Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2013, 23:43   #5
Rebirth
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację

Jago Boscawan nie do końca wiedział jak intepretować wizję. Leżał w bezruchu chyba z dobrych parę minut, wpatrując się w nocne niebo skryte za stalową kurtyną chmur. Nocne niebo które wryło się już w pamięć, wypalając ścieżki konstelacji w gałkach ocznych. Rozmyślał o swojej Jenny. O osobie którą kochał, i przez którą znajdował się teraz tutaj. Bez której nie byłby człowiekiem. I za którą widocznie cholernie tęsknił, skoro nawet na pustej drodze zdawało mu się, że próbuje łapać stopa. Nagle przypomniał sobie tą drugą kobietę. Albo to była ta sama? Jak go nazwała? "Rainbow Dash"? Twarz młodzieńca wykrzywiła się w zdumieniu. Po chwili przypomniał sobie, że coś sobie wtedy powiedział. "Walia". Czyżby chodziło o ten kraj na Wyspach Brytyjskich? Wysp, na które w żadnym wypadku mu się nie śpieszyło. Dziwny sen w każdym bądź razie... Zrobiło mu się zimno i w mig zorientował się, że leży sam, niemalże na środku pustej autostrady, otoczony wysokimi kępami trawy i krzewów. Szybko podniósł się z asfaltu i spróbował dojść do motoru. Dał radę, czyli pewnie skończyło się na drobnych potłuczeniach. Pora więc sprawdzić, czy niemiecki staruszek równie dobrze znosi wypadki. Obłożony pakunkiem stalowy dromader, spoczywał w ciszy, bezbronnie pośród mroku nocy, gdy niepozornej postury właściciel zaczął go w końcu podnosić. Dla przypadkowego widza ten wyczyn wyglądałby pewnie jak popis iluzjonisty, ale bądź co bądź Jago dysponował (nomen omen) końską krzepą. Nagle młodzieniec poczuł niepokój. Coś drgnęło pomiędzy przydrożnymi haszczami. Jego dłoń momentalnie powędrowała za plecy, gdzie w przewieszonej przez bark pochwie znajdował się posrebrzany miecz z wygrawerowanymi runami ochronnymi. Czuł jego lekkie wibracje, które występowały zawsze gdy w okolicy pojawiała się nadnaturalna anomalia. Drżenie jednak po chwili całkowicie ustało. "Zwiadowca" - pomyślał. Zrozumiał, że trzask i tarcie blachy o asfalt musiało przykuć uwagę nocnych łowców. Choć panowały całkowite ciemności, dla wielu istot był pewnie teraz niczym samotna latarnia na środku jeziora. Wiedział że nie może tu zostać ani minuty dłużej. Chwila prawdy nastała gdy spróbował odpalić motor. Wyszło za trzecim razem. Warkot szwabskiego silnika znowu zakłócił okoliczną ciszę, by zostawić po sobie jedynie smród spalin niskooktanowej benzyny.


Zajechał do znajomej stacji benzynowej, w której rządził i rezydował Stary Luca. Od kiedy pamiętał Luca nie wyściubiał stąd nosa, przynajmniej od czasu gdy nastał czas ciemności. Żył z tego co przywieźli mu po drodze karawaniarze, tacy jak Jago, i którym akurat również kończyło się paliwo w baku. Częste targowanie się i liczne konflikty, przysporzyły Luce gołębiej siwizny i spaczonego charakteru. Lecz mimo to Jago szanował Lucę, choć chyba nigdy nie powiedziałby mu całej prawdy o sobie. Zresztą Luca i tak ostatnio miał wystarczająco problemów z zapuszczającymi się co raz dalej watahami krwawych wilków. Bestie te choć nie różniły się wyglądem od zwykłych wilków (były jedynie od nich nieco większe), to cechowały się bardzo rozwiniętym intelektem. Niektórzy uważali nawet, że były nimi wilkołaki które zdecydowały się pozostać w wilczej formie.
Jago zaparkował swój motocykl i przypomniał sobie o obiecanym towarze. Wyciągnął z bagażnika drewnianą skrzyneczkę, a także zabrał ze sobą swoją torbę podróżną.
Skrzypienie aluminiowych zawiasów od razu zaalarmowało właściciela, który wyłonił się zza koralikowej kotary i wyszedł na spotkanie swojemu gościowi.

- Bonsoir! Jakże miło widzieć znajomą twarzyczkę, w dodatku o tak dziewczęcej urodzie!
- Daruj sobie, Luca. Mam to co chciałeś.
- Tres bien, tres bien! No to pokazuj co tam przywiozłeś!

Dwójka zdążyła się jeszcze powitalnie uściskać, po czym Boscawan zdjął z pleców torbę i położył na stoliku przeznaczonym dla klientów chcących wrzucić coś na ząb. Przynajmniej tak było dopóty Luca nie zwolnił jedynego pracownika i kucharza, gdy wyszło że podkradał mu towar. Jago wyjął z torby flaszkę z etykietą markowego wina, a także położył obok niej drewniane pudełko.

- Qui, qui! Czyż to nie jedyny, prawdziwy szampan Mercier prosto z szampańskich winnic? - rzucił zaintrygowany wyraźnie Luca.
- Dawno wypity - z uśmiechem odparł Jago - Zamiast tego jest tam woda święcona od arcybiskupa Lotaryngii. Ponoć potwory uciekają na samo wspomnienie o niej.

Na twarzy Luci ekscytację zamalował nagły zawód, spowodowany zapewne rozwianiem marzeń o skosztowaniu tego wybitnego trunku. Jak to typowy Francuz. Dobre wino cenił sobie nawet ponad własne bezpieczeństwo.

- A to drugie? - niedbale skinął głową w stronę pudełeczka.
- Może cię to zainteresuje... - młodzieniec otwarł pudełko, w którym znajdował się fragment jakiejś płaskorzeźby o religijnym temacie.
Luca przyjrzał się dość niechętnie. Nie do końca nawet chyba wiedział co to takiego.
- To fragment ołtarza z Saint-Benigne w Dijon. Prosiłeś o...
- O dewocjonalia - sprostował poirytowany właściciel stacji paliw - A nie jakieś okruchy wystroju!
- Przykro mi, ale tylko tyle zostało z...
Jago wiedział, że stary Luca zbyt łatwo wpada w złość i zbyt trudno ją opanowuje.
- Nie obchodzi mnie to. Co mi da ten bezwartościowy kawałek gruzu?!
- Na tym ołtarzu leżały długi czas co najmniej dwie autentyczne relikwie. Do tego był wielokrotnie święcony i odmawiano przy nim modły nawet wtedy, gdy wampiry niszczyły katedrę. Musi mieć jakąś moc ochronną...
Starzec z grymasem niechęci wziął w dłonie fragment ołtarza i dokonał skrupulatnych oględzin z każdej strony. Jago w milczeniu oczekiwał na decyzję sprzedawcy. Ten westchnął, mruknął coś pod nosem i w końcu odpowiedział.
- Niech cię szlag Jago, wezmę ale... - spojrzał młodzianowi w oczy - Nie tego od ciebie oczekuję. Następnym razem postaraj się bardziej. Możesz lać do pełna, ale tylko ze względu na naszą dobrą znajomość.
Luca nie byłby sobą, gdyby nie ponarzekał. Jago jednak nie zamierzał protestować, wszak dostał to po co przybył. Paliwo było niczym druga krew i równie potrzebna Boscawanowi do przeżycia co jego własna. Zarzucił ponownie torbę na plecy i ruszył w stronę wyjścia. Przed drzwiami zatrzymał się jednak i zapytał jeszcze o jedną rzecz.

- Słyszałeś może o Walii?
- O tym państwie u Anglosasów?
- Niekoniecznie. Może to dziwnie zabrzmi, ale może chodzić o jakąś fortecę?
- Hmm... Nie mam pojęcia. Ale jak chcesz, mam na zbyciu kilka map. W ramach współpracy możesz sobie jakąś wziąć. Myślę też, że twój stary druh Jean Vogel powinien coś wiedzieć.
- Rozumiem. Dzięki za pomoc Luca, do następnego.

Jago wyszedł i zaczął wlewać paliwo do baku. Jean Vogel był człowiekiem-instytucją, nawet w opanowanym przez nie-ludzi świecie, on dawał sobie nadzwyczaj radę. Zwykle podróżował, załatwiając różne interesy, ponoć nawet miał wtyki wśród wampirzej arystokracji. Nigdy nie robił nic bezinteresownie, choćby było to podanie filiżanki herbaty. Może dlatego tak dobrze prosperował. Spotkania z nim Jago wspominał dość gorzko. Jean budził szacunek, ale nie sympatię. Bo poza smykałką do interesów, Jean miał aparycję alfonsa, narcyza i miejskiego cwaniaczka w jednym. Lecz jeśli ten sen sprzed wypadku był czymś więcej, albo co gorsza nie był snem, to nie miał za bardzo wyboru. Musiał spotkać się z tym niefajnym typem by dowiedzieć się czegoś o tej fortecy. Nie rozumiał do końca co go tam pchało. Może pragnienie odmiany? A może wspomnienie o Jennifer tak go zmotywowało? Nie zastanawiając się dłużej, Boscawan wsiadł na motocykl i ruszył wzdłuż drogi prosto do miasta, gdzie miał nadzieję spotkać Jeana Vogela...
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 21-12-2013 o 19:15.
Rebirth jest offline