Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2013, 19:16   #463
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Jaka jest ostatnia rzecz jaką pamiętasz?

Było to pytanie jakie sam sobie zadawał już wcześniej. Ten drow… Kim jest ten drow…?
Elf. Ranaantha. Jego bounder. Ulubieniec Almanakh i prawdopodobnie przyszły Wojownik Światła. Twierdza. Ruszali na bitwę.
Widział Rannanthę na tle dymu i płomieni. Miał opuszczony miecz i oczami pełnymi zgrozy i niedowierzania patrzył gdzieś w nicość. Pamiętał strumień ognia, który zakrył wszystko, uderzenie o mury, grad wykruszonych z muru kamieni. Inny smok z jeźdźcem na grzbiecie. Pamiętał. Zaatakował go.
Ryk Lavendera. Jego lśniące białe łuski, rozwarta paszcza pełna ogromnych kłów. Pamiętał ból. Pamiętał uderzenie o ziemię.
Drow. Inny niż ten, drow, o złych oczach i strasznym uśmiechu.
– Patrzcie tylko, jaki prezent dała nam Biel! – powiedział.
Nie mógł wstać, pamiętał. Nienawidził tego drowa, pamiętał.
Pamiętał ciemność i szepty. Pamiętał przedziwne i koszmarne stworzenia, który chodziły w ciemnościach. Przychodziły, przyglądały się mu. Mógł wstać, krążyć bez celu po bezdennej ciemności i pustce, ale nie było z niej wyjścia, nie było ucieczki. Napotykał różne stworzenia, ale te tylko go obserwowały i odchodziły. Żadne się nie odezwało, żadne nie odpowiedziało na jego pytania i wołania. Próbował je atakować, ale nie zareagowały na to zupełnie, a jego pazury, kły i ogień, nie czyniły im żadnej krzywdy. Nie mógł uciec, nie mógł się zabić. Popadał w szaleństwo. Nie rozumiał co się stało, ale szepty i wszystko wokół mówiły mu, że to jego wina. Ranaantha zginął przez niego i Almanakh rzuciła na niego klątwę. Almanakh. Ona go przeklęła. Ponieważ Biel nie ma mocy stwarzania klątw, Mgły zrobiły to za nią. Pamiętał, że nienawidził wszystkich, Ranaanthy, Almanakh, Mgieł, tego drowa…
Drow. Widział swojego brata, Firetide, widział tego drowa. Ten drow wzywał go, zagrzewał do ataku na Firetide. Tak, już wcześniej, wtedy, widział tego drowa!
Zatracił poczucie czasu i miejsca. Ale to chyba było niedawno… dzisiaj…? Znów jest tutaj. Tutaj, gdzie płynie czas, jest dzień, jest noc, jest dziś i jutro.
Jego umysł powoli składał w całość wspomnienia i myśli, to co w tej chwili widział i słyszał. Czas, dzień, noc. Będzie musiał się przyzwyczaić. Ten drow, kim jest ten drow i co ma wspólnego z tamtym poprzednim….?
Wilk. Ta tar… tarcza. Tarcza Ranaanthy.
Więc Ranaantha faktycznie nie żyje. A ten wilk… to sługa Bieli, ale…? Magiczny wilk? Chimera? Z pewnością nie zwykłe zwierzę. Drow i wilk-sługa Bieli.
Był znów w planie materialnym. Tu jest czas, noc, dzień. Góra, dół. Ziemia, powietrze, woda. Wyjście.


Nazywam się Dirith. Jestem drowem który właśnie przerwał twoją klątwę i według jednej z teorii prawdopodobnie twój nowy bounder.
Dragon Eye by TonyThalassinos on deviantART
Bounder…? A na co mu teraz bounder…?
Z rozbawieniem pomyślał, jak ironiczne by to było – zabić swojego boundera, zostać przeklętym z tego powodu, i tuż po swoim przebudzeniu i zdjęciu klątwy zabić swojego kolejnego boundera…
Nie odczuwał szczególnej nienawiści do tego drowa, po prostu. Chciał sprawdzić, czy pamięta, jak się zabija. Czy faktycznie tutaj jest. Gdzie jest czas, śmierć. Wolność.
Słowa drowa sprowadziły go na ziemię z marzeń i snucia planów. Co…? To niemożliwe! Miałby umrzeć przez tego drowa?!.... Czy to część tej klątwy? Przecież ten drow będzie żył jeszcze jakieś czterdzieści lat i padnie ze starości! Albo cokolwiek go zaatakuje…! Nie, to niemożliwe, żeby uwolnił się z tego piekła tylko po to, żeby teraz jakiś drow zrujnował jego wolność!!! Bounder…? To niemożliwe, z Ranaanthą czuł zupełnie inną wieź, jakąkolwiek wieź!... Pamiętał to doskonale. Z tym drowem nic go nie łączyło, jakkolwiek to brzmi. To niemożliwe żeby ten drow był jego bounderem i jego śmierć… może ten wilk? Może ten drow to zwyczajna zmyła, to ten wilk go zbudził? Niestety Timewlaker nie mógł tego ocenić. Wiedział, że Mgły miały z tego wielką uciechę, jak i z paniki jaką właśnie odczuwał. Natychmiast pomyślał o możliwościach. Nieśmiertelność, magia, hibernacja, opętanie?... Żaden demon nie opęta dla niego tego drowa po tym, jak Mgły rzuciły na niego klątwę. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. Klątwa podobno została zdjęta a Chaos ma swoje humory. Najlepiej byłoby oczywiście zahibernować tego drowa, w bezpiecznym pomieszczeniu, najlepiej bardzo głęboko pod ziemią, i zostawić go tam, po prostu. Było wiele możliwości aby drow nie umierał. Nadal jednak pozostawało główne pytanie, czy to wszystko prawda. Czy śmierć drowa w jakikolwiek sposób mu zaszkodzi? A może to zwykła, nieopatrzna wymówka drowa przed natychmiastową śmiercią w płomieniach?
Bez paniki. Po co teraz o tym myśleć? Czas płynie. Wolność czeka.
Myślał tylko o jednym, aby znaleźć wyjście i uwolnić się. Po pustce w jakiej był uwięziony, o niczym innym nie marzył i nawet śmierć wydawała się błaha i zabawna, nie tak zła, jak zniewolenie. Śmierć to pikuś. Wszystko mu jedno czy umrze czy nie. Byleby być wolnym. Nie miał ochoty marnować czasu… czas tu płynie… marnować czasu na cackanie się z tym drowem i to nie wiedząc nawet, czy słusznie.

Mam na imię Kiti. Można powiedzieć że jestem prywatnym medykiem Diritha – powiedziała od niechcenia.
Medykiem? Czy ten drow na coś choruje? Czy po prostu kleryk leczy jego rany? Jeśli jest na cos chory, lepiej byłoby, aby medyk przy nim pozostał. Muszę go zabrać póki to się nie wyjaśni.
Teraz był wolny. Teraz mógł zabić tych, którzy przyjdą. Którzy będą go obserwować. Może przed nimi uciec. Ukryć się. W świecie w którym był czas, śmierć, góra, dół, jasność i ciemność, był wolny i mógł tak wiele. To niemożliwe, żeby jakiś jeden drow mógł zniweczyć teraz to wszystko. Po pierwsze musiał opuścić to miejsce. Miejsce w którym były klątwy i podejrzane skażenie chaosem. Nie chciał dłużej tu przebywać. Chciał być wolny. Mógł być wolny. Jeden drow nie zniweczy teraz tego wszystkiego.
* * *
Dirith;
Przeglądając księgę w wersji „najbardziej pierwotnej”, odkryłeś, że część stron została zamieniona. Niektóre strony pierwotnie były zapisane dziwnym pismem, następnie zaś zostały, zapewne za pomocą wyszukanych magicznych metod, pozlepiane ze sobą, a tekst został zamaskowany i zastąpiony innym. Być może z późniejszej wersji dałoby się wrócić do pierwotnej znając magię i inne sztuczki. Ale nie musiałeś znać magii, miałeś dwie wersje! Problem w tym, że pismo w tej pierwotnej wersji było ci zupełnie obce. Bardzo prawdopodobne, że to język demonów. Kto wie czy w ogóle Riktel to pisał. Kartki wyglądały na starsze od reszty księgi i być może przeklejone do reszty księgi. Tak czy inaczej Piktel musiał uważać je za ważne, skoro je tak zamaskował.

Poszedłeś pozwiedzać okolicę, zdemolowaną trochę po wizycie Firetide. Nie udało się odnaleźć obozowiska Anariona. Prawdopodobnie elf po prostu przyszedł tutaj podobnie jak wy. Jakim cudem otworzył drzwi, zamknął je za sobą, czekał tu na was…? Możliwe ze minęliście się jakoś w tunelach, że poszedł za wami? A jeśli był tu przed wami to znał inną drogę niż tę podwodną, czy zdołał ją pokonać? Być może stacjonował w podziemnym mieście, choć to mało prawdopodobne… W każdym razie nie pozostały po Anarionie żadne ślady poza zwęglonymi szczątkami, z których prawdę mówiąc pożytek był w tej chwili żaden.
Jedyne pismo jakie się zachowało, to symbole na kolumnach i fragmentach ruin w grocie. Z powodu cienkiego stanu zachowania ruin, trudno było rozczytać się w tym piśmie. Po przeanalizowaniu fragmentów stwierdziłeś, że są to głównie zapiski na temat zwycięstw Irllyna, które prawdopodobnie on sam kazał stworzyć, by historia o nim pamiętała. Nie było tu słowa o źródle ani Timewalkerze.
Nie pozostało tu już nic wartego uwagi czy konfiskaty. Wszedłeś na smoczą łapę. Poczekaliście jeszcze na Kiti. Timewalker ostrożnie podniósł łapę i zgiął pazury, żebyście nie spadli. Najwyraźniej jednak nie zamierzał was zgnieść. Zresztą gdyby chciał, wiele razy już mógł wam zafundować wygląd ala Anarion, bez brudzenia sobie łap.

I co dalej…?
Smok nie miał drogi wyjścia z groty i to też było nieco zastanawiające. Irllyn kazał zatem przenieść ciało smoka do tej groty a następnie zamurować i zasypać wejście, odpowiednio je zmniejszając. To oznaczało, że Irrlyn wiedział, że Timewalker się zbudzi i nie chciał jego ucieczki…?
Timewalker nie wyglądał na specjalnie zmartwionego.

Zdawał się zwracać szczególną uwagę na to, co trzymał w łapie. Zadarł głowę i zionął ogniem w sufit, uważając żebyście nie znaleźli się w sąsiedztwie ognia ani zbyt wysokiej temperatury, czy spadających stalagmitów. Następnie stanął na tylnych łapach i zaczął rozgrzebywać sufit groty drugą łapą. Po chwili kopania opadł na trzy łapy, wziął zamach ogonem, pouderzał o sufit. Byliście bezpieczni przed spadającym gruzem. Timewalker otrzepał się z odłamków skał jakby nigdy nic, sprężył się i rąbnął głową o sufit niczym szarżujący koziorożec w drugiego koziorożca. Dalej znów kopanie łapą, i tak, po niedługiej chwili, dał się słyszeć trzask i huk wodospadu. Woda zaczęła wdzierać się pęknięciem w suficie. Timewalker, niezbyt tym wzruszony, chwycił łapą skały przy pęknięciu i odrywając głazy poszerzył wyrwę. Siła wody zaczęła wyrywać kolejne skały i po kolejnych kilku uderzeniach sufit groty z łoskotem zaczął pękać, a woda morska z hukiem falą uderzyła o podłogę zalewanej groty. Wreszcie sufit runął bez ostrożnia i skały posypały się po smoczych skrzydłach, którymi zasłonił się Timewalker. Woda w ciągu kilku sekund wypełniła grotę, jakby dno morskie zarwało się, a morze runęło wam na głowy.
Timewalker przecisnął się wyrwą w suficie jak mała, zwinna jaszczurka. Szybko okazało się, że w wodzie czuł się dobrze i był bardzo sprawnym pływakiem. Nie musieliście wstrzymywać oddechów szczególnie długo. Timewaler wynurzył głowę i długą szyję ponad wodę, pamiętając też o was i wystawiając łapę nad wodę. Cóż, to było łatwe. I co dalej?
Timewalker przez moment rozglądał się wokół, jakby po raz pierwszy widział ocean i wyspę w oddali. Wynurzyliście się dość daleko od brzegu, ale w tym tempie pływania smoczego, szybko dotrzecie na miejsce. Timewaler zaryczał nagle, przeciągle i zaciekle. Nie rozumieliście, skąd ten nagły wybuch gniewu… Ej, czekaj!...
Smok rozłożył skrzydła i wystartował z wody, wzbudzając przy okazji małe tsunami wokół siebie. Kiedy zaczął się wznosić, zrozumieliście, czym był poirytowany.
Warriors by Dezilon on deviantART

Jest ich więcej!

Dragon Rider by daitengu on deviantART

No było to do przewidzenia, ale tak szybko…? I skąd do diabła oni wytrzasnęli te smoki?! Było pewne, te smoki nie zjawiły się tu przypadkowo, nie przypadkowo miały jeźdźców na grzbietach i nie przypadkowo zaczęły się do was zbliżać w bojowym szyku.
Nie było wątpliwości, że byli to wyznawcy Bieli i widok Timewalkera mało ich ucieszył. Co gorsza, podejrzewaliście, że niektóre z tych smoków mogły pamiętać Timewalkera jako swojego towarzysza broni. I zdrajcę.

Sarn Dragons by Hellstern on deviantART

Timewalker wzbił się wyżej, obracając się ku nim i pozdrawiając ich wściekłym rykiem. Nie było ani krzty lęku w jego ryku, tylko czysta wściekłość. Nie przypuszczał zapewne, że tak szybko będzie miał powtórkę z dawnej bitwy.

Servants of Flame by kokodriliscus on deviantART

Mieli przewagę liczebną i być może byli w stanie go pokonać. Tylko jedna myśl przebiła się przez falę wściekłości i żądzy zabijania.
Minęło tyle czasu, a wszystko może przepaść już teraz. Może stracić swoją wolność tak szybko, za szybko. Nie miał nic przeciwko walce i śmierci po uprzednim strąceniu z nieba tylu wrogów, ile się dało. Ale jeszcze nie teraz. Teraz chciał być wolny. Chciał pamiętać i sprawdzić jak to jest znów być wolnym, zanim zginie. Nie po to wrócił, by dzieci Bieli nie pozwoliły mu nawet rozłożyć skrzydeł. Właśnie tego chcieli. Żeby nie był wolny. Chcieli go od razu zniszczyć, chcieli aby z nimi walczył i zginął. Jeśli to prawda, co mówi ten drow… Wystarczy jeden pechowy podmuch ognia, chwila nieuwagi, i drow w jego łapie usmaży się żywcem. Tego chcą. Chcą zabić ich obu. Zabić jednego albo drugiego. Mają przewagę i dużą szansę, że w końcu dopadną któregoś z nich. Tego chcą. Chcą go rozwścieczyć, chcą żeby walczył, żeby został i zginął.
Pomimo całej swojej ślepej furii, Timewalker doskonale wiedział, że by pozostać wolnym, nie może tu zostać. Jeszcze nie. Póki zmienia się jego położenie w przestrzeni, póki czas mija, póki może uciec, ukryć się i zabić, jest wolny.
Zaczęło się.
Powietrze zadrżało od ryku smoków i zbliżającej się fali ognia.

Hellfire by kokodriliscus on deviantART

Trudno powiedzieć, czy smoczy jeźdźcy zdawali sobie sprawę, że jesteście na linii, dosłownie, ognia. Timewalker trzymał was w prawie zaciśniętej łapie – tak, aby was nie zgnieść, ale tak, abyście nie wypadli przypadkiem przez szpary między szponami. Byliście zatem bardzo słabo widoczni z zewnątrz i ktoś nieświadomy waszej obecności mógł was nie zauważyć. Tak czy inaczej, smoczy jeźdźcy zaatakowali z impetem, który bezbłędnie mówił o ich zamiarach wobec celu. Znaleźliście się w centrum walki między smokami i pierwszym minusem tej sytuacji były turbulencje, korkociągi i wywrotki, których zaznaliście, gdy Timewalker nie pozostał bierny na napaść i zaatakował.
Dragon Portrait by stevegoad on deviantART
Przyjęcie smoczego ognia na klatę poszło Timewalkerowi zdecydowanie lepiej niż Anarionowi. Również odzew poszedł mu całkiem nieźle, powietrze wokół zrobiło się gorące od strumienia ognia, którym Timewalker zionął we wrogów. Czarny smok był większy od prześladowców, a od niektórych z nich, prawie dwa razy większy. Przypominał miotacz ognia atakowany przez zapalniczki. Szybko wyszło na jaw, że Timewalker i Dirith mają jednak coś wspólnego. Timewalker również okazał się wojownikiem spragnionym krwi i przewaga liczebna wroga nie robiła na nim żadnego wrażenia. Jeden z wrogów znalazł się zbyt blisko i podzielił los Anariona...
Your Last Hope by TheBlack-Arrow on deviantART
- Utrzymać szyk!!!
- Celujcie w skrzydła!!!
Dragon Rider by Julian-Grei on deviantART
- Gdzie jest jego bounder?!
- Trzyma coś w łapie! Zabierzcie mu to!
Z hukiem kłapnął paszczą, próbując ukąsić jednego z wrogów, przelatującego obok. W tym samym czasie machnięciem ogona zdarł z grzbietu innego smoka siodło wraz z jeźdźcem. Smok zanurkował w dół, próbując ratować swojego jeźdźca. Kolejne dwa smoki odwróciły w tym czasie uwagę Timewalkera. Klapnął paszczą, tym razem chwytając jednego z wrogów za skrzydło. Na nic zdały się też próby smoczych jeźdźców w desancie na smoczy łeb. Timewalker miotał nimi jak szatan...
Another Rough Day by mictones on deviantART
Wy mogliście tylko patrzeć przez szpary między szponami, i koziołkować i turlać się wewnątrz jego zaciśniętej łapy. Pomimo przewagi liczebnej wroga, szanse wyglądały na wyrównane i zaczęliście rozumieć, dlaczego potrzeba było Lavendera, żeby strącić Timewalkera z niebios.

Dragon knight by DavidGaillet on deviantART

Coś się stało. Timewalker nadal atakował i opędzał się od wrogów, ale zaczął oddalać się do wyspy. Odpędziwszy ogniem smoki i wypaliwszy sobie wyrwę w ich pierścieniu, łopocząc skrzydłami rzucił się do odwrotu, obierając kurs na pełne morze. Dziwna decyzja, mógłby pokonać wrogów, co prawda wymagałoby to czasu i zawziętości, ale przegrany nie był, więc dlaczego…? Ej, nie w tę stronę!.... Timewalker tymczasem obrał kurs i porzucając atak, przygotował się do „full spad ahead” w głąb oceanu. Jeden z wrogów postanowił go powstrzymać i zanurkował w dół. Pikując, zatrzasnął paszczę na skrzydle Timewalkera i oba smoki runęły w dół, koziołkując. Woda w dole zbliżała się gwałtownie, aż z hukiem zażyliście ponownie kąpieli. Oba smoki kotłowały się teraz w wodzie i wyglądało to, jakby wulkan wybuchł pod wodą. W pewnym momencie wrogi smok ugryzł Timewalkera w łapę i ten rozłożył szpony, by wbić je w łeb agresora. Jednocześnie, pływaliście teraz bezwładnie, porwani wirem wodnym stworzonym przez kłębiące się smocze cielska. Kiedy udało się wam wypłynąć i zaczerpnąć powietrza, na powierzchni tuż obok was unosiło się martwe ciało wrogiego smoka, a Timewalker startował ponownie z wody, w górę, gdzie krążyły pozostałe smoki. Ich powitalne strumienie ognia bombardowały wodę, więc mieliście problem z pozostaniem ponad wodą, mogliście, dosłownie, mózg usmażyć. Ogień wycelowany był w Timewalkera, a uderzając o wodę wzniecił kłęby pary, które póki co pozwoliły wam na ukrycie się przed oczami wrogów.
Ale i sam Timewalker musiał zauważyć, że was zgubił. Jednak jakby nigdy nic, załopotał skrzydłami i wzbił się znów w powietrze. Co zaś ciekawe... trzymał coś w łapie! Czy on nie zauważył, że... coś się zmieniło?! No i poleciał...! Był znów w górze, a pozostałe smoki podążyły za nim, kontynuować podniebną walkę. Timewalker kieruje się w głąb oceanu! Nie ma możliwości, aby nie wiedział, że taszczy coś innego, a nie was. Prawdopodobnie celowo odciąga pozostałe smoki w głąb oceanu. Chyba...
Pozostaliście sami, w spienionych falach, kłębach pary, w czerwonej wodzie, w towarzystwie dryfującego, martwego smoka. W górze zawisł w powietrzu maruder, jeden z wrogich smoków, z jakimś elfem na grzbiecie.
Sharkon by artozi on deviantART

- Aimil!!! – wołał w rozpaczy elf. – Aimiiiil!!! **Jesteś tam, bracie?! Odezwij się!!! Aimil!!! – nawoływał po elficku.
Smok wydał z siebie smętne, płaczliwe nawoływanie, ale dryfujący smok zanurzony w czerwonej wodzie nie odpowiedział. Elf najwyraźniej poszukuje swojego elfickiego towarzysza, jeźdźca martwego smoka. Smok krąży nad wodą, elf nawołuje i wypatruje zaginionego.
Tymczasem pod wodą pojawia się towarzystwo... i coraz więcej towarzystwa!...
Sharks by accumulate on deviantART
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline