- I po co drugim przejdą - filozoficznie zgodził się z tym rozumowaniem Reyes, kiwając głową. Ani drgnął, pykając sobie spokojnie z fajki.
- Ja tu muszę żyć. A oczy są wszędzie. Przeparkuj, jak wolisz. Ale ja stąd się nie ruszam - jego wzrok przesunął się niemal leniwie na Bucka, mierząc go spojrzeniem. Mówił jednakże ciągle do Ruiza.
- Jak będą szli, wtedy wejdźcie. Będzie zamieszanie, skorzystajcie. Teraz sobie idźcie. Nie mogą zobaczyć, że trzymam z wami.
Odgłosy zbliżały się. Były to najwyraźniej jakieś śpiewy, prawdopodobnie stadionowe przyśpiewki. |