Dullahan i Denetsu
Jednego z pierwszych dni po teście, w których łowcy mieli mniej do roboty, po ogólnych i męczących ćwiczeniach z Jaxem, Dullahan zaczepił Denetsu.
"Bezgłowy" przysiadł się do niego na ławce z czymś co może lekko przypominało uśmiech, a przynajmniej nie było obrzydzeniem.
-
Yo. - przywitał się. -
Wybacz moje wcześniejsze, negatywne opinie o tobie. Zbyt szybko dochodzę do wniosków. Masz potencjał. - przyznał mu czarnowłosy. Irria zaś krążyła kawałek nad nimi, przytakując słowom Dullahana niczym jego instruktor.
-
Ohhh… nic się nie stało...znaczy ymm… chyba nie. Nie jest mi przykro… a w sumie powinno? - zapytał lekko się uśmiechając. -
Jak Ci się...ymm… podoba tutaj, to wszystko? -zapytał rękoma wskazując że chodzi mu o cały pobyt w ośrodku szkoleniowym.
-
...W sumie mi się podoba... - stwierdził po krótkim zastanowieniu -
Nic nam nie grozi, nasz cel jest oczywisty a droga choć długa, wydaje się być pozbawiona niespodzianek. To dobre miejsce. - wyjaśnił. -
Czy ty sam dałeś radę wyrobić sobie zdanie o nim? - spytał -
Wydajesz się mieć problem zebrać myśli na jakikolwiek temat.
-
Hymmm… tak, wydaje się dobre.. ale mało w nim..ymmm… boskości w moim pojęciu. -stwierdził blondyn opierając miecz o ramię. -
Nie myśli przychodzą mi bez problemu...mmm…po prostu nie wiem czy ma sens ich wypowiadanie. Czy to...mmm… moje myśli. Nie każdy tak chyba ma...ymmm..prawda?
-
Prawda. - przytaknął Dullahan. -
Czyżbyś miał więcej myśli niż tylko własne? Widać, że w twojej historii jest coś więcej niż tylko obalony demon....O ile wolno mi o takie rzeczy pytać.
-
Sam nie wiem czyje to myśli… czyje to emocje… hymmm czy w ogóle istnieją? -zamyślił się zerkając na ranę na szyi bezgłowego. -
Można by powiedzieć że demon był całkowitym końcem mojej historii...i hymm.. to mnie martwi. -zauważył po czym zapytał. -
W moim świecie umarli raczej leżeli w grobach…u Ciebie wszyscy wychodzą na przechadzkę?
Dullahan westchnął. -
Niestety. Choć nie możesz umrzeć jeżeli nie zgrzeszyłeś. - wyjawił po czym zbadał wzrokiem Denetsu. -
Masz amnezję? - spytał.
-
Niee...wszystko pamiętam bardzo dobrze. -mężczyzna pokręcił głową w przeczący sposób. -
Nie lubię o tym mówić… -dodał jeszcze jak by na swoje usprawiedliwienie.
-
Oh...chociaż masz opinię na jeden temat. - uśmiechnął się. -
Dobrze. Więc nie będę pytał. Powinieneś nad sobą popracować. Jeżeli prowadziłeś armię, jesteś królem. Król nie może być niezdecydowany.
-
Prowadzić armię może każdy. -odparł Denetsu. -
Czasem nawet lepiej gdy nie robie tego nikt konkretny. - co ciekawe na ten temat blondyn odpowiedział płynnie, praktycznie bez żadnego zająknięcia.
-
Spróbować może każdy, ale jeżeli ci się uda, to stanowi to o czymś większym. Mówimy o prowadzeniu przynajmniej kilkuset ludzi i ryzykowaniu ich życia. To wymaga zaufania. W coś więcej, niż żadną konkretną osobę. - zaprzeczał Dullahan.
-
Wiesz co znaczy w moim świecie Denetsu? Ni mniej ni więcej legenda. - blondyn zmienił trochę temat. -
Nikt mi nie nadał tego miana za to co zrobiłem, miałem być legendą od urodzenia. -westchnął.
-
Eh? Przecież to durne założenie. - spostrzegł Dullahan. -
A co gdybyś się nie nadawał?
-
No właśnie… co? -uśmiechnął się niemrawo blondyn. -
A może nie mogłem się nienadawać, bo tak to już zostało ustalone? -zapytał dość retorycznie. Jednak krzyk Jaxa by wracać do ćwiczeń przerwał dalszą część wypowiedzi. -
Pogadamy jeszcze przy okazji...ymm… chyba. -dodał podając Dullhanowi wyciągniętą dłoń.
-
Zgoda. - przytaknął nieumarły, uściskawszy dłoń Denetsu.
***
Rozmowy z nienawiścią. Dullahan i Yorsted.
"Przerwa" postanowiono. Łowcy rozeszli się w różne konta olbrzymiej sali bez większego przejęcia spuszczając broń. Dullahan stał jednak w miejscu przez pewną chwilę. Towarzysząca mu wróżka trzęsła się lekko w jego kołnierzu, przeczuwając jakiś głupi pomysł w jego głowie.
Nieumarły spokojnym krokiem zbliżył się do czarnego smoka.
-
Powiedz mi więcej...O ludziach w twoim świecie. - zażądał bardziej niż poprosił.
-
Raczej o ich zwłokach nihihi. -zachichotał mroczny byt, który znowu wyglądał niczym smok. -
W moim świecie nie żyją już żadni ludzie. -odparł machając leniwie ogonem.
-
Hę? - zdziwił się Dullahan. -
Ludzie w twoim świecie mieli problem z reprodukcją? - doszedł szybko do wniosku.
-
Zwij to jak chcesz. -zasyczał smok, po czym ziewnął głośno. -
W końcu nie mieli z kim się mnożyć, zakały wszystkich światów. -dodał pod nosem zerkając na Dullhana. -
U ciebie wszyscy są martwymi workami, łażącymi bez celu?
-
U nas nie ma konceptu śmierci. - odparł dullahan opierając się na mieczu -
Z swojej dobroci bóg dał nam nieśmiertelność. Złam jednak jeden z grzechów a twoje rany przestaną się leczyć. Daj sobie zrobić kilka dziur i nim się obejrzysz z bólu postradasz zmysły. Ewentualnie ktoś cię spali i zostaniesz zbłąkaną duszą wiecznie cierpiącą od sensacji wiecznego ognia.
-
Nihihi podoba mi się ten świat. -zarechotała mroczna kreatura. -
Brzmi jak idealne miejsce, dla wszystkich żywych istot. Może urodziłeś się w piekle ale nikt Ci o tym nie powiedział. -zapytał powoli oblizując paszczę swym lepkim jęzorem.
-
Coś w tym jest. - przyznał. -
Dodając do tego fakt, że mało pamiętam osób wartych zaufania...jak najbardziej mogła to być odwrotność raju. - jego mina na tą wieść nie zmieniła się jednak. -
Po prostu nienawidzisz tego co żywe? Zazdrościsz innym czy jak? - zgadł unosząc brew. -
Na martwego nie wyglądasz.
-
Nie ograniczają mnie takie błahostki jak życie czy śmierć. -zakpił jaszczur, a Dullhan poczuł jak ciemność powoli oplata jego nogi. Ociera sie w pewien oślizgły sposób. -
Nikomu nie zazdroszczę życia, tylko nic niewarte stworzenia się tym szczycą. Jak ludzie, Ci zawsze myślą że życie to ich największy dar. -prychnął smok. -
Oj tak nienawidzę istot żywych, chociaż pyszne z nich stworzenia.
-
Być dumnym...z życia... - zastanowił się Dullahan. -
Dlaczego ktoś byłby...dumny z tego, że może umrzeć....? - zdziwił się chłopak nie rozumiejąc do końca o czym mówił Yorsted. -
Pochodzisz z naprawdę dziwnego świata.
-
Nihihi mój świat to najwspanialsze miejsce jakie pamiętam. -zarechotał cienisty stwór po czym powstał na cztery łapy. -
Ale znudziła mnie już ta rozmowa, znajdź sobie kogoś innego by Cie niańczyłm, bezgłowy. -stwierdził odwracając się i lekko pyrgając nos umrzyka ogonem.
-
To sugeruje że znasz więcej, niż jeden. - krzyknął za odchodzącym Yorstedem.
Czarny smok był postacią dziwną. Wydawał się być racjonalny ale nie ostrożny, pewny swoich zdolności i nienawiści...coś jednak, przynajmniej dla Dullahana, wydawało się niedopowiedziane. Co żywi mogli zrobić istocie nieśmiertelnej aby tak ich nienawidziła? Jeżeli było to coś innego niż zazdrość, Yorsted może okazać się interesujący.