Wątek: [Wh40k] Veritas
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2013, 00:31   #17
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Antonius Avaretto, Python Faethon Cass Ceylau’Moris

Drzwi do wyposażonej we wszelkie luksusy, jakich mógłby domagać się smak szampierza zostały otwarte delikatnie od zewnętrznej strony. Słychać było ciche “Zostaw nas na chwilę”, po czym pukając dwa razy gospodarz rezydencji zaanansował swoją obecność również szlachetnie urodzonemu Antoniusowi. Python wszedł do pokoju towarzysza, przyjaciela i ochroniarza już nie w mundurze tylko wieczornych szatach w których przyjmował gości i spędzał czas w rezydencji Ceylau’Moris, z niewielką karafką jednego z niezliczonych, wysmakowanych i niemożliwych do nazwania alkoholi modnych obecnie wśród dekadenckiej szlachty górnych poziomów Ula. Podszedł do jakiegokolwiek miejsca w którym Antonius mógł trzymać kieliszki (lub gdzie służba trzymała je dla niego) i ustawił dwa na podstawie, po czym nalał do nich trunku.
- Uzdrowiciel niewiele mi powiedział. Jak ciężko zostałeś raniony? - zapytał dość nonszalancko, choć wynikało to raczej z niewiary by Antonius pozwolił zrobić sobie jakąkolwiek poważną krzywdę niż obojętności na los szampierza.
Antonius sięgnął zdrową ręką po kieliszek po czym wypił jego zawartość jednym haustem.
- Nic takiego, to tylko powierzchowna rana. Sądzę, że bardziej zmartwi Cię wiadomość, że nasze negocjacje z Kehllerem nie potoczyły się zbyt pomyślnie. - Przeszedł od razu do rzeczy. - Niestety nie udało mi się go przekonać do współpracy, a ta rana to wynik mojej zbytniej wiary we własne umiejętności i lekkomyślność. - Podsumował wynik swoich działań milknąc na chwilę.
- Cóż… - Python wziął łyk - To naprawdę całkiem nienajlepiej. - opukiwał przez chwilę kieliszek palcami, wpatrzony w zawartość, rozmyślając - Ale jakkolwiek Kehller jest takim razie nie do pomocy, wydaje mi się, że wciąż warto spróbować poznać osoby oficjalnie odpowiedzialne za śledztwo. Masz jakiś pomysł, dlaczego do tego doszło? - zapytał, zmieniając temat z powrotem na kwestię rany - Spotkał się z tobą z zamiarem uśmiercenia cię? Jakie odniosłeś wrażenie?
- Początkowo wszystko wyglądało na zwykłe spotkanie z informatorem. Jakiś jego ochroniarz wpuścił mnie do środka a ja przedstawiłem Kehllerowi naszą propozycję. On jednak chciał się za wszelką cenę dowiedzieć co nami kieruje i jaki jest nasz cel. Zaproponowałem mu w takim razie obustronną współpracę bo widziałem, że ta sprawa jego również interesowała, mimo to jednak on wolał wyciągnąć ze mnie informacje za pomocą siły lub jak mi się wydaje, po prostu mnie pozbyć. Byłem na przegranej pozycji, lecz jakimś cudem udało mi się odwrócić sytuację tak, że wyszedłem ze starcia z tą tylko raną, zostawiając za sobą jednego trupa. Kehllerowi natomiast udało się uciec. Z tego co mi się wydaje on również jest w jakiś sposób zamieszany w tę sprawę, gdyż w innym wypadku raczej nie byłby skłonny do grożenia potencjalnym klientom. Informator o dobrej renomie raczej nie pozwala sobie na takie rzeczy. - Zakończył swój monolog i czekał na reakcję Pythona.
- Wygląda to jak strzał w dziesiątkę. - westchnął Python, odstawiając naczynie - Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że Kehller został już wynajęty, przez stronę przeciwną. To dość złe wieści. Nie wiem nawet co o tym myśleć.
- Bardzo możliwe. Ale w takim razie będziemy musieli znaleźć jakieś inne rozwiązanie naszych problemów i spróbować w jakiś inny sposób dostać się do osób prowadzących śledztwo. Masz jeszcze jakieś inne kontakty? Tylko tym razem może odrobinę bardziej sprawdzone. - Dodał lekko ironicznym głosem. - Sam uruchomił bym swoje, ale większość z nich jest z poza Crei, a te które mam tutaj mogą okazać się nie wystarczające.
- Jeszcze jedna ważna rzecz. - Python spokojnie przerwał, uniwersalnym gestem dłoni prosząc by Antonius zwolnił na chwilę z tokiem rozumowania - Myślisz, że mógł cię powiązać z Ceylau’Moris?
- Ty mi go poleciłeś więc spodziewałem się, że jest bardziej sprawdzonym kontaktem, a wspomnienie mu o tym, że kiedyś już współpracował z Twoją rodziną wpłynie raczej pozytywnie na nasze stosunki. Więc tak, raczej na pewno mnie z Tobą powiązał.
- Jest sprawdzonym kontaktem. W tym problem. - młodszy arystokrata potarł podbródek - Teraz możemy założyć, że niemal na pewno go nie znajdziemy. Trzeba będzie postawić straż w stan podwyższonej gotowości… i wymyślić alternatywną metodę znalezienia śledczych. W międzyczasie zostanę zaproszony przez dom Sven, rozważam, czy powinienem się udać w takich okolicznościach. To jest bez ciebie.
- Skoro tak mówisz to jeszcze raz powinniśmy się zastanowić co mogło go podkusić do takiego zachowania. Rzeczywiście uważam, że przydałoby się wzmocnić ochronę posiadłości. Nad sposobem dostania się do śledczych jeszcze pomyślimy. A co do zaproszenia. Postawili warunek, że masz przybyć bez ochroniarza, czy może to Twój własny wybór? Ta rana na prawdę nie jest aż tak poważna więc nie musisz się obawiać o moje zdrowie. Chyba, że chodzi Ci o skuteczność mojej osoby w takim stanie? Gwarantuję Ci, że nie pogorszyła się ona aż tak byś musiał zastępować mnie chwilowo kimś innym.
- Cóż, to twoja decyzja. - uśmiechnął się Python, odstawiając kieliszek - Wizyta jako mój nieodłączny przyjaciel, gdy i jeśli w ogóle mnie zaproszą, czy bieganie po spelunach Dolnego Ula i popijanie plebejskich sikaczy za zawyżone ceny w szczurzych dziurach w badaniu sprawy Kehllera? Na co masz większą ochotę?
- Wydaje mi się, że jednak wolałbym udać się z Tobą. Zwłaszcza, że rodzina Sven, a także Ty jako osoba która im pomogła możecie być pod obserwacją tego mordercy. A o Kehllerze w Dolnym Ulu raczej i tak niewiele bym się dowiedział. Raczej jest profesjonalistą więc wydaje mi się, że umie zacierać za sobą ślady. Ach, właśnie, nie powiedziałeś mi jeszcze jak miewa się nasz ocalony od śmierci szlachcic. Po możliwości bycia zaproszonym do ich posiadłości wnioskuję, że raczej mu się polepszyło?
- Przeżył. To wszystko co nas interesuje w obecnej chwili. Chciałbym jeszcze, żeby był skłonny podzielić się rysopisem sprawcy. - młodszy mężczyzna przysunął sobie wyściełany atłasem taboret i usiadł na nim - Gdybyś był mordercą i twoja ofiara miałaby szanse ocaleć, jak działałbyś dalej? Wydaje mi się, że mam pewien pomysł, ale krok po kroku, ustami… zawodowca.
- Wydaje mi się, że postarałbym się jakoś do niej dotrzeć. Nie wiem, może przekupić służbę, lub starać się wykończyć ją w jakiś mniej bezpośredni sposób. Może trucizna? Choć istnieje też mała szansa, że morderca tym razem odpuści, choć raczej nie należy się tego spodziewać.
- Myślę, że to zależy na ile groźne jest dla niego że został widziany, i co z tego może wywnioskować świadek, lub ktokolwiek z kim ma kontakt. Lecz… czy miałby czas przez te kilka godzin, i możliwość, zlokalizować ofiarę w szpitalu? Chodzi mi jedynie o to, czy wie już, że jego ofiara znajduje się w siedzibie rodu Sven, czy po ucieczce nie był zajęty… - Python w środku gestykulacji rozłożył ręce i zrobił pauzę, szukając adekwatnej frazy -...czymkolwiek wy się zajmujecie po takiej ucieczce po nie wiadomo czy udanym zamachu.
- No cóż, grunt w tym by robotę wykonać tak aby nie było wątpliwości co do jej wyniku, ale nawet najlepszym zdarzają się wpadki. Ja w takiej sytuacji prawdopodobnie starałbym przyczaić się, zdobyć odpowiednie informacje, a następnie zaatakować ponownie w najdogodniejszym momencie, ale tu jeszcze dużo zależy od tego czy zamachowiec został przez Svena rozpoznany lub zapamiętany. Jeśli wystąpiła taka możliwość to wtedy taki zabójca jest już w sporym stopniu spalony, przynajmniej jeśli chodzi o dalsze ataki na ten sam cel. Nadal może próbować wykończyć swoją ofiarę, ale staje się to o wiele bardziej trudniejsze. Jeśli to jedna osoba to będzie miała teraz o wiele trudniej, natomiast jeśli to jakaś większa grupa to prawdopodobnie wyślą następnym razem kogoś innego.
- W takim razie pojedziemy razem, jeśli nas zaproszą… i weźmiemy ze sobą w gościnę kontyngent doborowych ochroniarzy aby okazać naszą drobną acz dobrą wolę we wsparciu bezpieczeństwa dla Svenów w tej chwili próby. Odpoczywaj. - to powiedziawszy, młody szlachcic wstał, od razu ruszając do drzwi - Zostawiam ci likier, i służkę do dyspozycji. Jeżeli byś czegokolwiek potrzebował… poślij po mnie.

* * *


“To może być niepowiązana sprawa. Wewnętrzne przepychanki Svenów, w środku trudnego czasu.” westchnął w duchu Python, przybywając do galerii wielkiego foyer rezydencji, robiącego wrażenie ogromu przez wysokość stropu, o niemal każdym calu pokrytym nie tylko arrasami, lecz też obrazami, płaskorzeźbami i freskami świadczącymi o tym, że gospodarz był mecenasem i miłośnikiem sztuk. Z galerii prawie niknącej w rzadkich na Crei barwach około złota i brązu, Python, w szatach domowych, przypominających raczej błękitny jak creański lód szlafrok przeszywany srebrną nicią spojrzał w dół na przybyłego emisariusza Svenów i ochroniarzy.
- Witajcie w moim domu. - odparł na kurtuazyjne powitanie emisariusza, schodząc do grupy po schodach, mijając kilku z ośmiu wiecznie przebywających w foyer nieruchomych strażników. Mundury w czerni wyszywanej czerwienią i z fioletowymi dodatkami nadawać im mogły wyglądu drogich teatralnych manekinów. Pomyślał przelotnie, jak bardzo nie zazdrości im służby, lecz jej warunki i wynagrodzenie były poza zasięgiem tak wielu z innych ochroniarzy, mających wyłącznie praktyczne wykształcenie, bez cienia ogłady.
- Pomyślałem, że jeśli nie byłby to nietakt i kłopot, mógłbym zabrać raptem kilku, a najprzedniejszych ze strażników mojego dobrobycia, gdyż mogliby się przydać w tych trudnych dla nas wszystkich godzinach. Jeśli tak, rzekłbym jedynie słowo i zaprosił w bardziej komfortową i gościnną część rezydencji na krótki czas, jaki zajmą mi przygotowania. - zakończył, taksując dokładnie wzrokiem wygląd tak osoby emisariusza, jak też ochroniarzy.
- Oczywiście, nie ma z tym problemu, Lordzie - odparł emisariusz. - Niemniej proszę też się nie obawiać, my także jesteśmy do Pańskiej dyspozycji. Rozumiemy oczywiście chęć zabrania ze sobą dodatkowych ludzi, co w tych czasach jest zaiste rozsądną decyzją i nie będziemy oponować.
- Doskonale zatem. Mój sługa zaprowadzi was do czytelni, salonu lub oranżerii, zgodnie z waszym życzeniem - skinął emisariuszowi głową, zarazem niebezpośrednio wydając polecenie majordomusowi, który poinformował go i przyprowadził do gości - A ja dopilnuję, by wasze oczekiwanie nie trwało dłużej, aniżeli to konieczne.
- Dobrze więc. Poczekamy w takim razie w salonie. Dziękujemy za zaproszenie. - emisariusz skłonił się Pythonowi, który po skinieniu głowy słudze odwrócił się i ruszył z powrotem po schodach ku swoim komnatom, by przygotować siebie i pozostałych na wizytę.
 
-2- jest offline