Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z dziaÅ‚u Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2013, 15:05   #171
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
O'Hara wysłuchał Wiga, spoglądając ponad jego ramieniem na wrota wyjściowe. Tak blisko, a tak daleko.
- Chcę ich najpierw zobaczyć.
Zaprowadzony do monitorów, oglądał obraz w milczeniu, w myślach licząc tubylców.
- Da radę ich zaskoczyć. Wpuścić do środka, wysadzić część, wyjechać i wysadzić resztę. Ryzyko wydaje się mniejsze od szukania alternatywnego wyjścia z tych podziemi. Co myślicie? - zwrócił się do wszystkich.
- Jestem za - stwierdził Fox. - Sprawa z kolejnym wyjściem jest mocno niepewna, w dodatku możemy znowu natrafić na blaszaki. Tu pewnie nie będzie dobrych opcji, tylko lipne. Ta jest przynajmniej na wyciągnięcie ręki - najemnik wzruszył ramionami, krzywiąc się przy tym z bólu. Zbyt gwałtowne ruchy ramion czasem teraz wywoływały taką reakcję... - W dodatku jak tak dalej pójdzie, to niedługo w ogóle nie będziemy stąd w stanie wyjść - rzucił ponuro, rozglądając się po towarzyszach i na dłużej zatrzymując się na Wigu. - Więc bierzmy to, co jest, póki jeszcze można. Nie wiem czy masz jeszcze jakieś ładunki, Peter, ale ci inni pozostawili tu ich sporo. To Twoja działka. Da radę się je wykorzystać? Zrobimy samochód-pułapkę? - Raverowi wyraźnie podobała się perspektywa wykorzystania tradycyjnej broni Arabów przeciwko im samym. - Mogłyby się nam też przydać na zewnątrz, gdy będzie trzeba czymś odciągnąć uwagę hołoty.

- Ok. Wychodzimy. - Powiedziała Shade. - Proponuję przenieść ładunki do wyjścia i przygotować uroczyste powitanie dla tubylców. Ruszamy zaraz potem. Kiedy wyjedziemy można odpalić ładunki pozostawione przez najemników Umbrelli. Poprowadzę samochód.
- Zgadzam się z wychodzeniem - powiedział słabo Wig, opierając się o ścianę. - Mam tyle semtexu, by zrobić im piekło. Nie znam się jednak na zdalnym sterowaniu samochodami i ktoś musiałby coś zaimprowizować, by to wyjechało - odniósł się do propozycji Foxa. - Dodatkowo może nam zatarasować wyjście. Moim zdaniem lepiej ich wpuścić odrobinę, wysadzić tych kilku co wejdą i wyjechać na pełnym gazie. Jak macie jakieś dymne i inne granaty jeszcze, to zrobimy im takie piekło, że zanim się zorientują, będziemy już daleko. W teorii brzmi to nieźle, co? - uśmiechnął się.
- Mam hukowo-błyskowe, zaczepne i jeszcze jedno EMP - rzucił krótko Felix. - Dymnych nie.
- Mam dymowe, ogłuszające, odłamkowe i flary do wyboru do koloru. - Valerie uśmiechnęła się lekko. - Też jestem za wpuszczeniem ich tutaj, Niech otworzą wrota i nacieszą się wygraną wbiegając do środka. Sądząc po ich dotychczasowych działaniach raczej wbiegną tu na hura jak banda kretynów. Umieśćmy niespodzianki na ich drodze.
- Dobra, nie ma co zwlekać, nie wiemy za ile i czy im się uda - O'Hara nie widział sensu podsumowywania, skoro wszyscy mówili jednym głosem. - Granatów już prawie nie mam. Wig, pomogę ci z ładunkami. Trochę się na tym znam. Shade, Fox, przygotujecie wóz. Wzmocnijcie go czym się da. Można też zapakować ciekawym sprzętem, jak coś się znajdzie. Blue, możesz spróbować przejąć tutejszy system komputerowy? Mogłoby nam to trochę ułatwić. Drogie panie - zwrócił się tu również do Jeanne i Angeli - proszę nie oddalać się za daleko od samochodu, w każdej chwili możemy być zmuszeni do przyspieszenia wykonania planu.

Wingfield poprowadził Irlandczyka na pochylnię, wskazując kilka miejsc.
- Tu można by dać ładunki. Tylko nie wiem jak ten beton. Wydaje się wytrzymały, ale jak przesadzimy z mocą, to może utrudnić podjazd. Dałbym też coś przy samych wrotach, gorzej jak nie otworzą ich na tyle szeroko, by przejechał wóz. Co wtedy? Tu są jakieś mechanizmy do otwierania, ale jak będą ciągnąć, to mogą rozwalić i zablokować. Jeśli zrobią tylko szparę do tego, by człowiek się prześliznął, to mamy przewalone.
Zahe przeszła obok nich, udając się do pomieszczenia monitoringu, które pewnie wypatrzyła na kamerach.
- Stamtąd spróbuję się dobrać do wnętrzności tej placówki. Próbowaliście coś z tym?
- Wszystko zabezpieczone, oprócz przełączania stref. Jeanne włączała prąd, ja oglądałem. Z rzeczy ważnych, jest co najmniej jeszcze jedna grupa minująca to miejsce.
- W takim razie, gdy będziemy gotowi, sami to otworzymy. Blue, sprawdź też tę możliwość - Kane skrzywił się paskudnie, z każdą chwilą pojawiały się komplikacje. - Podkładamy niewielkie ładunki. Możesz na szybko przygotować szrapnele? Mają ich poharatać i unieruchomić, na zabijaniu mi mniej zależy. I tak to wszystko wysadzamy. Miny przeciwpiechotne. Mów co mam robić, jadę na adrenalinie, mogę się jeszcze chwilę poruszać.

We dwóch robota szła sprawnie. Słuchając instrukcji, O'Hara montował ładunki i doczepiał do nich zapalniki. Znał się na tym wystarczająco. Wigowi pozostało tylko łączenie tego w całość, uzbrajanie i inne czary, które spec odprawiał. Irlandczyk ufał jego umiejętnościom wystarczająco, aby się nie przejmować. Postanowił ułożyć dwie proste linie, zaczynając od samych wrót i podążając w dół pochylni. Założenie było takie, że ta hołota wbiegnie na wprost, bez skomplikowanej taktyki. Wybuchowe pułapki co pięć metrów, każda o sile kilku granatów odłamkowych, powinny powstrzymać ich na tyle skutecznie, by oni z kolei nie byli w stanie zatrzymać ich wozu.
- Musimy wyłączyć światło - powiedział. - Jeanne, powiesz mi lub pokażesz jak? Potem panie do samochodu. Zakładam, że jak nawet mają noktowizory, to bardzo nieliczne. Minutę po zapadnięciu ciemności otwieramy bramę. Gdy wejdą, wysadzamy i prujemy naprzód. Ciskamy granatami ile się da, Fox prowadzisz ostrzał ze środka wozu. Shade, blacha tego magazynu nie jest gruba, w razie czego pruj na wprost, przebijemy się siłą. Panie trzymają głowy między kolanami.
Mówił to wszystko z wykorzystaniem komunikatora, samemu donosząc i ustawiając przy ładunkach znalezione w magazynie paczki gwoździ.
 
Widz jest offline  
Stary 16-12-2013, 00:12   #172
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Ciężarówka wybrana przez Wiga była sprawnym, zasilanym potężnym elektrycznym silnikiem, opancerzonym wozem. Przeciwpancerne właściwości miała słabe, lecz ze średniej odległości miała szansę przetrwać trawienie pociskiem RPG, o czym wiedziała Shade dzięki dogłębnej znajomości wojskowego sprzętu. Lepiej jednak było tego nie ryzykować. Na pace miała załadowane pojemniki wyglądające jak trumny, które to wcześniej widział i nawet wiózł Fox, oraz trochę dużej elektroniki niewiadomego przeznaczenia. Dało się to oczywiście wypakować, lecz nie dało się przyjrzeć - wszystko szczelnie zamknięto.

- Znowu te trumny - mruknął pod nosem Felix. - W sumie nie wiadomo, co to jest. Dobra, wywalamy, bo będzie tylko przeszkadzać. Pomóż mi, to to będzie ciężkie - najemnik wskoczył na pakę i podszedł do pierwszego pojemnika. - Rozdzielamy się i przeszukujemy ten śmietnik. Popraw mnie, jeśli pieprzę, ale najbardziej wrażliwe wydają się koła. Może uda się tu skombinować kawałek blachy albo czegoś podobnego i przymocujemy go liną do wozu, tak by chociaż częściowo je zakryć. Gówniana ochrona, ale chyba lepsze niż nic.
- Zastanawiam się czy nie dałoby się jednej zabrać? I coś z tej elektroniki? Jak uciekniemy wozem mogą to sobie potem zabrać. - Powiedziała najemniczka. Potem zajęła się zadaniem, które powierzył jej Kane, a gdy skończyła przyłączyła się do osłaniania kół pojazdu, którym mieli zamiar przedrzeć się przez arabskie oblężenie.

Fox stęknął, zrzucając pojemnik znajdujący się najbliżej tyłu wozu.
- Coś możemy zostawić, jest tu trochę miejsca. Te lekkie rzeczy wrzućmy do wora, by się nie walały. Hmm, może coś uda się sprawdzić już na miejscu...
Następnie Raver zwrócił się do hakerki, za pomocą komunikatora.
- Blue, możesz podejść? Mamy tu zabezpieczone pojemniki. Trumny, jak wcześniej, ale też jakieś inne. Oceń, czy jest szansa na złamanie ich w ciągu, erm, kilkunastu minut.
- Jeśli to te same co wcześniej to jest. Ale tu mam raczej coś ważniejszego do roboty, niż jakieś pojemniki, które można zabrać - odpowiedziała mu szybko, w połowie tylko "obecnym" głosem.
- Przyjąłem - Fox rzucił krótko, po czym zwrócił się do Shade, lekko się uśmiechając.
- Już raz to zrobiliśmy. Tyle że poprzedni wóz nie dojechał do celu i musieliśmy ją porzucić.
Po pozbyciu się części ładunku, Felix zaczął rozglądać się po magazynie. W końcu odnalazł solidnie wyglądającą, dość ciężką blachę. Wgramolił ją na jakiś rodzaj podłużnej platformy na kółkach, której używano pewnie do przewożenia różnych materiałów tego typu, i podwiózł do ich pojazdu. Przechylił ją na bok i oparł o wóz.
- Obwiń liną po jednej stronie, ja po drugiej. Przymocujemy... o, tutaj i tutaj - Fox wskazał dwa miejsca na górze wozu. Cały proces był męczący, a dla Ravera chwilami też bolesny. Krzywił się czasem z bólu z powodu swoich ran, ale gdy skończyli, trzy koła po jednej stronie były zasłonięte co najmniej w połowie. Zaraz po tym podjechali po drugą blachę i zabrali się za drugi bok.

Pośpiech był coraz bardziej widoczny. W pewnym momencie ciężka blacha opadła na jeden bok i niemalże zgniotła Foxowi nogę. Sytuacja była dość kuriozalna - wróg dosłownie znajdował się za następnymi drzwiami, dokładnie wiedzieli, skąd nadchodzi i nawet widzieli przeciwników na ekranie. A jednak możliwości były ograniczone, bo wszystko, co wiadomo było na temat sytuacji panującej w kompleksie, wskazywało na to, że dalsze włóczenie się, a co za tym idzie - także wycofanie się w jego głąb - kompletnie nie wchodziło w grę.

Drzwi się lekko poruszyły, gdy Raver i Rusht kończyli nakładać drugą blachę. Na więcej już nie było za bardzo czasu. Fox potruchtał jeszcze do Kane'a i wręczył mu woreczek z granatami. Cztery zaczepne, w tym jeden stary, zdobyczny, jedna koszulka odłamkowa i dwa hukowo-błyskowe. Jedynie drugie EMP zostawił dla siebie. Droga zabawka, nie chciał, by się zmarnowała przeciwko Arabusom.
- Mówiłeś, że nie masz - uśmiechnął się krzywo do dowódcy.

Następnie wrócił do wozu i zaczął rozglądać się w środku, by ocenić, jakie są możliwości prowadzenia ostrzału ze środka, i przestawić rzeczy, które w nim zostawili, jeśli będzie trzeba.
 
Cybvep jest offline  
Stary 16-12-2013, 14:38   #173
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 18:33 czasu lokalnego
Czwartek, 17 grudzień 2048
Podziemna placówka korporacji Umbrella
Mogadiszu, Somalia




Spieszyli się, wiedząc, że nie mają zbyt wiele czasu. Arabowie za stalową zasłoną uwijali się w podobnie przyspieszonym tempie, chociaż powiedzmy sobie szczerze: za nich prawie całą robotę odwalały wielkie maszyny, próbujące ze wszystkich sił rozsunąć na bok potężne wrota. Wyły coraz bardziej, co słyszalne było przez niewielką, kilkumilimetrową może szparę, powstałą już w przejściu. Na razie skrzydła ciągle na siebie zachodziły, więc tubylcy nie mogli nawet zajrzeć do środka, najemnicy wiedzieli, że muszą wyrobić się zanim to się wydarzy.

Tylko dwie osoby wybijały się z tej nerwowej krzątaniny. Angela chodziła po magazynie, zgodnie z poleceniem O'Hary nie oddalając się zbytnio od przygotowywanego do ucieczki wozu. Oglądała palety i zaglądała do tych kontenerów, do których zajrzeć się dało. Wydawało się, że bez celu. Tak jakby chciała znaleźć cokolwiek, co pozwoli jej przypomnieć sobie kim jest i co tu robi. Jeanne z kolei chodziła tylko pomiędzy pomieszczeniem monitoringu a generatorami, gdzie coś przestawiła i ponownie wróciła do obrazów z kamer. Biochemiczka poruszała się przy tym niezbyt szybko, jak ktoś zawiesił na niej spojrzenie na dłużej to mógł dostrzec nienaturalną bladość ciemnej zazwyczaj skóry. Pracująca w środku klitki przeznaczonej do monitoringu Blue zajęła kilka monitorów, nie zwracając zupełnie uwagi na otoczenie. Cokolwiek robiła, wiedziała o tym tylko ona - za to jej ręce i oczy nieustannie się poruszały.
- Nie ma mowy, bym zdołała się tak szybko włamać do głównych systemów. Przejęłam jednak kontrolę wrót, dźwigu i kilku innych rzeczy, jeśli wam na tym zależy. Radzę jednak nie wyłączać prądu, gdy chcecie otwierać sami.
Ostatnia uwaga dotyczyła słów Irlandczyka. I poniekąd była słuszna.

Nagle od strony wrót doszedł do nich głośny trzask i następujący po nim huk, przypominający uderzenie metalu o metal. Znowu poruszyły się, zgrzytając, ale tym razem nie stanęły. Bardzo wolno, milimetr po milimetrze, zaczęły się otwierać. Nowe urządzenie Arabów wreszcie spełniło pokładane w nim nadzieje. Nie mieli już czasu na poprawki. Wig zaraportował gotowość i podobnie jak reszta, w tym porzucająca komputery Blue, ruszyli do opancerzonego transportera.
Mieli zamiar otworzyć wrota, więc wyłączenie prądu całkowicie nie wchodziło w grę. Ciągle jednak dało się zwyczajnie wyłączyć główne oświetlenie hali, przez co otoczenie pogrążyło w półmroku, być może wystarczającym. Tam na zewnątrz słońce już zaszło, tubylcy także nie mieli więc dodatkowego źródła światła.
Znaleźli się w środku i Zahe wpisała odpowiednią komendę, zdalnie przesyłając sygnał do mechanizmu stalowych drzwi.



Wrota zgrzytnęły i jęknęły. Jedno ich skrzydło stanęło, na szczęście drugie ruszyło szybko w bok, robiąc przejście, z każdą sekundą szersze. Nawet mimo grubego pancerza, wewnątrz którego się znaleźli, słyszeli wyraźnie głuchy odgłos, jaki wydawała stal. Światło z halogenów umiejscowionych w magazynie na górze dostało się do wnętrza, nie sięgając jednakże bardzo daleko. Shade odpaliła silnik, który zabuczał prawie niesłyszalnie. Wojsko zwykle nie montowało niczego wzmacniającego odgłos, choć nie zawsze używano silników elektrycznych. Ten pojazd został w taki zaopatrzony, poza tym miał wszystko, czym charakteryzował się bojowy sprzęt. Toporne, niewygodne, klaustrofobiczne wnętrze, w którym ledwo się mieścili.

Pojazd podzielony został na dwa segmenty, pomiędzy jednym i drugim znajdowało się bardzo ciasne przejście. W kabinie mieściły się w miarę swobodnie trzy osoby - przy większej ilości mieliby problem ze strzelaniem czy rzucaniem granatami. Pozostałe musiały skorzystać z oświetlonej tylko jednym światełkiem "paki", gdzie na małej ławeczce usiadły kobiety, przypinając się pasami. Nie zabrali zbyt wiele z magazynu, wypychając na zewnątrz prawie wszystkie, wcześniej znajdujące się tu pojemniki, więc miejsca było dość. Odsuwając stalową płytę z sufitu lub boku można było wystawić karabin lub cisnąć czymś z wewnątrz.

Pierwszych kilku Arabów wbiegło do środka, szybko pokonując pochylnię, gdy tylko wrota rozsunęły się na jakieś dwa metry. Ktoś wycelował halogen tak, by oświetlał więcej. Do transportera dochodziły ich stłumione pokrzykiwania. Przez oślepiające reflektory nie dało się dostrzec nic na wyższej części pochylni, ale sylwetki biegnących były jak na talerzu. Wig odczekał do chwili, aż wrota otworzyły się na tyle szeroko, by się w nich zmieścili. Lekko uzbrojeni tubylcy, którzy zbiegli na tyle daleko, by uniknąć eksplozji, się i tak nie liczyli. Krzyk wzmógł się. Ktoś się zatrzymał, wskazując na coś palcem. Nie na nich. Na prowizoryczne miny. Ukrytego pomiędzy kontenerami wozu, a zwłaszcza tego, że nie był pusty, nie mogli dostrzec tak łatwo.

Peter wcisnął guzik. Błysnęło i huknęło, gdy ładunki eksplodowały, ogłuszając ich na chwilę. Nawet mimo częściowego oślepienia, Shade nie czekała, wciskając gaz do dechy. Ciężki transporter ruszył bez "kopa", ale i tak szarpnęło. Wjechali na pochylnię i nie zatrzymując się, podskakując na wertepach, odłamkach i trupach, parli prosto w ciągle otwierające się skrzydło wrót. Światło oślepiło ich. Od pancerza odbiły się pierwsze kule, gdy w kilku miejscach, przed i obok nich, zaterkotały karabiny maszynowe. Na przedniej szybie pojawiły się pierwsze pęknięcia, gdy kilka kul zamiast zrykoszetować, wbiło się lekko i dopiero odpadło od pancernej ochrony.

Wreszcie minęli oślepiające halogeny, dojeżdżając do końca pochylni. Już byli na powierzchni. Włączone oświetlenie magazynu pozwalało dostrzec większość szczegółów. Wokół, niczym mrówki, biegali tubylcy. spora część z nich miała już broń, lub właśnie jej szukała. Dostrzegli kilku biegnących do skrzyń przy ścianie, gdzie prawie na pewno leżało coś w kształcie rur z uchwytami. Broń przeciwpancerna. Arabowie byli już może kilka metrów od niej. Z drugiej strony, odbijając w prawo, Valerie mogła skierować się do otwartych jeszcze głównych drzwi magazynu. Droga częściowo zablokowana była przez skrzynie, stojącą tam ciężarówkę i wóz terenowy z zamontowanym karabinem maszynowych oraz sporo mniejszego sprzętu, rzucanego przez Arabów gdzie popadnie. Mogła też przeć naprzód, prosto na ścianę z blachy. Szacowała, że transporter zmieści się pomiędzy dwoma stalowymi filarami. Tylko czy przebije się?

Mieli tylko ułamki sekund na rozeznanie się w sytuacji. Któryś z tubylców już był na jeepie, odbezpieczając karabin maszynowy, już dla lekkiego pancerza mogący stanowić zagrożenie. Obok eksplodował granat, na chwilę przesłaniając widoczność kierowcy.
Do wolności mieli tylko kawałek. Bardzo intensywny kawałek.
 
Sekal jest offline  
Stary 21-12-2013, 17:44   #174
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Umiejętność szybkiego podejmowania decyzji była jedną z najważniejszych cech w życiu najemnika. Czasami o wszystkim decydowały ułamki sekund. Nie było czasu na naradzanie się i dyskusje. Rusth doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Teraz wszystko zależało od jej oceny sytuacji i wyczucia.
- Rzućcie granaty dymne. Zróbcie osłonę. - Krzyknęła Shade jednocześnie kierując się prosto między dwa stalowe słupy, stanowiące część konstrukcji garażu. Ciężarówce daleko było do szybkości wyścigówki, ale miała solidną budowę i sporą masę. Na to liczyła najemniczka naciskając pedał gazu na maksa. Musieli się przebić przez ścianę magazynu.
Czasu na zastanowienie nie było. Kane zgarnął większość granatów jeszcze przed tym jak ruszyli i zajął miejsce pod górnym włazem. Strzelanie z niego było zbyt niebezpieczne, rzucanie mniej. Jeszcze przed słowami zaczął rozrzucać dymne na wszystkie strony, także na skrzynki z przeciwpancernymi pociskami i terenówkę z ckm-em.
- Fox, Wig, walcie do tych z cięższą bronią!
Raczej nie potrzebowali zachęty, wolał jednak upewnić się, że widzą. Odbezpieczył dwa flashbangi, odczekał moment i podrzucił je wysoko do góry, zamykając właz.
Felix zachwiał się na nogach, gdy wóz zaczął przyspieszać. Jego rany utrudniały mu wykonywanie wielu czynności, na szczęście tutaj nie musiał być zbyt mobilny. Słysząc słowo "granaty", szybko uchylił boczną ściankę, wychylił snajperkę, wycelował w Araba, którego pierwszego odnalazł w lunecie, czyli tego na jeepie, i pociągnął za spust. Zaraz potem oddał kolejny strzał, po czym zasunął ściankę z powrotem. Nie zamierzał kusić losu…

Ostrzał nie ustawał. Pancerz dudnił, masakrowany kulami, lecz także na nie odpornym. Zwykły kaliber to było za mało. Jeden z granatów dymnych odbił się od czegoś i poleciał nie tam, gdzie chciał Kane, pozostawiając broń przeciwpancerną odsłoniętą i dostępną dla biegnących do niej Arabów. Drugi z granatów trafił gdzie miał trafić. Zanim jednak w pełni zasłonił jeepa, ten zdołał posłać serię, która zostawiła kilka poważniejszych szczerb na ciężarówce. Fox wystrzelił i zdmuchnął strzelca, chwilę potem wszystko przykrył dym. Wig nie miał tyle szczęścia. Z trudem trzymał karabin i jego strzały spudłowały w pędzących po broń tubylców. Wybuchnął granat, potem drugi. Kierownicą zarzuciło, Shade z ogromnym trudem utrzymała wielką bestię na odpowiednim torze i z łoskotem wpadli pomiędzy dwa filary, miażdżąc blachę. Nie poszło idealnie, tył zahaczył o stal i opancerzony transporter stanął bokiem, tracąc pęd i na chwilę odrywając się od ziemi częścią kół. Ludźmi w środku rzucało na wszystkie strony. Fox i O'Hara nabili sobie kilka dodatkowych guzów, a kobiety mogły dziękować za pasy, z trudem utrzymujące je na niewygodnych siedzeniach.
To był jednakże dopiero początek. Zanim Valerie ponownie ruszyła, ze środka wyleciał ciągnący za sobą jasną smugę pocisk. Chyba nie trafił dokładnie, ale i tak nimi mocno wstrząsnęło. Z łoskotem odpadła boczna osłona kół. Ale teraz już ponownie się rozpędzali. Ze środka wybiegali ludzie, pędząc do ustawionych na parkingu samochodów. Przynajmniej część z nich miała zamontowane rakietnice czy karabiny maszynowe. Jeepa ze środka chyba jeszcze nie ruszyli, zatrzymani na chwile celną zasłoną dymną.
Shade w miarę pamiętała to miejsce. Strefa produkcyjno-magazynowa nie oferowała zbyt wiele kryjówek, za to dość niedaleko było do północno-zachodniego krańca Mogadiszu. W drugą stronę byłaby granica ze strefą rządową. O Czerwonych nie było co nawet tu myśleć.
Jasne było, że samochody tubylców będą szybsze w standardowych warunkach. Potrzebowali planu. Jakiegokolwiek.
- Wig, wysadzaj to cholerne laboratorium, może to choć trochę odwróci ich uwagę - Zawołała Shade maksymalnie koncentrując się na prowadzeniu ciężarówki. To nie było proste. Pojazd był ciężki, mało zwrotny, a przejazdy wyjątkowo wąskie. No i co tu ukrywać, Valerie daleko było do rajdowych czy kaskaderskich umiejętności. - Jedziemy na pustynię, w mieście i tak ich nie zgubię, może uśmiechnie się do nas szczęście i zakopią się w piachu. Kane mamy jakąś szansę na kawalerię?
O'Hara pozbierał się tak szybko jak mógł. Usiadł na krzesełku i przypiął pasem, by go nie zrzuciło.
- Fox, celuj w kierowców! Shade, twoja decyzja, ufam ci.
Wyciągnął komputer Miracle i odpalił go, szybko migając palcami po klawiszach.
"Sytuacja kryzysowa, potrzebujemy ewakuacji. Mamy co trzeba. Kierujemy się na tereny na północy-zachód od Mogadiszu."

Raver przykucnął, by utrzymać równowagę. Cały był obolały po kolejnych potłuczeniach, ale adrenalina pomagała mu to znosić. Przerzucił się na bardziej szybkostrzelną szturmówkę i po słowach Kane'a jednym ruchem odsunął stalową ściankę, po czym wysunął karabin i posłał kilka kul w kierunku biegnących do samochodów ludzi.
Najemniczka zacisnęła usta. Nie miała pojęcia jak Kane cały czas znosi brzemię odpowiedzialności. Stróżka potu spłynęła jej po czole gdy wciskała pedał gazu z całej siły, nie przejmując się wąskimi uliczkami Mogadiszu. Na szczęście domy tutaj budowali niezbyt solidne.
 
Eleanor jest offline  
Stary 21-12-2013, 21:05   #175
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Wig wcisnął guzik. Ziemia drgnęła, rozległ się huk, chociaż nieco stłumiony, a gdzieś za nimi pojawiła się kula ognia, zalewając dużą część magazynu. Nie przyglądali się efektom zniszczeń, będąc już w ruchu.
Shade z trudem panowała nad ciężką ciężarówką. Prowadzenie takich pojazdów, zupełnie bez przeszkolenia, nie było tak łatwą sprawą, jak sądziła. Przynajmniej nie musiała się przejmować ruchem ulicznym i przepisami, tych w Mogadiszu i tak nie było. Skierowała bestię w boczną uliczkę, taranując po drodze jakiś stojący na drodze samochód, gdy nie udało się jej go wyminąć. Ciężarówką ponownie wstrząsnęło.
O'Hara nie mógł się spodziewać natychmiastowej odpowiedzi. Wiadomość została wysłana. To jedno system potwierdził od razu. Zresztą nawet sprawna ewakuacja nie dałaby nic, jeśli nie oderwą się od ścigających ich Arabów.
Ruszyło za nimi pięć wozów, z których po celnym strzale Foxa zostało wkrótce tylko cztery. Dwa pickupy, jeep i półciężarówka. Trzy pierwsze miały zamontowane karabiny maszynowe, które wypluwały z siebie długie serie, zaskakująco celnie trafiając w uciekający, wolniejszy i mniej zwrotny pojazd. Pancerz wybrzuszał się wyraźnie w miejscach trafień, a raz czy dwa strzały przeszły na wylot. Widząc też skąd strzelał Raver, trzymali się bardziej tyłu pojazdu, uniemożliwiając snajperowi celne strzelanie z pozycji, którą zajmował. Także Wigowi nie szło najlepiej, chociaż zdjął jednego z pasażerów jadącego na przedzie samochodu terenowego. W końcu odłożył karabin i zaczął robić bomby.
- W ten sposób mogę się bardziej przydać.
Otoczenie zmieniało się, z dzielnicy magazynowej wjeżdżali ponownie w zwykłe zabudowania. Mnóstwo parterowych lub jednopiętrowych domów, wąskie uliczki i bardzo słabe drogi. Ciężarówka podskakiwała na wertepach, lecz Valerie jechała sprawnie. Do czasu. Kolejne celne serie strąciły drugą osłonę na koła, a kilka pocisków weszło w tylną, lewą oponę. Szarpnęło, a Shade nie utrzymała pełnej kontroli, taranując płot i podskakując na wertepach, z trudem wracając na drogę. Wojskowa opona dawała jeszcze radę, lecz nie potrwa to wiecznie. Zwłaszcza jak trafią kolejne. Fox trafił raz jeszcze, ale nie kierowcę jak planował, a tylko jednego ze strzelców. Strzelanie z bocznych okienek było mało efektywne. Do granicy miasta jeszcze zostało. Tylko, że tam były posterunki.
Na komputerze pojawiła się odpowiedź.
"Godzina do ewakuacji, podajcie współrzędne."
O'Hara wcisnął komputer w dłonie Blue, jeszcze przed tym jak nadeszła odpowiedź. Założył maskę, mając nadzieję, że jest kuloodporna. Chwycił karabin Foxa i otworzył górny właz. Wtedy Miracle odpowiedziało.

- Musimy się gdzieś zaszyć! Shade, decydujesz. Wig, ciskaj wszystkim co masz, nie ma co oszczędzać.
Sam odbezpieczał jeden granat za drugim. Zarówno błyskowe, jak odłamkowe, wychylając się i rzucając w ścigających ich ciapatych. Z opóźnieniem, by nie wybuchały zbyt późno. Z bronią długą wynurzył się dopiero po tym, jak mu się skończyły. Zaczął strzelać, celując do kierowców. Shade podała Blue koordynaty kopalni, którą oglądali poprzedniego dnia, bo właśnie w tamtym kierunku miała zamiar się kierować. Powody były dwa: Znała tę drogę, a po za tym teren tam był znacznie bardziej pofałdowany, co dawało im lepsze możliwości osłony.
- Dokładne dane będziemy aktualizować w miarę przemieszczania.
Musiała cały czas skupiać się na prowadzeniu. Na szczęście droga na północny wschód nie była zatłoczona. Niestety przed nimi były posterunki, a za nimi pościg upartych Arabusów, którzy ciągle siedzieli im na ogonie. Nie miała pojęcia jak długo jeszcze da radę kontrolować pojazd. To było męczące zadanie, zwłaszcza w momencie, gdy uszkodzone koło hamowało ciężarówkę, spychając ją z linii prostej.
Po perturbacjach, które spotkały ich wóz i zepchnęły go na bok, Fox podszedł do przeciwległej ściany. Widząc, co robi Irishman, zobaczył w tym swoją szansę - granaty mogą zmusić Arabusów do trzymania się pobocza, wtedy się bardziej odsłonią i powinno być łatwiej trafić.
- Wig, jak już coś tam wykombinujesz, to dawaj. Rzucimy z dwóch stron, by nie mogli spieprzyć!
Sprawdził magazynek, odczekał, aż Kane wyrzucił pierwsze zabawki, i ponowił ostrzał.

Pierwsze granaty rzucone przez O'Harę nie okazały się zbyt celne. A może to Arabowie okazywali się bardzo dobrymi kierowcami, wspinając się na wyżyny swoich umiejętności? Pędzili za nimi, lecz wąskie uliczki uniemożliwiały im wyprzedzenie, ani dotarcie na bezpośrednią odległość. Błyski i wybuchy zmusiły ich kilka razy do wejścia w zasięg Foxa, który trafił kolejny raz, lecz pocisk nie wyrządził odpowiednich szkód. Za to seria z CKM-u przeorała bok transportera, przebijając nawet stalową osłonę okna. Szczęśliwie kula, która go trafiła, nabiła jedynie następnego siniaka. Tymczasem ostatni z rzuconych granatów odłamkowych eksplodował tuż przed przednią szybą goniącej ich półciężarówki, która natychmiast skręciła i władowała się w jakiś budynek. Zostało trzech goniących, którzy ostrzeliwali niemal bez przerwy. Pancerz wybrzuszał się w coraz większej ilości miejsc, w każdej chwili grożąc tym, że stworzy się większa i groźna dla znajdujących się w środku ludzi dziura. Walili też po oponach, tu jednakże nie mieli najlepszej pozycji i chociaż prawa tylna również oberwała, to Shade nadal potrafiła utrzymać kierunek jazdy. Wig błyskawicznymi ruchami tworzył kolejne bomby i wkrótce wręczył trzy kostki C4 z czasowymi detonatorami.
- Ustawiona na trzy sekundy! Naciskasz i rzucasz tak, by wybuchło pod nimi!
Kane tymczasem nie zdołał wyeliminować żadnego z kierowców, robiąc tylko kilka dziur w szybach i raniąc pasażera jednego z pickupów. Wozami za bardzo rzucało na wszystkie strony, aby dało się celować.

Valerie nagle dostrzegła, że miasto się kończy. Co gorsza, kończyło się barykadą. Goniący ich Arabowie musieli powiadomić swoich. Przed nimi, na drodze, stały dwa samochody terenowe, ustawione w poprzek i całkiem blokujące przejazd tędy. Po prawej był płot i budynek, jeśli nie murowany w pełni, to na pewno przynajmniej mający solidniejsze fundamenty. Po lewej zaczynała się już pustynia - kamienista i nierówna, z dość stromym zjazdem z nasypu, na którym stworzono drogę. Wokół samochodów kręciły się sylwetki tubylców. Shade nie widziała wszystkiego zbyt dokładnie, ale była prawie pewna, że ze dwóch ma broń przeciwpancerną. Mieli do nich już tylko kilkadziesiąt metrów, a wokół ciągle znajdowały się rzędy mniej lub bardziej koślawych budynków mieszkalnych, typowych dla przedmieść Mogadiszu.
Shade poczuła jak zimny pot oblewa jej ciało. Doskonale zdawała sobie sprawę, że w tym momencie życie osób w ciężarówce spoczywa w jej rękach. Jedna zła decyzja i wszyscy będą zimnymi trupami, a śmierć to może być ta lepsza alternatywa. Musiała ocenić i zdecydować w ułamku sekund jak postąpić, a biorąc pod uwagę jej raczej marne umiejętności w zakresie prowadzenia pojazdów opancerzonych to była cholernie trudna decyzja. Oceniła budynki mijane po drodze i odległości między nimi. Zredukowała prędkość lekko skręcając, a potem znowu przycisnęła gazu, by ewentualna masa pojazdu pokonała mijane po drodze przeszkody. Gdyby była wierząca, pewnie modliłaby się do wszystkich bogów. Niestety ateiści w trudnych chwilach skazani byli na samotność. Może dlatego tak łatwo było skusić ludzi w okowy wiary?
Kane nie ustawał w nieregularnym ostrzale, to z dachu, to z boku wozu, puszczając krótkie serie prosto w kierowców lub strzelców, jak tych pierwszych nie szło dostać. Shade z jakiegoś powodu postanowiła zjechać z drogi, nie wnikał dlaczego - ufał jej w pełni. Zerknął na to, na co jechali i padł na podłogę.
- Trzymać się!
 
Widz jest offline  
Stary 21-12-2013, 21:54   #176
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Fox przestał strzelać i skrzywił się z bólu, który kolejny, nie wiedzieć już który siniak tylko potęgował. Zanim pojazd skręcił, zwrócił się do Wiga.
- Jednocześnie, ja z jednej, Ty z drugiej!
Raver znowu odsunął ściankę, nacisnął guzik i rzucił zaimprowizowany ładunek. Następnie natychmiast ściankę zasunął. Czując, że skręcają, usiadł, by nie ryzykować utraty równowagi i kolejnych potłuczeń. Po słowach Kane'a miał już zapięte pasy.

O'Hara nie trafił, nieprzyzwyczajony najwyraźniej do tego rodzaju broni. Co innego bomby. Z ogromnym trudem, zdecydowanie wolniej niż by chciała, Shade obracała wyjątkowo oporną kierownicę, wprowadzając ciężarówkę w skręt, pod niestety za małym kątem. Za to widziała jak wyrzucone przez boczne okna C4 eksplodują niemal w idealnych momentach. Jeden ładunek wybuchł dokładnie pod pickupem, zamieniając go w kulę ognia. Cóż tu ciągle używali ropy. Drugi podrzucił jeepa do góry i obrócił, co spowodowało, że samochodów przekoziołkował i przestał być groźny. To były ułamki sekund. Tak jak jej kolejny skręt, po którym jej mięśnie piekły z wysiłku, ale udało się jej nie przyładować w stojący na drodze budynek. Podskakujący transporter tylko otarł się o niego, taranując boczną ścianę. Impet był ogromny, ale pustynia pełna kamieni i nierówności, przez które przy uderzeniu Valerie straciła panowanie nad wozem, który obrócił się... i stanął w piachu, ryjąc o niego przodem. Nacisnęła pedał, ale koła zabuksowały i tylko wzburzyły fontannę kurzu.

Arabowie w tym czasie nie próżnowali. Od barykady wyleciała smuga światła oznaczająca pocisk, lecz ten uderzył w budynek, tam eksplodując i praktycznie do końca niszcząc nieszczęsną budowlę. Ostatni z goniących ich samochodów wykorzystał przymusowy postów swojej ofiary, aby przemknąć obok. Karabin maszynowy przeorał bok ciężarówki, lecz dopiero po tym przejeździe strzelec opuścił lufę, kierując ją na koła.

Shade wreszcie udało się cofnąć kawałek i dopiero wtedy ruszyć w przód, podjeżdżając na jakąś zwałę piachu i pokonując ją. Przed nią rozciągała się zdradliwa pustynia. Pickup zwolnił i zawracał. Niestety na blokujące wcześniej drogę samochody terenowe już ładowali się tubylcy, nie zamierzając im odpuścić.
- Już wiem czemu tak nie znoszę tych Arabusów. Upierdliwi jak rzep na psim ogonie - Wysapała Shade. W głosie wyraźnie słychać było, że prowadzenie pojazdu jest dla niej wyjątkowo męczącym zajęciem. - Dałam zleceniodawcy namiar na rejon kopalni. Teren tam jest dobrze pofałdowany, łatwiej się ukryć, ale musimy pozbyć się tego ogona.

Kane nie czekał, zaraz po tym jak się zatrzymali, otworzył właz i wychylił się na zewnątrz. Szybko rozeznał się w sytuacji, maska miała świetne poprawienie wizji.
- Fox, Wig. Dwa nowe cele, pilnujcie ich. Celujcie najpierw w tych z bronią p-panc, później kierowców. Zajmę się pickupem. Na otwartej pustyni mamy przewagę, jeśli nie dostaniemy pociskiem. Val, jeśli kopalnia będzie sprawiała wrażenie pustej, możemy się tam zaszyć.
Obrócił się w kierunku najbliższego wroga i przycelował. Prawie zerowa prędkość i otwarta przestrzeń powinna ułatwić posługiwanie się nie swoją bronią. Najpierw widoczny jak na dłoni strzelec, potem reszta.

Fox wyjrzał przez okienko, dostrzegając w oddali jadący wóz. Zgodnie z rozkazem dowódcy, pickupa, który ich minął, zignorował. Nie sądził, by udało im się uciec - ciężarówka była zbyt wolna, w dodatku odniosła wiele uszkodzeń, w tym uszkodzeń kół. Prawdopodobnie więc będą musieli ogon wyeliminować. A przynajmniej spróbują to zrobić. Najemnik objął samochód celownikiem, oceniając prędkość i odległość, wyrównał i pociągnął za spust, waląc w typka z bronią przeciwpancerną. Ci rzeczywiście byli najgroźniejsi i trzeba ich było wyeliminować w pierwszej kolejności. Zawsze była też szansa, że nie wytrzymają i wystrzelą za szybko. A jak wrogowie będą na tyle głupi, by podjechać bardzo blisko, cóż... była jeszcze jedna bomba, której Fox zamierzał użyć przy pierwszej okazji…
 
Cybvep jest offline  
Stary 23-12-2013, 14:17   #177
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 21:06 czasu lokalnego
Czwartek, 17 grudzień 2048
Pokład kontenerowca, gdzieś na oceanie Indyjskim




Transporter rozpędzał się ślamazarnie, mieląc wielkimi kołami ubity piach tutejszej pustyni. Znajdujący się przed nimi pickup zdołał wykręcić i skierować prosto w ich stronę, częściowo oślepiając Shade włączonymi reflektorami. Strzelec już kierował lufę ckm-u w stronę kół, ale tym razem Kane wycelował lepiej. Pocisk wszedł czołem i wyszedł potylicą, eliminując wroga na zawsze. Kierowca odbił na bok, znowu zabierając się za zawracanie. On jednakże praktycznie nie stanowił już zagrożenia, zwłaszcza w porównaniu do dwóch terenówek, zbliżających się do nich z każdą sekundą. W ciemności panującej już nocy, światła tych samochodów sprawiały, że prawie nie dało się dostrzec szczegółów za nimi.

Ciężarówka podskoczyła i uderzyła z łoskotem o ziemię, gdy Valerie wjechała na jakąś muldę, a potem lekki zjazd. I podjazd chwilę później. Noktowizor pozwalał się jej nie rozbić, ale kierowanie w nim miało swoje minusy, zwłaszcza przy rozpoznawaniu delikatnych nierówności terenu. To jednak się nie liczyło. Arabów mieli już w zasięgu strzału. Z obu stron. Kule ponownie zaterkotały o pancerz. Angela i Blue skupiły się, gdy jakiś pocisk przebił się i zrykoszetował w środku. I następny. Zahe krzyknęła, łapiąc się za zranioną nogę. Pył i huk wypełniał całkowicie wnętrze tej stalowej puszki, którą jechali. Kane oberwał raz czy dwa, ale jego pancerz wytrzymał. Ból znów został usunięty na bok. Najemnik miał za to jeszcze zapłacić. Fox i Wig oddali po kilka strzałów, ich efekt ciężko było jednak ocenić. Tubylcy ciągle jechali. Ciągle się zbliżali. Jeanne trzęsło na wszystkie strony, ale ciągle unikała poważniejszych obrażeń. Godzina, którą mieli przetrwać, jawiła się jak jakiś nieskończenie długi czas.

Kierowca pickupa, widząc, że nie ma już strzelca ani pasażera obok, zaprzestał pościgu. Może minął mu szał i uznał, że jego życie jest ważniejsze. Albo samochód z niskim zawieszeniem nie dał rady. W każdym razie reflektory jego wozu pozostały w tyle, tak samo jak całe Mogadiszu, rozświetlane nielicznymi błyskami, oznaczającymi ciągle trwające walki gdzieś w jego głębi. Dwa jeepy jednakże ciągle trzymały się blisko i gdy Shade zaczęła podjeżdżać na niewielkie wzniesienie, którego nie szło ominąć, wreszcie dopadły ich na bezpośrednią bliskość, w której długie światła z ich samochodów ocierały się o przysadzistą sylwetkę transportera.
Za to z tej odległości, po zdjęciu noktowizorów, lub skalibrowaniu maski, którą nosił O'Hara, także tamci stawali się widoczni.
Wymiana ognia wybuchła z całą siłą.

Irlandczyk, ciągle mając najlepszą pozycję obserwacyjną, dostrzegł długą rurę oznaczającą broń przeciwpancerną. To zawsze się wyróżniało. Arab właśnie przygotowywał się do strzału, gdy trafił go pocisk. Nie zabił, ale to wystarczyło, by tamten padł. Wig cisnął C4 przez okno, a to wybuchło, wbijając tuman piachu tuż przed jednym ze ścigających ich wozów. Ten… stanął. Gdyby nie sytuacja, z pewnym rozbawieniem można by było patrzeć na wściekłość i krzyki jadących nim ludzi. Serie z karabinów, które za nimi posłali, już zabawne nie były. A walili aż do opróżnienia magazynków.
Druga z terenówek jechała jednak ciągle. Fox miał ją po swojej stronie, ale nie dość dokładnie, by wypatrzeć strzelca. Za to głowa kierowcy znalazła się idealnie w celowniku. Ułamek sekundy później człowiek ten przeszedł do historii. Prowadzony przez niego pojazd skręcił nagle i być może ten gwałtowny ruch sprawił, że pocisk, który nagle oderwał się od niego i pomknął ku ciężarówce, nie uderzył w jej bok, a tylko obok, wbijając się w ziemię i eksplodując. Szarpnęło kierownicą, a Rusht poczuła kolejny opór na kierownicy. Transporter zwolnił. Musieli uszkodzić kolejną oponę, a może nawet dwie. Mimo tego, jechali. Irlandczyk wystrzelił jeszcze cały magazynek w pozbawiony chwilowo kierowcy samochód, rozbijając przy okazji jeden jego reflektor.

Ten drugi zostawał coraz mocniej z tyłu.
Wydawało się, że się wyrwali.



Nagle zapadła cisza. Słychać było tylko szum silnika, koła mielące piach i żwir, uderzanie rozerwanej gumy z jednej opony o pancerz i dalekie odgłosy walk, po raz pierwszy w pełni docierające do ich świadomości. Adrenalina opadała, ból powracał. Ból i zmęczenie. Za wcześnie było jednak do tego, by się temu poddać. Shade prowadziła coraz dalej od Mogadiszu i wkrótce wjechali na pofałdowany teren. W ciemnościach, chociaż niebo pozostawało bezchmurne, niewiele dało się dojrzeć. Pozbawiony nowoczesnej technologii pościg miał utrudnione zadanie. Nie niemożliwe, w końcu ciężka ciężarówka zostawiała wyraźne ślady, po których podążyć mogłoby nawet dziecko. Najpierw trzeba było je jednak widzieć. A Arabowie chyba dopiero organizowali nowe środki, które pozwoliłby im dorwać ofiarę. Trochę za wolno. Minęło pół godziny, gdy Valerie zakomunikowała, że są w okolicy kopalni, osłonięci od niej jak i od drogi niewielkimi wzgórzami, całkowicie kamuflującymi sylwetkę ciężarówki. Przesłali dokładniejsze współrzędne. Przyszła odpowiedź.
"Dokładnie o godzinie 19:31:20 oznaczcie swoje położenie."

Nie działo się wiele przez ten czas. Raz zauważyli sylwetkę śmigłowca, przeczesującego teren mocnym reflektorem. Był jednak daleko, dźwięk wirników z trudem docierał do ich uszu. Jeśli to ich szukali, to miało im to zająć sporo czasu. Peter wykrzesał z siebie jeszcze tyle sił, by zaminować ciężarówkę.
Wreszcie nadeszła odpowiednia pora. W tych czasach najłatwiejszym znacznikiem był laser. Zza jednego wzgórz, jak na komendę, wynurzyła się nowoczesna sylwetka dwuwirnikowego śmigłowca transportowego, lecącego tuż nad ziemią. Zwolnił i podszedł do lądowania tuż przy ich pozycji. Wyskoczyło z niego dwóch ludzi.
- Jazda, jazda! MajÄ… maszyny w powietrzu.
Helikopter, mimo wbijania tumanów kurzu, był niezwykle cichy w porównaniu ze starym Black Hawkiem, którym lecieli w drugą stronę. Niestety nie miał dźwigu, więc wyglądający jak żołnierze ludzie porzucili pomysł przenoszenia ciężkiego kontenera. Wzięli tylko mniejszy, ładując go pomiędzy dwa rzędy krzesełek, zaraz po tym, jak usadzili na nich już tych, po których przylecieli.

Wzbili się w powietrze, opuszczając niegościnne miasto i kraj. Za sobą zostawili kulę ognia, gdy Wig zdetonował resztkę swoich materiałów wybuchowych.



Lot przebiegał gładko. Helikopter miał wspomaganie silników odrzutowych, dzięki którym pokonywał odległości znacznie szybciej, jednocześnie ciągle pozostając w pełni mobilny, gdy sytuacja wymagała działania na małym terenie. To oczywiście całkowicie nie obchodziło uciekinierów z Mogadiszu. Kto mógł to spał. Ludzie w czarnych kombinezonach, stanowiący załogę, udostępnili im apteczki i pomogli zająć się ranami. Kto mógł to spał. Inni wpatrywali się w czerń oświetloną tylko alarmowymi diodami. Trwało to tylko trochę ponad godzinę, gdy poczuli jak zwalniają i zniżają pułap.

Na dole dostrzegli światełka, najdokładniejsze na niewielkim lądowisku, podobnie jak poprzednio otoczonym kontenerami. Prawie na pewno znaleźli się na tym samym statku, ciągle pozostającym na tutejszych wodach. Wyprowadzono ich i znaleźli się w surowo urządzonym wnętrzu, gdzie czekał na nich kapitan. W starszym człowieku z przyprószoną siwizną brodą najemnicy rozpoznali Hansa, co tylko potwierdziło, ze są tam gdzie na początku.
- Odprawę macie za dwie godziny w mesie. Do tego czasu do dyspozycji prysznice, kajuty z pryczami. Jak trzeba kogoś połatać to zgłoście się do punktu medycznego.
Podobnie jak poprzednio odszedł, pozostawiając ich samych. Płacili mu, ale to nie znaczyło, że chciał mieć z tym wszystkim cokolwiek wspólnego.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 26-12-2013 o 20:01.
Sekal jest offline  
Stary 26-12-2013, 23:20   #178
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Øksendal siedziała nieruchomo w ciężarówce zgodnie z zaleceniem O’Hary trzymając głowę nisko. Cały czas zaciskała mocno powieki, jak gdyby ten zabieg mógł ją uchronić przed czymkolwiek. I modliła się. Modliła się żarliwie i szczerze. Tylko tyle jej w tym momencie pozostało. Zaufanie?? Do kogo?? Do najemników?? Umknęło gdzieś lub co bardziej prawdopodobne nigdy się nie pojawiło. A teraz siedziała miedzy tymi ludźmi, zdana na ich umiejętności i oczywiście bożą opatrzność. Jak ona nienawidziła tej wyprawy. Kolejne serie z karabinów i wybuchy. Nie wspominając już o tym, że ich samochodem strasznie trzęsło i rzucało na wszystkie strony.
Modlitwy stały się jeszcze żarliwsze i nawet głośniejsze. Wymiana ognia zagłuszała je najprawdopodobniej.

I udało się!!
Naprawdę udało się!!
Naprawdę, naprawdę się udało!!

Nie było już wystrzałów. Nie było goniących ich wrogo nastawionych osobników. Musiała przyznać, że poczuła ulgę i nawet wdzięczność. Chociaż o pełnym odprężeniu można było mówić dopiero gdy zabiorą się z tego zapomnianego przez Boga miejsca.
Czas jaki im pozostał do ewakuacji dłużył się pani doktor niemiłosiernie. I była bardzo, ale to bardzo nerwowa. Nawet nie starała się tego ukryć. Każdy dźwięk, inny od warkotu silnika ich auta powodował, że pani Øksendal rozglądała się nerwowo na boki. Nawet jeżeli najemnicy byli odprężeni, to nie udzielił jej się ten stan.

Szczęście dopisało im i tym razem. Śmigłowiec transportowy zjawił się po nich w umówionym miejscu i zabrał na pokład transportowca.
Teraz dopiero Jeanne mogła odetchnąć z ulgą.

W drodze do wyznaczonej kajuty zapytała się marynarzy o jakieś czyste ubranie. Niestety okazało się, że na statku nie ma żadnych innych kobiet, więc jedyne co mogli jej zaproponować to za duży, męski, roboczy strój. Ale był czysty.
Pani biolog przyjęła go z wdzięcznością i postanowiła skorzystać z dobrodziejstw cywilizacji jakimi dysponował ten statek.
Prysznic był jedną z nich. Dawno nie cieszyła się na myśl o gorącym prysznicu. I nawet nie specjalnie przeszkadzało jej to, że prysznice były wspólne. A może fakt, że dotarła tam jako pierwsza i nikogo nie zastała sprawił, że nie przeszkadzało jej to tak brdzo.

Ciepła woda wywołała niemal ekstatyczne odczucia spływając po ciele pani doktor i zmywając z niej cały ten brud i kurz. Jeanne długo tak stała pozwalając by umęczone ciało nacieszyło się wodą, która pieściła ją niczym ręka wytrawnego kochanka. Spod półprzymkniętych powiek obserwowała niewielką przestrzeń przed sobą wydając przy tym pomruki zadowolenia.

Długo pani doktor stała tak tylko błądząc myślami gdzieś daleko i zwyczajnie marnowała ciepłą wodę. W końcu, uznawszy, że już wystarczy zabrała się za tak prozaiczną rzecz jak mycie się oraz przepierka swojej bielizny. Niestety wysuszyć się jej do końca nie dało. Nawet ręcznik nie wciągnął całej wilgoci. Jednakże lepsze to było niż paradowanie w brudnej.
Czysta i odświeżona oraz przebrana w męskie, robocze spodnie i podkoszulek Jeanne stała przed lustrem usiłując doprowadzić do porządku włosy.
W owym roboczym stroju wyglądała nawet kusząco. Zwłaszcza biała, bawełniana podkoszukla związana tuż pod biustem prezentowała się nader dobrze na jej ciemniej skórze. I do tego dokskonale podkreślała jej kształty. Nieskrępowany żadnym stanikiem biust kołysał się kusząco pod szelkami roboczych spodni.
Mokre, bujne włosy zwisające luźno oddawała część wody na bawełnianą koszulkę, która kleiła się przez to do ciała.

Z naręczem niezbyt świeżych ubrań udała się do pralni. I o ile zainstalowane tam pralki nawet miały programy na delikatne rzeczy, o tyle suszarki były przeznaczone do odzieży roboczej i ich użycie mogło skończyć się zniszczeniem delikatnego jedwabiu z jakiego uszyte było jej ubranie. Co oznaczało, że na odprawie pani Øksendal pojawiła się w owym roboczym stroju. Zwłaszcza, że większość z owych dwóch godzin spędziła pod prysznicem.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 29-12-2013, 15:40   #179
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Shade nie mogła uwierzyć w farta jakiego mieli. Udało im się uciec pogoni i to w jednym kawałku. Jej udało się jeszcze bardziej, bo poza kilkoma zadrapaniami praktycznie nie była ranna, w przeciwieństwie do pozostałych. Martwiła się o chłopaków. Nie wyglądali dobrze. Doskonale zdawała sobie sprawę, że gonią ostatkiem sił. Podczas lotu nie rozmawiali. Nie było takiej potrzeby. Na kontenerowcu na szczęście mieli kogoś, kto mógł się zająć ich obrażeniami.
Gdy reszta poszła zając się swoimi ranami Valerie wzięła szybki, chłodny prysznic, umyła włosy i założyła czysty top i szorty. Przeciążone w wysiłku mięśnie, bolały, jednak nie tak bardzo jak pewnie będzie to jutro, kiedy pojawią się zakwasy. Tym będzie martwiła się jutro, a może do tego czasu wróci do cywilizacji i zafunduje sobie wykwalifikowanego masażystę.
Na razie jednak czekała ich odprawa i odpowiedzi na kilka pytań. Valerie chciała się na nią przygotować i wyjaśnić sprawę, która cały czas nie dawał jej spokoju. Wyszła na korytarz słysząc zbliżające się do kajut, lekkie kroki, które sugerowały raczej drobna kobietę. Nie pomyliła się w swych założeniach:

- Blue - Shade zatrzymała idącą hakerkę. Bandaż na nodze kobiety dowodził, że jej rana została już opatrzona. - Mam do ciebie prośbę. Mogłabyś dla mnie sprawdzić w sieci Marie Boven?
- Teraz?
- spytała z niedowierzaniem. - Sama możesz sprawdzić. Ja mam dość. Marzę tylko o ciepłej wodzie i śnie - odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić.
Najemniczka chwyciła jej ramię:
- Proszę. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, ale to może być ważne. Ja sobie sama nie poradzę. Już próbowałam i oficjalnie nic nie ma na jej temat, ale mnie coś nie pasuje w tej sprawie.
- Za zgłębianie tego nam nie płacą
- odparowała wyraźnie zirytowana hakerka, strzepując z siebie rękę Shade. - Przez lata w swoim zawodzie nauczyłam się nie grzebać dalej, niż jest to opłacone. I nie obchodzi mnie, kogo naprawdę wydostaliście. Zrobicie z nią co chcecie
- Skoro nie pracujesz bez kasy ile chcesz za sprawdzenie tego?
- Valerie popatrzyła na nią twardo.
Blue pokręciła głową i ruszyła dalej.
- Zostaw to i tyle.

Shade zacisnęła usta z irytacją. Nie miała zamiaru poddać się tak łatwo. W NYC było teraz południe. Wyjęła swój holofon i wykręciła jedyny numer, który potrafiła wpisać z pamięci:
- Monique Dubois słucham? - Usłyszała znajomy głos po trzech sygnałach.
- Cześć Monique tu Denis. Potrzebuję twojej pomocy. Możesz rozmawiać?
- No proszę, jaka niespodzianka. Właśnie myślałam o wyjściu na lunch.

Najemniczka uśmiechnęła się słysząc delikatny paryski akcent przyjaciółki:
- W tym tygodniu przyjeżdżam do NYC, więc zapraszam na lunch w Le Bernardin - odpowiedziała znając doskonale słabość Monique do tej restauracji. - Moja droga, potrzebuje informacji na temat osoby o nazwisku Marie Boven, wszystkiego co możesz zdobyć i to w ciągu godziny. Dosłownie. Kiedy się spotkamy opowiem ci o co chodzi.
- Aha, czyli nici z lunchu
- Monique odpowiedziała z lekkim rozbawieniem. - Czy mam tego poszukać sama, nie angażując w to innych?
Denis zastanowiła się:
- Hmm... może lepiej poproś hakera, który potrafi za sobą dobrze zacierać ślady. Pieniądze oczywiście nie są problemem.
- Zobaczę co da się zrobić
- nie brzmiała zbyt przekonująco. - Godzina to mało czasu. Zadzwonię z tym co będę miała.
- Dziękuję. Czekam więc cierpliwie.
- Kobieta uśmiechnęła się lekko kończąc połączenie. Znała dociekliwy reporterski nos Dubois. Jeśli było coś do odkrycia, dziennikarka dotrze do tego prędzej czy później. Najemniczka miała tylko nadzieję, że dowie się czegoś przed początkiem odprawy.

***


Równo po godzinie zadzwonił holofon, odzywając się głosem Monique.
- Nie zdążyłam dowiedzieć się tyle, ile bym chciała. A to co znalazłam to tylko ogólniki. Marie Boven pierwszy raz pojawia się w raportach o wydarzeniach z 2016 i danych na temat wirusa X. Podobno przyczyniła się do zwalczenia go, jeśli także tworzyła - skrzętnie to zatuszowano. Pracowała dla korporacji Umbrella i jest w wykazie pracowników do dnia dzisiejszego. Wszystko inne zatuszowano, lub jest bardzo prywatną osobą. Pojawia się w liście specjalistów opracowujących kilka różnych leków. Nic wielkiego, przykro mi. Aktu zgonu nie znalazłam, więc teraz powinna mieć sześćdziesiąt siedem lat. Urodzona i wychowana na zachodnim wybrzeżu, skończyła dobre szkoły. Od dwudziestego piątego roku życia pracowała w labach korporacyjnych.
- Dziękuje Monique. Jesteś cudowna. Znalazłaś może jakieś zdjęcia tej kobiety?
- Oczywiście, że znalazłam, ale to zdjęcie z lat dwudziestych.
- Powiedziała reporterka przesyłając dane na holo najemniczki.
- Ciekawe... - Stwierdziła Shade spoglądając na przesłaną fotografię - Pewnie nie znalazłaś jakichś informacji na temat ewentualnych dzieci?
- Nic, trop nie sięga daleko, to nazwisko tylko wypływa w kilku miejscach. Nic o osobistym życiu nie ma. Pewnie dałoby się to zgłębić, ale czasu za mało.
- Świetnie. To i tak wiele informacji jak na ograniczony czas, który miałaś.
- Denis uśmiechnęła się do przyjaciółki - Odezwę się jak tylko dotrę do NYC.

***


- Jeanne - Shade czekała na idącą na odprawę biolożkę i zatrzymała ją przed wejściem do środka. - Angela wolałaby się nie ujawniać. Czy możesz zachować informacje o jej istnieniu dla siebie?
- Ty czekasz tylko na wypłatę.
- Odpowiedziała pani doktor po dłuższej chwili zastanowienia podczas, której uważnie studiowała twarz rozmówczynię. - Inkasujesz pieniążki i znikasz.
Przez chwilę najemniczka mierzyła ją wzrokiem:
- Jeśli nawet? Co to ma do rzeczy? - Zapytała spokojnie.
- Dużo. Przynajmniej dla mnie. - Pani doktor zmarszczyła brwi. - Kończysz z nimi współpracę, prawda?
- Nie sÄ…dzÄ™
- Valerie pokręciła głową - To ostatnio mój najlepszy klient.
- Czyli tak naprawdę w waszej profesji nie liczy się lojalność wobec pracodawcy
. - Być może było to swego rodzaju oskarżenie
- Jeśli uważasz, że nie przekazanie im w ręce kobiety z amnezję jest dowodem braku lojalności... - Oczy Shade zwęziły się nieznacznie. - Cóż... w takim razie żal mi cię Jeanne. Nie mamy w takim razie o czym rozmawiać.

Najemniczka odwróciła się i ruszyła w kierunku pomieszczenia, w którym mieli się spotkać z obecnym pracodawcą. Usiadła obok Kane'a i powiedziała na tyle cicho, by tylko on mógł ją usłyszeć:
- Jeanne może donieść o Angeli. - Popatrzyła na niego ze zdecydowaniem w oczach – W razie kłopotów pomogę ci wywieść tę kobietę.
Każdy miał swoją lojalność, a ta najemników była ugruntowana wyjątkowo mocno. Przede wszystkim liczyło się dane komuś słowo i ludzie od których zależało twoje życie.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 29-12-2013 o 21:01.
Eleanor jest offline  
Stary 30-12-2013, 20:37   #180
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Długo wypuszczał powietrze, z sykiem ulatujące mu przez zaciśnięte zęby. Jako ostatni wsiadł do helikoptera i dopiero tam, oparty o trzęsący się kawał metalu, pozwolił sobie odetchnąć i zamknąć oczy. Wcześniej nie mógł. Gdyby to zrobił, istniała szansa, że już by nie otworzył. Edytor bólu był świetną zabawką. Pechowo posiadającą okres przydatności, który O'Hara wyczerpał. Dalsze używanie dawało paskudne efekty - doświadczał ich teraz, podczas lotu. Zaciskał zęby, nie mogąc spać po tym, jak go wyłączył.
Daleko było do tego, aby zaczął narzekać.
Żyli, wszyscy. Mieli co trzeba, większość w każdym razie. Wieźli nawet jedną dodatkową osobę, jednocześnie będącą i nie będącą poznaną panią doktor. Myśli Irlandczyka na moment odpłynęły w kierunku szpitala i pozostawionej tam kobiety. Nie miał pewności, czy rzeczywiście zostawionej. Zwrócił swoje spojrzenie na najemników a potem cywili, przyglądając się każdemu. To niesamowite, że Jeanne czy Blue nie zostały złamane po tych traumatycznych dla nich przeżyciach. Nie wyglądały na takie, które przeżyły coś zbliżonego wcześniej w swoim życiu, zwłaszcza biochemiczka, bo Zahe wydawała się twardsza.
Dopóki nie dochodziło do dyskusji. Øksendal wtedy pokazywała pazur. Zapominała o latających tuż obok kulach. Sam chciałby mieć takie poczucie, że nic złego nie może mu się stać i warto się odezwać, nawet jak nie ma się zielonego pojęcia o pewnych sprawach.

Wylądowali, a gwałtowne uderzenie kół o pokład kontenerowca wybudziło go z pełnego otępienia stanu. Wyszedł, zabierając ze sobą sprzęt powierzony przez pracodawcę i upewniając się, że nikt, ani nic nie pozostało w helikopterze. Na powitanie kapitana odpowiedział tylko krótkim gestem, kierując się prosto do kajuty, tej samej, którą mieli wcześniej. Dobrze wrócić na trochę poznany teren.
Ostrożnymi ruchami zdejmował z siebie kolejne elementy odzienia ochronnego, pozbywając się wszystkiego, aż do ostatniej warstwy zwykłego ubrania. Ciągle zaciskał zęby, podtrzymując się ręką. Kołysanie statku wzmogło zawroty głowy. Sądził, że większość objawów to skutki uboczne edytora, musiał jednak udać się do sekcji medycznej. Pozwolić obejrzeć i zaaplikować dawkę zwykłych leków przeciwbólowych. Pewnie nie zadziałają, ale spróbować zawsze warto.
Uniknął krytycznych ran, ultra nowoczesne środki opatrunkowo-lecznice działały cuda. Po tym co zobaczył u Wiga nie miał co do tego wątpliwości. Sprawdził co u innych, nie tylko najemników. I udał z powrotem do kajuty. Miał chwilę, by się przespać i obudzić przed odprawą w miarę przytomny. W obecnym stanie nie nadawał się do niczego.

***

Kiedy Kane wrócił do przydzielonej najemnikom kajuty Shade podniosła się z koi i podeszła do niego:
- Co zamierzasz zrobić z tą znalezioną kobietą? Wiesz zastanawiam się nad jedną sprawą. Czy nie wydaje ci się dziwne, że lekarka ze szpitala w strefie czerwonych nagle pojawia się wewnątrz zamkniętego laboratorium? - Popatrzyła na niego uważnie - A co jeśli są dwie takie same kobiety, albo jest ich więcej? Te pojemniki wyglądające jak trumny... wcale bym się nie dziwiła gdyby tu tworzyli klony. Zadzwoniłam do przyjaciółki. Może dowiem się czegoś o kobiecie nazwiskiem Boven przed odprawą.
- O tej w szpitalu powiem naszym pracodawcom - zaczął od tej prostszej kwestii, nie podnosząc się z miejsca. Sprawiał wrażenie bardzo poważnie obolałego. - Nie wiem co zrobię z tą bez pamięci. Zabiorę stąd i zostawię wybór. Są miejsca, gdzie zajmują się różnymi takimi przypadkami. Mam opory przed powierzeniem jej Miracle.
Shade skinęła głową:
- Jeśli ona naprawdę jest klonem... - Popatrzyła mu w oczy - Nigdy nie odzyska pamięci. Myślisz, że... wolałaby to wiedzieć?
Odruchowym gestem pogładziła go dłonią po policzku:
- Odpocznij. Dam ci znać jeśli dowiem się czegoś konkretnego. - Zawahała się zanim zadała jeszcze jedno pytanie. - Myślisz, że powinniśmy uprzedzić Blue i Joanne, by się nie wyrwały z czymś odnośnie Andrei?
Posłał jej zmęczone spojrzenie, gdy go dotknęła.
- Lepiej, żeby wiedziała na czym stoi. Trzymanie w nieświadomości może popchnąć ją w złym kierunku. Skoro dostała życie, może je jakoś wykorzystać.
Nie lubił rozmawiać o takich decyzjach, tak jak i ich podejmować.
- Nie wiem czy powiedzenie czegoś Jeanne nie odniesie odwrotnego skutku. Można wspomnieć. Blue powiem. Z Øksendal powinien porozmawiać kto inny - kącik wargi wykrzywił mu się w bolesnym uśmiechu.
Oczy Valerie błysnęły rozbawieniem:
- Spróbuję z nią porozmawiać, ale niczego nie gwarantuję. Ona nas wszystkich zdecydowanie nie darzy ciepłymi uczuciami.
Pchnęła go lekko w kierunku koi:
- Idź, połóż się. Obudzę was na odprawę.
Nie oponował, poddając się temu bez słowa. Padł na posłanie, stękając z bólu. Zmęczenie wygrało nawet z obolałym ciałem, pogrążając go we śnie.

***

Kilka minut przed planowaną odprawą Shade obudziła Kane'a dotykając lekko jego ramienia. Jak każdy wyszkolony najemnik od razu otworzył oczy spoglądając na nią całkowicie przytomnym wzrokiem.
- Mam info o Boven. - powiedziała cicho - Pracowała dla Umbrelli jeszcze przed 2016 rokiem i nadal jest na ich liście płac. Tak wyglądała w okresie wybuchu epidemii z wirusem X. - Pokazała Irlandczykowi zdjęcie przesłane przez swojego informatora. - Kobieta na nim wygląda identycznie jak Andrea Harper.
- Angela - poprawił automatycznie. - Myślisz, że to ona po wymazaniu pamięci, czy klon bez pamięci? Obiecałem jej wolny wybór, to słowa dotrzymam. O szpitalu powiemy i tak. Niech tam szukają tej drugiej. Tamta wydawała się pamiętać znacznie więcej.
- Stawiałabym na klona, choć pozornie to mogłoby się wydawać mniej realne, ale sprawdzić to można tylko w jeden sposób, badając długość wieku jej komórek. Nawet jeśli człowiek wygląda młodo tego nie da się oszukać - Widząc zaskoczone spojrzenie najemnika Shade wzruszyła ramionami. - Mój brat jest specjalistą od regeneracyjnej chirurgii plastycznej. Trochę się nasłuchałam o jego pracy.

Bez słowa usiadł, przecierając oczy. Zdjął z siebie wcześniej większość ubrania, oprócz spodni i podkoszulka, który wymienił na nowy. W przeciwieństwie do innych członków ekipy nie miał sił by dotrzeć pod prysznic. Zamiast tego użył likwidatora zapachów. Przydatny wynalazek.
- Można pobrać od niej DNA. Na współpracę pójdzie. Miracle może sobie sprawdzić tę drugą. To problem na później, który nie obchodzi mnie zanadto, szczerze mówiąc. Obiecałem jej tylko czysty start i tym się zajmę. Idę jej powiedzieć, żeby pozostała w kajucie. I może złapię Blue.
Przekazał co trzeba Angeli, przy okazji wypytując ją o stan. Fizyczny i psychiczny. Wpatrywał się przy tym w jej oczy. Coś jakby pragnąc upewnić się, że podejmuje dobrą decyzję. Nie dostrzegł nic niepokojącego. Nie żałował obietnicy. Nad rozlanym mlekiem się nie płakało.
Zahe złapał niedaleko wejścia do mesy, gdzie zaraz miała się zacząć odprawa. Dotknął jej ramienia, zatrzymując.
- Jeśli nie wyjdzie taka potrzeba, prosiłbym, byś nie mówiła i nie przekazywała naszym pracodawcom materiałów dotyczących odnalezionej w laboratoriach kobiety. Z amnezją i tak nikomu na nic się nie przyda, a zasłużyła na czysty start.
Skinął hakerce głową, nie czekając na słowa i decyzję. Należała do niej. Odwrócił się i wszedł do mesy.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 05-01-2014 o 15:07.
Widz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest WÅ‚.
Uśmieszki są Wł.
kod [IMG] jest WÅ‚.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
Pingbacks sÄ… WÅ‚.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172