Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2013, 15:56   #175
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
“O ziołach północy”, jakiś zakurzony modlitewnik i “Pieprzoty Flory”.

Pamiętał, że te trzy pozycje wpadły mu w ręce gdy odchorowywał jedną z mroźniejszych zim. Dostał je od Maestra dowiedziawszy się, że przez kilka tygodni jedyne co będzie miał robić to siedzieć na dupie i wygrzewać ją w ciepełku. Po tygodniu dostawał już takiego pierdolca, że sam poszedł do biblioteki. Poprosił o coś gdzie będzie dużo obrazków i żeby litery były duże. No i dostał. Oczywiście nie trudno było zgadnąć, którą książkę Kamyk wybrał i wiedzę z jakiej dziedziny zgłębił.
Życie to nic innego jak jedno wielkie chujowe pasmo borykania się z konsekwencjami swoich wyborów. Sęk w tym, że normalnie od tych wyborów prawie zupełnie nic nie zależy.

***

Noc była przyjemna. Bezwietrzna i cicha. Żadne wieszczone przez Iorwetha jednorożce, ani pareczniki czy inne cholerstwa nie ładowały się do obozowiska. Nawet powietrze było nad wyraz jak na jesień suche i nie wysysało z człowieka krwawicy. Enganowi dobrze się spało. Za dobrze nawet jak na okoliczności, bo mógłby przespać coś ważnego. Wkrótce miał zresztą żałować, że nie przespał. Z Iorwethem było niedobrze, a on Engan był teraz jedyną osobą w okolicy, której zależało, żeby Skag jednak nie wyzionął ducha.

Odłożył siekierę i usiadłszy na swoim posłaniu przez dobrą chwilę gapił się na Iorwetha. Wybudził się w sam raz by komuś srunąć siekierą w łeb. Jeszcze nie dość, żeby myśleć. Sapnął, przymknął oczy i schował głowę między kolanami. Chory… a może zatruty Skag… Chory, a może zatruty Skag… Pociąć do Muru przez gęstwinę i stamtąd rysią na zamek? Przyśpieszyć bezdrożem? Zostawić tu i poszukać pomocy zwiadowców? Kurwa… Łeb mu płonie. Nie dożyje końca drogi. Będzie tylko spowalaniać i obaj wpadną w łapy tej skagoskiej flądry… Co więc zostaje?

W końcu wstał z posłania. Chwycił nóż i podszedł do Iorwetha. Klęknął przed nim. Następnie szybkim ruchem rozciął pęta stóp i rąk.
- Rozbieraj się Skagu.
Iorweth wpierw aż zamrugał oczami, a potem zaśmiał sie perliście i nieco obłąkańczo.
- No tobie wrono to fantazji jednak nie brakuje. Przyjrzyj mi się. Zdycham i bez twoich ciągot na czułości.
- Na razie to jojczysz tylko, ale jak nie będziesz robił tego co mówię to sam cię zdechnę. Rozbieraj się i natrzyj się śniegiem. Cokolwiek ci jest zanim cię wykończy, zrobi to gorączka, więc trzeba cię jakoś schłodzić. No już!

Iorweth z pewnością o takiej metodzie leczenia nie słyszał, bo przez dobrą chwilę gapił się w swoistym niezdecydowaniu na Kamyka. Ten zresztą też nie do końca był pewny tego co mówi, ale z takim czołem Skaga, lepszych pomysłów nie miał. Koniec końców harleński wódz zdał się na enganową medycynę. I chyba dobrze mu to zrobiło, bo jakoś tak życie do niego wróciło gdy tylko przyłożył do pokiereszowanej klaty nabrany garścią śnieg.
- Porządnie Skagu. I łeb też. Jajca sobie daruj, bo ci się wciągną z zimna.
Gdy Engan uznał zabieg za skończony, pozwolił Harlenowi się ubrać i rzucił mu bukłak. Ten większy z wodą. Dla koni.
- Pij. Pij aż nie będziesz mógł i potem jeszcze drugie tyle.
To akurat było już podyktowane doświadczeniem. Każdy wie, że strudzony i zatruty organizm, nazajutrz rankiem domaga się cieczy. I że woda choćby i najbardziej śmierdząca wtedy pomaga. Byłby nawet gotów przysiąc, że Maester pierwsze co poleca na wszystkie bolączki to dużo pić. Tylko bynajmniej nie tego co naonczas dostarcza Ulmer.

W czasie pojenia, Engan zdjął z siebie czarną pelerynę i koszulę i podostrzył siekierę wybierając wprawnym okiem najzdatniejsze drzewka.

Godzinę później rozbuchał na polanie tak wielki ogień, że na mile musiało być i widać łunę i czuć dym.
Iorweth po jego zabiegach wyglądał gorzej. Czoło miał jednak iście chłodniejsze. Opatulony w koce siedział pod drzewem i dygotał. Engan odmówił mu gorzałki. Dał żreć i oddał mu do żucia swój wiecheć czosnku niedźwiedziego, który trzymał przy siodle. Harlen robił wszystko jak mu się powiedziało. Co i rusz tylko kręcił głową i chichotał na widok wielkiego ognia.
- Oj będzie miała Agneta na tobie używanie wrono…
- Możliwe -
mruknął tylko Engan. Nie miał zamiaru się tłumaczyć. Wiedział, że flądra ich szuka. Teraz miał nadzieję, że ich położenie zainteresuje nie tylko jej ludzi, ale i wszystkich wałęsających się w pobliżu zwiadowców, czy to z klanów, czy to ze Straży. Kto pierwszy ten lepszy. A jeśli do rana nikt się nie zainteresuje, to prostą drogą do Muru i na zamek.
A do tego czasu aplikować Iorwethowi kąpiele śnieżne...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline