Jeśli przeciwnik Bucka był mocniej zaskoczony, to szybko ukrył to wszystko pod kamienną miną. Już nic nie żuł, z zakrwawioną mordą stawało się to trochę niewygodne. Teraz wiedzieli już o sobie więcej, tylko czy lokalny czempion krył jeszcze jakieś niespodzianki?
Znowu zaczęli krążyć, ale tym razem mniej aktywnie. Mniej cierpliwie. Było prawie pewne, że przy takiej sile, jaką dysponowali, następny w pełni celny cios miał sprawę zakończyć.
Tym razem to Enrique nie wytrzymał i chyba chcąc to błyskawicznie zakończyć, natarł z impetem. Pierwszy cios zahaczył policzek Kazinskiego, zostawiając na szczęście zęby w całości, drugie uderzenie za to zostało już wyłapane. Wykorzystując siłę pędu, olbrzym złapał oponenta i praktycznie cisnął nim o deski, przygniatając swoim ciężarem. Cokolwiek za wszczepy miał tamten, nie były wystarczające do wyswobodzenia się z tego.
Barman widząc gesty, zakończył szybko walkę. Wokół panowała cisza, chociaż narastał niezadowolony pomruk. Buckowi wciśnięto banknoty do łapy. I dano dobrą radę.
- Lepiej znikaj stąd szybko.
Enrique podnosił się powoli, a szmer zamieniał się w coś więcej. Za to pojawiła się kryjąca uśmiech Camila i pociągnęła go za sobą.
- Szybko, mój bohaterze - wciągała go na zaplecze. Najwyraźniej była słowną dziewczyną. Ruchy jej bioder były więcej niż zachęcające.
- Znam też tylne wyjście, nie będziesz musiał później rozwalać baru, by się wydostać - roześmiała się.
- Ale lepiej tu już nie wracaj.