Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-12-2013, 09:53   #101
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Z perspektywy drużyny Ryo

Too bad, too bad. Ryoku przynajmniej wiedziała, że spokojnie może założyć biznes na piętrze - usługi profetyczne “Doktor Wszystkowiedzący”, bo znaczna większość jej przeczuć się sprawdzała. Jednak walka była zbyt dynamiczną sytuacją, by myśleć wtenczas o takich rzeczach.
Uczucie gorąca uderzyło jej umysł i nie, nikt jej nie przypalał rozgrzanym pogrzebaczem. Po prostu już wiedziała, że Sharrath zrealizowała część jej planu. Jednak w każdej chwili Yortsed mógł go popsuć albo… smoczyca mogła mieć po prostu pecha, wpadając nieszczęśliwie w największy jęzor ognia. Jednak sam piekielny żywioł mógł być ich szansą na zwycięstwo - trzeba było tylko umiejętnie korzystać z sytuacji.
~ Doskonale! Teraz wyrzuć łeb do ognia i znikaj stamtąd natychmiast! Uważaj na Yortseda i resztę zgrai! Może cię trzasnąć macką albo innym świństwem. A i podejrzewam, że w pobliżu mogą znajdować się Kil i Vayes. Wróć do nas i pomóż dobijać Cienia!
Ale może… może Yortsed paradoksalnie i niecelowo pomoże im rozwiązać problem. Jeżeli jednak zrobi krzywdę Sharrath, Ryo przestanie się powstrzymywać przed skrzywdzeniem samej cienistej gadziny, pewnie nawet w obecności Zuu. Kiedy sokoli wzrok Ryo, choć już nie spisywał się teraz tak doskonale jak przedtem, wyłapał powiązania pomiędzy stronami, zabrała się za rozwiązanie problemu. Podejrzewając, że drużyna fantoma chce po prostu wszystkich załatwić korzystając z chaosu, sama postanowiła dostosować się po części do tej gry, naginając jednak jej zasady do własnych korzyści, a siłę przeciwnika obracając przeciw niemu.
Zdawała sobie sprawę zarówno ze swoich słabości, jak i problemów towarzyszy. Glacial rozglądał się i zasłaniał oddział snajperski, co oznaczało, że na razie nie musi się nim martwić. Miała zagrożenie w postaci Cienia, Arthasisa, który z jataganem szarżował w jej kierunku oraz… a to ci heca, Fushigiego z pałką teleskopową.

Cień zaszarżował na Aidana. A Aidan miał przygotowany prezent na tę okazję - kula w łeb i odskok w bok, uważając zarazem na Yortseda. Ryo zaś widząc, co się dzieje, pobiegła co prędko i cicho, mijając Arthasisa, którego walką zajął Draugdin. Zamierzała się odwdzięczyć Cieniowi za jego nieczyste zagranie, podchodząc do niego od tyłu. Za dużo tłumu jednak było, by odpalić Mołotowa. To wężowaty, tam Glacial (nie, ich nie było szkoda) ale w pobliżu znajdował się też Draugdin czy Aidan. Szkoda było ich ryzykować.
Cóż, czeka ją walka. Tym razem nie ma ucieczki. Wiedziała, że to bardzo trudna sprawa i niezwykle ryzykowna. Wyczarowywała miecz z ognia, bo wiedziała, że na tego cienistego drania nie ma lepszej metody. Kulą ognia albo by nie trafiła albo zrobiłaby krzywdę komuś z jej drużyny. Konwencjonalna broń nie wykazywała zbyt wielkiej skuteczności w walce z tym bytem. A z drugiej strony on miał ostrza schowane w karwaszach i był szybki oraz prawdopodobnie zdrowy.

Miała jeszcze jedną broń. Ale czy narażać Sharrath na Yortseda i Cienia naraz? A co, jeśli operacja się nie powiodła, Sharrath pochłonął ogień…
~Sharrath… wyrzuć łeb do ognia i chodź tutaj. Mamy gościa, zgadnij kogo - zapytała retorycznie, kiedy piekielny wakizashi pojawił się w jej ręce, Oczywiście, że smoczyca nie musiała zgadywać, o kogo chodzi.
Jeśli przeżyła.
Ona, Nightblade, rzuciła nieme wyzwanie Dullahanowi i jego drużynie, i nie mogła go odrzucić. Była jedynym ogniomiotem będącym w zasięgu tego łotra. Wiedziała, że Cień zakontruje, może przeszyje jej bebechy ostrzami. Ale Aidan też miał pewną broń, prócz pistoletu. Był w pobliżu i był ostrożny.
Wykorzystując zaskoczenie Cienia doskoczyła prędko i zwinnie do skrytobójcy, a ostrze magicznego miecza miało odciąć łepetynę przeciwnikowi. W razie czego gotowała się do dalszej walki i ofensywy, w zależności, co wykombinuje ten niecny typek.

A może Kil i Vayes gdzieś czają się w pobliżu i tylko czekają, aż stracą czujność? Lakuma i reszta ekipy strzelniczej miała na horyzoncie problem w postaci Glaciala, ale… wiedziała, że to jak gra w szachy. Kiedy się odsłoni, oni ją zastrzelą, ubiją, Tak samo jak ubili hetmana w postaci Bezimiennego. Na szczęście wzięła pod uwagę zarówno ciała jak i ich ułożenie. Starała się przewidzieć ruchy. To była wojna, a na wojnie zawsze są, były i będą ofiary.

Baak widząc co się dzieje, odrzucił kusze dobywając swej laseczki. Wycelował nią pod ramieniem olbrzyma w stronę Ryo, a jego głos zadudnił w korytarzu gdy krzyknął głośno. – Głupiec!. Kobieta poczuł jak powietrze dookoła niej gęstnieje, jak niepewność chce wedrzeć się do głowy… ale odrzuciła to uczucie. Magia dziwnego osobnika nie zadziałała na władczynię ognia.

Tymczasem Yortsed i Bezgłowy wojownik ucieli sobie krótką pogawędkę w momencie gdy Sharath podlatywała w stronę Dullhana.
- Zastanawiam się, czego oczekujesz w zamian? - spytał, zaintrygowany dwulicowością smoka. Najwidoczniej nie każdy zdawał sobie sprawę, że ten test nie jest ostatnim. Yorsted robi sobie wrogów.
- Oczekuje tylko wygranej, ty zidiociały potomku żyjących. -zachichotały usta na plamie ciemności. - Jeżeli uważasz że zdrada nie popłaca, nie dziwie się, że Cię ścieli. -zarechotały wykrzywione w uśmiechu usta.
- ...To ja ściąłem swoją głowę. - przyznał się, choć nie pamiętał powodu ku tej decyzji. - Ja oczekuję tylko tyle, aby nie przegrać. Czego byś chciał, abyście puścili nas wolno po walce?
- Puścili? -czarna istota zachichotała, a jej macki zaczęły wspinać sie po nodze nieumarłego. - Naiwny z Ciebie chłopaczek, ale przynajmniej umiałeś podjąć mądra dla twego nędznego gatunku decyzję- zabiłeś się.
- Wyglądam jak wyglądam, ale mogę być zupełnie inny od ludzi twojego wymiaru. To marna dyskusja. - spostrzegł. - Cóż, więc rozumiem, że z tobą po prostu nie da się iść na ugody? - spytał w prost, nie będąc mistrzem dyskusji.
- Na pewno nie w twojej sytuacji umarlaku. -zarechotała mroczna istota, a ciemność zabulgotała szykując się do ataku.
- Meh, nie lubię cię. - zauważył, nie zaskakując nikogo swoją opinią. - W sumie tak bardzo.

Oczywiście smoczyca nie czekała bezczynnie, ale z czarnej plamy w jej stronę wystrzeliły ostre kolce. Uderzyły one w malutką smoczycę, która nie dała rade ominąć wszystkich. Zbiło to ja lekko z kursu i sprawiło że bransoleta zapiszczała groźnie, zaś stworzonko poczuło że coraz trudniej jej latać i poruszać się. Ale mimo to pędziła na spotkanie z umrzykiem.
Tymczasem cień zarechotał głośno.

- SHA SHA! Ale potańcówka! - Zarechotał upiornie, trąc ostrze o ostrze krzesząc przy tym deszcz iskier. Jego ślepia bez źrenic zatrzymały się na mundurowym. - Wcześniej nam przerwano… – dodał zaczynając sunąc po ziemi w stronę policjanta. Wrzeszczał przy tym upiornie niczym zgraja hord piekielnych. Skoczył w stronę policjanta, a jego ostrze śmignęło w stronę jego tchawicy. Posterunkowy odchylił się jednak an tyle, że zamiast szyja, to policzek spotkał się z bronią stwora. Ostrze skrytobójcy przejechało po skórze żołnierza zadając mu pierwszą z ran w tym pojedynku.

Aidan wycelował szybko w przeciwnika a kula, uderzyła w jego facjatę. Cień odchylił głowę do tyłu, wydawało się że to koniec potwora… ale ten tylko z swym złowieszczym skowytem zakręcił się dookoła, by drugim ostrzem przesunąć po klatce piersiowej wroga. Teraz to było bardziej niż jasne- zwykłe pociski nie działały na potwora, który siał spustoszenie w szeregach ognistej drużyny.

Wtedy też Ryo skoczyła od tyłu na Cienia z uniesionym ognistym mieczem. Chciała ściąć głowę stwora, ale ten zdążył wykręcić się na tyle, że ucierpiał jego tors. Tym razem dziewczyna była pewna że stwór poczuł ten atak. Ryknął głośno, a bransoleta zapiszczała głośno, sygnalizując przetworzone obrażenia. W końcu mogli walczyć z Cieniem!

Draugdin w tym czasie natarł na przeciwnika o wężowatych ramionach. Ten zamachnął się Yataganem ale wojownik gładkim obrotem wszedł pod ostrze, by prostując się przeciągnąć mieczem po piersi va Grova. Jeżeli Cień był największym kosynierem drużyny Kill, to Draugdin mógł objąć to stanowisko wśród towarzyszy Ryo.

W tym czasie malutka Sharrath mimo bólu, wbiła w czuprynę Dullhana, który już brał na nią szeroki zamach swoją bronią. Smoczyca wręcz widziała nadlatujący miecz i nagle… zniknęła! Pojawiła się nad płonącymi drzewami, które buchały niczym ognisko harcerzy… by opuścić głowę do piekła. Nie wiedziała czy to zabije umarlaka, ale na pewno mu nie pomoże.

Wtedy też okularnik Fushigim zwanym wykonał swój ruch. Prześlizgnął się obok Glaciala i wykonując piruet strzelił metalową pałką w mostek ognistej czarodziejki. Nie było to silne uderzenie, ale walka z dwoma przeciwnikami nie była łatwa. Fushigi dał bowiem czas Cieniowi by ten uderzył z furią w wiedźmę. Ryo mimo prób blokowania i uniku, nie była wstanie odbić broni wroga. Zmęczenie i rany dawały się we znaki, ostrze przejechało po piersi dziewczyny, a ta poczuła jak coraz więcej ciała podlega mocy paraliżu. Jeszcze jeden nawet najlżejszy cios i będzie to dla niej koniec. Koniec miał nadejść w postaci kościanej strzały… która chybiła o milimetry. Los uśmiechnął się tym razem do dziewczyny, ale jej pozycja i tak była beznadziejna.

Arthasis zaś kontratakował, a jego Yatagan co chwile odbijał katanę mężczyzny. W pewnym momencie udało mu się znaleźć lukę, a prawa ręka Draugdina została chlaśnięta bronią mężczyzny. Jednak wtedy nadszedł olejny niespodziewany atak, jeden z węży wystrzelił w stronę twarzy wojownika. Ten bez problemu zasłonił się przed nim, tylko po to by drugi (który czaił się na moment bloku) wgryzł się w twarz wojownika. Kolejne rany zaczynały osłabiać ciało młodego mistrza miecza.

Glacial natomiast spojrzał zamyślonym spojrzeniem na walczących, po czym ryknął głośno i biegiem ruszył w stronę Lakumy, Baaka i Aries, widać celem olbrzyma było staranowanie ich a następnie rozgniecenie na miazgę.
Tymczasem jego kompan o cienistej naturze puścił bezgłowe ciało i zaczął sunąc po ziemi, jak bulgocząca plama w stronę walczących.

Wtedy tez Aries upadła na kolanka, a łzy spadły na jej krągłości, gdy wyciągnęła błagalnie ręce w stronę mistrza węży. Prosiła go o pomoc, o wybawienie od zła i niedogodności tego świata, stosując przy tym swój urok wymieszany z magią. Grove na chwile spojrzał na nią maślanymi oczyma, ale jedna z jego narośli syknęła głośno w jego ucho, a ten otrząsnął się z transu.

Dziewczyna wstawała z ziemi, niezbyt zadowolona ze swego marnego w efektach popisu, gdy strzał przeszył powietrze. Kula nadleciała od strony zachodnich schodów by uderzyć prosto w główkę Baaka. Mędrzec opadł na ziemię wyraźnie zdziwiony tym co zaszło.
Za plecami snajperów z cienia wyłonił się pobladły Vayes z podkrążonymi oczyma. Lufa jego magnum dymiła jeszcze.
- Strasznie jesteście… głośno. –wysapał wyglądając na poważnie chorego. Aries i Lakuma stanęły teraz między młotem a kowadłem.

Ech… uf… jeśli miała zamiar umrzeć, to jak żołnierz - na polu walki, a nie jak ciota murzyńska - czy jak to mówił Aidan. Czuła się beznadziejnie, mimo magii płynącej w jej ciele. Nie dotrze do Shinso, nie pokona Zwiadowcy. Drużyna będzie musiała sobie bez niej radzić. Ale Ryo mimo skrajnie złej sytuacji wierzyła w swoją drużynę. Może nie wygrają tego testu, ale jeszcze nie przegrali wojny o szczyt Wieży. Ci, co obserwowali ten bezkrwawy turniej, może docenią ich walkę i to, że walczyli przeciw dwa razy większej niż oni bandzie.

W jej drżących, na wpół sparaliżowanych rękach pojawiła się wielka kula ognia mająca średnicę nieco mniejszą od wyczarowanego przez nią miecza. Odsuwała się powoli od duetu starającego się ją dobić.
- Daj komuś ogień, a będzie mu ciepło przez jeden dzień, ale wrzuć kogoś do ognia, to będzie mu ciepło do końca życia - mruknęła pod nosem i cisnęła nią w pierś i szyję mocno pochlastanego Cienia w akompaniamencie obłąkańczego uśmiechu.
- Aidan, masz prezencik ode mnie - zachrypnęła niczym umierający przywódca do policjanta, czując, że jej koniec nadchodzi. Ale jak odchodzić, to w wielkim stylu. Osłabiła w znacznym stopniu drużynę Kil, a to było ważne. - byłbyś tak miły i zajebał ode mnie tamtego skurwysyna Yortseda?
Teraz Aidan musiał przejąć pałeczkę szefa w drużynie. A sama odsunęła się od zasięgu broni Fushigiego, jak tylko mogła, choć obrażenia utrudniały jej poruszanie się, jak i od Cienia, co by jej przypadkiem nie dźgnął jakimś ostrym cholerstwem. Gotowa była pochwycić rękę studenta, w której ten trzymał pałkę. Okularnik był praworęczny, co oznaczało, że Ryo jako osoba zdecydowanie leworęczna mogłaby z większą łatwością zablokować cios. Walczyła zaciekle z postępującym paraliżem ciała i z rywalem będącym w dużo lepszym niż ona stanie zdrowia. Zapewne w normalnych warunkach wykrwawiałaby się na śmierć.
Zaśmiała spoglądając na Fushigiego i uśmiechając się cynicznie:
- Punkt dla Ciebie, Fushigi, sprytnie zaplanowane, ale chyba niezbyt korzystnie dla was. Macie poważniejszy problem ode mnie - po czym wskazała na ciemną plamę wędrującą po podłodze, którą dostrzegła kątem oka. Trudno było jej nie zauważyć, zważywszy na fakt, że wszędzie było jasno. - Jak mnie zaatakujesz, Yortsed wykorzysta okazję i cię załatwi z łatwością, a zrobi to na pewno. Na niego działa tylko ogień, a tak się składa, że to ja tutaj jestem specem od ognia.
Dała Aidanowi butelkę etanolu i parę zatrutych noży. Na nic więcej nie było czasu, Ryo przygotowała się na walkę, a raczej na śmierć. Była bardziej martwa niż żywa, straciła znacznie na swoim refleksie i sile. Została tylko wola walki i magia… niestety nic ponadto, a noże i shurikeny prawdopodobnie jej się nie przydadzą. To musiał już przejąć Draugdin, korzystając z zamieszania na korytarzu. Jeśli zdoła, rzecz jasna, bo teraz musiał walczyć z mistrzem węży.
Ryo mimo huśtania się na skraju życia i “śmierci” starała się jeszcze walczyć, choć wiedziała, że Yortsed czai się niedaleko i było to tylko kwestią czasu, kiedy ją “uśmierci”, a Fushigi dobije ją tą śmiercionośną pałką.
Z drugiej strony Ryo byłaby wdzięczna, gdyby Aidan dał wycisk Yortsedowi za pomocą etanolu. Sam wcześniej został ostrzeżony przed całunem ciemności wędrującym po podłodze, otrzymał część broni od padającej szefowej.

~Sharrath, posłuchaj uważnie, bo niedługo pociągnę, a wtedy telepatia będzie między nami pewnie niemożliwa. Ja załatwię Cienia, a wy przejmujecie dowodzenie i idziecie dalej. Spróbujcie ubić jak najwięcej istot. Drużyna Yortseda wykorzystuje innych uczestników i sytuację do ugrania jak najwięcej dla siebie. Na strażników nie ma szans, chyba że… chyba że pójdziecie na Zwiadowcę, bombą w łeb i do wody go zepchniecie, musicie uważać na jego energię i kolce. Albo pójdziecie na Shinso… Musicie zniszczyć jego oczy oraz broń, wówczas on będzie unieszkodliwiony. Jednak uważajcie na Yortseda… wiem, że on na mnie idzie i mnie załatwi. Ja nie podołam mu w walce. Niech Aidan bierze moją broń i ucieka. Draugdin niech też się broni przed Yortsedem. Przeczekajcie masakrę i uderzajcie, gdy trzeba. Vayes jest w pobliżu, zdaje się, że osłabiony przez moją truciznę, ale wciąż groźny. Uważajcie też na Kil. Wyjdzie pewnie ze wschodu albo z północy… Hmmm, mówisz, że się mogła schować z biletami? Masz rację, to dobra taktyka, niech to, cwaniaczki jedne. Wątpię, by sama dała radę ze strażnikami, choć chuj ją tam wie, z tego co mówisz… Powodzenia... Jestem z was wszystkich zajebiście dumna.
I w umyśle Sharrath wyłonił się obraz z testu ze skrzynkami, kiedy to Ryo wystawiła jej kciuk do góry za pomyślne otworzenie paczki z kluczem.

- Yortsed idzie na was - rzekła do Aidana i Fushigiego. - Panowie, chwilowe zawieszenie broni. - odeszła kulawo od Fushigiego, by ten miał miejsce na uderzenie w cienistego smoka. Mimo podłego stanu przygotowała się do walki.
Jeśli walczyć - to do końca.

Zdradziecka istota była stworzona z tej samej materii co Cień. Jeszcze przed testem doszli do tego, że obydwa stwory można pokonać tym samym środkiem. Gdyby tylko Bezimienny mógł z nimi walczyć… teraz jedyne co robił, to leżał jak figura na podłodze, bezużyteczny, niezdolny do walki. Nightblade dopadło przeszywające, lodowate poczucie winy. Gdyby tylko mogła cofnąć czas, on nie poległby, zagrodziłaby drogę Cieniowi i Dullahanowi, a szanse na zwycięstwo zwiększyłyby się. Rozpoczęli zbyt ostrożnie i łagodnie. Następnym razem nie mogą już sobie pozwolić na taki błąd.

Ryo wiedziała, że Fushigi może nie pójść na ugodę. Przeszkodę jednak stanowiło ciało, które lada moment mogło zesztywnieć. Okularnik tym razem miał okazję się odegrać na dziewczynie za upokorzenia, których doznał wcześniej, a sytuacja zbyt kusiła, by użyć logicznego rozumu, którym ten lubił się chwalić. Przypuszczała, że odrzuci propozycję. Dodatkowo Yortsed mógł spokojnie załatwiać resztę dobitego towarzystwa. Dlatego Aidan był przygotowany również na to, by zaatakować Studenta z broni palnej albo tonfy. Ale dla nich wszystkich teraz podstępny Yortsed był najgroźniejszy. Musieli się na razie zjednoczyć, jeśli chcieli dłużej trwać w tym teście.
Draugdin miał problem i to poważny, bo co głowa i dwa łby to nie jedno… Dodatkowo te gadziny gryzły dotkliwie. Jednak w całym hałasie coś dosłyszał o Yortsedzie. Szedł do nich. Wykorzysta to, że Arthasis z nim walczy i go pogryzie dotkliwie. Sam będzie musiał uporać się z szermierzem, walcząc z nim nie na siłę, ale na słabe punkty jego techniki. I będzie musiał z zaskoczenia zaatakować tam, gdzie sam Arthasis się nie spodziewa.
Chwila tańca koło ognia, by następnie paroma fintami odbić jego ataki, ściąć z boku przy zwinnym zwodzie i kopniakiem posłać w otchłań ognia.

Sharrath szybując ponad lasem mogła oglądać straszliwą bitwę, która toczyła się między wszystkimi uczestnikami testu. Wyglądało to niczym małe pole bitwy, czyżby tego oczekiwał Bóg w swym domu. Śmierci i krwi by spełnić marzenia nielicznych?

Ryo wydawała swe rozkazy a w jej rękach rosła ognista kula, mimo zmęczenia i bólu dziewczyna postanowiła odejść z klasą. Istota o białych oczach i ostrych niczym brzytwy mieczach, które zabrały jej większość kompanów z rykiem skoczyła w jej stronę. Cień chciał schować się na chwile w rzucanym przez wiedźmę, czarnym „odbiciu” jej ciała, lecz nie zdołał tego zrobić. Ognisty pocisk uderzył w niego, w momencie gdy ostrza ukryte pod całunem niemal muskały twarz niziołczycy.
Do kieszeni Ryo wpadły zaś dwa niebieskie bilety.

Z góry smoczyca widziała jak bezgłowe ciało Dullhana, wymachuje na ślepo rozwijającym się mieczem, który latał między walczącymi. Ostrze niesione chyba ręką samego szczęścia uderzyło w bok wężowego łowcy. Kolejny atak zachwiał jego sylwetką, tak ze ten niemal upadł… Dullhan nieświadomie pomógł Draugdinowi który od razu krzyknął.
- Poddaje się Arthasisie!

W serduszku smoczych zapłonęła nadzieja. Czyżby jednak jej cała drużyna miała uciec cało z tego testu? Nawet ciężko ranna Ryo?
Cóż Bóg, łut szczęścia i los to zdradliwe omeny, o czym przekonały się oczka stworzonka.

Wężowiec z trudem zamachnął się na Aidana, jego jatagan co prawda minął zwiadowcę, ale popchnął go wprost na czarna plamę z której wynurzyła się ogromna paszcza. Zębiska wbiły się w boki żołnierza, niczym rekin który złapał swoja ofiarę. Yortsed siał strach i spustoszenie.

W tym całym zamieszaniu zaś Fushigi stał nad Ryo, która z wycieńczenia opadła na posadzkę. Lekki uśmiech niezbyt pasował do scenerii, lecz cóż chłopak miał szanse na swoja zemstę. Poprawił okulary po czym rzucił pałkę na kolana dziewczyny.
- Chętnie sam bym to zrobił, ale to było by niepotrzebne. Mam już dość kuponów. –stwierdził po czym uniósł rękę… w której pojawiła się ognista kula. – Ciekawa sprawa… ogień to niezwykle proste zjawisko fizyczne, ale jakie użyteczne. –dodał prześmiewczo, bawiąc się mocą Ryo. Czyżby Łysol w jakiś sposób ja ukradł? – Teraz Lakuma! –krzyknął by odwrócić się i rzucić pociskiem ognia w Draugdina. Mistrz katany mimo zdziwienia zachował zima krew i uskoczył w bok.

Tymczasem Lakuma wypuściła z dłoni lance energii , ta ominęła pędzącego Glaciala, lawirując między walczącymi. Światło zwijało się i tworzyło łuki… by w końcu uderzyć w metalowa pałkę na kolanach Ryo. Czyli był to swego rodzaju przekaźnik, antena dla Shinso. Nie było czasu jednak nad tym rozmyślać, bowiem potężny wybuch sparaliżował Nightblade, która poległa w tym teście.

Po tym pokazie zapłakana Aries jak i Lakuma skoczyły w stronę północnego skraju basenu, by przepuścić szarżującego Glaciala wprost na Vaysa. Blondyn oddał strzał z pistoletu, jednak trucizna musiała dać się mu we znaki. Bowiem trafił w jedną ze ścian. Olbrzym natomiast wpadł na niego a lodowa piącha gruchnęła w twarz białowłosego, odrywając jego stopy od ziemi. Ciało Vayesa gruchnęło o mur, a ten spłynął po ścianie sparaliżowany i pokonany. Glacial natomiast jeszcze chwile wpatrywał się na ciało u swych nóg zapewne zastanawiając się co zaszło.

Wtedy tez kościany łucznik wystrzelił swój ostatni pocisk, który trafił w pierś pochwyconego Aidana, który odganiał od siebie macki Yortseda które powoli oplatały jego ciało. Jednak ten kościany pocisk był gwoździem do trumny, bowiem Yortsed po chwili wypuścił ze swych objęć sparaliżowane ciało, pokonanego żołnierza. Wtedy też szkielet zniknął w blasku czarnego ognia, zaś Sharath usłyszała jak jej bransoleta zapiszczała cicho. Artefakt uznał zwycięstwo jaszczurki nad królem nieumarłych którego głowa spłonęła gdzieś w lesie.

Draugdin widząc co się dzieje, zignorował rozkazy Ryo. Wolał nie walczyć z Fushigim który teraz formował kolejna kule ognia. Mężczyzna puścił się biegiem wschodnim korytarzem, wszak tylko on i Sharrath przetrwali tą rzeź z pierwotnego składu ich drużyny.

~ A więc to tak… - obrazy światła nad Strażnikiem. Świetlista lanca lecąca razem z ognistym pociskiem na Zwiadowcę. Okularnik z mściwym uśmieszkiem stojący nad konającą Ryo. Metalowa pałka jako naprowadzenie dla pocisku energetycznego. Obrazy z ostatniego pojedynku Ryo - niemal wszystko co się tam działo - docierały do umysłu Sharrath niczym klatki z filmu, jakby znajdowała się na miejscu Nightblade. - Pewnie pójdą na zwiadowcę. Postarajcie się im poprzeszkadzać. Fushigiemu, Lakumie i Glacialowi… Uważaj na ogień i te obślizgłe gadziny...
Wiadomości pozyskane z pola bitwy były jedyną rzeczą, którą Ryo mogła przekazać Sharrath. Oraz obraz latarni uderzającej znienacka w głowę Fushigiego, przeszkadzająca Lakumie...
~ Mają rozmach, skurwysyny - ostatnia myśl, jaka przeszła przez głowę do pewnego stopnia zdziwionej Ryo, której zaskoczenie szybko przeszło. W końcu wiedziała, że jej koniec nadchodzi wielkimi krokami i nie ma zbyt wielkich szans na dalszą walkę. Sharrath wkrótce poczuła, jak gwałtownie i nagle urywa się połączenie telepatyczne z Ryo. Jednak nawet Nightblade nie przewidziała wszystkiego, a już na pewno nie to, że Fushigi zdoła się nauczyć rzucać kulami ognia. Maleństwo będzie musiało jej po Teście opowiedzieć wszystko, co zaszło w reszcie walki.

Przynajmniej Ryo dokonała w pięknym stylu aktu zemsty na Cieniu. I tylko tyle mogła zrobić w tej tragicznej sytuacji. A Fushigi odegrał się za upokorzenia ze strony niziołki. Rachunki wyrównane. Ale kujon nie wiedział, że Nightblade też miała swój fortel. Wygadał się zarówno z kuponami jak i z ogniem, bo ta wiadomość zdołała dotrzeć do maleństwa jeszcze przed epicką “śmiercią” Nightblade.

Przynajmniej smoczątko już wiedziało, że Ryo miała rację w tym, że kujon poczeka sobie na koniec i dopiero wtedy zaatakuje. Latarniczka nauczyła się, że wojna to swoisty rachunek zwycięstw, ofiar i porażek, konfrontacja dwóch stron, gdzie nie ma miejsca na sprawiedliwość, tylko na dobicie swojego interesu. Ale szczegółowa analiza przed Testem w wykonaniu Bezimiennego i Nightblade po coś przecież była. Jej własna idea, by zostawić sobie miejsce na improwizację i miejsce na atak z zaskoczenia też miała silną rację bytu.

Lodowata pustka zastąpiła miłą obecność Ryo w sercu, duszy i umyśle zwierzątka, które obserwowało pobojowisko znad spalonego lasu. Znała to uczucie, bowiem tak samo czuła się zaraz po odejściu z Pernu. Jednak tym razem łatwiej było je przetrwać, bowiem wiedziała, że lada moment znów spotka Ryo. W zasadzie wystarczyło po prostu wlecieć pomiędzy przeciwników, dać się pokonać i już, już byłaby przy Nightblade. Sharrath otrząsnęła się z tego uczucia. Przecież nie o to chodziło. Nie mogła polec, nie mogła dać przeciwnikom kolejnych punktów i kuponów. Poza tym jej przyjaciółka walczyła do końca, nawet wydając ostatnie tchnienie, próbowała wskazać drogę srebrnołuskiej.

Jaszczurka czuła zmęczenie walką. Latanie nie było dla niej wysiłkiem, ale sterowność zdecydowanie spadła. Nie miała szans na przeżycie, gdyby władowała się pomiędzy całą grupę przeciwników. Draugdin skrył się gdzieś pomiędzy korytarzami, znikając jej z oczu. Nie mogła komunikować się z nim w tak przystępny i wygodny sposób jak z Ryo, nie znała też jej języka gestów, który umożliwił drużynie tak długo zachować ciszę.

Przede wszystkim zdecydowała, że nie pozwoli tamtym działać w pełnym komforcie. Latarnia nie odstępowała członków przeciwnej drużyny ani na krok, jakby chciała poinformować, że są stale obserwowani. Po prawdzie Sharrath miała po prostu nadzieję, że za chwilę uznają to za zapominalstwo głupiej jaszczurki i przestaną zwracać na sześcian specjalną uwagę. To mogłoby świadczyć o utracie czujności. Sama zaś pozostawała wysoko pod sufitem, kryjąc się wśród cieni, kątów i załamań, z bezpiecznej odległości obserwując tamtą drużynę. Miała pomysł. Ryo mogłaby być z niej dumna za podjęcie walki! Sharrath musiała tylko poczekać na odpowiednie warunki.

Fushigi uciekał na północ lecz trójka łowców chyba nie zamierzała go gonić.
- To przebiegły człek… -mruknął Yortsed, gdy pokryta uśmiechami plama mroku przemieniła się w…


… utkanego z mroku humanoida, który zdawało się wyrastał z posadzki. Od pasa w dół był on tylko ciemnością, zaś charakterystyczne oczy które martwy byt prezentował też w smoczej postaci, spoglądały czujnie na plecy geniusza. -... więc na pewno ma jakiś plan.
- Jakie dostałeś bilety? - Glacial wypowiedział powoli swe słowa, przyglądając się swoimi małymi oczkami zielonemu tokenowi który odebrał Vaysowi. Widać lodowy olbrzym miał szczęście, skoro zdobył tak wartościowy przedmiot.
- Czyli wszystkie zielone u nas...shhhh - zachichotał Yortsed, gdy z jego ciała, niczym z kałuży, wyłonił się drugi zielony kwadracik, oraz niebieski odebrany Aidanowi.

Arthasis w milczeniu uniósł rękę gdzie między palce wetknięte było… pięć czerwonych biletów! Niektórzy to mają pecha.
- Czyli wszystkie czerwone w naszych rękach. - mruknął z przekąsem Yortsed, podchodząc na skraj basenu. Nagle z jego ciała strzeliła macka i chwyciła mistrza węży za kostkę. Mężczyzna został uniesiony nad ziemię, a po chwili ciśnięty do wody.

Wypłynął na powierzchnię plując fontanną wody, zaś strażnik zwiadowca zniknął nagle z miejsca. Kilka błysków pojawiło się na ciele Arthasisa, a jego bransoleta zapiszczała złowieszczo. Jego sparaliżowane ciało zaczęło opadać na dno zbiornika w momencie, gdy robot lekko opadł na swoje miejsce na przecięciu ścieżek.
- Mhihihi, teraz na pewno nikt inny czerwonych nie dostanie. -zarechotała mroczna istota, odwracając się od strażnika. - A ten jest za szybki, by go pokonać… nawet nie widziałem jak się rusza. - zauważył, sunąc na zachód za potężną sylwetką Glaciala.

A więc ostatecznie dwie drużyny rozdzieliły się. To dawało jakieś pole do popisu dla Sharrath i Draugdina, ale nadal nie załatwiało kwestii braku komunikacji między nimi. Latarnia jaszczurki na jej mentalną prośbę “przyczepiła” się do Fushigiego, dzięki czemu mała miała rozeznanie mniej więcej w jakim kierunku i odległości może go szukać. Albo latarni. Kto wie, czy genialny student nie miał w zanadrzu również sztuczki, która pozwoliłaby wyprowadzić tajemniczy sześcian w pole. Tymczasem yortsedowa ciemność zmaterializowała się, przybierając nieznaną minismoczycy postać. Srebrny łebek przekrzywił się, przyglądając się zjawisku z zaciekawieniem. Czyżby smok wcale nie był jego prawdziwą tożsamością? Może ani humanoid, ani napotkany demon - co do którego srebrzysta miała już pewność, że należał lub pochodził od Yortseda - nie były właściwymi? Może Yortsed sam był po prostu ciemnością? Nie wiedziała. Uznała to jednak za warte przekazania pozostałym.

Sytuacja z wężowatym mężczyzną zupełnie nie zdziwiła jaszczurki. Ba! Spodziewała się, że coś takiego wyniknie z kierunku, w jakim toczyła się rozmowa. I choć zaskoczona nie była, to jednak nie potrafiła się nadziwić, jak wiele można oddać za wygraną. Po jak wielu trupach można przejść, by dojść do upragnionego celu? Czy desperacja jest aż tak wielką siłą? Być może miała się przekonać. Wszak los całego świata spoczywał w tych małych, srebrnych łapkach...

Opuściła miejsce potyczki, niknąc pośród korytarzy i poszukując Fushigiego z jego zespołem. Jeśli zaatakują jednego z pozostałych dwóch strażników, to będą celem dla Draugdina, który zdaje się miał jeszcze co najmniej jedną butelkę z łatwopalną zawartością. Tak czy siak Sharrath wiedziała, że bez niego nie zrobi nic. Może poprzeszkadza, może wystawi się na niebezpieczeństwo, ale nie wskóra nic. Być może było to błędne założenie, ale wolała pozostać przy życiu, chroniąc swoją drużynę od anihilacji, niż zwyczajnie dać się zabić w beznadziejnej walce, nawet jeśli podczas narady padły inne polecenia. Wystawienie się na strzał i głupia śmierć wcale nie liczyły się do niczyich zasług i pozostawały...cóż...głupie.

Obserwowała zatem z ukrycia rozwój sytuacji, by w razie potrzeby zareagować, jednak nie zamierzała samotnie podejmować żadnych agresywnych działań. Doskonale pamiętała przemowę Ryo, kiedy wraz z Bezimiennym ustalali strategię i omawiali taktyki. Była jednak za mała, by w pojedynkę działać przeciw tak doświadczonym przeciwnikom.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 14-12-2013, 19:26   #102
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Test który miał trwać trzy godziny, niemal skończył się po niespełna pierwszej z nich. Wielka potyczka która rozgorzała między uczestnikami, sprawiła, że tylko niedobitki z poszczególnych drużyn zostały przy „życiu”.
Mała Sharath obserwowała poczynania innych, ale mało kto kwapił się do dalszej walki. Drużyna Fushigiego zamknęła się w bibliotece i tam zniknęła do końca testu. Draugdin poruszał się w cieniach i przyczajał się jak tylko mógł by uniknąć Yortseda i Glaciala którzy przeszukiwali poszczególne korytarze.
Co prawda istota mroku próbowała szturmu na strażnika z bazooką, lecz po pierwszym strzale dała sobie z tym spokój.
Reszta testu upłynęła na zabawie w chowanego, w której nikt nie przejął prowadzenia.

~*~

Paraliż ustępował powoli z ciał wszystkich pokonanych. Przeciągali oni zesztywniałe mięśnie i strzelali kośćmi które tylko na to czekały od kilku godzin. Ci którzy polegli w trakcie bitwy szybko dowiedzieli się od swych kompanów jak potoczyła się dalsza konfrontacja.
Zebrano ich na pierwszym piętrze dookoła Fontany, tak by każdy mógł obserwować tablicę z wynikami. Z nauczycieli pojawili się tu Zuu i Aki. Kobieta była lekko rozczochrana, a ramiączko od jej sukienki lekko zsuwało się po ramieniu, jak gdyby dopiero co ściągnięto ja z łóżka. Mentor zwiadowców był natomiast niewzruszony, wyprostowany jak struna i jak zawsze pozbawiony jakichkolwiek oznak emocji.

- Ogłaszam zakończenie pierwszego testu. Czas by ogłosić wyniki. –stwierdził czarnowłosy, zerkając na tablice z wynikami by po kolei odczytywać kto ile punktów otrzymał.
- Ryoku Nightblade, otrzymuje 50 punktów za posiadanie platynowego kuponu, 50 za zwycięstwa jej drużyny, oraz traci 50 za porażki. W sumie otrzymuje 50 punktów. –odczytał pierwszy z wyników.
Następnie zaś zaczął odczytywać resztę wyników które wyglądały następująco.
Lakuma +40punktów
Fushigi Gakusei +50 punktów
Vayes +0 punktów
Draugdin + 50 punktów
Denetsu -10 punktów
Arthasis -30 punktów
Eggo +50 punktów
Sharath +60 punktów
Baak + 0 punktów
Bezimienny+ 50 punktów
Aries+ 40 punktów
Aidan+ 50 punktów
Edwin +50 punktów
Kill + 50 punktów
Glacial + 60 punktów
Dullhan +40 punktów
Karmin -20 punktów
Yortsed + 60 punktów
Cień: +40 punktów

Gdy Zuu skończył odczytywanie tych wyników, tablica zamigotała a wszystkie liczby zmieniły się ukazując wyniki poszczególnych osób. Jednak unosząc dłoń mentor zwiadowców zasygnalizował iż to jeszcze nie koniec ogłoszeń.
- Jako że w rękach czerwonych znajduje się dokładnie dziesięć biletów dających punkty, każdy z nich otrzymuje bonus w wysokości 20 punktów. Ponadto Jax… nagrodził Cienia nagrodą w wysokości 10 punktów za bycie najskuteczniejszym łowca podczas tego testu. – zakończył . – Na dziś jesteście wolni, od jutra wracamy do nauk… ah Drużyna która pokonała strażnika w ogrodzie. Od jutra przez najbliższy tydzień pomożecie mi w pielęgnacji szkód. Lubię kwiaty. –dodał bez emocji.

I tak zakończył się pierwszy dzień pobytu nowych uczniów Boskiej wieży.

~*~

Minęły dwa tygodnie od kiedy grupa przybyła do wieży. Czternaście dni pełnych nauki i ćwiczeń. Nie było lekko, wykładowcy mieli spore wymagania, a materiał nie był łatwy do nauki.
Władza nad Shinso, ćwiczenia walki wkuwanie tomiszczy zapełnionych informacjami o latarniach, oraz nauki skradania się. Każdy miał co robić.

Ponadto otworzono dostęp do miasta, gdzie każdy mógł wydać swe kredyty na nowy sprzęt lub dobra imprezę.


Umieszczone na spokojnej zieleni domostwa i sklepy, przywodziły na myśl spokojne wiejskie miasteczko. Jedyną różnicą były stragany z wszelakiego typu bronią i pancerzami, oraz różnorodność gatunków jakie można było tutaj spotkać.
Akademia nie miała godziny policyjnej, wracać i wychodzić można było kiedy tylko się chciało.
Aczkolwiek ostatnim czasy nauczyciele zaczynali coś wspominać o zbliżającym się kolejnym teście, tak wiec zabawy trzeba było odłożyć na drugi plan, a bardziej skupić się na zdobywaniu punktów.

Wszak nikt nie chciał odpaść już na 1 piętrze!
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 14-12-2013 o 21:53.
Ajas jest offline  
Stary 15-12-2013, 13:03   #103
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Dullahan i Denetsu
Jednego z pierwszych dni po teście, w których łowcy mieli mniej do roboty, po ogólnych i męczących ćwiczeniach z Jaxem, Dullahan zaczepił Denetsu.
"Bezgłowy" przysiadł się do niego na ławce z czymś co może lekko przypominało uśmiech, a przynajmniej nie było obrzydzeniem.
- Yo. - przywitał się. - Wybacz moje wcześniejsze, negatywne opinie o tobie. Zbyt szybko dochodzę do wniosków. Masz potencjał. - przyznał mu czarnowłosy. Irria zaś krążyła kawałek nad nimi, przytakując słowom Dullahana niczym jego instruktor.
- Ohhh… nic się nie stało...znaczy ymm… chyba nie. Nie jest mi przykro… a w sumie powinno? - zapytał lekko się uśmiechając. - Jak Ci się...ymm… podoba tutaj, to wszystko? -zapytał rękoma wskazując że chodzi mu o cały pobyt w ośrodku szkoleniowym.
- ...W sumie mi się podoba... - stwierdził po krótkim zastanowieniu - Nic nam nie grozi, nasz cel jest oczywisty a droga choć długa, wydaje się być pozbawiona niespodzianek. To dobre miejsce. - wyjaśnił. - Czy ty sam dałeś radę wyrobić sobie zdanie o nim? - spytał - Wydajesz się mieć problem zebrać myśli na jakikolwiek temat.
- Hymmm… tak, wydaje się dobre.. ale mało w nim..ymmm… boskości w moim pojęciu. -stwierdził blondyn opierając miecz o ramię. - Nie myśli przychodzą mi bez problemu...mmm…po prostu nie wiem czy ma sens ich wypowiadanie. Czy to...mmm… moje myśli. Nie każdy tak chyba ma...ymmm..prawda?
- Prawda. - przytaknął Dullahan. - Czyżbyś miał więcej myśli niż tylko własne? Widać, że w twojej historii jest coś więcej niż tylko obalony demon....O ile wolno mi o takie rzeczy pytać.
- Sam nie wiem czyje to myśli… czyje to emocje… hymmm czy w ogóle istnieją? -zamyślił się zerkając na ranę na szyi bezgłowego. - Można by powiedzieć że demon był całkowitym końcem mojej historii...i hymm.. to mnie martwi. -zauważył po czym zapytał. - W moim świecie umarli raczej leżeli w grobach…u Ciebie wszyscy wychodzą na przechadzkę?
Dullahan westchnął. - Niestety. Choć nie możesz umrzeć jeżeli nie zgrzeszyłeś. - wyjawił po czym zbadał wzrokiem Denetsu. - Masz amnezję? - spytał.
- Niee...wszystko pamiętam bardzo dobrze. -mężczyzna pokręcił głową w przeczący sposób. - Nie lubię o tym mówić… -dodał jeszcze jak by na swoje usprawiedliwienie.
- Oh...chociaż masz opinię na jeden temat. - uśmiechnął się. - Dobrze. Więc nie będę pytał. Powinieneś nad sobą popracować. Jeżeli prowadziłeś armię, jesteś królem. Król nie może być niezdecydowany.
- Prowadzić armię może każdy. -odparł Denetsu. - Czasem nawet lepiej gdy nie robie tego nikt konkretny. - co ciekawe na ten temat blondyn odpowiedział płynnie, praktycznie bez żadnego zająknięcia.
- Spróbować może każdy, ale jeżeli ci się uda, to stanowi to o czymś większym. Mówimy o prowadzeniu przynajmniej kilkuset ludzi i ryzykowaniu ich życia. To wymaga zaufania. W coś więcej, niż żadną konkretną osobę. - zaprzeczał Dullahan.
- Wiesz co znaczy w moim świecie Denetsu? Ni mniej ni więcej legenda. - blondyn zmienił trochę temat. - Nikt mi nie nadał tego miana za to co zrobiłem, miałem być legendą od urodzenia. -westchnął.
- Eh? Przecież to durne założenie. - spostrzegł Dullahan. - A co gdybyś się nie nadawał?
- No właśnie… co? -uśmiechnął się niemrawo blondyn. - A może nie mogłem się nienadawać, bo tak to już zostało ustalone? -zapytał dość retorycznie. Jednak krzyk Jaxa by wracać do ćwiczeń przerwał dalszą część wypowiedzi. - Pogadamy jeszcze przy okazji...ymm… chyba. -dodał podając Dullhanowi wyciągniętą dłoń.
- Zgoda. - przytaknął nieumarły, uściskawszy dłoń Denetsu.

***

Rozmowy z nienawiścią. Dullahan i Yorsted.
"Przerwa" postanowiono. Łowcy rozeszli się w różne konta olbrzymiej sali bez większego przejęcia spuszczając broń. Dullahan stał jednak w miejscu przez pewną chwilę. Towarzysząca mu wróżka trzęsła się lekko w jego kołnierzu, przeczuwając jakiś głupi pomysł w jego głowie.
Nieumarły spokojnym krokiem zbliżył się do czarnego smoka.
- Powiedz mi więcej...O ludziach w twoim świecie. - zażądał bardziej niż poprosił.
- Raczej o ich zwłokach nihihi. -zachichotał mroczny byt, który znowu wyglądał niczym smok. - W moim świecie nie żyją już żadni ludzie. -odparł machając leniwie ogonem.
- Hę? - zdziwił się Dullahan. - Ludzie w twoim świecie mieli problem z reprodukcją? - doszedł szybko do wniosku.
- Zwij to jak chcesz. -zasyczał smok, po czym ziewnął głośno. - W końcu nie mieli z kim się mnożyć, zakały wszystkich światów. -dodał pod nosem zerkając na Dullhana. - U ciebie wszyscy są martwymi workami, łażącymi bez celu?
- U nas nie ma konceptu śmierci. - odparł dullahan opierając się na mieczu - Z swojej dobroci bóg dał nam nieśmiertelność. Złam jednak jeden z grzechów a twoje rany przestaną się leczyć. Daj sobie zrobić kilka dziur i nim się obejrzysz z bólu postradasz zmysły. Ewentualnie ktoś cię spali i zostaniesz zbłąkaną duszą wiecznie cierpiącą od sensacji wiecznego ognia.
- Nihihi podoba mi się ten świat. -zarechotała mroczna kreatura. - Brzmi jak idealne miejsce, dla wszystkich żywych istot. Może urodziłeś się w piekle ale nikt Ci o tym nie powiedział. -zapytał powoli oblizując paszczę swym lepkim jęzorem.
- Coś w tym jest. - przyznał. - Dodając do tego fakt, że mało pamiętam osób wartych zaufania...jak najbardziej mogła to być odwrotność raju. - jego mina na tą wieść nie zmieniła się jednak. - Po prostu nienawidzisz tego co żywe? Zazdrościsz innym czy jak? - zgadł unosząc brew. - Na martwego nie wyglądasz.
- Nie ograniczają mnie takie błahostki jak życie czy śmierć. -zakpił jaszczur, a Dullhan poczuł jak ciemność powoli oplata jego nogi. Ociera sie w pewien oślizgły sposób. - Nikomu nie zazdroszczę życia, tylko nic niewarte stworzenia się tym szczycą. Jak ludzie, Ci zawsze myślą że życie to ich największy dar. -prychnął smok. - Oj tak nienawidzę istot żywych, chociaż pyszne z nich stworzenia.
- Być dumnym...z życia... - zastanowił się Dullahan. - Dlaczego ktoś byłby...dumny z tego, że może umrzeć....? - zdziwił się chłopak nie rozumiejąc do końca o czym mówił Yorsted. - Pochodzisz z naprawdę dziwnego świata.
- Nihihi mój świat to najwspanialsze miejsce jakie pamiętam. -zarechotał cienisty stwór po czym powstał na cztery łapy. - Ale znudziła mnie już ta rozmowa, znajdź sobie kogoś innego by Cie niańczyłm, bezgłowy. -stwierdził odwracając się i lekko pyrgając nos umrzyka ogonem.
- To sugeruje że znasz więcej, niż jeden. - krzyknął za odchodzącym Yorstedem.
Czarny smok był postacią dziwną. Wydawał się być racjonalny ale nie ostrożny, pewny swoich zdolności i nienawiści...coś jednak, przynajmniej dla Dullahana, wydawało się niedopowiedziane. Co żywi mogli zrobić istocie nieśmiertelnej aby tak ich nienawidziła? Jeżeli było to coś innego niż zazdrość, Yorsted może okazać się interesujący.
 
Fiath jest offline  
Stary 16-12-2013, 11:23   #104
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
[Przed testem]

Ryo vs Homi


- Dzień dobry, dobry panie - przywitała się z nietypowym kuchcikiem, którego przyłapała na podjadaniu posiłków. - A co dobrego tu upichciliście? - jedna brew uniosła się w rozbawieniu ku górze, kiedy oczy dostrzegły dziwny sztuciec w łapie jegomościa.
- Różnorakie pyszności dla naszych gości. -odparł lekko gardłowym głosem, przypominającym bardziej bulgotanie. - Myślę że każdy znajdzie coś dla siebie. -dodał wsysając do ust ostatnią z krewetek, które tak namiętnie wyjadał.
- Właśnie widzę - Ryo uśmiechnęła się, chcąc osłabić odpychającą siłę swojego głosu. - To musi być tak dobre, że nawet pan nie może się powstrzymać od skosztowania tych smakołyków - zachichotała.
- A czemu miałbym tego nie robić? Sam je przyrządziłem więc mam prawo jeść. -zauważył oczywista oczywistość homar.
- Ach no tak, racja, hehe - Ryo zażenowała się wpadką, zataiła swoją reakcję lekko nerwowym chichotem. - Jak się jest okropnie głodnym i nie spało się od czterech dni, to nic dziwnego, że zdarza mi się bredzić do rzeczy. Ma pan może na stanie krwisty, ale to naprawdę porządnie krwisty wołowy stek?
Kucharz machnął ręką pokazują ogrom dań wypisanych na tablicy. - Pewnie że mam! Nawet surowe mogę Ci dać! -odparł radośnie.
- Zestaw obiadowy z krwistym stekiem. Może być surowe mięso. Pajda ciemnego chleba z gryfim smalcem. Woda. A miałby pan jeszcze butelkę 100% etanolu?
- Pewnie ze tak dziewuszko. -stwierdził Homi, szczypcami zgrabnie wrzucając zamówione danie na talerz Ryo. - Coś jeszcze dla uroczych kred… panienki. - poprawił się szybko homar.
- To poproszę butelkę 100% etanolu. Tak, czystego etanolu-etanolu, bez dodatków. Nieodpakowanego spirolu - Ryo dodała po chwili. Niby niechcący w jej dłoni pojawiła się garstka kredytów. - Poproszę wszystko najlepsze, a dopłacę ekstra - szepnęła.
- U mnie wszystko jest najlepsze!. -zaśmiał się kucharz lecz jego oczy błysnęły chciwością gdy wręczył dziewczynie jej zamówienie po czym wystawił szczypce po kredyty.
Ryo zapłaciła mu 300 kredytów. Kolejne miały padnąć, ale najpierw odebrała obiad.
Homie uśmiechnął się chowając do kieszenie swoją działkę, poruszając przy tym swym mackowatym wąsem. - Coś jeszcze?
- Tak - Ryo oznajmiła i uśmiechnęła się niecnie. - Do której stołówka jest czynna?


Gdy doskwiera mały głód wiedzy...


Skofundowanie. Tysiąc pięćset sto dziewięćset regałów, książek miriady… Ryo nie była od lat w bibliotece, toteż nie wiedziała, od czego by tu zacząć. Rozejrzała się na około i ostrożnie weszła dalej.
Książki upchane były gdzie się dało, na szczęście specyfika wieży pozwalała ominąć takie błahostki jak przestrzeń ograniczona. Gdy w końcu dziewczyna odnalazła się wyzwalając umysł z zamroczenia, które spowodowało przytłoczenie taką ilością zakurzonych tomiszczy, dostrzegła ladę. Za biliotekarza robił tu nauczyciel Latarników- Oko. Beholder lewitował nad krzesłem popijając kawę i czytając gazetę na której pierwszej stronie dziewczyna dostrzegła duże logo.


Które wyglądało na typowy slogan reklamowy, nieznanej podpalaczce firmy.
Istotnie, tu było za dużo nieznanych jej rzeczy, ale nie zamierzała się wycofywać. Weszła ostrożnie, potykając się po drodze o dywan.
Cholera, tu nawet dywany były przeciw niej. Ale na szczęście zręczność pozwoliła na uniknięcie kontaktu z podłożem. Podeszła ostrożnie do obserwatora, nie mając innego pomysłu na dowiedzenie się, jak działa biblioteka.
- Dz… - odkaszlnęła, po czym odezwała się dalej zachrypniętym głosem. - Dzień dobry…
- Oh witam… ktoś głodny wiedzy, czy może pomyliłaś drogę na stołówkę? Hohoho. -zaśmiał się bibliotekarz, odkładając gazetę na blat swego biórka. - W czym mogę pomóc?
- Mistrz Oko, dobrze trafiłam? - Ryo uśmiechnęła się, tając swoją gafę. - Tak, jestem bardzo głodna wiedzy. Byłam wcześniej na stołówce. Ale ja… emmm… - było jej głupio, gdy się przyznawała: - Ja nie byłam nigdy w bibliotece i nie wiem, od czego zacząć. Chciałam poszukać coś o czarach z kręgu ognia, ciemności albo coś o czarnej magii…
Oko pokręcił cielskiem na boki, jak gdyby Ryo strzeliła gafę. - Moja droga jesteś użytkownikiem Shinso, więc używaj poprawnych terminów. Nie ma magii, jest tylko odpowiednie kształtowanie energii wieży. -poprawił niziołkę. - Ale na pewno coś takiego się znajdzie, chodzi o podstawy?
Ryo zażenowała się. Nie była żadnym profesjonalnym magiem rodem z collegium magicae, więc poczuła się podwójnie głupio. Wszystko, co umiała w zakresie “magii”, nauczyła się sama, a profesjonalne słownictwo traktowała jako popisy mędrków. Dla niej ważniejsze było, jak co działa, a nie nazywa.
A teraz za stare nawyki i przyzwyczajenia obrywało jej się.
- Przepraszam… Wiem, że powinnam... - mruknęła i wzruszyła ramionami. Jeszcze nie przyzwyczaiła się do nowego miejsca, choć po tak licznych wędrówkach po światach powinna otoczenie już przyjąć jak dom. Wnet przeszła do sedna rzeczy. - Tak, zacznę od podstaw. Jeden kumpel mi kiedyś mówił, że jeżeli ma się opanować coś porządnie, to trzeba zacząć od podstaw.
- Ostrzegam tylko że ćwiczenia w pokojach są zabronione… wiesz by niczego nie zniszczyć. -przestrzegł Oko, przerzucając strony katalogu książek. - Będzie coś jeszcze Ryo?
- W kwestii Shinso - jeżeli chodzi o podstawy, manipulowanie ogniem, ciemnością i światłością, to tak, powinno wystarczyć. Ale jeżeli w pokojach nie można ćwiczyć, to gdzie w takim razie, mistrzu Oko?
- Na parterze są sale treningowe, tam jest wszystko czego wam potrzeba do szlifowania swych umiejętności. -wyjaśnił spokojnym tonem.
- One nie są zamykane na czas wolny od zajęć? - zdziwiła się Ryo.
Nie wiedziała, jak to wyglądało w takich collegiach magicae, nie wiedziała też, jak wszystko tutaj funkcjonuje. Ponoć z tego co słyszała, sale w szkołach i uczelniach nie były ogólnie udostępniane wszystkim uczniom, gdy nie było lekcji, ale tu wszystko najwyraźniej inaczej funkcjonowało niż gdziekolwiek indziej.
- Nie… nie możemy zabronić wam prób samorozwoju. -odparł pykając fajkę Oko. - Lecz pamiętaj że nie samą siłą i mocą osiągniesz cel. -dodał mentor latarników.
- To jest racja - zgodziła się Ryo, chociaż sama nie widziała siebie już ani jako geniusza magii ani przyszłego władcę światów. Myśl, że mogła zostać przydzielona do nieodpowiedniego przydziału, bardzo ją gnębiła.
I wtem ją oświeciło co do testu. Chyba wiedziała, jak można było to rozpracować. Mistrz Oko miał rację. Potrzeba było pomyślunku i… odrobiny szczęścia.
- Poproszę te podstawy, mistrzu Oko.
- Oto i one. -odparł podsuwając jej mocą swego umysłu stare księgi. - Tylko podpisz no mi się tutaj, bym wiedział kogo ganiać za nie oddawanie książek ,Hohoho. -zaśmiał się niczym stary dżentelmen podsuwając dziewczynie typowy spis biblioteczny.
- O retyyy~! - wymsknęło jej się, kiedy najgrubsze księgi, jakie miała czytać w swoim życiu pofrunęły na jej ręce. - Słodki ciężarek wiedzy. Em, to gdzie mam się podpisać? - kiedy odłożyła księgi, przekręcała spis na wszystkie strony, aż z pomocą pisadła odnalazła ten właściwy układ. - Aha… dobra… - złożyła zamaszysty, nitkowaty podpis, dość mało czytelny, choć gdyby się chwilę nad nim posiedziało, dałoby radę go odszyfrować. - Postaram się na nie uważać, mistrzu Oko. Mam nadzieję, że nikt mi kłód pod nogi nie podłoży, ewentualnie sama się o te księgi nie pozabijam. Dziękuję bardzo za pomoc, mistrzu Oko.


God damn it, Jax!


Dziwne uczucie śledzenia nadal jej nie przechodziło. Mimo to Ryo postanowiła je olać - inaczej zwariuje i jeszcze zaatakuje kogoś, kto w rzeczywistości nie istnieje. Może to wzrok Boga, a może paranoja, może tylko jej cień. A może zwykłe przeczulenie na punkcie niebezpieczeństwa i śledzenia.
Postanowiła udawać, że nic się złego nie dzieje i niczego podejrzanego nie dostrzega - inaczej jej misterna gra aktorska pójdzie się kichać. Nadmierne skupianie się na zagrożeniu było równie niewskazane jak całkowita beztroska, więc postanowiła zachować zdrowy umiar pod maską ignorancji.
O, i jest ten, kogo szukała. Pan woźny z noktowizorem. Oczywiście nie rozstawał się zarówno z mopem, jak i z wiadrem i spluwaniem do niego. Tym razem nie gwizdał, a nucił sobie piosenkę, której Ryo nie znała.
Dotarła do kolejnego “easter egg`a” tego piętra. Jax prowadził zbrojownię. Ciekawe, ile jeszcze niespodzianek kryje ta wieża?
- i]To szaleństwo[/i] - mruknęła Ryo, słysząc ceny wypożyczenia sprzętu. - A inaczej by się nie dało zapłacić? Nie wiem, jakaś robota, kopanie rowów, zmywak?
- Wasza robotą są testy młoda. -odparł wesoło Jax zmywając podłogę, która i tak lśniła. - Mówiłem, że nie będziecie mieli normalnych zajęć. -dodał wesoło woźny.
- Normalnej roboty też nie - dodała tumiwistycznym głosem Ryo.
Zastanawiała się, czy Jax cierpi na chorobę podobną do nerwicy natręctw czy lubi za bardzo swoją robotę, czy po prostu nie ma tak naprawdę co robić w tej wieży i zwyczajnie się nudzi, polerując podłogę aż do lśnienia. W końcu raz sam zdobył szczyt Wieży, to chyba drugi raz ludziom i nieludziom nie dawano szansy wspinania się na górę. Co oznaczało, że trzeba było dobrze przemyśleć życzenie…
A przede wszystkim się tam wdrapać.
- A noxwizor albo światłowizor? - palnęła z ciekawości.
- Tylko tchórze i faceci z małym...sprzętem nie potrafią radzić sobie ze ciemnością! -odparł jej wesoło. - Zresztą w wieży ciemność to skondensowane Shinso, wiele by Ci taka zabawka nie dała, a na przenikający magiczną ciemność noktowizor Cie nie stać młoda. Tu nawet cycki nie pomogą. -dodał, oparty o swój mop.
- Ja nie jestem facetem - wzruszyła ramionami, ale przy okazji otrzymała kolejną wskazówkę na temat tego miejsca. Udała obruszenie dodając. - ale nie jestem tchórzem - pokręciła ostentacyjnie krągłościami, subtelnie nabijając się z ostatnich słów woźnego. - Co do cycków, to zależy - uśmiechnęła się szelmowsko. - jak i do kogo.
Po chwili dodała:
- Ale nie zrozum mnie źle, mistrzu Jax, ja z nimi nie do mistrza - wyszczerzyła zęby i przestała się zgrywać. - Choć miło wiedzieć, że umożliwiasz wypożyczenie broni - “sprzęt” zyskał na nieco perwersyjnym znaczeniu w kontekscie tej rozmowy, więc tego słowa na razie unikała.
- Jak co wiesz gdzie mnie szukać. -stwierdził, p oczym strzelił z zaskoczenia mokrą stroną mopa, tyłek dziewczyny. - A teraz spieprzaj, mam tu sporo do wyczyszczenia. -dodał wesoło się śmiejąc.
Ryo się nabuzowała, a z jej włosów wystrzeliły elektryczne iskry. Nie zamierzała pozwolić sobą pomiatać w taki sposób.
- Hej, nie w tyłek i nie tym mokrym końcem! - warknęła ze złością, zapominając się na moment z manierami. Po małym wybuchu odburczała bardziej uprzejmym głosem. - Z czego chcesz czyścić tę podłogę, mistrzu Jax, jak w niej można się normalnie jak w lustrze przyglądać?!
- Od tego baby maja tyłek by w niego klepać. -stwierdził wzruszając ramionami, po czym zerknął na podłogę. - Coś trzeba robić, czekając. -dodał naturalnym tonem.
- Nie jestem babą, a każdy facet, co do mnie zarywał w taki sposób, kiepsko kończył/ - burknęła oschle, po czym oznajmiła grzeczniejszym tonem. - Czyli jak rozumiem, mistrz po prostu dla zabicia nudy tak robi? - wskazała skinięciem głowy na podłogę.
Miała cichą nadzieję, że nie spierze ją tą szczotą za te słowa.
- Jeśli przeszkadzam, to pójdę. Ale w razie czego zgłoszę się do mistrza. Chyba powoli pójdę swoją drogą - przejrzała się w olśniewająco czystej podłodze, poprawiając sobie włosy. - No, mówiłam, podłoga tak czysta, że można się w niej przejrzeć - posłała nauczycielowi komplement.
- Tiaaaa…. paplać to paplasz jak każde babsko. -westchnął woźny spluwając sprawnie do wiadra, w których chlupnęło cicho. - Spieprzaj już, bo tu przez Ciebie korzenie zapuszczę. -dodał chwytajać za swój ekwipunek i ruszając w głąb korytarza. Nie było to oschłe, czy nieprzychylne stwierdzenie… po prostu szczere. Widać było że mistrz Łowców wali między oczy prawdą, nie patrząc na to kto będzie o nim cokolwiek myślał.
- Już lecę - odparła lekko sarkastycznie, w rzeczywistości idąc powoli jak Glacial, po czym dodała wesoło, przeskakując ostrożnie po podłodze. - Dzięki za informacje! Na razie, Jax! Do zobaczenia potem!
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 16-12-2013 o 11:26.
Ryo jest offline  
Stary 16-12-2013, 17:22   #105
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Nić porozumienia

Następnego dnia po zakończeniu testu Edwin postanowił złożyć niezapowiedzianą wizytę jednej z uczestniczek testu. Będąc tym razem w swym nieformalnym stroju na który składała się biała lniana koszula i sztruksowe spodnie z przytroczonym do pasa koncerzem, szedł on wolnym krokiem wzdłuż korytarza w którym rozmieszczony były pokoje uczestników wspinaczki. W końcu zatrzymał się przed tym oznaczonym numerem 17, należącym do niejakiej Ryoku Nightblade i bez wahania zapukał trzykrotnie do drzwi, czekając cierpliwie na odpowiedź z dłońmi splecionymi za plecami.
Nikt jednak nie otwierał drzwi. Najwyraźniej dziewczyny nie było w pokoju. Kiedy Edwin miał już sobie pójść, ktoś odezwał się za jego plecami charakterystycznie ochrypłym głosem:
- Pan do mnie, jak rozumiem? - cóż, tym razem to on został zaskoczony.
Dziewczyna, jak się wydawało, pojawiła się wprost znikąd, albo potrafiła się tak cicho poruszać. Była ubrana w spodnie koloru khaki, które były umorusane ziemią. Zamiast koszuli jej tors był owinięty elastycznym bandażem, a na ciało miała zarzucony wojskowy mundur w kolorze ciemnej zieleni. Najwyraźniej dopiero co wróciła z roboty w ogrodzie zarzuconej jej przez Zuu, bo zarówno ciężkie, wręcz pancerne buty, jak i ręce również nosiły ślady ziemi.
- Przy okazji witam. Ryoku Nightblade - przedstawiła się, lekko się skłaniając.
Stała w lekko rozluźnionej pozycji ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Spoglądała uważnie na Edwina, oczekując odpowiedzi z jego strony.
- Również witam, panno Nightblade. Edwin Brightsight, do usług - przedstawił się z wyraźnie bardziej elegnackim ukłonem. - Przybyłem by nawiązać nić porozumienia między naszymi drużynami. Po pierwsze chciałbym szczerze pogratulować wam udanej potyczki w pierwszym teście - to powiedziawszy wyciągnął uprzejmie otwartą dłoń w stronę czarodziejki. - Nie spodziewaliśmy się takiego oporu ze strony drużyny nad którą mieliśmy taką liczebną przewagę. Dobrze mniemam, że ty i pan Aidan objęliście dowodzenie podczas walki? Muszę przyznać że doprawdy udało się wam nas zaskoczyć, a wasza taktyka, jak i duch walki z pewnością zasługują na pochwałę.
- Dziękuję - odparła chłopczyca. Uścisnęła dłoń Edwinowi. Dłoń Ryo była twarda i spracowana, miała wiele odcisków oraz drobnych blizn. Zresztą całe przedramiona posiadały mniejsze czy większe ślady po walkach. - Po prawdzie każdy z nas miał wkład w tę walkę. Ja tylko poskładałam wszystko do kupy, a reszta zespołu mi w tym pomogła - przyznała się. - Mnie zastanawia kilka rzeczy, panie Brightsight - przeszła do innej rzeczy. Widać, że ciekawość wzięła u niej górę, a w wzroku pojawiło się coś niepokojącego w stylu “uważaj, coś wiem”. - Mianowicie dlaczego Kil z wami nie walczyła? Pamiętam doskonale, iż była w waszej drużynie. Tak poza tym gratuluję pomysłu sojuszu. Dość pomysłowe i… ryzykowne. Odwaga godna podziwu. Czy pomysł wyszedł od was… czy od Gakusei`a? - uśmiechnęła się tak ni to chytrze, ni to szelmowsko. Ale wszystko w granicach smaku. - W porządku. Niczego nikomu nie powiem. Jestem jak ten kapłan na spowiedzi. To będzie tak między nami.
Wzrok dziewczyny przebiegał od czasu do czasu po otoczeniu, ale sprytnie i szybko rejestrował otoczenie. Trzeba było przyznać, że była nad wyraz czujna i niezbyt pasowała do shinsoistów.
- Ależ proszę się nie niepokoić. Uznaję to za zwykłą towarzyską pogawędkę. Nie ma potrzeby utrzymywania czegokolwiek w tajemnicy. Może jednak zechciałaby się panna nieco odświerzyć po ciężkiej pracy? - zaproponował, wskazując wzrokiem na pokój dziewczyny. - Mogę poczekać na zewnątrz. Nigdzie mi się obecnie nie spieszy.
- Proszę o danie mi góra 50 sekund - oznajmiła. - Postaram się wyrobić na 30 - rozłożyła ręce. - To dość krępujące rozmawiać z kimś brudnym i spoconym tuż po robocie, wiem coś o tym - uśmiechnęła się w stylu niewiniątka. - Niebawem wrócę, proszę poczekać - po czym wariacką szybkością i biegłością otworzyła drzwi do pokoju, wsunęła się, po czym wyszła po niemal dokładnie połowie minuty odświeżona, w jasnej koszuli takiej, jaką nosiła zeszłego dnia. - Już jestem - zasygnalizowała, zamykając drzwi na klucz. - Słucham, panie Brightsight.
- Wracając więc do tematu - zaczął lokaj, odchrząknąwszy wcześniej po lekko zaskakującym popisie wiedźmy. - Panienki Kil nie było z nami, ponieważ została wcześniej pokonana przez drużynę pana Gakuseia. Tak się złożyło że pechowo wybraliśmy ten sam punkt zborny i dotarliśmy do niego jako drudzy. Dopiero po tym jak wpadliśmy w ich zasadzkę w której poległa panienka Kil, panicz Dullahan zaproponował zawiązanie sojuszu między naszymi drużynami, na co pan Gakusei dziwnie łatwo przystał. Zupełnie jak gdyby żywił do was jakąś urazę. Dodatkowo wiemy że ich drużyna zbierała pozostałe czerwone kupony, najpewniej celem przekazania ich komuś z was.
- Żywi urazę do mnie - oznajmiła bezpośrednio Ryo. - oraz do Aidana. Ale zwłaszcza do mnie. Powiedzmy, że zanim trafiłeś do tej części piętra, między mną a panem Gakusei`em nawiązała się niezbyt przyjemna rozmowa, która zakończyła się konfliktem i rozejściem dwóch stron. Podejrzewam, że będzie próbował was nastawić przeciw mnie. Wiem, że będzie starał się wyeliminować z gry tych, którzy wejdą mu w drogę. Powinniście uważać na niego. To niebezpieczny typ - ostrzegła, jakby wiedziała o okularniku coś, co pozostało tylko między tamtą dwójką. Ostentacyjnie westchnęła. - Kil nie była przypadkową ofiarą. Czy wasz towarzysz Cień był odpowiedzialny za próbę kradzieży list? Proszę odpowiedzieć szczerze. Nie będę żywić urazy, zwłaszcza że w jakimś stopniu wyrównaliśmy rachunki, ja i towarzysz Cień.
Miała dziwne wrażenie, że jest obserwowana. Rozejrzała się dyskretnie dookoła. Czasem żałowała, że nie posiada oczu dookoła głowy i że nie jest zwiadowcą.
- Wiedziałam, że będziemy ich celem - dodała po chwili.
- Kradzież list? Nic mi o tym nie było wiadomo - odpowiedział szczerze zdziwiony Edwin. - Wiem że Cień miał w planach przeprowadzenie pewnego fortelu przed egzaminem, ale nie zagłębiałem się w szczegóły. Tajne akcje to nie moja specjalność. Aczkolwiek nawet gdybym o tym wiedział, to nie próbowałbym go powstrzymywać. Pewnie zauważyłaś, że w wyniku swoich nieprzemyślanych akcji jeszcze przed testem otrzymał stosowną karę punktową, więc można powiedzieć że odpokutował swój czyn.
W tym momencie Edwin pokiwał głową z zamkniętymi oczami, jak często robią starsi panowie by wyrazić zarówno uznanie, lub potępienie jakiegoś czynu.
- A co do pana Gakuseia, to oczywiście zdaję sobie sprawę że przebiegły z niego człowiek. Z panny również, jeśli wolno mi tak się wyrazić - stwierdził, uśmiechając się przy tym do Ryo porozumiewawczo. - Jednakże wygląda na to że w doborze sojuszników poszło wam znacznie gorzej od nas. Nie myślałem że ktokolwiek będzie miał dość odwagi i zarazem... - zawahał się na moment, wyraźnie szukając odpowiedniego słowa - pewności siebie, by sprzymierzyć się z kimś takim jak ów Yortsed.
- Wiem, że Cienia i panienkę Kil łączy pewna więź, którą mogłabym określić jako rodzącą się przyjaźń. W każdym razie zażyłość - odpowiedziała. - Podejrzewam, że Cień naraził się komuś z drużyny Gakusei`a. Wiedząc o tym, drużyna zadziałała tak, by wywołać u niego coś w rodzaju terapii szokowej. Wiem, że Cień to całkiem niezły łowca, cóż sam jest cieniem, więc skrytobójstwo ma w naturze. Mogło to podziałać na niego jak płachta na byka. Czy Kil została postrzelona z kuszy? - spytała bezpardonowym głosem, jakby rozmawiała o pogodzie i brutalne zagrania nie były dla niej nowo odkrytą Ameryką. - Druga opcja to taka, że mieli was znacznie wcześniej na oku, czyli jeszcze tuż przed testem. Lakuma mogła zblefować imć Dullahana odnośnie drużyny, wiedziałam… czy też przypuszczałam, że coś się skroi w tym kierunku. Pamięta mnie pan ze stołówki, panie Brightsight? Siedziałam gdzieś na uboczu, dostrzegł mnie pan wtedy.
- Wyglądało to raczej na przypadek, niźli celowe zagranie - stwierdził lokaj, gładząc się po brodzie w zamyśleniu. - Ja i panicz Dullahan również nieomalże zostaliśmy postrzeleni. Aczkolwiek jeśli dłużej się nad tym zastanowić, to mogli dowiedzieć się o naszym punkcie zbornym jeszcze przed testem, mimo że w jego trakcie nie wypowiadaliśmy na głos gdzie się on znajduje. Zaś odnośnie panny Lakumy, to dobrze wiemy że w tamtym momencie blefowała, gdyż jeszcze przed pokonaniem przez nas strażnika, wpadliśmy w inną zastawioną przez nich zasadzkę, której ostatecznym wynikiem było jedynie odebranie nam czerwonych kuponów. Widocznie chcieli wtedy zachować siły na potyczkę z wami.
Edwin wzruszył ramionami, jakby nie do końca pewien swoich przypuszczeń, jednak to właśnie były wnioski jakie udało mu się wyciągnąć odnośnie drużyny samozwańczego geniusza.
- A pannę oczywiście pamiętam - przytaknął. - Pamiętam też twój czarny ogień, którego jednakże nie dostrzegłem w trakcie potyczki z wami podczas egzaminu. Czyżby miał on inne zastosowanie, niźli zwyczajne płomienie?
Ryo zdziwiła się odnośnie czarnych płomieni.
- To było przypadkowe, ot skutek uboczny z lekcji - oznajmiła uśmiechając się luzacko. - Nie wiem jeszcze co to jest, ale może za niedługo do tego dojdę i zrobię z tego użytek. No tak, najwyraźniej pan mnie ubiegł, wychodził pan wtedy z sali od Zwiadowców mniej więcej w podobnym czasie co ja bądź nieco wcześniej.
- Więc to tak - starzec pokiwał głową ze zrozumieniem. - Widzę że nadzwyczaj zdolna z ciebie czarodziejka. Czy w twoim świecie ludzie również użyczają mocy duchów przy rzucaniu zaklęć?
- Zależy w którym świecie - oznajmiła Ryo, nie widząc nic złego w zdradzaniu co nieco o sobie. To nie była informacja, którą traktowała poważnie. Stwierdziła, że jegomość może wiedzieć o tym, że wędrówki po światach nie były dla niej niczym nadzwyczajnym. - Ja nie potrzebuję - stwierdziła na pytanie pożyczania mocy od bytów nadprzyrodzonych.
- Rozumiem, aczkolwiek muszę przyznać że jestem zszokowany - stwierdził Edwin ze zdziwieniem i zarazem podziwem w głosie. - Czyli podróżowałaś między światami jeszcze nim trafiłaś do Wieży? Doprawdy zdumiewająca zdolność. W tym momencie możesz przenieść się gdzie indziej, czy być wymaga to czasu na przygotowanie i odpowiedniego rytuału?
- Można tak powiedzieć. Ze środkami różnie bywa - ucięła temat odnośnie podróży między światami.
- Oh, niewątpię w to - zgodził się Edwin. - W każdym razie cieszę się że udało nam się wszystko wyjaśnić. Być może w następnym teście dołączę do waszej drużyny, jeśli sytuacja będzie ku temu sprzyjać. Sądziłem że sprzymierzycie się z Vayesem i dlatego pominąłem was w poszukiwaniach sojuszników. Życzę miłego dnia, panno Nightblade.
Po tych słowach lokaj z powrotem spłótł dłonie za plecami i zaczął szykować się do odejścia.
- Również życzę miłego dnia, panie Brightsight - Ryo pożegnała się z Edwinem, uważnie mu się przypatrując. Rozejrzała się na około, po czym weszła szybko do własnego pokoju i zabarykadowała się w nim.
 
Tropby jest offline  
Stary 16-12-2013, 18:23   #106
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Retrospekcja: Początek planowania

Ogień i Czas wraz z teamem zabarykadowali się w pokoju Bezimiennego, a to ponoć była ich strefa bezpieczeństwa. Nikt, bowiem nieproszony nie mógł tu wejść.
Cieniowi prawie się udało przechwycić listę. Acz to “prawie” zrobiło wielką różnicę i było kamieniem milowym w taktyce Ryo.
- Jak chcecie bawić się w szyfry, to nie ma sprawy, ale jak dostaną się w czyjeś ręce, to będzie mały problem. Wiecie, żadnych świadków i żadnych przecieków. Trzeba wyjść poza schemat myślenia. Wrogowie często wykorzystują znajomość schematów myślowych, przez co potrafią nas wyprzedzić. Tam, gdzie nikomu nie przyjdzie do głowy nas podsłuchać albo nikomu nie przyjdzie tam zaglądnąć. W końcu mamy dwa piętra i ileś tam pokoi. Gdyby było możliwe, można byłoby pójść jeszcze gdzieś zupełnie indziej. Ale w sumie pokój Bezimiennego nie byłby głupim pomysłem, pod warunkiem, że nikt nas tam nie zablokuje albo niczego nie podsłucha. Wiecie, nie możemy zostawać w pokojach podczas testów. Ale może też zostać przewidziane - rzekła skonfundowana. - że zrobimy zebranie u kogoś z nas w pokoju. Jak się okaże, że jest tutaj gdzieś mentalista albo psychotronik wśród tutejszych, to mamy z lekka przejebane. Choć mam nadzieję, że nie aż tak bardzo jak normalnie - uśmiechnęła się.
- Nie przesadzaj już Ryo. Jeśli jest tak jak mówisz bez względu co zrobimy nasz plan i tak będzie znany dla wszystkich. Lepiej po prostu skupić się na szczegółach nie przejmując się innymi. – zauważył Bezimienny.
- Utwórzmy nasz tajny język tak, by wróg ani nie mógł tego przechwycić ani zrozumieć - zaproponowała Ryo. - Byśmy byli cicho jak te myszy pod miotłą, jak umarli w grobach… nie mówię tu o Dullahanie, rzecz jasna, i nie, żebym nabijała się z nieumarłych… Tylko my mamy to rozumieć. Najlepiej migi i inne tajne znaki.
- Wiesz co, Bezi? Spać mi się chce. Nie będziesz miał nic, przeciwko, że przekimam się na twoim łóżku? - palnęła po chwili paplaniny.
- Nie widzę problemu. Sam go nie będę używał. Więc korzystaj z niego według uznania. - odparł właściciel pokoju.
Kiedy tylko Bezimienny powiedział “korzystaj”, Ryo z rozbiegu zrobiła salto i wylądowała na łóżku.
- Uf, wreszcie odpoczyneeeek. - Ryo czuła się bardzo zmęczona wrażeniami całego dnia i bardzo chciało się jej spać. Postanowiła później omówić plan działania, kiedy wypocznie, sama zaś myśląc nadmiernie nad Testem w pewnym momencie zwyczajnie przysnęła na łóżku...
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 22-10-2014 o 11:16.
Karmazyn jest offline  
Stary 16-12-2013, 18:51   #107
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Retrospekcji sprzed testu ciąg dalszy...

Bad dream, bad dream...

Ryo szybko się obudziła na łóżku Bezimiennego. Dostrzegła Aidana i z jakąś dziwną ulgą odetchnęła, gdy go zobaczyła. Sny mają to do siebie, że jesteśmy w nich w stanie uwierzyć w nawet najbardziej absurdalne zjawiska, traktujemy je jak rzeczywistość… dopóki się nie obudzimy.
- Uaaa… - ziewnęła i przeciągnęła się. Sprawiała wrażenie dość spokojnej osoby. - Która godzina? Ile jeszcze mamy do testu?
- Nie martw się. Do testu pozostało jeszcze trochę czasu. – odparł Bezimienny, który odziany w czarny płaszcz siedział na jednym z krzeseł. – Śniło ci się coś złego?
- Jakieś pierdoły - Ryo wzruszyła ramionami. - Jak zawsze.
- Trudno zrozumieć mi mechanizm snów. Teorię znam doskonale. Nie dane mi jednak zaznać praktyki. - odpowiedział zmiennokształtny, w sumie nie za bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Zazdroszczę ci - mruknęła Ryo. - Był okres, bodaj kilku miesięcy, kiedy ani razu nie kładłam się spać i nie zasypiałam. Ech… teraz mam tak, że śpię średnio cztery godziny dziennie, może czasem niewiele dłużej i zawsze muszą mi się śnić pierdoły.
- Moje funkcje życiowe są ograniczone do tego stopnia, że bliżej mi do martwego obiektu niż żywego. - wyjaśnił Bezimienny. Czuł, że mógł się bez problemu zwierzyć i zamierzał z tego skorzystać. - Odkąd pamiętam ani razu nie znalazłem się w stanie mogącym nazywać się snem… a pamiętam dość spory odcinek własnego żywota.
- Który był caaałkiem długi - dziewczyna pokiwała głową. - Niektórzy bogowie, których spotkałam kiedyś tam, gdzieś tam twierdzą, że życie jest snem, a śmierć to przebudzenie się z niego. Czy to prawda, wolę nie testować - skwitowała. - Ludzie mówią, że wróżenie ze snów to bzdura.
- Ja nie miałem szczęścia spotkać żadnego boga. Widać boją się konkurencji i unikają mnie i mych… hm… braci jak drzewo unikałoby ognia gdyby mogło. Tam gdzie bywałem ludzie uznawali śmierć za całkowity koniec istnienia. Po niej nie było już nic. Dlatego robili wszystko by podtrzymać funkcje życiowe nawet pojedynczych organów. - gdyby oblicze Bezimiennego mogło przybrać jakiś wyraz, teraz pewnie przedstawiałoby obrzydzenie. - Lepiej sobie nie wyobrażaj jak to jest rozmawiać z mózgiem bez pośrednictwa reszty ciała.
- Jestem w stanie to sobie wyobrazić - Ryo oznajmiła to beznamiętnym, spokojnym tonem. - Nawet tego doświadczyłam i nie muszę się wysilać co do wyobrażenia. Po prostu to widzę przed oczami.
- Musiałaś mieć ciężki żywot jeśli doświadczyłaś czegoś takiego i nie miało to nic wspólnego z zaawansowaną technologią. - głos okrytego płaszczem wyraźnie posmutniał. - A może to właśnie technologia jest złem? Widziałem osoby walczące na miecze. Widziałem osoby strzelające do siebie z broni palnej. Widziałem osoby, które zabijały tysiące… nie, miliony innych za pomocą jednego przycisku. Im bardziej świat był zaawansowany tym mniej wysiłku kosztowało odebranie komuś życia.
- Nie miałam złego życia. Nie ja szukałam kłopotów, po prostu to kłopoty zawsze znajdowały mnie - wyjaśniła stoickim głosem. - Technologia nie jest sama w sobie zła. Jeden filozof powiedział mi, że wszelkie zło mieszka w sercu ludzkości. To chore myśli i chore pragnienia nakręcają spiralę zła. Technologia i broń to tylko narzędzia. Wiesz, masz taki nóż - w ułamku sekundy Ryo dobyła ostry jak katana nóż. - Nóż - do czego może służyć? A no może służyć w kuchni, do robienia kanapek, przyrządzania posiłków, którymi dzielisz się z najbliższymi, przyjaciółmi - mówiła tutaj wesołym głosem. - … ale można też nim zabić - syknęła tutaj złowieszczym, syczącym głosem. - Popatrz - zręcznie obracała bronią w dłoni, jakby nóż nic nie ważył. - Jedna rzecz, a do ilu rzeczy i ilu celom może służyć. Jeden głupi nóż.
- Są jednak rzeczy stworzone tylko w jednym celu. W celu zniszczenia drugiego istnienia. - Bezimienny postukał się w pierś. - Ta zbroja nie miała pierwotnego celu ograniczyć mnie. Była stworzona, by szpiegować i likwidować wrogów. To, że ja zostałem w niej zamknięty nic nie zmieniło. Przynajmniej w niej. Ze mnie zrobiono narzędzie do zabijania.
- Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr. Zawsze możesz te narzędzia, które pierwotnie były skierowanie na niszczenie innych istnień, skierować na dobry cel. Na przykład na ochronę niewinnych przed złymi stworzeniami - stwierdziła Ryo kiwając głową. - Ważne, że ciebie zbroja nie zmieniła na złe. A to dobrze - mrugnęła sympatycznie do zmiennokształtnego.
Zwinięta w kłębek Sharrath przysłuchiwała się tej rozmowie. Jakoś nie mogła wyobrazić sobie jednego przycisku zabijającego tysiące.
- A u nas spadają z nieba takie srebrne Nici i zabijają wszystko czego dotkną. I one pewnie same nie są złe, bo są nawet ładne, ale jednak dla nas są śmiertelne. - odezwała się w temacie, wstając i przeciągając się w całkiem koci sposób.
Miło było porozmawiać o czymś innym niż test i taktyki na pokonanie innych osób, chcących spełnić swoje marzenie.
- Trudno powiedzieć czy coś samo w sobie jest złe. Zawsze musi istnieć coś do czego można porównać dany czyn czy danego osobnika. Dopiero wtedy można powiedzieć czy to jest złe. Chociaż z tym i tak są kłopoty. - wyjaśnił dość filozoficznie Bezimienny. - Ale przez życie nie da się przejść robiąc tylko dobre rzeczy. Gdyby tak było nasze problemy rozwiązałyby się bez potrzeby wykorzystywania do tego boga tej wieży.
- Niektórych problemów nie dałoby się rozwiązać, nawet jakby się było najwspanialszą istotą na świecie. - posmutniała jaszczurka. - Dlatego tu jestem!
Nie dla niej było filozofowanie, więc wszystko sprowadzało się do rzeczy, które jej w jakiś sposób dotyczyły.
- Istnieją też problemy, które rozwiązać da się łatwo, ale konsekwencje takiego rozwiązania mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. - zmiennokształtny wstał i podszedł do jaszczurki, by pogłaskać ją po łebku. - To powód, dla którego ja tutaj jestem.
Sharrath przytknęła łębek do głaszczącej ją dłoni.
- Jakoś sobie poradzimy. Dojdziemy na górę i poprosimy, żeby to po co tu jesteśmy się stało. - odparła pocieszająco.
- Eggo też poprosi! -jajeczko wtrąciło się do rozmowy, opierając się o bok smoczycy i nakrywając jej skrzydłem jak kocem. Widać maluch był zmęczony takim natłokiem wrażeń.
- Wszyscy poprosimy. - potwierdziła jaszczurka, przytulając go skrzydłem do siebie.
Ryo zamilkła na pewien czas, przysłuchiwała się jedynie rozmowie Bezimiennego i Sharrath.
- Bezi, zapomniałeś dodać, że gdyby istoty posiadały boską moc, to wtedy naprawdę wieża nie byłaby potrzebna. Bóg tym bardziej… - rzekła to jakoś mniej spokojnym głosem.
Czy ma powiedzieć towarzystwu o śnie? Trochę się wahała. A co, jeżeli mentorzy śledzą tu u nich wszystko, łącznie z myślami i snami? Czy wówczas Zuu nie kazałby się jej spakować i wynosić, zanim naprawdę wniesie do Wieży chaos i zamieszanie?
Co prawda nowi koledzy zwierzali jej się ze swoich obaw, ale dlaczego sama bała się powiedzieć cokolwiek na swój temat? Czy bała się, że jak powie prawdę, to wszyscy się od niej odwrócą i zaczną traktować jak wroga? Wpakowała się w tyle bagien, że sama bała się nawet wejść do własnego pokoju, bała się zasnąć, wszędzie chodziła obwieszona bronią jak mały arsenał i prawie każdy ruch traktowała jako potencjalnie niebezpieczny.
Prawda wyjdzie wcześniej czy później na jaw.
- Śniło mi się, że samą swoją obecnością zniszczyłam Boską Wieżę… - zwierzyła się z najwyższą trudnością. - Dotykiem wszystko obróciłam w perzynę… Wszystko to, co tutaj jest, i to co na wyższych piętrach też zniszczyłam…
- Gdyby każdy dysponował boską mocą pewnie bogowie nie byliby potrzebni. Pustka i nicość nie potrzebuje bogów. - odparł Bezimienny. - Sądzę, że wieża jest wystarczająco zabezpieczona, by nie mogła zostać zniszczona przez istotę, która jej potrzebuje. Z resztą to tylko sen. Sny nie muszą pokazywać prawdy.
- Pod warunkiem, że nie spełnia się 8 na 10 z tych snów…
Mała smoczyca usiadła na ramieniu Ryo, ocierając łebkiem o jej policzek.
- Nie martw się. Dotrzemy na górę razem i nic nie zniszczymy. A potem jak już spełnimy nasze życzenia, to nawet mogę pomóc ci niszczyć. - powiedziała tonem żartu.
- W tym śnie zniszczyłam też was… - Ryo straciła werwę do żartów. - A Aidan został zasztyletowany. Jeszcze Gakusei wkopał mnie w jakieś morderstwo, ale dowody jednoznacznie wskazywały na mnie. Był tam Zuu i reszta opiekunów razem z tymi Strażnikami… wywlekli mnie z stamtąd, i wtedy ten cały armageddon się zaczął...
Sharrath nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Nigdy nie rozumiała mechanizmu snów i szybko swoje zapominała.
- To może to taki jeden z tych dwóch co zostają jak się już osiem z tych dziesięciu spełni. Nie myśl o nim na zapas… Fynar mi mówił, że jak się myśli o czymś, czego wcale nie chcemy i się tego boi, i ciągle się myśli… To to się czasem spełnia samo z siebie, nawet jak uważamy, żeby się nie spełniło. Taka pułapka. On to jakoś nazywał… Trudne słowo. Nie pamiętam.
- Samospełniające się proroctwo? - zasugerowała nazwę Ryo.
Stworzonko skinęło łebkiem, przytakując.
- Właśnie tak!
- Jesteś pewna, że śniłaś o sobie? - Bezimienny nie podsunął osoby, o której mógł być sen. To powinno być oczywiste. - Poza tym nawet jeśli do tego dojdzie… powstrzymamy cię. Im ty będziesz silniejsza, tym ja będę silniejszy. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Ryo lekko skinęła głową. Tak, śniła o sobie. Nie o Bezimiennym, nie o Sharrath, ani o nikim innym. Choć dobrze było paradoksalnie wiedzieć, że będzie miała kogoś, kto tym razem powstrzyma ją. Kto w razie ewentualnej katastrofy postara się ocalić setki, tysiące, miliony… Dobra, kilku jak ocali, też może być. Co się będzie tutaj rozpędzać do heroicznego formatu.
Byleby nie pozwolił jej niczego przypadkiem zniszczyć. Poczuła się lepiej, że nikt nie potraktował jej jak wariatkę. Przynajmniej czuła się bezpieczniej, że w razie czego jej ostrzeżenie nie zostanie zlekceważone.
- Dzięki, Bezi.
- Nie musisz dziękować. W końcu od tego powinni być przyjaciele… chyba… nie miałem wcześniej przyjaciół. - odparł Bezimienny. Brak mimiki twarzy wyraźnie mu przeszkadzała. Starał się nadrabiać to odpowiednim tonem głosu. Z tym też bywało różnie. Słowa, które zdawały się być cały czas w pomieszczeniu trudno było zabarwiać odpowiednimi emocjami. - Ale możemy założyć, że od tego są. Więc jak będziesz robiła jakieś głupoty możesz liczyć ode mnie na kopniaka.
- Jeśli pośle mnie na szczyt Wieży, to nie ma sprawy - Ryo zakpiła lekko, ale widać, powrócił jej lepszy nastrój. - Przynajmniej wam tam miejscówkę zaklepię. - uśmiechnęła się normalnie, bez śladu diaboliczności.
- Te 600 czy 700 pięter może być poważnym problemem. Szczególnie, że pierwsze piętro jest już dość duże. Możesz nie dolecieć.
- A no… - zamyśliła się. Rzeczywiście, grawitacja… czy jak to cholerstwo się zwało, robiło swoje. - Racja. Ale Jax pewnie by dał radę. Chyba.
Wolała jednak nie testować.
- W razie czego możesz spróbować spuścić mi czasowe manto - oznajmiła. - Choć mam nadzieję, że nie zmienię się w ucieleśnienie Chaosu i nie trzeba będzie nikogo do sprzątania.
- Mogę co najwyżej zamienić cię w starą i zgryźliwą zrzędę. - odparł Bezimienny - Może inne dzieci czasu potrafią zrobić z czasem co innego, ale ja potrafię tylko manipulować czyimś czasem. Przynajmniej dopóki jestem w uwięziony w tej zbroi. Poza tym zabawa z czasem na większą skalę może skończyć się… źle.
- Uważaj, żeby to postarzenie nie wyszło na gorsze.
- Nie martw się. Jestem już przyzwyczajony do niesłuchania tego co ktoś do mnie mówi. - Gdyby dokładniej przyjrzeć się zbroi po przebiciu przez jej czasową iluzję można byłoby pomyśleć, że ta promieniuje radością.
- Aha - odpowiedziała inteligentnie. - Spoko.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 16-12-2013, 21:18   #108
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
[Retrospekcje]

Mr Blade and Mrs Nightmare



Nie mogła się poruszyć, jakby w jej kończyny wlano ciekły ołów. Ciało wydawało się okropnie ciężkie. Znajdowała się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, gdzie światło sączyło się tylko z jednego punktu. Mała, lewitująca w korytarzu lampka koloru błękitnego była jedynym źródłem światła, które przedostawało się do środka pokoju.
Nieznośny ból rozłupywał głowę.
Rozejrzała się nieprzytomnie dookoła. Pokój wyglądał jak sypialnia dla nowicjuszy z pierwszego piętra. Nie wiedziała, kogo był to pokój. Po chwili zaczęła dostrzegać jego detale. Pociachane szafki, przewrócone krzesło, mnóstwo krwi na ścianie…
A pod ścianą leżało ciało. Mężczyzna w policyjnym mundurze z licznymi ranami kłutymi na plecach i poderżniętym gardłem.
To jego krew była na ścianie.
Aidan, kryptonim “kurwa mać, on nie żyje!”. Tak w ogóle dlaczego Aidan znalazł się tu i kto go zabił?
Nie mogła sobie niczego przypomnieć, a w głowie niemiłosiernie się jej kręciło.

Po chwili słyszała znajomy, pełen pogardy głos Fushigi’ego. Głośno i ostentacyjnie zgrywał kogoś, kto przyłapał złoczyńcę na gorącym uczynku.

- Wiesz, że walki między sobą są zakazane, a co dopiero morderstwa?! Ale do kogo ja to mówię - prychnął z wyraźną wyższością i szyderstwem. - wygląda na to, że tym razem szczęście cię zawiodło, panno cwaniaro.
Spojrzała na niego z nienawiścią. Jeszcze chwila i z wielką chęcią mu przyłoży, nie bacząc na zasady tutaj nałożone. Zresztą ona do cholery nie zabiła Aidana!
Fushigi stał się w przedziwny sposób widoczny w tym pokoju, choć wcześniej nie widziała, jak tutaj wchodził.
- Weź spierdalaj, bo ciebie zaraz szczęście opuści - wydukała, próbując się bezskutecznie podnieść.
- Nic nie wskazuje na to, żeby mnie miało opuścić. Jeśli już, to raczej ciebie - odparł Fushigi uśmiechając się lekko i złowieszczo. Stał podparty beztrosko o ścianę naprzeciwko denata. - Zaraz zjawią się tu opiekunowie i dostaniesz za swoje. Wszyscy już wiedzą, że tutaj jesteś i co zrobiłaś.
- Dobrze wiemy, że to twoja sprawka, więc przestań pajacować, buraku i wypad z pokoju! Naucz się pukać do drzwi i podrzucać denatów do siebie!
- Masz dowód na to, że to moja sprawka? - spytał znudzonym tonem Fushigi, unosząc jedną brew do góry, a drugą zmarszczył. - Jeśli tak, to posłuchałbym, ale ja nie mam na to czasu i nie widzę sensu w rozmawianiu z kimś, komu na teście się tylko upiekło. Jeśli nie, daruj sobie te insynuacje. Przy okazji, powiedz mi, co ty trzymasz w dłoni? - to ostatnie pytanie pobrzmiewało złowróżebnym zaciekawieniem.

Wyczuła zapach krwi. Ubranie miała zbryzgane krwią i wyglądała tak, jakby dopiero świeżo wyszła z rzeźni. Z wielkim trudem poruszyła lewą rękę i wówczas ujrzała, że całą dłoń ma zakrwawioną, a w niej trzymała nóż zbrukany krwią aż do rękojeści.

- Co to jest to, co trzymasz w dłoni? - powtórzył pytanie, akcentując ostatnie słowo.
A na korytarzu zrobiło się dziwnie gwarno.
Ryo nie odpowiedziała na pytanie.
- A, nie rozmawiasz z burakami, już sobie przypomniałem. Ale w takiej sytuacji jednak cieszę się, że jestem burakiem. Przynajmniej mnie nie będą za to tępić - Fushigi uśmiechnął się triumfująco, patrząc z wyższością na niziołkę.
Niebawem w pokoju buchnął czarny dym, z którego wyłonił się mistrz Zuu, spoglądając zimno na Ryo.

- Nauczycielu - Fushigi odezwał się pewnym głosem do swego nauczyciela. - Czy mógłbym już iść?
- Możesz. Przy okazji za zdemaskowanie zabójcy dostaniesz 100 punktów - odpowiedział neutralnym głosem mentor zwiadowców, a student wyszedł z pokoju, nie spoglądając na Ryo.
- Chwila moment, mistrzu! - Ryo broniła się, ale stopniowo traciła rezon. Co za fatalny zbieg okoliczności, a jeszcze nikt jej nie wierzył. - Ja nie zabiłam Aidana, to jakaś pieprzona pomyłka!
- Milcz. Nie masz się z czego tłumaczyć - oznajmił beznamiętnie głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Po chwili zjawili się pozostali mentorzy. Towarzyszyło im kilku strażników wielkości Glaciala, tym że bardziej budową przypominali Bezimiennego i byli uzbrojeni w coś, co przypominało włócznie.
- Zabrać ją - rozkazała Aki strażnikom, popijając przy okazji drinka z palemką i lodem, i mrużyła oczy. Nie zdradzały one zazdrości, a zimne wyrachowanie. Oko wyglądał na zaskoczonego i rozczarowanego, nawet Jax nie okazywał krzty przyjacielskich emocji.
- Nie dość, że spaliła biurko Zuu, to jeszcze nas by spaliła!
- Fushigi dobrze wiedział, że coś tu jest z nią nie tak!
Strażnicy wywlekli Ryo z pokoju z dziecinną łatwością, a reszta nowicjuszy szepcząc, judząc na nią i wytykając ją sporadycznie palcami rozstąpiła się na boki, jakby mieli się czymś poważnym zarazić od wyprowadzanej.
W tłumie dostrzegła Sharrath, Eggo, Bezimiennego i Draugdina, ale ci odwrócili się od niej. Zniknęli w tłumie, ale ich głosy rozpoznawała, niestety nie były one dla niej przyjazne.
- Niech ją lepiej spalą, bo topić byłoby szkoda!
- Kto ogniem wojuje, od ognia powinien ginąć!
- Dobrze powiedziane! - syki nowicjuszy stawały się coraz gorsze do zniesienia.
- Właśnie! Przyjaciel mądrze mówi! Eggo się zgadza!
Ryo cała stanęła w ogniu, roztapiając golemom ręce. Strażnicy zostali zniszczeni zabójczym dotykiem. Nightblade zaczęła uciekać korzystając z sytuacji, po drodze zmieniając się w ognistą pożogę. Rozpętała przy okazji prawdziwe piekło - za każdym krokiem dziewczyny podłoga i ściany piętra zaczęły pękać i wykruszać się. Wspinacze boskiej wieży w panice i popłochu uciekali, ale na próżno - rozpadali się jak domki z kart, płonęli na popiół w czarnym ogniu, a fundamenty niszczały i przestały podtrzymywać przedwieczne dzieło Pana. Nawet mentorzy nie byli w stanie powstrzymać dzieła zniszczenia, gdyz wnet rozpadli się w piach, a silny wiatr porwał ich szczątki i uderzył nimi w mury legendarnej wieży.
Ryo, jak Midas na opak, czegokolwiek czymkolwiek nie dotknęła, to wszystko obracała w nicość. Samym dotykiem zaczęła zmieniać Boską Wieżę w ruinę, fragmenty legendarnego domu Boga spadały na ziemię, zmieniając tutejszy świat w zgliszcza i popioły...


* * *

Taktyki ciąg dalszy


Rozłożyła się z powrotem na łóżku, a jej myśli powróciły do intensywnego obmyślania strategii. Skorzystała z rady Sharrath - czym więcej i intensywniej zajmie się ważniejszymi sprawami niż głupimi snami, tym lepiej na tym wyjdzie. Bo może nóż, widelec, łyżka sen wcale się nie spełni, a ona tylko straci czas i nerwy na rozmyślanie nad bzdurami.
- Panowie i Sharrath, burza mózgów. Przejdźmy do testów, może wówczas wieża się ode mnie się nie zawali - myślą odpaliła widoczną wersję ATSa. Nad jej lewą ręką pojawiła się mapa piętra niczym hologram. - Zacznijmy najpierw od zasad tego testu. Mamy kupony. Pora się pochwalić, kto jaki ma. Kto zacznie pierwszy?
- Ja mam niebieski. - mówiąc to dziecię czasu wyciągnęło przed siebie otwartą dłoń, na której znajdował się kupon.
- No, reszta? Nie wstydźcie się, możecie pokazać swoje kupony - Ryo uśmiechnęła się zawiadacko.
Sharrath wyciągnęła przed siebie łapkę, do której za pomocą bransoletki przymocowany był niebieski kupon.
- Niebieski też.
- Eggo ma niebieski! -jajeczko uniosło oburącz swój token, a po chwili Aidan pokazał i swój warty 10 punktów kupon.
A Ryo…
- Ja mam zielony inaczej - “pochwaliła” się żółtooka, nie cierpiąc bynajmniej na żaden daltonizm. Kupon w jej ulubionym kolorze błysnął w lewej łapce. - Przydałoby się panowie opchnąć któremuś rywalowi pięć czerwonych. Dobra panowie i panie - skinęła głową na Sharrath. -i ty, Bezimienny… - ukłoniła się z żartobliwą nutą pancernemu. - przechodzimy do sedna wyzwania. Dosyć pieprzenia.
Po czym ruszyła ze strategią, z racjonalnym, pewnym głosem, tak jak wyjawiała informacje o Shinso:
- Cały widz polega na tym: mamy w sumie 20 kuponów. Tak jak uczestników jest 20. Każdy z nich dostał po jednym bilecie. 13 jest niebieskich, co dają po 10 punktów, są 2 zielone, co dają po 30 punktów, i jest 5 czerwonych, co odejmują po 10 punktów. Jest ponadto czterech strażników: Zwiadowca, Łowca, Latarnik i Shinso. Każdy z nich jest silniejszy na jakimś tam poziomie, bodaj dziesiątym - wzruszyła ramionami. Na hologramie wywołanym z ATSa pojawiła się mapa, a Ryo z pomocą pisadła wskazywała kolejno obszary działania tych strażników. - jeśli rozprawimy się sprytnie z jednym, opracujemy sposób działania na niego i dobijemy go, bądź zmusimy do poddania się bądź unieszkodliwimy na tyle, że nie będzie w stanie z nami walczyć, to dostajemy platynowy kupon, czyli 50 punktów i 2 tysiące sztuk szmalcu na łebca. Ale jeżeli przegramy, to tracimy 50 punktów nieodwracalnie. My nie wiemy, kto ma jakie kupony. Wiemy jedynie, że poza nami zostają 3 czerwone, 10 niebieskich i 2 zielone. Cały test polega nie tylko na dobieraniu przeciwników tak, byśmy my dostawali te dobre kupony, a oni albo przegrywali, poddawali się czy oddali kupony, ale również na tym, by dojść do tego, w jaki sposób poradzić sobie z silniejszymi wrogami, znaleźć sposób na walkę z poszczególnymi osobnikami, albo przeciwnikami działającymi w grupach, przy czym obowiązują nas z góry pewne zasady - zielone i czerwone kupony wpływają odpowiednio na punktacje zwiadowców i latarników w postaci plus-minus 10 punktów, a dla łowców i shinsoków ważniejszy jest bilans wygranych i przegranych walk - tyczy się to też rozegranych bitew ze strony latarników i zwiadowców. Pamiętajmy jednak o racji Sharrath, że nie wszystko przewidzimy. Musimy plany dobierać do sytuacji, a nie na odwrót. Liczmy się z tym, że wszyscy mogą się na nas rzucić. Zwłaszcza na Beziego i na mnie - oznajmiła, zdradzając, że podczas pisanego testu miała mroczne przeczucie, że wszyscy będą musieli walczyć ze sobą. - Zakładamy, że nie wiemy wszystkiego o przeciwnikach, także jeżeli nie wiesz, czego oczekiwać, spodziewaj się wszystkiego - tu spojrzała uważnie na Aidana. - Wszystko może się zdarzyć, także będziemy elastyczni na tyle, żeby zmieniać płynnie strategię w razie nagłych zwrotów akcji. Ktoś z nas musi być kontenerem na czerwone kupony, by można było się ich pozbywać, bądź zbierać. Nie możemy mieszać dobrych i złych kuponów ze sobą. I tu jest jeszcze sęk z tymi kuponami - nie możemy ich dzielić. Możemy tylko wszystko albo nic. Można się poddać, wówczas poddany z daną drużyną nie walcy przez 15 minut, ale może grać dalej. Traci się wtedy wszystkie bilety. Można się wymieniać biletami, bronią - w sumie czymkolwiek chcemy za zgodą drugiej strony.
Dlatego jeśli omówiliśmy zasady działania tej całej gry, przejdziemy do naszych mocnych stron, co by wygrana przechylała się jak najbardziej na naszą stronę. Rozważymy też jednak nad słabymi - bo konstrukcja jest tak stabilna, jak mocny jest jej najsłabszy punkt. Następnie omówimy sobie to, co wiemy o pozostałych rywalach - zarówno ich silne, jak i słabe strony, koncentrując się na jednym i drugim.
Tutaj opracowania, strategie zajęły dużo czasu i prowadziła je głównie Ryo. Jednak Bezimienny nie siedział cały czas cicho - i on podzielił się swoimi uwagami, czasem - gdy Ryo się pomyliła albo źle powiedziała - nie omieszkał wtrącić swoich uwag. Niziołka nie obruszyła się na to - wszak nie była wszystkowiedząca i ogólnie nieomylna. Tak że ostatecznie omówili wszystko, co wiedzieli o przeciwnikach, zastrzegając sobie, że na przyszłość będą uzupełniać informacje. Jednak Ryo w głębi duszy obawiała się, czy nie zostaną kiedyś rozdzieleni - czy to przez testy… czy ostateczny egzamin. Tutaj lodowaty szpikulec wbił się w mózg Nightblade, kiedy tylko o tym pomyślała - co niestety to też udzieliło się Sharrath. Co jeśli będą musieli ostatecznie ze sobą rywalizować, zostaną do tego zmuszeni?
- Pamiętajcie, że możemy nie dotrwać w takim składzie do końca testu - oznajmiła suchym głosem Ryo. - Dlatego bez względu na to, czy zabraknie Beziego, mnie, Aidana czy kogokolwiek z was, musimy sobie poradzić. Wiedza o wrogu to jedna z najpotężniejszych broni, jaką możemy mieć i która będzie nam największą inwestycją na następne testy - spojrzała uważnie na Bezimiennego. - Reszta to tylko zabawki - uśmiechnęła się tajemniczo, obracając zręcznie nożem.

- A co do strażników - Ryo wyciągnęła flaszkę etanolu. - Nie odpakowywać. To 100% etanol. Czysty spirol, napój bogów.
Po czym dodała:
- By strażników czymś załatwić, trzeba sobie zabawkę sprawić, to jest: zrobić ściepę narodową i kupić bombę atomową!
– Gdzie w wieży można nabyć takie środki? – zainteresował się fałszywy Aidan – Strażników jest czterech. Jedna butelka raczej na nich nie wystarczy. Mogę pójść i dokupić kilka butelek.
- Homi sprzedaje 100% etanol za 150 kredytów - oznajmiła Ryo stojąc na głowie na podłodze. Jej płaszcz leżał na łóżku Bezimiennego. - Bombek niestety nie sprzedaje. Pewnie gdzie na czarnym rynku, gdzie ponoć każdy będzie chciał ci dupę obrobić czy wbić sztylet w plecy, mógłbyś nabyć takie cuś. Albo u Jaxa, ale wątpię. Pewnie byłoby u niego skurwysyńsko drogie albo niedostępne, więc nie zalecałabym spacerku na zewnątrz ani pytać się Jaxa o takie rzeczy.
- Za bombę mogę robić sam, ale zapewniam was, że nie mam na to nawet najmniejszego zamiaru. - dziecię czasu uśmiechnęło się lekko. - Jeśli chodzi o etalon… Ktoś chce coś ze stołówki?
Żółtooka odbiła się zwinnie i szybko od podłogi, żeby ostatecznie stanąć na dwóch nogach.
- Mnie możesz kupić… - Ryo się zastanawiała, przy czym zmienił jej się wyraz twarzy na bardziej zamyślony… ale coś w nim było obcego. - Hmmm… wiesz co, kup mi… emmm… - podrapała się po głowie. - Emmmm… sama nie wiem… emmm… może coś takiego jak… errrr… - zaczęła się zacinać jak Denetsu. - Colę z cytryną… emmm… albo nie… emmm… sama nie wiem - wzruszyła ramionami, nieco naburmuszona. - Hmmm… - coraz bardziej się irytowała swoim denetsowskim niezdecydowaniem. Po wielu “hmmmm”ach odezwała się zdecydowanym głosem. - Kup mi trunek lodowy kiribi - odcięła się. - I pieczone szarańcze - odblokowała się w końcu, wracając do swojego starego ja. - Jak będzie kiribi za drogi, kup mi wodę z cytryną. Zresztą co kupisz do picia, to będzie, byleby się nadawało do picia. Nie będę wybredna - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Obawiam się, że jeśli nie będzie tego czego chcesz kupię ci zwykłą wodę. - twarz Bezimiennego wyrażała lekkie zakłopotanie. - Jestem wręcz bardziej niż pewny, że pod pojęciem “nadawania się do picia” rozumiemy różne rzeczy. Ktoś chce coś jeszcze?
- Jeść! - pisnęła Sharrath, zawisając w powietrzu tuż przed Bezimiennym. - Mięsko. Surowe mięsko, dobre mięsko. Dużo mięska. Takie jak z owieczki. - trajkotała z radością, czując jak w małym brzuszku odzywa się ciche burczenie.
- Jak duża porcja Cię interesuje?
- Tak… O tyle! - pokazała przed siebie wyciągniętą, pazurzastą łapkę, obróconą wnętrzem do góry. - Tylko taka twoja, nie moja. Moja za mała jest. - stwierdziła wesoło.
- Kup mi wodę, Bezi - Ryo rozwiązała problem pancernego. - I pieczone szarańcze. A Sharrath kup surową jagnięcinę.
Jaszczurka pokiwała ochoczo łebkiem.
- Eggo chce coś słodkiego! -zakomunikowało małe jajeczko, które skakało wesoło po poduszce.
- Panowie, Jax prowadzi zbrojownię - zawiadomiła Ryo drużynę o kolejnej rewelacji, którą wybadała. Patrząc na dziewczynę można było dojść do wniosku, że bliżej jej do zwiadowcy, a nie do ‘czystego’ użytkownika Shinso. - Można u niego wypożyczyć broń. Kij jest po 50 kredytów, łuk ze strzałami po 150, lekka kusza z 20 bełtami jest po 300 kredytów. Ja nie biorę nic z tego - westchnęła. - Jestem uboga i potrzebująca, i potrzebuję więcej kasy - stwierdziła beztroskim tonem, jakby rozmawiała o pogodzie.
- Ja chyba nie potrzebuję aż tyle kosztowności. I tak nie zrobię z nich użytku poza jedzeniem. Mogę się podzielić! Na potrzeby naszej drużyny, na broń. Nie ma dużo, ale co mam, to dołożę, jeśli tylko pomoże. - zaoferowała się srebrnołuska.
- Na mnie też możecie liczyć. Chociaż nie w tej chwili. Mogę się dorzucić do czegoś. W końcu co wy będziecie mieć to i ja będę miał. A jeść w sumie nie muszę, ale chyba będę. No ale reszty mi nie potrzeba. - odparł Bezimienny, po czym opuścił pokój.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 18-12-2013, 18:01   #109
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Retrospekcja

Bezimiennego wyprawy do stołówki

Gdyby ktoś spojrzał w tym momencie w stronę wejścia do stołówki, miałby jedną z nielicznych okazji by zobaczyć Bezimiennego w swej naturalnej postaci. Kto to zrobił trochę później uświadamiał sobie, że w pomieszczeniu znajdowały się dwie owieczki. Jedna rozmawiająca z nową osobą na piętrze, oraz druga, która spokojnym krokiem kierowała się w stronę Homiego. Na jej twarzy wyraźnie malowało się głębokie skupienie.
Gdy zmiennokształtny stanął przed ladą wzrokiem omiótł listę oferowanych produktów szczególną uwagę poświęcając widniejącym obok nich cenom. Moment kalkulował w głowie, po czym odezwał się do kuchcika.
– Poproszę kawał świeżej, surowej baraniny trochę większy od mojej dłoni, porcję pieczonej szarańczy i trunek lodowy kiribi. – podał pierwszą porcję zakupów. Więcej pewnie nie był w stanie zabrać. A nawet, jeśli byłby, nie miał takiego zamiaru. W końcu każde pojawienie się w stołówce dawało nowe, ciekawe informacje. – Proszę się nie śpieszyć.
Bezimienny usiadł na jednym z siedzeń przy ladzie i zamknął oczy. Skupił się na możliwościach posiadanego aktualnie ciała. Nie potrafił nigdy zrozumieć zasad określających poznawanie umiejętności tych, których wygląd poznał. Po prostu dane o nich pojawiały się w jego umyśle, a ze względu na dość dobrą pamięć dziecięcia czasu już tam pozostawały.
- Oh pieniąż… znaczy klient! -Homie ucieszył się, a jego szczypce zaklaskały głośno gdy przyjął zapłatę. - A dla kogo to wszystko Panienko, jakaś romantyczna kolacja, może i kwiatek po okazyjnej cenie? -zapytał z błyskiem w oku, homar łasy na zarobek.
- Kwiatki nie są potrzebne. - odparła spokojnie fałszywa, owieczka otwierając oczy na moment. - A i poproszę tamtego lizaka. - ręką wskazała na słodkość, co najmniej dwa razy większą niż sam Eggo.
- Słodkości, rozpływają się w ustach niczym pieniądze na targu. -zachwalał swój produkt doliczając jego cenę do zamówienia. - Coś jeszcze będzie? Zapakować jakoś za drobną opłatą?
- Na razie nic. W końcu jestem drobną osóbką i dużo na raz nie wezmę. - opdarł Bezimienny, starając się przywołać na twarzy najsłodszy uśmiech, na jaki było go stać. Przeanalizował słowa homara. - A tak drobna opłata jest na prawdę potrzebna? - dziewczęca twarzyczka przybrała wygląd niewinności i delikatności.
- Moja droga pieniążki to najważniejsza rzecz! -odparł homar lekko klekocząc szczypcami. Widać miał inne poczucie piękna niż ludzie i im podobni. - Ahhh pieniążki, pieniążki. -dodał z rozmarzeniem poruszając mackowatym wąsem.
No cóż przynajmniej nie trzeba było się obawiać, że dziewczyny zdobędą jakieś dodatkowe informacje.
- Rozumiem. Skoro tak to pan stawia sprawę to już płacę. - odparła podrabiana owieczka, wyraźnie smutniejąc.
- Wspaniale, wspaniale! -ucieszył się niewzruszony Homie, wyciągając chciwe szczypce.
Bezimienny podał homarowi odpowiednią kwotę, po czym zabrał zakupione jedzenie.
- To na razie dziękuję. Za chwilę zajrzę ponownie. - powiedział jeszcze odchodząc od lady.

Bezimienny dotrzymał słowa danego sprzedawcy. Jednak wygląd, jaki przybrał mógł trochę utrudnić postronnym ocenić ten fakt.
Przed ladą staną Jeździec Bez Głowy. Z tym, że “Bez Głowy” było dość dosłownym odzwierciedleniem rzeczywistości. No dobra, z głową w rękach a nie na karku.
- Słyszałem, że można u pana dostać etanol. - powiedziała głowa, gdy ręce umieściły ją na właściwym miejscu. - Byłbym zainteresowany 4 butelkami
- No mam kilka ostatnich flaszek, był u nas taki robot, co to pił. -stwierdził zamyślony Homar. - Ale to droga rzecz drogi pienią...znaczy kliencie. -odparł kuchcik.
- Jestem tego w pełni świadomy. - odparł spokojnie Bezimienny. - Ale moc tego trunku rekompensuje je jej cenę. Nie mylę się?
- Nie ma mocniejszego! -zachwalił homar. - Nawet robotą rdze zdziera, a co dopiero organicznym gardłom! -dodał klaskając szczypcami.
- W sumie to nie do picia. - zmiennokształtny przeciągał rozmowę, by mów w pełni pojąć moce nowego ciała. - To bardziej, jako okład.
- Leczy lepiej niż święte grale wszystkich światów. -zarzekł się homar. - Okłady są nieszkodliwe i zalecane! -dodał chytrze.
- Tak. Nieszkodliwe. - powtórzył Bezimienny. Zarówno jego głos jak i wyraz twarzy były poważne. - I będą bardzo zalecane. Rozgrzeją każdego jak mniemam?
- Jak najbardziej, to ile podać ile chcesz stra...znaczy wydać? -zapytał Homie.
- 600 kredytów. To będą jakieś 4 butelki etanolu, jeśli się nie mylę. - zapytało dziecię czasu patrząc pytająco na Homiego.
- Dokładnie tyle. -odparł Homi wyciągając spod lady rzeczone 4 butelki -Masz szczęście to ostatnie na składzie!
- Bardzo mnie cieszy, że udało mi się dokonać tego zakupu. - odparł zmiennokształtny uśmiechając się lekko. Przekazał Homiemu odpowiednią kwotę i udał się do wyjścia.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 22-10-2014 o 11:17.
Karmazyn jest offline  
Stary 19-12-2013, 09:08   #110
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Retrospekcja

O Naznaczeniu i innych - ważniejszych - sprawach

- No to cyjaneczku potasu, Ryo - Ryo zaczęła zabawę w zakuwane smoki czy tam samoloty bądź aeromobile i latające brumśtyki pieczoną, dorodną szarańczą… z samą sobą. - za mamusię, za tatusia, za braciszka, za ciocię, za komornika, za terapeutę od uzależnień... - przegryzła chrupiącego owada. - za następnego terapeutę od uzależnień, za straż planarną, za Wilczura... - zjadła w całości szarańczę, po czym przepraszająco spojrzała na Bezimiennego i na Sharrath. - Nie przejmujcie się mną. Czasem mnie dopadają takie drobne dziwactwa. Kolega sądził, że to jakaś odmiana choroby sierocej, bo mnie nie miał kto karmić.
- Każdy ma swoje… dziwactwa. - Odparł Bezimienny, który znów znalazł się pod czarnym płaszczem. - A że jesteśmy drużyną to nie mamy wyboru i musimy to akceptować… w ostateczności się tym nie przejmować.
- Jesteś w stanie zaakceptować byłego alkoholika i hazardzistę w drużynie? - oczy Ryo zrobiły się okrągłe. - I jednego z największych dziwaków na piętrze? I w ogóle-ogóle?
- Jestem stłoczoną masą energii powstałą z wybuchu czterech planet. Żaden bóg nie przechodził nawet obok mojego stworzenia. Nie mam żadnych zmysłów, czy organów, przynajmniej w znanym ci tych słów znaczeniu. Nawet nie mam określonej płci czy wyglądu. I ty siebie uważasz za dziwaka?
- Tak... - oznajmiła zduszonym głosem. - Ale co z tego, że jesteś stłoczoną energią z czterech planet? Możesz być nawet Latającym Potworem Spaghetti, ale jesteś kurna największy git gość na tym piętrze! - wystawiła do niego kciuk wskazujący górę. - Nie obchodzi mnie, czym jesteś. Najważniejsze, że jesteś wporzo gość - stwierdziła bez wahania, biorąc do ręki następną szarańczę… i zaczęła wyliczankę od nowa, tym razem doszło sądownictwo niebieskie, kolejni terapeuci i kolejni członkowie rodziny.

- Ty też jesteś… spoko. - odparł zmiennokształtny wyraźnie zastawiając się nad doborem ostatniego słowa. - Moje spacery do stołówki dały mi pewne ciekawe informacje. Chcecie bym się z wami podzielił nimi? - wyraźnie zmienił temat.
- Jeszcze się pytasz, Bezi? Dajesz, na to czekałam! - Ryo wyraźnie ożyła i przestała bredzić trzy po trzy. - Ja też się chętnie podzielę informacjami, miałam trochę okazji powęszyć.
- Niech żadne z was nie zbliża się do owieczki. Może nie jest w stanie was jakoś specjalnie skrzywdzić, lecz może skutecznie wykluczyć z walki. - rozpoczął swą przemowę zmiennokształtny.
- Chodzi ci o tak zwany urok osobisty? - wtrąciła się Ryo. Zawołała Sharrath na obiadek. - Na pierwszym teście, tak na początku coś było na rzeczy, ale słucham uważnie, towarzyszu Bezimienny. Wybacz moją nadpobudliwość. Kontynuuj.
- Urok osobisty z odrobiną magii. Ofiara zakochuje się w niej i jest całkowicie poddana na jej polecenia. - starał wyjaśnić jak najdokładniej swoje obserwacje. - I pasowałoby ją wykluczyć jako jedną z pierwszych. Jej wełna może leczyć. Bić dwa razy w jednego przeciwnika chyba nikt z nas nie ma zamiaru.
- Jak bić, to raz a dobrze i odpowiednio - spuentowała niziołka. - ale o wełnie nie wiedziałam - była pełna podziwu dla umiejętności Bezimiennego, wszak miał takie odpowiednie niedostępne dla Ryo. - Mów dalej, Bezi.
Dziecię czasu dość szczegółowo opisało zdolności Dullahala, kolejnego z osobników, którego wygląd udało mu się przejąć. Szczególną uwagę poświęciło głowie nieumarłego i jej ważności w całym funkcjonowaniu przyszłego przeciwnika.

- Niestety to wszystko co udało mi się dowiedzieć. Choć mogę dość szczegółowo opisać ich moce, to jednak tylko dwie osoby. - zakończyło przepraszającym tonem. - Zbroja kieruje się własnymi prawami i zasadami i jak na razie nie mam na to wpływu.
- Bezi, przecież dowiedziałeś się całkiem dużo o rzeczach, o których ja nie miałam pojęcia.
Z kolei Ryo podzieliła się swoimi informacjami, obserwacjami i wnioskami. No, z tego to zrobił się co najmniej wykład. Wiele faktów z tego było na pozór oczywiste, jednak Ryo z pełną świadomością je przytoczyła, później wyprowadzając z nich nowe, z czego wszystkiego zrobiła się godna podziwu analiza przeciwników. Towarzysze dowiedzieli się, dlaczego Ryo było tak trudno złapać. Okazało się, że pozwiedzała prawie cały parter i piętro, będąc m.in. w bibliotece i odwiedzając Jaxa. Co prawda nie była zwiadowcą i nie potrafiła się wtopić w ciemność jak zwiadowcy, jednak jakimś cudem nikt jej nie przyłapał. Szła bardzo szybko i starała się za długo nie stawać w jednym miejscu. Drużyna dowiedziała się, co można gdzie i po ile nabyć. Również Sharrath i Eggo dowiedzieli się, gdzie mogą spotkać mistrza Oko.

- Mistrz Oko jest bibliotekarzem - powiedziała Ryo. - Powiedział, że nie tylko samą siłą i mocą można zdać test - rzekła to do milusińskich. - No maleństwa, czeka was trochę roboty z latarniami - uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Niestety, powiedział też, że w pokojach w których mieszkamy nie wolno ćwiczyć zaklęć. Że jest zakaz na wypadek, żebyśmy niczego nie poniszczyli. - zwróciła się wtenczas do Bezimiennego. - Powiedział mi, jak pożyczyłam parę pozycji na temat paru sztuczek z Shinso. Aha, i nie mówimy magia, Gaia, pramatka, “o kurwa” i tym podobne. “Jesteś użytkownikiem Shinso, więc powinno się używać poprawnego nazewnictwa” - przytoczyła słowa mentora Latarników. - Tak, podpadłam, wspominając o magii.
W zamian za to Ryo dowiedziała się od reszty drużyny o latarnikach, zwiadowcach i łowcach. Dzięki temu kształtował się obraz całej sytuacji. W odpowiedzi na to drużyna otrzymywała nowe informacje, które przypominały się Ryo podczas szlajania się po kampusie.

Zawołana na jedzonko Sharrath błyskawicznie pojawiła się na ramieniu Ryo, łakomie spoglądając na jagnięcinę. Słuchała uważnie wszystkich informacji, które Bezimienny i Nightblade mieli do przekazania. Sama nie dowiedziała się nic, niewiele też potrafiła wymyślić. Dzięki swym niedużym rozmiarom nadawała się tylko na zwiad, ale w czymś takim z kolei była niedoświadczona. Z jednej strony cieszyła się na przygodę, jaką miał być test, z drugiej zaś… Trochę przerażała ją perspektywa walki z dużo większymi i silniejszymi od niej osobami. Gdyby nie obecność Eggo, to już w ogóle uznałaby, że trafiła tutaj przez przypadek.
- To czym jeszcze można go zdać, skoro liczą się punkty, a punkty zabierze ten, kto zrobi innym najwięcej krzywdy? - powiedziała, wzdychając lekko na swój smoczy sposób.
- Strategią i sprytem, mała - Ryo wodziła przez moment ręką w powietrzu, próbując trafić w łebek Sharrath. Kątem oka dostrzegła, gdzie co się znajduje i przestała machać nieporadnie dłonią. - I zaskoczeniem. No i jeszcze szybkością i skutecznością działania. To znaczy, że nie możemy litować się nad kimkolwiek - orzekła. - Nie możemy też pokazywać swoich słabości. Musimy być twardzi, jak ci… - pstrykała palcami wskazując na Aidana. - Jak Irlandczycy, ot co! Twardzi, nie mienccy.

Sharrath milczała przez chwilę, dobierając słowa. I jak zawsze po milczeniu powiedziała coś, co warte było zastanowienia się może chociaż przez chwilę.
- Ja myślę, że my mamy jedną słabość taką. Taką, że się lubimy. Nie że współpracujemy tylko dla wygranej, ale po prostu się lubimy. Bezimienny tak powiedział wcześniej, że to tylko papier ta nasza drużyna, ale to tylko formalność, bo bez niej też nią jesteśmy. - próbowała wyjaśnić swój tok myślenia. - A inni… Wśród innych są tacy, co tylko chcą wygrać i chętnie pewnie jedno drugiemu nóż wbije w plecy, gdy zajdzie potrzeba, żeby tylko dojść na szczyt.
- Zgadza się, Sharrath. To nasza siła i słabość - orzekła Ryo. Starożytni mawiali, że nawet głupcy mieli swą mądrość i rację - ale pomijając to, że Sharrath wcale nie uważała za głupią... - Ale musimy to przekuć na zaletę i siłę. Dobra współpraca to podstawa tego testu. Bez niej nawet najsilniejsi mogą być skazani na porażkę.
- Mnie aż tak bardzo nie zależy na tych punktach i wszystkim… Chcę tylko, żebyśmy dotarli, gdzie trzeba. I nie chcę was zawieść… - powiedziała jaszczurka, a jej wypowiedź zakończyło burczenie w małym brzuszku. - Oj…
- Oj - Ryo przedrzeźniła małą smoczycę, po czym zachichotała. - Już ci dam jeść, młoda - sięgnęła po upragnioną przez Sharrath jagnięcinę. - Sharrath, co powiesz na zabawę w zakute smoki?
Połyskujące zielenią oczka zamrugały z zaskoczeniem.
- A co to?
- Zobaczysz… - Ryo uśmiechnęła się radośnie. Z pomocą dłoni rozerwała jagnięcinę na kawałeczki. - No, Sharuś! Otwórz buzię!
Pyszczek minismoczycy otworzył się posłusznie, ukazując szereg ostrych jak igiełki ząbków. A kawałeczek mięsa robił kółeczka i inne akrobacje w powietrzu.
- Ziuuuuuuu… No Sharrath. Za mamusię! - i “smoczek” po ostrym pikowaniu wylądował w pyszczku smoczycy.
Następne razy też polegały na zabawie w lotnictwo mięsne, acz po piątym razie zabawa się rozkręcała i robiła kiwanki smoczycy. Na szczęście nie takie szybkie - po prostu żeby trochę pobawić i wyluzować przed testem, i żeby potrenować refleks u Sharrath.
- Za tatusia! Za braciszka! Za mnie! Za Eggo! Za Bezimiennego! - na twarzy Ryo widać było ogromny zaciesz. - Jeszcze za Aidana! Za Draugdina!

Mała w lot pojęła istotę zabawy i każdy kawałek bezbłędnie trafiał do smoczego brzuszka. Jednego faktu nikt nie przewidział. Ogniste jaszczurki pochodziły z Pernu, gdzie ewolucja uwarunkowała dla nich specjalna rolę. Jednym z jej czynników była zdolność do Naznaczenia jaszczurki przez człowieka. Pierwsza osoba, która nakarmi ognistą jaszczurkę po narodzinach, Naznacza ją. Między jaszczurką a człowiekiem powstaje wówczas bardzo silna emocjonalna więź, która przekracza ograniczenia zwykłej telepatii i pozwala wyczuć na odległość, w jakim stanie jest druga istota. Oboje stają się wtedy praktycznie nierozłączni. Historia zna przypadki, w których jeden człowiek naznaczył więcej niż jedną jaszczurkę - harfistka Menolly posiadała ich dziewięć. Natomiast nikt nigdy nie słyszał, aby jedno stworzonko Naznaczono przez więcej niż jedną osobę. Być może dlatego, że nigdy dotąd takie stworzonko nie trafiło poza Pern, a tym bardziej do tajemniczej wieży cudów. Jako że więź łącząca Sharrath i Fynara zniknęła z różnych powodów, których jaszczurka znać nie mogła, jej serce i dusza pozostały wolne. Ta wolność bolała na swój specyficzny sposób - na szczęście do czasu. Nie będąc świadomą wszystkich tych czynników, Ryo nakarmiła Sharrath, a utracona z cżłowiekiem więź powstała na nowo. W trakcie zabawy Nightblade mogła odczuć radość spotęgowaną, bowiem dwukrotną - swoją i Sharrath. A potem w jej głowie pojawiły się… myśli? słowa?
~ Omnomnomnomnomnom… Dobre takie. Bezimienny dobrze wybrał. Fajna ta zabawa. Jeszcze za Oko!
- Jezus Maria~! - wyrwało się zaskoczonej Ryo… i spojrzała z zawstydzeniem na wielce zdziwionego Aidana. Mieszanka wielkiego skołowania, zdziwienia, malejącej frustracji zmieniającej się w bardziej pozytywne emocje. - Ty… umiesz telepatię?! - spytała wytrącona z równowagi Ryo.
Aidan też wyglądał na mocno skołowanego, ale nic nie odpowiedział.
Wykluczyła schizofrenię, po chwili dała sobie przysłowiowego strzała w głowę. Sharrath zaskoczyła Ryo na tyle, że dziewczyna poczuła się głupio odnośnie swojej reakcji. Wydawało się, że telepatia nie była taka obca dla Ryo, ale dziewczyna dawno nie doświadczyła możliwości kontaktu mentalnego - może stąd taki zryw u niej?
Sharrath wyczuła, że uczucie nieskończonej pustki, żalu, frustracji i nicości, z którego o dziwo wydawała się składać wewnętrzna strona Ryo, miejsce pełne beznadziei, ciemności i straconych szans, wypełnia… nutka nadziei?
~ Oooops… ~ zabrzmiało w głowach Ryo i Sharrath, podczas gdy jaszczurka ciamkała kolejny kawałek mięsa.
Przełknęła go głośno i spojrzała zielonymi oczkami, które to ciemniały, to jaśniały, na koleżankę.

- Umiem, ale tylko dla specjalnej osoby. - wydukała, sama dość mocno zaskoczona całą sytuacją. - No bo u nas to tak normalnie, na Pernie… Tylko że ja już… Ale coś takiego… - mamrotała, trochę skołowana.
Jednak uczucia, które płynęły od Ryo, wcale nie świadczyły o tym, by Naznaczenie miało być złe… A nawet na odwrót!
~ Na Pernie tak jest, że ognista jaszczurka zostaje Naznaczona przez człowieka, który nakarmi ją jako pierwszą. ~ zaczęła tłumaczyć w myślach. ~ Ja już byłam Naznaczona, ale chyba przez pobyt tutaj tamto Naznaczenie nie obowiązuje już… I padło na ciebie, Ryo. Smoki przejęły od nas tę cechę i w ten sam sposób zachodzi Naznaczenie między smokiem a jeźdźcem. Możemy rozmawiać na odległość i wyczuwać wzajemne emocje oraz samopoczucie, czy coś boli, czy nie boli. Wszystko… Ja nie wiedziałam, że tak będzie. Inaczej bym cię uprzedziła.
~ Jak będzie odnośnie czego…? - wydukała Ryo nieswoim, zimnym głosem. Jej cień nienaturalnie zafalował, podobnie jak przy feralnym spotkaniu z okularnikiem.
Ciemność zamknięta w jej duszy zaczęła się domagać swojego dawnego miejsca, co wyraźnie odczuła Sharrath. Siła, która wydawała się być wiecznym wygranym w drodze po wyższy cel, nie przewidziała przeciwnika w postaci jaszczurki o złotym sercu. Esencja zła przyzwyczajona do tego, że będzie zawsze miała górę nad niepozorną, drobną dziewczyną zaczęła robić niezłe zamieszanie w połączeniu między Ryo a małą smoczycą. Nie było to przyjemne doznanie jak na pierwszy mentalny kontakt, przede wszystkim niespodziewany.

W pokoju temperatura spadła o kilkadziesiąt stopni, wydawało się, że zerwał się lodowaty wicher, rozlegające się znikąd złowrogie szepty przerodziły się mrożące krew w żyłach potworne wrzaski i przekleństwa, po czym… zniknęły jak przegonione legionami uzbrojonych żołnierzy. Zamknęły się na jakiś czas, albo ukryły, bojąc się nowego nieproszonego dla nich gościa.
Chwila, która wydawała się trwać znacznie dłużej niż godzina, minęła. Wszystko wróciło do normy, pokój Bezimiennego pozostał praktycznie bez zmian… czy jednak na pewno?
Jaszczurka czuła wewnętrzne zmagania dziewczyny, choć nie mogła ich zidentyfikować. Wiedziała, że czemuś - lub komuś - nie podoba się to, co zaszło.
~ Że tak będzie jak mnie nakarmisz. Że mnie Naznaczysz. Że nas połączy… ~ wyjaśniła spokojnie, przyglądając się Ryo.
Musiało to zabawnie wyglądać, dwie istoty mierzące się wzrokiem w kompletnej ciszy. Nikt nie wiedział przecież - mógł się co najwyżej domyślać - co działo się w ich umysłach. Teraz jednak nie dało się już tego cofnąć i cokolwiek wywołało tę burzę dookoła, musiało wiedzieć także o tym. Sharrath nie drgnęła nawet w reakcji na dziwną aurę, która niemal zatrzęsła pokojem. Wiedziała, że Ryo nie zrobi nic, by ją skrzywdzić.
~ Tak zostanie. Dopóki nie opuścimy wieży. ~ poinformowała.
Ryo powoli ruszyła rękę w kierunku Sharrath, by pogłaskać ją po łebku. Twarda spracowana dłoń gładziła łagodnie czerep małej smoczycy. Sharrath wyczuła u Ryo rozpaczliwe pragnienie obecności kogoś bliskiego. Wydawało się, że wszyscy znajdujący się tak blisko są tak naprawdę nieskończenie daleko, poza zasięgiem jej zmysłu dotyku. Nightblade nie czuła tak naprawdę niczego w skórze. Dotyk był dla niej bezużyteczny, tak jak w przypadku Bezimiennego.
Cała prezencja wesołej niziołki była jedną wielką, misternie stworzoną fasadą dla zmylenia oczu nieprzyjaciela.
Milczenie towarzyszące rozmowie telepatycznej między Ryo i Sharrath nie uszło uwadze reszty drużyny.
~ Tak zostanie - smoczątko otrzymało po chwili ciszy pewną odpowiedź Ryo. Głos w mentalnym przekazie miała całkowicie inny. Przyjemny, jedwabisty głos niskiej, acz nadal kobiecej tonacji. Głos urodzonego przywódcy, który na zawsze jak klątwą zamknięto w umyśle małej, niepozornej chuliganki.
To co ciało nie mogło osiągnąć przez swoje ograniczenia, umysł dopracował do perfekcji bez granic. Potrafił stworzyć fikcyjne ciało, dzięki czemu Ryo w ponadprzeciętny sposób radziła sobie w otoczeniu, nie wzbudzając podejrzenia upośledzonego zmysłu dotyku. Miała świetną pamięć, niemal fotograficzną, jeśli chodziło o obserwację otoczenia. Wzrok rejestrował więcej i szybciej niż przeciętnie. Ale jak wszystko, w każdym świecie, miało to swoją cenę.
Paradoksalnie umysł - okazało się - musiał mieć swój limit. Nie mógł zastąpić nieodwracalnie utraconego dotyku ani stworzyć takowych towarzyszących mu wrażeń. Fikcyjne doznania nie mogły w żadnym stopniu równać się z tymi prawdziwymi, więc na dotyku nie polegała w żadnym stopniu. Chyba że chodziło o termometr, a i tutaj podchodziła do niego ze sceptycyzmem jak do kiepsko działającego urządzenia.

Bezimienny ze spokojem przyglądał się najpierw wygłupom, a później milczeniu jakie zasiało się pomiędzy smoczycę a ognistą dziewczynę. Trudno z resztą by robił to inaczej. Zbroja wręcz roztaczała wokół aurę spokoju i o dziwno niezmienności. Brak cielesnej formy i typowych dla niej podświadomych odruchów w wielu sytuacjach był wręcz zalecany. Nikt samym wzrokiem nie mógł odgadnąć co działo się wewnątrz tego niezwykłego osobnika. Zmiany w pokoju również nie wywarły żadnego wrażenia na dziecięciu czasu. W sumie mógłby w ogóle nie reagować. Jednak czysta chęć zaspokojenia własnej ciekawości wzięła górę.
- Jest tam kto? - zmiennokształtny korzystając z faktu, że Ryo i Sharr patrzą na siebie, pomachał im jednocześnie dłonią przed oczami.
- Tak, ja jestem - Ryo spojrzała na przemienioną rękę Bezimiennego. - Mam jeszcze twoją rękę wpierdolić czy jak? Po co nią machasz przed moim nosem? - spytała monotonnym głosem, uśmiechając się ze spokojem.
- Jestem niejadalny. - odpowiedział na pierwsze pytanie spokojnym głosem. - Wiesz nie w każdym stanie odbiera się wszystkie bodźce. A wy najwyraźniej się wyłączyłyście. Na dłużej. Coś się stało?
- Mała awaria związana z moim wewnętrznym Chaosem. Sytuacja jak najbardziej pod kontrolą - zawiadomiła stoickim głosem. - Och, jeszcze pozostało parę szarańcz do zjedzenia - sięgnęła po nie, po czym skierowała paczuszkę z pieczonymi owadami w kierunku Bezimiennego, jakby chciała go poczęstować. - Robaczka?
Kultura, a może i nie kultura wymagały, by propozycję przyjąć. Bezimienny wziął do ręki jedną szarańczę. Zbroja ukryta pod płaszczem nawet na moment nie zmieniła swojego kształtu. Nie pojawiły się żadne usta czy coś w tym stylu. Mimo to pieczony owad z każdą mijającą chwilą znikał. Przekleństwo zmiennokształtnego w tym czasie pokryło się jakby pancerzem szarańczy i… nie tylko pancerzem.

- Mogłabyś opisać smak tego jedzenia? Bez nawiązywania do smaku innych potraw?
- Kurczakowe - po chwili przypomniała sobie o obecności Eggo. - Em, znaczy się - nie wiem… - zmieniła zdanie. - W smaku trochę przypomina masełko i bażan… eeee… Poddaję się! Jeden zero dla ciebie, Bezi.
- Wybacz, ale nie odczuwam smaku tego co je… wchłaniam w siebie. Takie dolegliwości ma brak własnego ciała. - zmiennokształtny zamyślił się na chwilę. A smakowanie potraw musi być przyjemne. Nie mylę się?
- Bardzo - stwierdziła Ryo. - Tak samo jak dotykanie… też ponoć jeszcze przyjemniejsze… ponoć…
- Nie wszystko można mieć w życiu. Chociaż wydawać by się mogło, że coś tak podstawowego jak zmysły ma każdy. Ale chyba w tych kwestiach jest tak, że jak się czegoś nie ma to ma się coś innego lepiej rozwinięte.
- Iaa… - z jakimś bólem się zgodziła z pancernym. Nawet cholera nie wiedział, jak bardzo miał rację.
- Dla mnie wszystko co mnie otacza jest jedynie porcjami energii. Chociaż zdarza się, że mając ciała innych jestem w stanie poczuć namiastkę zmysłów to w dalszym ciągu mój umysł rozróżnia jedynie energię. I nie pytajnie mnie skąd wiem jak wyglądacie. Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
W tym czasie jaszczurka dojadła swoja porcję i z zafascynowaniem przysłuchiwała się kolejnej skomplikowanej - dla niej - rozmowie jej przyjaciół. Usadowiła się na ramieniu Ryo, przesyłając jej tony ciepłych uczuć. Skoro nie mogła dać jej odczuć fizycznej bliskości, to starała się przekazać tę mniej zauważalną, ale równie ważną.
- Jeżeli twoja zbroja imituje w jakimś stopniu ciała innych, to może stąd to się bierze? Może wszystko jest energią, tylko różni się formą? - dywagowała Ryo, głaszcząc Sharrath jak własnego, puchatego kota. - Ale ja się nie znam na “magii”. Nawet nie wiem, jak wyglądają zajęcia w takich szkołach dla magów, więc po cholerę będę zabierała głos na zajęciach dla shinsoistów. Ale jeżeli podeprzeć się teorią, że wszędzie jest Shinso, wszystko zbudowało Shinso… może stąd to wszystko?
- Jeśli taka jest teoria, to może będę mógł nauczyć się dostrzegać energię płynącą w otoczeniu. Nie tylko tą którą “widzę”. - zastanowił się na głos Bezimienny. - Tak, to chyba byłoby pomocne. Jak sądzicie?
- Tak sądzę. Ciężko mi jednak to wszystko udowodnić. Ale trzeba będzie spróbować tak do tego podejść.
- Tak, to chyba główny problem na linii teoria-praktyka. Jak coś jest w teorii, to w praktyce może w ogóle nie istnieć, lub nie zgadzać się z teorią. A praktyka wymaga bardziej doświadczenia niż teorii. Świat jest skomplikowany. A wieloświat niemal niemożliwy do… hm… ogarnięcia.

- Wieloświat nie jest możliwy do ogarnięcia przez nas - Ryo zgodziła się z kolegą.- A ja że jestem nastawiona bardziej na praktykę, to masz ci nóż - błysnęła “bagnetem” przed “oczami” Bezimiennego. - i trutki.
- Są to narzędzia o wiele skuteczniejsze niż teoria. Chyba, że pozwoli się komuś wygłosić w pełni daną teorię. Wtedy jest to narzędzie masowej zagłady, a przynajmniej masowy usypiacz. - w głosie nosiciela lustrzanej zbroi można było wyczuć nutkę radości.
- Masowy usypiacz, taaa…? - w dłoniach Ryo pojawiła się fiolka z czerwonawą zawartością. - This is Poison, Noname. Poznajcie się bliżej - podsunęła pod “oczy” pancernego.
- Co to konkretnie robi? - zapytał Bezimienny, biorąc delikatnie buteleczkę do ręki.
- To jest masowy usypiacz - wyjaśniła Ryo. - Usypia masę na amen-amen.
- Skuteczne narzędzie w odpowiednich rękach. Chociaż trochę… nieuczciwe.
Ostatnie zdanie dać mogło mgliste pojęcie o naturze Bezimiennego. Była to dziwna natura. Miała wyraźne rozróżnienie na zabić sztyletem wbitym w serce, a zabić zatrutym sztyletem wbitym w ramię. Z pierwszym nie miał specjalnych wyrzutów moralnych. Przed drugim się poważnie wzbraniał.
- A uważasz, że podjebanie innym listy do testu i oszukiwanie tego typu w wykonaniu Cienia i spółki z ograniczoną odpowiedzialnością jest uczciwe? - spytała stanowczym głosem, jakby nie rozumiała rozterek zmiennokształtnego.
- Nie jest. Ale nie musimy zniżać się do ich poziomu… bez wyraźnej potrzeby. - ton głosu świadczył, że jeśli będzie odpowiedni powód, to narzędzia użyte do pokonania wroga nie mają znaczenia.
- Tu jest potrzeba. Z nieuczciwymi nie można i nie powinno grać się uczciwie. Potrzebny jest ktoś im, kto utrze nosa w ich stylu. Lubią oszukiwanie, to niech je dostaną z nadwyżką.
- Nie ważne są metody. Ważny jest efekt… Tak mnie przynajmniej uczyli, ci którzy stworzyli zbroję.
- Noooo efekt też będzie, jeśli się tego odpowiednio użyje - wskazała na fiolki z silną trucizną.
- Chyba jednak wolę tradycyjne metody likwidowania problemów. Na mniejszej liczbie rzeczy trzeba się znać. Ale jeśli zajdzie taka potrzeba mogę i użyć trucizny.
- Do usług. - W tym momencie ATSy wszystkich obecnych w pokoju przeszły w tryb widzialny i zaczęły pobłyskiwać.

- Panowie, pojawiły się mapki z lokalizacją strażników. - Ryo pierwsza skojarzyła fakty. Z jej ATSa wyświetlały się po kolei sylwetki robotów. Nie wiadomo było, jakim cudem Ryo operowała nim bez pomocy wypowiadanych na głos komend - sama też nie miała pojęcia, jakim cudem jej to wychodzi. Po prostu - nie myślała na tym dlaczego.
- ZWIADOWCA - pokazała pierwszą sylwetkę strażnika. - Strzela z niego błyskawicami, toteż - wyciągnęła butelkę etanolu. - zamierzam zainicjować rozpier... er, zabawę. Ale uważać trzeba, bo może walnąć błyskawicami. Ma gdzieś 7 łokci wzrostu, może więcej. Strzela błyskawicami, więc szybki rzut etanolem by wystarczył. Ale nie da rady tak do niego podejść, może użyć takiej sztuczki jakiej używa Zuu do teleportacji. Eggo lub Sharrath - wskazała na najmniejszych członków drużyny. - to byłaby robota dla was. My najpierw odwrócilibyśmy jego uwagę. Ja wyczarowałabym ścianę ognia wzdłuż jednej ścieżki, a Bezimienny wzdłuż drugiej ścieżki. Wówczas Strażnik pójdzie do jednej z części. Aidan postrzeli mu oczy, a wy wówczas ciśniecie w jego łeb butlę etanolu. Ewentualnie można byłoby go spróbować wepchać do basenu w razie, gdyby obstrzał się nie udał.
- ŁOWCA: ciężki i duży. Kojarzy mi się z Glacialem. Jest powolny i trzeba uważać, by nie walnął w podłogę albo co gorsza w nas. Tak to wydaje się w miarę prosty do pokonania. Wystarczy wykorzystać te szczeliny w jego zbroi i uderzać w nie. To są jego słabe punkty. Nie ma prawdopodobnie żadnych magicznych ataków.
- LATARNIK: Sharrath może spróbować się z nim pościgać. Prawdopodobnie Latarnik użyje tych swoich lampionów do obrony lub ataku. Możemy spodziewać się, że cały sęk będzie tkwił w szybkości bądź ilości tego robota. Duży na jakieś 4-5 łokci. Proponuję pokojowo potraktować go ogniem. Znajduje się w ogrodzie - to wykorzystamy to do pokonania wroga.
- SHINSO ma zasięg tylko na placu. Proponowałbym udać się w stronę schodów najbliższych pokojom i tam się przyczaić. Powinniśmy słyszeć, widzieć jak ktoś startuje do 4 i 2 i mieć dostęp do niższego piętra. - oznajmił Bezimienny.
- Shinso może być trudny… pod warunkiem że nie rozwalimy jego celownika, oczu i broni. Nie ruszy na nas - kontynuowała Ryo. - ale posiada broń… ciężkiego działka. Cały widz w tym, żeby Aidan uszkodził celowniki, a potem ogniem, czasem bądź etanolem i szybkością żebyśmy załatwili tego strażnika.
Po chwili zanudzania… to jest strategizowania i analizowania przeciwników, miejsc i akcji, Ryo palnęła takie pytanie:
- Ma ktoś jeszcze jakieś pytania?
Wnet dodała, jakby o czymś zapomniała:
- Dbajmy o to, by otrzymać jak najwięcej platynowych kuponów, ponieważ w razie przegranej nikt nam ich nie odbierze, a poza tym zarobimy 2 tysiące kredytów na łebka. Nawet jeśli przegramy, one nie pójdą w posiadanie przeciwników. Natomiast czarnego biletu musimy się wystrzegać jak najbardziej. Wepchać przeciwników na teren strażników i flankować ze strony wyjścia z terenu Strażnika. Ostatecznie, postarajcie się zanihilować resztę zawodników, byleby ktoś z nas został. Nie przejmujcie się biletami wtedy, bo i tak na jedno wyjdzie, jak chodzi o punktację. Dbajmy tylko o jak największą ilość zwycięstw, srebrnych kuponów i o to, by walczyć do końca. Oczywiście pamiętajmy, że możemy się poddać, ale jednocześnie zostanie to zaliczone jako porażka.

- Co do pokonania przeciwników możemy wykorzystać do tego moje zdolności czasowe. - powiedział po krótkiej chwili Bezimienny - Będziemy potrzebować jednak jakąś osobę, która będzie dobijać tych, którzy będą pod wpływem moich mocy, bo sądzę, że samemu nie nie dam rady tego zrobić. Taka osoba musiałaby nie mieć biletów byśmy nie ryzykowali, że niebieski bilet będzie w rękach tego kto ma czerwony.
- Dokonamy przesiewu w odpowiedni sposób. Jedni z was będą osłabiać wrogów, zaś ja mogę służyć za miserykordie. Draugdin będzie posiadał czerwone bilety, w odpowiedniej chwili przekaże je istocie posiadającej czerwone kupony poprzez kapitulację z walki. Będzie naszą tarczą. Ja będę zbierać niebieskie, będę palcem bożym. Jeśli nie zapomnę, będziemy się wymieniać kuponami w zależności jak się nam trafi. Niech ojciec Fatum nas prowadzi szczęśliwie, towarzysze. A rewolwer, katana, noże, shurikeny, czas i ogień niech stworzą wieczne przymierze - oddała honor kompanom nożem. - Błogosławieni ci, co nie będą pierdolić się z przeciwnikami.

"Ścieżkę człowieka prawego ze wszech stron otacza
Niesprawiedliwość samolubnych
I tyrania złych ludzi.
Błogosławiony, kto w imię miłości bliźniego i dobrej woli
Prowadzi słabych przez dolinę ciemności,
Bo prawdziwie strzeże on brata swego i odnajduje dzieci zaginione.
I uderzę z wielką pomstą i zapalczywością
Na tych, którzy braci mych otruć i zniszczyć próbują.
I poznacie, że imię me Pan,
Gdy uczynię pomstę moją nad wami". ~Ezekiel 25,17
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172