Wątek: [Wh40k] Veritas
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2013, 02:16   #19
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Wmówiono nam, że jest święta. Wmówiono, że działa dla dobra Imperium, dla dobra nas wszystkich, walcząc z wrogiem, którego nawet możemy nie dostrzegać.




Sybilla Hoeren
14 Esper 15 godzina

Aslader zaprowadził ją poprzez kręte uliczki, sobie tylko znanymi skrótami w kierunku dolnych partii Ula. Im bardziej zbliżali się do tej biedniejszej części Crei, tym bardziej widoczny stawał się kontrast pomiędzy tym, co Sybil widziała w Górnym Ulu, w którym na razie pomieszkiwała a rzeczywistością Dolnego Ula.
Zapchane ulice zdawały się żyć własnym życiem. Psykerka przeciskała się przez tłumy płynące falą przez siebie. Co chwila traciła z oczu dość niepozornego Asladera, ale ku jej uldze to on miał teraz na nią oko i nie pozwalał, aby ten ludzki potok zabrał ją daleko od niego. Raz miała wrażenie, że ktoś specjalnie na nią wpadł, aby móc obszukać, ale szybko opatuliła się tylko szczelniej płaszczem i ruszyła dalej za swoim przewodnikiem. Kilkukrotnie potykała się o ukruszony chodnik, którym powinno się dawno zająć, ale kto interesował się potrzebami tej części Ula? Zupełnie, jakby zapomnienie o niej i ludziach ją zamieszkujących miało sprawić, że problem zniknie.
A problem tylko się nawarstwiał i było to widoczne na pierwszy rzut oka.
W pewnym momencie poczuła szarpnięcie za ramię i odciągnięcie pod ścianę budynku. Kiedy spojrzała w tamtą stronę zobaczyła mężczyznę o jasnobrązowych włosach i pożerającym ją spojrzeniu piwnych oczu. Jego ubranie było dość znoszone i wytarte. Kobieta zastanawiała się czy wciąż zapewniało ono tyle ciepła co za jego dni świetności.
- Chcesz zarobić mała? Akurat mam trochę wolnej gotówki... - odezwał się lustrując wzrokiem całą Sybil.
Zanim jednak psykerka zdążyła zareagować poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu i usłyszała spokojny głos Asladera.
- Kochanie, chodźmy już. Mamy jeszcze sporo do załatwienia.
Natręt skrzywił się, ale puścił Sybil przez chwilę jeszcze serwując stojącemu za kobietą Asladerowi twarde spojrzenie, najpewniej takie, które miało zastraszyć mężczyznę, ale widząc, że nic nie wskóra odsunął się i zniknął w tłumie. Psykerka spojrzała na przewodnika, który skinął jej głową i dał znak, aby trzymała się blisko, po czym pociągnął ją za sobą.

***

Sybil z ulgą przyjęła dotarcie do obskurnego kompleksu mieszkalnego, w którym mieściła się miejscówka Asladera. Cały budynek już dawno nadawał się do remontu, ale wątpiła, aby ktokolwiek chociażby marzył o czymś takim. Ogrzewanie tego budynku było minimalne, ale w końcu zawsze lepsze od tego, co oczekiwało na zewnątrz... Miejsce to przywodziło jej na myśl ogromny grobowiec, nie tylko swą temperaturą, ale także betonowymi, szarym i ukruszonymi w wielu miejscach ścianami. Zapomniany.
Idąc piętrem, na którym znajdowała się tymczasowa baza członka świty Visiusa Morene zobaczyli grupkę dzieci bawiących się na korytarzu, nie robiących sobie niczego z przechodzących przez ich "plac zabaw". Bawiły się w układanie w jedną całość kolorowych szkiełek rozsypanych na podłodze, na zmianę próbując dołożyć do tej układanki kolejny fragment. Nowo przybyli nie interesowali ich ani odrobinę.
Zmieniło się to, kiedy Sybil z Asladerem podeszli bliżej.
Dzieci, mające nie więcej jak dziewięć lat, uniosły wzrok na nich, po czym rzuciły po sobie szybkie spojrzenia. Blond włosy chłopiec wstał w klęczek i podszedł do nich odchodząc poza zasięg słuchu znajomych.
- Nowa osoba, nowa opłata - odezwał się twardo, co stanowiło dość komiczny obrazek.
- A zrobiłeś to, o co cię prosiłem? - zapytał cicho w odpowiedzi Aslader.
- Oczywiście - odparł dumnie chłopiec.
Aslader poczochrał go po włosach i włożył mu dyskretnie w dłoń trzy monety.
- To za moją towarzyszkę i grzeczność, jaką mi uczyniłeś.
Chłopiec uśmiechnął się szeroko i wrócił do towarzyszy zabawy przepuszczając ich oboje. Aslader skierował się do drzwi znajdujących się na końcu korytarza, które otworzył prostym kluczem. Przepuścił Sybil pierwszą, po czym sam wszedł zamykając za sobą drzwi na dwa zamki i łańcuch. Ostrożność, która nie była niczym dziwnym w takiej okolicy.
Psykerka znalazła się w niewielkim pokoiku, do którego dochodziło tylko mizerne światło poprzez zasłony w oknach. Aslader podszedł do stojącego na środku, niewielkiego stołu i zapalił znajdującą się na nim lampkę. Oczom Sybil ukazało się pomieszczenie w całej swej świetności, chociaż owa świetność była dość mizerna. Prócz owego stołu i trzech krzeseł do niego zobaczyła jeszcze podniszczoną, brunatną kanapę, szafę i gablotę pełną papierów. Na pożółkłych ścianach wisiały dwie puste ramy po obrazach, które, sądząc po stanie ram, zostały po prostu z nich wycięte.
Aslader zdjął grube ubranie i rzucił je na jedno z krzeseł, po czym podszedł do gabloty i otwierając ją zapytał:
- Możemy zaczynać?

15 Esper, 1 godzina

- Wreszcie. Ile można na ciebie czekać?
Sybil stała z Asladerem w ciemnym, rozległym pomieszczeniu magazynu oświetlonym jedyni bladymi światłami uczepionymi jego ścian. Wokół nich piętrzyły się skrzynie i kontenery o nieznanej zawartości. Nie dość, że było tu nieprzyjemnie z powodu małej ilości światła, to jeszcze w środku panował ziąb.
Sama sytuacja była jeszcze oddzielną kwestią.
Aslader zabrał ją na spotkanie z ludźmi, którzy mogli im dać dostęp do miejsca, które tak ich interesowało. Mogło być to nic, ale członek świty Visiusa Morene miał przeczucie, że jednak jest większy powód, z powodu którego woli się milczeć o tym miejscu. Można by się dziwić, czemu służby planetarne nie zainteresowały się nim jeszcze… ale czy wystarczyłoby im życia, gdyby mieli sprawdzać każde unikanie miejsce w odmętach Dolnego Ula?
Teraz oboje stali naprzeciw rosłego mężczyzny o krótkich, jasnobrązowych włosach i szorstkim zaroście, który od samego początku, jak tylko się pojawili uważnie obserwował Sybillę, mniejszą uwagę poświęcając Asladerowi. Z drugiej strony towarzysza psykerki miało na oku czterech mężczyzn przy broni, najwyraźniej ochroniarzy tego, który odezwał się do Asladera. Zachowywali się, jakby w każdej chwili oczekiwali kłopotów.
Jak Aslader mógł być tak spokojny?
- Ważne, że robota została dobrze wykonana - odparł Aslader. - Jak zwykle.
- Czyżby? - mruknął mężczyzna i przeniósł spojrzenie na Sybil. - A kim ona jest?
Aslader nawet nie spojrzał na psykerkę. Ćwiczyli to wiele razy przed udaniem się do magazynów. On oficjalnie nazywał Cador Nilen, chociaż wątpił, żeby ci, z którymi się kontaktował traktowali poważnie to miano. Dał Sybil wolność w wymyśleniu swojego pseudonimu, tak na wszeki wypadek, jak i pomógł jej w lekkim makijażu, mającym dopomóc dochować jej anonimowości. Zdobył dla niej także ubrania, które bardziej swoim krojem i stanem pasowały do osób z Dolnego Ula. Ustalili, że będzie jego wspólniczką, zajmującą się pomocą w zdobywaniu informacji i służeniu za “oko” na wszystko, co interesuje pracodawcę. Czasami Aslader także zajmował się zdobywaniem rzeczy, które z jakiegoś powodu płacący za zlecenie uznawał za należące już do niego.
I chyba tak było w tym wypadku, zrozumiała Sybil, jako że Aslader zabrał ze sobą pudełko, które widziała przy pierwszym spotkaniu z nim, zawinięte w szarą tkaninę.



Gnaeus Naevius
14 Esper,15 godzina

Gnaeus patrzył na stojącą na stoliku misę, której wnętrze pokrywały symbole o nieznanym znaczeniu. Mógł czuć się zirytowany całą sprawą. Możliwe, że miał tak blisko siebie całe rozwiązanie sprawy. Mogło mu się śmiać wprost w oczy z dna misy, a on nie potrafił nic z tym zrobić. Potrzebował kogoś, kto byłby w stanie odczytać te znaki… oczywiście o ile miały one jakiś swój ukryty sens. Równie dobrze ten, kto to zrobił, mógł podrzucić fałszywkę tylko po to, aby zmylić przeciwnika. Gnaeus krążył na ślepo, ale to było wszystko, co mu pozostawało, szczególnie, że nigdzie nie mógł znaleźć ani Sybilli, ani Deverona.
Ale może była nadzieja...
Tuż po wyjściu Amandeusa akta Arbites przybyły... ale nie tego spodziewał się Gnaeus.
Otrzymał wyraźnie ocenzurowaną wersję, w której szczegóły, jak chociażby nazwiska, były skreślone na czarno tak, że niemożliwe było ich odczytanie. Na swój sposób przypominało to walkę z misą, która nie chciała za nic wyjawić swoich sekretów i tak najwyraźniej też było z Arbites. Gnaeus nie wiedział czy powinien winić za to Kathana, czy może jego przełożonych… ale czy to ma jakieś znaczenie? Na razie jednak zagłębił się w lekturę, a ta sama w sobie, nawet ocenzurowana, była interesująca...

14 Esper, 19 godzina

Ocenzurowane akta pozbawione były nazwisk, części nazw miejsc i niektórych godzin. Wciąż jednak oferowały historię, a to było ważne. O resztę Gnaeus mógł przecież upomnieć się w najbliższym czasie, prawda?
Liczyły się fakty.
Pierwsze, doczepione do akt, były zapiski funkcjonariuszy policji planetarnej, jako że ona pierwsza dotarła na miejsce. Visius Morene został znaleziony nad ranem (dokładna godzina wykreślona) w jednym z zaułków Dolnego Ula (tutaj szczęśliwie miejsce zostało dokładnie określone i pozostawione niezmienione, może przez przeoczenie?). Odnalazł ciało i zawiadomił służby policyjne Resned (nazwisko wykreślone) mieszkający w okolicy przy (adres wykreślony). Zdecydował się on na powiadomienie odpowiednich służb dlatego, że zobaczył zerwany z łańcuszka i leżący w dłoni Visiusa symbol Inkwizycyjny.
Długo jednak policja nie miała wpływu na śledztwo.
Bardzo szybko na miejscu pojawili się funkcjonariusze Adeptus Arbites pod dowództwem podkomisarza Kathana Svena (nazwisko pozostawione?) i przejęli dochodzenie. Ustalono, że ciało Visiusa nie było nigdzie przenoszone, więc zginął on w tamtym zaułku. Na miejscu znaleziono kilka dowodów opisanych jedynie numerami, bez wdawania się w szczegóły, odsyłając do następnych stron. Prócz tego spisano zeznania od świadka o imieniu Resned, który twierdził jakoby widział mężczyznę pośpiesznie oddalającą się z miejsca. Oczywiście mogła to być osoba kompletnie niepowiązana ze zbrodnią, a jedynie nie czująca się w potrzebie informowania kogokolwiek o znalezisku, czego nie można było mieć za złe. Nikt nie chce tak naprawdę zostać wciągnięty w tą całą maszynerię urzędniczo-policyjną, szczególnie jeżeli miałby możliwość przewinięcia się w dochodzeniu Arbites.
W tym momencie było odwołanie do załączonego portretu pamięciowego i do krótkiego, spartańskiego opisu:
“Mężczyzna około trzydziestu lat, wysoki (1,70m - 1,80m), dość szczupły, o jasnym zaroście i równie jasnych blond włosach. Ubrany w gruby płaszcz nieprzemakalny, w kolorze czarnym.”
Tutaj kończyła się sprawa świadka, ale czy naprawdę nie było więcej w aktach, czego Gnaeus nie otrzmał?
Następnie doszło do wspomnianych dowodów, ale nie mówiły one wiele. Początkowo skryba czuł się zagubiony wśród zbioru liczb, które były oznaczeniem dowodów, jednak ku jego uldze szybko wyjaśniło się czym owe dowody są i o dziwo nie było to utajnione.
Wśród nich znalazł się zakrwawiony kawałek tkaniny, z której jest zrobiona większość płaszczy Crei klasy średniej w czarnym kolorze. Kawałek był zakrwawiony i wyraźnie oderwany od reszty. Płaszcz Visiusa nie doznał takiego ubytku. Kolejnym z dowodów była porcelanowa gwiazda porzucona przy ciele, ale nie ona stanowiła główną atrakcję programu. To trzeci z dowodów przykuł uwagę Gnaeusa. Nieopodal miejsca zbrodni znaleziono zakrwawiony sztylet (dołączono do opisu tego dowodu szkic broni).
Następne strony traktowały o sekcji zwłok Visiusa Morene, którą przeprowadzał bezimienny (bo wykreślony) koroner. Pomiędzy specjalistycznym, medycznym żargonem Gnaeus zrozumiał, że Inkwizytor zginął na wskutek rozległych ran kłutych, chociaż część z nich została zadana już po jego śmierci. Godne zauważenia był fakt, iż pośmiertnie Visius został rozcięty, a jego wnętrzności naruszone, przemieszczone jak w jakiejś makabrycznej układance. Na końcu Gnaeus przeczytał, że identyfikację przeprowadził nikt inny, jak Kathan Sven.
Skryba zdążył odłożyć na chwilę akta, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Jak tylko je otworzył stanął twarzą w twarz z młodym sługą, który podał mu zapieczętowaną kopertę.
- Przyniósł ją dla pana posłaniec - wyjaśnił. - Nie chciał wejść na górę.
Kiedy Gnaeus rozerwał pieczęć wyjął niewielką kartkę z zapisanymi słowami:
“Aman. Tłumacz. Świątynia Zwycięskiego Imperatora. Sororitas. Deus.”



Python Ceylau’Moris, Antonius Avaretto
14 Esper, 13 godzina

Ostatnie wydarzenia wprowadziły zamęt w życiu jak i Pythona, jak i Antoniusa. Obaj zostali wrzuceni w sam środek próby zabójstwa innego szlachcica i obaj dzięki trzeźwości umysłu wybronili go od śmierci. Czyniąc to chyba żaden z nich nie spodziewał się, iż ta sprawa obejdzie się bez dalszych wydarzeń, jednak Python wiązał z tym swoje nadzieje. Niepewne oczywiście było jak wielka będzie wdzięczność Sven, a najbardziej samego Corneliusa, ale szansa, że wyjdzie im ten gest na dobre była ogromna.
Nie było to jednak jedyne wydarzenie godne ich uwagi, o czym na własnej skórze przekonał się Antonius.
Kehller… Dlaczego tak się zachował, skoro Python miał w niego wiarę? Co poszło nie tak? Teraz wrócił dokończyć interesy z Caylau’Moris, nawet po tym wszystkim, co stało się z jego udziałem, a realnie zagroziło Antoniusowi. Niemniej wyglądało na to, jakby informator po przemyśleniu wszystkich za i przeciw wybrał drogę pieniądza i to idąc za jego tropem postanowił zmienić swoje podejście do sprawy. Tak naprawdę wyglądało na to, że wszystko teraz powinno zacząć toczyć się po myśli Pythona. Kiedy tylko otrzymają możliwość skontaktowania się z osoba odpowiedzialnymi za prowadzenie śledztwa w sprawie ostatnich zabójstw będą mogli ruszyć naprzód. Oczywiście nikt nie mógł zagwarantować, nawet Kehller mający znajomości, że śledczy zgodzą się na ich udział w dochodzeniu. Kim w sumie byli? Szlachcic i jego ochroniarz? Czy mieli cokolwiek do zaoferowania? A raczej czy mieli cokolwiek wartego uwagi do zaoferowania? Python posiadał pieniądze, ale wątpliwe było, aby potrzebowali ich, finansowani z zewnątrz. Nie mieli także doświadczenia w dochodzeniach, a czy pewne znajomości będą wystarczające?
Antonius został poproszony przez Pythona o udanie się z nim do posiadłości Sven, do której został zaproszony. Oddzielnego zaproszenia nie wystawiono szampierzowi, ale nie było co się dziwić. Rody szlacheckie mają jednak swoje… standardy, jakkolwiek nie brzmiałoby to okrutnie. Niemniej Python był prawie pewien, że Antoniusa też dotyczy to zaproszenie, jako jednego z wybawców.
Wszystko i tak rozwiąże się na miejscu.
Sven nie pożałowali Pythonowi obstawy wysyłając trzech ochroniarzy mających ochraniać zdrowie i życie dziedzica. Mimo tego Python zabrał ze sobą prócz Antoniusa kilku zaufanych, własnych ochroniarzy, jako że w tych czasach niczego nie można byłoby mieć mniej pewnego, niż własnego bezpieczeństwa. Wysłannik Sven nie oponował przeciw temu pomysłowi. Zapewne był nawet z niego zadowolony, jako że teraz odpowiedzialność za bezpieczeństwo nie spoczywała jedynie na rodzinie Sven, tylko dzieliła się pomiędzy nią a Ceylau’Moris, więc w razie kłopotów nie tylko na nich spadnie odpowiedzialność. Czego można było chcieć więcej w takiej sytuacji?

***

Do rezydencji zostali przewiezieni samochodami, z czego ten, którym jechał Python opływał w luksusy, jakby był stworzony z myślą o przewożeniu osób szlachetnie urodzonych, dbający o ich potrzeby. Sven nie mieli zamiaru dać powodów swojemu gościowi z Ceylau’Moris do stwierdzenia, że ich dom niedostatecznie zadbał o jego wygody. Mogło to być wykonane aż do przesady, ale nie było to coś, na co Python miał zamiar narzekać.
W końcu dotarli…
Ich oczom ukazała się wielka rezydencja, większa od tej, jaką posiadał ród Ceylau’Moris. Budowla była cała biała jedynie z jasnoniebieskimi zdobieniami, aż wydawała się być zrobiona w całości ze śniegu. Co było godne zauważenia to fakt, że samego śniegu na niej znajdowało się niewiele. Mogło to oznaczać, że ściany i dach były ogrzewane, jako że regularne odśnieżanie byłoby problematyczne. Wokół domu rozpościerał się ogród, ale jak wszystkie takie ogrody na Crei, oferował on niewiele gatunków roślin do oglądania. Szlachetne rody Crei podłapały pomysł z ogrodami od rodów, których planety posiadały bardziej przyjazny zieleni klimat. Rośliny można było jedynie zobaczyć w miejscach osłoniętych przez ustawione, drewniane, niskie zadaszenia. Python i Antonius zobaczyli tam bladą zimową trawę, białe Karyki o długich płatkach i drobne, niebieskie Znaje. Wydawało się, jakby kolorystyką tego rodu, skrupulatnie pielęgnowaną, był biały i niebieski.
Kiedy tylko weszli do środka rezydencji prawie od progu przywitała ich blond włosa Ava. Skłoniła nieznacznie głowę i odezwała się:
- Cieszę się, że przyjąłeś lordzie zaproszenie mojego brata. Proszę, rozdziejcie się i rozgośćcie.
Ochroniarzom Pythona zaoferowano jeden z pokoi gościnnych, gdzie mogli odpocząć i wypić coś rozgrzewającego. Ava zapytała o drugą osobę, która pomogła jej bratu, więc wskazany został jej Antonius. Okazało się, że Cornelius zaprasza do siebie nie tylko Pythona, ale także drugiego z wybawców.
Dom był równie biały wewnątrz co z zewnątrz. Niebieskie motywy wciąż tu obowiązywały, ale dla przełamania monotonii pojawiało się też złoto, purpura i czerwień. W głównym holu zaś wisiał zawieszony sporych rozmiarów herb rodowy- biała pantera z błękitnymi ślepiami, do której najpewniej dopasowany był cały wystrój.
Obaj mężczyźni zostali poprowadzeni przez Avę schodami w górę i dalej jednym z szerokich korytarzy, w jaki piętro się rozwidlało. Tutaj ponownie została przełamana monotonia. Dolna połowa ścian w korytarzu obłożona była drewnianą boazerią, zaś górna pomalowana była purpurową farbą. Ową ścianę zdobiły ustawione w rzędzie portrety, najpewniej ważnych członków rodziny, których jednak Python zupełnie nie kojarzył. Jasne światła sprawiały, że pomimo, iż korytarz był urządzony w dość ciemnej kolorystyce, to jednak nie było tego tak odczuwać.
Ava zatrzymała się przy jednych z drzwi odchodzących w bok i zapukała, po czym nie czekając na odpowiedź uchyliła drzwi i skinęła głową.
- Proszę. Drzwi po prawo. - odezwała się do Pythona i Antoniusa, po czym przepuściła gości do środka.
Obaj mężczyźni znaleźli się w sporych rozmiarów gabinecie, którego ściany tak jak korytarza obłożone były drewnianą boazerią. Tutaj jednak, co od razu rzuciło się w oczy, jedynymi obrazami jakie wisiały były przedstawienia różnych pejzaży, bynajmniej nie creańskiego klimatu. W pomieszczeniu znajdował sie medyk, który przeglądał jakieś papiery, najpewniej wyniki badań. Na widok gości skłonił się im, ale nie niepokoił ich w żaden sposób. Kiedy przeszli przez wskazane przez Avę drzwi znaleźli się w prywatnej części pokoi. Wielkie łoże zajmowało większą część pokoju, resztę zaś zagospodarowano na szafy. Na łóżku leżał nikt inny jak Cornelius. Blady i wymęczony, ale żywy. Jego jasnobrązowe włosy były starannie ułożone, ale spojrzenie piwnych oczu zdradzało zmęczenie właściciela. Podpięty był on do aparatury monitorującej jego stan, stojącej obok łóżka. Na widok Antoniusa i Pythona uśmiechnął się szeroko.
- Moi przyjaciele. - powitał ich. - Cieszę się, że przyjęliście zaproszenie. Chcecie się czegoś napić?
Ava weszła za nimi do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.



Marcus Triarius
14 Esper 17 godzina

Marcus przeglądał jeszcze raz otrzymane dokumenty w poszukiwaniu jakiejś wskazówki, która dopomogłaby mu w rozwiązaniu tej zagadki. Niestety najwyraźniej reguły gry uległy zmianie poprzez śmierć sierżanta Lascasa. Czy była ona w ogóle powiązana z dochodzeniem, do jakiego został przydzielony Marcus? Mogła być zupełnie oddzielną sprawą, którą nie powinien sobie zawracać głowy, ale mogła także być ściśle związana z nielegalną sprzedażą broni… Pytanie tylko: w co on sam wierzył?
Kiedy wracał z Grevoirem samochodem do kompleksu i opowiadał mu o swoich działaniach, w pewnym momencie oficer Tanmares przerwał mu i wtrącił niepokojące wciąż Marcusa zdanie, którego sensu nie był skory wyjaśniać.
“Pamiętaj, że jesteś oficjalnym śledczym z ramienia Caesery.”
Marcus obawiał się, że zrozumiał dobrze te słowa. Czy jeżeli jest oficjalnym śledczym reprezentującym sprawy Romanusa to także sprawa zabójstwa powinna go dotyczyć? Czy tym prostym zabiegiem Grevoir wplątał go i w to śledztwo?
Czy on kiedykolwiek wróci do domu?
Z drugiej strony czy nie powinien podjąć się sam wzięcia udziału wtym dochodzeniu? W końcu chodziło o jednego z Legionistów, a kto, jak nie on, mógł lepiej dbać o interesy Caesaerian?
Na razie jednak musiał skupić się na jednej sprawie.
Dopiero co powrócił z rozmowy z Legionistami oddziału, do którego przynależeli trzej oskarżeni i ich zamordowany sierżant. Ku swemu niezadowoleniu nie dowiedział się od nich zbyt wiele. Z tego co wiedział, to i tak byli przy nim rozmowni, bo śledczy z Crei niczego od nich dowiedzieć się nie mogli. Nikt nie wiedział, gdzie Lascas się udał dnia swojej śmierci, a ostatni raz go widzieli na treningu. Był jak zwykle niezadowolony z pogody, ale to było normalne. Zawsze narzekał na Creę. Zaprzeczyli jakoby kwatermistrz miał oferować jakieś przysługi względem żołnierzy. Czy była to prawda, czy może kolejne kłamstwo sklejone naprędce? Tak czy inaczej Marcus szybko się zorientował, że nie wyciągnie w ten sposób z nich czegoś więcej. Może gdyby nie rozmawiał z nimi w grupie…
O Lideelu i Mariterze dowiedział się niewiele więcej. Savius był wciąż dzieciakiem i tak go traktowano w oddziale. Nie miał najlepszych not, ale starał się jak tylko mógł. Był dość zamknięty w sobie i brakowało mu pewności siebie, ale Legioniści mieli o nim dobre mniemanie. Inaczej mówili o Asnerusie. Nie pałali do niego sympatią, ale najwyraźniej ze wzajemnością. Ponoć powodem tego była jego nieumiejętność współpracy w grupie i dogadania się z członkami oddziału. Nikogo by nie zdziwiło, jeżeli okazałby się winny stawianych mu zarzutów i najpewniej tak samo nikogo nie zasmuciłoby to.Co zaś Nidusa się tyczy…
Tu było ciekawiej.
Nie można powiedzieć, żeby go nie lubili. Mieli raczej na jego temat mieszane uczucia. Został przyłączony do ich oddziału niedawno, dopiero na Crei i początkowo wydawał się być wzorowym żołnierzem i dość poprawnym kompanem. Nie minęło jednak dużo czasu zanim zaczęły się z nim problemy od momentu, gdy pierwszy raz został złapany pod wpływem alkoholu w koszarach. Od tego czasu dość regularnie były podejrzenia, że pije i Lascas miał tego dosyć. Ponoć chodziły słuchy, że sierżant ma zamiar zrobić z tym porządek, co zapewne oznaczałoby dyscyplinarne wydalenie z oddziału. Plotki głosiły także, że Corves już raz został wydalony i przez to zesłany na Creę, by dołączyć do tego oddziału.
Sprawy komplikowały się.
Marcus przetarł oczy i wstał z krzesła zgarniając najpotrzebniejsze dokumenty do torby. Pora na konfrontację…

***

Jasnowłosy, o creańskiej urodzie Corves Nidus siedział znużony przy stole w sali przesłuchań. Kiedy Marcus wszedł wstał on i wykonał caeseriański salut, chociaż Triarius zobaczył w nim więcej przyzwyczajenia, niż prawdziwej chęci wykonania gestu. Usiadł na krześle i spojrzał uważnie na śledczego.
- Czemu tu jestem? - zapytał znudzonym głosem. - Powiedziałem wszystko.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 18-12-2013 o 23:38.
Zell jest offline