Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2013, 22:46   #37
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Sophie złapała za pistolet i rzuciła się do drzwi. Chciała wezwać pomoc, nie być z tym sama...
Po otworzeniu drzwi, zobaczyła odrapaną tapetę na ścianach i odpadający tynk z sufitu. Oraz podłogę wręcz niewidoczną spod robactwa wypełniającego korytarz. Tymczasem za sobą słyszała dźwięk rozcinanego materiału, coraz donośniejszy.
Osoba uwięziona w łóżku uwalniała się, chichocząc jak szaleniec.
Fotografka odwróciła się w stronę łóżka z materaca którego ktoś, lub coś, próbował się wyciągnąć. Wymierzyła w tamtym kierunku, po czym oddała dwa strzały.
Kule przebiły materiał... i zabarwiły go na czerwono, ale ów osobnik zaśmiał się maniakalnie i rzekł wysokim acz męskim głosem.
-Skarbie... kule? Gdzie tu dreszczyk podniecenia?
- Odejdź, zostaw mnie albo... Strzelę znowu! - krzyknęła trochę nieskładnie mierząc z broni.
-Zabawna jesteś. Jakby twoja broń mogła mi zrobić krzywdę. Zrobiłaś się nudna kochanie. Bardzo nudna.- odpowiedział szaleńczy chichot.
I osobnik zaczął wydostawać się z łóżka.
Nosił na sobie szary dres z kapturem, obecnie czerwony poniżej klatki piersiowej, bowiem trzy postrzały w brzuch barwiły ubranie na czerwono.
Sophie oddala jeszcze dwa spanikowane strzały, po czym nie bacząc na robactwo wybiegła z pokoju chcąc się wydostać na zewnątrz. Przynajmniej okazało się, że robactwo nie gryzło, ale to nie sprawiało, że całe przejście było mniej nieprzyjemne.
-Gdzie uciekasz kochanie! Zabawmy się jak za dawnych dobrych lat.- osobnik krzyknął za nią.
Sophie biegła do schodów, waląc pięściami w każde napotkane drzwi, rozglądając sie za kimkolwiek. Chciała znaleźć kogoś lub wydostać się z budynku
Osobnik czy też potwór ruszył za nią, chichocząc maniakalnie i wrzeszcząc.- Bawimy się chowanego czy w berka ?
Drzwi się otwierały ukazując jednak rozlatujące się wnętrza i... zamordowane ofiary.. powieszone, zadźgane, zastrzelone. Przy schodach Sophie poślizgnęła się na robalach i spadła z nich w dół staczając się. Tylko cudem wyszła z tego poobijanym ciałem, a nie rozwaloną głową czy złamaniem. Za to... niestety wśród robactwa zgubiła pistolet.
-No...skarbie... porozmowiajmy.- szaleniec stał na szczycie schodów, gapiąc się na nią. Jego twarz po zsunięciu kaptura wyglądała nieludzko. A na dole nie było nikogo. Podłoga usłana robalami. Dziewczyna mogła albo wybiec na zewnątrz motelu, na parking, albo... w kierunku kuchni.
Nie chciała zostawać ani chwili dłużej w tym motelu. Dodatkowo miała nadzieję spotkać kogoś na zewnątrz... Żywego. Wstała gwałtownie i rzuciła się do drzwi.
Na parkingu nie było żywej duszy. Były za to samochody z lat sześćdziesiątych.
Nie było jej samochodu. Znikł jak kamfora. Miasto też wydawało się opustoszałe i wymarłe. Ulice były brudne, budynki zaniedbane, niektóre chyliły się ku ruinie. Elektryczność ledwie działa.
Sophie dostrzegła w migającym blasku lamp oświetlających dziedziniec, że za kierownicą jednego z samochodów, starego buicka z kalifornijską rejestracją ktoś siedzi. Ten ktoś okazał się martwy. Jego głowę odrąbano i dla zabawy umieszczono z powrotem karku. Niemniej drzwi do samochodu się otwierały, kluczyki tkwiły w stacyjce. A kontrolka wozu wskazywała pełny
Sophie nie myślała wiele. Była zbyt przerażona, aby zostawac na miejscu, w którym jedyne co może ją czekać to śmierć. Wyciągnęła zwłoki z samochodu i sama zasiadła za kierownicą, po czym uruchomiła samochód. Nie wiedziała gdzie jechać, wiedziała tylko, że byle dalej stąd. Przecież ktoś musi tu być! Policja może?
Samochód zarzęził jak gruźlik przy pierwszej próbie uruchomienia. Ponownie przy drugiej... szaleniec wybiegł już na parking, gdy wreszcie rzuszyła z miejsca i zaczęła wyjeżdżać w kierunku ulicy.
Sophie docisnęła pedał gazu i skierowała się w stronę ulic, które zawsze były zatłoczone. Nie obchodziło ją teraz jak musi wyglądać w szlafroczku za kierownicą samochodu. Nie rozważała teraz tego, co widziała mając za cel dotarcie do innych ludzi, znalezienie pomocy, ale... czy mogła zaprzeczyć temu wszystkiemu? To było nierealne! Ten szaleniec, ci zamordowani ludzie... Stan miasta... W jakim świecie się obudziła?
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline