Reyes powoli skinął głową, nie odrywając wzroku od znajdującego się naprzeciw baru. Pyknął kilka razy z fajki, wypuszczając ładne kółka, oznaczające lata wprawy. Nie odpowiedział od razu, tak jakby wszystko robił niespiesznie.
- To ostatni taki ładny wieczór. Zbiera się na deszcz. Spóźnione są w tym roku, znów gadają, że klimat się zmienia.
Nie zwracali na siebie uwagi, stojąc w zaciemnionym miejscu. Ci z baru zainteresowani byli sobą, żadnego ogona nie wypatrzył ani Marco, ani Buck. Tymczasem usłyszeli jakieś odgłosy z kierunku przeciwnego do tego, z którego przybyli. Renato nadal niewzruszenie robił swoje, słuch miał jednakże niezły.
- Oho, idą. Dziś przegrali, to są wkurzeni. Robią dużo zamieszania, to dobry moment.
Nie sprecyzował co miał na myśli, za to jego wzrok przesunął się na SUV-a należącego do Ruiza.
- Ładny samochód. Ale jankeski. Ja nic do tego nie mam, ale inni?
Cała rozmowa toczona była w tutejszym języku, więc Kazinski niestety niewiele rozumiał. Jednak słowo "jankeski" brzmiało znajomo.
Mężczyzna w recepcji nadal oglądał telewizję. Wyciszył ją, nie próbując walczyć z dudniącą muzyką, która nie dość, że nie milkła, to jeszcze ktoś chyba podkręcił basy, bowiem szyby drżały nieco mocniej.
- Dwóch tutejszych mężczyzn, dwie nietutejsze dziewczyny. To się zdarza, co jakiś czas. Nie grają za długo. Oni potem… - nie dokończył, zdając sobie może sprawę z kim rozmawia i jak jego rozmówczyni jest ubrana. - Rano wyjeżdżają. Niebezpiecznie im przeszkadzać. Wracają tu co jakiś czas, zawsze z innymi kobietami. Nie interesuję się tym co robią. Panienka też nie powinna. A duży przyjaciel może wróci, gdy już muzyka będzie cicho. Później nie są tacy głośni.
Wrócił do oglądania, wyraźnie odcinając się od jakichkolwiek prób wgłębiania się w tę sytuację. Na zewnątrz Paula widziała kilka samochodów, więc pewnie w motelu znajdowali się także inni goście. Nietrudno było zgadnąć, że to właśnie
najdroższy z wozów należał do nowo przybyłych.