Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2013, 19:25   #330
pteroslaw
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
W więzieniu własnego umysłu

“Przynajmniej odzyskałem wzrok”, pomyślał Ren z uporem ignorując głos z tyłu głowy, który ironicznie dopytywał “za jaką cenę”. Rycerz. rozglądając się ruszył przed siebie. Próbował zrozumieć gdzie jest, oraz co się w ogóle stało. Po przejściu kilkudziesięciu metrów zatrzymał się.
-Czy ktoś może mi powiedzieć gdzie jestem?!- Wykrzyczał pytanie używając całego powietrza ze swoich płuc.
- TUTAJ! -odparły mu wesołe głosy zdeformowanej dziatwy. Zaiste pomocna odpowiedź.
-Czyli gdzie? Jak się nazywa to miejsce?- Skierował swoje pytania do dziwacznych dzieci.
Dzieci zastanowiły się na chwile, nie przerywając swej bitwy na organy. - Chyba śledziona Iiana. -stwierdziły, rzucając owym narządem w stopę mężczyzny.
Ren przekrzywił nieco głowę.
-Śledziona Liana? Kto to jest?- Zapytał dzieci jednocześnie odkopując od siebie organ, który miał koło stopy.
- Lian! -odparły p oraz kolejny z zatrważająca logiką istoty.
Ren przejechał dłonią po twarzy w akcie rezygnacji.
-Jak się mam wydostać z tej śledziony Liana?- Rycerz postanowił zadawać proste pytania.
- Najłatwiej będzie podnieść nogę. -kolejna morderczo logiczna odpowiedź, padła po rzuceniu kilkoma organami.
Ren wzruszył ramionami po czym stanął na jednej nodze…
Tym samym wydostał swoją nogę z rzeczonej śledziony o której mówiły dzieciaki. Bo nie miały chyba one na myśli całego miejsca, a jedynie organ na którym stał mroczny rycerz.
- O to moje! -jedno z zdeformowanych dzieci, o zamykanej zamkiem błyskawicznym piersi podbiegło po zdeptany przez Rena obiekt. Zapewne to był rzeczony Lian, który po chwili cisnął zakrwawioną masa w innego rówieśnika.
Ren pokręcił głową z rezygnacją. Najwidoczniej od tych dzieci nie dowie się niczego wartościowego. Rycerz ruszył przed siebie, rozglądając się za kimś, lub czymś co wyglądało jakby mogło dać mu odpowiedź na jakiekolwiek pytanie.
Szedł...i szedł… A ciągle mijał te same domostwa. Zdawało sie że horyzont w ogóle się nie przybliża, a wszystkie zdeformowane postaci które mijał były do siebie dziwnie podobne. Nawet czas wydawał się jakoś dłużyć, bowiem na jego twarzy co chwile pojawiał się zarost by zaraz potem zniknąć.
Ren wpadł w szał, nie miał pojęcia co robić. By dać upust swoim emocjom zebrał aurę w lewej dłoni i wystrzelił ją przed siebie. Zaraz potem zaczął rozglądać się za jakąś rozumną istotą, która jednocześnie nie była dzieckiem rzucającym wnętrznościami.
Atak pofrunął, rozbijając gdzieś jeden z budynków, który dość szybko złożył się do kupy. Jedyną istotą, która wydawała mu się rozumną...był on sam, stojący na wielkim wahadle zegara, które górowało nad miasteczkiem.
Ostatnio mało rzeczy było w stanie zadziwić Rena, ale ktoś wyglądający tak samo jak on, cóż to było co najmniej warte sprawdzenia, chyba, że to tylko jego umysł płatał mu figle. Rycerz wzruszył ramionami i ruszył w kierunku zegara.
Tym razem droga zdawała się nad wyraz krótka, parę chwil i nagle znalazł się na wahadle, górującym nad miastem. Drugi z Renów spoglądał na niego pustymi białymi oczyma, z lekko przechyloną w lewo głową. - Trochę Ci to zajęło… -zauważyła kopia… a może i ten prawdziwy?
-Wiem, wybacz, nie jestem teraz za bystry. Więc, gdzie jestem i jak mam się wydostać?- Ren od razu przeszedł do rzeczy.
- Może wiem… a może jesteś już wolny? -odparło pytaniem na pytanie stworzenie.
-Może faktycznie jestem wolny, ale nadal chciałbym opuścić to miejsce, a skoro jestem wolny, to raczej mogę to zrobić. Więc powiedz mi tylko jak.- Rycerz zupełnie nie miał ochoty na gierki słowne.
- Ale ja nie chce byś opuścił to miejsce, gdy to zrobisz znowu zostanę zamknięty. -odezwał się klon.
-Więc to tak.- Mruknął Ren-To nie zmienia faktu, że nadal chciałbym wiedzieć chociaż gdzie jestem.
- To twój umysł… nie zauważyłeś? -zapytał zdziwiony klon wojownika.
-Szczerze, nawet mi to nie przeszło przez myśl. Mój umysł co? Liczyłem, że będzie jakimś bardziej przytulnym miejscem. Została jeszcze jedna kwestia. Kim jesteś?
- Tobą. -odparła istota. - Tym co tak uparcie każdy człek w sobie kryje, twoimi pragnieniami i mrokiem który kryłeś przed światem.
Czarny rycerz westchnął głęboko.
-Chciałbym choć raz spotkać moją dobrą stronę, tą która chce pomagać ludziom i tak dalej. No, ale cóż, jesteś mrokiem i nic z tym nie zrobię. Jednego tylko nie rozumiem, twierdzisz, że jesteś pragnieniami, które skrywałem przed światem. Nawet nie byłem świadomy, że takie mam, ale to nie ważne. Skoro już jesteś wolny, to co planujesz robić?- Zapytał Ren samego siebie.
- Jak to możliwe że moje drugie ja jest takie głupie? Chociaż to tłumaczyłoby moja inteligencję… -zamyśliła się istota zupełnie ignorując pytanie Rena.
-Może i nie jestem zbyt inteligentny.- stwierdził samokrytycznie Ren.-Ale zawsze robiłem to co słuszne.- Powiedział z lekkim uśmiechem.
- Tak uważasz? A kto wyznacza słuszność twoich decyzji, czemu przyjmujesz że tylko twoje racje mają prawo bytu? -odparował natychmiast klon Rena. - Kto dał Ci prawo osądzać co jest słuszne?
-Nikt mi tego prawa nie dał. Sam je sobie wziąłem. Poza tym moje życie było bardzo łaskawe pod tym względem, więc nigdy nie musiałem się zastanawiać. Po prostu, zabójca, handlarz niewolników i tak dalej to zło. Z tym walczyłem całe swoje życie.
- Zarabia na swój sposób, czemu to zło? Czy ludzie których sprzedawał byli lepsi czy gorsi od niego? -osobnik zalewał pytaniami rycerza.
-Nie ważne kim byli ludzie, którymi handlował. Człowiek powinien być wolny, dlatego walczyłem z handlarzami niewolników. Nie obchodziło mnie, zresztą dalej nie obchodzi, to kim byli ci, którzy zostali porwani. Należało ich uwolnić. Ponieważ to było słuszne. - Powiedział pewnym głosem rycerz.
- A jeżeli Ci których uwolniłeś byli zarządcami więzień? Twojej logice brakuje spójności, osądzasz coś samemu zakładając tylko jeden scenariusz. Kultywujesz wolność mimo, że większości zamykasz drogę do niej -odparł klon powoli obchodząc rycerza po małym okręgu.
-Zarządcy więzień rzadko są sprzedawani jako niewolnicy. Sprzedają zwykle ludzi, którzy popadli w długi, albo tych po których nikt nie będzie płakał. Niewolnicy to dosyć specyficzna grupa. Poza tym skoro jesteś mną to doskonale wiesz czemu walczę z handlarzami niewolników.- Rzucił Ren wodząc wzrokiem za swoim klonem.
- Walczysz bo nie umiesz patrzeć. Myślisz że czemu straciłeś wzrok? Los jest sprawiedliwy dla każdego. Nie umiałeś widzieć więc odebrano Ci oczy. -istota mówiła dalej niczym wilk obchodząc rycerza.
-Dorabiasz filozofię tam gdzie jej nie ma. Nie straciłem wzroku z powodu jakiegoś losu. Tylko dlatego, że byłem za wolny i nie zdążyłem uniknąć ciosu. Nic więcej tam się nie stało.-Odparł Ren pewnym głosem, nie spuszczając wzroku z istoty.
- A gdybyś zapytał Boga i powiedziałby inaczej? -klon rozłożył ręce z szerokim uśmiechem. - Wszystko ma spisane losy, Ci którzy ich nie rozumieją cierpią. Nie istnieje wolność, w zamkniętym pudełku.
Ren uśmiechnął się lekko.
-Chętnie zapytałbym Boga, ale jakoś żadnego nie mam pod ręką, zresztą nigdy nie miałem. Może i wszystko ma spisane przeznaczenie, ale nie zamierzam tego zaakceptować Nie zamierzam żyć w zamkniętym pudełku, wolę się z niego wyrwać i być wolny.
- Nie umiesz nawet wyrwać się ze swego umysłu. -zauważyła kopia.
-Mój umysł jest czymś rzeczywistym, a nie metaforycznym więzieniem przeznaczenia.- Powiedział Ren z uśmiechem.-Poza tym jeszcze nie próbowałem się wydostać.
- Więc spróbuj. -zaproponował klon.
Ren zamknął oczy. Skoro był w swoim umyśle powinien mieć nad nim władzę i właśnie to chciał sprawdzić najpierw. Skupił całą swoją wolę na jednej myśli, by z jego umysłu zniknęły zdeformowane dzieci, oraz wszelkie inne obrazy wyglądające jakby wyciągnięto je z piekła. Rycerz nie był pewien ile czasu spędził stojąc z zamkniętymi oczami. Otworzył je po chwili i rozejrzał się po okolicy.
I faktycznie teraz był już tylko zegar, jego klon oraz on sam. - I co to wszystko? Potrafisz rozmyć tylko nędzne wizje? -zapytało drugie ja Rena. W tym czasie ten dostrzegł że ciemność jak gdyby wpływa na zegar od spodu, kierując się ku nim.
-Mam nadzieję, że nie tylko.- Rzucił Ren wyobrażając sobie kolejne rzeczy, korzystając z tego, że był w swoim umyśle i miał władzę. Wyobraźnia podsunęła mu obraz meteorytu mającego uderzyć w podstawę zegara, niszcząc ostatnią zakotwiczoną w umyśle rycerza, zostawiając go samego ze swoim klonem.
To jednak nic nie dało… gdzieś na granicy świadomości zaistniały obrazy meteorytów, ale ciemność szybko je pochłonęła. Zegar natomiast tykał miarowo, odmierzając sobie tylko znane jednostki czasu.
-A więc nie mogę wpływać na zegar.- Stwierdził oczywistość.- Skoro tak, to strzelam, że właśnie w nim tkwi klucz do uwolnienia się. No i zapewne zamierzasz mi w tym przeszkodzić, czyż nie?- Spytał swojego klona z ciekawością w głosie.
- Czemu mam przeszkadzać ślepcowi w znalezieniu drogi? Nie jest to konieczne. -odparł sobowtór.
-Ta twoja gadka o mroku jakoś tak na mnie zadziała.- Mruknął Ren, po czym zeskoczył z zegara...
Gdy tak leciał w dół dostrzegł jak w mroku pojawiają się paszcze i dziwne kształty. Ciemność od razu ruszyła ku niemu, niczym tysiące biczy łowców niewolników. Zeskoczenie z zegara chyba nie było najlepszą opcją. Ren musiał myśleć teraz szybko.
Z dłoni czarnego rycerza wystrzelił biały łańcuch zakończony hakiem, który poszybował w górę, Ren chciał tylko jednego, by hak zaczepił się o cokolwiek. Ren zaczął piąć się w górę zaczepiając hak o coraz , skoro nie mógł zejść na dół, to rozwiązanie musiało być na górze, a rycerz był prawie pewien, że je poznał. Po chwili stał przed swoim sobowtórem.
-Będę strzelał, że ty jesteś kluczem do mojego uwolnienia się. Czyli muszę się ciebie pozbyć.- Powiedział ciężko dysząc.
- Nie… wystarczyło sobie z tego zdać sprawę. -stwierdził klon, a wszystko zaczęło powoli się rozmywać.
 
pteroslaw jest offline