Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2013, 22:25   #67
harry_p
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Grupa Kawki prowadzona przez dwóch „nowych” wyszła na szeroką brukowaną ulicę przecinającą miasteczko, kiedy wlekąc się powoli w końcu w zasięgu wzroku pojawił się most Rubus odłączył się od grupy.

- Stąd już traficie. Ale jak wrócę krewni będziecie mi za gorzałę
- Zwrócił się do wieśniaków Potem rozejrzał się za Cesco który został w tyle.- Eee… Chodź pomożesz mi z tamtym rannym. - Zwrócił niepewnie do Francesco nie bardzo wiedząc czy mu “Panować” czy też nie.

Nie czekając zbyt długo chłopak ruszył wyciągając nogi do zrujnowanej karczmy, tam gdzie zostawili postrzelonego chłopa. W kilka uderzeń serca minęli roztrzaskane drzwi lokalu na wdechu przeszli obok alkierza ze starą kapustą.

Ten który został pilnować pechowca przeniósł go pod ścianę i oparł plecami o grubo ciosane belki chlewika.

- Mógł wybrać czystsze miejsce i do jasnej cholery zostać i go pilnować –
rzucił ni to do siebie ni do czarodzieja.

Rubus przyklękną przy rannym najpierw policzył oddechy potem ostrożnie obmacał i obejrzał ranę i opaskę uciskową którą wcześniej założył. Gdy odchylił poły kaftana ranny jękną, otworzył oczy zadygotał i nieprzytomnie spojrzał na guślarza. Krew nadal przesiąkała, niemniej opatrunek trzymał i tylko dlatego nieszczęśnik jeszcze żył.

- No będziesz żył. Zaraz się tobą zajmiemy. – powiedział uspokajająco chłopak. – Jak ci na imię? - Zaczął zagadywać go i jednocześnie rozkładać narzędzia do udzielenia mu konkretnej pomocy.
- Aa… Alfred… - odpowiedział słabo
- No to Alfred pozszywamy cię obandażujemy a za miesiączek będziesz zdrów jak ryba – Kontynuował rozkładanie narzędzi.
- A ten co został to kto?
- Guuunter. Był tu. Czeekał… ale zamknąłem oczy… Jak otwarłek już goo nie było. – wysapał.
- No już starczy. Odpoczywaj. – Uciszył go widząc że nawet mówienie go męczy i że zbladł jeszcze bardziej.

Skończył rozkładać swoje narzędzia medyczne. Rozejrzał się po placu w poszukiwaniu naczynia w którym mógł by zapalić spirytus do wypalenia igieł oraz noża. Zamiast naczynia znalazł jednak ślady nie tylko trójki która pobiegła za strzelcem ale również Guntera tyle że zamiast za resztą wiodły z powrotem do karczmy.

- Następny ochlej. Tym razem zamiast kapusty poszedł pewnie flachy poszukać. Zaraz wracam.

Rubus podbiegł do zrujnowanego budynku poszukać czegoś co nadało by się na prowizoryczny tygielek. Znalazłszy gliniany lekko obtłuczony garnuszek już miał wraca ale jego uwagę przykuły błotniste ślady naniesione z podwórca.

- Gunter ochlapusie kumpla w potrzebie zostawiać!?

Zawołał gniewnie. W odpowiedzi usłyszał tylko jakieś hałasy z piętra. Poważnie zaniepokojony wychylił się na podwórzec i dał znak Cesco. W duecie zawsze raźniej a w hałasach dobiegających z piętra było coś… niepokojącego.

Idąc za błotnistymi śladami weszli na piętro. Guślarz nerwowo przełkną ślinę ponownie wchodząc na piętro gdzie parszywe mutanty urządziły sobie legowiska. Wytarł spoconą dłoń o spodnie i wyciągną siekierę.

„Przecież sprawdziliśmy te pokoje. Były puste. I legowisko tego zabójcy też. Kobieta… ale przecież nie mogła ożyć.”

Ponure rozmyślania towarzyszyły mu aż do chwili gdy w jednym z pokoi dostrzegł ruchomy cień jakieś chrobotanie. Skradając się możliwie najciszej podszedł do futryny i ostrożnie wyjrzał. Żałował że nie jest z nim piątka chłopów jak wcześniej ale już sama obecność Cesco dodała mu na tyle otuchy że jako pierwszy wyjrzał zza winkla.
Na krześle przy oknie siedział Gunter i wyglądał na uliczkę. Przez jedno uderzenia serca miał nadzieję że wieśniak się po prostu wygłupia ale porzucona dzida i brunatna plama pod krzesłem chłopa nie dawał złudzeń. Ostrożnie wszedł do pokoju. Co rusz oglądając się na okno na podłogę czy nawet na Cesco czy nie zostawił go samego podszedł do chłopa. Dokładniejsze oględziny zjeżyły włos na głowie Guślarza. Liczne pogryzienia, sińce zadrapania a ostatecznie skręcony kark świadczyły że denat nie miał lekkiej śmierci. Obrazu grozy dopełniały ślady bosych stóp odciśnięte w krwi. Zwłaszcza że jedyne bose stopy jakie pamiętał należały do uduszonej kobiety. Całaość zprawiła że Rubus z całego serca zapragną opuścić pokój, karczmę i w ogóle to miasteczko. Odwrócił się akurat by zobaczyć wychodzącego z pokoju Cesco. Bez ociągania podążył za nim zabierając ze sobą dzidę Guntera.
Nim jeszcze wyszedł z pokoju już wiedział co zastaną a w zasadzie czego nie zastaną w pokoju strzelca zwłaszcza że od dobrych paru chwil czuł dziwne swędzenie między łopatkami zupełnie jakby ktoś mu sie intensywnie przyglądał. Ścisną silniej drzewce wchodząc jako drugi do pokoju. Gdy zastali puste łózko przełkną głośno gulę która nagle wyrosła mu w gardle.

- Co na święte rogi Taala się tu wyprawia. Wracajmy do Alfreda bo za chwile będziemy mieć kolejnego trupa.

Z tymi słowy zawrócił na podwórze karczmy. Prawie zbiegł ze schodów. Szybko przejrzał porozkładane utensylia. Napełnił zaimprowizowany tygielek spirytusem i używając krzesiwa zapalił. Położył rannego na wznak. W moździerzu roztarł małe czerwone kwiatki i papkę podzielił na dwie części. Z płaszcza wyciągną nieobrobiony kawąłek drewna i wcisną mu między zęby. Rozciął ubranie i opatrunek wokół rany, najpierw przemył wodą a następnie spirytusem. Ostrożnie rozciąć skórę przy dziurze wlotowej by wyciągnąć pocisk. Nie mając odpowiednich narzędzi najpierw palcem namacał pocisk i pomagając sobie noża i wyciągną ołów. Pomimo osłabienia Alfred szarpną się jak ryba wyciągnięta z wody gdy guślarz wsadził w ranę palec gdy poruszył kulą zemdlał. Pozbywszy się ciała obcego najpierw opalił nad ogniem igły potem zanurzył w alkoholu i nawlekł nić z końskiego włosia. Ponownie przemył ranę wodą i zaczął zszywać tkanki najpierw mięśnie delikatnie nałożył niewielką ilość papki z kwiatków zszył resztę rany obłożył obficie resztą leku. Odczekał chwilę i delikatnie nacisną ranę. Alfred jęknął ale z rany nie pociekła krew. Rubus odetchną głęboko.

“Szwy trzymają i zioła zadziałały nie tsza przypalać. Teraz wszystko zależy od organizmu.”
Test:
zastosowanie ziół 01 sukces
leczenie 87 porażka

- No to wszystko co mogę dla niego zrobić. Zemdlał stracił kupe krwi. Ale przynajmniej już się nie wykrwawia. Ciężko go teraz ruszać. Może gdzie znajdzie się jaka taczka albo Paweł ze swoimi rębajłami wrócą. Jak nie samemu będziemy musieli go nieść.

Zwróciłem się do Cesco myjąc ręce, narzędzia i pakując wszystko do torby.
 
harry_p jest offline