- Faktycznie - Marco pokiwał głową patrząc w holofon JP i przy okazji zaglądając jej w dekolt. - Za szybko sprawdzałem, nie jestem za dobry w internetach - przyznał, krzywiąc się. - To gdzie jedziemy najpierw? San José del Fragua i El Paulij, dzielą dwie godziny jazdy. Nie tak daleko. Jestem przeciwny rozdzielaniu się. Jeśli natkniemy się na siostry lub Almeidę może będzie trzeba działać szybko i wszystkimi siłami.
Skończył mówić akurat, gdy do pokoju wparował nieco sponiewierany Buck, niosąc godną siebie pizzę. Ruiz poczęstował się chętnie. Jak wszyscy Kolumbijczycy największy apetyt miewał wieczorem. Zdążyli zjeść i szykowali się z Buckiem do wyjścia, gdy Marco dostał wiadomość, którą pokazał od razu reszcie.
- Takiego wała - prychnął do holofonu, po czym oznajmił: - podroczę się z nimi trochę.
Ruiz odpisał, czytając innym na głos, to co wystukiwał na klawiaturze:
"21-sza, teraz nie dam rady się wyrwać bez wzbudzania podejrzeń. A bez broni po Neivie się nie poruszam i wam radzę to samo
"
Przed wyjazdem obficie usmarował błotem tablice rejestracyjne wozu, by nie dało się odczytać, że są z Bogoty.
***
Marco obserwował z auta zamykającego lokal fryzjera i okupowany przez motocyklistów bar po drugiej stronie ulicy.
- Chodź ze mną - powiedział do Bucka. - Jeśli ci amatorzy jankesów nas śledzą, to wyjaśnię im potem, że robiłeś swoje niecne jankeskie interesy, a ja asystowałem.
Wysiedli z samochodu i podeszli do palącego fajkę fryzjera.
-
Buenas noches, señor Reyes - powiedział Ruiz, wyciągając dłoń na powitanie. - Pozdrowienia od el Gatto. Jestem Marco, a to mój jankeski znajomy, Buck. Kociarz wspomniał, że może pan znać odpowiedzi na pewne nasze pytania - nie chcąc pośpieszać fryzjera z paleniem fajki, Ruiz sam odpalił papierosa.