Mark wydawał się zatopiony we własnych myślach. Wpatrywał się gdzieś w pustkę, nie dając żadnego znaku dotyczącego tego, nad czym się zastanawiał. Musiała powtórzyć pytanie, zanim skinął głową. Minęło jednak jeszcze kilka minut, zanim w pełni powrócił do ich świata, razem ze strawą przyniesioną im przez gospodarza. Drewniane miski, ale przynajmniej nie przeciekały. A zawartość była ciepła. Tyle dobrego.
Arina po spróbowaniu i przełknięciu, zdecydowała, że nie jest to trujące. Mięsa co prawda nawet potrawka nie widziała, za to pływało w środku trochę warzyw. Typu cebula i rzepa. Do tego dostali po pajdzie na wpół czerstwego chleba.
- Zastanawiam się, ile prawdy jest w słowach dziecka - odezwał się Alez dopiero po skończeniu posiłku. - One zawsze przekręcają. Bo mam uwierzyć, że faktycznie istnieje potwór, który sprawia, że ludziom odechciewa się wszystkiego? - potrząsnął głową z niedowierzaniem. |