Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2013, 17:51   #254
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Krypty, co widać było na pierwszy rzut oka (nawet niewprawnego) były od jakiegoś czasu siedzibą ghuli, co było i widać, i czuć.
Aż dziw, że ani wieśniacy, ani tym bardziej szlachetni wittgensteinowscy rycerze, nie zabrali się za wyplenienie tego paskudztwa. Niemożliwą wszak było rzeczą, żeby nie wiedzieli o takim niezbyt szlachetnym sąsiedztwie.

- Jakiegoś kapłana trzeba by sprowadzić - mruknął Konrad, widząc w jakim stanie są miejsca spoczynku doczesnych szczątków kapłanów - by ponownie poświęcił te krypty.

Konrad i religijność chadzali niekiedy różnymi drogami, ale takie zbezczeszczenie wywołało jego oburzenie. I nie wiedział, czy gorsze były nierozumne ghule, czy też ludzie, którzy aż tak przestali dbać o przybytek Sigmara i groby dawnych wittgendorfskich pasterzy.
Po zdobyciu zamku z pewnością znajdzie się dość złota, by kapłana jakiegoś sprowadzić.


To, że w ostatniej krypcie ghule nie załatwiały swoich potrzeb, zdecydowanie Konrada zaskoczyło. Podobnie jak i to, że drużynowe czarne owieczki - złodziejka i oczajdusza Markus - zatrzymali się przed wejściem do wspomnianej krypty, całkiem jakby natrafili na niewidoczną dla oczu Konrada ścianę. I nie tylko oni zostali zatrzymani, jak się po chwili okazało.


Zaklęcie jakieś czy błogosławieństwo nie przepuściło części drużyny przez niewidoczną granicę, dzielącą miejsce spoczynku walecznego rycerza od pozostałej części podziemi?

Czym ja zasłużyłem na ten zaszczyt?, przez moment zastanawiał się Konrad, nijak nie potrafiąc w swym zachowaniu dostrzec zbyt wielu zasług.
Ale wszedł i jako pierwszy dostrzegł piękny miecz, leżący za grobem mężnego wyznawcy Sigmara.
O tym, że był piękny, przekonał się prawdę mówiąc dopiero wówczas, gdy go wyciągnął z pochwy. O ile kolczuga była zżarta przez rdzę, o tyle miecz lśnił jakby dopiero co wyszedł z pracowni mistrza, który go stworzył.

- Walczyłeś z Chaosem, a teraz, na twoim podwórku, zło się zalęgło - powiedział Konrad pod adresem rycerza, Siegfrieda von jakiegoś tam, jak ponoć ktoś napisał na tabliczce opisującej grobowiec. - Oddam, jak wypędzimy zło z zamku Wittgensteinów - obiecał, zamieniając miecz rycerza na swój.

***

- Ktoś wylazł, utłukł trupojada, a potem sobie poszedł. - Wskazał na tunel, prowadzący z krypty gdzieś w siną dal. - Ciekawi mnie, dokąd prowadzi, ale nie na tyle, żeby iść tam i sprawdzać. A nuż ten ktoś potraktuje mnie tak samo, jak tego ghula.

Tunel wyglądał na wykopany ręczni i na dodatek dość świeży. Poza tym nie mógł prowadzić zbyt daleko. Ale po drugiej stronie mogła czekać nader nieprzyjemna niespodzianka, ale Konrad nie bardzo chciał mieć rozwalony łeb. Takie przyjemności nader często kończyły się wizytą na cmentarzu.

- Ciekaw jestem - dodał - czy tunel wykopał jakiś zdesperowany jenić ghuli, bo o kim takim wspominano, czy też dokopał się tutaj ktoś z zewnątrz.

***

Zmiana planów, związana ze "zdradą" Gomrunda, w najmniejszym nawet stopniu nie przypadła Konradowi do gustu. Wzięci z zaskoczenia zakuci w blachy wojacy nie powinni stanowić zbyt wielkiej przeszkody dla zjednoczonych sił damsko-męskich tudzież ludzko-krasnoludzkich. Ale skoro krasnolud posłuchał podszeptów Sylwii i wypiął się na wcześniejsze plany - cóż można było zrobić? Po prostu odłożyć wspaniałe plany na później, a teraz siedzieć jak ofermy w krzakach, dość odległych na dodatek od chaty medyka, jako że bliżej podejść nie mogli, jeśli nie chcieli się rzucić w oczy każdemu, kto w nieszczęsnej wiosce spać nie może z takiej czy innej przyczyny. Do baby nie swojej któryś polezie, albo na inny głupi pomysł wpadnie,i jak nic zoczy grupkę obcych zoczy, których być tu nie powinno.
Eh, Sylwia i jej pomysły. Życie zdecydowanie było prostsze bez babskich fanaberii.

Siedzenie w krzakach opłaciło się o tyle, że dzięki temu właśnie udało się Konradowi ujrzeć dziewkę, co z lasu biegła, o dziwnej nie da się ukryć porze dnia, czy raczej nocy. Uciekała raczej, sądząc po tym, że w ślad za nią bieżeli czterej wojacy.
A sądząc z kierunku, w jakim biegła, była to Hilda, wnuczka młynarza, o której to dziewczynie mówili wiele i Hans, i Sylwia.
I komu tu pomóc? Sylwii, która z każdej opresji wyślizgnąć się potrafiła, czy Hildzie, która w opałach się znalazła?

- Ratujmy Hildę! - Konrad trącił Gomrunda w ramię, wskazując równocześnie w stronę, gdzie znajdowała się biegnąca.
Po czym ruszył biegiem w stronę młyna.
 
Kerm jest offline