Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2013, 11:20   #1
Odlotowy
 
Reputacja: 1 Odlotowy ma w sobie cośOdlotowy ma w sobie cośOdlotowy ma w sobie cośOdlotowy ma w sobie cośOdlotowy ma w sobie cośOdlotowy ma w sobie cośOdlotowy ma w sobie cośOdlotowy ma w sobie cośOdlotowy ma w sobie cośOdlotowy ma w sobie cośOdlotowy ma w sobie coś
[WFRP 2ed]-Jak to się robi w Troppendorf

Jak to się robi w Troppendorf


Ponad gór omglony szczyt
Lećmy, zanim wstanie świt,
By jaskiniom, lochom, grotom
Czarodziejskie wydrzeć złoto!


Karczma wypełniona była gęstym aromatycznym dymem z drzewa wiśniowego. Skwiercząca na ruszcie połać mięsa wabiła oczęta znużonych podróżnych i nie jeden już ściskał nóż w garści licząc upływający czas przez pryzmat gromadzącej się w ustach śliny. Śniegi nie ustąpiły na tyle, by obfitująca w jadło kraina mogła ugościć aż tylu podróżnych, ale wezwanie Diuka nie pozostało bez odpowiedzi i do podgórskiej krainy ściągały ze wszą d tłumy. Poszukiwaczy przygód, najemników, wydrwigroszy, oszustów, łotrów i złodziei w pierwszej kolejności. Lecz przecież nie tylko. Byli i ci, którzy na tych pierwszych chcieli się dorobić. Cyrulicy, kupcy wszelkiej maści, zbrojmistrze, felczerzy, kowale, kaletnicy, zaklinacze zwierząt, zaklinacze kobiet, zaklinacze zaklinaczy i diabli wiedzą kto jeszcze. Podobnież w tym gwarnym tłumie znalazł się nawet szkutnik, który do Troppendorf przywiózł na wozie cały swój warsztat, choć od morza miasto dzieliło kawał drogi a jedyna rzeczka płynąca przez okolicę głęboka była ledwie do pasa.

Troppendorf przeżywało najazd ciżby zwabionej obietnicą odkrytego złota i bogactw znacznie większych bowiem właśnie w okolicach Troppendorf przypadkowo, podczas drążenia pokładów węgla odkryto Wrota! Nikt tak po prawdzie nie wiedział czym są Wrota, poza tym że były niezwykłej wręcz wielkości drzwiami. I dokąd prowadzą. Wiedziano jednak, że ci, którzy pierwsi ruszyli za ich majestatyczne odrzwia wrócili obładowani złotem. I nawet oddawszy Diukowi co mu należne teraz byli bogaczami. Następni jednak nie wrócili, co sprawiło iż planujący eksplorację na własny rachunek władca Troppendorf wymyślił inną metodę. Metodę, która ściągnęła do miasteczka najróżniejszego rodzaju awanturników.


„Imieniem Diuka Elesara z rodu Kruka, pana na Troppendorf i okolicznych ziemiach, obwieszcza się, co następuje:

Wzywa się mężnych, żądnych wrażeń, sławy i bogactwa podróżników do Tripp Town, gdzie czeka na Was wszystko co najlepsze! Każdy, kto przybędzie liczyć może na to, że znajdzie dla się miejsce w pieśniach bardów a jego imię pozostanie znane na wieki! Przybywajcie i zdobywajcie co się Wam należy. Złoto, klejnoty i magia czekają na Was. Czekamy i my!”


-----------------------------------



Oberża uderzała w nozdrza w feerią smaków. Ciężkie krasnoludzkie ziele fajkowe mieszało się z ludzkim tytoniem, zapachem dymu z paleniska i skwierczącej na ruszcie pieczeni. Sigmarowi należały się za to gorące podziękowania, bowiem ilość biesiadników determinowała dalece gorsze zapachy. Tłum tłoczył się przy tych kilku stolikach, wtłoczony pod niskie sklepienie powały, jednak w ciepłej izbie przytulniej i weselej było niźli na wiosennym chłodzie. Można było posłuchać pieśni nuconych przez podpitych biesiadników, posłuchać ciekawych opowieści ze świata, którymi raczyli się podróżni. Miejscowi odwdzięczali się opowieściami o Wrotach. Wtedy zwykle oczy wszystkich zmierzały do alkierza…

Posadowiony na podwyższeniu alkierz służył zwykle lepszym mieszkańcom miasta do goszczenia się pośród pospólstwa. Odcięty od izby ciężkimi, karmazynowymi storami dawał miraż odosobnienia. Trzy schodki, którymi się doń wchodziło, nie mogły dla nikogo stanowić nieprzebytej bariery, aczkolwiek sprawiały iż nikt niepowołany tu nie mógł zabłądzić. W alkierzu bawili jedynie wybrańcy. Od czasu zaś, od kiedy Diuk Elesar rozpoczął ogłaszanie na traktach i rozdrożach o poszukiwaniu śmiałków, którzy przyjęli by wyzwanie jakie dla nich przygotował, alkierz w oberży „Pod Kucem” stał się miejscem dla owych indywiduów zbornym.

Grupa biesiadników, która tego wieczora pozwoliła sobie na szaleństwo goszczenia się w alkierzu, nie wyróżniała się niczym spośród tych, które ostatnimi czasy biesiadowały w tym miejscu. W oczy rzucał się krępy i rosły w barach krasnolud, którego głowę zwieńczała grzywa zafarbowanych na pomarańczowo włosów i jakiś tatuaż o którego nie pytał nikt. To, jakim zajęciem się para było widoczne aż nadto a wieść gminna niosła, by takich jak on lepiej nie drażnić. Dobrze, że choć się przedstawił. Sprawiający równie ponure wrażenie człek o złym spojrzeniu kosych oczu do rozmowy również nie zachęcał, ale i on nie krył swego imienia – Bernolt – które zresztą nikomu nic nie mówiło. Jeszcze gorsze wrażenie sprawiał sztylet, którym ów bawił się bez przerwy. Elf o kasztanowych włosach w tym podgórskim miasteczku i w tej podgórskiej karczmie wyglądałby najdziwniej, ale czymże był jego wygląd wobec imienia – Imhol? Ale i on nie stanowił szczytu ekstrawagancji. Jego srebrnowłosy pobratymiec bowiem bił wszystkich na głowę pod względem rzucania się w oczy. Blada cera wyróżniała go równie mocno od ziemisto burych mieszkańców Troppendorfu. I imię. Maas. Zdecydowanie nie miał zamiaru kryć się wśród mas. Dieter, człek z okolic, który przysiadł się w alkierzu do owej zbieraniny, niemalże żałował że się na to zdecydował. Spojrzenia, jakimi krasnolud raczył oba elfy nie pozostawiały złudzeń. Tym bardziej, że i elfy nie pozostawały mu w tym dłużne. Ta wyprawa nie miała prawa długo pracować w tym zespole.

Nie przeszkadzało to werbownikowi imieniem Diuka Elesara raczyć ich opowieściami o złocie i klejnotach, które szczęśliwcy wywlekli zza Wrót. „Powiadam wam, trudno im było udźwignąć owe skarby! Troki im się rwały a sakwy pękały w szwach! Nic to, że oddali Diukowi co jego, i tak jako bogacze wyszli z tej przygody. Każdy z nich został z taką majętnością, że stać ich na … zbyt wiele, jeśli rozumiecie co mam na myśli, hehehe!”. Raczył ich opowieściami samemu jednak nie zasypiał gruszek w popiele i tłustymi, króciutkimi paluchami przebierał wśród ukrytych w zasmażanej cebuli kiełbasach samemu biesiadując za trzech. I posyłając swoim współbiesiadnikom szydercze spojrzenia. Mógł sobie na to pozwolić, bowiem nim do rozmowy zasiadł i nim pozwolono im się gościć na koszt Diuka złożyli podpis na pożółkłym pergaminie, będącym kontraktem. Byli już jego.

- Kiedy pokażecie nam owe Wrota? – spytał jeden z ludzi, najwidoczniej pragnący jak najszybciej przejść od słów do czynów. Tłuściutki werbownik musiał przełknąć, by odpowiedzieć. Trwało to chwilę, bowiem nie żałował sobie niczego. Dopiero kiedy zapił, a wino obficie pociekło mu po brodzie, odparł.

- Jeno zjecie i się poznacie. Straż już czeka na zewnątrz, by powieść was ku wejściu do lochów. Biesiadujcie zatem co sił, bo druga taka okazja prędko się nie zdarzy, hehehe…

Zaśmiał się rad ze swej krotochwili, po czym wytarł rękawem brodę i usta i wstał kończąc swój udział w biesiadzie. Zgromadzeni przy stole nie mieli wątpliwości co do tego, że stoją u progu największej przygody swego życia i dzieli ich od niej jedynie owa kolacja.


-----------------------------------------

Witam Was w mojej pierwszej przygodzie. Oto chwila na prezentację Waszych postaci przy biesiadnym stole. Ja już piszę sobie kolejną notkę. Miłej zabawy.
 
Odlotowy jest offline