“O ziołach północy”, jakiś zakurzony modlitewnik i “Pieprzoty Flory”.
Pamiętał, że te trzy pozycje wpadły mu w ręce gdy odchorowywał jedną z mroźniejszych zim. Dostał je od Maestra dowiedziawszy się, że przez kilka tygodni jedyne co będzie miał robić to siedzieć na dupie i wygrzewać ją w ciepełku. Po tygodniu dostawał już takiego pierdolca, że sam poszedł do biblioteki. Poprosił o coś gdzie będzie dużo obrazków i żeby litery były duże. No i dostał. Oczywiście nie trudno było zgadnąć, którą książkę Kamyk wybrał i wiedzę z jakiej dziedziny zgłębił.
Życie to nic innego jak jedno wielkie chujowe pasmo borykania się z konsekwencjami swoich wyborów. Sęk w tym, że normalnie od tych wyborów prawie zupełnie nic nie zależy.
***
Noc była przyjemna. Bezwietrzna i cicha. Żadne wieszczone przez Iorwetha jednorożce, ani pareczniki czy inne cholerstwa nie ładowały się do obozowiska. Nawet powietrze było nad wyraz jak na jesień suche i nie wysysało z człowieka krwawicy. Enganowi dobrze się spało. Za dobrze nawet jak na okoliczności, bo mógłby przespać coś ważnego. Wkrótce miał zresztą żałować, że nie przespał. Z Iorwethem było niedobrze, a on Engan był teraz jedyną osobą w okolicy, której zależało, żeby Skag jednak nie wyzionął ducha.
Odłożył siekierę i usiadłszy na swoim posłaniu przez dobrą chwilę gapił się na Iorwetha. Wybudził się w sam raz by komuś srunąć siekierą w łeb. Jeszcze nie dość, żeby myśleć. Sapnął, przymknął oczy i schował głowę między kolanami. Chory… a może zatruty Skag… Chory, a może zatruty Skag… Pociąć do Muru przez gęstwinę i stamtąd rysią na zamek? Przyśpieszyć bezdrożem? Zostawić tu i poszukać pomocy zwiadowców? Kurwa… Łeb mu płonie. Nie dożyje końca drogi. Będzie tylko spowalaniać i obaj wpadną w łapy tej skagoskiej flądry… Co więc zostaje?
W końcu wstał z posłania. Chwycił nóż i podszedł do Iorwetha. Klęknął przed nim. Następnie szybkim ruchem rozciął pęta stóp i rąk.
- Rozbieraj się Skagu.
Iorweth wpierw aż zamrugał oczami, a potem zaśmiał sie perliście i nieco obłąkańczo.
- No tobie wrono to fantazji jednak nie brakuje. Przyjrzyj mi się. Zdycham i bez twoich ciągot na czułości.
- Na razie to jojczysz tylko, ale jak nie będziesz robił tego co mówię to sam cię zdechnę. Rozbieraj się i natrzyj się śniegiem. Cokolwiek ci jest zanim cię wykończy, zrobi to gorączka, więc trzeba cię jakoś schłodzić. No już!
Iorweth z pewnością o takiej metodzie leczenia nie słyszał, bo przez dobrą chwilę gapił się w swoistym niezdecydowaniu na Kamyka. Ten zresztą też nie do końca był pewny tego co mówi, ale z takim czołem Skaga, lepszych pomysłów nie miał. Koniec końców harleński wódz zdał się na enganową medycynę. I chyba dobrze mu to zrobiło, bo jakoś tak życie do niego wróciło gdy tylko przyłożył do pokiereszowanej klaty nabrany garścią śnieg.
- Porządnie Skagu. I łeb też. Jajca sobie daruj, bo ci się wciągną z zimna.
Gdy Engan uznał zabieg za skończony, pozwolił Harlenowi się ubrać i rzucił mu bukłak. Ten większy z wodą. Dla koni.
- Pij. Pij aż nie będziesz mógł i potem jeszcze drugie tyle.
To akurat było już podyktowane doświadczeniem. Każdy wie, że strudzony i zatruty organizm, nazajutrz rankiem domaga się cieczy. I że woda choćby i najbardziej śmierdząca wtedy pomaga. Byłby nawet gotów przysiąc, że Maester pierwsze co poleca na wszystkie bolączki to dużo pić. Tylko bynajmniej nie tego co naonczas dostarcza Ulmer.
W czasie pojenia, Engan zdjął z siebie czarną pelerynę i koszulę i podostrzył siekierę wybierając wprawnym okiem najzdatniejsze drzewka.
Godzinę później rozbuchał na polanie tak wielki ogień, że na mile musiało być i widać łunę i czuć dym.
Iorweth po jego zabiegach wyglądał gorzej. Czoło miał jednak iście chłodniejsze. Opatulony w koce siedział pod drzewem i dygotał. Engan odmówił mu gorzałki. Dał żreć i oddał mu do żucia swój wiecheć czosnku niedźwiedziego, który trzymał przy siodle. Harlen robił wszystko jak mu się powiedziało. Co i rusz tylko kręcił głową i chichotał na widok wielkiego ognia.
- Oj będzie miała Agneta na tobie używanie wrono…
- Możliwe - mruknął tylko Engan. Nie miał zamiaru się tłumaczyć. Wiedział, że flądra ich szuka. Teraz miał nadzieję, że ich położenie zainteresuje nie tylko jej ludzi, ale i wszystkich wałęsających się w pobliżu zwiadowców, czy to z klanów, czy to ze Straży. Kto pierwszy ten lepszy. A jeśli do rana nikt się nie zainteresuje, to prostą drogą do Muru i na zamek.
A do tego czasu aplikować Iorwethowi kąpiele śnieżne...