Zbigniew chwycił wyciągniętą rękę. Z gadaniny zakapturzonego wiele nie zrozumiał a to, co zrozumiał pewnie niewiele miało wspólnego z tym, co nieznajomy chciał mu przekazać. Szczególnie, jeśli chodziło o ten fragment o nocowaniu u sióstr zakonnych. Wzmianki o planie przygotowanym przez ojca jakoś nie mógł przyswoić do swojego umysłu. Z niejasnych wspomnień najmłodszych lat pamiętał, że ojciec miał go delikatnie rzecz ujmując w dupie. A plan, jaki dla niego przygotował skończył się wylądowaniem u bandytów. Nie zamierzał realizować kolejnego planu rodzica.
– No dobra niech będzie. Opierdzieliłbym jakiegoś dzika. Mam nadzieję, że siostrzyczki mają u siebie dziczyznę? – powiedział, gdy w końcu udało mu się stanąć na stałym lądzie i zapanować nad szczękającymi zębami.
Kapłan popatrzył na młodzika, pokręcił z dezaprobatą głową i odpowiedział:
– Dla ucha Ojca naszego twe słowa są niczym ciernie pod paznokciami. – najwyraźniej mężczyzna uznał, że większy efekt uzyska przechodząc na język zrozumiały dla swego rozmówcy.
– Oj nie pierdol księżulku. Jak słowa mogą ranić jak ciernie? To w końcu mają tą dziczyznę czy nie? – Tak mają. – zakapturzony najwyraźniej zrezygnował z pouczania młodzieńca.
- Chodź za mną.
W klasztorze Zbigniew został przyjęty z otwartymi rękami. Z resztą jak każdy, kto za potrzebą tam się zjawił. A takich było wielu. Głodujące rodziny, którym bandyci ukradli zapasy – Wilk był bardziej niż pewny, że część z nich zjadł samemu, ciężko chorzy, którzy szukali wytchnienia w obcowaniu z Bogiem i różnego rodzaju sieroty i przybłędy. Młodzieniec czuł się nieswojo w takim środowisku. Nieprzyzwyczajony był, by ktoś komuś pomagał. Ci, którzy byli za słabi by poradzić sobie samemu po prostu umierali. Nikt nie oglądał się za siebie. A siostry nawet Bandytę przyjęły jak zwykłego psa. To było bardziej niż dziwne i wymagało chwili zastanowienia… No dobra. Szczerze powiedziawszy Zbigniewowi daleko było do rozmyślań na tematy egzystencjalne. Bardziej interesowało go jak dostać się do sypialni młodszych sióstr lub chociaż jak podejrzeć je w czasie kąpieli. Miał jednak z tym drobny problem. Oczywiście, jeśli drobnym problemem można nazwać siostrę przełożoną, w której ciele, co najmniej dwóch takich jak Wilk mogłoby się zmieścić. Nie przejmowała się przekleństwami, groźbami i prośbami. Razy zadawane przez jej kij były bolesne a co gorsza dość celne.
Zbigniew w klasztorze spędził dwa lata. W tym czasie doszło w nim do wewnętrznej przemiany. Zaczął cenić – w drobnym stopniu – cenić życie innych. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że stał się dobrym człowiekiem. Po roku pożegnał się z siostrami i z listami polecającymi ruszył w świat.
Droga zaprowadziła go do Krakowa. Zapoznając się z odpowiednimi osobami udało mu się wkręcić najpierw do straży miejskiej, a później do zawodu najemnika.
Lata mijały na wykonywaniu kolejnych zleceń. Dużo zmieniło się w życiu Zbigniewa, lecz jedno pozostało. Chęć zabicia Ratsława…