Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2013, 18:51   #107
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Retrospekcji sprzed testu ciąg dalszy...

Bad dream, bad dream...

Ryo szybko się obudziła na łóżku Bezimiennego. Dostrzegła Aidana i z jakąś dziwną ulgą odetchnęła, gdy go zobaczyła. Sny mają to do siebie, że jesteśmy w nich w stanie uwierzyć w nawet najbardziej absurdalne zjawiska, traktujemy je jak rzeczywistość… dopóki się nie obudzimy.
- Uaaa… - ziewnęła i przeciągnęła się. Sprawiała wrażenie dość spokojnej osoby. - Która godzina? Ile jeszcze mamy do testu?
- Nie martw się. Do testu pozostało jeszcze trochę czasu. – odparł Bezimienny, który odziany w czarny płaszcz siedział na jednym z krzeseł. – Śniło ci się coś złego?
- Jakieś pierdoły - Ryo wzruszyła ramionami. - Jak zawsze.
- Trudno zrozumieć mi mechanizm snów. Teorię znam doskonale. Nie dane mi jednak zaznać praktyki. - odpowiedział zmiennokształtny, w sumie nie za bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Zazdroszczę ci - mruknęła Ryo. - Był okres, bodaj kilku miesięcy, kiedy ani razu nie kładłam się spać i nie zasypiałam. Ech… teraz mam tak, że śpię średnio cztery godziny dziennie, może czasem niewiele dłużej i zawsze muszą mi się śnić pierdoły.
- Moje funkcje życiowe są ograniczone do tego stopnia, że bliżej mi do martwego obiektu niż żywego. - wyjaśnił Bezimienny. Czuł, że mógł się bez problemu zwierzyć i zamierzał z tego skorzystać. - Odkąd pamiętam ani razu nie znalazłem się w stanie mogącym nazywać się snem… a pamiętam dość spory odcinek własnego żywota.
- Który był caaałkiem długi - dziewczyna pokiwała głową. - Niektórzy bogowie, których spotkałam kiedyś tam, gdzieś tam twierdzą, że życie jest snem, a śmierć to przebudzenie się z niego. Czy to prawda, wolę nie testować - skwitowała. - Ludzie mówią, że wróżenie ze snów to bzdura.
- Ja nie miałem szczęścia spotkać żadnego boga. Widać boją się konkurencji i unikają mnie i mych… hm… braci jak drzewo unikałoby ognia gdyby mogło. Tam gdzie bywałem ludzie uznawali śmierć za całkowity koniec istnienia. Po niej nie było już nic. Dlatego robili wszystko by podtrzymać funkcje życiowe nawet pojedynczych organów. - gdyby oblicze Bezimiennego mogło przybrać jakiś wyraz, teraz pewnie przedstawiałoby obrzydzenie. - Lepiej sobie nie wyobrażaj jak to jest rozmawiać z mózgiem bez pośrednictwa reszty ciała.
- Jestem w stanie to sobie wyobrazić - Ryo oznajmiła to beznamiętnym, spokojnym tonem. - Nawet tego doświadczyłam i nie muszę się wysilać co do wyobrażenia. Po prostu to widzę przed oczami.
- Musiałaś mieć ciężki żywot jeśli doświadczyłaś czegoś takiego i nie miało to nic wspólnego z zaawansowaną technologią. - głos okrytego płaszczem wyraźnie posmutniał. - A może to właśnie technologia jest złem? Widziałem osoby walczące na miecze. Widziałem osoby strzelające do siebie z broni palnej. Widziałem osoby, które zabijały tysiące… nie, miliony innych za pomocą jednego przycisku. Im bardziej świat był zaawansowany tym mniej wysiłku kosztowało odebranie komuś życia.
- Nie miałam złego życia. Nie ja szukałam kłopotów, po prostu to kłopoty zawsze znajdowały mnie - wyjaśniła stoickim głosem. - Technologia nie jest sama w sobie zła. Jeden filozof powiedział mi, że wszelkie zło mieszka w sercu ludzkości. To chore myśli i chore pragnienia nakręcają spiralę zła. Technologia i broń to tylko narzędzia. Wiesz, masz taki nóż - w ułamku sekundy Ryo dobyła ostry jak katana nóż. - Nóż - do czego może służyć? A no może służyć w kuchni, do robienia kanapek, przyrządzania posiłków, którymi dzielisz się z najbliższymi, przyjaciółmi - mówiła tutaj wesołym głosem. - … ale można też nim zabić - syknęła tutaj złowieszczym, syczącym głosem. - Popatrz - zręcznie obracała bronią w dłoni, jakby nóż nic nie ważył. - Jedna rzecz, a do ilu rzeczy i ilu celom może służyć. Jeden głupi nóż.
- Są jednak rzeczy stworzone tylko w jednym celu. W celu zniszczenia drugiego istnienia. - Bezimienny postukał się w pierś. - Ta zbroja nie miała pierwotnego celu ograniczyć mnie. Była stworzona, by szpiegować i likwidować wrogów. To, że ja zostałem w niej zamknięty nic nie zmieniło. Przynajmniej w niej. Ze mnie zrobiono narzędzie do zabijania.
- Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr. Zawsze możesz te narzędzia, które pierwotnie były skierowanie na niszczenie innych istnień, skierować na dobry cel. Na przykład na ochronę niewinnych przed złymi stworzeniami - stwierdziła Ryo kiwając głową. - Ważne, że ciebie zbroja nie zmieniła na złe. A to dobrze - mrugnęła sympatycznie do zmiennokształtnego.
Zwinięta w kłębek Sharrath przysłuchiwała się tej rozmowie. Jakoś nie mogła wyobrazić sobie jednego przycisku zabijającego tysiące.
- A u nas spadają z nieba takie srebrne Nici i zabijają wszystko czego dotkną. I one pewnie same nie są złe, bo są nawet ładne, ale jednak dla nas są śmiertelne. - odezwała się w temacie, wstając i przeciągając się w całkiem koci sposób.
Miło było porozmawiać o czymś innym niż test i taktyki na pokonanie innych osób, chcących spełnić swoje marzenie.
- Trudno powiedzieć czy coś samo w sobie jest złe. Zawsze musi istnieć coś do czego można porównać dany czyn czy danego osobnika. Dopiero wtedy można powiedzieć czy to jest złe. Chociaż z tym i tak są kłopoty. - wyjaśnił dość filozoficznie Bezimienny. - Ale przez życie nie da się przejść robiąc tylko dobre rzeczy. Gdyby tak było nasze problemy rozwiązałyby się bez potrzeby wykorzystywania do tego boga tej wieży.
- Niektórych problemów nie dałoby się rozwiązać, nawet jakby się było najwspanialszą istotą na świecie. - posmutniała jaszczurka. - Dlatego tu jestem!
Nie dla niej było filozofowanie, więc wszystko sprowadzało się do rzeczy, które jej w jakiś sposób dotyczyły.
- Istnieją też problemy, które rozwiązać da się łatwo, ale konsekwencje takiego rozwiązania mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. - zmiennokształtny wstał i podszedł do jaszczurki, by pogłaskać ją po łebku. - To powód, dla którego ja tutaj jestem.
Sharrath przytknęła łębek do głaszczącej ją dłoni.
- Jakoś sobie poradzimy. Dojdziemy na górę i poprosimy, żeby to po co tu jesteśmy się stało. - odparła pocieszająco.
- Eggo też poprosi! -jajeczko wtrąciło się do rozmowy, opierając się o bok smoczycy i nakrywając jej skrzydłem jak kocem. Widać maluch był zmęczony takim natłokiem wrażeń.
- Wszyscy poprosimy. - potwierdziła jaszczurka, przytulając go skrzydłem do siebie.
Ryo zamilkła na pewien czas, przysłuchiwała się jedynie rozmowie Bezimiennego i Sharrath.
- Bezi, zapomniałeś dodać, że gdyby istoty posiadały boską moc, to wtedy naprawdę wieża nie byłaby potrzebna. Bóg tym bardziej… - rzekła to jakoś mniej spokojnym głosem.
Czy ma powiedzieć towarzystwu o śnie? Trochę się wahała. A co, jeżeli mentorzy śledzą tu u nich wszystko, łącznie z myślami i snami? Czy wówczas Zuu nie kazałby się jej spakować i wynosić, zanim naprawdę wniesie do Wieży chaos i zamieszanie?
Co prawda nowi koledzy zwierzali jej się ze swoich obaw, ale dlaczego sama bała się powiedzieć cokolwiek na swój temat? Czy bała się, że jak powie prawdę, to wszyscy się od niej odwrócą i zaczną traktować jak wroga? Wpakowała się w tyle bagien, że sama bała się nawet wejść do własnego pokoju, bała się zasnąć, wszędzie chodziła obwieszona bronią jak mały arsenał i prawie każdy ruch traktowała jako potencjalnie niebezpieczny.
Prawda wyjdzie wcześniej czy później na jaw.
- Śniło mi się, że samą swoją obecnością zniszczyłam Boską Wieżę… - zwierzyła się z najwyższą trudnością. - Dotykiem wszystko obróciłam w perzynę… Wszystko to, co tutaj jest, i to co na wyższych piętrach też zniszczyłam…
- Gdyby każdy dysponował boską mocą pewnie bogowie nie byliby potrzebni. Pustka i nicość nie potrzebuje bogów. - odparł Bezimienny. - Sądzę, że wieża jest wystarczająco zabezpieczona, by nie mogła zostać zniszczona przez istotę, która jej potrzebuje. Z resztą to tylko sen. Sny nie muszą pokazywać prawdy.
- Pod warunkiem, że nie spełnia się 8 na 10 z tych snów…
Mała smoczyca usiadła na ramieniu Ryo, ocierając łebkiem o jej policzek.
- Nie martw się. Dotrzemy na górę razem i nic nie zniszczymy. A potem jak już spełnimy nasze życzenia, to nawet mogę pomóc ci niszczyć. - powiedziała tonem żartu.
- W tym śnie zniszczyłam też was… - Ryo straciła werwę do żartów. - A Aidan został zasztyletowany. Jeszcze Gakusei wkopał mnie w jakieś morderstwo, ale dowody jednoznacznie wskazywały na mnie. Był tam Zuu i reszta opiekunów razem z tymi Strażnikami… wywlekli mnie z stamtąd, i wtedy ten cały armageddon się zaczął...
Sharrath nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Nigdy nie rozumiała mechanizmu snów i szybko swoje zapominała.
- To może to taki jeden z tych dwóch co zostają jak się już osiem z tych dziesięciu spełni. Nie myśl o nim na zapas… Fynar mi mówił, że jak się myśli o czymś, czego wcale nie chcemy i się tego boi, i ciągle się myśli… To to się czasem spełnia samo z siebie, nawet jak uważamy, żeby się nie spełniło. Taka pułapka. On to jakoś nazywał… Trudne słowo. Nie pamiętam.
- Samospełniające się proroctwo? - zasugerowała nazwę Ryo.
Stworzonko skinęło łebkiem, przytakując.
- Właśnie tak!
- Jesteś pewna, że śniłaś o sobie? - Bezimienny nie podsunął osoby, o której mógł być sen. To powinno być oczywiste. - Poza tym nawet jeśli do tego dojdzie… powstrzymamy cię. Im ty będziesz silniejsza, tym ja będę silniejszy. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Ryo lekko skinęła głową. Tak, śniła o sobie. Nie o Bezimiennym, nie o Sharrath, ani o nikim innym. Choć dobrze było paradoksalnie wiedzieć, że będzie miała kogoś, kto tym razem powstrzyma ją. Kto w razie ewentualnej katastrofy postara się ocalić setki, tysiące, miliony… Dobra, kilku jak ocali, też może być. Co się będzie tutaj rozpędzać do heroicznego formatu.
Byleby nie pozwolił jej niczego przypadkiem zniszczyć. Poczuła się lepiej, że nikt nie potraktował jej jak wariatkę. Przynajmniej czuła się bezpieczniej, że w razie czego jej ostrzeżenie nie zostanie zlekceważone.
- Dzięki, Bezi.
- Nie musisz dziękować. W końcu od tego powinni być przyjaciele… chyba… nie miałem wcześniej przyjaciół. - odparł Bezimienny. Brak mimiki twarzy wyraźnie mu przeszkadzała. Starał się nadrabiać to odpowiednim tonem głosu. Z tym też bywało różnie. Słowa, które zdawały się być cały czas w pomieszczeniu trudno było zabarwiać odpowiednimi emocjami. - Ale możemy założyć, że od tego są. Więc jak będziesz robiła jakieś głupoty możesz liczyć ode mnie na kopniaka.
- Jeśli pośle mnie na szczyt Wieży, to nie ma sprawy - Ryo zakpiła lekko, ale widać, powrócił jej lepszy nastrój. - Przynajmniej wam tam miejscówkę zaklepię. - uśmiechnęła się normalnie, bez śladu diaboliczności.
- Te 600 czy 700 pięter może być poważnym problemem. Szczególnie, że pierwsze piętro jest już dość duże. Możesz nie dolecieć.
- A no… - zamyśliła się. Rzeczywiście, grawitacja… czy jak to cholerstwo się zwało, robiło swoje. - Racja. Ale Jax pewnie by dał radę. Chyba.
Wolała jednak nie testować.
- W razie czego możesz spróbować spuścić mi czasowe manto - oznajmiła. - Choć mam nadzieję, że nie zmienię się w ucieleśnienie Chaosu i nie trzeba będzie nikogo do sprzątania.
- Mogę co najwyżej zamienić cię w starą i zgryźliwą zrzędę. - odparł Bezimienny - Może inne dzieci czasu potrafią zrobić z czasem co innego, ale ja potrafię tylko manipulować czyimś czasem. Przynajmniej dopóki jestem w uwięziony w tej zbroi. Poza tym zabawa z czasem na większą skalę może skończyć się… źle.
- Uważaj, żeby to postarzenie nie wyszło na gorsze.
- Nie martw się. Jestem już przyzwyczajony do niesłuchania tego co ktoś do mnie mówi. - Gdyby dokładniej przyjrzeć się zbroi po przebiciu przez jej czasową iluzję można byłoby pomyśleć, że ta promieniuje radością.
- Aha - odpowiedziała inteligentnie. - Spoko.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline