Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2013, 14:17   #177
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 21:06 czasu lokalnego
Czwartek, 17 grudzień 2048
Pokład kontenerowca, gdzieś na oceanie Indyjskim




Transporter rozpędzał się ślamazarnie, mieląc wielkimi kołami ubity piach tutejszej pustyni. Znajdujący się przed nimi pickup zdołał wykręcić i skierować prosto w ich stronę, częściowo oślepiając Shade włączonymi reflektorami. Strzelec już kierował lufę ckm-u w stronę kół, ale tym razem Kane wycelował lepiej. Pocisk wszedł czołem i wyszedł potylicą, eliminując wroga na zawsze. Kierowca odbił na bok, znowu zabierając się za zawracanie. On jednakże praktycznie nie stanowił już zagrożenia, zwłaszcza w porównaniu do dwóch terenówek, zbliżających się do nich z każdą sekundą. W ciemności panującej już nocy, światła tych samochodów sprawiały, że prawie nie dało się dostrzec szczegółów za nimi.

Ciężarówka podskoczyła i uderzyła z łoskotem o ziemię, gdy Valerie wjechała na jakąś muldę, a potem lekki zjazd. I podjazd chwilę później. Noktowizor pozwalał się jej nie rozbić, ale kierowanie w nim miało swoje minusy, zwłaszcza przy rozpoznawaniu delikatnych nierówności terenu. To jednak się nie liczyło. Arabów mieli już w zasięgu strzału. Z obu stron. Kule ponownie zaterkotały o pancerz. Angela i Blue skupiły się, gdy jakiś pocisk przebił się i zrykoszetował w środku. I następny. Zahe krzyknęła, łapiąc się za zranioną nogę. Pył i huk wypełniał całkowicie wnętrze tej stalowej puszki, którą jechali. Kane oberwał raz czy dwa, ale jego pancerz wytrzymał. Ból znów został usunięty na bok. Najemnik miał za to jeszcze zapłacić. Fox i Wig oddali po kilka strzałów, ich efekt ciężko było jednak ocenić. Tubylcy ciągle jechali. Ciągle się zbliżali. Jeanne trzęsło na wszystkie strony, ale ciągle unikała poważniejszych obrażeń. Godzina, którą mieli przetrwać, jawiła się jak jakiś nieskończenie długi czas.

Kierowca pickupa, widząc, że nie ma już strzelca ani pasażera obok, zaprzestał pościgu. Może minął mu szał i uznał, że jego życie jest ważniejsze. Albo samochód z niskim zawieszeniem nie dał rady. W każdym razie reflektory jego wozu pozostały w tyle, tak samo jak całe Mogadiszu, rozświetlane nielicznymi błyskami, oznaczającymi ciągle trwające walki gdzieś w jego głębi. Dwa jeepy jednakże ciągle trzymały się blisko i gdy Shade zaczęła podjeżdżać na niewielkie wzniesienie, którego nie szło ominąć, wreszcie dopadły ich na bezpośrednią bliskość, w której długie światła z ich samochodów ocierały się o przysadzistą sylwetkę transportera.
Za to z tej odległości, po zdjęciu noktowizorów, lub skalibrowaniu maski, którą nosił O'Hara, także tamci stawali się widoczni.
Wymiana ognia wybuchła z całą siłą.

Irlandczyk, ciągle mając najlepszą pozycję obserwacyjną, dostrzegł długą rurę oznaczającą broń przeciwpancerną. To zawsze się wyróżniało. Arab właśnie przygotowywał się do strzału, gdy trafił go pocisk. Nie zabił, ale to wystarczyło, by tamten padł. Wig cisnął C4 przez okno, a to wybuchło, wbijając tuman piachu tuż przed jednym ze ścigających ich wozów. Ten… stanął. Gdyby nie sytuacja, z pewnym rozbawieniem można by było patrzeć na wściekłość i krzyki jadących nim ludzi. Serie z karabinów, które za nimi posłali, już zabawne nie były. A walili aż do opróżnienia magazynków.
Druga z terenówek jechała jednak ciągle. Fox miał ją po swojej stronie, ale nie dość dokładnie, by wypatrzeć strzelca. Za to głowa kierowcy znalazła się idealnie w celowniku. Ułamek sekundy później człowiek ten przeszedł do historii. Prowadzony przez niego pojazd skręcił nagle i być może ten gwałtowny ruch sprawił, że pocisk, który nagle oderwał się od niego i pomknął ku ciężarówce, nie uderzył w jej bok, a tylko obok, wbijając się w ziemię i eksplodując. Szarpnęło kierownicą, a Rusht poczuła kolejny opór na kierownicy. Transporter zwolnił. Musieli uszkodzić kolejną oponę, a może nawet dwie. Mimo tego, jechali. Irlandczyk wystrzelił jeszcze cały magazynek w pozbawiony chwilowo kierowcy samochód, rozbijając przy okazji jeden jego reflektor.

Ten drugi zostawał coraz mocniej z tyłu.
Wydawało się, że się wyrwali.



Nagle zapadła cisza. Słychać było tylko szum silnika, koła mielące piach i żwir, uderzanie rozerwanej gumy z jednej opony o pancerz i dalekie odgłosy walk, po raz pierwszy w pełni docierające do ich świadomości. Adrenalina opadała, ból powracał. Ból i zmęczenie. Za wcześnie było jednak do tego, by się temu poddać. Shade prowadziła coraz dalej od Mogadiszu i wkrótce wjechali na pofałdowany teren. W ciemnościach, chociaż niebo pozostawało bezchmurne, niewiele dało się dojrzeć. Pozbawiony nowoczesnej technologii pościg miał utrudnione zadanie. Nie niemożliwe, w końcu ciężka ciężarówka zostawiała wyraźne ślady, po których podążyć mogłoby nawet dziecko. Najpierw trzeba było je jednak widzieć. A Arabowie chyba dopiero organizowali nowe środki, które pozwoliłby im dorwać ofiarę. Trochę za wolno. Minęło pół godziny, gdy Valerie zakomunikowała, że są w okolicy kopalni, osłonięci od niej jak i od drogi niewielkimi wzgórzami, całkowicie kamuflującymi sylwetkę ciężarówki. Przesłali dokładniejsze współrzędne. Przyszła odpowiedź.
"Dokładnie o godzinie 19:31:20 oznaczcie swoje położenie."

Nie działo się wiele przez ten czas. Raz zauważyli sylwetkę śmigłowca, przeczesującego teren mocnym reflektorem. Był jednak daleko, dźwięk wirników z trudem docierał do ich uszu. Jeśli to ich szukali, to miało im to zająć sporo czasu. Peter wykrzesał z siebie jeszcze tyle sił, by zaminować ciężarówkę.
Wreszcie nadeszła odpowiednia pora. W tych czasach najłatwiejszym znacznikiem był laser. Zza jednego wzgórz, jak na komendę, wynurzyła się nowoczesna sylwetka dwuwirnikowego śmigłowca transportowego, lecącego tuż nad ziemią. Zwolnił i podszedł do lądowania tuż przy ich pozycji. Wyskoczyło z niego dwóch ludzi.
- Jazda, jazda! Mają maszyny w powietrzu.
Helikopter, mimo wbijania tumanów kurzu, był niezwykle cichy w porównaniu ze starym Black Hawkiem, którym lecieli w drugą stronę. Niestety nie miał dźwigu, więc wyglądający jak żołnierze ludzie porzucili pomysł przenoszenia ciężkiego kontenera. Wzięli tylko mniejszy, ładując go pomiędzy dwa rzędy krzesełek, zaraz po tym, jak usadzili na nich już tych, po których przylecieli.

Wzbili się w powietrze, opuszczając niegościnne miasto i kraj. Za sobą zostawili kulę ognia, gdy Wig zdetonował resztkę swoich materiałów wybuchowych.



Lot przebiegał gładko. Helikopter miał wspomaganie silników odrzutowych, dzięki którym pokonywał odległości znacznie szybciej, jednocześnie ciągle pozostając w pełni mobilny, gdy sytuacja wymagała działania na małym terenie. To oczywiście całkowicie nie obchodziło uciekinierów z Mogadiszu. Kto mógł to spał. Ludzie w czarnych kombinezonach, stanowiący załogę, udostępnili im apteczki i pomogli zająć się ranami. Kto mógł to spał. Inni wpatrywali się w czerń oświetloną tylko alarmowymi diodami. Trwało to tylko trochę ponad godzinę, gdy poczuli jak zwalniają i zniżają pułap.

Na dole dostrzegli światełka, najdokładniejsze na niewielkim lądowisku, podobnie jak poprzednio otoczonym kontenerami. Prawie na pewno znaleźli się na tym samym statku, ciągle pozostającym na tutejszych wodach. Wyprowadzono ich i znaleźli się w surowo urządzonym wnętrzu, gdzie czekał na nich kapitan. W starszym człowieku z przyprószoną siwizną brodą najemnicy rozpoznali Hansa, co tylko potwierdziło, ze są tam gdzie na początku.
- Odprawę macie za dwie godziny w mesie. Do tego czasu do dyspozycji prysznice, kajuty z pryczami. Jak trzeba kogoś połatać to zgłoście się do punktu medycznego.
Podobnie jak poprzednio odszedł, pozostawiając ich samych. Płacili mu, ale to nie znaczyło, że chciał mieć z tym wszystkim cokolwiek wspólnego.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 26-12-2013 o 20:01.
Sekal jest offline