Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2013, 12:19   #13
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pięść Francisa wystrzeliła i uderzyła pieprzonego optymistę w ramię. To był sygnał, którego Ashley nie znosił, ale który rozumiał bez słów. Zapiszczały hamulce, dobrze że o tej porze na ulicach ruch był znikomy. Nim samochód całkiem się zatrzymał, Francis już wychylał się przez pośpiesznie otwarte drzwi i opróżniał żołądek z toksycznej zawartości. Chwilę to trwało. Jak przez mgłę do świadomości mężczyzny docierały pulsujące, mordercze dźwięki klaksonów.
W końcu nie było już czym wymiotować. Francis wytarł usta dłonią zanim Ben zdołał wyciągnąć jedną z tych pedalskich wilgotnych chusteczek. Pisarz zmarszczył czoło, ale przyjął ofiarę i użył jej by pozbyć się resztek wczorajszej nocy. Zatrzasnął drzwi, wypieprzył pachnącą mydłem i wymiocinami chusteczkę przez okno i odchylił się w fotelu, jęcząc przeciągle. Irytujące pipczenie oznajmiło, że musi zapiąc pas. Zrobił to, pod protestem. Ruszyli.
- Chcę - mruknął wreszcie, rzucając badawcze spojrzenie przez ramię. Kot był zupełnie inny niż ten poprzedni, ale kto to kot. Leniwe koła w umyśle pisarza zaczęły się poruszać. Miał chyba stara kuwetę Sierżanta i jakieś zabawki. Ale będzie potrzebował żwirku i tego, jedzenia, i więcej zabawek. Drapak! Będzie potrzebował drapaka, albo dwóch. Nie żeby kot nie mógł drapać jego mebli. Na pewno spodoba mu się ta stara skórzana kanapa i…
- Zatrzymaj samochód - kolejny raz pięść Francisa dała Benowi sygnał do działania.
- Co… - irytacja agenta była subtelna, a dla niewtajemniczonych wręcz niezauważalna. Francis się nią jednak nie przejmował. Wyskoczył z samochodu i wyciągnął transporter z tylnego siedzenia. Nachylił się do okna.
- Muszę spadać - uśmiechnął się szeroko i uderzył w dach samochodu otwartą dłonią - Powiedz M, żeby się tak nie przejmowała.
Podniósł transporter na wysokość zaskoczonej twarzy Bena.
- Pożegnaj się z Benem - zawzięty syk wywołał śmiech pisarza - Już go lubię. Cześć…
I energicznym krokiem oddalił się od swego upierdliwego, acz wielce kompetentnego agenta.
- Francis! - rozpaczliwe wołanie odbiło się od jego uszu i uleciało gdzieś, gdzie składuje się wszystkie zignorowane słowa.
- I powiedz jej, że jak cię zwolni, to już jej nic nie napiszę! - odkrzyknął znikając w krętych bocznych uliczkach miasta.


Po dwóch godzinach wytężonego zakupoholizmu Francis wylądował wreszcie w domu - wraz z naręczem zabawek i żarcia, trzema rodzajami żwirku, czymś co robi boop, dwoma drapakami, mięciutkim kocykiem i torbą chińszczyzny na wynos.
Usadowił się na dywanie i postawił przed sobą transporter.
- Hej - powiedział i ocenił stan kota na roztrzęsiony - Hmpf.
Zagryzł kciuka. Miał nie obryzać paznokci, ale nikt nic nie mówił o tych upierdliwych skórkach.
- Ok, pora wyjść. Poznać bazę i tak dalej… - mruczał, miał nadzieję uspakajająco, otwierając transporter i wyłuskując z niego puszka. Kot miauknął żałośnie, ale nie rzucił mu się na twarz, by złożyć w nim jaja, co Francis ocenił jako bardzo dobry znak.
- Hej, jak ci wisi? - Major wylądował na kolanach pisarza i z pewnym niepokojem odebrał pierwsze nieśmiałe pieszczoty - Hum, lubisz to, suko, huh?
Jedną ręką wciąż masując czarną bestię, sięgnął po kurczaka kung-pao.
- To pewnie też polubisz - zapewnił kota, wyławiając dla niego kawałek kurczaka.
- Tak - z zadowoleniem obserwował, jak jego nowy pupil wcina podawane mu cymesy.
- Nazwę cię Major - stwierdził, kiwając głową z aprobatą dla tego konceptu. - I będę cię kochał i pieścił…
Zadzwonił telefon. Czy on miał telefon? Mógłby przysiąc, że go rozwalił. Przytrzymując swego puchatego wojownika, zwlókł się z dywanu i odszukał aparat. Przebłysk geniuszu japońskich inżynierów informował go, że dzwoni Amanda. Ciekawy, czy pofatygowała się osobiście odebrał.
- Mhm? - zapytał, zanurzając twarz w miękkim czarnym futrze. Major mruczał. Francis mruczał. Amanda była zdziwiona.


- Underwood? - chciała się upewnić.
- Ta…? - Francis ułożył się na wysłużonej kanapie, która była mu towarzyszką od kiedy sprowadził się do miasta i mieszkał w wynajętym pokoju nad włoską restauracją w China Town. Major rozłożył mu się na brzuchu i grzał, jak mały kaloryferek. Pisarz drapał kota za uszkiem. Czuł, jak zbliża się sen.
- Francis - w głosie Amandy dało się wykryć ostrzegawcze tony - Byliśmy umówieni…
- Coś mi wypadło - odpowiedział niechętnie. Oczy już mu się zamykały.
- Francis, to ważne… - stanowcza i uparta. Podziwiał ją, czasem, kiedy akurat jej nie nienawidził.
- Jak to takie ważne, to możesz wpaść - zaproponował z pogranicza snu i upuścił słuchawkę.
- Francis… - wołała Królowa Kier, ale Francis już odjeżdżał w stronę wschodzącego księżyca na grzbiecie mruczącej z zadowolenia czarnej pantery wciśniętej w mundur konfederacji.

Stray cat strut...
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 19-12-2013 o 12:29.
F.leja jest offline