "klubu nocnego" (czyli po prostu burdelu, tłumacząc z legalnego na życiowy) Solaris, wciąż delikatnie pachnącego ciężkimi perfumami. Na czystym odwrocie starannie napisano piórem:

Cytat:
W każdy czwartek od 18 do 24 poproś o "specjalność zakładu". Dziewczyny będą wiedziały.
i podpis "Życzliwa".

Zignorował pytanie sapiącego Nicka, który właśnie rozwalał się na obskurnej kanapie, zaciskając zębami kabel, który zawinął sobie wokół ramienia i wyciągnął papier nad świeczkę. Vilmer trzymał chwilę w palcach płonącą wizytówkę, a potem odpalił od niej papierosa. Pstryknął kartonikiem do popielniczki z puszki po piwie i zaciągając się dymem, patrzył, jak ogień trawi napis i papier. Potarł zmęczoną i poszarzałą twarz; ostatnio nie sypiał wiele, a te krótkie chwile, w których udawało mu się zamknąć oczy, były przesycone obrazami tak realistycznie okrutnymi, że wybudzenie się z nich było ulgą. Paranoja wychynęła z jego duszy niczym stara przyjaciółka, i rozwaliła się z butami w jego głowie, przestawiając wszystkie myśli według swojego upodobania. Żar papierosa rozpalał się i przygasał, kiedy w ciszy, przerywanej tylko jękami odpływającego właśnie Szelesta, Victor snuł niewesołe przemyślenia, zastanawiając się, co właściwie powinien zrobić.

Narzucił kurtkę i wyszedł na zewnątrz pokoju, do wielkiej, starej hali produkcyjnej, do gołych ścian ograbionej ze wszystkiego, co wartościowe. Cuchnęło smrodem długo niemytego ludzkiego ciała, gównem i moczem, palonymi szmatami i plastikiem, z delikatną domieszką jaranego zielska. Przeszedł przez magazyn, od niechcenia kopiąc poniewierające się wszędzie butelki i paczki po prezerwatywach. Pod ścianą spało dwóch przytulonych do siebie żuli; szczur wielkości małego kota właśnie wyciągał jednemu z nich z kieszeni nadryzioną kanapkę. Gdzieś z tyłu dochodziło rzężenie sprężyn i nieskoordynowane okrzyki rozkoszy; pewnie znów jakaś parka nastolatków pieprzy się w jednej z bocznych salek. To była codzienność; stary port, od lat nieużywany, przyciągał wszelkiej maści ludzkie odpadki i innych wyrzutków społeczeństwa.

Zaciągnął zamek kurtki; od kanału wiało chłodnym wiatrem. Na zewnątrz stała grupka dilerów-nastolatków, ale zobaczywszy minę Vilmera, szybko dali nogę. Victor wyciągnął kolejnego papierosa i odpalił, starannie osłaniając płomień zapalniczki. Trzy rzeczy wymagały teraz poważnego zastanowienia.

Po pierwsze: znaleźli go. Co prawda tylko pośrednio, i jak na razie nie wyglądało na to, żeby SWAT miał wjechać mu na metę, ale doświadczanie podpowiadało mu, że gdzie zrobił się jeden wyłom, tam szybko dochodzi do kolejnych, a potem już wpada się w zupełne gówno. Za długo żył w ten sposób, uciekając i chowając się po najciemniejszych zakątkach Miasta, by lekceważyć tego typu ostrzeżenia. Może pora pomyśleć nad zmianą lokacji. Tylko gdzie...policja, gangsterzy, inni dealerzy, spora liczba osób, którym po prostu nastąpił na odcisk...cóż, lista jego wrogów była długa, co wcale nie ułatwiało sprawy. Pewnie sporo osób szuka go nie mniej intensywnie, niż on się chował i liczba bezpiecznych miejsc gwałtownie się kurczyła. A i środków ostatnio miał też coraz mniej do dyspozycji. Dawni kumple się odwrócili, albo zerwał z nimi kontakt, wszystkie długi już odebrał, wyprzedał niemal całe zapasy zgromadzone na czarną godzinę...co tylko kierowało jego myśli do kwestii numer dwa.

Po drugie: kim była owa "Życzliwa" i co od niego chciała? Szelest dostarczył mu tylko wizytówkę i garść informacji, przekazanych mu przez kobietę. Oraz przybliżony rysopis, ale "Szerowne szpilki i dusza dupa" nie bardzo nadawały się jako trop. Lepszym punktem zaczepienia była uliczka, na której Albert dostał wpierdol. Chyba goryl, który towarzyszył panience, był ochroniarzem w mieszczącym się tam klubie. A przynajmniej stamtąd wychodzi, czego Szelest był prawie pewien ("Sztale tam chodżę, i chyba wiem, czo to ża goszcz"). Ale o co chodziło w tej całej sprawie? Victor odpalił kolejnego szluga od resztki poprzedniego, która została mu w palcach. Pułapka? Możliwe, ale chyba trochę za dużo wysiłku jak na ukatrupienie jednego gościa. Policyjna prowokacja? Gliny nie miały tam wtyków...Oferta pracy? Dawno przestał być nazwiskiem w branży, nie miał kontaktów. Przyjacielska pomoc? Był za dużym chłopcem, żeby wierzyć w takie bajki...Może, mimo wszystko, sprawa jest warta zainteresowania. Ostatnio i tak nie miał wiele do roboty.

Po trzecie.

Zofia nie żyła. To była jedna z informacji, którą przyniósł Szelest po tym dziwnym spotkaniu. Nie powiedział wiele, bo nie było wiele do opowiadania. Kobieta tylko przekazała tą wiadomość, sugerując, że po resztę szczegółów V. powinien zgłosić się osobiście.

Zofia. Kobieta, która była jego miłością. Może nie całego życia, ale na pewno sporej jego części. Nadzieją na lepsze jutro. Marzeniem, że może istnieje ucieczka z tego piekła na ziemi, w jakim przebywał. Która była siłą, dająca mu motywację, by wstawać każdego kolejnego dnia i robić to, co musiało zostać zrobione. Aż do tego wydarzenia, które nadal prześladowało go za dnia i w nocy. Wtedy właśnie opuścił ją, będąc przekonany, że ratuje ją przed czymś gorszym. Ją i siebie. Jak widać, na niewiele się to zdało. Zofia była martwa. Martwa niemal jak on sam, jego życie i martwy port przed nim. Zastanawiające, jak mało obeszła go ta informacja. Spodziewał się tego? A może po prostu było mu już tak bardzo wszystko jedno...

Trzy sprawy. Trzy tematy, którymi trzeba się zająć teraz...lub później, bo zapewne powrócą jak bumerang, by walnąć go w głowę w najmniej spodziewanym momencie. Trzy kłopoty, trzy szansy, trzy zmartwienia i trzy papierosy, które wypalił, stojąc na brzegu.

Rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie szarej wodzie i z rękami wbitymi w kieszenie kurtki ruszył w kierunku magazynu.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 13-12-2013 o 22:08.
Autumm jest offline