Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2013, 09:08   #110
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Retrospekcja

O Naznaczeniu i innych - ważniejszych - sprawach

- No to cyjaneczku potasu, Ryo - Ryo zaczęła zabawę w zakuwane smoki czy tam samoloty bądź aeromobile i latające brumśtyki pieczoną, dorodną szarańczą… z samą sobą. - za mamusię, za tatusia, za braciszka, za ciocię, za komornika, za terapeutę od uzależnień... - przegryzła chrupiącego owada. - za następnego terapeutę od uzależnień, za straż planarną, za Wilczura... - zjadła w całości szarańczę, po czym przepraszająco spojrzała na Bezimiennego i na Sharrath. - Nie przejmujcie się mną. Czasem mnie dopadają takie drobne dziwactwa. Kolega sądził, że to jakaś odmiana choroby sierocej, bo mnie nie miał kto karmić.
- Każdy ma swoje… dziwactwa. - Odparł Bezimienny, który znów znalazł się pod czarnym płaszczem. - A że jesteśmy drużyną to nie mamy wyboru i musimy to akceptować… w ostateczności się tym nie przejmować.
- Jesteś w stanie zaakceptować byłego alkoholika i hazardzistę w drużynie? - oczy Ryo zrobiły się okrągłe. - I jednego z największych dziwaków na piętrze? I w ogóle-ogóle?
- Jestem stłoczoną masą energii powstałą z wybuchu czterech planet. Żaden bóg nie przechodził nawet obok mojego stworzenia. Nie mam żadnych zmysłów, czy organów, przynajmniej w znanym ci tych słów znaczeniu. Nawet nie mam określonej płci czy wyglądu. I ty siebie uważasz za dziwaka?
- Tak... - oznajmiła zduszonym głosem. - Ale co z tego, że jesteś stłoczoną energią z czterech planet? Możesz być nawet Latającym Potworem Spaghetti, ale jesteś kurna największy git gość na tym piętrze! - wystawiła do niego kciuk wskazujący górę. - Nie obchodzi mnie, czym jesteś. Najważniejsze, że jesteś wporzo gość - stwierdziła bez wahania, biorąc do ręki następną szarańczę… i zaczęła wyliczankę od nowa, tym razem doszło sądownictwo niebieskie, kolejni terapeuci i kolejni członkowie rodziny.

- Ty też jesteś… spoko. - odparł zmiennokształtny wyraźnie zastawiając się nad doborem ostatniego słowa. - Moje spacery do stołówki dały mi pewne ciekawe informacje. Chcecie bym się z wami podzielił nimi? - wyraźnie zmienił temat.
- Jeszcze się pytasz, Bezi? Dajesz, na to czekałam! - Ryo wyraźnie ożyła i przestała bredzić trzy po trzy. - Ja też się chętnie podzielę informacjami, miałam trochę okazji powęszyć.
- Niech żadne z was nie zbliża się do owieczki. Może nie jest w stanie was jakoś specjalnie skrzywdzić, lecz może skutecznie wykluczyć z walki. - rozpoczął swą przemowę zmiennokształtny.
- Chodzi ci o tak zwany urok osobisty? - wtrąciła się Ryo. Zawołała Sharrath na obiadek. - Na pierwszym teście, tak na początku coś było na rzeczy, ale słucham uważnie, towarzyszu Bezimienny. Wybacz moją nadpobudliwość. Kontynuuj.
- Urok osobisty z odrobiną magii. Ofiara zakochuje się w niej i jest całkowicie poddana na jej polecenia. - starał wyjaśnić jak najdokładniej swoje obserwacje. - I pasowałoby ją wykluczyć jako jedną z pierwszych. Jej wełna może leczyć. Bić dwa razy w jednego przeciwnika chyba nikt z nas nie ma zamiaru.
- Jak bić, to raz a dobrze i odpowiednio - spuentowała niziołka. - ale o wełnie nie wiedziałam - była pełna podziwu dla umiejętności Bezimiennego, wszak miał takie odpowiednie niedostępne dla Ryo. - Mów dalej, Bezi.
Dziecię czasu dość szczegółowo opisało zdolności Dullahala, kolejnego z osobników, którego wygląd udało mu się przejąć. Szczególną uwagę poświęciło głowie nieumarłego i jej ważności w całym funkcjonowaniu przyszłego przeciwnika.

- Niestety to wszystko co udało mi się dowiedzieć. Choć mogę dość szczegółowo opisać ich moce, to jednak tylko dwie osoby. - zakończyło przepraszającym tonem. - Zbroja kieruje się własnymi prawami i zasadami i jak na razie nie mam na to wpływu.
- Bezi, przecież dowiedziałeś się całkiem dużo o rzeczach, o których ja nie miałam pojęcia.
Z kolei Ryo podzieliła się swoimi informacjami, obserwacjami i wnioskami. No, z tego to zrobił się co najmniej wykład. Wiele faktów z tego było na pozór oczywiste, jednak Ryo z pełną świadomością je przytoczyła, później wyprowadzając z nich nowe, z czego wszystkiego zrobiła się godna podziwu analiza przeciwników. Towarzysze dowiedzieli się, dlaczego Ryo było tak trudno złapać. Okazało się, że pozwiedzała prawie cały parter i piętro, będąc m.in. w bibliotece i odwiedzając Jaxa. Co prawda nie była zwiadowcą i nie potrafiła się wtopić w ciemność jak zwiadowcy, jednak jakimś cudem nikt jej nie przyłapał. Szła bardzo szybko i starała się za długo nie stawać w jednym miejscu. Drużyna dowiedziała się, co można gdzie i po ile nabyć. Również Sharrath i Eggo dowiedzieli się, gdzie mogą spotkać mistrza Oko.

- Mistrz Oko jest bibliotekarzem - powiedziała Ryo. - Powiedział, że nie tylko samą siłą i mocą można zdać test - rzekła to do milusińskich. - No maleństwa, czeka was trochę roboty z latarniami - uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Niestety, powiedział też, że w pokojach w których mieszkamy nie wolno ćwiczyć zaklęć. Że jest zakaz na wypadek, żebyśmy niczego nie poniszczyli. - zwróciła się wtenczas do Bezimiennego. - Powiedział mi, jak pożyczyłam parę pozycji na temat paru sztuczek z Shinso. Aha, i nie mówimy magia, Gaia, pramatka, “o kurwa” i tym podobne. “Jesteś użytkownikiem Shinso, więc powinno się używać poprawnego nazewnictwa” - przytoczyła słowa mentora Latarników. - Tak, podpadłam, wspominając o magii.
W zamian za to Ryo dowiedziała się od reszty drużyny o latarnikach, zwiadowcach i łowcach. Dzięki temu kształtował się obraz całej sytuacji. W odpowiedzi na to drużyna otrzymywała nowe informacje, które przypominały się Ryo podczas szlajania się po kampusie.

Zawołana na jedzonko Sharrath błyskawicznie pojawiła się na ramieniu Ryo, łakomie spoglądając na jagnięcinę. Słuchała uważnie wszystkich informacji, które Bezimienny i Nightblade mieli do przekazania. Sama nie dowiedziała się nic, niewiele też potrafiła wymyślić. Dzięki swym niedużym rozmiarom nadawała się tylko na zwiad, ale w czymś takim z kolei była niedoświadczona. Z jednej strony cieszyła się na przygodę, jaką miał być test, z drugiej zaś… Trochę przerażała ją perspektywa walki z dużo większymi i silniejszymi od niej osobami. Gdyby nie obecność Eggo, to już w ogóle uznałaby, że trafiła tutaj przez przypadek.
- To czym jeszcze można go zdać, skoro liczą się punkty, a punkty zabierze ten, kto zrobi innym najwięcej krzywdy? - powiedziała, wzdychając lekko na swój smoczy sposób.
- Strategią i sprytem, mała - Ryo wodziła przez moment ręką w powietrzu, próbując trafić w łebek Sharrath. Kątem oka dostrzegła, gdzie co się znajduje i przestała machać nieporadnie dłonią. - I zaskoczeniem. No i jeszcze szybkością i skutecznością działania. To znaczy, że nie możemy litować się nad kimkolwiek - orzekła. - Nie możemy też pokazywać swoich słabości. Musimy być twardzi, jak ci… - pstrykała palcami wskazując na Aidana. - Jak Irlandczycy, ot co! Twardzi, nie mienccy.

Sharrath milczała przez chwilę, dobierając słowa. I jak zawsze po milczeniu powiedziała coś, co warte było zastanowienia się może chociaż przez chwilę.
- Ja myślę, że my mamy jedną słabość taką. Taką, że się lubimy. Nie że współpracujemy tylko dla wygranej, ale po prostu się lubimy. Bezimienny tak powiedział wcześniej, że to tylko papier ta nasza drużyna, ale to tylko formalność, bo bez niej też nią jesteśmy. - próbowała wyjaśnić swój tok myślenia. - A inni… Wśród innych są tacy, co tylko chcą wygrać i chętnie pewnie jedno drugiemu nóż wbije w plecy, gdy zajdzie potrzeba, żeby tylko dojść na szczyt.
- Zgadza się, Sharrath. To nasza siła i słabość - orzekła Ryo. Starożytni mawiali, że nawet głupcy mieli swą mądrość i rację - ale pomijając to, że Sharrath wcale nie uważała za głupią... - Ale musimy to przekuć na zaletę i siłę. Dobra współpraca to podstawa tego testu. Bez niej nawet najsilniejsi mogą być skazani na porażkę.
- Mnie aż tak bardzo nie zależy na tych punktach i wszystkim… Chcę tylko, żebyśmy dotarli, gdzie trzeba. I nie chcę was zawieść… - powiedziała jaszczurka, a jej wypowiedź zakończyło burczenie w małym brzuszku. - Oj…
- Oj - Ryo przedrzeźniła małą smoczycę, po czym zachichotała. - Już ci dam jeść, młoda - sięgnęła po upragnioną przez Sharrath jagnięcinę. - Sharrath, co powiesz na zabawę w zakute smoki?
Połyskujące zielenią oczka zamrugały z zaskoczeniem.
- A co to?
- Zobaczysz… - Ryo uśmiechnęła się radośnie. Z pomocą dłoni rozerwała jagnięcinę na kawałeczki. - No, Sharuś! Otwórz buzię!
Pyszczek minismoczycy otworzył się posłusznie, ukazując szereg ostrych jak igiełki ząbków. A kawałeczek mięsa robił kółeczka i inne akrobacje w powietrzu.
- Ziuuuuuuu… No Sharrath. Za mamusię! - i “smoczek” po ostrym pikowaniu wylądował w pyszczku smoczycy.
Następne razy też polegały na zabawie w lotnictwo mięsne, acz po piątym razie zabawa się rozkręcała i robiła kiwanki smoczycy. Na szczęście nie takie szybkie - po prostu żeby trochę pobawić i wyluzować przed testem, i żeby potrenować refleks u Sharrath.
- Za tatusia! Za braciszka! Za mnie! Za Eggo! Za Bezimiennego! - na twarzy Ryo widać było ogromny zaciesz. - Jeszcze za Aidana! Za Draugdina!

Mała w lot pojęła istotę zabawy i każdy kawałek bezbłędnie trafiał do smoczego brzuszka. Jednego faktu nikt nie przewidział. Ogniste jaszczurki pochodziły z Pernu, gdzie ewolucja uwarunkowała dla nich specjalna rolę. Jednym z jej czynników była zdolność do Naznaczenia jaszczurki przez człowieka. Pierwsza osoba, która nakarmi ognistą jaszczurkę po narodzinach, Naznacza ją. Między jaszczurką a człowiekiem powstaje wówczas bardzo silna emocjonalna więź, która przekracza ograniczenia zwykłej telepatii i pozwala wyczuć na odległość, w jakim stanie jest druga istota. Oboje stają się wtedy praktycznie nierozłączni. Historia zna przypadki, w których jeden człowiek naznaczył więcej niż jedną jaszczurkę - harfistka Menolly posiadała ich dziewięć. Natomiast nikt nigdy nie słyszał, aby jedno stworzonko Naznaczono przez więcej niż jedną osobę. Być może dlatego, że nigdy dotąd takie stworzonko nie trafiło poza Pern, a tym bardziej do tajemniczej wieży cudów. Jako że więź łącząca Sharrath i Fynara zniknęła z różnych powodów, których jaszczurka znać nie mogła, jej serce i dusza pozostały wolne. Ta wolność bolała na swój specyficzny sposób - na szczęście do czasu. Nie będąc świadomą wszystkich tych czynników, Ryo nakarmiła Sharrath, a utracona z cżłowiekiem więź powstała na nowo. W trakcie zabawy Nightblade mogła odczuć radość spotęgowaną, bowiem dwukrotną - swoją i Sharrath. A potem w jej głowie pojawiły się… myśli? słowa?
~ Omnomnomnomnomnom… Dobre takie. Bezimienny dobrze wybrał. Fajna ta zabawa. Jeszcze za Oko!
- Jezus Maria~! - wyrwało się zaskoczonej Ryo… i spojrzała z zawstydzeniem na wielce zdziwionego Aidana. Mieszanka wielkiego skołowania, zdziwienia, malejącej frustracji zmieniającej się w bardziej pozytywne emocje. - Ty… umiesz telepatię?! - spytała wytrącona z równowagi Ryo.
Aidan też wyglądał na mocno skołowanego, ale nic nie odpowiedział.
Wykluczyła schizofrenię, po chwili dała sobie przysłowiowego strzała w głowę. Sharrath zaskoczyła Ryo na tyle, że dziewczyna poczuła się głupio odnośnie swojej reakcji. Wydawało się, że telepatia nie była taka obca dla Ryo, ale dziewczyna dawno nie doświadczyła możliwości kontaktu mentalnego - może stąd taki zryw u niej?
Sharrath wyczuła, że uczucie nieskończonej pustki, żalu, frustracji i nicości, z którego o dziwo wydawała się składać wewnętrzna strona Ryo, miejsce pełne beznadziei, ciemności i straconych szans, wypełnia… nutka nadziei?
~ Oooops… ~ zabrzmiało w głowach Ryo i Sharrath, podczas gdy jaszczurka ciamkała kolejny kawałek mięsa.
Przełknęła go głośno i spojrzała zielonymi oczkami, które to ciemniały, to jaśniały, na koleżankę.

- Umiem, ale tylko dla specjalnej osoby. - wydukała, sama dość mocno zaskoczona całą sytuacją. - No bo u nas to tak normalnie, na Pernie… Tylko że ja już… Ale coś takiego… - mamrotała, trochę skołowana.
Jednak uczucia, które płynęły od Ryo, wcale nie świadczyły o tym, by Naznaczenie miało być złe… A nawet na odwrót!
~ Na Pernie tak jest, że ognista jaszczurka zostaje Naznaczona przez człowieka, który nakarmi ją jako pierwszą. ~ zaczęła tłumaczyć w myślach. ~ Ja już byłam Naznaczona, ale chyba przez pobyt tutaj tamto Naznaczenie nie obowiązuje już… I padło na ciebie, Ryo. Smoki przejęły od nas tę cechę i w ten sam sposób zachodzi Naznaczenie między smokiem a jeźdźcem. Możemy rozmawiać na odległość i wyczuwać wzajemne emocje oraz samopoczucie, czy coś boli, czy nie boli. Wszystko… Ja nie wiedziałam, że tak będzie. Inaczej bym cię uprzedziła.
~ Jak będzie odnośnie czego…? - wydukała Ryo nieswoim, zimnym głosem. Jej cień nienaturalnie zafalował, podobnie jak przy feralnym spotkaniu z okularnikiem.
Ciemność zamknięta w jej duszy zaczęła się domagać swojego dawnego miejsca, co wyraźnie odczuła Sharrath. Siła, która wydawała się być wiecznym wygranym w drodze po wyższy cel, nie przewidziała przeciwnika w postaci jaszczurki o złotym sercu. Esencja zła przyzwyczajona do tego, że będzie zawsze miała górę nad niepozorną, drobną dziewczyną zaczęła robić niezłe zamieszanie w połączeniu między Ryo a małą smoczycą. Nie było to przyjemne doznanie jak na pierwszy mentalny kontakt, przede wszystkim niespodziewany.

W pokoju temperatura spadła o kilkadziesiąt stopni, wydawało się, że zerwał się lodowaty wicher, rozlegające się znikąd złowrogie szepty przerodziły się mrożące krew w żyłach potworne wrzaski i przekleństwa, po czym… zniknęły jak przegonione legionami uzbrojonych żołnierzy. Zamknęły się na jakiś czas, albo ukryły, bojąc się nowego nieproszonego dla nich gościa.
Chwila, która wydawała się trwać znacznie dłużej niż godzina, minęła. Wszystko wróciło do normy, pokój Bezimiennego pozostał praktycznie bez zmian… czy jednak na pewno?
Jaszczurka czuła wewnętrzne zmagania dziewczyny, choć nie mogła ich zidentyfikować. Wiedziała, że czemuś - lub komuś - nie podoba się to, co zaszło.
~ Że tak będzie jak mnie nakarmisz. Że mnie Naznaczysz. Że nas połączy… ~ wyjaśniła spokojnie, przyglądając się Ryo.
Musiało to zabawnie wyglądać, dwie istoty mierzące się wzrokiem w kompletnej ciszy. Nikt nie wiedział przecież - mógł się co najwyżej domyślać - co działo się w ich umysłach. Teraz jednak nie dało się już tego cofnąć i cokolwiek wywołało tę burzę dookoła, musiało wiedzieć także o tym. Sharrath nie drgnęła nawet w reakcji na dziwną aurę, która niemal zatrzęsła pokojem. Wiedziała, że Ryo nie zrobi nic, by ją skrzywdzić.
~ Tak zostanie. Dopóki nie opuścimy wieży. ~ poinformowała.
Ryo powoli ruszyła rękę w kierunku Sharrath, by pogłaskać ją po łebku. Twarda spracowana dłoń gładziła łagodnie czerep małej smoczycy. Sharrath wyczuła u Ryo rozpaczliwe pragnienie obecności kogoś bliskiego. Wydawało się, że wszyscy znajdujący się tak blisko są tak naprawdę nieskończenie daleko, poza zasięgiem jej zmysłu dotyku. Nightblade nie czuła tak naprawdę niczego w skórze. Dotyk był dla niej bezużyteczny, tak jak w przypadku Bezimiennego.
Cała prezencja wesołej niziołki była jedną wielką, misternie stworzoną fasadą dla zmylenia oczu nieprzyjaciela.
Milczenie towarzyszące rozmowie telepatycznej między Ryo i Sharrath nie uszło uwadze reszty drużyny.
~ Tak zostanie - smoczątko otrzymało po chwili ciszy pewną odpowiedź Ryo. Głos w mentalnym przekazie miała całkowicie inny. Przyjemny, jedwabisty głos niskiej, acz nadal kobiecej tonacji. Głos urodzonego przywódcy, który na zawsze jak klątwą zamknięto w umyśle małej, niepozornej chuliganki.
To co ciało nie mogło osiągnąć przez swoje ograniczenia, umysł dopracował do perfekcji bez granic. Potrafił stworzyć fikcyjne ciało, dzięki czemu Ryo w ponadprzeciętny sposób radziła sobie w otoczeniu, nie wzbudzając podejrzenia upośledzonego zmysłu dotyku. Miała świetną pamięć, niemal fotograficzną, jeśli chodziło o obserwację otoczenia. Wzrok rejestrował więcej i szybciej niż przeciętnie. Ale jak wszystko, w każdym świecie, miało to swoją cenę.
Paradoksalnie umysł - okazało się - musiał mieć swój limit. Nie mógł zastąpić nieodwracalnie utraconego dotyku ani stworzyć takowych towarzyszących mu wrażeń. Fikcyjne doznania nie mogły w żadnym stopniu równać się z tymi prawdziwymi, więc na dotyku nie polegała w żadnym stopniu. Chyba że chodziło o termometr, a i tutaj podchodziła do niego ze sceptycyzmem jak do kiepsko działającego urządzenia.

Bezimienny ze spokojem przyglądał się najpierw wygłupom, a później milczeniu jakie zasiało się pomiędzy smoczycę a ognistą dziewczynę. Trudno z resztą by robił to inaczej. Zbroja wręcz roztaczała wokół aurę spokoju i o dziwno niezmienności. Brak cielesnej formy i typowych dla niej podświadomych odruchów w wielu sytuacjach był wręcz zalecany. Nikt samym wzrokiem nie mógł odgadnąć co działo się wewnątrz tego niezwykłego osobnika. Zmiany w pokoju również nie wywarły żadnego wrażenia na dziecięciu czasu. W sumie mógłby w ogóle nie reagować. Jednak czysta chęć zaspokojenia własnej ciekawości wzięła górę.
- Jest tam kto? - zmiennokształtny korzystając z faktu, że Ryo i Sharr patrzą na siebie, pomachał im jednocześnie dłonią przed oczami.
- Tak, ja jestem - Ryo spojrzała na przemienioną rękę Bezimiennego. - Mam jeszcze twoją rękę wpierdolić czy jak? Po co nią machasz przed moim nosem? - spytała monotonnym głosem, uśmiechając się ze spokojem.
- Jestem niejadalny. - odpowiedział na pierwsze pytanie spokojnym głosem. - Wiesz nie w każdym stanie odbiera się wszystkie bodźce. A wy najwyraźniej się wyłączyłyście. Na dłużej. Coś się stało?
- Mała awaria związana z moim wewnętrznym Chaosem. Sytuacja jak najbardziej pod kontrolą - zawiadomiła stoickim głosem. - Och, jeszcze pozostało parę szarańcz do zjedzenia - sięgnęła po nie, po czym skierowała paczuszkę z pieczonymi owadami w kierunku Bezimiennego, jakby chciała go poczęstować. - Robaczka?
Kultura, a może i nie kultura wymagały, by propozycję przyjąć. Bezimienny wziął do ręki jedną szarańczę. Zbroja ukryta pod płaszczem nawet na moment nie zmieniła swojego kształtu. Nie pojawiły się żadne usta czy coś w tym stylu. Mimo to pieczony owad z każdą mijającą chwilą znikał. Przekleństwo zmiennokształtnego w tym czasie pokryło się jakby pancerzem szarańczy i… nie tylko pancerzem.

- Mogłabyś opisać smak tego jedzenia? Bez nawiązywania do smaku innych potraw?
- Kurczakowe - po chwili przypomniała sobie o obecności Eggo. - Em, znaczy się - nie wiem… - zmieniła zdanie. - W smaku trochę przypomina masełko i bażan… eeee… Poddaję się! Jeden zero dla ciebie, Bezi.
- Wybacz, ale nie odczuwam smaku tego co je… wchłaniam w siebie. Takie dolegliwości ma brak własnego ciała. - zmiennokształtny zamyślił się na chwilę. A smakowanie potraw musi być przyjemne. Nie mylę się?
- Bardzo - stwierdziła Ryo. - Tak samo jak dotykanie… też ponoć jeszcze przyjemniejsze… ponoć…
- Nie wszystko można mieć w życiu. Chociaż wydawać by się mogło, że coś tak podstawowego jak zmysły ma każdy. Ale chyba w tych kwestiach jest tak, że jak się czegoś nie ma to ma się coś innego lepiej rozwinięte.
- Iaa… - z jakimś bólem się zgodziła z pancernym. Nawet cholera nie wiedział, jak bardzo miał rację.
- Dla mnie wszystko co mnie otacza jest jedynie porcjami energii. Chociaż zdarza się, że mając ciała innych jestem w stanie poczuć namiastkę zmysłów to w dalszym ciągu mój umysł rozróżnia jedynie energię. I nie pytajnie mnie skąd wiem jak wyglądacie. Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
W tym czasie jaszczurka dojadła swoja porcję i z zafascynowaniem przysłuchiwała się kolejnej skomplikowanej - dla niej - rozmowie jej przyjaciół. Usadowiła się na ramieniu Ryo, przesyłając jej tony ciepłych uczuć. Skoro nie mogła dać jej odczuć fizycznej bliskości, to starała się przekazać tę mniej zauważalną, ale równie ważną.
- Jeżeli twoja zbroja imituje w jakimś stopniu ciała innych, to może stąd to się bierze? Może wszystko jest energią, tylko różni się formą? - dywagowała Ryo, głaszcząc Sharrath jak własnego, puchatego kota. - Ale ja się nie znam na “magii”. Nawet nie wiem, jak wyglądają zajęcia w takich szkołach dla magów, więc po cholerę będę zabierała głos na zajęciach dla shinsoistów. Ale jeżeli podeprzeć się teorią, że wszędzie jest Shinso, wszystko zbudowało Shinso… może stąd to wszystko?
- Jeśli taka jest teoria, to może będę mógł nauczyć się dostrzegać energię płynącą w otoczeniu. Nie tylko tą którą “widzę”. - zastanowił się na głos Bezimienny. - Tak, to chyba byłoby pomocne. Jak sądzicie?
- Tak sądzę. Ciężko mi jednak to wszystko udowodnić. Ale trzeba będzie spróbować tak do tego podejść.
- Tak, to chyba główny problem na linii teoria-praktyka. Jak coś jest w teorii, to w praktyce może w ogóle nie istnieć, lub nie zgadzać się z teorią. A praktyka wymaga bardziej doświadczenia niż teorii. Świat jest skomplikowany. A wieloświat niemal niemożliwy do… hm… ogarnięcia.

- Wieloświat nie jest możliwy do ogarnięcia przez nas - Ryo zgodziła się z kolegą.- A ja że jestem nastawiona bardziej na praktykę, to masz ci nóż - błysnęła “bagnetem” przed “oczami” Bezimiennego. - i trutki.
- Są to narzędzia o wiele skuteczniejsze niż teoria. Chyba, że pozwoli się komuś wygłosić w pełni daną teorię. Wtedy jest to narzędzie masowej zagłady, a przynajmniej masowy usypiacz. - w głosie nosiciela lustrzanej zbroi można było wyczuć nutkę radości.
- Masowy usypiacz, taaa…? - w dłoniach Ryo pojawiła się fiolka z czerwonawą zawartością. - This is Poison, Noname. Poznajcie się bliżej - podsunęła pod “oczy” pancernego.
- Co to konkretnie robi? - zapytał Bezimienny, biorąc delikatnie buteleczkę do ręki.
- To jest masowy usypiacz - wyjaśniła Ryo. - Usypia masę na amen-amen.
- Skuteczne narzędzie w odpowiednich rękach. Chociaż trochę… nieuczciwe.
Ostatnie zdanie dać mogło mgliste pojęcie o naturze Bezimiennego. Była to dziwna natura. Miała wyraźne rozróżnienie na zabić sztyletem wbitym w serce, a zabić zatrutym sztyletem wbitym w ramię. Z pierwszym nie miał specjalnych wyrzutów moralnych. Przed drugim się poważnie wzbraniał.
- A uważasz, że podjebanie innym listy do testu i oszukiwanie tego typu w wykonaniu Cienia i spółki z ograniczoną odpowiedzialnością jest uczciwe? - spytała stanowczym głosem, jakby nie rozumiała rozterek zmiennokształtnego.
- Nie jest. Ale nie musimy zniżać się do ich poziomu… bez wyraźnej potrzeby. - ton głosu świadczył, że jeśli będzie odpowiedni powód, to narzędzia użyte do pokonania wroga nie mają znaczenia.
- Tu jest potrzeba. Z nieuczciwymi nie można i nie powinno grać się uczciwie. Potrzebny jest ktoś im, kto utrze nosa w ich stylu. Lubią oszukiwanie, to niech je dostaną z nadwyżką.
- Nie ważne są metody. Ważny jest efekt… Tak mnie przynajmniej uczyli, ci którzy stworzyli zbroję.
- Noooo efekt też będzie, jeśli się tego odpowiednio użyje - wskazała na fiolki z silną trucizną.
- Chyba jednak wolę tradycyjne metody likwidowania problemów. Na mniejszej liczbie rzeczy trzeba się znać. Ale jeśli zajdzie taka potrzeba mogę i użyć trucizny.
- Do usług. - W tym momencie ATSy wszystkich obecnych w pokoju przeszły w tryb widzialny i zaczęły pobłyskiwać.

- Panowie, pojawiły się mapki z lokalizacją strażników. - Ryo pierwsza skojarzyła fakty. Z jej ATSa wyświetlały się po kolei sylwetki robotów. Nie wiadomo było, jakim cudem Ryo operowała nim bez pomocy wypowiadanych na głos komend - sama też nie miała pojęcia, jakim cudem jej to wychodzi. Po prostu - nie myślała na tym dlaczego.
- ZWIADOWCA - pokazała pierwszą sylwetkę strażnika. - Strzela z niego błyskawicami, toteż - wyciągnęła butelkę etanolu. - zamierzam zainicjować rozpier... er, zabawę. Ale uważać trzeba, bo może walnąć błyskawicami. Ma gdzieś 7 łokci wzrostu, może więcej. Strzela błyskawicami, więc szybki rzut etanolem by wystarczył. Ale nie da rady tak do niego podejść, może użyć takiej sztuczki jakiej używa Zuu do teleportacji. Eggo lub Sharrath - wskazała na najmniejszych członków drużyny. - to byłaby robota dla was. My najpierw odwrócilibyśmy jego uwagę. Ja wyczarowałabym ścianę ognia wzdłuż jednej ścieżki, a Bezimienny wzdłuż drugiej ścieżki. Wówczas Strażnik pójdzie do jednej z części. Aidan postrzeli mu oczy, a wy wówczas ciśniecie w jego łeb butlę etanolu. Ewentualnie można byłoby go spróbować wepchać do basenu w razie, gdyby obstrzał się nie udał.
- ŁOWCA: ciężki i duży. Kojarzy mi się z Glacialem. Jest powolny i trzeba uważać, by nie walnął w podłogę albo co gorsza w nas. Tak to wydaje się w miarę prosty do pokonania. Wystarczy wykorzystać te szczeliny w jego zbroi i uderzać w nie. To są jego słabe punkty. Nie ma prawdopodobnie żadnych magicznych ataków.
- LATARNIK: Sharrath może spróbować się z nim pościgać. Prawdopodobnie Latarnik użyje tych swoich lampionów do obrony lub ataku. Możemy spodziewać się, że cały sęk będzie tkwił w szybkości bądź ilości tego robota. Duży na jakieś 4-5 łokci. Proponuję pokojowo potraktować go ogniem. Znajduje się w ogrodzie - to wykorzystamy to do pokonania wroga.
- SHINSO ma zasięg tylko na placu. Proponowałbym udać się w stronę schodów najbliższych pokojom i tam się przyczaić. Powinniśmy słyszeć, widzieć jak ktoś startuje do 4 i 2 i mieć dostęp do niższego piętra. - oznajmił Bezimienny.
- Shinso może być trudny… pod warunkiem że nie rozwalimy jego celownika, oczu i broni. Nie ruszy na nas - kontynuowała Ryo. - ale posiada broń… ciężkiego działka. Cały widz w tym, żeby Aidan uszkodził celowniki, a potem ogniem, czasem bądź etanolem i szybkością żebyśmy załatwili tego strażnika.
Po chwili zanudzania… to jest strategizowania i analizowania przeciwników, miejsc i akcji, Ryo palnęła takie pytanie:
- Ma ktoś jeszcze jakieś pytania?
Wnet dodała, jakby o czymś zapomniała:
- Dbajmy o to, by otrzymać jak najwięcej platynowych kuponów, ponieważ w razie przegranej nikt nam ich nie odbierze, a poza tym zarobimy 2 tysiące kredytów na łebka. Nawet jeśli przegramy, one nie pójdą w posiadanie przeciwników. Natomiast czarnego biletu musimy się wystrzegać jak najbardziej. Wepchać przeciwników na teren strażników i flankować ze strony wyjścia z terenu Strażnika. Ostatecznie, postarajcie się zanihilować resztę zawodników, byleby ktoś z nas został. Nie przejmujcie się biletami wtedy, bo i tak na jedno wyjdzie, jak chodzi o punktację. Dbajmy tylko o jak największą ilość zwycięstw, srebrnych kuponów i o to, by walczyć do końca. Oczywiście pamiętajmy, że możemy się poddać, ale jednocześnie zostanie to zaliczone jako porażka.

- Co do pokonania przeciwników możemy wykorzystać do tego moje zdolności czasowe. - powiedział po krótkiej chwili Bezimienny - Będziemy potrzebować jednak jakąś osobę, która będzie dobijać tych, którzy będą pod wpływem moich mocy, bo sądzę, że samemu nie nie dam rady tego zrobić. Taka osoba musiałaby nie mieć biletów byśmy nie ryzykowali, że niebieski bilet będzie w rękach tego kto ma czerwony.
- Dokonamy przesiewu w odpowiedni sposób. Jedni z was będą osłabiać wrogów, zaś ja mogę służyć za miserykordie. Draugdin będzie posiadał czerwone bilety, w odpowiedniej chwili przekaże je istocie posiadającej czerwone kupony poprzez kapitulację z walki. Będzie naszą tarczą. Ja będę zbierać niebieskie, będę palcem bożym. Jeśli nie zapomnę, będziemy się wymieniać kuponami w zależności jak się nam trafi. Niech ojciec Fatum nas prowadzi szczęśliwie, towarzysze. A rewolwer, katana, noże, shurikeny, czas i ogień niech stworzą wieczne przymierze - oddała honor kompanom nożem. - Błogosławieni ci, co nie będą pierdolić się z przeciwnikami.

"Ścieżkę człowieka prawego ze wszech stron otacza
Niesprawiedliwość samolubnych
I tyrania złych ludzi.
Błogosławiony, kto w imię miłości bliźniego i dobrej woli
Prowadzi słabych przez dolinę ciemności,
Bo prawdziwie strzeże on brata swego i odnajduje dzieci zaginione.
I uderzę z wielką pomstą i zapalczywością
Na tych, którzy braci mych otruć i zniszczyć próbują.
I poznacie, że imię me Pan,
Gdy uczynię pomstę moją nad wami". ~Ezekiel 25,17
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline