Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2013, 23:25   #26
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Śródzimie

Tiran przeczytał dokładnie notatkę, a następnie ja spalił. Informacja była co prawda ciekawa, jednak wątpił by coś wyszło między Liliel a Ansimonem. Była spora szansa że go użyje i ewentualnie zostawi, w czasie kiedy czarodziej będzie próbował ją zbałamucić, ale to prawdopodobnie wszystko na co mógł liczyć. Mimo to, dobrze było wiedzieć że informacje w twierdzy trafiają do niego z odpowiednią szybkością. Występy były dobrą odskocznią od zdarzeń tego dnia, wszystko spadało na maga jak lawina. Występy były wspaniałe, zwłaszcza bardki, która zdawała się znać Arastainne, nic dziwnego że wygrała, chociaż poziom konkursu był dość wysoki. Najwyraźniej zarówno winnice, jak i miejscowe kolegium sprzyjały rozwojowi muzyki i innych sztuk.

Słowa wezyra były nieco enigmatyczne, ale tylko nieco, Rovan miał swoje za kołnierzem jeśli chodziło o kobiety i nie tylko, a skoro nie mógł już siedzieć w miarę cicho, bo został obarczony nadaniem i wyniesiony do roli margrabiego, możliwe były kłopoty. Mimo to, z przyjemnością wysłuchał koncertu wraz z widowiskiem, śmiał się nieco pod nosem ze sposobu przedstawienia jego i Pentora zaangażowania w budowę, wszystko to było zgodne z prawdą, ale mogło się wydać przesadzone, że praktycznie całe miasto wraz z twierdzą, zostało stworzone za pomocą magii, z pomocą rąk ludzkich w obróbce końcowej. Musiał przyznać Teodorowi, że doskonale się spisał wraz ze swoimi podopiecznymi. Po skończonym koncercie, wszyscy rozeszli się do swoich komnat.

Edwin nie próżnował i rzeczy przyszłej małżonki Rovana były już na miejscu, wraz z samą zainteresowaną. Mimo zmniejszenia miejsca, sytuacja miała swoje plusy, bardzo przyjemne plusy. Mimo że rozmowa poruszała pewne mało przyjemne dla niego tematy, jak jego poprzednie miłości, oraz co się stało z jego poprzednią narzeczoną, nie miał zamiaru niczego ukrywać.
- Czy miałaś kiedyś lekcje szermierki? Może się zdarzyć, że ktoś będzie chciał mnie zranić przeze ciebie i na odwrót. Chciałbym żebyś zaczęła treningi kiedy tylko to będzie możliwe. Nauka u Pentora i Jamroza to jedno, ale czasami trzeba umieć zablokować cios w zupełnie inny sposób. – Wypytał Ronię o jej rodzinę, czy w ogóle widzi siebie u jego boku, wiedząc jak duża spoczywać będzie na ich obojgu odpowiedzialność.

Rozmowa była długa, wyczerpująca, ale na pewno pozwoliła obojgu się poznać bliżej. Biorąc pod uwagę nietypowe okoliczności ich spotkania i rozwoju wydarzeń, było to bardzo potrzebne.



1 Althuriaka
- Właśnie mam zamiar to zrobić, ale to miło że żadne srebrne smoki się na nas nie rzucą, pytanie tylko które. – Zaśmiał się lekko Rovan, był rześki, wypoczęty, ale nie było mu wcale tak lekko na duchu. Miał kilka rzeczy do zrobienia. Czekała go sesja nad sadzawką, zamek jeszcze w połowie spał. Do oficjalnego śniadania miał dość czasu, by nieco zgłębić tajemnicę jaja, jego przemytu oraz przeznaczenia. Gdy próbował wejść do skarbca, zobaczył zwęglone zwłoki, nie był pewien, czy była to próba włamania, czy raczej jedno z dzieci mieszkających, ciężko było mu powiedzieć. Szybko rozporządził przeniesienie zwłok do laboratorium, w pobliże sadzawki widzeń, zaś jaja do swoich apartamentów, kiedy już z nim skończy. Wizje były dość wyraźne, biorąc pod uwagę że miał pod ręką ciało niziołka. Trop prowadził pokrętnymi drogami do rodu Scirrin z Dambrath. Z kolei jajo pochodziło od smoczycy Erewqqqrt, zabitej pięć lat wcześniej wraz ze swym partnerem. Jajo samo zostało odnalezione około roku wcześniej, znalezione na rozkaz pół drowów z rodu Scirrin przez Wyrraha Wrednego. Od tego mniej więcej czasu inkubowane. Było całkiem bliskie wyklucia z tego co się orientował. Kolejne wizje nieco go oszołomiły, owszem, miał zamiar doprowadzić do wyklucia się jaja, ale fakt, że poznał już imię jak i płeć smoczycy nieco zbiły go z tropu. Wyglądało jednak, że jego ród miał zamiar trwać jeszcze przynajmniej kilka dobrych pokoleń, nie wspominając o męskim potomku gdzieś po drodze. Niepokoiła go jedynie szybkość, z jaką działał ród pół drowów i sprzymierzeni z nim ludzie. Skoro barkas został dostarczony poprzedniego popołudnia, a w międzyczasie zdążyli nająć złodzieja, a ten nie tylko dał radę przedostać się przez trzy posterunki straży, to niemalże dotarł do skarbca. Co prawda był przygotowany na tą ewentualność i zabezpieczenia samego skarbca były dosłownie zabójcze, to jednak musiał rozmówić się z setnikiem odnośnie straży. Doszedł jeszcze kolejny problem, rzeczni piraci, którzy zaatakowali łódź. Co prawda oddali Rovanowi przysługę, krzyżując plany sąsiadów z Dambrath. Niestety wieszczenie ukazywało jedynie zakole rzeki, gdzie cały atak miał miejsce. Papiery z barkasu wskazywały że ostatnim portem przed ziemiami Aelienthe, były tereny szeryf Shieldhart, musiał się z nią rozmówić na temat stworzenia rzecznych patroli. Powietrzne raczej by niewiele dały, wszystkie zakola wyglądały podobnie, a roślinność na brzegach była dość bujna, by ukryć ewentualny obóz rabusiów. Zebrał się wreszcie znad sadzawki i ruszył na górę. Strażnicy zabrali jajo prosto do komnat, sam Rovan zaś poszedł w nieco inne miejsce.

Zamiast do swojego apartamentu, ruszył do opustoszałej już po porannej mszy kaplicy. Otrzymać klejnot, dzięki któremu można było przenieść się do bezpiecznego azylu to jedno, to że działa w miejscu tak przesyconym magicznymi energiami to drugie. To że otrzymało się go od samej bogini magii było całkowicie osobną sprawą. Trzeba było go zabezpieczyć w sanktuarium Mystry, tak by chusta pozwoliła na powrót w bezpieczne miejsce, w zamku wybór był dość prosty, jedynym dylematem pozostawało gdzie dokładnie go schować. Zdecydował się na zatopienie go w posadzce, tuż pod ołtarzem. Dookoła nakładało się na siebie tyle czarów uświęcenia po wczorajszym dniu, że samo wywęszenie go graniczyło z cudem, dokładne zlokalizowanie graniczyło z niemożliwością.



Wreszcie nadszedł czas na śniadanie. W żołądku Rovana, który od rana był na nogach i splatał magiczne energie, kiszki grały marsza. Zaczął od kawałka ciasta, by szybko nasycić pierwszy głód, dopiero później wziął się za mięso, którym dzielił się z Chirroki, pierzasty łasuch nigdy nie opuszczał śniadań. Po sutym posiłku, gdy Tabitha zaprezentowała umowę dotyczącą szkoły, podpisał ją od ręki, była zgodna z warunkami ustalonymi dzień wcześniej podczas obrad. Opłaty były nieco wyższe niż zakładały wyliczenia, ale był przygotowany na ostre negocjacje ze strony reszty.
- Tak, kwestia piratów rzecznych, Arastianne, moja droga, obawiam się że po rzece, pomiędzy Gryfim Gniazdem a Złotą Kiścią, grasują rabusie. Wczoraj doholowano do doków pustą łódź, która wiozła wcześniej towary i kupców. Próbowałem ustalić w jakim miejscu mogą się kryć i gdzie miał miejsce atak, niestety jest to jedno z zakoli rzecznych, których są dziesiątki, jeśli nie setki. Bez porządnych patroli rzecznych, obawiam się że będzie to jedynie szukanie wiatru w trzcinach. Patrole z powietrza niestety za wiele nie dadzą, dlatego sugeruję operację z wody, powinno to też pozytywnie wpłynąć na handel rzeczny. To jednak kwestia do rozważenia i późniejszego omówienia. Problem jest i trzeba go będzie szybciej lub nieco później rozwiązać, a współpraca w tym temacie powinna wiele ułatwić. – Rovan ukłonił się w kierunku Shieldhart. – Jeżeli którekolwiek z was chce by pomóc w przyspieszeniu drogi do domu, nie krępujcie się, mogę was przenieść poprzez węzły jeśli trzeba. Zapraszam jednak wszystkich do skorzystania z gościny i pozostania aż do ślubu.

Kiedy był w stanie zamienić z Tabithą kilka słów na osobności, poprosił ją o znalezienie wszelkich informacji na temat rodu Scirrin pół drowów z Dambrath. Wyglądało na to, że mogą mieć na miejscu szpiega, lub przynajmniej odpowiednie środki, by móc zinfiltrować zamek.

Nowe ziemie Tirana były jako ostatnie na liście miejsc do odwiedzenia tego dnia, ale jedynie dlatego, że wymagały najwięcej uwagi. W okolicy południa dotarli wraz z Liliel i Pentorem do Starego Bagna, twierdza była nie ukrywając opustoszała. Nie był pewien co kierowało Ansimonem, że nawet nie podjął rękawicy zarządzania tym miejscem, ale trzeba było teraz tutaj posprzątać jeszcze po pierwszym zarządcy i jego nieszczęśliwym wypadku. Miał nadzieję że się uda. Zdjął zaklęcia zamykające węzeł i założył je ponownie, tym razem z Pentorem i Liliel. Tak by mogli się swobodnie poruszać i w razie konieczności pomóc z transportem czy samym wykorzystaniem węzła. Gdy zagadnęli o straż zamkową jednego z mieszkańców, okazało się że wszystko jest w gorszym stanie niż zakładał. Czytał raporty swoich zwiadowców i sytuacja nie wyglądała wesoło, ale zdawało się ze poza skarbcem, wszystko wisiało na włosku. Skarbiec, mimo że niejako pełen, też pozostawiał nieco do życzenia. Sztabki kupieckie były doskonałe do przechowywania złota, lub składowania go do przerobienia, ale przeszło sto tysięcy, kiedy miało się bieżące wydatki, stanowiło pewien kłopot.
- Olafie, zostałem mianowanym margrabią Winnego Przedgórza, które zostało utworzone z terenów Samotnego Jeziora i Aelienthe. To zaś jest Liliel Biała, będzie ona szeryfem tych terenów i wierzę, że będzie się ona na tej pozycji dobrze sprawować. Chociaż czasem bywa przewrażliwiona odrobinę w kwestiach wiary, ale sama dokładnie opisze te sprawy. Przejmuje obowiązki w trybie natychmiastowym. – Przekazał Rovan i wraz z Pentorem powrócił do Złotej Kiści.


Po powrocie do Kamiennej Łzy, podzielił swój czas między Ronię, a sprawy związane z twierdzą i przygotowaniami do ślubu. Na następny ranek planowane były roboty budowlane, musiał się do nich przygotować. Plany miał już rozrysowane, ale teraz mógł wziąć poprawkę na liry, które zostały mu podarowane w celu budowy akademii. Pentor miał zająć się dokańczaniem mostu, zaś w mieście miała ruszyć budowa na wielką skalę. Nie był pewien czy na chwilę obecną ma środki na wykończenie wszystkiego, ale ważne było postawienie samych budynków, choćby były gołe. Przypomniał sobie o jeszcze jednej ważnej rzeczy.
- Przyprowadźcie mi przedstawiciela rodu Toryn, muszę z nim porozmawiać, przyjmę go w gabinecie. – Przekazał Rovan do jednego ze strażników i wrócił do przeglądania papierów. Minęło nieco czasu, zanim go obwieszczono, zaproszenie od Margrabiego to jedno, znalezienie kupca w mieście, które powoli zaczynało pękać w szwach, było już czym innym. Kiedy wprowadzono go do gabinetu, mag odłożył papiery i skoncentrował się na gościu, wskazując mu krzesło.
- Obaj jesteśmy zabieganymi ludźmi więc przejdę do rzeczy, musimy dbać o swoje interesy. – Zawiesił na krótką chwilę głos. – Jestem skłonny renegocjować częściowo umowę, proponując nawet... lekki upust przy obliczaniu należnego podatku. Jednak z mojej strony zostanie dodana jedna klauzula. – Tiran dał mężczyźnie dojść do słowa.
- To interesująca propozycja, na pewno godna rozważenia, jeśli oczywiście klauzula, o którą by ci chodziło nie będzie szkodzić interesom rodu. – Odparł kupiec.
- Wątpię żeby zaszkodziło, na co dzień obracacie dość sporą ilością gotówki, jednak w rozliczeniach z większymi dostawcami lub innymi kupcami, używacie sztabek. Zwykle za zamianę kruszców lub innych środków płatniczych na monety naliczacie sobie solidny procent, gwarantując sobie łatwy zysk. Oszczędźmy sobie wywodów. Proponuję obniżenie podatku do sześciu od stu, w zamian za prowadzenie wymiany dla transakcji z Kamienną Łzą i Starym Bagnem bez procentu od wartości transakcji. – Przedstawił swoją propozycję margrabia.
- Z całym szacunkiem, to o wiele za mało biorąc pod uwagę zwykłe opłaty... cztery i pół. – Odbił ofertę kupiec.
- Pięć i ani odrobinę niżej. – To był już sam w sobie duży upust, a w rękawie miał jeszcze zawsze możliwość zaproponowania otworzenia placówki Żelaznemu Tronowi, choć to było by mu ewidentnie niewsmak.
- W takim razie niech będzie pięć. – Przystał na warunki przedstawiciel.
- Doskonale, Tabitha spisze odpowiedni aneks do umowy. W najbliższych dniach spodziewam się dotarcia pierwszych sztabek, około tysiąca regularnych kupieckich. – Była to niemała suma, mimo wszystko podejrzewał że właściciele faktorii postarają się jak mogą. Zwłaszcza że na terenach Winnego Przedgórza nie mieli większej konkurencji głównie dzięki decyzjom Rovana. Rozmowa nie trwała wiele dłużej, obaj mieli swoje sprawy, a przedstawiciel rodu Toryn miał do zorganizowania sporą ilość gotówki, w ekspresowym tempie.


2gi Althuriak

Zaczął dzień od przygotowania zaklęć potrzebnych tego dnia, sprawdzenia stanu jaja i śniadania. Taki miał plan, ze śniadaniem nie do końca poszło, porwał jedynie rogala z plastrem miodu i zjadł w drodze do swojego gabinetu. Przed wyjściem kazał jeszcze zapakować sobie coś na później i tyle go widziano w jadalni.

W gabinecie opadł na swój fotel i pozwolił jastrzębiowi wspiąć się na swoje ramię. Wysłuchał dokładnie słów zarówno Izaaka, jak i Iwana. Wieści były niepokojące na dwa sposoby, same zniszczenia, które mogły wywołać słonie były problematyczne, większą zagadką zostawało co przepłoszyło je aż tak, że zbiły się w tak ogromne stado. Słowa Iwana jedynie potwierdzały, że druidka na dobre zajęła się wykorzystywaniem przywilejów nadanych jej na podstawie umowy.
- Zostaniesz nagrodzony, nie będziemy zabijać tych słoni, bardziej przydadzą się żywe. Będę musiał rozmówić się z Ellestereaą... Mówisz okolice wieży piątej? Bardzo dobrze. Przekaż wszystkim co usłyszałeś od gryfa, niemądrze będzie postępować wbrew tym zasadom. Wyraziłem zgodę by się osiedliła i stworzyła miejsce poświęcone naturze oraz Chauntei, tak więc w tamtym miejscu, przestrzegajcie słów przekazanych przez gryfa. Mnie zaś czeka wieczorem wycieczka w tamte okolice. – Rovan bębnił powoli palcami po blacie kiedy to mówił. Podejrzewał że miasto już się szykuje na kolejny spektakl, który ich czekał. – Dziękuję wam obu za informacje, Izaaku, kiedy tylko skończymy z budową w mieście na dzisiaj, pojedziesz ze mną w okolice wieży piątej słoniami trzeba się zająć praktycznie od razu.


Rozmowa z druidką musiała zaczekać kilka godzin. Miasto było już odgrodzone kordonem straży. Przynajmniej spora część, dzisiejsza rozbudowa miała objąć sporą część terenów przy zamku, jak i fragment podmurza tuż przy rynku. Magicznie stworzone kamienie fruwały na swoje miejsca za sprawą magii lir jak i czarodziejów. Ochronka i burdel były priorytetami, mimo że mogły się nimi nie wydawać. Sprawa młodych matek jak i uciekinierek z Samotnego Jeziora była w tym momencie najważniejsza, miejsce, gdzie samotni żołnierze mogliby spędzić czas wolny był niezaprzeczalnie równie ważny, poza nimi jednak powstały w głównej mierze budynki bursy, akademii a nawet część amfiteatru oraz podwaliny Pałacu Zmysłów. W tym momencie najważniejsze jednak było, by wszystko trafiło na swoje miejsce, jak klocki ogromnej układanki. Kamieniem może i poruszali bardowie, jednak to Rovan pokazywał co gdzie dokładnie ma stanąć. Około godziny pierwszej wszystko zastygło w bezruchu. Po magicznej ekipie budowlanej, do roboty wkroczyli zwykli rzemieślnicy, mimo że Rovan sporo był w stanie zdziałać korzystając z magii i zaklęcia wytwarzania, to jednak nie mógł zrobić wszystkiego, a magia lir mimo że przepotężna, to jednak była ograniczona tymi, którzy z niej korzystali.

Nadeszła pora na przejażdżkę w odwiedziny do nowej mieszkanki Aelienthe. Przekonanie jej do pomocy z rozwiązaniem problemu słoni okazało się łatwe. Duże znaczenia miało tu zapewne że Tiran nie miał zamiaru krzywdzić słoni a raczej je rozpędzić lub oswoić jeśli okaże się to możliwe. Na podstawie doneisień Izaaka ustalili kilka możliwych planów działania, mieli ruszyć na spotkanie stada następnego ranka, druidka, wszyscy dostępni treserzy, jak i Rovan, ten głównie by trzymać rękę na pulsie.

Wieczór przyniósł kolejne złe wieści. Pentor, który zajął się transportowaniem sztabek ze Starego Bagna do Złotej Kiści, przyniósł ze sobą również wiadomości od jednego ze zwiadowców za pośrednictwem Liliel. Najwyraźniej sytuacja w hrabstwie Trident była gorsza niż zakładali. Byli poplecznicy martwego szeryfa chcieli ugrać swoje, niestety wciągnęli w całą sprawę nomadów z Kaostel jak i zwykłych mieszkańców Samotnego Jeziora. Problematyczny był fakt że magowie wspierający wcześniejszego szeryfa, dołączyli się do rebelii, kontrując wszelkie próby magicznego śledzenia. Do wysłanych już trzech oddziałów, dołączył sześć innych, tak by wsparły tymczasowo Stare Bagno, przynajmniej podczas Althuriaku. Z westchnieniem położył się spać przy Ronii, był wykończony. Miał mnóstwo na głowie, nie wspominając nawet o zbliżającym się ślubie.





3ci Althuriak


Po śniadaniu, a przed ruszeniem na słonie, Rovan stworzył dwa cieniste wierzchowce, miały ponieść gońców ze Złotej Kiści, do pozostałych dwóch szeryfostw. Były wystarczająco szybkie, by obrócić w obie strony w ciągu zaledwie kilku godzin, nie przejmując się żadnymi przeszkodami.

Kawalkada ruszyła na zachód, w stronę z której miały przyjść słonie. Późnym popołudniem dostrzegli w oddali oznaki zbliżającego się stada. Tuman kurzu jak i widok stada na horyzoncie. Słowa Izaaka całkowicie pokrywały sie z prawdą, stado było wielkie, może nie była to pełna setka, ale na pewno w okolicach, zaś przewodząca im samica, nie była podobna do czegokolwiek, co widział do tej pory. Owszem, była słonicą, ale większą niż pozostałe, o takich bestiach faktycznie opowiadały legendy. Rozwiązanie druidki było proste, choć nieco nietypowe. Przebudziła samicę prowadzącą stado i uczyniła z niej swoją towarzyszkę. Jak się okazało, miała na imię Urlada. Nie było sensu wracać do miasta, więc wszyscy zatrzymali się na wieczorny popas. Rovan dyskutował ze słonicą, chcąc dowiedzieć się więcej na temat tego, przed czym słonie uciekają, oraz ewentualnej pomocy Urlady z wyszkoleniem stada. Na początku nie była zbyt chętna, jako że zależało jej głównie na bezpieczeństwie słoni pod jej opieką. Mimo to, powoli uginała się pod argumentami maga, zwłaszcza gdy ten wspomniał o możliwości stworzenia ladrów, jak i kapłanach, którzy mogliby leczyć zwierzęta w razie konieczności. Ostatecznie zgodziła się, gdy Tiran przystał na czterogodzinny dzień pracy dla słoni, w czasie pokoju, gdy nie prowadzone byłyby żadne działania wojskowe. Gdy oboje zaaprobowali warunki, Urlada zaryczała donośnie i niedaleko niej wylądowały dwa słonie. Zaciekawiony Rovan obejrzał je dobrze, zdawało się że te okazy są w połowie smokami, spiżowymi na dodatek. W samym zaś głównym stadzie znalazły się jeszcze cztery nietypowe, bo niebiańskie słonie.

4ty Althuriak

Powrót do miasta na czele ogromnego stada, wzbudził żywe zainteresowanie. Brakowało mu treserów na chwilę obecną, 84 słonie to ogromna ilość, zwłaszcza że kilka miało w zanadrzu niespodzianki. Dlatego też przyjął wieści o przybyciu uciekinierek i napadzie orków jako mieszane błogosławieństwo. Rodził się nowy problem, z drugiej kobiety ponoć były treserkami, co rozwiązywało kwestię stada. Zaczynał się cieszyć że wysłał blisko setkę ludzi na zagrożone tereny. Zdawało się jednak, że może potrzebować ich o wiele więcej, zagrożenia czaiły się z trzech stron, a nie miał dość sił na miejscu, by prowadzić akcje zbrojne na trzy fronty. Orki stanowiły priorytet, rebelianci być może daliby się przekonać do pokojowego rozwiązania. Przynajmniej dotarło małe wsparcie z Dłoni Azutha, oddział pod dowództwem jednego z paladynów.

Nowo przybyłe treserki, zostały chwilowo umieszczone w komnatach służby, w zewnętrznym pierścieniu zamku. Potrzebowały jednak czegoś większego, jeśli miały się zająć słoniami na poważnie. Ogromny wybieg, mieszkania dla treserek, być może docelowo szkoła. Aelienthe miało spory potencjał związany z psami, obecnie słoniami, a do tego potrzebowało więcej jednostek konnych. Podobnie było z nowymi kwaterami, Kiść pęczniała od ludzi, niczym dojrzałe grona od soków, nie mogło to trwać w nieskończoność. Elesterre zaoferowała się dodatkowo pomóc ze słoniami, obsadzić ziemię bananowcami, dyniami, plantanami i wszystkim innym, co jadają słonie. Takie stado miało ogromne potrzeby ale jednoczesnie wnosiło sporo od siebie. Zgodnie z ustaleniami do których doszli ze słonicą, złożył zamówienia na skórę i żelazo, potrzebował przeszło czterech ton każdego surowca. Żelazo nie było problemem, bardziej rozchodziło się o takie ilości skóry, najbliżej dostępne były w Kaostel.

Cieszył się że wieczorem może spędzić nieco czasu z Ronią, Pentorem jak i Tabithą. Mimo zbliżającego się ślubu, część aparatamentów została opróżniona. Zbliżające się wyklucie smoka powodowało lekko napiętą atmosferę. Żartowali sobie z tego i konsekwencji, ale Tiran szperał po wszystkich księgach, dotyczących smoków różnej maści i postaci. Jedyne na co wpadł i co znalazł, to to, że samice przeżuwają mięso i umieszczają je w wolu, skąd dopiero trafiają do pysków małych smoków. Zostawała też inna opcja, srebrne od urodzenia potrafiły przybierać postać humanoidalną. Omówił już to z Ronią, na wypadek gdyby nie znaleźli innego sposobu, ona sama zaczęła by karmić malucha, po nauczeniu go oczywiście przemiany.
To była odległa sprawa, nie tak odległa jednak jak by tego chciał.

Na koniec dnia sprawdził dwie ważne rzeczy. Doniesienia odnośnie orków jak i nieumarłych. Wizja odnośnie kościanej armii była niemiła, ewidentnie przekraczali granice Aelienthe, nie dało się jednak w żaden sposób ustalić kiedy. Co do orków, sprawa była inna, w górach zdawało się ich być znacznie więcej niż jeszcze przed rokiem. Były trzy zagrożone wioski, dwie w Aelienthe, jedna w Samotnym Jeziorze. Wszystko co znajdowało się w zasięgu dwunastu godzin marszu od Ściany było zagrożone. Najprostszym sposobem było przenieść wioski w do, lub w pobliże bardziej zaludnionych czy bronionych terenów. Dłoń Azutha, Rozdroże i Jeziorzan odpowiednio same się nasuwały. Miał dość, to był długi dzień, pozwolił Chirroki wspiąć się na ramię i ruszył do łaźni się odmoczyć. Jego towarzysz nie pochwalał takich rozrywek, ale przywykł, jedynie docinkami dając do zrozumienia, że bardziej podobała mu się dwudniowa wycieczka w celu rozwiązania problemu słoni, niż siedzenie w zamku.


5ty – 8my Althuriak

Magiczny alarm obudził go nieco przed świtem. Zaczynało się, jajo zaczęło pękać i smok w środku próbował wydostać się na zewnątrz. Trochę to trwało, zanim malutka smoczyca przebiła się przez skórzastą otoczkę


Rovan wziął malutką na ręcei otarł ściereczką. Możliwe że za kilkadziesiąt lub kilkaset lat, będzie olbrzymim majestatycznym stworzeniem, ale póki co, była malutką, łuskowatą kruszynką. Całkowicie zagubioną na tym świecie.

Niektórzy mówią, że wychowanie dziecka jest ogromnym wyzwaniem, po pierwszym dniu Rovan zaczął patrzeć na to powiedzenie z przymrużeniem oka. Karmienie było pierwszym krokiem milowym, maluch był dość inteligentny, mimo że jeszcze nie mówił, to jednak już miała wrodzone umiejętności magiczne. Rovan pokazał Srebrnowłosej jak powinna przebiegać transformacja, co prawda za pomocą iluzji, ale smoczyca była bystrzejsza niż większość ludzi, po kilkukrotnej prezentacji, była gotowa do karmienia mlekiem Ronii. Tak się przynajmniej zdawało, bo jednak dłonie Srebrnowłosej, były zakończone szponami, które zraniły przyszłą małżonkę maga. Na szczęście ta szybko zasklepiła swoje rany i uspokoiła spłoszoną dziewczynkę. Wyglądało to prawie jak w wizji Rovana,

Karmienie było niemalże proste w porównaniu z czym innym. Srebrnowłosa mimo tego, że miała zaledwie kilkadziesiąt godzin, to już dokuczyła zwierzętom, jak i ludziom, którzy przechodzili w okolicy lub byli zmuszeni przez obowiązki się do niej zbliżyć. Lodowy oddech smoczka robił swoje, co prawda platforma leczenia pomagała ze skutkami, to jednak trzeba było coś zrobić, by zapobiec dalszym wypadkom. Rozwiązaniem okazał się dość prosty czar, który Tiran znalazł w jednym z grimuarów. Łączył dwa umysły, sprawiając że współodczuwały ból. Ronia przetrzymała nieco Srebrnowłosą między karmieniami, zaś mag rzucił na smoczycę zaklęcie, łącząc ją z kapłanką. Dopiero kiedy lodowy oddech poparzył przybraną matkę i łuskowata poczuła ból, jaki zadała, zorientowała się co z jej zachowaniem jest nie tak. Widać było jak natychmiast zmarkotniała i podbiegła do Ronii, tak żeby odrobinę pocieszyć smoczątko, uleczyła się, wciąż pod działaniem empatycznego zaklęcia.

Główne obowiązki zarządzania twierdzą, spadły w tym czasie na Pentora i Tabithę. Wezyrka była do tego przyzwyczajona, jednak kapłan wolał siedzieć w laboratorium, czy chociażby pomagać w praktycznym zastosowaniu magii w codziennym życiu. Kapłan Mystry miał jednak jedną wielką rozrywkę, patrzenie jak krawcy próbują wsadzić w ślubny strój oraz dopasować go do wiercącego się ciągle maga. Na bramach miasta i głównym rynku zawisło przypomnienie z podstawowymi prawami Halruaa, jak i dopiskami odnośnie istot naznaczonych Farzes jak i Rowanoi. Te ostatnie może i zostały obdarowane niemalże nieśmiertelnością, ale trzeba je było wziąć pod ochronę przynajmniej na początku.

8my Althuriak

Nieco przed południem Rovan opuścił zamek, wyrywając się spomiędzy metrów nici i miarek krawców, nieco rozbrykanej smoczycy, oraz przyszłej małżonki, która ostatnimi dniami testowała kondycję maga. Nie narzekał, zasypiał jak kamień i spał jak małe dziecko. Mimo wszystko, dobrze było oderwać się od tego wszystkiego na chwilę. Mnóstwo dzieci zgromadziło się na placu, by poddać się badaniu. W Halruaa każdy chciał mieć w sobie choć odrobinę magii. Nieco smutno mu się robiło, kiedy musiał odsyłać rozczarowane łobuzy, gdyż nie odkrył w nich ani krzty magii. Najgorzej było z niemalże dorosłymi, tymi, u których była pewność że dar się już nie objawi. Niestety, nic nie mógł na to poradzić. Po kilku godzinach ciągłego sondowania wrócił do zamku, nieco zmęczony, ale zadowolony, okazało się że populacja ma całkiem spory potencjał magiczny.


Wieści Tabithy nieco sparaliżowały maga. Fakt że mógł mieć nawet trzy córki osadził go mocno w fotelu. Trzeba było jednak działać i to szybko, zwłaszcza że do ślubu nie pozostało wiele czasu.
- Jeśli wysnuwają takie stwierdzenia, to zostaną poddane badaniu czy im się to podoba czy nie. Nie mam zamiaru narażać mojej rodziny i bliskich mi osób jeśli to jedynie podstęp i próba wyłudzenia. Qum Lin... kojarzę ją. No nic, idziemy. – Zakomenderował margrabia i ruszył do sali herbowej.

Rozpoznał wszystkie trzy kobiety, Qum Lin, Ranni Artem, oraz Selenę Voux.
- Troszkę wam zajęło wspomnienie mi o tym, że mogę mieć córkę. – Zwrócił się do wszystkich zgromadzonych, i spojrzał po niektórych już wyrośniętych dziewczynkach. Wizja z pra pra pra wnukiem zaczynała być dla niego zabawna, zastanawiał się czy to nie będzie jego pierwszy męski potomek. – Najpierw jednak czary wieszczące, tak, ciebie też się to tyczy Qum... – Dodał zimno Rovan. – Zaczynajmy. – Pentor zwykle miał przygotowanych kilka czarów wieszczenia, do tego pomagała sadzawka w piwnicy.

Dwie godziny później wszystko było jasne. Rovan miał dwie córki, zaś Qum i Sell Lin, chciały jedynie zdobyć władzę i majątek. Oznaczało to jedno, dzień przed ślubem, gawiedź czekały popisy mistrza małodobrego. Obie czarodziejki zostały odtransportowane do lochów, gdzie ich magiczne moce zostały drastycznie osłabione. Przeszukano je w poszukiwaniach niebezpiecznych przedmiotów, jak i magicznych urządzeń, dano nowe, zgrzebne szaty i zostawiono na noc w celi.

9ty Althuriak

Dzień przed ślubem, liry były ponownie gotowe do użytku, nie można było nie skorzystać z tej okazji. Zamek był zatłoczony, choć obecnie głównie notablami i gośćmi, to jednak był niejako lustrem sytuacji w samym mieście. Z samego rana więc, w czasie kiedy na rynku dokonywała się kaźń czarodziejek, Rovan, wraz z bardami i czarodziejami zajął się stawianiem nowego kompleksu. Przeznaczony miał być głównie dla wojskowych, którzy od dawna służyli Rovanowi, jeszcze zanim przybyli do Aelienthe, taki był zamysł z początku. Teraz musiał dodać jeszcze mieszkania dla swoich córek i ich matek, z którymi obecnie nie łączyło go nic, poza dawną namiętnością. Bardziej na południe, miała powstać szkoła oraz kwatery dla treserek. Miały już teraz pełne ręce roboty, a szykowało się więcej. Słonie, psy, konie, magiczne bestie, wszystko to zajmowało już czas obecnych na miejscu treserów, a jeśli miasto miało się rozwijać, potrzebowało nowych talentów.

W czasie gdy pod wpływem magii powstawały nowe budynki wraz z murami, w pobliżu twierdzy Ronia wybrała się do ochronki, oficjalnie ciągle pełniła funkcję dyrektorki, chociaż następnego dnia brała ślub, a wychowywanie Srebrnowłosej, przysparzało dodatkowych kłopotów. Niedaleko bramy do terenów kolegium, z przechodzących dookoła ludzi wyłoniło się ostrze. Kierowało się prosto ku sercu Roni, gdzie Ronia Młodsza spała spokojnie w chuście. Magia Mystry odbiła cios, chroniąc zarówno matkę jak i córkę. Zamachowiec najwyraźniej nie był świadom mocy przedmiotu i celował by jak najpewniej uśmiercić dziewczynę. Moment osłupienia został wykorzystany przez niedoszłą ofiarę, która sparaliżował mężczyznę boską mocą. Kiedy tylko przewróciła napastnika na ziemię i zawołała straż, było już praktycznie po wszystkim. Mężczyzna został natychmiast zabrany na przesłuchanie, zaś roztrzęsiona Ronia odprowadzona do zamku w asyście straży. Wieści dotarły do Rovana krótko przed zakończeniem budowy. Wydał więc tylko ostatnie polecenia i ruszył biegiem do zamku, sprawdzić jak czuje się jego ukochana, oraz wydać odpowiednie rozkazy co do przydzielenia straży. Postanowił też stworzyć coś, co by pomogło ją chronić niezależnie od strażników, ale to musiało poczekać na po ślubie. Pogratulował jednak Roni odwagi i sposobu w jaki poradziła sobie z napastnikiem. Nauki Jamroza i Pentora się opłaciły i to było najważniejsze.

Na chwilę obecną nie miał czasu zająć się napastnikiem osobiście, ale kapitan straży wraz z Urgothem, mistrzem małodobrym rozpoczęli już pełne dochodzenie. Po ostatniej wpadce ze spopielonym włamywaczem, próbowali nieco nadrobić swój wizerunek, zwłaszcza Valerian, który ucierpiał na niekompetencji podwładnych, lub umiejętnościach samego włamywacza. Rovan ruszył na rynek, gdzie zebrały się już dzieci i młodzież w celu sprawdzenia, czy noszą w sobie dar, poprzedni dzień był dość owocny, a im bliżej ślubu, tym więcej ludzi, którzy z rzadka tu zaglądali się pojawiało. Atmosfera była mieszana, z jednej strony panowało podniecenie ze względu na nadciągającą uroczystość, z drugiej, tortury i ugotowanie czarodziejek zrobiło swoje i nieco zagęściło powietrze. Mimo wszystko odsiew szedł nadspodziewanie dobrze, dziesiątki a nawet setki, jeśli liczyć wraz z tymi, którzy posiadali jedynie szczątkowe zdolności magiczne. Wyglądało na to, że wkrótce Ferblówka i Akademia będą tętnić życiem.


Wieczorem, gdy rzucił ostatnie zaklęcia wytwarzania, oraz przebiegał palcami przez skrzynię z umagicznionymi kamieniami, zastanawiał się czy mu przystoi stwarzać aż takie pozory. Pomysł Roni był doskonały, zaopatrzyć oddziały gwardii w kamienie ioun, z delikatnym haczykiem, o którym mieli wiedzieć on, jego przyszła małżonka, oraz kilka wtajemniczonych osób. Blisko setka kamieni w trzech barwach, perłowym, jasno zielonym i i jasnoróżowym była gotowa zerwać się do lotu. W drugiej szkatułce, były małe rzeźby, paciorki i wisiorki, najdrobniejsze magiczne przedmioty, które jednak niewątpliwie były odpowiednią nagrodą dla dzieci uczących się w akademii lub ferblówce czy też z jakiegokolwiek innego powodu. Drobne, ale zawsze przydatne. Po chwili pomyślał jednak o funduszach, jakie musiał przeznaczyć na budowle, czterdziestu tysiącach, które musiały wrócić do Starego Bagna na rozbudowę dróg, kiedy już poradzą sobie z rebelią, oraz ponad stu pięćdziesięciu tysiącach, których brakowało do ukończenia wszystkich budowli. Trzecia śmiesznie mała szkatułka zawierała obecną kiesę Złotej Kiści. Kiedy dodał to wszystko do siebie, stwierdził że przygotowana zasłona dymna jest bardziej niż uzasadniona. Po ślubie planował nieco odpocząć w zaciszu swego laboratorium, pracując nad nowymi planami i tworząc odpowiedni pancerz dla Ronii, nie wiedział jeszcze tylko jak uda mu się to zrobić, skoro czekała go wycieczka po szeryfostwach, w poszukiwaniach dzieci z darem. Padał z nóg a do dokończenia pozostawały resztki szkoły treserów, akademii, spora część amfiteatru jak i praktycznie cały Pałac Zmysłów, chociaż ten ostatni stał się ostatnio mniej palący. Ziewnął, zatrzasnął wieka skrzyń i ruszył do sypialni.


10ty Althurak

Goście zjechali tłumnie, wiele twarzy nawet poznawał, z wieloma osobami nie miał kontaktu od lat. Mimo wszystko, był to wielki dzień, z samego rana udali się do Starego Bagna, by zaprezentować się tam jako pan i pani na włościach. Co prawda uroczystość miała odbyć się nieco później, ale to nie przeszkadzało, zwłaszcza że wieści szły o wiele wolniej, niż Rovan i Ronia przemieszczający się poprzez drzwi węzłowe.


Stanęli wreszcie na ślubnym kobiercu. Ronia w jasno błękitnej, wpadającej niemalże w srebro sukni, z wyhaftowanymi dwoma srebrnymi smokami patrzącymi na siebie. Rovan z kolei był w niebieskiej szacie, z białymi obramowaniami, oraz herbem Kiści na plecach. Tiranowi zdawało się że już nigdy nie nastanie ta chwila, teraz jednak stał przed ołtarzem i czekał aż przyjaciel udzieli im błogosławieństwa.

Straż w galowych zbrojach z motywami Mystry i Azutha z przodu oraz Złotej Kiści z tyłu, prezentowała się dumnie stojąc w szpalerze i mierząc wszystko bacznym okiem. Przed pierwszym rzędem, w pobliżu ołtarza, stały cztery koty. W zasadzie już nie koty a Rowaniony, siedzące na tylnych łapach, wyprężone, ze skrzydłami złożonymi po bokach. Śliczny Wzrok chciał podbiec do Ronii wcześniej, jako że ostatnimi czasy cały czas przebywał z nią, ale matka złapała go za kar i odstawiła na miejsce, krótko go upominając. Z wyższością patrzyła przy tym na ludzi zdziwionych tym, że przemówiła we wspólnym.

Kiedy Pentor doprowadził wszystkie formułki do końca a Rovan i Ronia złożyli swoje przysięgi, kobierzec na którym stali, wydawał się zmienić w czerwoną mgłę, dochodzącą do nowożeńców, zaś wokół nich, rozświetlił się na chwilę okręg ośmiu gwiazd, by następnie rozproszyć się na wszystkie strony. Ciepły wiatr owiał wszystkich zgromadzonych, efekt musiał być widoczny również na zewnątrz, powtórzony na większą skalę, bo poruszenie tumu dało się słyszeć nawet przez szepty zgromadzonych w kaplicy.

Młoda para wyszła z kaplicy w asyście Rowanoi. Najpierw przeszli na zewnętrzny barbakan, by pomachać zgromadzonym tłumom, dopiero potem dołączyli go gości czekających już w sali balowej. Trzeba tam było przenieść na dzisiaj stoły, inaczej nie pomieściliby się w jadalni. Magiczne koty nie opuszczały ich ani na chwilę czarodzieja i kapłanki, nawet pomimo kręcących się w okolicy Chirroki i Ferro. Zespół bardów zajął swoje miejsce na scenie, dla nich była to zarówno odpowiedzialność jak i okazja. Doskonały występ teraz mógł dać ciekawe możliwości zatrudnienia nie tylko dla nich, ale i przyszłych absolwentów kolegium. Mimo wszystko nastrój był mniej dostojny i sztywny niż na kocercie w dniu Śródzimia, teraz był czas zabawy, radości i kilku godzin oderwania się od trosk. Przynajmniej częściowo.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 01-01-2014 o 15:11. Powód: Rozwinięcie opisu ślubu + nazewnictwo domu kurtyzan
Plomiennoluski jest offline