Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2013, 16:59   #14
Aramin
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
John Smith

Jedną dłonią złapał ją za tyłek, przystawił się do jej ust i wpił w namiętnym pocałunku. Całości obrazu dopełniło burczenie. Nic dziwnego - wszak okazało się, że w drugiej ręce trzyma wiertarkę. W tym momencie z łoskotem spadła na niego rzeczywistość. Szybko wygrzebał się z łóżka i popędził do biurka wyłączając wibracje budzika. Wizyta w łazience, naprędce ubrana lekko zmięta koszula (może nikt nie zauważy pod marynarką), przeżuta kanapka z bezsmakowym serem i wyścigi krótkodystansowe do przystanku. Poranek jak co dzień. Tylko gdzieś na granicy świadomości czaiło się zdziwienie, że sen był chyba trochę inny niż ostatnio. Jakaś blondynka… przynajmniej w śnie mógł się w końcu rozerwać. Jego otępiałe rozmyślania zostały przerwane, gdy w zatłoczonym autobusie poczuł cios wymierzony w piszczel. Zamrugał, rozejrzał się i zobaczył kilkuletniego chłopca, który w tej gęstwinie w niewiadomy sposób znalazł miejsce by robić energiczne zamachy i obijać bogu ducha winnego Johna. Odchrząknął, jakby chciał coś powiedzieć i rzucił spojrzenie pełne irytacji w stronę wkurzającego dzieciaka. Coś się w nim wzbierało, ale przecież to był tylko dzieciak… Nie, on będzie ponad to, nie da się sprowokować małemu. Poza tym jakby to wyglądało gdyby czepiał się o taką w sumie drobnostkę. Ale z drugiej strony ten cholerny dzieciak z wrednym uśmieszkiem na gębie zdaje się sprawdzać granice jego cierpliwości.

-Nie kop pana bo się spocisz!

Gdy usłyszał te słowa ogarnęły go uczucia iście ambiwalentne. Z jednej strony nadeszło wybawienie, z drugiej sposób w jaki “pana” potraktowało to grube babsko obwieszone torbami był wielce irytujący. “I jeszcze godzina jazdy w takim tłoku. A mogłem mieszkać w akademiku! Może i koszty wyższe, ale imprezy, wspólne prysznice…”.

***

Całą resztę wykładu przesiedział spięty, w zasadzie w ogóle nie zwracając już uwagi na jego treść. Spojrzawszy na trzymany w rękach zeszyt zauważył, że kartki pociemniały i pofalowały a zanotowana treść zamieniła się w niewyraźne bohomazy. Po raz kolejny jego dłonie pociły się tak, jakby były jakimiś zraszaczami. To bardzo źle - sugerowało poddenerwowanie. Ech, z tymi dłońmi to w ogóle paskudna sprawa: albo zimne jak topielec nie pierwszej świeżości albo cholernie spocone. Czytał poradniki i wiedział, że dobre pierwsze wrażenie zależy między innymi od tego jak silny jest uścisk dłoni, ale też czy jest ona sucha i ciepła. Jak on ma iść na jakąś rozmowę kwalifikacyjną z tymi łapami? Przecież żaden headhunter tego nie zaakceptuje. Smith zadumał się na chwilę, gdy gdzieś tam przebijała się nieśmiało myśl, że może jednak kompetencje też się liczą. Wszystko to było jednak teraz nieistotne bo wykład się kończył, a on czuł już drżenie miękkich ze strachu nóg, ból brzucha i nagłe drapanie w gardle, przez które co chwile odchrząkiwał. Gdzieś tam w dole sali jakaś dziewczyna zachichotała - “pewnie śmieje się ze mnie” przeszło mu przez myśl. Potem, gdy już wszyscy zaczynali opuszczać salę, a on ociągał się próbując wyglądać naturalnie, na pewno zerknęło na niego kilka osób. “Co oni sobie teraz o mnie pomyślą?” - zapytał sam siebie zażenowany i zawstydzony. Poprawiając marynarkę i w końcu wychodząc ze swojego rzędu z gaciami pełnymi strachu nie myślał już o tym. Z lękiem i poczuciem niesprawiedliwości zaczynał schodzić w kierunku profesora, a jego serce łomotało jakby chciało uciec z miejsca zbrodni.

***

Gdy podeszła do niego obca dziewczyna starał się sprawiać wrażenie wyluzowanego. Starał się pamiętać, żeby przy uścisku dłoni drugą złapać za jej nadgarstek, żeby pokazać jej swoją pewność siebie i dominację, ale trochę bał się to zrobić i miał tak mało czasu do tego jej uścisk był chyba dwa razy mocniejszy niż jego. Z zakłopotania podrapał się po głowie. Zastanawiając się jak uwolnić się od tej krępującej sytuacji mimo wszystko przejechał szybkim spojrzeniem po dziewczynie oceniając ją. Wyglądała na trochę taką jakby “brudną”, ale z drugiej strony te włosy mimo wszystko w jakiś sposób dodawały jej uroku i pazurka. Ale nie, nie była w jego typie. “Zresztą” - pomyślał smętnie - “co to za różnica jak pewnie ja nie byłbym w jej typie.” Całe spotkanie zaskoczyło go na tyle, że kiedy Violet nabazgrała mu szminką swój numer on nie wiedział co się dzieje i zdążył otworzyć usta dopiero jak gdzieś wystrzeliła. Stał przez chwilę z rozdziawioną buzią, po czym spojrzał na nadgarstek, gdzie zostawiła kontakt. Jego wzrok prześlizgnął się na zegarek i to wystarczyło by puścił się pędem do sali ćwiczeń. Z ciężkim sercem otworzył drzwi i wymruczał przeprosiny za spóźnienie. Czuł na sobie wzrok wszystkich i chcąc jak najszybciej zejść ze świecznika usiadł szybko na najbliższym miejscu, wcześniej potykając się o czyjąś torbę. Z uśmieszkiem na twarzy zaczepił go James - ten zawsze-jestem-fajniejszy James.

-Co to, poderwałeś jakąś na przerwie?

John nie wiedząc, czy ten się z niego nabija postanowił polepszyć swój grupowy prestiż i z wymuszonym uśmiechem odpowiedział:

-No pewnie - miał nadzieję, że wygląda przekonująco - Nie uwierzyłbyś jaka… - nie dane było mu dokończyć, gdyż w tym momencie prowadząca zadała mu pytanie. W ciągu tych ćwiczeń sześć razy musiał odpowiadać na podane przez prowadzącą zagadnienia, z czego tylko dwa razy coś z siebie wydukał, a przy pozostałych kwestiach po prostu milczał nerwowo się uśmiechając bo wolał siedzieć jak ten kołek i czekać na zbawienie niż nie daj boże palnąć coś głupiego i zrobić z siebie jeszcze większego durnia. Wychodząc z sali czuł się zanihilowany przez triumfującą prowadzącą, która na koniec zajęć życzyła mu, by zaczął korzystać z tej kopalni wiedzy między uszami. On zawstydzony burknął coś pod nosem, a ona zażartowała, że jest “4:2 dla niej”. Jedno było pewne - Smith już nigdy nie pomyli wywiadu kwestionariuszowego z ankietą.

***

Po skończeniu zajęć wyszedł na świeże powietrze żeby złapać trochę słońca i popatrzeć tęsknie na piękne widoki krzątające się tu i ówdzie, najczęściej przy pomocy długich nóg obutych w obcasy. Zaczął rozmyślać o tym, że nie zna żadnych dziewczyn i to jest najgorsze, No bo jak nie zna, to gdzie ma poznać tą jedyną, albo nawet po prostu jakąś fajną? A może ta… jak ona się nazywała? “Może ta dziewczyna to jakaś szansa? A co tam, zadzwonię. “ - jak pomyślał, tak zrobił. Już czując poddenerwowanie i pojawiającą się w gardle chrypę wpisał numer w swój przestarzały telefon i czekał.

- Hej! tu Violet. Nie mam twojego numeru, z kim rozmawiam? - odezwał się głos dziewczyny po kilku dłuższych sygnałach. W tle było słychać jakieś dudnienie i wołających do siebie ludzi.*

Starając się brzmieć pewnie odpowiedział:

-Smith John. Słuchaj to co z tymi korkami?

- No chcę, chcę, chyba bym nie dawała ci inaczej numeru, nie? - dziewczyna roześmiała się, a potem zawołała do kogoś poza telefonem “Gdzie to stawiasz?!” - Słuchaj - odezwała się znów do słuchawki - Mam urwanie głowy teraz. O siódmej jest koncert na kampusie, pewnie widziałeś plakaty. Weź wpadnij po prostu, to siądziemy sobie nad piwkiem i pogadamy jak cywilizowani ludzie, co? - a potem znów krzyknęła w tle “Nie, nie tam, debilu!!” - [i]Wejście będziesz miał za friko/I] - zachęciła[

John zamilknął rozważając jej ofertę. Nie chcąc usłyszeć ponagleń starał się szybko myśleć. Nie powinien iść na ten koncert - pewnie i tak nie będzie miał tam co robić, poza tym nie opłacałoby mu się przed nim wracać do domu, a matka się będzie czepiać. Rosnące poczucie buntu na myśl o matce dało jednak o sobie znać. Czemu miałby się słuchać matki, skoro ma już tyle lat? Nie jest dzieckiem, poradzi sobie.
-No dobra, będę.
 
Aramin jest offline