Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2013, 23:32   #111
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Wygra czy przegra? ― powtórzył Hallex, wzruszając ramionami. ― Zobaczymy. Ale jeśli chodzi o pieniądze, Marcusie Simoniusie, nie zapominajmy, że ty także zarobisz, jeśli nasz plan się powiedzie. Toteż, stosownie, wypadałoby chyba, byś też coś zainwestował. Uwierz mi, my mamy własne koszta; zajmiemy się zmotywowaniem Byczka, na ten przykład. Ale swoich ludzi opłacaj sam. Wiemy, że cię na to stać. ― Rozejrzał się po pełnym przepychu pokoju. Marcus Simonius parsknął jednak w odpowiedzi.

Dobre sobie. Myślisz, chmyzie, że ja nie wkładam w to pieniędzy? Czymże jest ta wasza stówka? Jak wam nie pasuje, możecie nie płacić. Ale wówczas torillo nie zagra tyle, ile trzeba, i z interesu nici. To głównie wam zależy na zdobyciu pieniędzy, prawda? Czy to takie trudne, żeby wyłożyć jeszcze trochę? Ale jak nie chcecie, to nie. Ja już swoje wiem i poczyniłem trochę przygotowań. Bylebyście nie wchodzili mi teraz w drogę. Coś jeszcze?

Głównie nam zależy na zdobyciu pieniędzy? — oburzył się Hallex, nie porzucając tematu. — I mam udawać, iż nie widzę, że pakujesz swój cały dobytek? Już teraz przygotowujesz się na gniew Trejanusa, ale ja mam wierzyć, że nie masz interesu w powodzeniu planu, który ten gniew spowoduje? Nie, i w każdym razie nie odrzuciłbyś setek tysięcy trejanów, które ci to przyniesie. Nie blefuj, Simoniusie. Układ był prosty: my się zajmujemy brudną robotą, ty zapleczem. Oczekujemy, że się z tego wywiążesz, albo przypadkiem możemy ci jeszcze wejść w drogę. Nie każ nam myśleć, że jesteś niesolidnym biznesmenem.

Chyba mnie nie zrozumiałeś, wspólniku. ― Ostatnie słowo zabrzmiało co najmniej prześmiewczo. ― Z wami czy bez was, plan wszedł w życie. Moi ludzie już działają. Jednak chyba warto by było okazać trochę dobrej woli, inwestując te marne sto trejanów, żebym to ja nie pomyślał o was jako o kimś niesolidnym. Zrozumcie, teraz tak naprawdę nie jesteście mi potrzebni. Nie lubię robić interesów z niesolidnymi wspólnikami…

Halleksowi stężała twarz; odwrócił się i szybkim krokiem bez słowa wyszedł na zewnątrz. Mijając najróżniejsze oznaki bogactwa, które zaczynały się piętrzyć pod ścianami i w kątach, gotowe do umieszczenia w każdej chwili na wozie wyjeżdżającym z miasta, zaczął drżeć z gniewu. Powinien się spodziewać, że Simonius będzie się ich starał wykiwać, ale myślał, że hojny podział wygranej przekona go, aby z nimi współpracował. Najwyraźniej jednak pół miliona albo więcej to było dla niego wciąż za mało. Ale jaki mógł być jego plan, jeśli nie polegał na walce z faworytami Trejanusa? Przeszło Halleksowi przez myśl, że być może ostatniego dnia bukmacher zamierza po prostu zmyć się ze wszystkimi pieniędzmi, które zakładający się mu powierzyli ― ale do tego nie potrzebowałby opłacać żadnych ludzi ani w nic inwestować. Musiało chodzić o coś innego.

Pomimo zdrady Simoniusa, Hallex wciąż miał dobrą szansę na wykonanie swoich zamiarów — albo tak przynajmniej myślał przed spotkaniem z wysłannikiem Princepsa.

Stoi ― powiedział, podając Jorgenowi rękę. Wymienili uścisk i Hallex wskazał na Veraticusa, aby ten zrobił to samo, podczas gdy sam zajrzał do sakw. Po chwili pożegnali się i wysłannicy Princepsa opuścili Zielony Dom. Gdy tylko słychać się dało dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, Hallex przerwał oglądanie przyniesionego skarbu i uniósł głowę. Jakby odrobinę zakłopotany, mruknął pod nosem: "Zaraz wracam" i wyszedł z pokoju; gdy tylko znalazł się poza zasięgiem wzroku swojego kompana, rzucił się biegiem.

Udało mu się dopaść czwórkę bandytów, gdy właśnie mieli zniknąć w jakiejś uliczce.
Czekaj! ― krzyknął cicho i gdy zwolnili i się obejrzeli, dopadł do Jorgena. ― Te pieniądze to była inwestycja, która zwróci się wielokrotnie ― powiedział, po czym przerwał na chwilę, aby złapać oddech. ― Ale jest jeszcze inna inwestycja, która mogłaby zainteresować twojego szefa. Istnieje pewien dokument, przyznany mi przez samego Trejanusa. I jeśli powiesz o tym Princepsowi, on będzie wiedział, że mówię prawdę, bo zdaje sobie sprawę z tego, że niedawno przysłużyłem się Gubernatorowi. Załatw mi spotkanie z nim, żebym mógł mu złożyć propozycję. Tylko mi, pozostała dwójka nie powinna o niczym wiedzieć.

Inwestycją, jaka z pewnością się wam zwróci, będzie zrobienie tego, czego zażądał od was Princeps. ― W głosie Jorgena pojawiła się groźba. ― Wszystko inne to tylko dodatek. Nie starajcie się wykolegować szefa, bo się to źle skończy…

Dziwnym trafem, Hallex nagle znalazł się dokładnie pomiędzy czterema zbirami. Nie miał gdzie uciec. Zrobiło mu się nagle bardzo duszno, na twarzy czuł oddech stojącego przed nim Nida. Nie pachniał przyjemnie.
Co to za propozycja? Przekażę mu słowo w słowo. Obiecuję.

Thoer odsunął głowę jak najdalej od gęby Jorgena, równocześnie czując, że robi się cały czerwony na twarzy, i milczał przez chwilę.
Posiadam akt własności pewnych ziem, zdaje się dość rozległych ― powiedział w końcu, postanowiwszy posłuchać się niebezpiecznego mężczyzny. ― Muszę tylko zorganizować wyprawę, ale potrzebuję w tym pomocy. Pieniądze załatwię sam ― zaznaczył. ― Jednak brakuje mi ludzi do ochrony oraz znajomości miejscowych kontaktów. Moja propozycja dla Princepsa wygląda zatem tak: on użyczy mi swoich ludzi, a w zamian będzie otrzymywać dziesiątą część wszystkich zysków. Jak Trejanus. Jestem też pewien, że Książę ma plany większe niż tylko to miasto i dodatkowe zaplecze mu się przyda, jako baza albo choćby bezpieczne schronienie, gdyby w Burrovicum zrobiło się kiedyś gorąco. Nad zleceniem, które nam dał, także pracujemy ― dodał po chwili, żeby uspokoić Nida ― ale ten dokument to okazja, która może się więcej nie nadarzyć. Przekaż mu to ― rzucił na koniec, starając się dość desperacko odwrócić sytuację tak, jakby to Jorgen przyjmował polecenia od niego.

Jasne. Przekażę ― odpowiedział Jorgen i skinął na swoich chłopaków. Ci bez słowa odstąpili. Hallex został sam na ulicy. Woda ściekała mu po włosach i twarzy prosto za kołnierz. Przeszedł go dreszcz.

W tym momencie opuściła go cała nadzieja i podekscytowanie, które czuł jeszcze kilka godzin temu. Gdy obudził się tego ranka, wyprowadzka Julii była dla niego symbolicznie ostatnim wydarzeniem starego dnia i początkiem nowego — wszystko miało się po tym zmienić, a on miał zostawić rolę popychadła i stać się człowiekiem z władzą. Teraz zdał sobie sprawę, że nowy dzień wcale nie nadszedł, natomiast on sam posiadał być może mniej kontroli nad wydarzeniami swojego życia niż kiedykolwiek. Powłóczył się smętnie do Zielonego Domu.


Post napisany wspólnie z MG.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 28-12-2013 o 14:43.
Yzurmir jest offline