I wtedy stał się cud. A przynajmniej tak wydawało się więźniowi.
Z góry spłynął na niego snop światła, grzejący twarz jak, niemal już zapomniane, Słońce. Na tle tego zjawiska zaś pojawił się ptak… a może to był anioł?
JD wysunął ręce do góry w geście uwielbienia i chęci zbliżenia się do boskiego promyka. Czuł się jak tonący, który jakimś sposobem wydostał się ponad taflę wody i złapał pierwszy, cudowny oddech w płuca.
Boska istota zaczęła przyciągać do siebie
Ashforda, odrywając jego stopy od ziemi i unosząc całe ciało w górę. Nagle zniknęła ciemność, zniknęły też pale, które ograniczały jestestwo wampira i oddzielały go od
Bestii. Tej zresztą też już nie było. Tylko jasność… Jasność i przeczucie, że oto zmierza ku celowi.
Błogi uśmiech wykwitł na wargach
JD, gdy był już tuż tuż, nieomal dotykał palcami boskiego ptaka…
… i wtedy wszystko zgasło.
Brujah otworzył oczy i ze zdziwieniem zobaczył, że znów jest w służbówce pielęgniarek. Coś jednak się zmieniło, czuł bowiem, że coś spoczywa w jego ramionach.
Tym czymś – a właściwie kimś – było ciało
Laury Kügelgen.
JD widząc ślad ugryzienia na szyi kobiety, oblizał odruchowo wargi. Poczuł słodki smak resztek ludzkiej krwi.
Co gorsza, wyczulony słuch wampira ostrzegł go przed zbliżającą się żwawym krokiem pielęgniarką. Miał raptem kilkanaście sekund nim dzieło jego
Bestii zostanie odkryte.