Jakiś czas temu.
Kolejna asteroida o mało co nie nie trafiła w statek.
- Masz swój skrót! Zachciało ci się lecieć koło Cortur. - kolejny gwałtowny unik - Surlun! - przeklął
pilot - Mówiłem normalną trasą to ty niee….
- Skup się na sterowanie a nie tam ględzisz! - krzyknął Vincent z tylniej kabiny.
- Oo może ty chcesz przejąć ster jak takiś mądry?!
Jeszcze kilka uników, kilka otarć i udało im się wylecieć z pasa asteroid, jeden z ekranów w kabinie pilota pokazywał uszkodzenie jednego z silników.
- O o mamy problemy. - krzyknął z kabiny pilota.
Vincent podszedł do niego i zapytał się:
- Co jest?
- Jeden z silników jest uszkodzony, musimy lądować.
- To ląduj.
- Będzie “trochę” trzęsło, a poza tym to tej planety nie ma na mapie.
- No pięknie…
- Idź lepiej zobacz co z naszym więźniem a potem zapmnij pasy.
Vincent poszedł do luku bagażowego w którym stała wielka stalowa cela, zajrzał do środka przez szybkę,
osobnik którego schwytał dalej znajdował w śnie wywołanym na potrzeby podróży. Był to członek rasy Lorpek, za którego głowę wyznaczono 1.000.000 wspólnych kredytów. Na wspomnienie walki z nim Vincentowi odechciewało się tej roboty, ale ktoś ją musiał robić…. poza tym lubił to nawet w pewnym sensie.
Po sprawdzeniu Lorpeka, zabezpieczeń i czy wszystkie systemy celi są sprawne poszedł na swoje miejsce i zapiął pasy.
- Gotowe, możesz wchodzić w atmosfere. - powiedział przez komunikator.
Kiedy statek wszedł już w atmosferę, rozległ się wybuch.
- To ten silnik, spadamy. Cholera wyrwało kadłub w ładowni. Trzymaj się! - rozległ się głos pilota przez głośniki.
Pojazdł wszedł w straszne turbulencję, włączył się alarm.
- Surlun! Przygotuj się n…
Obecnie.
Kiedy Vincent się obudził wszystko go bolało. Odpiął się po czym upadł, okazało się że “wylądowali” dachem do dołu. Był jeszcze w lekkim szoku, sprawdził czy jest, poza kilka zadrapaniami nic mu nie było, ruszył w stronę kokpitu sprawdzić co z jego kumplem.
- Glorb. Żyjesz? - zawołał.
Kiedy wszedł do pomieszczenia zobaczył półprzytomnego Niberra, osłony dziobowe były opuszczone przez co było tu ciemno, tylko kilka sprawnych lampek dawało jakieś oświetlenie.
- Żyję, żyję... jeszcze.
- Możesz się ruszać?
- Chyba mnie nie doceniasz. Idź lepiej zobacz co jest na zewnątrz, ja zaraz zajmę się statkiem.
Vincent skinął głową, po czym ruszył w stronę luku bagażowego. Tak jak Glorb wspominał, w kadłubie była spora dziura, niestety celi z więźniem też niema.
- Kurwa.
Wrócił szybko po swoje rzeczy i wyszedł na zewnątrz czekał go tam ciekawy widok.
- Glorb, jeśli coś poważnego z statkiem to uruchom sygnał ratunkowy, nie ma ani Lorpeka ani perspektyw na szybkie zdobycie części zamiennych.