Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-12-2013, 07:07   #461
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Dirith zaczął się zastanawiać czy coś poszło nie tak kiedy po wrzuceniu opalu do źródła wszystko się uspokoiło, a samo źródło zdawało się być bezczynne. Dlatego skupił się bardziej na rzeczach do przywrócenia. Kiedy zobaczył jak formuje się księga z drogocennymi informacjami uśmiechnął się szeroko. Gdyby nie to, że prawdopodobnie potrzebowałby sporej ilości gotówki do dostania odpowiednich reagentów to możliwe, że miasto nie zostałoby odbudowane tak dobrze jak miało to miejsce. Wizja kobiety była również zastanawiająca tym bardziej, gdyż jej głos zdawał się być nieco znajomy jakby gdzieś go kiedyś słyszał jednak nie mógł sobie dobrze przypomnieć gdzie.
Nie było jednak czasu się nad tym zastanawiać gdyż Dirith szybko powrócił do groty, po której rozniosły się kolejne wstrząsy. Szybko okazało się, że to posąg zmienia się w smoka i z jego wnętrza wykluwa się smok, którym tym razem musiał być Timewalker. Dla pewności zaczął się rozglądać, aby przez przypadek nie oberwać jakimś poluzowanym i odpadającym od jakiejś ściany lub sklepienia kamieniem. Zgarnął też szybko obie księgi, żeby nie wpadły w jakąś szczelinę ginąc bezpowrotnie. Jego rozmiary były imponujące i drow zaczął się zastanawiać jak miałby gdzieś podróżować z bestią tego typu, oraz jak zamierza się wydostać z tych podziemi.
Kiedy smok zniżał łeb cały czas spoglądał w jego ślepia. Może rozjuszonym bestiom nie powinno się spoglądać w oczy, aby ich bardziej nie prowokować, jednak Dirith robił to celowo aby nie okazać słabości, tylko pewność siebie.
- Witam z powrotem wśród żywych i nie przeklętych. - powiedział spokojnie i zaśmiał się lekko. - Jaka jest ostatnia rzecz jaką pamiętasz?

Smok przyglądał ci się chwilę, miałeś wrażenie, że przez jego ślepia przemknął cień wspomnienia, kiedy dotknąłeś opalem Firetide i miałeś wizję walki dwóch smoków. Timewalker wyglądał na ogólnie mało wesołego i sympatycznego kolesia, niezbyt zadowolonego i zagubionego. Smok mocno wciągnął powietrze, targając twoje włosy, po czym lekko fuknął, wypuszczając powietrze, jakby cię wąchał i próbował skojarzyć zapach. Poruszał się bardzo powoli, wręcz ostrożnie.
- Niczego nie pamiętam... - odpowiedział w końcu. - Kim jesteś? Co się stało i dlaczego jestem tutaj?[/quote]
Drow zdziwił się lekko brakiem pamięci smoka, choć starał się tego nie okazać. Zastanowił się przez chwilę nad następną odpowiedzią.
- Nazywam się Dirith. Jestem drowem który właśnie przerwał twoją klątwę i według jednej z teorii prawdopodobnie twój nowy bounder. Nie mam pojęcia jak dawno temu siły bieli ze smokami, elfami czy kim tam jeszcze, jak zwykle prały się z drowami i innymi takimi. O co poszło dokładnie nie wiem, bo nie studiowałem tych legend. Ale z tego co wiem, podobno zdradziłeś swoich braci, a oni ci w zamian konkretnie przyłożyli, porzucili rannego na placu boju i na dodatek przeklęli wiążąc ze źródłem, którego właśnie potrzebowałem użyć. Można by powiedzieć, że obudziłem cie przez przypadek, bo tak na prawdę nie to zamierzałem zrobić. - stwierdził szczerze i bez owijania w bawełnę. Dobrze wiedział, że kłamstwa mogą zirytować każdego, a nie zamierzał przez to ginąć, nawet jeśli jednak smok zginął by razem z nim.
- Szczerze mówiąc bardziej mi to nawet przeszkadza, bo pewnie większość ludzi po wykorzystaniu źródła zrobiłaby z ciebie swoją maszynkę do zabijania i się tobą wysługiwała... ale masz szczęście, że ja nie jestem jednym z takich tchórzy. Po prostu za dobrze się bawię walcząc i zabijając innych własnoręcznie, żeby zacząć się kimś wysługiwać w tym celu. - stwierdził uśmiechając się nieco bardziej jedną stroną ust.
- Dlatego teraz rób co chcesz. Dopóki nie będzie to przeszkadzało w moich planach, mam to gdzieś. Tylko uważaj na fanatyków bieli, jeden z nich był w tej grocie i zamierzał nie dopuścić do twojego obudzenia, a jeśli by do tego doszło to zabić ciebie i kogokolwiek kto użył źródła. Chociaż pewnie bardziej zabić tego kto użył źródła i zabić cie w ten sposób, przynajmniej jeśli ta teoria, że ten kto cie obudzi będzie twoim bounderem jest prawdziwa. Dlatego jak się dowiedzą, że klątwa jest zdjęta to kto wie co mogą próbować odwalić. Mnie i bez tego w większości przypadków próbują nafaszerować strzałami tylko dlatego, że jestem drowem...-
- A jesteś w jaskimi, - stwierdził bardzo odkrywczo. - i jak zamierzasz sie z niej wydostać to nie mój problem. Tylko tyle, żebyś uważał i nie zalał tych jaskiń oceanem pod którym się znajdujemy, bo w efekcie tych legendarnych walk albo jakoś w między czasie miasto zostało przeniesione pod ziemię, zalane oceanem i przeniesione pod ziemię, albo stało się z nim coś podobnego. Dokładnie nie wiem, bo jak mówiłem legendy o tym co tu się działo nie interesowały mnie zbyt mocno poza samym źródłem.

Timewalker słuchał cię uważnie. Momentami wyglądał na zaskoczonego i rozbawionego. Pewne twoje słowa wywarły na nim większe wrażenie, jego źrenice wyraźnie drgnęły.
"Chociaż pewnie bardziej zabić tego kto użył źródła i zabić cie w ten sposób..."
- Dziękuję zatem za zdjęcie klątwy - powiedział jakoś tak z rozbawieniem i złowrogim zadowoleniem. - Czyli... twierdzisz, że... - obrócił lekko głowę, przyglądając ci się lepiej i kontemplując. - Twoja śmierć spowoduje moją...? - wyraźnie nie ucieszył się z tego faktu. - Może zatem... powinienem otoczyć cię szczególną opieką, aby nic nie uszkodziło twojego cennego ciała...?
Podejrzanie jakoś ci się przyglądał. Nie miałeś najlepszego przeczucia. W końcu, co ty sam byś zrobił, gdyby się okazało że np. jesteś bounderem z jakąś... myszą i jej śmierć spowoduje twoją...?

- Jeśli jesteś nic nie wartym tchórzem, to możesz spróbować... - stwierdził zimno. - Gwarantuje, że na niewiele się to zda, bo jak będziesz mnie chronić przed innymi to zacznę walczyć z tobą, tylko dlatego żeby się nie nudzić... -
- O moje życie możesz się nie martwić. Sytuacji w których otarłem się o śmierć, albo próbowano mnie zabić było więcej niż jestem w stanie spamiętać, a jak widać miewam się całkiem nieźle. Poza tym, nawet drowy umierają ze starości, więc tak czy siak żyć wiecznie nie będziesz.

Timewalker słuchał uważnie. Mruknął krótko, podnosząc nieco głowę.
- Walczyć ze mną...? - po czym dodał pocieszająco i obiecująco - Dlaczego miałbym chcieć walczyć ze swoim bounderem, który uwolnił mnie od klątwy? To ci, którzy ją na mnie rzucili, są moimi wrogami! Śmierć ze starości ymmm... Więc zostało mi mało czasu - westchnął wręcz teatralnie.
Wyprostował się i spojrzał na sufit groty. Powoli wyciągnął prawą łapę w twoim kierunku, jakby chciał, żebyś na nią wszedł.
- Tak czy inaczej, zostało mi mało czasu, więc nie mam zamiaru go tracić.
No w sumie... Jak on niby stąd wyjdzie? Na pewno nie przeciśnie się przez wejście i tunele!....
- Jeśli to co mówisz jest prawdą... - skinął znów łapą.

- To oboje jesteśmy w nie do końca komfortowej sytuacji. Szczególnie jeśli zamierzasz wypowiedzieć wojnę nie wiadomo komu kto jest odpowiedzialny za tą klątwę. Jeśli twoi wrogowie dowiedzieliby się kto jest twoim bounderem, to sprowadziłoby to na mnie sporo kłopotów, które zapewne przeszkadzałyby mi. Nie wspominając już o tym, że byłoby to przeciwieństwem tej szczególnej opieki jaką chciałeś mnie obdarzyć i mogłoby to się zakończyć moją śmiercią... - Dirith powiedział z lekkim niesmakiem.
- Nie żebym miał coś przeciwko zabijaniu kolejnych zabójców wysłanych po moją głowę, ale nie wiem czy czy poradziłbym sobie z całą armią na raz. Zależy jeszcze jak zdesperowani byliby ci wrogowie żeby mnie ubić. - stwierdził spokojnie po czym zaczął się odwracać bokiem i spokojnie odchodzić od smoka.

- Moment, chciałbym się jeszcze trochę rozejrzeć po tej jaskini. - powiedział Dirith po pierwszych krokach jeśli smoka nadal się niecierpliwił i ruszył dalej zamierzając mimo wszystko spróbować znaleźć obozowisko Anariona. W końcu jakoś w tej grocie musiał mieszkać, a wątpił żeby przez cały czas siedział w jakimś kącie bez żadnych innych rzeczy poza ekwipunkiem noszonym na sobie i modlił się do tego całego światła, czy kto wie czego jeszcze. Tacy fanatycy pewnie czasami się zdarzali, jednak drow szczerze w to wątpił. Szukał w pierwszej kolejności jakiegoś plecaka w którym mógłby schować księgi o ile nie miał ich jak inaczej przenosić. Dalej jakiejś liny oraz innych przydatnych rzeczy mogących się znajdować w jego obozowisku. Przewertował także wszelkie księgi jakie znalazł jeśli jakieś były oraz szczególną uwagę zwrócił na notatnik Riktela czytając go nieco bardziej uważnie. Zbadał także drugą księgę aby dowiedzieć się co jest w niej zapisane.
Dopiero po tych czynnościach był gotów rozważyć powrót do Timewalkera i wejście do jego łapy.
- Co zatem zamierzasz smoku? - zapytał i po chwili zaryzykował wejście do jego łapy. Jeśli było trzeba, to pomógł również Kiti do niej wejść i czujnie czekał na dalszy rozwój wydarzeń będąc gotowym do wykonania uniku jeśli Timewalker postanowiłby spróbować zgnieść go w swojej dłoni.
Dalej pozostawała już tylko podróż powrotna na powierzchnię, więc można było spróbować się przekonać o co Timewalkerowi chodzi. W końcu i tak czy siak mogło to zająć wiele czasu, a kto wie czy smok nie okaże się w tym pomocny. Dirith pozostawał jednak bardzo czujny, na wszelki wypadek. Będąc z natury podejrzliwy nie do końca ufał smokowi, tym bardziej po tonach jakich czasem używał. Domyślał się również, że Timewalker samemu może nie do końca mu ufać dlatego teraz mogło się wydarzyć w zasadzie wszystko.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 16-12-2013, 16:50   #462
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Nie podobało się jej to wszystko, nie, nie, nie! W końcu skoro sama Almanakh przeklęła Timewalkera, to miała ku temu powody! Timewalker z pewnością nie był grzecznym smokiem i z pewnością nie można było mu ufać. Był zdrajcą, zdrajcą, zdrajcą! Zabił swojego boundera, dlaczego miałaby nie zabić także Diritha!? Tam skąd pochodziła był tylko jeden sposób postępowania ze zdrajcami, jeśli już jakiś się trafił. Elfy były wyjątkowo odporne na zdradę, a to głównie ze względu na swój fanatyzm i rasizm. Inne rasy po prostu nie miały niczego, czego elfy mogłyby chcieć! Nie było więc powodu aby zdradzać swoich braci. Dlaczego Timewlaker zdradził tak właściwie? Co takiego miał Irrlyn, czego mógł chcieć Timewalker!? Czy było to faktycznie źródło, czy coś innego? Jeśli coś innego – to co? Bardzo możliwe że Timewaler zaraz zacznie tego poszukiwać!

Timewalker zerknął na nią po rozmowie z Dirithem. Miała złe przeczucia i nie za bardzo chciała okazywać niechęć do zdrajcy.

- A ty kim jesteś?
- Mam na imię Kiti. Można powiedzieć że jestem prywatnym medykiem Diritha – powiedziała od niechcenia.
Timewalker wyglądał na zaciekawionego.
- Najwyraźniej czasy trochę się zmieniły - mruknął smok. – Jest dla mnie zaskoczeniem widzieć kleryka Bieli u boku drowa. Jak długo trwała klątwa?
- Nie wiem dokładnie, ale trochę czasu minęło, to prawda.
- Gdzie dokładnie jesteśmy? Czyje to terytorium?
- Niczyje.
- Przyszliście tutaj specjalnie po to, aby zdjąć klątwę? – zdumiał się Timewalker.
Czy on nie wie o źródle? Pewnie wie. Może lepiej nie mówić?
- Tak, Dirith przyszedł zdjąć klątwę, ja jestem tylko jego medykiem – powiedziała niechętnie.
Timewalker wydawał się rozbawiony.
- Rozumiem. I co zamierzacie uczynić teraz?
- Klątwa niszczyła okoliczne miasto. Byłam tu po to, aby ją zdjąć i by przestała niszczyć niewinnych.
Timewalker rozmyślała chwilę.
- Miasto elfów, drowów…?
- Miasto ludzi.
- Rozumiem. Wiele się zmieniło.

Kiti nie miała ochoty rozmawiać ze smokiem i miała nadzieję, że Dirith się z nim dogada. Póki co smok obiecująco nadstawił łapę i Dirith skorzystał z podwózki. Nie miała na to ochoty, ale uciekanie też nie miało sensu, dokąd miała uciec? Nieufnie nastroszona weszła na smoczą łapę.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 16-12-2013, 19:16   #463
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Jaka jest ostatnia rzecz jaką pamiętasz?

Było to pytanie jakie sam sobie zadawał już wcześniej. Ten drow… Kim jest ten drow…?
Elf. Ranaantha. Jego bounder. Ulubieniec Almanakh i prawdopodobnie przyszły Wojownik Światła. Twierdza. Ruszali na bitwę.
Widział Rannanthę na tle dymu i płomieni. Miał opuszczony miecz i oczami pełnymi zgrozy i niedowierzania patrzył gdzieś w nicość. Pamiętał strumień ognia, który zakrył wszystko, uderzenie o mury, grad wykruszonych z muru kamieni. Inny smok z jeźdźcem na grzbiecie. Pamiętał. Zaatakował go.
Ryk Lavendera. Jego lśniące białe łuski, rozwarta paszcza pełna ogromnych kłów. Pamiętał ból. Pamiętał uderzenie o ziemię.
Drow. Inny niż ten, drow, o złych oczach i strasznym uśmiechu.
– Patrzcie tylko, jaki prezent dała nam Biel! – powiedział.
Nie mógł wstać, pamiętał. Nienawidził tego drowa, pamiętał.
Pamiętał ciemność i szepty. Pamiętał przedziwne i koszmarne stworzenia, który chodziły w ciemnościach. Przychodziły, przyglądały się mu. Mógł wstać, krążyć bez celu po bezdennej ciemności i pustce, ale nie było z niej wyjścia, nie było ucieczki. Napotykał różne stworzenia, ale te tylko go obserwowały i odchodziły. Żadne się nie odezwało, żadne nie odpowiedziało na jego pytania i wołania. Próbował je atakować, ale nie zareagowały na to zupełnie, a jego pazury, kły i ogień, nie czyniły im żadnej krzywdy. Nie mógł uciec, nie mógł się zabić. Popadał w szaleństwo. Nie rozumiał co się stało, ale szepty i wszystko wokół mówiły mu, że to jego wina. Ranaantha zginął przez niego i Almanakh rzuciła na niego klątwę. Almanakh. Ona go przeklęła. Ponieważ Biel nie ma mocy stwarzania klątw, Mgły zrobiły to za nią. Pamiętał, że nienawidził wszystkich, Ranaanthy, Almanakh, Mgieł, tego drowa…
Drow. Widział swojego brata, Firetide, widział tego drowa. Ten drow wzywał go, zagrzewał do ataku na Firetide. Tak, już wcześniej, wtedy, widział tego drowa!
Zatracił poczucie czasu i miejsca. Ale to chyba było niedawno… dzisiaj…? Znów jest tutaj. Tutaj, gdzie płynie czas, jest dzień, jest noc, jest dziś i jutro.
Jego umysł powoli składał w całość wspomnienia i myśli, to co w tej chwili widział i słyszał. Czas, dzień, noc. Będzie musiał się przyzwyczaić. Ten drow, kim jest ten drow i co ma wspólnego z tamtym poprzednim….?
Wilk. Ta tar… tarcza. Tarcza Ranaanthy.
Więc Ranaantha faktycznie nie żyje. A ten wilk… to sługa Bieli, ale…? Magiczny wilk? Chimera? Z pewnością nie zwykłe zwierzę. Drow i wilk-sługa Bieli.
Był znów w planie materialnym. Tu jest czas, noc, dzień. Góra, dół. Ziemia, powietrze, woda. Wyjście.


Nazywam się Dirith. Jestem drowem który właśnie przerwał twoją klątwę i według jednej z teorii prawdopodobnie twój nowy bounder.
Dragon Eye by TonyThalassinos on deviantART
Bounder…? A na co mu teraz bounder…?
Z rozbawieniem pomyślał, jak ironiczne by to było – zabić swojego boundera, zostać przeklętym z tego powodu, i tuż po swoim przebudzeniu i zdjęciu klątwy zabić swojego kolejnego boundera…
Nie odczuwał szczególnej nienawiści do tego drowa, po prostu. Chciał sprawdzić, czy pamięta, jak się zabija. Czy faktycznie tutaj jest. Gdzie jest czas, śmierć. Wolność.
Słowa drowa sprowadziły go na ziemię z marzeń i snucia planów. Co…? To niemożliwe! Miałby umrzeć przez tego drowa?!.... Czy to część tej klątwy? Przecież ten drow będzie żył jeszcze jakieś czterdzieści lat i padnie ze starości! Albo cokolwiek go zaatakuje…! Nie, to niemożliwe, żeby uwolnił się z tego piekła tylko po to, żeby teraz jakiś drow zrujnował jego wolność!!! Bounder…? To niemożliwe, z Ranaanthą czuł zupełnie inną wieź, jakąkolwiek wieź!... Pamiętał to doskonale. Z tym drowem nic go nie łączyło, jakkolwiek to brzmi. To niemożliwe żeby ten drow był jego bounderem i jego śmierć… może ten wilk? Może ten drow to zwyczajna zmyła, to ten wilk go zbudził? Niestety Timewlaker nie mógł tego ocenić. Wiedział, że Mgły miały z tego wielką uciechę, jak i z paniki jaką właśnie odczuwał. Natychmiast pomyślał o możliwościach. Nieśmiertelność, magia, hibernacja, opętanie?... Żaden demon nie opęta dla niego tego drowa po tym, jak Mgły rzuciły na niego klątwę. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. Klątwa podobno została zdjęta a Chaos ma swoje humory. Najlepiej byłoby oczywiście zahibernować tego drowa, w bezpiecznym pomieszczeniu, najlepiej bardzo głęboko pod ziemią, i zostawić go tam, po prostu. Było wiele możliwości aby drow nie umierał. Nadal jednak pozostawało główne pytanie, czy to wszystko prawda. Czy śmierć drowa w jakikolwiek sposób mu zaszkodzi? A może to zwykła, nieopatrzna wymówka drowa przed natychmiastową śmiercią w płomieniach?
Bez paniki. Po co teraz o tym myśleć? Czas płynie. Wolność czeka.
Myślał tylko o jednym, aby znaleźć wyjście i uwolnić się. Po pustce w jakiej był uwięziony, o niczym innym nie marzył i nawet śmierć wydawała się błaha i zabawna, nie tak zła, jak zniewolenie. Śmierć to pikuś. Wszystko mu jedno czy umrze czy nie. Byleby być wolnym. Nie miał ochoty marnować czasu… czas tu płynie… marnować czasu na cackanie się z tym drowem i to nie wiedząc nawet, czy słusznie.

Mam na imię Kiti. Można powiedzieć że jestem prywatnym medykiem Diritha – powiedziała od niechcenia.
Medykiem? Czy ten drow na coś choruje? Czy po prostu kleryk leczy jego rany? Jeśli jest na cos chory, lepiej byłoby, aby medyk przy nim pozostał. Muszę go zabrać póki to się nie wyjaśni.
Teraz był wolny. Teraz mógł zabić tych, którzy przyjdą. Którzy będą go obserwować. Może przed nimi uciec. Ukryć się. W świecie w którym był czas, śmierć, góra, dół, jasność i ciemność, był wolny i mógł tak wiele. To niemożliwe, żeby jakiś jeden drow mógł zniweczyć teraz to wszystko. Po pierwsze musiał opuścić to miejsce. Miejsce w którym były klątwy i podejrzane skażenie chaosem. Nie chciał dłużej tu przebywać. Chciał być wolny. Mógł być wolny. Jeden drow nie zniweczy teraz tego wszystkiego.
* * *
Dirith;
Przeglądając księgę w wersji „najbardziej pierwotnej”, odkryłeś, że część stron została zamieniona. Niektóre strony pierwotnie były zapisane dziwnym pismem, następnie zaś zostały, zapewne za pomocą wyszukanych magicznych metod, pozlepiane ze sobą, a tekst został zamaskowany i zastąpiony innym. Być może z późniejszej wersji dałoby się wrócić do pierwotnej znając magię i inne sztuczki. Ale nie musiałeś znać magii, miałeś dwie wersje! Problem w tym, że pismo w tej pierwotnej wersji było ci zupełnie obce. Bardzo prawdopodobne, że to język demonów. Kto wie czy w ogóle Riktel to pisał. Kartki wyglądały na starsze od reszty księgi i być może przeklejone do reszty księgi. Tak czy inaczej Piktel musiał uważać je za ważne, skoro je tak zamaskował.

Poszedłeś pozwiedzać okolicę, zdemolowaną trochę po wizycie Firetide. Nie udało się odnaleźć obozowiska Anariona. Prawdopodobnie elf po prostu przyszedł tutaj podobnie jak wy. Jakim cudem otworzył drzwi, zamknął je za sobą, czekał tu na was…? Możliwe ze minęliście się jakoś w tunelach, że poszedł za wami? A jeśli był tu przed wami to znał inną drogę niż tę podwodną, czy zdołał ją pokonać? Być może stacjonował w podziemnym mieście, choć to mało prawdopodobne… W każdym razie nie pozostały po Anarionie żadne ślady poza zwęglonymi szczątkami, z których prawdę mówiąc pożytek był w tej chwili żaden.
Jedyne pismo jakie się zachowało, to symbole na kolumnach i fragmentach ruin w grocie. Z powodu cienkiego stanu zachowania ruin, trudno było rozczytać się w tym piśmie. Po przeanalizowaniu fragmentów stwierdziłeś, że są to głównie zapiski na temat zwycięstw Irllyna, które prawdopodobnie on sam kazał stworzyć, by historia o nim pamiętała. Nie było tu słowa o źródle ani Timewalkerze.
Nie pozostało tu już nic wartego uwagi czy konfiskaty. Wszedłeś na smoczą łapę. Poczekaliście jeszcze na Kiti. Timewalker ostrożnie podniósł łapę i zgiął pazury, żebyście nie spadli. Najwyraźniej jednak nie zamierzał was zgnieść. Zresztą gdyby chciał, wiele razy już mógł wam zafundować wygląd ala Anarion, bez brudzenia sobie łap.

I co dalej…?
Smok nie miał drogi wyjścia z groty i to też było nieco zastanawiające. Irllyn kazał zatem przenieść ciało smoka do tej groty a następnie zamurować i zasypać wejście, odpowiednio je zmniejszając. To oznaczało, że Irrlyn wiedział, że Timewalker się zbudzi i nie chciał jego ucieczki…?
Timewalker nie wyglądał na specjalnie zmartwionego.

Zdawał się zwracać szczególną uwagę na to, co trzymał w łapie. Zadarł głowę i zionął ogniem w sufit, uważając żebyście nie znaleźli się w sąsiedztwie ognia ani zbyt wysokiej temperatury, czy spadających stalagmitów. Następnie stanął na tylnych łapach i zaczął rozgrzebywać sufit groty drugą łapą. Po chwili kopania opadł na trzy łapy, wziął zamach ogonem, pouderzał o sufit. Byliście bezpieczni przed spadającym gruzem. Timewalker otrzepał się z odłamków skał jakby nigdy nic, sprężył się i rąbnął głową o sufit niczym szarżujący koziorożec w drugiego koziorożca. Dalej znów kopanie łapą, i tak, po niedługiej chwili, dał się słyszeć trzask i huk wodospadu. Woda zaczęła wdzierać się pęknięciem w suficie. Timewalker, niezbyt tym wzruszony, chwycił łapą skały przy pęknięciu i odrywając głazy poszerzył wyrwę. Siła wody zaczęła wyrywać kolejne skały i po kolejnych kilku uderzeniach sufit groty z łoskotem zaczął pękać, a woda morska z hukiem falą uderzyła o podłogę zalewanej groty. Wreszcie sufit runął bez ostrożnia i skały posypały się po smoczych skrzydłach, którymi zasłonił się Timewalker. Woda w ciągu kilku sekund wypełniła grotę, jakby dno morskie zarwało się, a morze runęło wam na głowy.
Timewalker przecisnął się wyrwą w suficie jak mała, zwinna jaszczurka. Szybko okazało się, że w wodzie czuł się dobrze i był bardzo sprawnym pływakiem. Nie musieliście wstrzymywać oddechów szczególnie długo. Timewaler wynurzył głowę i długą szyję ponad wodę, pamiętając też o was i wystawiając łapę nad wodę. Cóż, to było łatwe. I co dalej?
Timewalker przez moment rozglądał się wokół, jakby po raz pierwszy widział ocean i wyspę w oddali. Wynurzyliście się dość daleko od brzegu, ale w tym tempie pływania smoczego, szybko dotrzecie na miejsce. Timewaler zaryczał nagle, przeciągle i zaciekle. Nie rozumieliście, skąd ten nagły wybuch gniewu… Ej, czekaj!...
Smok rozłożył skrzydła i wystartował z wody, wzbudzając przy okazji małe tsunami wokół siebie. Kiedy zaczął się wznosić, zrozumieliście, czym był poirytowany.
Warriors by Dezilon on deviantART

Jest ich więcej!

Dragon Rider by daitengu on deviantART

No było to do przewidzenia, ale tak szybko…? I skąd do diabła oni wytrzasnęli te smoki?! Było pewne, te smoki nie zjawiły się tu przypadkowo, nie przypadkowo miały jeźdźców na grzbietach i nie przypadkowo zaczęły się do was zbliżać w bojowym szyku.
Nie było wątpliwości, że byli to wyznawcy Bieli i widok Timewalkera mało ich ucieszył. Co gorsza, podejrzewaliście, że niektóre z tych smoków mogły pamiętać Timewalkera jako swojego towarzysza broni. I zdrajcę.

Sarn Dragons by Hellstern on deviantART

Timewalker wzbił się wyżej, obracając się ku nim i pozdrawiając ich wściekłym rykiem. Nie było ani krzty lęku w jego ryku, tylko czysta wściekłość. Nie przypuszczał zapewne, że tak szybko będzie miał powtórkę z dawnej bitwy.

Servants of Flame by kokodriliscus on deviantART

Mieli przewagę liczebną i być może byli w stanie go pokonać. Tylko jedna myśl przebiła się przez falę wściekłości i żądzy zabijania.
Minęło tyle czasu, a wszystko może przepaść już teraz. Może stracić swoją wolność tak szybko, za szybko. Nie miał nic przeciwko walce i śmierci po uprzednim strąceniu z nieba tylu wrogów, ile się dało. Ale jeszcze nie teraz. Teraz chciał być wolny. Chciał pamiętać i sprawdzić jak to jest znów być wolnym, zanim zginie. Nie po to wrócił, by dzieci Bieli nie pozwoliły mu nawet rozłożyć skrzydeł. Właśnie tego chcieli. Żeby nie był wolny. Chcieli go od razu zniszczyć, chcieli aby z nimi walczył i zginął. Jeśli to prawda, co mówi ten drow… Wystarczy jeden pechowy podmuch ognia, chwila nieuwagi, i drow w jego łapie usmaży się żywcem. Tego chcą. Chcą zabić ich obu. Zabić jednego albo drugiego. Mają przewagę i dużą szansę, że w końcu dopadną któregoś z nich. Tego chcą. Chcą go rozwścieczyć, chcą żeby walczył, żeby został i zginął.
Pomimo całej swojej ślepej furii, Timewalker doskonale wiedział, że by pozostać wolnym, nie może tu zostać. Jeszcze nie. Póki zmienia się jego położenie w przestrzeni, póki czas mija, póki może uciec, ukryć się i zabić, jest wolny.
Zaczęło się.
Powietrze zadrżało od ryku smoków i zbliżającej się fali ognia.

Hellfire by kokodriliscus on deviantART

Trudno powiedzieć, czy smoczy jeźdźcy zdawali sobie sprawę, że jesteście na linii, dosłownie, ognia. Timewalker trzymał was w prawie zaciśniętej łapie – tak, aby was nie zgnieść, ale tak, abyście nie wypadli przypadkiem przez szpary między szponami. Byliście zatem bardzo słabo widoczni z zewnątrz i ktoś nieświadomy waszej obecności mógł was nie zauważyć. Tak czy inaczej, smoczy jeźdźcy zaatakowali z impetem, który bezbłędnie mówił o ich zamiarach wobec celu. Znaleźliście się w centrum walki między smokami i pierwszym minusem tej sytuacji były turbulencje, korkociągi i wywrotki, których zaznaliście, gdy Timewalker nie pozostał bierny na napaść i zaatakował.
Dragon Portrait by stevegoad on deviantART
Przyjęcie smoczego ognia na klatę poszło Timewalkerowi zdecydowanie lepiej niż Anarionowi. Również odzew poszedł mu całkiem nieźle, powietrze wokół zrobiło się gorące od strumienia ognia, którym Timewalker zionął we wrogów. Czarny smok był większy od prześladowców, a od niektórych z nich, prawie dwa razy większy. Przypominał miotacz ognia atakowany przez zapalniczki. Szybko wyszło na jaw, że Timewalker i Dirith mają jednak coś wspólnego. Timewalker również okazał się wojownikiem spragnionym krwi i przewaga liczebna wroga nie robiła na nim żadnego wrażenia. Jeden z wrogów znalazł się zbyt blisko i podzielił los Anariona...
Your Last Hope by TheBlack-Arrow on deviantART
- Utrzymać szyk!!!
- Celujcie w skrzydła!!!
Dragon Rider by Julian-Grei on deviantART
- Gdzie jest jego bounder?!
- Trzyma coś w łapie! Zabierzcie mu to!
Z hukiem kłapnął paszczą, próbując ukąsić jednego z wrogów, przelatującego obok. W tym samym czasie machnięciem ogona zdarł z grzbietu innego smoka siodło wraz z jeźdźcem. Smok zanurkował w dół, próbując ratować swojego jeźdźca. Kolejne dwa smoki odwróciły w tym czasie uwagę Timewalkera. Klapnął paszczą, tym razem chwytając jednego z wrogów za skrzydło. Na nic zdały się też próby smoczych jeźdźców w desancie na smoczy łeb. Timewalker miotał nimi jak szatan...
Another Rough Day by mictones on deviantART
Wy mogliście tylko patrzeć przez szpary między szponami, i koziołkować i turlać się wewnątrz jego zaciśniętej łapy. Pomimo przewagi liczebnej wroga, szanse wyglądały na wyrównane i zaczęliście rozumieć, dlaczego potrzeba było Lavendera, żeby strącić Timewalkera z niebios.

Dragon knight by DavidGaillet on deviantART

Coś się stało. Timewalker nadal atakował i opędzał się od wrogów, ale zaczął oddalać się do wyspy. Odpędziwszy ogniem smoki i wypaliwszy sobie wyrwę w ich pierścieniu, łopocząc skrzydłami rzucił się do odwrotu, obierając kurs na pełne morze. Dziwna decyzja, mógłby pokonać wrogów, co prawda wymagałoby to czasu i zawziętości, ale przegrany nie był, więc dlaczego…? Ej, nie w tę stronę!.... Timewalker tymczasem obrał kurs i porzucając atak, przygotował się do „full spad ahead” w głąb oceanu. Jeden z wrogów postanowił go powstrzymać i zanurkował w dół. Pikując, zatrzasnął paszczę na skrzydle Timewalkera i oba smoki runęły w dół, koziołkując. Woda w dole zbliżała się gwałtownie, aż z hukiem zażyliście ponownie kąpieli. Oba smoki kotłowały się teraz w wodzie i wyglądało to, jakby wulkan wybuchł pod wodą. W pewnym momencie wrogi smok ugryzł Timewalkera w łapę i ten rozłożył szpony, by wbić je w łeb agresora. Jednocześnie, pływaliście teraz bezwładnie, porwani wirem wodnym stworzonym przez kłębiące się smocze cielska. Kiedy udało się wam wypłynąć i zaczerpnąć powietrza, na powierzchni tuż obok was unosiło się martwe ciało wrogiego smoka, a Timewalker startował ponownie z wody, w górę, gdzie krążyły pozostałe smoki. Ich powitalne strumienie ognia bombardowały wodę, więc mieliście problem z pozostaniem ponad wodą, mogliście, dosłownie, mózg usmażyć. Ogień wycelowany był w Timewalkera, a uderzając o wodę wzniecił kłęby pary, które póki co pozwoliły wam na ukrycie się przed oczami wrogów.
Ale i sam Timewalker musiał zauważyć, że was zgubił. Jednak jakby nigdy nic, załopotał skrzydłami i wzbił się znów w powietrze. Co zaś ciekawe... trzymał coś w łapie! Czy on nie zauważył, że... coś się zmieniło?! No i poleciał...! Był znów w górze, a pozostałe smoki podążyły za nim, kontynuować podniebną walkę. Timewalker kieruje się w głąb oceanu! Nie ma możliwości, aby nie wiedział, że taszczy coś innego, a nie was. Prawdopodobnie celowo odciąga pozostałe smoki w głąb oceanu. Chyba...
Pozostaliście sami, w spienionych falach, kłębach pary, w czerwonej wodzie, w towarzystwie dryfującego, martwego smoka. W górze zawisł w powietrzu maruder, jeden z wrogich smoków, z jakimś elfem na grzbiecie.
Sharkon by artozi on deviantART

- Aimil!!! – wołał w rozpaczy elf. – Aimiiiil!!! **Jesteś tam, bracie?! Odezwij się!!! Aimil!!! – nawoływał po elficku.
Smok wydał z siebie smętne, płaczliwe nawoływanie, ale dryfujący smok zanurzony w czerwonej wodzie nie odpowiedział. Elf najwyraźniej poszukuje swojego elfickiego towarzysza, jeźdźca martwego smoka. Smok krąży nad wodą, elf nawołuje i wypatruje zaginionego.
Tymczasem pod wodą pojawia się towarzystwo... i coraz więcej towarzystwa!...
Sharks by accumulate on deviantART
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 19-12-2013, 18:12   #464
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Nie, żeby Kiti miała coś do tutejszych elfów. Gdyby była na ich miejscu pewnie zrobiłaby to samo. Timewalker wypłynął spod ziemi, tak, udało mu się coś takiego. Zaatakowali, na pewno po to właśnie tu przylecieli, żeby zaatakować Timewalkera. Prawdopodobnie zrobiliby to samo nawet gdyby wiedzieli, że ona i Dirith byli na linii ognia. Dirith był drowem a ona wilkiem drowa, dlaczego mieliby nie atakować? Jeśli wiedzieli to co Anarion to musieli wiedzieć że śmierć Diritha zabije Timewalkera. Podobno. Dirith był o wiele łatwiejszym celem niż Timewalker. Byli to pewnie sojusznicy Ranaanthy. Odsiecz o której mówił, odsiecz, odsiecz, odsiecz! Chociaż z definicji odsiecz nie powinna atakować swoich sojuszników, Kiti miała wątpliwości. Wszyscy postrzegali Timewalkera jako zagrożenie dla ludzkości i najważniejsze było by pozbyć się go. Elfy wyznawały oczywiście zasady poświęcenia jednostki dla dobra ogółu, dlatego choć nie byli wrogami, byli celem. Do tego nie wiedziała czy oni wiedzą że to Dirith zbudził Timewalkera. Pewnie zaczną od niego, ale jak się im nawinie wilk to i on pewnie nie ocaleje!

Ranaantha ich ostrzegał i chociaż pewnie sprowadził tu towarzyszów by pozbyć się Timewalkera, spodziewał się ataku na nią i Diritha. Jeśli Timewalkera mógł zabić tylko jego bounder, elfy z pewnością nie będą czekać aż Dirith się za to zabierze. Z kolei dlaczego atakowały skoro wiedziały o tym? Może jednak Timewalkera dało się zabić albo chociaż unieszkodliwić, pojmać i gdzieś więzić, żeby nie był szkodliwy? Nie wiedziała dlaczego zaatakowali, może nie wiedzieli tego o czym mówił Anarion, może Ranaantha im tego też nie powiedział…? Ale dlaczego by im nie mówił tak kluczowych rzeczy, że rzucają się na coś, czego nie można zabić!? Dlaczego skazywałby ich na taką bezsensowną śmierć!? Wierzyła że Ranaantha naprawdę miał inny plan i nie chciał śmierci jej ani Diritha. Ranaantha musiał wiedzieć jak pozbyć się Timewalkera! Nie była pewna czy odezwać się teraz do niego i zdradzać swoją obecność. Skoro był zjawą, to i tak musiał widzieć i czuć więcej niż żywi, na pewno wiedział że ona i Dirith tu są. Mimo to elfy nie wiedziały o ich obecności, szukały boundera Timewalkera. Dlaczego Ranaantha nie mówił im o niektórych rzeczach, ale sprowadził ich tu, by zaatakowali i ginęli!?
- Ranaantha, jesteś tam!? – pomyślała w końcu. – Odezwij się, odezwij, odezwij! Co mam robić!? Jak powstrzymać Timewalkera!? Niech oni nie atakują, Anarion mówił, że Timewalkera nie można normalnie zabić… w tradycyjny sposób! Co mam zrobić!? Każ im zawrócić!

Ranantha nie odpowiadał. Może nawet nie było go tutaj już po zakończeniu klątwy!? Wątpiła też bardzo aby elfy rozważyły w ogóle zawracanie teraz. Raczej nie po to tutaj przylecieli i porzucanie celu też nie było w ich naturze. Tak naprawdę było to do przewidzenia, bohatersko przyszli do źródła, ocalili miasto, przerwali klątwę i polegli w bitwie poświęcając się by całkowicie zgładzić klątwę. Czy tak to miało wyglądać, być może. Czy elf uwierzyłby że Dirith w takie coś będzie się bawił, raczej nie bardzo. Czy przebudzenie Timewalkera miało sens dla… co on właściwie zrobił ze źródłem!? Stworzył dwie książki, ten notatnik, który nosił ze sobą. Czy warto było dla tej książki zbudzić Timewalkera!? Ale w końcu mu w tym pomogła i wiedziała jak to się skończy.

Teraz pozostawało tylko zabić Timewalkera lub pozwolić mu latać po świecie a samemu ukrywać się przed elficką nagonką. Wieść o powrocie Timewalkera na pewno szybko się rozejdzie!
Po podniebnych ewolucjach rewolucjach zażyli znów kąpieli. Timewalker skomplikował dodatkowo sprawę, zabierając tyłek w troki. Po prostu ich zostawił! Zostawił, zostawił, zostawił! Właściwie tak wolała. Nie ufała temu smokowi i nie czuła się komfortowo w jego garści, tym bardziej że nie była mu do niczego praktycznie potrzebna. Kiedy wylądowali w wodzie okazało się że są pierwsze ofiary walki. Jeden ze smoków został zabity przez Timewalkera, a jego jeździec zaginął. Drugi elf nadleciał, badając sytuację i poszukując zaginionego jeźdźca.

Kiti wiedziała że elfy ‘chcą dobrze’ ale też wiedziała że lepiej teraz się im nie pokazywać na oczy. Elfy w kryzysowej sytuacji, na przykład kiedy wokół lata ziejący ogniem smok, najpierw strzelają, potem pytają. Jeśli wiedzieli, że śmierć boundera oznacza śmierć smoka to kiszka. A pewnie wiedzieli, skoro ktoś nawoływał ‘gdzie jego bounder’ i poszukiwali owego. Raczej nie po to, żeby się z nim przywitać i pogratulować zbudzenia ziejącego ogniem giganta! Istniała mała szansa że elfy mają inny plan i Ranaantha namówił ich do zachowania Kiti i Diritha przy życiu. Być może gdyby ich zobaczyli, najpierw by ich zaprosili do siebie. Hihihi, elfy tak mówią, zaprosić do siebie. Tak jak drużynę pierścienia zaprosili do Lorien. Wtedy był z nimi chociaż elf, a tutaj? Drow. Sprawa nie wyglądała różowo. Nawet gdyby elfy zaprosiły ich do siebie, skończyłoby się to niewolą i długim procesem sądowym. Elfy potrafiły miesiącami przeprowadzać procesy sądowe, zwłaszcza jak popiły melisy i poszukiwały wizji w ziółkach. Tak, hihihi, wolała nie myśleć co się działo podczas obrad elfickiej rady.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=UJearzjGtBQ[/media]

Procesy elfów mają też to do siebie że gdy skazany nie jest elfem, prawdopodobnie zginie lub czka go dożywotnia niewola, zwana często ‘nadzorem’ lub ‘pozostawaniem na terenie elfów’. Dirith ze swoim temperamentem miał wielką szansę wylecieć z sali sądowej w pierwszych kilku minutach (sekundach?) procesu. Do czego był smoczym jeźdźcom potrzebny bounder, dokładnie nie wiadomo. Albo by zginąć, albo by być przynętą, narzędziem pozbycia się Timewalkera.

Postanowiła się ukryć przed elfem i miała nadzieję że Dirith zrobi to samo.



Poruszając się możliwie cicho starała się wykorzystać parę wodną po atakach smoka i ukryć się zanim mgła opadnie. Zbierały się rekiny, krążące wokół rannego i martwego smoka. Kiti próbowała znaleźć miejsce gdzie mogłaby wpłynąć pod skrzydło smoka, takie miejsce z powietrzem do oddychania, ale przykryte, żeby nie było jej widać pod skrzydłem. Jeśli były w okolicy jakieś dryfujące wodorosty, zastosuje swój standardowy kamuflaż bo pewnie grzybki i porosty już z niej wypłukało. Najlepsze byłoby miejsce nad wodą i poza rekinami ale pod smoczym skrzydłem. Zanurkowała więc i poszukiwała takie miejsce, może gdzieś u nasady skrzydła.

„Wybacz za tę profanację, ale nie mam innego wyjścia!” – pomyślała, do smoka, którego w końcu wykorzystywała bezczelnie jako kryjówkę!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 23-12-2013, 05:57   #465
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Szybkie przejrzenie księgi dało trochę niespodziewane rezultaty. Dirith spodziewał się, że część informacji może być zapisana szyfrem. W końcu to nic nowego wśród magów i byłoby wręcz głupotą jakby jakikolwiek z przedstawicieli tej profesji trzymał ważne informacje zapisane tak po prostu bez żadnego zabezpieczenia. Zdziwił się jednak, gdy zwrócił więcej szczegółów na papier na którym widniało nieznane pismo. Zawsze myślał, że Riktel samemu rozpracował sposoby na tworzenie chimer. Jednak wiek tych kart mógłby sugerować, że pochodzą ze znacznie starszej księgi i było mało prawdopodobne, żeby jego twórca był aż tak stary. Czyżby zatem jednak nie był tak dobry jak się to zdawało i samemu bazował na czyjejś jeszcze starszej pracy? Jeśli tak, to na czyjej? Równie dobrze mogło to być pismo demonów, tak samo jak i sług Lolth, jeśli pajęcza królowa nie była najzwyklejszym w świecie demonem zabawiającym się drowami. W tym kontekście znalezienie imienia jego twórcy na jednej z kolumn w tym zapomnianym drowim mieście zdawało się być jeszcze bardziej podejrzane. Tak czy inaczej miał to po co przyszedł. Teraz pozostaje tylko zacząć rozszyfrowywać zdobyte informacje, lecz wpierw trzeba się uporać z bardziej bieżącymi problemami.
A jednym z tych problemów był Timewalker i co z nim zrobić. Dirith widział podczas wizji oczy smoka i doskonale wiedział, że jest furiatem któremu nie będzie można do końca zaufać. W tej chwili możliwości nie miał za dużo. Mógł spróbować go zaatakować i zabić w tej chwili, co mogło skończyć się źle. Mógł go po prostu uwolnić i nie przejmować się tym co dalej zrobi smok. To również mogło również skończyć się źle, bo kiedy Timewalker zacząłby się mścić na całym świecie, Dirith stałby się celem numer jeden dla praktycznie wszystkich jak w końcu ktoś doszedłby do tego kto użył źródła. Mógł również zostać zdradzony przez smoka i otoczony szczególną opieką, jak to ujął. Takie wyjście w sumie mu już zasugerował, jednak mało prawdopodobne, żeby wyszło z tego coś dobrego, bo smok na pewno nie podda się tak łatwo. A na pewnie nie, jeśli ich życia faktycznie są powiązane tak jak twierdził Anarion. Ostatnią możliwością było spróbowanie zdobycia jego zaufania, przynajmniej dopóki nie znajdzie się jakiegoś sensownego wyjścia z tej sytuacji, lub zanim Timewalker pierwszy je znajdzie. I ta ostatnia droga zdawała się być najbardziej rozsądną. A do tego czasu, jakoś trzeba będzie grać na zwłokę. Smok z pewnością również na pewno nie miał jeszcze przygotowanego sposobu na uporanie się z nim więc do tego czasu można było jeszcze jakoś mu zaufać.
Przeszukanie jaskini jak i jej najbliższej okolicy nie dało oczekiwanych rezultatów. Albo jego obozowisko było gdzieś dalej, albo faktycznie elf nic nie robił i się modlił w tej jaskini. Jak on zatem przeżył na samym powietrzu, nie wiadomo. Ważniejsze było to, że po skorzystaniu z zaproszenia smok nie zacisnął łapy z całych sił, tylko ostrożnie ją przymknął i uważał na nią podczas rozkopywania sobie drogi na powierzchnię. Ocean nie stanowił również najmniejszego problemu, gdyż smok pokazał doskonale z jaką łatwością potrafi pływać lepiej niż niejedna ryba.
Po wynurzeniu się Dirith miał zamiar powiedzieć Timewalkerowi, żeby zostawił ich na wyspie i dalej robił co chciał. Może i nie było to dobre rozwiązanie i pozwoliłoby gadowi na swobodne poszukiwanie sposobu problemu jego śmiertelności, jednakże dałoby taką samą możliwość Dirithowi. A szukanie sposobu na pozbycie się smoka mogło nie być zbyt łatwe kiedy ten smok znajdował się w pobliżu i go niańczył. Nie zdążył jednak tego zaproponować gdyż wściekły ryk zagłuszył go kiedy zaczął mówić.
- Świetnie, może jeszcze lataj po całym świecie tak rycząc żeby mieć pewność, że fanatycy nie przegapili przypadkiem twojego przebudzenia? - stwierdził podczas startu a w odpowiedzi dało się dosłyszeć ryki innych smoków oraz dostrzec ich zbliżające się sylwetki.
- Dobra, tego może i nie przewidziałem... - skomentował krótko będąc nieco zaskoczonym widokiem innych smoków szykujących się zapewne do odpowiedniego powitania. Drow dla pewności zaczął chować pod zbroję obie księgi, aby mieć je w bezpiecznym miejscu. Rozważał również możliwość przemiany w tygrysa lub tygrysołaka, aby mieć zupełną pewność że ich nie straci jednak póki co nie zamierzał odkrywać przed smokiem tej karty.
Timewalker nie zamierzał zwijać pod siebie ogona tylko zaczął lecieć w stronę nadchodzącej walki nie dając ani kroku w tył... o zdawało się być aż za bardzo znajome i mroczny elf nie powstrzymał się od uśmiechu. Zastanawiał się bardziej jak będzie wyglądała ta walka. W końcu nie każdy ma okazję zobaczyć walczące smoki. Co prawda Dirith po walce z Firetide domyślał się, że powietrze może zamienić się w jedną wielką burzą ognia, jednak mimo wszystko nie był to codzienny widok. A o ile lepiej by było samemu tak walczyć? Na pewno byłoby to jeszcze ciekawsze niż oglądanie jej przez szczeliny w smoczej łapie obijając się po jej wnętrzu przez akrobacje jakich dokonywał Timewalker.
Oglądając tą walkę Dirith był pewny, że Timewalker rozniesie na strzępy wszystkie te smoki jeden po drugim. Mówiła mu to jego zawziętość i zaciekłość z jaką atakował. I dokonałby tego nawet bez niezniszczalności jaką posiadał dzięki klątwie. Gdy zobaczył jak zaczyna się oddalać od wyspy zaczął się zastanawiać jaki smok ma plan. Nie podobało mu się to za bardzo, gdyż samemu dysponując taką przewagą jaką dysponował Timewalker nad innymi nawet nie pomyślałby o ucieczce. Chociażby dlatego, że odwrócenie się do ucieczki oznaczało opuszczenie gardy, co doskonale pokazał jeden z wrogich smoków atakując skrzydło i ściągając smoka w dół. Kiedy zaczął nurkować do wody drow zastanawiał się czy jego nie do końca chciany pupil będzie pamiętać, żeby co jakiś czas wynurzyć łapę z wody i pozwolić złapać oddech. Dlatego zanim do niej wpadł wziął dość głęboki wdech oraz dla pewności przytrzymał obie księgi znajdujące się w miarę bezpiecznie pod jego zbroją.
Podczas walki toczącej się w wodzie nie było wiele widać, bardziej było czuć coraz cieplejszą wodę która była skutecznie podgrzewana przez podmuchy smoczego ognia. Również nie udało się dłużej utrzymać w łapie gdyż Timewalker został zmuszony do otworzenia łapy i użycia jej do ataku. Nie zmieniło to jednak faktu, że zarówno Kiti jak i Dirith byli teraz miotani pod wodą i niewiele mogli zrobić aby dostać się ponownie do smoczej łapy. Nie było to jednak największym problemem, bo mimo wszystko nie można było pozostawać wiecznie pod wodą i trzeba było się wynurzyć żeby zaczerpnąć powietrza. Jak się okazało również i smok zaczął się wynurzać i ponownie wzbijać w powietrze. Przez moment Dirith zastanawiał się czy nie zauważył czy czegoś mu nie brakuje, jednak strumień gorącej pary poprzedzającej ogień pełznący po wodzie szybko dał mu powód dlaczego smok go nie szukał i startował bez niego. Nie czekał więc tylko samemu zadbał o własną skórę i zanurkował unikając gwałtownego usmażenia. Nie dało się natomiast uniknąć gorącej wody, jednak kiedy Timewalker był już w powietrzu smoki ponownie skupiły na nim uwagę i można było się w miarę bezpiecznie wynurzyć dopóki para była wystarczająco gęsta. Wszystko wyglądało na to, że walka będzie toczyć się dalej tak samo jak do tej pory tym bardziej, że przebudzony niedawno smok nadal miał zamkniętą łapę jakby nadaj coś w niej trzymał. Dirith wiedział już dokładnie, że próba ucieczki była tylko pretekstem do wylądowania w wodzie i zostawienia go obok truchła przy którym mógł się ukryć. Dlatego jego wymsknięcie się z łapy nie było w cale takie przypadkowe. Nawet jeśli jego plan nie był do końca taki, to był pewien że zostałby ugotowany żywcem w wodzie jakby Timewalke został w niej dłużej aby go znaleźć i wystartować razem z nim. Wszystko przez to, że wrogie smoki na pewno nie zaprzestałyby atakowania go, a tym bardziej skupiłyby się na wodzie jeśli doszłyby do wniosku, że coś w niech zgubił. Kierunek obrany ucieczki obrany przez smoka dał też Dirithowi do zrozumienia, że w ten sposób postara się odciągnąć walkę od miejsca do którego miałby się dostać i na którym mógłby się bezpiecznie zaszyć. Co prawda w tym momencie mógłby przypomnieć Timewalkerowi, że lepiej by wyszło jakby obrał kierunek nieco przybliżony do kierunku, w którym znajdowała się wyspa. Nie tylko dlatego, że nie musiałby tak daleko płynąć ale dlatego, że z reguły nie powinno się odciągać wrogów w dokładnie przeciwnym kierunku niż ten obrany przez ich cel. Dlatego, że zbyt łatwo jest go wytropić kiedy w końcu owi wrogowie połapią się jak zostali wyrolowani. Co prawda nie było również w okolicy innych wysp, więc prawdopodobnie fanatycy i tak czy siak skupiliby uwagę na wyspie, ale mimo wszystko kierunek "byle dalej od wyspy" mógłby okazać się nieco mniej podejrzany niż jakiś inny losowy.
Tak czy inaczej teraz to Dirith musiał udowodnić, że tak jak zapewnił smoka potrafi o siebie zadbać. Innej możliwości nie było, bo każda inna wiązała się z jego śmiercią. Dlatego nie zamierzał marnować czasu tylko szybko i przede wszystkim cicho podpłynął do martwego smoka i zaczął szukać kryjówki pod którąś z łap lub skrzydłem aby nie zostać wykrytym przez krążącego nad wodą smoka i elfa. Byłoby idealnie jakby dało się w niej normalnie oddychać, jednak jeśli miejsce byłoby na tyle dobre aby zaczerpnąć powietrza i ponownie się zanurzyć będzie równie dobre. Drugim problemem były gromadzące się rekiny. Dlatego pozostając pod wodą miał na nie oko bardziej niż na elfa kiedy miał pewność, że nadal znajduje się pod osłoną martwego ciała. Dla pewności również uformował z tysiąca ostrzy prosty morgensztern. Nie był on zbyt masywny, jednak kiedy któryś z rekinów spróbował go zaatakować zamierzał dźgnąć nim w nos lub oko jednocześnie starając się odpłynąć z jego drogi. Kolejnym problemem był zaginiony jeździec. Dobrze by było, jakby jego ciało unosiło sie gdzieś w wodzie martwe. To najszybciej gwarantowało odlot marudera szukającego swojego brata. Jeśli jednak nadal żył, to trzeba było albo pozostać niewykrytym, albo zagwarantować jego zgon zanim zostanie odnaleziony lub da znać bratu, że bounder Timewalkera znajduje się tu w wodzie. Dlatego drow szukał w wodzie również i jego, żeby w razie czego spróbować go dorwać i utopić jeśli zaginiony elf by go zauważył. Dalej pozostawało już tylko czekać aż latający nad wodą elf zaniecha poszukiwań, a jeśli odnalazłoby się ciało poszukiwanego elfa to popchnąć je w kierunku otwartej wody aby skrócić poszukiwania krążącego nad wodą jeźdźca.
Mogło to co prawda trwać dość długo ze względu na upór z jakim potrafią działać ci fanatycy, jednak innego wyjścia nie było. Inaczej podczas próby dopłynięcia do wyspy na pewno zostałoby się zauważonym i wtedy cały misterny plan okazałby się fiaskiem.
Jak już minie kilka na prawdę długich chwil od odlotu smoka i droga będzie wolna, wtedy Dirith nie będzie już dłużej czekać tylko zmieni formę na tygrysią aby księgi dłużej nie przebywały w wodzie po czym rozejrzy się za wilczycą a następnie zacznie płynąć w kierunku wyspy.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 27-12-2013, 12:58   #466
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Dirith, Kiti;

Wylądowaliście w wodzie, a Timewalker zajął się swoimi sprawami. Nie wyglądał na zadowolonego z towarzystwa braci...
Dragon-01 by bayardwu on deviantART

Ci jednak najwyraźniej chcieli dotrzymać mu towarzystwa i podążyli za nim, kiedy ruszył ku horyzontowi.
Fiery Dragon by BillCreative on deviantART

Tymczasem zażywaliście kąpieli. Zorganizowaliście sobie kryjówkę, co by nie patrzeć, pod trupem. Smocze ciało unoszące się na wodzie z na wpół rozłożonymi skrzydłami dało wam wystarczająco dużo miejsc do ukrycie się przy nim pośród kłębów pary, fal i rekinów. Rekiny zaczęły kłębić się przy nęcącym kąsku, raz po raz skubiąc go, wywołując dodatkowy harmider i odciągając uwagę od was. Ostatecznie smok krążący ponad wami zaczął się wznosić. Łopot jego skrzydeł stawał się cichszy i cichszy. Odleciał.

Sprawdziliście ostrożnie, czy jest bezpiecznie. Smoki ścigały Timewalkera i wasza miejscówka była o wiele bezpieczniejszym miejscem niż jego towarzystwo. No to płyniemy...
Treasure Island by MarvinDiehl on deviantART

Przynajmniej rekiny skupiły się na wielkiej wyżerce, dając sobie spokój z takimi drobnostkami jak wy. Wycieczka wpław na wyspę była jednak o wiele mniej wygodna i o wiele bardziej męcząca niż wycieczka statkiem. No i bardzo zabawne...
Cliffs of Moher by turtaieu on deviantART

Kiedy dopłynęliście do pierwszych skał u wybrzeży wyspy, wasze kończyny były sztywne jak prawdziwe wiosła. Bardziej unosiliście się na wodzie, pchani falami do brzegu, niż sami płynęliście. Zdecydowanie przydałby się mały odpoczynek przed wspinaczką... Zaraz... Huh...? Na skalach, nieopodal was, ktoś siedział!
Novel Xellos by Kyete-Kuryu on deviantART
Co do...? Czy to jest...?! Verion podniósł głowę, z wyrazem twarzy „o, wreszcie jesteście!”, i uśmiechnął się wesoło, przyjaźnie.
- Hi!;3 – zawołał do was jakby nigdy nic, machając wam jedną ręką.
No bardzo zabawne, bardzo, co do...?! Eh...?!?!

Dirith;
Drowning by Slornish on deviantART
Coś nagle złapało cię mackami za szyję, ciągnąc cię za głowę pod wodę! Zacisnęło chwyt na szyi i najwyraźniej próbowało utopić!... Zdezorientowany tym atakiem spod wody, szybko jednak oceniłeś, że nie były to wcale macki ani ośmiornica, a chuderlawe ludzkie ramiona, całkiem upierdliwie usiłujące skręcić tygrysi kark lub utrzymać go pod wodą. Szybko też odkryłeś, kto mógł być na tle zdesperowany, by próbować utopić tygrysa. Był to zaginiony jeździec martwego smoka. Prawdopodobnie spadł do wody w innym miejscu niż jego wierzchowiec, zauważył was i płynął za wami! Być może też uderzenie o wodę pozbawiło go przytomności i ocknął się zbyt późno aby wezwać braci. Ale najwyraźniej nie zbyt późno, aby zabawiał się w małe zapasy z tygrysem w wodzie! Zabawne, gdyż obaj byliście zmęczeni walką z falami morskimi i obaj mieliście duże szanse utopić się przy tej zabawie. Mimo wszystko, człowiek czy elf rzucający się na tygrysa i próbujący wciągnąć go pod wodę musi być bardzo zdesperowany...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 30-12-2013, 02:45   #467
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Podróż powrotna w pław na wyspę okazywała się nie małym wyzwaniem. Na szczęście Dirith potrafił pływać, a i zwykłe tygrysy nie obawiały się pływania i radziły sobie z nim nie najgorzej. W końcu cztery łapy to zupełnie coś innego niż zwykłe ręce i nogi. Dodatkowo jeszcze Dirith utworzył z Tysiąca Ostrzy szerokie ostrze, którym posługiwał się jak płetwą co trochę ułatwiało sprawę.
W miarę zbliżania się do wyspy coraz lepiej było widać skały, które były nastawione w stronę z której właśnie płynął. Nie wyglądało to zachęcająco, dlatego mimo wszystko tygrys starał się zacząć płynąć nieco w bok aby spróbować znaleźć dobre miejsce aby się na te skały wspiąć. Nie było to też łatwe, gdyż kolejne fale mimowolnie przybliżały go do zamierzonego celu, którym nie było roztrzaskanie się o skały na wyspie. Dlatego mimo dużego zmęczenia starał się znaleźć odpowiednie miejsce do wspinaczki. W miarę dalszego podpływania na jednej ze skał dało się dostrzec czyjąś postać. Dirith warknął pod nosem zanurzając jednocześnie pysk nieco w wodzie aby jak najmniej z niej wystawać, przez co można było dosłyszeć tylko bulgot. Wiedział jednak, że najprawdopodobniej nie uda mu się uniknąć bycia zauważonym, jeśli postać już nie zauważyła kogoś płynącego w stronę wyspy. Zastanowił się tylko jak bardzo elfy muszą być zdesperowane żeby zostawiać takie czujki na brzegach wyspy. Nie dało się jednak za wiele z tym zrobić, gdyż zbytnie wycieńczenie po przepłynięciu sporego dystansu dawało się mocno we znaki i poganiało tylko, aby w końcu wydostać się z wody i trochę odpocząć. Płynął więc dalej, jednak uważał aby wychylać się z wody bardziej niż było to potrzebne. Po kilku chwilach zaczął się zastanawiać, czemu postać dalej spokojnie siedziała. Jeśli byłby to elf, to najprawdopodobniej dobyłby łuku kiedy tylko zbliżyłby się w okolice jego zasięgu i zaczął faszerować wodę strzałami aby ustrzelić przeciwnika. Im bliżej do niej podpływał, tylko bardziej ta postać wydawała mu się podejrzana. Po kolejnej chwili ubiór zaczął zdawać się nieco znajomy, jakby kiedyś już widział kogoś podobnie ubranego... i po kolejnych kilku falach wszystko okazało się już jasne kiedy w końcu rozpoznał postać siedzącą na skałach. Był to nie kto inny niż sam Verion, jeden z wyżej położonych w hierarchii demonów. Drow na jego widok nie powstrzymał się przed uśmiechem i pokręceniem głową z lekkim niedowierzaniem. Częściowo dlatego, że już powoli nie miał na to sił przez przedłużającą się walką z falami.
Na beztroskie powitanie nie odpowiedział, gdyż nieco bardziej był zajęty przeciwstawianiu się falom i oszczędzaniu resztki sił na czekającą go wspinaczkę. Oszczędzanie to nie trwało jednak już zbyt długo, gdyż zaraz potem został wciągnięty przez coś do wody. W pierwszy momencie pomyślał, że to jakaś przerośnięta ośmiornica postanowiła spróbować zrobić sobie z niego obiad. Szybko okazało się jednak, że to nie było zwierze a zaginiony jeździec smoka. Przez moment zaskoczenia drow zastanawiał się jak mógł go wcześniej przeoczyć kiedy płynął za nim, oraz jak udało mu się tak blisko podpłynąć. Szybko doszedł do wniosku, że było to prawdopodobnie przez zmęczenie jak również nie było to teraz istotne. Ważniejsze było zachowania zimnej krwi i utrzymanie wstrzymanego oddechu.
Po uścisku przeciwnika na jego szyi mógł wyraźnie wywnioskować, że elf próbuje go udusić, jakby przytrzymanie pod wodą miało nie zadziałać, oraz szamocze nim aby skręcić mu kark. Sądząc jednak po sile z jaką to robił, że o faktyczne skręcenie karku mógł się nie martwić, gdyż ręce przeciwnika zdawały się być wyraźnie zmęczone po przepłynięciu podobnego dystansu. Pokonanie tego przeciwnika poszłoby zatem łatwo gdyby nie fakt, że samemu był równie mocno zmęczony. Nie zamierzał się jednak poddawać, tylko pokazać jak sporym to było błędem. Zwrócił więc większą uwagę na to w jakiej byli pozycji i kto był wyżej mogąc mieć większe szanse na wynurzenie się i zaczerpnięcie drogocennego w tej sytuacji powietrza. W pierwszej chwili zamierzał spróbować utopić przeciwnika. postarał się więc obrócić tak, żeby być na górze i spróbować wynurzyć się aby wziąć głębszy oddech jednocześnie próbując łapami przytrzymać elfa pod wodą. Takie rozwiązanie byłoby najlepsze. Jakby jego ciało zostałoby znalezione, wtedy nikt nie miałby wątpliwości, że się po prostu utopił płynąc na wyspę i sprawa wyjaśniona. Dodatkowo zamierzał spróbować uderzyć przeciwnika łapą w splot słoneczny pod odpowiednim kątem, aby spróbować zmusić go do wypuszczenia powietrza oraz popełnienia tym samym samobójstwa.
Jeśli jednak takie rozwiązanie nie gwarantowało sukcesu, to w ruch pójdą pazury oraz w końcu kły i Tysiąc Ostrzy, które zawsze mógł uformować w ostrze i najzwyczajniej w świecie zadźgać elfa. Może i w tej chwili nie miał za dużo siły w łapach aby zadać nie wiadomo jak głębokie rany, jednak zawsze ból mógł spowodować, że jego przeciwnik się rozproszy co pozwoli mu na jego utopienie. Jeśli jednak nie byłoby wyjścia, albo elf pierwszy nabrałby powietrza wtedy zabawa się skończy i w ruch pójdą kły. Na szczęście mięśnie szczęk nie były tak zmęczone jak jego łapy, więc jeśli uda mu się w coś ugryźć to na pewno będzie to bardzo bolesne. Dodatkowo do dźgnięcia ostrzem nie potrzebował zbyt wiele siły. Szczególnie jeśli udałoby mu się trafić w jakąś nieosłoniętą przez zbroję część ciała a w najlepszym wypadku szyję. Przy takim rozwoju wydarzeń po wszystkim trzeba będzie jeszcze dodatkowo trochę tego elfa wypatroszyć, żeby zrobić z niego na prawdę atrakcyjną przekąskę dla ryb, które w ten sposób pozbyłyby się ciała. Gdyby jednak ciało zostało znalezione, to byłoby wiadome, że ktoś go zamordował a co za tym idzie najprawdopodobniej dopłynął na wyspę.
Oznaczało to, że wtedy fanatyczni wyznawcy Bieli mogli zacząć przeszukiwać ją dokładnie, co byłoby nie do końca korzystne. Dlatego tygrys najpierw postara się utopić przeciwnika, a dopiero potem sięgnąć po inne metody walki. Jednak jeśli nie będzie innego wyjścia, to mimo wszystko nie zawaha się zakończyć tej walki jeśli będzie miał okazję. W końcu jeśli będzie z tym delikwentem bawić zbyt długo, to może przypłacić to własnym życiem co mu się nie uśmiechało.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 01-01-2014, 17:00   #468
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kiti nie przepadała za środowiskiem wodnym i byłaby szczęśliwa gdyby mogła już wejść na stały ląd. Kiedy smok z jeźdźcem odlecieli odetchnęła z ulgą. Żeby dostać się na stały ląd musiała jeszcze dopłynąć do brzegu. Byłoby to może łatwiejsze gdyby nie było wokół tyle rekinów i gdyby nie było tak daleko do brzegu. Była tym wszystkim dość mocno zrozpaczona, ponieważ Timewalker gdzieś tam krążył w górze, a smoczy jeźdźcy byli wyznawcami Bieli. Wyznawcy Bieli chcieli ją usmażyć żywcem w smoczym ogniu!!! Była to straszna i nowa sytuacja. Rozumiała dlaczego to obili i nie czuła się zdradzona, nie, nie, nie! Czuła że to raczej ona zdradziła!!! Przyprowadziła tu Diritha całego i zdrowego a teraz Timewalker lata po okolicy!!! Gdyby nie ona być może Dirith i tak by tu dotarł, ale być może nie! Zrobiła coś głupiego, przychodząc tu z nim i nie wiedząc co dalej z Timewalkerem!

Płynąc do brzegu w panice myślała co dalej z tym zrobić i co ona zrobi jeśli wyznawcy Bieli złapią ich i spytają ją, co ona sobie wyobrażała. Ginęli przez jej głupotę! Musiała znaleźć pomysł i rozwiązanie zanim ją złapią, żeby chociaż móc się wytłumaczyć sensownie na tyle, żeby nie została pośmiewiskiem i bohaterką kawałów i anegdot, ‘przychodzi drow do kleryka, a kleryk zabrał go do Timewalkera!’.

- Na miłość Światła!!! – zaklęła z piskiem, płynąc do brzegu, przykryta na moment falą.
Była zmęczona i chciała już być na lądzie. Coraz częściej zanurzała się i szła pod wodę ze zmęczenia.

Żeby nie było za łatwo, kiedy w końcu dotarła do brzegu, fale rozbijające się o kamienie przypomniały jej że musi się jeszcze wysilić i być czujną żeby morze nie rzuciło nią o skały. Wtedy właśnie zobaczyła mężczyznę siedzącego na skałach, jakby łowił ryby. Ze zdziwienia szczęka jej opadła i zachłysnęła się wodą. Zobaczyła kątem oka, że Dirith z czymś się szamocze i w panice zaczęła wymachiwać łapami, żeby jak najszybciej dotrzeć do skały.
- Rekiiiiin!!! – spanikowała.
Była pewna, że rekin chwycił właśnie Diritha i właśnie go przeżuwa! Chciała wyjść z wody żeby kolejny rekin nie chwycił jej samej! Wdrapała się na płaski kamień przy brzegu i wyskoczyła z wody. Popatrzyła za siebie i okazało się że ten rekin ma ręce!!! To wcale nie był rekin, tylko zaginiony jeździec martwego smoka!!!

Kiti podwinęła ogon pod siebie i cofnęła się w głąb brzegu. To właśnie ta paskudna sytuacja! Nie chciała walczyć z wyznawcami Bieli, nie, nie, nie! Oni po prostu próbowali pozbyć się Timewalkera! Już wiedzieli co potrafił Timewalker, już raz ich zdradził i pewnie wielu z nich zginęło w walce z nim. Oni chcieli dobrze! Chcieli pozbyć się tego potwora i Kiti na ich miejscu zrobiłaby pewnie to samo! Właśnie, na ich miejscu!? Przecież była na ich miejscu, była wyznawcą Bieli tak jak oni, była Taka Jak Oni! Ale Dirith był jej stadem i zabicie go nie wchodziło w grę, nie, nie, nie! Już raz to przeżyła, zabawne!!!

Patrzyła jak szamoczą się w wodzie i pluskają, nie mogła ruszyć się z miejsca. Nie wiedziała kogo leczyć i nie chciała przeszkadzać im w walce. Skoro wyznawca bieli ma zginąć w tej walce, niech zginie w uczciwy sposób, jeden na jednego!

Była pewna że ten mężczyzna na skałach, demon, ma z tym wszystkim coś wspólnego! Nie przyszedłby tutaj tak po prostu, gdyby nie miał w tym interesu!
- Czego... czego chcesz!? – krzyknęła na niego z wściekłością i rozpaczą, byleby tylko zająć się czymś, odwrócić swoją uwagę od Diritha i wyznawcy Bieli.
Demon uśmiechnął się, jakby ze zdumieniem patrząc na walkę w wodzie.
- Verion, Kihara Riona – przedstawił się wesoło.
- Wiem kim jesteś!!! – krzyczała na niego jak zniecierpliwiona mama na niegrzeczne dziecko. – Po co tu przyszedłeś!?
- Oh my, jako zabójca smoków z zamiłowania, byłem po prostu zainteresowany powrotem Timewalkera – odparł niewinnie. – Tak jak wędkarze łowią na ulubionych łowiskach i mają ulubione ryby do łowienia, hm?;3
- Chcesz go zabić!? – zdziwiła się.
- Gdybym chciał, już bym to zrobił. Chciałem zobaczyć, kto go zbudził.
- A po co ci ta wiedza? I nie mów, że wy demony nie podglądacie tymi swoimi patrzałkami z mgieł!
- Oh my, myślisz, że Kihara nie ma lepszych zajęć jak tylko gapić się na świat śmiertelników?;3 Byłem ciekaw kto go zbudził i co zamierza dalej uczynić, ponieważ zapewne nie wie on o drobnym szczególe tej klątwy.
- Jakim szczególe?
- Czy to ty zbudziłaś Timewalkera? – spytał uroczo.
- A jeśli?
- Tak czy nie?;3
- Nie ufam demonom, nie wiem po co tu przyszedłeś i jako kleryk powinnam tępić takich jak wy! Dość już mam problemów jak na jeden dzień!
- Oczywiście, ale kogo miałby dręczyć demon, jak nie wyznawców Bieli, hm?;3 Soooooo, you wanna know a little secret about Timewalker?;3 Powiedz mi, kto go zbudził.
- Nie wierzę, że nie wiesz!
- Więc powiedz mi, w jakim celu go zbudził;3
- To był akurat raczej przypadek! Po co tu przylazłeś!? Wy demony zawsze kombinujecie jakby się tu ustawić cudzym kosztem!
- Hm – Verion podrapał się po głowie. – Wy śmiertelni nigdy nie przestaniecie mnie zadziwiać – zerknął na Diritha w wodzie. – Byłem ciekaw kto i kiedy zdejmie tę klątwę, ale nigdy nie sądziłem, że ktoś zrobi to nieświadomie!;3 Kibicowałem, z nadzieją że an arion kiedyś chybi, ale on po prostu... nie chciał chybić! Było to tak zajmujące, obserwować zmagania kolejnych i kolejnych, iż obiecałem sobie, że temu komu wreszcie się uda zdradzę pewien sekret. Nikt inny go nie zna, ale ja wiem, z czym wiązała się ta klątwa. Jestem demonem, o klątwach wiem wszystko!;3
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 02-01-2014, 21:21   #469
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Dirith;
W sumie gimnastyka w wodzie i kąpiel nie były takie złe. Napastnik okazał się upierdliwy i zdeterminowany, ale był jednym z tych, co rzucają się z motyką na słońce i z gołymi rękami na tygrysa. Może gdybyś był pod postacią drowa, poszłoby mu lepiej. Kilka pacnięć łapą i uderzenie w splot słoneczny załatwiło sprawę na tyle, że wystarczyło chwilę poczekać...
drowning by spaaaaaacecadet on deviantART
Było coś zabawnego w tych zmaganiach topiącego się elfa, kiedy tak wymachiwał rękoma...
Drowning Fail by Whatthecell on deviantART
Aż w końcu przestał.

Kiti, Dirith;

Po raz kolejny udało się wam pozbyć prześladowców. Wdrapaliście się na skały ponad wodą, uciekając również rekinom.
Morro Sea Cliffs by Indigo76 on deviantART
Byliście wyczerpani i musieliście chwilę odsapnąć. Ale wstawał nowy dzień.
Keri Cliffs - FOR SALE by kuma-x on deviantART
Nie byliście jednak sami.
Xellos Metallium: go? by xellosmadara on deviantART
Verion spoglądał na was jakbyście byli miejscową atrakcją.
Oh my, wilk i tygrys, tylko płonącej obręczy brakuje – zażartował złośliwie. – Najwyraźniej to nie rycerze na białych koniach są ostatnio bohaterami, ale Tacy Jak Wy, zabawne. Oh my... – spojrzał na horyzont ponad morskimi falami. – Wątpię, aby wrócił... – powiedział jakoś złowrogo i szyderczo.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 08-01-2014, 23:50   #470
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Fanatycy mają to do siebie, że nie myślą. Tym bardziej jak już coś im się wbije do głowy, to aby to zmienić trzeba takiego delikwenta zabić i zamienić nowym fanatykiem, któremu można wbić do głowy co innego. Tak też było w tym przypadku. Elf, któremu wbito do głowy aby zabić wszystko co żywe co mogło obudzić Timewalkera zabrał się ochoczo do roboty. Dano mu nawet smoka, co znacznie ułatwiłoby sprawę. Jednak najpewniej wbito mu też do głowy, że owy gad to jego broń. Niestety poza tym zapomniano dodać, że smok to nie jedyna broń na świecie, lub też elf samemu o nich zapomniał przez własne ograniczenia umysłowe po tym jak zobaczył jak silną bronią dysponuje. Dlatego kiedy rzucił się bez broni na tygrysa jego los był przesądzony. Jakby potrafił samodzielnie myśleć, to może spróbował zaopatrzyć się wpierw w jakiś sztylet, którym mógłby szybko i z zaskoczenia poderżnąć tygrysowi gardło aby załatwić sprawę szybko i na pewno. Gdyby tak uczynił, Dirith byłby już martwy, gdyż przez długą podróż wpław dał się zaskoczyć i w wciągnąć pod wodę co trwało wystarczająco długo aby kogoś skutecznie zabić. Napastnik uzbrojony jednak nie był, co dało mu czas na pierwszą reakcję, którą było spojrzenie w dół aby przyciągnąć brodę do klatki piersiowej i postarać się zasłonić szyje brodą tak, aby nie dopuścić do objęcia szyi i zamknięcia uchwytu bezpośrednio na niej. Jednocześnie wyszczerzył kły zamykając nozdrza aby nie pozwolić żeby dostała się do nich woda. Częściowo się to udało, dzięki czemu nie był duszony tak mocno jak było to możliwe. Pomijając oczywiście fakt, że ręce elfa były pewnie równie zmęczone co jego łapy. Dlatego uścisk nie był też na tyle mocny, aby nie móc się z niego wydostać. Wpierw jednak postarał się odwrócić bardziej przodem do przeciwnika. Nie było to szczególnie trudne, gdyż w tej formie posiadał więcej masy i z pewnością elf nie mógł go utrzymać w miejscu nawet mając dobre oparcie. Mógł co najwyżej się go przytrzymać i utrzymywać próbując dusić. Dlatego sam obrót nie sprawił problemów, jednak przeciwnik szybko wrócił na poprzednią pozycję. Dlatego razem z kolejnym obrotem tygrys wyprowadził uderzenie łapą wycelowane od dołu w splot. Może nie było najsilniejsze i do pokonania miało jeszcze zbroję przeciwnika, jednak miało szanse zadziałać. Tym bardziej, że będąc wpychanym pod wodę elf mimowolnie odsłaniał się na takie uderzenia. Przed kolejnym uderzeniem Dirith uformował na łapie stożkowy obuch. Nie był on jednak ostry gdyż bardziej miał za zadanie nadać łapie więcej masy i skupić siłę uderzenia w jednym punkcie a nie ranić. Po tym ciosie poczuł jak uścisk na jego szyi lekko się zmniejszył. Być może nie odebrało to oddechu tak dobrze jak było to w planie, jednak reakcja była wystarczająca aby dodać sił na kilka kolejnych zaciekłych ciosów wycelowanych w to samo miejsce. Któryś z nich w końcu trafił w słabsze miejsce na łączeniu zbroi przy splocie co dało się bez problemu odczuć po rozluźniającym się zupełnie chwycie. Elf wyraźnie postanowił chwilowo zaprzestać duszenia kota i wypłynąć na powierzchnię aby zaczerpnąć powietrza i spróbować dojść do siebie.
Nie myślał chyba jednak, że Dirith mu na to od tak pozwoli? Nie przeszło to drowowi nawet przez myśl, a nawet jeśli to tylko w momencie, w którym zastanawiał się jak do tego nie dopuścić. Rozwiązanie było proste. Wystarczyło uformować Tysiąc Ostrzy ponownie w płetwę i przy jej pomocy oraz wszystkimi łapami zacząć wypływać na powierzchnię. Kiedy tylko było możliwe, użyć pazurów do zaczepienia się o ubranie przeciwnika i ściągając go w dół samemu przyspieszyć własne wynurzenie. Dzięki temu, że tygrysy z reguły ważą więcej niż kilku, jak nie kilkunastu chuderlawych elfów na raz nie było z tym większych problemów. Oznaczało to również, że los tego nieporadnego fanatyka jest w zasadzie przesądzony, gdyż po uzyskaniu zaczepienia pazurami na jego barkach Dirith nie zamierzał już puszczać. Chwyt ten bardzo ułatwiały pazury, dzięki czemu zmęczone łapy nie musiały się mocno siłować z przeciwnikiem. Jednocześnie samemu starał się nie pozostawać odsłoniętym dlatego po uchwyceniu przeciwnika nakazał Tysiącu Ostrzy wchłonąć sie w jego ciało po czym uformować tuż pod skórą rząd płyt osłaniający dolną część klatki piersiowej i tym samym własny splot. Dostępu do szyi i grdyki bronił przez utrzymywanie opuszczonego pysku, przez co uderzenie wymierzone w ten narząd nie doszło by do celu nawet jeśli ominęłoby łapy tygrysa. Elf jednak po raz kolejny bał popis jak bardzo można nie myśleć i po tym jak wbił sobie do głowy żeby się wynurzyć nie próbował uderzać i walczyć z tygrysem tylko desperacko wymachiwał rękami próbując wypłynąć na powierzchnię. Niestety nie zdawało się to na wiele, bo jedyne co udawało mu się zrobić to wypchnąć Diritha w stronę powierzchni. A wystarczyło, że likantrop przeniósł ciężar ciała na przednie łapy aby wepchnąć przeciwnika głębiej pod wodę bez większego wysiłku. Na nic się zdawały próby fanatyka aby wypłynąć z pod tygrysa. Pazury za dobrze wczepiły się w jego ubranie, a wystarczyło kilka machnięć tylnymi łapami połączone z wepchnięciem nieszczęśnika do wody aby skutecznie utrzymać przewagę.

Wszystko to sprawiało, że sytuacja elfa była przesądzona i wiedzieli o tym oboje. Zarówno Dirith szczerząc dodatkowo kły w uśmiechu i pozwalając sobie wypuścić przez nie powietrze w niemym warknięciu przybliżając jednocześnie pysk aby dać przeciwnikowi lepiej przyjrzeć zadowoleniu widocznym w jego wyrazie.
http://indulgy.net/V1/zF/E1/25691635...7ySExTFMvc.jpg
Samemu mógł lepiej przyjrzeć się desperacji i rosnącej rozpaczy doskonale widocznej w oczach elfa i wyrazie jego twarzy podczas gdy wymachiwał bezradnie rękoma w wodzie. Kiedy spróbował sięgnąć do pyska ręką, jakby próbował złapać drogocenne wypuszczone powietrze, Dirith szarpnął tylko pyskiem i z powrotem zwiększył dystans wpychając elfa głębiej.

Samemu postanowił wziąć oddech i wypuszczając powietrze postanowił dać się wypchnąć na powierzchnię a po wzięciu szybkiego i pełnego oddechu z powrotem zanurkował. Udało sie to zrobić w taki sposób, że jedyne co fanatykowi udało się zrobić to pomachać trochę wynurzonymi rękoma na powierzchni zanim ponownie został wepchnięty głębiej, aby już nigdy więcej w swoim życiu się wynurzyć.
Dalej pozostało już tylko utrzymywać się ponad elfem i delektować się wyrazem twarzy przeciwnika, do którego zaczynało docierać, że walka właśnie się kończy i niewiele jest w stanie już zdziałać. Było dokładnie widać kiedy elfowi właśnie wbijała się ta myśl do głowy w miarę jak desperację zastępował strach połączony z kontrolowaną jeszcze paniką, o czym świadczyły kolejne próby złapania tygrysa lub wymknięcia się z pod jego uchwytu. Na nic się one jednak zdawały i były szybko kontrowane przez odpowiednie obrócenie się razem z fanatykiem lub szarpnięcie pyskiem aby nie dać się złapać. Nawet wzmożone próby po dostaniu się w pobliże powierzchni nie zdołały nic wskórać przeciwko osłoniętemu splotowi, odpowiedniemu ustawieniu aby przeciwnik nie miał do niego łatwego dostępu od dołu oraz skierowanym w dół pyskiem broniącym dostępu do grdyki i szyi. Nic więc dziwnego, że próby stawały się coraz wolniejsze i słabsze w miarę jak bardziej przerażony zdawał się oponent. Dodatkowo kres dalszym próbom wywinięcia się położyła tylna łapa, której pazury zaczepiły się za zbroję na brzuchu co dało jeszcze porządniejszy chwyt. Może nie był już tak bardzo potrzebny aby zapanować nad słabnącym i coraz wolniej wymachującym rękoma przeciwnikiem, jednak dawała dodatkową pewność, że sprawa właśnie się kończy.Po kolejnej dłuższej chwili oczy elfa zaczynały być coraz bardziej zmęczone dając wyraz uchodzącemu życiu. Tym razem również tygrysowi zaczynało brakować powietrza, więc ponownie się wynurzył aby go zaczerpnąć. Tak samo jak za pierwszym razem nie dał przeciwnikowi szans na to samo. Nie było już praktycznie przed czym się bronić, bo ręce elfa już w ostatnim geście podniosły się bezsilnie do góry, po czym stały się bezwładne jak reszta jego ciała.

Dirith jednak nie puszczał, tylko trzymał go dalej. Chciał wiedzieć, czy oponent nie udaje. Po takim czasie było to jednak mało prawdopodobne. Musiał mieć jednak pewność, że jak nie jest jeszcze martwy to właśnie się udusi przez zbyt długie udawanie. Po chwili samemu zaczął ponownie uderzać w splot aby wydobyć resztkę powietrza z płuc elfa i upewnić się, że jednak nie udaje. Udowodniły to stróżki bąbelków wydobywające się z ust przeciwnika kiedy pacnął łapą w jego brodę udrożniając tym samym drogę oddechową i pozwalając aby płuca zalała woda. Jakby było tego mało pacnął do jeszcze w nos. To uderzenie miało wywołać jego krwotok. To znaczy mogłoby wywołać, jakby jego serce jeszcze pracowało. Dla pewności jeszcze uformował Tysiąc Ostrzy w ząb rekina, który zaczął wbijać w szyję tak, aby serie ran były podobne do śladu pozostawionym po ugryzieniu takiego zwierzęcia. Miało to na celu definitywnie sprawdzić czy elf jest faktycznie martwy i jednocześnie przez zupełny przypadek poharatać szyję i znajdujące się w niej główne żyły. Dzięki temu nawet jakby walka odbywała się na powierzchni to miałby problemy z przeżyciem. Nawet sławni klerycy wspomagający tych fanatyków mieliby teraz problem. Dopiero wtedy puścił luzem ciało i obserwował jak powoli opada w dół podczas gdy bezwładne ręce powoli się unoszą w stronę powierzchni. Obserwował to do momentu, w którym samemu musiał już się wynurzyć aby mieć pewność, że po odwróceniu oka od ciała nie pojawi się biały błysk leczniczej energii... jednak zostawił przeciwnika w takim stanie, że nic już by mu nie pomogło. Zanim jednak zupełnie się wynurzył rozejrzał się dokładnie po powierzchni wody, aby zobaczyć czy ktoś jeszcze może w niej być.

Nie było nikogo, nawet Wilczycy. Widocznie podczas walki musiała wyjść na ląd... Zatem sam również postanowił w końcu wejść na wyspę. Po wynurzeniu się był jednak czujny i obserwował skały w poszukiwaniu kogoś w nich ukrytego, na wypadek jakby jeździec nie był sam. Nikogo nie było widać, dlatego tym głupsze wydawało się zachowanie elfa. Ale na szczęście fanatycy sami nie myślą i nie wpadło mu do głowy aby nie atakować tylko przeżyć, ukryć się na wyspie przed tygrysem i wilkiem po czym donieść swoim kolegom co widział. Z pewnością było to dużo rozsądniejsze wyjście, dzięki któremu armie fanatyków przynajmniej wiedziałyby na kogo polować... ale na szczęście fanatycy sami nie myślą.
Dostanie się na ląd wymagało trochę zręczności przy podpływaniu do skał aby uniknąć uderzenia o nie. Na szczęście zmęczone łapy dały jeszcze radę tego dokonać jak również wspiąć właściciela po skałach na bardziej stały ląd. Cały czas był jednak uważny i obserwował otoczenie w razie jakiś innych niepowołanych gości mogących zagrozić jego bezpieczeństwu. Poza Verionem i Kiti nie było jednak nikogo. Co prawda temu pierwszemu tak bezgranicznie ufać nie mógł, a co do wilczycy miał czasem dziwne i bliżej nie zidentyfikowane odczucia, jednak bezpośrednio raczej nie stanowili zagrożenia. Przynajmniej nie w tej chwili.

Poszedł więc spokojnie w stronę demona i został odpowiednio przez niego przywitany. Uśmiechnął się jednak. Co go śmieszyło w tej sytuacji do końca nie wiedział, jednak ten zbieg okoliczności zdawał się jakoś dziwnie zabawny.
- Oh my, kogo to moje oczy widzą... - Dirith zaśmiał się lekko. - Aż zaczynałem się powoli zastanawiać, czy jednak się nie pojawisz... bo ilekroć mam do czynienia z jakimikolwiek demonami, prędzej czy później zjawia się nie kto inny jak sam Verion... Ktoś podejrzliwy mógłby zacząć myśleć, że to w cale nie przypadkowe spotkania. - zaśmiał się ponownie.
- Na szczęście aż tak podejrzliwy nie jestem... albo z reguły wychodzę na tym na tyle dobrze, żeby nie narzekać. - uśmiechnął się jedną stroną pyska
- Co zatem sprowadza cie w te strony? - spytał bez ogródek przechodząc do interesów, jeśli jakieś wspólne były.

- My demony jesteśmy jedną, wielką rodziną! - zaśmiał się i machnął ręką. - Hm, czasem z nudów lubię popatrzeć na ten świat, lubię obserwować różne zjawiska, jak na przykład drowiego skrytobójcę podróżującego z klerykiem Bieli. Co mnie tu sprowadza? - spojrzał w niebo. - Chyba będzie padać, smoki dziś nisko latają, hm?;3 Dobrze, przejdę do rzeczy. Jako Kihara lubię czasem też obserwować wyznawców Bieli. Trzymać swoich wrogów bliżej niż swoich przyjaciół. W sumie to nie mam przyjaciół... ekhym, znaczy, obserwowałem tez Almanakh i Lavendera, kiedy ruszyli do walki z Irrlynem. Pomyślałem: drow, przeciwko Wojownikom Światła? Wyłoży się jak nic. Ale Irrlyn już wcześniej zdołał wykiwać kostuchę i wykiwał ją i tamtym razem. Zdrada w szeregach Bieli, ubawiłem się jak nigdy. Pamiętam do dziś minę Lavendera, kiedy Timewalker zdradził. Mistress rzuciła klątwę, a ja wiedziałem już, że to grubsza sprawa, że ubawu będzie na tysiąclecia. Irrlyn zadziwiająco długo pożył, jak na drowa, wzbudził moją sympatię. Potem pojawił się Anarion i również zadziwiająco dobrze się trzymał. Kibicowałem im. A potem... zjawiliście się wy - uśmiechnął się słodko. - Pomyślałem sobie kiedyś, że do Źródła przychodzą same pokurcze i pokraki. Anarion ubijał wszystkich, ku mojej uldze. Był tak dobry, że pewnego dnia powiedziałem sobie: jeśli ktoś go pokona i użyje Źródła, zdradzę mu pewien sekret. Oczywiście... - przeciągnął się i usiadł wygodniej na skałach. - To mój czysty kaprys, jako tworu Chaosu, mówić o tym komukolwiek. Byłem pewien że to elf użyje Źródła. Nigdy bym nie przypuszczał, że przypłynie tu jakiś drow, statek zatonie, drow znajdzie klucz, który upuś...cił... zaklinacz... - uśmiechnął się z rozbawieniem, wykonując gest ręką, jakby coś od niechcenia rzucił. - Ale taki drow się zjawił! Oczywiście, mógłbym nie zdradzać tego sekretu, ale aż żal zmarnować tę klątwę, a poza tym jestem ciekaw, co stanie się dalej. To nie sztuka zaciągać konie do wodopoju i zmuszać je do picia, sztuka wywołać u nich pragnienie i patrzeć, jak walczą z tym pragnieniem ;3 - spojrzał znów na horyzont i powiedział - Ten, kto zbudził Timewalkera może go zabić. A jeśli go zabije, cała moc Timewalkera będzie jego. Innymi słowy, moc Timewalkera przeniknie jego duszę i ciało, ulegając woli swojego nowego właściciela. Jeśli Timewalker jednym ruchem łapy może zmieść pół miasta, to jego bounder, po zabiciu go, ruchem ręki zmiecie pół miasta. Oczywiście... - spojrzał na was. - Śmiertelnika taka moc mogłaby zabić, dlatego warto by ją odpowiednio zabezpieczyć. Ale póki Timewalker żyje, problem jest inny. Nie można go tak łatwo zabić. Istnieje broń, stworzona specjalnie do tego celu. Irrlyn nie zdołał jej użyć. Nie zdążył. Zanim zbudził Timewalkera i użył na nim broni, opuścił ten ziemski świat. Wasz problem polega na tym, że nie macie tej broni, a Timewalker już został zbudzony. Tak jest o wiele ciekawiej, hm?;3 - uśmiechnął się beztrosko.

- Heh... Wiedziałem, że pakowanie się w tą całą awanturę związaną ze źródłem po to żeby go użyć bez lat studiowania historii tej całej imprezy może skończyć się ciekawie... - tygrys lekko westchnął i usiadł rozglądając się jeszcze raz po okolicy, a następnie kładąc się aby dać odpocząć łapom. Łeb trzymał jednak uniesiony i obserwował demona.
- Zapewne musi to być tym bardziej ciekawsze, że ponoć smoki i bounderzy mogą czasem czytać swoje myśli. Więc jak Timewalker dowie się co planuje, to sytuacja będzie jeszcze ciekawsza... choć pewnie i bez tego będzie się tego domyślał. A przynajmniej ja jestem pewien, że samemu prędzej czy później spróbuje się mnie pozbyć, przerwać więź między nami albo jak to ujął "otoczyć szczególną opieką" i zapewnić sobie kilka lat dłuższego życia jeśli to prawda, że moja śmierć zakończy również jego życie. Obydwoje głupi nie jesteśmy i pewnie ani on ani tym bardziej ja nie zamierzam być w ten sposób wiecznie związany z kimkolwiek. Nie mówiąc już o kimś ciągle próbującym wbić sztylet lub szpony w moje plecy. Więc może wpierw zdradził byś może czy wiesz jak bounderzy mogą zachować swoje myśli dla siebie? Albo jak zorientować się, że ktoś właśnie grzebie w czyimś łbie?
- Bo w tej chwili mam na sobie wystarczająco dużo kłopotów od fanatyków Bieli szukających mnie, żeby jeszcze ściągać na siebie smoka chcącego mnie zniewolić tylko dlatego, że wiem czym go zabić. O ile może to być ciekawsze widowisko, o tyle szybciej może się zakończyć, bo jakby nie było jestem tylko śmiertelnikiem. Może nie do końca, bo jestem chimerą, ale mimo wszystko nieśmiertelny raczej nie jestem. Chyba, że jednak jestem tylko o tym nie wiem, bo kto dokładnie wie jak zostałem stworzony... -
ponownie zaśmiał się lekko.

- Widzisz - odparł Verion - Klątwa miała wywołać inny skutek, niż sądzą ci, którzy ją studiowali. Jak zapewne zauważyłeś, nie odczytujesz myśli Timewalkera, jego uczuć i tak dalej. Wynika to oczywiście stąd, że nie jesteś jego bounderem w znanym ci tego słowa znaczeniu. Więź między wami sprowadza się do tego, że po jego śmierci przejmiesz całą jego moc życiową. Nie poznasz jego myśli, on nie pozna twoich. On też na pewno zauważył już, że coś jest nie tak;3 Tym lepiej dla ciebie.

- Czyli moja śmierć nie spowoduje śmierci Timewalkera, tylko pozostawi go kompletnie niepokonanym? Świetnie... to w takim razie fanatycy Bieli nieźle się zdziwią jeśli mnie dorwą... - tygrys zaśmiał się lekko po raz kolejny.
- To w takim razie co ta za broń mogąca pokonać tego gada? I jak można ją zdobyć?

- Oh, no, no! - uśmiechnął się Verion. - Twoja śmierć go zabije. To akurat jest prawdą. To część jego klątwy. Twoją częścią będą sami fanatycy;3 Widzisz, broń, którą można przebić jego łuski, została stworzona przez demona – powiedział wesoło. – Specjalnie do tego celu.. Śmiertelnicy są nieraz zabawni, chcą wymazać jedną klątwę inną… ale jesteś drowem, więc mroczna magia, rytuały udziałem sługusów Lolth nie są ci obce. Broń powstała jako efekt paktu z demonem. Sejmitar. Bardzo charakterystyczny, biały sejmitar. Nazwali go Hell Light. Mało istotne. Istotniejszym było to, czego demon chciał w zamian. Nie chciał wiele, chciał śmierci Timewalkera. W odpowiednim czasie. W jedenaście dni po stworzeniu sejmitaru. Pechowo, jak się domyślasz, nie zdążyli w jedenaście dni, mimo, że Timewalker leżał, śpiąc, pogrążony w klątwie i raczej nigdzie nie zamierzał sobie pójść. Ale sam rozumiesz, sztormy, nieprzewidziane komplikacje w podróży… Nie zdążyli. Wydawało się że kolejnym razem się uda… ale kiedy kolejna osoba chwyciła za rękojeść, okazało się, że Hell Light wyznaczył już inny, krótszy czas, na wykonanie wyroku. Nie zdążyli, oczywiście. Okazywało się, że próba zabicia Timewalkera to czysta loteria i walka z czasem. W końcu zabrakło śmiałków chętnych do podjęcia wyzwania, do tego, rozumiesz, Hell Light wyrywany był z rąk do rąk, ukrywany, kradziony, i tak dalej… No i Irrlyn. Stał w bramie więzienia Timewalkera, próbując odzyskać Hell Light, który, choć zamówiony i opłacony, nigdy do niego nie dotarł. Każdy kto dotknie tego sejmitaru będzie miał określony czas na wykonanie wyroku na Timewalkerze. Nie wiadomo ile. Rok, dzień, godzinę. Gdzie jest ta broń?;3 Wróciła w swoje rodzinne strony;3 W Twoje rodzinne strony…

- Hell Light znajduje się w okolicach Tr'eakvra? - spytał dziwiąc się nieco i trochę z niedowierzaniem wymawiając nazwę swojego rodzinnego miasta. Zastanowiło go jak mogło być powiązane z tym całym cyrkiem, oraz jeśli to była prawda to mogło to jakoś wyjaśniać obecność imienia jego twórcy na kolumnach w twierdzy Irrlyna. - No proszę, a już myślałem, że poza okazjonalnym wyżynaniem się domów nic zbyt ciekawego się tam nie działo.
- To masz może jeszcze jakieś wskazówki jak się do niego dostać? Albo przynajmniej skąd można mieć Tr'eakvre w zasięgu jakiegoś zwoju teleportacji? Bo jeśli chodzi o historię moich wypadów za miasto jedynie taką drogą mniej więcej pamiętam. - Dirith skrzywił się nieco. - I jeszcze tak przy okazji. To pismo w tej księdze którą przywróciłem to pismo sług Lolth, czy jakiś innych demonów? - dodał zamierzając dodatkowo zaciągnąć nieco informacji mogących pomóc mu w jego identyfikacji tym bardziej, że był pewien iż Verion obserwując go z planu mgieł zerknął mu przez ramię i rzucił okiem na pismo. Znając ciekawską naturę demonów były małe szanse na to, że stało się inaczej.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172