Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2013, 22:55   #15
Quelnatham
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Zachary przygotowywał się do wyjścia. Umył się, spryskał dezodorantem, chwilę zastanawiał nad wyborem bluzy (chociaż wszystkie były w podobnych, ciemnych kolorach), ubrał się i spojrzał na siebie w lustrze. Przyciął kilka włosów, które wybujały nad króciutką, nastoletnią bródkę, wziął grzebień i zaczął poprawiać fryzurę. Zaczesał się na prawo, a później niezadowolony z efektu, na lewo. I znów na prawo. „Kurna! Po co ja to robię?” – zapytał sam siebie odkładając grzebień – „przecież to jest niewiele dłuższe od jeża! ” Oczywiście zaraz uświadomił sobie czemu nagle przejmuje się wyglądem i komu, podświadomie, chce się podobać. Zły na samego siebie wyszedł z łazienki.

-Idę na tę imprezę co wam mówiłem – rzucił stojąc w drzwiach do salonu. Mama nie podniosła nawet wzroku znad najnowszego, bestsellerowego kryminału o płatnym mordercy i mściwym ekspolicjancie, ale tata od razu odłożył gazetę.
- Będzie alkohol ? – spojrzał na syna znad okularów.
- Tak. Piwo.
- Ale pamiętaj, nie za dużo – pogroził mu palcem. –Narkotyki ?
- Tato – przewrócił oczami chłopak – nie, żadnych narkotyków. - No.. Phill przynosił czasami trawkę, ale on nie palił, więc właściwie prawie nie skłamał.
- No dobrze. Masz pieniądze ? Może weź jeszcze dziesięć oboli ?
- Mam. Dzięki, wystarczy mi – Zachary zbierał się już do odejścia.
- O której wrócisz ? – ojciec nie skończył jeszcze interrogacji.
- Noo, nie wiem. Nad ranem albo w nocy.
- Lepiej zostań. Niebezpiecznie tak wracać po nocy.
- Dobrze! Narazie! – zamykając za sobą drzwi usłyszał jeszcze rzucone z fotela „baw się dobrze” .

Przez większość drogi zastanawiał się oczywiście o co może chodzić tej całej Hope. Nawet się nie znali, a ona ma coś z nim do obgadania ? Zach nie miał żadnej pomocnej specjalności. No chyba, że chciała się dowiedzieć jaki jest najlepszy build dla warriora w Blade Rushu, ale coś nie wydawało mu się, że to to. Zresztą pewno będzie już ktoś jeszcze, któryś z lepszych kumpli Borisa, Andrei albo Phill. Gdyby był pierwszy byłoby niezręcznie. Wreszcie stanął przed drzwiami. Z myślą, że nie ma się co denerwować (“teraz to już wszystko poza mną”) nacisnął dzwonek.

Usłyszał stłumione “Zaraz!”, a potem dźwięk przekręcanych zamków. Drzwi uchyliły się, a w progu stała niewysoka, szczupła dziewczyna o błękitnych oczach i brązowych, rozczochranych włosach, z których część była zapleciona w dredy. Uśmiechnęła się szeroko do Zacha i podała mu przez próg delikatną dłoń o długich palcach.
- Hope - przedstawiła się - Boris jest w kuchni. Fajnie, że wpadłeś wcześniej. Pomożesz nam z przygotowaniem tego całego bajzlu?
Wnętrze domu było przestronne i świadczyło o zamożności. Kiedy w wyłożonym drewnem korytarzyku Zach zdejmował buty, zauważył, że przy szafce stoją tylko dwie pary: najki Borisa i glany z kolorowymi sznurówkami. Jego obuwie było trzecie.

“No cóż… nic takiego. Przydam się do czegoś, jakaś gadka-szmatka i przyjdą inni” próbował pocieszyć się w myślach. “No i pierwszy dowiem się czegoś o tej dziewczynie”.
- Jasne. Jestem Zachary - odpowiedział uważnie przyglądając się Hope. Uważnie, ale nie za długo. Wziął torbę i ruszył do kuchni. - Mam czpisy i pada - rzucił głośno przechodząc przez drzwi. - Cześć! - na widok Borisa uśmiechnął się od ucha do ucha niekontrolowanym i niewstrzymywanym uśmiechem, który jednak wypadało w końcu przerwać - gdzie to położyć ?
- Hej! - Boris odwrócił się od blatu, na którym stało kilka miseczek z przekąskami i napoczęty sześciopak coli - Wiesz co...może daj to tu. Mamy teraz zapasy normalnie jak na przetrwanie zombieapokalipsy! - z radością wyszczerzył do Zacha zęby i sięgnął po szklankę - Chcesz coli? Soku? Zimnego browarka? - kiwnął dłonią w kierunku lodówki - Przesuniemy jeszcze meble w salonie i będzie git.. - nalał sobie coli do szklanki i sięgnął po garść słonych orzeszków - Hope! Chodź tu, ktoś musi nam wydawać polecenia, kiedy będziemy dźwigać te wszystkie ciężkie rzeczy! - roześmiał się i objął dziewczynę w talii.

Przygotowanie salonu poszło sprawnie; meble wylądowały pod ścianami, zostawiając pustą przestrzeń z poduszkami na środku. Boris odpalił konsolę, i oparł się o kanapę; Hope siadła nad nim, z puszką piwa w ręku. Kiedy chłopak grzebał w opcjach urządzenia, włączając i wyłączając pada Zacha, Hope wlepiła w Rhysa swoje niebieskie ślepka i z pełną powagą zapytała:
- Ty podobno grasz, prawda…?
- Yyy... - przez chwilę nie wiedział o co chodzi. Rozejrzał się poszukując jakiejś wskazówki. - Aa! Noo tak. Głównie na kompie, ale na plejaku trochę też. Czemu pytasz ?
Na słowa Zacha Hope zastygła w połowie gestu podnoszenia puszki z piwem do ust, a jej mina wyrażała jedno wielkie “WTF?!”. Za to Boris dostał ataku niekontrolowanej głupawki, mało nie przewracając się na podłogę. Kiedy w końcu się uspokoił, spojrzał z rozradowaną miną na Zacha i uśmiechnął się od ucha do ucha - Stary...ale tekst! - roześmiał się - Widać, że proplayer z ciebie...hahahaha….- opanował się i dodał - No nie. Powaga. Hope pytała czy grasz na keyboardzie. Kiedyś coś wspominałeś, jak łupaliśmy w Guitar Hero, pamiętasz?
- Bo chcę założyć zespół! - dziewczyna szturchnęła śmiejącego się chłopaka i usiadła po turecku na kanapie - Mówię serio. Boris gra na gitarze. Jakbyś w to wszedł...to potrzebujemy tylko basu i mamy pełen skład! - powiedziała z pełną pasją i entuzjazmem.
Chłopak usilnie próbował nie spiec raka. Udawało mu się średnio, nie mówiąc nawet o żadnej próbie obrócenia wszystkiego w żart. No i jeszcze najgorzej, że wcale nie szło mu dobrze na keybordzie.
- To super - próbował nadać swojemu głosowi szczery ton - ale yyy… noooo trochę dawno nie grałem na klawiszach. To znaczy… gdybym poćwiczył, trochę sobie poprzypominał. Co dokładnie chcecie grać? - starał się zmienić temat. - Macie już pomysł ? Będziesz śpiewała ?
- Mam, mam. Takie tam rokowe granie. Zobaczysz.. - zapewniła szybko dziewczyna - No i nie martw się...każdy kiedyś zaczynał, nie? Wystarczy się przełamać...Potem może być już tylko lepiej. Wiesz… - spojrzała na Zacha bardzo uważnie - Widziałam sukces tego pomysłu….naprawdę. Sen tak realny, że nie do odróżnienia od prawdy! - stuknęła puszką o kanapę, jakby dla podkreślenia wagi swoich słów - To się uda...musi się udać. Nie ma innej opcji!
- Jest niesamowita, co? - Boris wstał i pocałował Hope w policzek - Wszystko już udało jej się załatwić: sprzęt, miejsce...Jak się uprze, to potrafi robić cuda - mrugnął do Zacha z bardzo sugestywną miną - Wszystko jest w sumie dograne, możemy zaczynać choćby od jutra. A ja zaproponowałem do składu ciebie, bo oprócz tego, że mamy być supergrupą, to chciałbym zrobić coś zajebistego w gronie najlepszych przyjaciół. To co? Wchodzisz w to? - i wyciągnął do Zacha otwartą dłoń.
- Jasne - odpowiedział wesoło i uścisnął pewnie dłoń Borisa. Ale naprawdę miał w sobie więcej niepewności, niż pożyczonego od pary optymizmu. Każdy sen jest podobny do prawdy, a ze wszystkich garażowych grup większość zostaje w garażu. No ale nie szkodziło spróbować.
- To gdzie się widzimy na pierwszą próbę ? - próbował wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu. - I kogo weźmiecie na ten bas ?
- Wszystko w swoim czasie! - Hope wstała i położyła swoją łapkę na złączonych dłoniach Borisa z Zacha. Spojrzała na Rhysa z uwagą i powiedziała - Dzięki Zach...to wiele dla mnie znaczy, że pomożesz mi spełnić moje marzenie…

W tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Wkrótce do willi zaczęli schodzić się kolejni goście.

Impreza jak impreza. Było fajnie. Właściwie dość dawno nikt nie robił żadnej domówki. Wszyscy mieli okazję nadgonić klasowe plotki, wymienić muzyczne odkrycia, nowe zainteresowania i anegdoty. Wypić piwo i po prostu pobyć ze sobą. Zach mniej gadał, a więcej słuchał. Pijackich historyjek Jaya, opowieści o miłosnych zawodów Anne czy litanii sportowych osiągnięć Andreia. O tym co go gnębiło nie miał tu z kim porozmawiać. Wystarczyło, że spojrzał na Hope i Borisa i zaczynał się zastanawiać nad wymówką żeby jednak wymigać się od tego głupiego pomysłu. To znaczy może nawet pomysł nie był zły, to fajnie tak sobie grać nawet jak nie jest się najlepszym, ale Zach wiedział, że tego nie wytrzyma. Każdy widok ich razem budził w nim trudne do nazwania uczucia. Czuł, że tu żadne sny nie pomogą. Rozegrał parę meczów w Tekkena przy malejącej widowni (bijatyki są najlepsze na imprezy) i kiedy Vicky zaczęła puszczać z youtube'a filmiki ze śmiesznymi kotami stwierdził, że należy się kłaść spać. Na szczęście dom był duży i szybko znalazł sobie miejsce gdzie mógł walnąć się w ubraniu.
 

Ostatnio edytowane przez Quelnatham : 03-01-2014 o 17:58.
Quelnatham jest offline