Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2013, 11:46   #178
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cray jęknął wymownie i krzyknął.

- Nocna Straż! - zaczął się wiercić i rozglądać, jak by tu zejść z potwory?

Alraun jęknęła również, obkręciła się i pchnęła silnie błotniaka w piersi... Począł spadać, zsuwać się po futrzastym zboczu, łapiąc rozpaczliwie garściami kudły, by spowolnić upadek. Aż wreszcie legł na ziemi w mało godnej pozycji. Alraun syknięciami i uderzeniami drzewca toporzyska próbowała skłonić jednorożną bestyję do ukrycia się w chaszczach. Morghane był jak najgorszej myśli co do powodzenia tego zamiaru. Po pierwsze, bydlę było tak wielkie, że na pewno coś będzie wystawać i klanowcy to zobaczą. Po drugie, bydlę było durne, więc pewnie ryknie, pierdnie albo w inny sposób da głos, a klanowcy to usłyszą. Po trzecie, chowanie się w krzakach szło niesporo, a klanowcy byli już blisko.

- Nocna Straż? Tylko dla niepoznaki przebrana za Skagosów? - zapytał na pozór wesolutko męski głos, a gdzieś obok jakaś kobieta roześmiała się perliście.

- Zdaje się, że jednak widzę tam jakiegoś tyci tyci czarnego ptaszka, Nilsie Flint - dobiegło z zarośli daleko przed nimi. Cray rzucił za siebie szybkie spojrzenie... Alraun udało się skłonić jednorożca do schowania się w krzakach za jego plecami. I zaprawdę, sporo kawałków wystawało.

- Eivor Liddle! - mężczyzna chyba był zirytowany. - Stój gdzie stoisz! Nie...

- Głupie pieprzenie - burknęły w odpowiedzi zarośla i Eivor Liddle wyszła im naprzeciw.

Morghane prychnął i siadł na dupie. Skagosi! kto ich zrozumie? I klanowców? I czarnych braciszków? Błotniak miał coraz głębsze przeświadczenie, że w takim towarzystwie skończy marnie.

Z miną kopniętego szczenięcia pomachał do ślicznej blondynki. Zaraz, zaraz... uśmiechnął się szeroko i powoli obejrzał ją od stóp do głów. Towarzystwo się nagle zdecydowanie polepszyło.

- Morghane Cray, do usług.

Oczy jasnowłosej zaokrągliły się jak monety, gdy usłyszała miano Craya.

- Tak tak - odparła i parsknęła śmiechem. - Chodzą słuchy, żeś bardzo usłużny i do usług zawsze pierwszy - wyszczerzyła drobne, równe ząbki. Jeden ze Skagosów przetłumaczył jej słowa Borroqowi, brat Alraun obrzucił Morghane'a zdziwionym spojrzeniem i też ryknął śmiechem, klepiąc się z uciechy po udach. Rzekł coś i śmiechem parsknęli wszyscy wyspiarze.

- On rzekł, że mały, ale sprytny ptaszek w każdą dziuplę zawsze wleci - przetłumaczył Morghanowi skagoski wojownik. Wszyscy się śmieli, Eivor podparła się pod boki, puściła oko do Borroqa i zrobiło się całkiem jak na weselichu, a nie jak na wojnie. Do czasu, niestety.

Z zarośli wynurzył się wysoki, żylasty blondyn o bokobrodach splecionych w warkoczyki i ozdobionych drewnianymi koralikami. Promieniał siłą i bezwzględnością, jaka udziela się pewnemu typowi ludzi, jak tylko dostaną trochę władzy. W ręku trzymał krótką włócznię, przy pasie miał siekierę, i ani trochę się nie śmiał.

- Co robicie tak daleko od kurhanu? - szczeknął nieprzyjemnym, ostrym głosem. Skagosi spoważnieli w mgnieniu oka, ręce skoczyły do broni, a dowódca klanowców raczył zauważyć obecność Craya. - Jesteś jeńcem? - warknął i nagle jego twarz znieruchomiała, za to ręka uniosła się w górę. Palec Nilsa Flinta wskazał krzaki za plecami Craya...

- Co tam jest?

Ciepły oddech nosorożca mierzwił Morghanowi włoski na karku. Słyszał wyraźnie, jak skryta razem z bestią w rzadkim listowiu Alraun syknęła przez zęby. Widział, jak uśmiech na twarzy Eivor Liddle zbladł, z zarośli zaczęło wychodzić więcej klanowców... I czuł, że wszystko zmierza prostą drogą do bitki i rzezi.

Mruknął niezadowolony, nie uśmiechało mu się przelewanie krwi. Stanął między dwiema grupami, jak jakiś cholerny sędzia pokoju. Podniósł puste dłonie go góry i krzyknął.

- Hola, hola! Koniec tego prężenia przydatków - stanął wreszcie na nogach - Wszyscy by się tylko zażynali. Wystarczy głupi pretekst, nie? - skrzywił się z niechęcią - Nie jestem żadnym jeńcem, a w krzakach siedzi jednorożec, czy jak to głupie bydle zwą... - otrzepał się z trawy - W każdym razie, ja i moi skagoscy towarzysze szukamy naszych ludzi. Ja córeczki Pająka, a oni swoich braci, którzy służą owej nadobnej istotce za ochronę. Razem te gołąbki poszły w Dar i się zgubiły, a los ich marny leży mi na sercu, jak wczorajsze pieczyste. Przesuńcie się więc, łaskawie i dajcie przejść.

Skłonił się pięknej blondynce z uroczym uśmiechem na ustach.

- Bardzo ładnie proszę?

Westchnął, wyprostował się, gibnął się na piętach i odwrócił do skagosów.

- Wy się chłopcy nie śmiejcie, bo mały ptaszek miał więcej dziewczynek niż wy wszyscy razem wzięci... I wszystkie wspominają mnie czule - zaśmiał się radośnie. Jeżeli teraz wciąż będą chcieli się tłuc, to już nie na jego sumienie.

I tym razem uśmiech nie zagościł na twarzy Nilsa Flinta... i pomyśleć, że Morghane zawsze miał górskie klany za ludzi wesołych i beztroskich. Musiał mu się jak raz trafić ponurak potwierdzający regułę. Przynajmniej tyle mu trzeba przyznać, że uniósł rękę i powstrzymał swoich przed rzuceniem się Skagom do gardeł. Rorkowie nie byli tak układni. Ich ręce ani na cal nie ruszyły się od broni... może po prostu chcieli się pobić, nawet jeśli mieli w tej bitce nikłe szanse.

- Znasz go? - rzucił Flint do jasnowłosej. Ta z kolei od kiedy Cray wyłuszczył naturę i miano ukrywającego się za nim zwierza, patrzyła już tylko w tę stronę.

- Jego nie - odparła nieuważnie. - Ale jego sławę owszem. Można powiedzieć, że go wyprzedza. Mała osoba o wielkim... mirze, całkiem odwrotnie niż ty, kuzynku Nilsie…

- Mała osoba - pisnął z niedowierzaniem Morghane - Dlaczego wszyscy zawsze muszą to podkreślać?

Nils Flint nie skomentował złośliwości. Wbił w Craya twarde spojrzenie.

- Podejdź, wrono. Powoli, i z uniesionymi rękami. Tylko ty.

Krzaki za Crayem zaszeleśliły, i ze złotego listowia wyłonił się wpierw wielki róg, a potem przednia połowa jednorożca. Klanowcy zamarli jak solne słupy, Eivor westchnęła z podziwem, a Nils Flint cofnął się krok w tył i wyrwał z pochwy miecz.

Alraun obejmowała długimi nogami kark olbrzyma. Za udem chowała włócznię, przyciskając ją do gęstego futra bestii.

- Woah! - westchnął Cray wyżej podnosząc ręce, jakby chciał rozepchnąć dwie żądne krwi grupy - Ja wiem, wielkie, brzydkie bydle, ale nie ma co się tak od razu unosić. Jechałem na nim i wcale nie jest takie straszne…

Spojrzał na Alraun wściekle. Po co wyłaziła? I dlaczego do ciężkiego grzyba nie próbowała nawet uspokoić swoich?

- Wszyscy mamy swoje zadania - powiedział głośno spoglądając to na skagosów, to na klanowców - Jeżeli tu poginiemy przez głupie nieporozumienie, to kto je za nas wykona, co?

Zaczął się zastanawiać, gdzie ten sławny mir się chowa w jego małej osobie, bo chyba najwyższa pora by się okazał. - Skoro wasze zamiary takie szlachetne, nie będziecie mieć nic przeciwko wyłuszczeniu ich naszym wodzom - wycedził Nils.

- Powiedz Nilsowi z klanów - odparowała cierpko Alraun - że tak samo jest gościem na ziemiach Straży jako i my. I jeśli komukolwiek mamy się tłumaczyć, to wronom... przypadkiem jedną tu mamy. Myśmy rzekli, czego tu szukamy... a wy nie. Coś mnie się zdaje, Nilsie z klanów, że szukacie guza.

Cray miał ochote wrzeszczec i tupać, jak mała dziewczynka za ulubioną lalką. Dlaczego ludzie nie mogą się po prostu dogadać? Z doświadczenia Morghane'a wynikało, że większość wojen by się po prostu nie wydarzyło, gdyby przywódców wrogich sił zmusić do rozmowy i poważnego rozważenia plusów i minusów wzajemnego zażynania swoich ludzi.

Oczywiście gdyby przywódcy nie byli tępymi, krwiożerczymi pajacami. Na tę myśl się skrzywił. Nie lubił pajaców. Pajace byli niepokojący.

- Jak już stwierdziłem, na rozkaz mych przełożonych ja i moi towarzysze szukamy Lady Alysy Qorgyle - rzekł łagodnym tonem urodzonego dyplomaty. nie naciskał, by Nils opowiadał i swoich planach życiowych. Zbyt dużo wiedzy mogło prowadzić do rozlicznych wrzodów i chorób objawiających się nożem we flakach - Nic więcej dodawać nie trzeba. nie szukamy zwady. Chcemy tylko młodą damę odnaleźć całą i zdrową, i w takim stanie wrócić ją ojcu.

Nils Flint wziął głęboki oddech, zanim jednak zdążył go spożytkować, Eivor spojrzała głęboko w oczy Craya i wybuchnęła słodkim szczebiotem, jakiego nie powstydziłby się pierwszy, a więc najważniejszy skowronek po długiej zimie.

- Jest takiii wielkiiii! Pewnie silny jak tysiąc olbrzymów! - zachwyciła się ekstatycznie i po dziecięcemu, i po dziecięcemu wskazała skagoską bestyję małym, szczupłym paluszkiem. Alraun z letka przytkało, a Cray już wiedział, dokąd zmierza ten zachwyt, co najmniej w połowie udawana.

- Ma takie grube futro! To on czy ona? - Eivor jechała bez trzymanki i rozpędzała się coraz bardziej. - Nie gryzie? Mogę go dotknąć?

I zanim Skagosi zdążyli ustalić swoje stanowisko, a Nils zaprotestować, jasnowłosa dziewoja odłożyła na ziemię swoją broń i z uniesionymi rąkoma zaczęła iść w stronę Craya i skagoskiej bestii za nim. Cały czas się uśmiechała, choć Skagosi mierzyli w nią z łuków, klanowcy mierzyli w wyspiarzy, a jedynym bezbronnym w tym towarzystwie oprócz niej był Cray. Uśmiechała się, choć ciemne oczy miała poważne.

Cray uśmiechnął się szeroko. Gdyby w towarzystwie był jakiś dalekomorski podróżnik, rozpoznałby pewnie w tym uśmiechu coś z szerokiego wyszczerzu pewnego morskiego drapieżnika.

- No nie wiem, czy aż stu olbrzymów, ale nie da się ukryć, że nasz jednorożec jest bestią raczej imponującą - zaśmiał się radośnie i ustąpił lekko w bok, odsłaniając dziewczynie widok, jednocześnie odwracając się tyłem do jej pobratymców. Machnął szeroko, ledwo obejmując owym machnięciem ogrom stworzenia, które prezentował sobą wierzchowiec Alraun - Wielki jak taran i niestety dorównuje mu inteligencją. Chociaż Pani Alraun twierdzi, że się nie znam i pod tą grubą skórą kryją się niezgłębione tajemnice, o których maestrom się nie śniło.

Jakby nagle olśniony skierował rozentuzjazmowane spojrzenie, na dziewczynę.

- Może chcesz, moja droga się na niego wspiąć? Nie jest to może najwygodniejszy środek transportu, ale wrażenie jedyne w swoim rodzaju - spojrzał na dosiadającą jednorożca skagoskę - Alraun ci pomoże, moja pani, prawda Alraun?

Dobrze wiedział, że będzie wtedy musiała opuścić włócznię i, że Nils nie będzie tak skory do ataku, gdy ślicznotka znajdzie się nieuzbrojona na liniii ognia.

- Naprawdę, naprawdę mogę? - jęknęła Eivor przeciągle, nadal z uśmiechem trzpiotki przyklejonym do twarzy. Alraun miała nietęgą minę i chyba się zastanawiała, co ma poczynić z tym fantem.

- Usłużysz mi ramieniem, bracie - paplała Eivor Liddle. Alraun skonfudowana opuściła włócznię i zatknęła ją za pas.

- Słuchaj mnie uważnie, wrono - wyszeptała Eivor już zupełnie innym tonem, gdy Cray zaczął się sposobić do podsadzania jej wdzięków na jednoroga. - Nils to dobry człek, ale twardogłowy jak mało kto. Zgódź się gadać ze Starym Flintem. A ja zadbam, żeby z nim przyszedł nasz wódz. Anton Liddle nie ma tu osobistej sprawy i będzie przychylniejszy. Zrób to, bo jatka będzie. No, to dajesz! - krzyknęła radośnie na koniec i złapała w garść pęk długiej sierści.

Morghane zupelnie niepotrzebnie jedną ręką wsparł jędrne pośladki dziewczyny. Mógł zostać przy udostępnieniu swych mocarnych ramion w roli schodka, ale co z tego by miał za frajdę? Co macnął, to jego.

Odwrócił się do skonsternowanych klanowców, otrzepując ręce.

- No dobrze, Panie Flint, widzę że mimo dobrych chęci stoimy w impasie - westchnął, przeczesując rzednącą czuprynę - Spotkam się z waszym dowódcą, jeżeli to ma przyspieszyć sprawę.

Eivor z niebotycznych wyżyn grzbietu bestii wydawała z siebie odgłosy świadczące o wielkim szczęściu. Nils Flint przygryzał wargi. Tłumaczący całe zajście Borroqowi wojownik naciskał szeptem, że wódz chce wiedzieć, co Cray zamierza.

Flint potarł czoło dłonią.

- Poślemy po niego...

- Ja pójdę - zadeklarowała Eivor i zsunęła się po kudłatym boku.

- ... ale złożycie broń - dodał Flint.

Alraun warknęła coś bardzo niepochlebnego, ale patrzyła na Craya.

Cray starał się zakomunikować Alraun spojrzeniem i skinieniem głowy, że dogadanie się z tymi tutaj spiętymi dupkami leży w ich najlepszym interesie.

- Panie Flint - znów zwrócił się do rozmówcy - Moi towarzysze niezwykli są rozstawać się z bronią nawet kiedy śpią - wzruszył ramionami - Taka ich fantazja z dziada pradziada. Jeżeli chcesz by zrobili to dla ciebie, musisz okazać dobrą wolę - klepnął jednorożca w kark i od razu pożałował. Z brudnego futra uniosła się chmura robactwa. Odstąpił więc rozmyślnie dobrych parę kroków w stronę klanowców - Jeżeli jest w ogóle jakaś szansa, że Alraun i jej ludzie rozstaną się ze swoją bronią, to tylko jeżeli ty i twoi ludzie zrobicie to samo. Inaczej - rozłożył ręce bezradnie.

Alraun musiała uznać, że sytuacja dojrzała do tego, by wyrazić dobitnie swoją wolę. Zsunęła się z grzbietu bestii i stanęła obok Craya.

- Nie złożymy broni - oznajmiła twardym głosem. - Każdy Rork żyje i umiera ze swoim ostrzem, tak nas składają na pogrzebowych stosach. Ale przysięgnę na starych bogów, że nie dobędziemy ich na tych tu i ich wodzów, jeśli ten tu - wskazała na Nilsa - przysięgnie to samo.

Flint zagryzł wargi. Jasna czupryna Eivor Liddle zniknęła już w zaroślach.

- I ja przysięgam - Morghane dodał swoje trzy złamane grosze. Tym razem z pełną powagą swego wątpliwego majestatu - Na mój honor jako strażnika, na starych bogów i nowych, jakem Morghane Cray ręczę za Rorków, to godni ludzie, choć trochę dziwni - uśmiechnął się krzywo, ale w jego słowach brzmiała szczerość.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline