Buck zostawił całą inicjatywę Marco. Sam założył rękawiczki, jakby trzeba było dać komuś w mordę. Ponoć mieli tu rozmawiać a z doświadczenia wiedział, że to bardzo dobry wstęp do rozmowy. Od razu określa temat i tempo dyskusji, nikt nie czuje się zagubiony i w ogóle jakoś tak wszystko idzie dużo sprawniej. W zasięgu ręki miał też broń. Ta czasami przydawała się w sytuacji, gdy skończyły się argumenty, jednej ze stron. Pozwalała wtedy gładko zmienić temat.
Uwagę o kibolach, zbył wzruszaniem ramion. - Wszystko jest kwestią okoliczności i ceny, przyjacielu. Swoją drogą, ciekawe co porabiają teraz dziewczyny? - Marko uśmiechnął się krzywo. - Co robią? Pomyśl olbrzymie, trzy samotne, piękne i znudzone kobiety w jednym pokoju... Na pewno świetnie się bawią! Jak się pospieszymy, to może zdążymy się dołączyć... -
Uśmiech Ruiza poszerzył się jeszcze bardziej. Buck tylko ze stoickim spokojem przeżuwał cygaro. Jak zawsze zresztą. - Taaa.... Mam tylko nadzieję, że nie zastaniemy motelu w zgliszczach po powrocie... -
W końcu udało im się dostać na miejsce i spotkać „fryzjera”. Mówił w ludzkim języku, co ucieszyło olbrzyma. Przynajmniej zawczasu będzie wiedział, kiedy dyskusja będzie zmierzać do momentu, gdy trzeba gładko zmieniać temat.
Ostatnio edytowane przez Eleanor : 28-12-2013 o 23:55.
|