Antonius Avaretto
Antonius przez ułamek sekundy wpatrywał się ze zdziwieniem w Kehllera, po czym pamiętając wydarzenia wczorajszego dnia ustawił się w pozycji dającej mu największe szanse w razie ewentualnej walki i położył dłoń na pistolecie, tak by móc go w każdej chwili błyskawicznie wyciągnąć. Nie wyjął broni od razu tylko dlatego, że Kehller również tego nie uczynił, a poza tym coś podpowiadało mu, że tym razem mężczyzna ma odrobinę inne podejście do sprawy. Nie tracił jednak czujności i w każdej chwili był gotów do błyskawicznego użycia pistoletu.
- Również mam takie wrażenie. - Odpowiedział chłodno. - Przyszedłeś tutaj je kontynuować, czy może raczej z jakiegoś innego powodu? - Zapytał podejrzliwie.
- Musisz zrozumieć moją podejrzliwość. Prosisz o jedno, ale nie podajesz powodu swojej prośby. - przymrużył oczy. - Do tego zabiłeś mojego… kompana.
- Nawet w takiej sytuacji mogłeś po prostu odmówić współpracy. Tak jak mówiłem, grożenie komuś bronią nie jest najlepszym sposobem na dobry interes. A co Ty informatorze zrobiłbyś na moim miejscu?
- Powiedziałbym, jeżeli zależałoby mi na załatwieniu tej sprawy albo nie szukał i chlapał jęzorem, jeżeli nie byłbym pewien czy mogę uiścić opłatę.
- Są sprawy których nie załatwia się za wszelką cenę, a opłatę którą zwykle przyjmują tacy jak Ty byłem w stanie uiścić. Nikt mnie nie zawiadomił, że pod tym względem Twoje preferencje różnią się od tych ogólnie przyjętych.
- Poszukujesz kontaktu z ludźmi odpowiedzialnymi za śledztwo - mruknął Kehller. - Dlaczego więc twój pracodawca sam nie pójdzie do Arbites czy policji planetarnej?
- Dobre pytanie. Mimo wszystko jednak oni nie są zbyt skorzy do dzielenia się informacjami w tej sprawie, zwłaszcza ze szlachtą. Dlatego właśnie potrzeba nam było kogoś kto dzięki odpowiednim możliwościom załatwi takie spotkanie.
Kehller milczał przez chwilę zanim odezwał się znowu.
- Ile?
- Wystarczająco wiele by pokryć wszelkie koszty związane z załatwieniem spotkania, zapewnić Ci całkiem ładną sumkę na własne potrzeby oraz… wystarczyć na najęcie nowego kompana. - Odpowiedział z dość ironicznym tonem w głosie. - Zapewniam Cię, że Ceylau’Moris nie brakuje pieniędzy.
Mężczyzna zastanowił się.
- Musisz mi jednak podać trochę więcej szczegółów, żebym sam wiedział co przekazać odpowiednim osobom.
- Powiedz im, że komuś bardzo zależy na udziale w tym śledztwie i wiele mogą zyskać na udzieleniu nam o nim dokładniejszych informacji. Będziemy potrzebowali spotkać się ze śledczymi by wspólnie omówić szczegóły. I najlepiej niech spotkanie odbędzie się na jakimś neutralnym terenie. To w końcu obrońcy prawa, oni nie muszą przeprowadzać spotkań w jakichś ciemnych zakamarkach. - Tu spojrzał znacząco na Kehllera. - Nie obraź się, ale nie ufam Ci dostatecznie by po raz kolejny wplątywać się w łażenie samotnie po jakichś slumsach.
- Dobrze, dobrze… Postaram się ustalić lepsze miejsce. Kogo mam “reprezentować” w załatwianiu sprawy ze śledczymi? Kogo konkretnie?
- Rodzine Ceylau’Moris oczywiście. Jeśli będą pytać z kim dokładnie to powiedz, że dowiedzą się już w trakcie spotkania.
- Nie sądzę, aby to ich zadwoliło. Nie chcą marnować czasu na spotkanie z kimś, kto nie będzie wart ich uwagi - odparł lekko znużony Kehller. - Mogą nie przystać na nie.
Antonius westchnął lekko. - Dobrze. Jeśli po usłyszeniu samego nazwiska nie zgodzą się na spotkanie przekaż im, że zainteresowanym jest Python Ceylau’Moris, młody dziedzic rodu. Powiedz im również, że nie pożałują jeśli będą z nami współpracować.
- To już coś - zgodził się Kehller. - Mamy od czego zacząć. Rozumiem, że mam was szukać w rezydencji Caylau’Moris?
- Tak. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że właśnie tam rezydujemy. - Wyrzekł szampierz.
- Niech i tak będzie. Spróbuję uruchomić moje kontakty i zobaczymy co z tego wyjdzie.
Antonius zamyślił się na chwilę po czym odpowiedział.
- Mam nadzieję, że tym razem współpraca ułoży nam się lepiej niż ostatnio. Powodzenia. Wiesz gdzie nas szukać.
- Tobie również powodzenia - dodał enigmatycznie mężczyzna i ruszył uliczką, z której się wyłonił.
Szampierz patrzył jeszcze chwilę za odchodzącym, po czym targany mieszanymi uczuciami, ruszył powoli w stronę rezydencji. Będzie musiał dokładnie przemyśleć i zaplanować kilka spraw w najbliższym czasie, tego był pewien. |